30 lipca 2013

31. I'm pregnant.

Jennifer wróciła do Nowego Yorku, a ja zostałem sam. Próbowałem przemówić Shannonowi do rozsądku, ale to nie przynosiło skutków. Powoli już kończyły mi się pomysły, a on ciągle brał. Chciałem mieć go na oku, więc zacząłem wieczorami wychodzić razem z nim, ale to nic nie dawało. Jego nie dało się pilnować, ma 24 lata i nie jest dzieckiem. 
Na początku marca mieliśmy przerwę w kręceniu, więc pojechałem do Jen.
- Fajnie, że wróciłeś - uśmiechnęła się szeroko.
- Też się cieszę - pocałowałem ją.
- Jak tam Shannon? - zapytała z troską.
- Bez zmian. Nie potrafię mu pomóc, a mama udaje, że nic nie widzi. No co ja mam zrobić? Wysłać go na odwyk czy jak.
- To byłaby ostateczność chyba. 
- Dobra, nie rozmawiajmy o tym. Chcę się Tobą nacieszyć zanim znowu wyjadę - pociągnąłem ją w stronę sypialni. 
Następnego dnia razem z blondynką postanowiłem wybrać się na uczelnię. Od razu zauważył mnie dziekan. 
- Panie Leto jak miło, że się Pan pojawił. Zamierza Pan tutaj wrócić?
- Za miesiąc - odpowiedziałem. 
- Zdąży Pan się przygotować do egzaminów? Szkoda byłoby stracić rok.
- Tak, wiem. Postaram się.
- Mam nadzieję, że Pan sobie poradzi.
Ja też mam taką nadzieję, przemknęło mi przez myśl.
- Dziękuję.
- Nad czym tak myślisz? - Jen pomachała mi ręką przed oczami.
- Za dużo mam rzeczy na głowie. Serial, Shannon, szkoła i Ty, bo nie chciałbym żebyś czuła się zaniedbana. 
- O mnie się nie martw - pogłaskała mnie po policzku.
Tydzień w Nowym Yorku minął bardzo szybko. Wróciliśmy na plan i wszyscy wzięli się za pracę. Niecały miesiąc później zdjęcia się skończyły. 
- Jestem w szoku. Nigdy nie udało się skończyć niczego przed czasem, a teraz taka niespodzianka - powiedział jeden z reżyserów. - Wieczorem jest impreza, macie być na niej wszyscy.
- Możemy porozmawiać? - podszedłem do reżyserki.
- Tak, oczywiście.
- Chciałem powiedzieć, że nie będzie mnie wieczorem.
- Znowu brat?
- Też, ale muszę wracać do Nowego Yorku.
- Przekaż mu, że świetnie się spisał na planie.
- Dobrze, dziękuję.
Shannon zagrał epizodyczną rolę w serialu. Przynajmniej na chwilę zajął się czymś poza braniem narkotyków. Popołudniu pojechałem do Elliotta. Musiałem z nim pogadać, ale sam nie wiedziałem na co mam liczyć.
- Jest szef? - spytałem barmana. 
- Na górze.
Elliott miał własny klub. Właśnie tutaj Shannon spędzał niemalże całe dni, mimo że otwierali dopiero wieczorem, ale jako przyjaciel szefa miał specjalne względy.
- Siema.
- Jared? Cześć, stało się coś?
- Tak. Chodzi o Shannona - westchnął głęboko.
- Siadaj. Napijesz się czegoś?
- Nie, dzięki.
- Mów.
- Wiem, że nie masz nic przeciwko temu co on robi, ale błagam miej na niego oko. Ja muszę wracać na uniwersytet. 
- Dobra, ale niczego nie obiecuję. Jedź i się ucz. Powodzenia.
- Nie dziękuję, do zobaczenia. 
Miałem nadzieję, że Elliott chociaż trochę przypilnuje Shannona i, że jak tu niedługo przyjadę będzie jeszcze żył. Boże o czym ja myślę. 
- Myślałam, że wracasz za tydzień - powiedziała zaskoczona Jen, gdy zastała mnie w mieszkaniu.
- Szybciej skończyliśmy. Chodź tu - posadziłem ją sobie na kolanach.
- Weź już nie wyjeżdżaj nigdzie.
- Tego nie mogę ci obiecać.
- Ej! - walnęła mnie w ramię.
- Coś wymyślimy - pocałowałem ją.
Nie marnując czasu wziąłem się porządnie za naukę. Z upływem dni udało mi się zdać kolejne egzaminy. W końcu odebraliśmy dyplomy. Jedna rzecz z głowy.
- Jared, a może byśmy tak . . .
- Hmmm? - spojrzałem na nią.
- Pomyślałam, że moglibyśmy się przeprowadzić do Los Angeles. No bo Shannon i te Twoje filmy, seriale. Byłoby dużo łatwiej.
- Nie mogę wymagać od Ciebie żebyś wyprowadziła się na drugi koniec kraju z daleka od rodziców.
- A Ty się wyprowadziłeś. Uwolnienie się od nich dobrze mi zrobi.
- Jesteś tego pewna? - zapytałem po raz kolejny.
- Tak. Na 100%. Chcę się przeprowadzić dla nas, proszę - spojrzała mi prosto w oczy.
- Dobrze.
Nie byłem do końca przekonany, że to jest dobry pomysł, ale argument żeby zrobić to dla naszego związku zadecydował o przeprowadzce. W przeciągu paru dni pozałatwialiśmy wszystkie sprawy i spokojnie mogliśmy się wyprowadzić. We wtorek mieliśmy mieć samolot, więc w poniedziałek postanowiliśmy pożegnać się z naszym mieszkaniem.

