Obudziłem się przed 11 i pierwsze co wziąłem BlackBerry do ręki. Spojrzałem na wyświetlacz, 27 luty - poniedziałek. W tym momencie lekko się przeraziłem, bo ta data oznaczała, że w czwartek są urodziny Janette. W związku z tymi wszystkimi przygotowaniami, zapomniałem o nich, ale miałem jeszcze trochę czasu żeby coś wymyślić.
Poszedłem do Shannona:
- Wiesz co jest za 3 dni? - spytałem.
- Czwartek - odpowiedział brat i patrzył na mnie jak na idiotę.
- A data?
- 2 marzec - odpowiedział.
- No właśnie, 2 marzec - pokiwałem głową. W tym momencie Shann zdał sobie sprawę z tego o co mi chodziło.
- Janette ma w czwartek urodziny - krzyknął.
- Nie drzyj się baranie, wiem to. Przypomniałem sobie o tym jakieś 20 minut temu.
- Wymyśliłeś coś?
- Ciekawe kiedy - zapytałem z ironią. - Nie, ale tak myślę czy jest sens kombinować. Ona ma dopiero 11 lat i hucznej imprezy nie potrzebuje, a nawet jakbyśmy chcieli to się w internacie nie zgodzą na takie coś. Pojedziemy, spędzimy z nią cały dzień. Podejrzewam, że się ucieszy. W obecnej sytuacji wystarczy jej jak nas zobaczy.
- Jak dla mnie ok, a tort?
- To ja jadę w takim razie do cukierni.
- Tylko bez żadnych szaleństw jak dla Tomo, rozumiemy się? - spytał perkusista.
- Ok, postaram się - odpowiedziałem i wyszedłem.
Pojechałem do cukierni. Pani która tam pracowała była bardzo miła i mi pomogła. Oczywiście cały czas pamiętałem o tym, że tort ma być "normalny" jak to powiedział mój brat i czekoladowy, bo mała takie uwielbiała. Wróciłem do domu po prawie 2 godzinach.
- Zgubiłeś się człowieku? - przywitał mnie brat. - Emma Cię szukała, jest w salonie.
- Aha - odpowiedziałem i udałem się w tamtym kierunku.
- Słucham Cię Moja Droga, o co chodzi? - zapytałem.
- Chciałam Ci tylko przypomnieć, że w czwartek masz spotkanie z ...
- W czwartek nie mogę - przerwałem jej.
- Ale to ważne.
- Ważne to są urodziny Janette.
- Jared, ja rozumiem tylko, że Ty musisz iść na to spotkanie.
- Ja ewentualnie mogę na nie iść. Tyle, że w czwartek akurat nie mogę.
- Ale ... - co jak co, ale była uparta.
- Proszę Cię przełóż to, najlepiej na piątek popołudniu.
Spojrzałem na nią była zła, lecz nic nie mogłem zrobić. Zespół był ważny, ale Janette była najważniejszą osobą w moim życiu. Nie mogłem ciągle jej olewać za przeproszeniem, tym bardziej w jej urodziny. Nie widziałem jej od dwóch miesięcy. Normalni ludzie tak nie robią, tak tylko ja nie jestem normalny, pomyślałem.
Po godzinie do mojego pokoju przyszła Emma:
- Przełożyłam to spotkanie na piątek, na 15 tak jak chciałeś. Fred nie był zadowolony, ale się zgodził.
- A co mu powiedziałaś?
- Że masz coś innego do załatwienia i się nie wyrobisz.
- Dziękuję ci bardzo. Jesteś nie zastąpiona.
- Wiem - uśmiechnęła się.
- Będę Ci potrzebna do czwartku? - zapytała.
- Nie, chyba nie.
- To dobrze, biorę wolne w takim razie. Zajrzę w piątek około południa. Złóż malej życzenia ode mnie, pa.
- Cześć.
Emma wzięła wolne? Moja Emma, moja asystentka? To znaczy, że będę miał spokój do piątku, uśmiechnąłem się triumfalnie.