- Rozumiem, że to wtedy mama zaszła w ciążę? - Janette uniosła lekko brwi.
- Tak. Raczej tak - młoda pokręciła głowa i się uśmiechnęła.
- Opowiadaj dalej.

Przez parę pierwszych dni mieszkaliśmy u mamy, ale bardzo szybko znaleźliśmy idealne mieszkanie i się wyprowadziliśmy.
- Mamo, a gdzie jest Shannon?
- Wyprowadził się.
- Jak to się wyprowadził?! - krzyknąłem.
- Normalnie.
- A kiedy?
- Dwa miesiące temu.
- Gdzie? - czułem, że coraz bardziej się denerwuję.
- Nie wiem. Wynajął mieszkanie. Stwierdził, że ma 24 lata i chce się usamodzielnić. 
- Chyba brać do woli, a nie usamodzielnić - powiedziałem nieco ciszej.
Wyobrażając sobie jak mój brat się usamodzielnia przeszedł mnie dreszcz. 
Wprowadziliśmy się z Jennifer do nowego mieszkania i stwierdziliśmy, że trzeba je odmalować. Wziąłem się za to od razu. Po 2 albo 3 dniach Jen zaczęła wymiotować. Myśleliśmy, że to od tej farby albo, że się czymś zatruła.
- Jestem - weszła do mieszkania.
- Co powiedział lekarz? - Spojrzałem na nią, miała zaczerwione oczy. - Ej słońce, co się stało? - przytuliłem ją mocno.
- Jared . . . ja . . . ja jestem w ciąży.
Otworzyłem buzię ze zdziwienia.
- Poważnie mówisz? - pokiwała głową. - Czemu płakałaś?
- Bo nie wiedziałam jak zareagujesz. 
- Cieszę się.
- Naprawdę? - spytała zaskoczona.
- Tak. A Ty nie? - przyjrzałem się jej uważnie.
- Ja też tylko . . . nieważne. 
Wziąłem ją na ręce i obróciłem się wokół własnej osi.
- Postaw mnie, bo znowu zrobi mi się niedobrze - ostrzegła mnie.
- No tak, przepraszam.
- Wariat - skwitowała.

- Przepraszam, że ci przerwę, ale jak babcia zareagowała na to, że będziecie mieć dziecko?
- Szukasz powodu, dlaczego się tak zachowuje wobec Ciebie?
- Yhym.
- Mama się ucieszyła.

Dwa tygodnie później wpadliśmy do niej obiad.
- Mamo chcemy Ci coś powiedzieć: zostaniesz babcią.
- Jesteś w ciąży? - zerknęła na Jen.
- Tak. 4 tydzień.
- Gratuluję - uściskała nas.
Myślałem, że mama będzie zła, ale dobrze, że się myliłem. Potem przyszła pora powiadomić rodziców dziewczyny.
- Hej mamo. Jest tam tata gdzieś?
- Jest.
- To zawołaj go i słuchajcie uważnie.
- Poczekaj, idę po niego.
- A może lepiej im nie mówić? - wyłączyła głośnik. 
- Teraz to już za późno. Najwyżej mnie zabiją - zaśmiałem się.
- Jesteśmy - odezwały się głosy po drugiej stronie.
- Zostaniecie dziadkami - w tym momencie zapanowała cisza.
- Mam nadzieję, że to nie jest głupi żart? - zapytał mężczyzna. 
- No coś Ty.
- No to ładnie.
- Oj tato nie przesadzaj.
- Jest tam ten Twój Jared gdzieś? - pokręciłem przecząco głową. 
- Nie ma go. A chcesz z nim porozmawiać czy go poćwiartować? - zapytała śmiejąc się.
- Muszę się jeszcze nad tym zastanowić.
- Gratulujemy córeczko - po drugiej stronie odezwała się Pani Christine.
- Dziękuję mamo. Muszę kończyć.
- Uważaj na siebie.
- Dobrze, paa.
- Mówiłem, że Twój tata będzie chciał mnie zabić.
- On nie mówił tego na poważnie, nie bój się.
- Mam nadzieję, bo chciałabym dożyć narodzin naszego dziecka. 
Pod koniec lipca wpadł do nas Shannon. 
- Gdzie Ty się do cholery podziewasz?!
- No młody też się cieszę, że Cię widzę - wszedł do mieszkania. - Cześć Jen. Gołąbki gratuluję Wam. Mama mi powiedziała.
- Dzięki.
- Napijesz się czegoś?
- Chętnie. Co Was skłoniło żeby się tu przeprowadzić? 
- Moje aktorstwo przede wszystkim no i to, że nie chciałem żeby Jen siedziała sama - powiedziałem pomijając jeden fakt.
- Ale to był mój pomysł - odezwała się dziewczyna.
Shannon został z nami na obiedzie.
- Bratowa mogę go zabrać na wieczór i na noc?
- Jeśli chce, to czemu nie - uśmiechnęła się. 
- Zbieraj się - spojrzał na mnie. - Korzystaj póki możesz, bo jak się dziecko urodzi, to już nie będziesz miał wolnego.
- Zostaniesz sama?
- Tak. Nic mi nie będzie. Idźcie - dała mi buziaka.
Gdy tylko wyszliśmy z mieszkania brat wyciągnął fajki.
- Mówiłeś Elliottowi? - zapytał.
- Nie. 
- A masz zamiar?
- Raczej nie.
- Jak wolisz - weszliśmy do klubu.
- Widzę, że udało ci się go wyciągnąć - powiedział zadowolony kumpel - chodźcie.
- Weszliśmy na górę i zaczęło się to czego najbardziej się obawiałem.
- Co chcecie?
- Ja dziękuję - powiedziałem.
- Oj Jared nie wkurwiaj ludzi pracujących - zawsze tak mówił, gdy był już porządnie nawalony. - Proszę - uformował długi, biały pasek. Czemu ja się zgodziłem wyjść z Shannonem. Cały wieczór i noc tak wyglądały. Teraz już wiedziałem czemu mój brat był w takim stanie. To po części była zasługa Elliotta. Do domu wróciłem przed południem.
- Shannon mówił, że zabiera Cię na wieczór i na noc. Nie wspominał nic o poranku - zatrzymała swoje spojrzenie - braliście coś, prawda? Tylko nie kłam - zaznaczyła.
- Braliśmy - usiadłem przy stole i oparłem głowę o blat.
- Jared . . .
- Wiem - uciąłem.
- Chcesz kawy? - pokiwałem twierdząco głową.
- Dziękuję - postawiła przede mną kubek.
Kilkanaście dni później sytuacja się powtórzyła i Jen już nie była taka łagodna. 
- Pozwalałam Ci na to, gdy byliśmy sami, ale teraz się na to nie zgadzam. Będziemy mieć dziecko Jared. Takie rzeczy nie mogą mieć miejsca. Zastanów się co robisz, bo ja nie będę tego tolerować.
- Dobrze.
Żyłem w takiej fazie, gdzie myślałem jedno, mówiłem drugie, a robiłem trzecie. Chcąc, nie chcąc miesiąc później sytuacja znowu się powtórzyła. Wróciłem do domu na lekkim haju i do tego w środku nocy budząc przy tym dziewczynę.
- Ty nie jesteś poważny - spojrzała na mnie.
- Skarbie.
- Idź spać. Porozmawiamy jak będziesz w stanie.
- Ale...
- Jared idź spać powiedziałam.
Obudziłem się w samo południe z okropnym bólem głowy. Wstałem i poszedłem do łazienki w poszukiwaniu tabletek. Ból minął, gdy zażyłem ich kilka, ale i tak czułem się fatalnie.
- Chciałaś wczoraj porozmawiać - usiadłem obok Jen.
- Pamiętasz - oj była wkurzona. - Posłuchaj mnie uważnie. Nie będzie takk. Raz, drugi, trzeci, to nie przejdzie. Nie jesteśmy już sami w tym związku i powinieneś się liczyć z pewnymi rzeczami. Zdecyduj się, albo narkotyki, albo ja i dziecko. Dłużej tak nie będzie.
- Co masz na myśli?
- Masz zdecydować czego chcesz. Radzę dobrze się zastanów - wstała i wyszła.
Brawo Jared, spierdoliłeś po całości. Siedziałem przez 2 godziny i myślałem. Wiedziałem czego chcę. Kochałem Jennifer i nie chciałem jej stracić, a do tego była w ciąży, więs strata byłaby podwójna. Miałem też na uwadze to jak kończą się spotkania z Elliottem. Drzwi do mieszkania się otworzyły, Jen wróciła.
- I co zdecydowałeś? - oparła się o ścianę. Nie wiedziałem co powiedzieć i od czego zacząć.
- Przepraszam - podszedłem do niej. - Przysięgam, że to więcej się nie powtórzy. Kocham Ciebie i to maleństwo. Nie chcę Was stracić. Nie gniewaj się na mnie - poczułem, że moje oczy robią się wilgotne, tylko się nie rozpłacz, pomyślałem.
- Wiesz co się stanie, jeśli to się powtórzy.
- Wiem. Zostaniesz ze mną? - podniosłem głowę i spojrzałem jej w oczy.
- Zostanę - pocałowała mnie.