Postanowiliśmy z Shannonem, że wyjedziemy w nocy, będziemy na miejscu rano i zrobimy jej niespodziankę. Zajechaliśmy na miejsce przed 8. Weszliśmy do jej pokoju najciszej jak się tylko dało, a później:
- NIESPODZIANKA! - krzyknąłem.
- Wszystkiego najlepszego! - zawtórował mi brat.
Janette się obudziła, patrzyła na nas zupełnie zaskoczona. Wstała uściskała mnie, potem Shannona
- Dziękuję - powiedziała.
- I jak zadowolona? - spytałem biorąc ją na kolana.
- Tak, bardzo. Nie myślałam, że przyjedziecie.
- No widzisz, jesteśmy nieprzewidywalni - wskazałem na siebie i brata.
- Młoda czas pomyśleć życzenie i zdmuchnąć świeczki.
- Ooo tort - uśmiechnęła się. Patrzyła na niego i się zastanawiała, po czym go zgasiła.
Dalsza część dnia przebiegła dość zabawnie. Shannon bawił się z dziećmi, co było przeurocze, a ja z małą poszedłem na spacer po okolicy. Była szczęśliwa, że przyjechaliśmy. Jak patrzyłem na to, jak się uśmiecha to aż żal było mi powiedzieć, to co musiałem, ale chciałem żeby wiedziała czemu nie będziemy się widzieć dłużej niż dotychczas.
Szliśmy sobie, gdy powiedziałem:
- Kochanie, bo jak wiesz zaczynamy w niedzielę trasę koncertową. Wiem, że już teraz rzadko się widujemy, ale teraz to może być jeszcze rzadziej.
Spojrzałem na nią miała minę 2-letniego dziecka, które za chwilę miało się rozpłakać. Leto, ale żeś urządził jej urodziny, pogratulować.
- Ej, nie płacz. Przepraszam, że powiedziałem Ci to właśnie dzisiaj, ale uznałem, że musisz wiedzieć. - Nadal na mnie patrzyła i nic nie mówiła, ale za to ja postanowiłem kontynuować. - Tutaj w tej szkole istnieje możliwość żeby dzieci zostawały na wakacje. Co Ty na to żebyś tu została? Przynajmniej nie będziesz się nudzić. Nie mogę zabrać Cię w trasę, a w domu sama siedzieć nie możesz. Obiecuję, że zabiorę Cię stąd w lipcu lub sierpniu, dobrze?
Patrzyłem na nią, jej wyraz twarzy się zmienił. Nie była już smutna.
- Obiecujesz? - zapytała.
- Tak, przysięgam.
- To mogę tu zostać - przytuliłem ją mocno do siebie.
Ruszyliśmy po chwili w drogę powrotną do szkoły, a ja nie mogłem wyjść z podziwu jakie mam mądre i posłuszne dziecko, ale do czasu posłuszne - pomyślałem, za cztery lata już aniołkiem nie będzie.
- Gdzie tak długo byliście? - spytał Shannon, gdy weszliśmy do budynku.
- A tu i tam.
Wyciągnąłem telefon, była 17 to oznaczało, że niebawem musieliśmy się zbierać. Janette poszła się pobawić, a my udaliśmy się na pogawędkę z Panią dyrektor.
- Mała tęskni za Panem.
- Wiem, ja za nią też.
- Nie mógłby Pan częściej przyjeżdżać?
- Chciałabym, ale rzecz w tym, że teraz będę to robił jeszcze rzadziej, bo ruszamy w trasę koncertową. - Pani Barbara Weck tylko na mnie wymownie spojrzała. - Tak, wiem co Pani myśli. Jak się ma dziecko to się nim zajmuje, a nie zakłada zespół i jeździ w trasy koncertowe. Mogę mieć obie rzeczy, fakt że to nie jest najlepsze rozwiązanie, ale idealnie być nie może.