________________________________________________________________
Przepisałam ten rozdział w rekordowym tempie, bo chciałam żeby był dodany jeszcze w lipcu i chyba mi się to uda. Fakt, że miał pojawić się w weekend, ale byłam trochę zajęta i nie dałam rady.
Na Jennifer odbiło się to, że kiedyś pozwalała Jaredowi bezkarnie brać. Jednak Jared się opamiętał i wszystko będzie ok. 
Jesteśmy już blisko końca, bo Jen jest w ciąży (blisko końca tej historii opowiadanej przez Jay'a Janette) :)
Wczoraj napisałam ostatni rozdział i już niebawem wrócimy do tego co było przed tym. Ja osobiście bardzo się cieszę, bo trochę zmęczyło mnie pisanie tego co było kiedyś. 
To chyba tyle, mam nadzieję, że nie ma błędów.
Pozdrawiam :)

19 lipca 2013

30. Sex in the air.

Od paru dni po głowie chodziły mi zajęcia aktorskiego. Na któryś zajęciach wykładowczyni stwierdziła, że powinniśmy się w tym orientować, bo dobry reżyser musi wiedzieć na czym polega i jak wygląda gra aktorska. Nie tracąc zbyt wiele czasu na zastanowienie zapisałem się na nie. Jen nie mogła pojąć jak można interesować się tyloma rzeczami naraz. Zaczynało mnie to strasznie kręcić, a gdy zagrałem epizodyczną rolę w "Almost Home" byłem pewien, że to polubię i nie będzie to tylko dodatkiem do tworzenia filmów.
Życie moje i Jennifer od stycznia do czerwca płynęło bardzo szybko. Spędzałem dużo czasu na zajęciach i postanowiłem nakręcić krótkometrażowy film. Natomiast dziewczyna ciągle była zajęta próbami i występami. Czas dla siebie mieliśmy tylko wieczorami, ale przeważnie byliśmy tak zmęczeni, że od razu lądowaliśmy w łóżku zasypiając.
- Nie chcę jechać do Atlanty - skrzywiła się.
Zdaliśmy egzaminy i zastanawialiśmy się co zrobić z trzema miesiącami wolnego.
- Ja też nie mam ochoty jechać do Los Angeles.
- To co zostajemy tutaj?
- I będziemy się obijać przez tyle czasu?
- Tak.
- To nie mam nic przeciwko - przyciągnąłem ją do siebie składając na jej ustach pocałunek.
W momencie, gdy Shannon dowiedział się, że nie mam zamiaru przyjechać do domu postanowił przyjechać do Nowego Yorku.
- Nie nudzi Was takie siedzenie w domu?
- Oglądanie telewizji i leżenie w łóżku może być całkiem przyjemne - dziewczyna puściła mu oczko.
Brat był zdumiony, że takie życie nas nie nudzi, a my w końcu od prawie pół roku mieliśmy czas dla siebie.
- Mama była smutna jak się dowiedziała, że nie przyjedziesz.
- Jakoś nie jest mi przykro z tego powodu.
- Jared! - Shannon podniósł głos.
- No co?! Nie będzie decydowała o moim życiu. Mam 22 lata i będę robił to na co mam ochotę.
- Jaki Ty uparty jesteś - jęknął.
- A weź daj mi spokój. Jeśli przyjechałeś  po to żeby prawić mi kazania to możesz wracać do domu. Nie będzie tak jak ona chce. Nigdy tak nie będzie, zapamiętaj to. Dobrze Ci radzę. 
- Rozumiem. Nie denerwuj się. Przyjechałem, bo chciałem się z Tobą zobaczyć. Rób to co uważasz za stosowne. Tyle w temacie. Gdzie Jennifer? - zmienił temat.
- Poszła na próbę. Mają jakieś przedstawienie w przyszłym tygodniu.
- A jak tam między Wami?
- Wszystko świetnie.
- A Wy już ten tego?
- Co ten tego? - uniosłem brwi do góry udając, że nie wiem o co mu chodzi.
- No brat nie udaj idioty.
- Ale ja naprawdę nie wiem o co pytasz - uśmiechnąłem się. Shannon tylko pokręcił głową i dał sobie spokój.
Brat był u nas prawie miesiąc. W końcu stwierdził, że musi wracać, bo obiecał, że pomoże Elliottowi w klubie.
- Tylko uważaj na siebie i na Elliotta.
- Ma się rozumieć. Cześć.

- Nie znałam Cię od tej strony - Janette mi przerwała.
- Mama lubiła rządzić, że tak powiem. Ona jest strasznie specyficzna.
- No co Ty nie powiesz - uśmiechnęła się ironicznie.
- Kocham ją i szanuję, bo jest moją matką, ale jednocześnie doprowadza mnie do szału jeśli chodzi o Ciebie. Kiedyś była inna, ale od momentu, gdy zostałem z Tobą sam wszystko się zmieniło.
- Kontynuuj, bo Ci przerwałam.

Październik, 1993 rok.

Mijając tablicę ogłoszeń na szkolnym korytarzu zauważyłem wzmiankę o castingu do filmu. Casting miał odbyć się w Nowym Yorku i miał być pojutrze. Postanowiłem na niego pójść, nie zaszkodzi spróbować. Wracając w czwartek z castingu do mieszkania nic nie zdążyłem powiedzieć, a Jen po mojej minie już wszystko wiedziała. 

- Dostałeś tę rolę - skwitowała.
- Owszem - powiedziałem zadowolony.
- Kiedy zaczynacie kręcić?
- Za dwa tygodnie.
- Szybko.
- Jest jedna sprawa. Zdjęcia odbywają się w Los Angeles.
- No to ja Ci życzę powodzenia.
- Też mi się to do końca nie podoba, ale jakoś damy radę. Jesteś zła?
- Nie no, dlaczego mam być zła. Chcesz grać, to graj. Nie zabronię Ci, tak samo jak Ty nie zabronisz mi tańczyć. Jay wszystko jest ok - pocałowała mnie delikatnie.
Zdjęcia do filmu trwały miesiąc. Wróciłem do Nowego Yorku myśląc o dwóch rzeczach. Pierwsza to egzaminy, a druga to propozycja zagrania w serialu, ale to musiałem przedyskutować z Jennifer. Wszedłem do mieszkania o 5 nad ranem. Dziewczyna spała.
- Cześć Kochanie - szepnąłem jej do ucha. Przeciągnęła się i spojrzała na mnie zdezorientowana. 
- Dobrze, że już wróciłeś. Stęskniłam się za Tobą - pocałowała mnie namiętnie i zaczęła rozpinać moją koszulę. 
- Jen, skarnie co Ty robisz?
- Nie widzisz - uśmiechnęła się zalotnie.
- Jesteś tego pewna?
- Tak - odpowiedziała stanowczo.
Nigdy nie naciskałem na nią pod tym względem. Wiedziałem, że nigdy tego nie robiła, a ja nie chciałem jej do niczego zmuszać. Przerwałem swoje rozmyślania i powoli zacząłem ją rozbierać. 
Obudziłem się w południe...