- Panie Jaredzie, każdy robi to co lubi. Pan spełnia swoje marzenia i ja to jak najbardziej rozumiem, ale tutaj nie chodzi o mnie. Ja Panu broń Boże nie zarzucam, że jest źle wychowana, bo ma Pan dla niej teraz mało czasu. Nie myślę źle o Panu, bo ma Pan zespół i Janette zeszła na drugi plan.
- Ona nigdy nie zeszła na drugi plan i nie zejdzie. Mimo wszystko jest dla mnie najważniejsza.
- Dobrze, chciałam tylko powiedzieć, że ona tęskni. Jest mała.
- Ja jej to tłumaczyłem. Wie Pani mi też nie jest łatwo, ale staram się jak mogę.
- A czemu Janette nie jest z matką? Przepraszam, że o to pytam to nie jest moja sprawa.
- Tego tematu wolę nie poruszać.
- Nie było pytania. Jest już późno, a Panowie pewnie chcą z Nią spędzić jeszcze trochę czasu.
- Dziękujemy - wyszliśmy. Pani dyrektor weszła na grząski grunt, ale dobrze że nie drążyła tematu.
Poszliśmy do pokoju małej, a ona leżała już w łóżku.
- Poczytasz mi? - spytała.
- Jasne.
Czytałem i czytałem, a Janette nie mogła zasnąć. Wiedziałem oczywiście czym to jest spowodowane. Przytuliłem ją mocniej do siebie. Shannon wskazał na zegarek, dochodziła 21. Nie przypuszczałem, że minęło już tyle czasu. Odłożyłem książkę, bo wiedziałem, że tym sposobem nic nie zdziałam. Zacząłem opowiadać jej bajkę, po jakimś czasie spojrzałem na nią. Miałem mówić dalej, ale spała. Odciągnąłem ją delikatnie od siebie przy czym usłyszałem ciche mruczenie, na co uśmiechnąłem się pod nosem.
- Niedługo przyjadę po Ciebie, obiecuję. Kocham Cię - szepnąłem jej do ucha, pocałowałem w policzek i wyszliśmy stamtąd.
Wychodząc na dwór wziąłem głęboki oddech.
- Powiedziałem jej o trasie - rzekłem do brata, gdy wracaliśmy do domu.
- Co ona na to?
- Poza tym, że się rozpłakała to ok. Przyjęła to po chwili i zrozumiała.
- No widzisz.
- Taa... a ja czułem się jak skończony dupek.
- Braciszku nie martw się, ona jest już duża, da sobie radę. Dobrze ją wychowałeś skoro rozumie takie rzeczy.
- Starałem się.
- Jestem z Ciebie dumny - powiedział Shannon.
Patrzyłem na niego z zaciekawieniem, nie wiedziałem do końca o co mu chodzi.
- Jak Janette się urodziła, nie przypuszczałem, że dasz sobie radę z wychowaniem dziecka, ale idzie Ci to świetnie - mówił dalej. Ruszyłem znacząco brwiami.
- Też na początku nie wiedziałem czy dam sobie radę, ale nie byłem z tym sam do czasu. Miała tylko mnie to jakoś musiałem.
Widziałem, że brat chciał jeszcze coś powiedzieć i nawet wiedziałem o kim, ale sobie odpuścił i tak też resztę drogi spędziliśmy w ciszy.
_______________________________________________________
Wiem, że dodałam nowy rozdział 2 dni temu, ale to jest rekompensata za to, że poprzednie były krótkie.
Teraz już wszystkie będą dłuższe, no poza jednym czy dwoma :P
Claudia dłuższy rozdział specjalnie dla Ciebie <3
Pzdr. Żaneta
Jejuś, jejuś, rozdział dla mnie! Awww, dziękuję! :3
OdpowiedzUsuńNo to może od początku? Długość jest ok., akurat w sam raz na przerwę w lekcjach :P
Co do treść - według mnie nadal jest za mało opisów, ale z czasem pewnie będzie się to pojawiać ;) Nikt nie urodził się mistrzem, nie? :D
Janette bardzo dobrze wszystko przyjmuje, aż mnie to zadziwia xD Rozumiem, że spokojne dziecko? Bo popłakała sobie, popłakała, a tak to była spokojna.