- Ej! Jakie południe? A szczegóły? - zacząłem się śmiać. Po chwili przestałem, napotykając wyczekujące spojrzenie córki.
- Jesteś za młoda na takie rzeczy. Nic Ci nie powiem.
- Tatoo.
- Janette nie. Masz tylko 17 lat i nie będę Ci tego opowiadał. Jesteś za młoda żeby tego słuchać, a tym bardziej żeby to robić - westchnęła cicho.
Patrzyła na mnie jakby chciała mi coś powiedzieć, ale w jej oczach widziałem też strach przed powiedzeniem tego. Ewidentnie się bała. Wiele razy próbowałem ją rozgryźć i to jak zachowuje się w pewnych sytuacjach, ale pod tym względem była taka sama jak ja i to nie było możliwe. Potrafiła wszystko ukryć, co pewnie bardzo ją męczyło. Nie chciałem teraz ciągnąć tego tematu, ale musiałem z nią w końcu porozmawiać. Pewnych spraw się domyślałem, miałem przeczucia, ale niczego nie wiedziałem na pewno.
- Mogę kontynuować? - zapytałem.
- Tak - podniosła głowę.

Obudziłem się w południe. Jen słodko spała obok. Wstałem po cichu i poszedłem do kuchni. Dołączyła do mnie po paru minutach. Miała na sobie tylko moją koszulę z minionej nocy.
- Chcesz kawy? - w odpowiedzi pokiwała głową.
- Dziękuję.
- Nie ma za co.
- Nie za kawę głupku - zaśmiała się.
- A to i tak nie ma za co.
Od tamtego czasu wiele godzin spędzaliśmy w łóżku. Oprzytomnieliśmy dopiero, gdy został tydzień do egzaminów, a my byliśmy zieloni. Siedzieliśmy na kanapie czytając notatki. Był to już któryś dzień z rzędu, który wyglądał w ten sposób. Przysunąłem się bliżej dziewczyny i zacząłem całować ją po szyi.
- Jared . . .
- Tak?
- Przestań, próbuję się uczyć.
- Popróbujesz później - wyciągnąłem jej kartki z rąk.
- Jesteś niemożliwy, ale . . .
- ale i tak Cię kocham - dokończyłem za nią. 
Nasze przygotowanie do egzaminów było niemalże zerowe, dlatego byliśmy zaskoczeni, gdy okazało się, że je zdaliśmy. Postanowiliśmy do uczcić i spędzić Boże Narodzenie razem. Mama i rodzice Jen byli niezbyt zadowoleni, ale nie do końca się tym przejęliśmy. Za to zajęliśmy się przygotowaniami do świąt. Pieczenie ciast, strojenie mieszkania i ubieranie choinki. Dzień przed świętami przypomniałem sobie o serialu. 
- Znowu chcesz mi coś powiedzieć - dziewczyna spojrzała na mnie z zaciekawieniem. 
- Raczej porozmawiać - poprawiłem ją - kręcąc zdjęcia do filmu dostałem propozycję zagrania w serialu młodzieżowym. Zdjęcia zaczynają się w styczniu, bo on ma się ukazać jakoś pod koniec sierpnia. Chciałbym wiedzieć, co o tym myślisz. 
- Pytasz mnie o zgodę? 
- No tak. Nie chcę sam podejmować tej decyzji, bo jesteśmy razem i . . . no wiesz.
- Jeśli o mnie chodzi, to nie mam nic przeciwko. Chcesz się realizować droga wolna. Jak się domyślam to będzie kręcone w Los Angeles.
- Yhym.
- I znowu zostawisz mnie tu samą?
- Możesz jechać ze mną.
- Nie wiem czy to jest dobry pomysł.
- Ale zgadzasz się żebym zagrał?
- Tak, tylko uważaj na te aktoreczki - pogroziła mi palcem.
Byłem zaskoczony, że Jennifer się zgodziła. Widać nie znałem jej tak dobrze jak myślałem.

4 styczeń, 1994 rok.


- Jen jedź ze mną. Zajęcia zaczynają się dopiero za dwa tygodnie. Proszę - kucnąłem przed nią.

- Sama nie wiem.
- No weź - zrobiłem maślane oczka.
- Niech będzie.
Zdjęcia zaczynały się 6 stycznia. Zabrałem ze sobą na plan dziewczynę.
- Kochanie to jest Claire Danes główna bohaterka. Claire to jest Jennifer moja dziewczyna.
- Miło Cię poznać.
- Ciebie również.
- Kogo ona gra? - zapytała Jen.
- Dziewczynę zakochaną w Jordanie.
- Niech zgadnę, Jordana grasz Ty? - kiwnąłem głową - Nie podoba mi się to.
- Nie wierzę, jesteś zazdrosna. 
- Jestem - założyła ręce nie piersi. 
- Wiesz, że nie masz powodu. Jen, słońce nie bądź dzieckiem.
- Idź, bo Cię wołają - odwróciła wzrok.
- Ale nie złość się, dobrze? - lekko ją pocałowałem.
Mama była bardzo zdziwiona, gdy pojawiliśmy się w domu.
- Nie będziesz rządziła moim życiem - powiedziałem na wstępie. 
- Jak chcesz. Cieszę się, że przyjechałeś.
- Jared, Elliott przyjechał - powiedziała blondynka stojąc przy oknie.
Wyszedłem przed dom. Z samochodu wypadł, w dosłownym znaczeniu tego słowa Shannon.
- Jak dobrze, że jesteś - kumpel postawił brata na nogi.
- Możesz mi kurwa powiedzieć co się mu stało?
- Nie mam zielonego pojęcia. Jest na kompletnym haju. Znalazłem go w klubie i postanowiłem odwieźć do domu. Jared nie złość się, ja nie mam z tym nic wspólnego.
- Jedź już. Wolisz uniknąć spotkanie z moją mamą.
- OK. Uważaj na niego.
- Dobra. Elliott?
- Tak? - chłopak opuścił szybę.
- Dzięki.
- Nie ma sprawy.
Wprowadzając do domu brata, który gadał od rzeczy napotkałem spojrzenie mamy.
- Patrzysz na mnie tak jakbym miał coś wspólnego z tym.
- Zastanawiam się co go doprowadziło do takiego stanu.
- Sam chciałbym wiedzieć.
Mama kompletnie nie dostrzegła tego, że Shannon był naćpany. Pomyślała, że za dużo wypił. Następnego dnia sytuacja się powtórzyła. Powoli przeginał.
- Ej stary, co Ty wyprawiasz? - spytałem go, któregoś dnia przy śniadaniu.
- Dobrze się bawię. Też powinieneś spróbować. Wrzuć na luz, jest ok.
- Nie, nie jest. Nie mam czasu teraz z Tobą gadać, idę na plan, ale nie myśl, że ten temat jest skończony - wychodząc pocałowałem przelotnie Jennifer.
Na planie byłem kompletnie rozkojarzony, myliłem tekst i wszystko robiłem źle.
- Dobra kończymy na dzisiaj, bo nic nam nie wychodzi - powiedziała reżyserka - Jared mogę Cię prosić na chwilę.
Poszedłem za nią nie odzywając się.
- Co się z Tobą dzieje? Masz jakieś problemy? Może potrzebujesz pomocy? 
- Małe problemy rodzinne. Przepraszam to już się nie powtórzy.
- Nie martw się, nic się nie stało - uśmiechnęła się.
Wróciłem do domu w południe. Jen siedziała na werandzie. 
- Cześć, jest Shannon?
- Wyszedł.
- A mama?
- Poszła do pracy. A co Ty tak wcześnie wróciłeś?
- Bo mi nie szło i reżyserka stwierdziła, że to nie ma sensu.
- Chodź tu do mnie - poklepała ręką miejsce obok siebie.
Usiadłem i położyłem głowę na jej kolanach.
- Nie wiem co mam zrobić z Shannem. Boję się o niego. Zdarzało się wcześniej, że brał coś, ale teraz robi to codziennie jak nie kilka razy dziennie.
- Rozmawiałeś z nim? - spytała bawiąc się moimi włosami, które sięgały już prawie ramion.
- Powiedział mi dzisiaj rano żebym wrzucił na luz.
- A Elliott?