Fajny pomysł z tymi urodzinami :)
Nadrabiam z długością :)
UsuńA jeśli chodzi o treść, to osobiście wolę dialogi :D
Niby spokojne, ale w końcu ma tylko 11 lat. Potem się troszeczkę zmieni, dojrzeje.
Opis urodzin to był spontan, ale jak już napisałam to postanowiłam go wkleić w rozdział :)
Cały czas myślę o co chodzi z tą mamą Janette :x, weź im powiedz, że za niedługo mam urodziny i też chcę taką pobudkę! :3
OdpowiedzUsuńNie Ty jedna :D Historia matki Janette była wymyślona wraz z pierwszym rozdziałem.
UsuńTaką pobudkę na urodziny to co najwyżej ja mogę Ci zaserwować <3 ale może uda mi się ich przekonać żeby wybrali się ze mną :)
rozdziały oba, przyzwoite :) fajnie się czytało. Szkoda tylko, że pominęłaś urodziny Jareda, sylwka, walentynki i takie tam, ale domyślam się że zmierzamy do etapu kiedy mała J. będzie już nastolatką i da tatusiowi popalić. Czekam też na wątek matki z niecierpliwością!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
o Walentynkach to nawet zapomniałam ;/ Dobrze myślisz, nie będę zaprzeczała :) Fakt, że długa droga do tego, ale trzeba przebrnąć przez to. Szanowana Pani Mamusia, która wzbudza powszechne zainteresowanie :D
UsuńJeeeejuuu! Też chcę taką pobudkę! ;D I wiesz co? też uwielbiam tort czekoladowy♥ Jestem dumna z małej, że taka dzielna jest i sobie radzi. Ale coś czuję, że za kilka lat (wiek gimbazjalny i te sprawy xd) Janette nieźle sie tatuskowi odwdzięczy za to... ;p Shanimal bawiący się z dziećmi... WYMIĘĘEKŁAM! ♥ Ale serce mi pęka jak sobie pomyślę, że mała będzie tam siedzieć bez tatuśka i to w wakacje... Myślę, że gdyby tak było naprawdę i gdyby Echelon dowiedział się, że dziecko Jareda ma zostać w szkole, bo on jedzie w trasę to:
OdpowiedzUsuń1. Jarkowi by się od Echelonu dostało... ;p
2. Na bank większość zaoferowałaby opiekę nad tym dzieciaczkiem :D Oczywiście Jay nie oddałby swojego dziecka komuś tam pod opiekę (no bo kto by tak zrobił na jego miejscu), ale propozycje by się posypały na bank. I pewnie milion projektów by dla niej powstało :)
Kto by nie chciał takiej pobudki :D
UsuńJa też uwielbiam tort czekoladowy ♥
Grzecznym dzieckiem wiecznie być nie można ^^
Jared podjął taką decyzję (z zostawieniem małej w szkole na wakacje i ogólnie z tym, że chodzi do szkoły z internatem) z pewnych powodów.
Wyobraziłam sobie Shannon'a bawiącego się z dziećmi. Awwwwwww *___*
OdpowiedzUsuńInteresuje mnie strasznie co z tą matką Małej. Ujawniaj ją jak najszybciej no! :)
Kiedyś na pewno już ujawnię :D
UsuńKocham Cię, mój mały pisarzu. <3
OdpowiedzUsuńNie dokończyłam tego rozdzału xD wiem jestem straszna, ale jak miał być komentarz to piszę. No to tak. Chociaż to początki, to piszesz naprawdę dobrze, nawet za dobrze :< XD
OdpowiedzUsuńJay i Janette są tacy cute że o matko! <3 Jutro zapewne przeczytam wszystko xD <3 KOCHAM KOCHAM KOCHAm!!!
Nie wiem czy jest aż tak dobrze, ale ok :)
UsuńOj tak czasami potrafią być słodcy.
Czytając dalej, a szczególnie ostatnie rozdziały możesz się trochę zdziwić.
<3