- On powie, że w tym nie ma nic złego, a poza tym przecież on sam bierze i rozprowadza towar, więc na jego pomoc nie mam co liczyć.
- To kiepsko.
- To się źle skończy, wiem to. Idziemy coś zjeść - złapałem Jen za rękę i wstaliśmy z huśtawki. 
Po przygotowaniu niezbyt skomplikowanego obiadu, dziewczyna postanowiła po nas pozmywać. Wycierała talerze, a ja siedziałem przy stole cały czas na nią spoglądając. Jej krótka sukienka, która sięgała tylko do połowy ud działała na mnie jak płachta na byka. Podszedłem do dziewczyny kładąc ręce na jej talii. Obróciła się powoli w moją stronę bez słowa. Napotykając jej spojrzenie wiedziałem, że myślała o tym samym co ja. Przyciągnąłem ją do siebie i lekko pocałowałem. Blondynka nie była mi dłużna i odwdzięczyła się tym samym. Posadziłem ją na blacie powoli rozbierając.
- A jak wróci Twoja mama? - zapytała w przerwie między pocałunkami.
- Nie wróci . . . chyba - dodałem po chwili.
Jen spodobało się to, że ktoś mógłby nas nakryć. Całowała mnie coraz zachłanniej
równocześnie pozbywając się mojego ubrania. Błądząc dłońmi po jej rozpalonym ciele czułem, że moje pożądanie weźmie zaraz górę nad całym światem. Ściągnąłem z niej koronkowy stanik i przejechałem palcami po piersiach. Dziewczyna cicho jęknęła co pobudziło mnie do jeszcze większego działania. W końcu poczułem, że to odpowiedni moment i nasze ciała się połączyły. Hormony szalały, wszystko wokół wirowało, nic się nie liczyło poza tą chwilą uniesienia. Magia chwili, czułość dotyku i nienasycona namiętność doprowadziły nas do niesamowitej rozkoszy. Blondynka oparła głowę o moje ramię. 
- To było . . .  - zatrzymała się.
- W pełni się zgadzam - uśmiechnąłem się. 
Odsunąłem się od niej i zacząłem się ubierać podając ubranie Jennifer. Zeskoczyła z szafki odwracając się do mnie tyłem.
- Zasuniesz mi - powoli ciągnąłem suwak do góry. Odgarnąłem jej włosy i pocałowałem w szyję. 
- Chodź - złączyłem nasze dłonie i po schodach zaprowadziłem na górę do mojego pokoju.
Położyłem się na łóżku, dziewczyna obok mnie kładąc głowę na mojej klatce piersiowej. Czułem, że zmęczenie ze mną wygrywa i że powoli zasypiam. Poczułem też rękę Jen wkradającą się pod moją koszulkę.
- Nie jesteś czasem zmęczona?
- Aż tak nie - zagryzła dolną wargę. 
O spaniu mogłem jedynie pomarzyć, bo Jennifer całowała mnie i rozbierała jednocześnie. Rozbudziła moją seksualność do tego stopnia, że postanowiłem się do niej przyłączyć.
- Już Ci się nie chce spać? - zapytała niewinnie i wsunęła rękę do moich spodni.
- Przy takiej kobiecie jak Ty nie da się spać - obróciłem ją na plecy i pocałowałem.  

_______________________________________________________

Hello.
Rozdział miał się pojawić wczoraj, ale ze względu na moje problemy z internetem pojawia się w środku nocy. To chyba moja ulubiona pora :)
Wiem, że akcja toczy się dość szybko, ale pewne rzeczy pomijam, bo uważam, że nie są istotne. Mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe. 
Zaczynając pisać to opowiadanie zarzekałam się, że nie będzie scen seksu z udziałem Jareda, ale w przypływie weny i wyobraźni owa scena się znalazła. Nie ma w niej żadnych pikantnych szczegółów, bo nie chciałam żeby wyszło zbyt perwersyjnie, a poza tym pisałam coś takiego pierwszy raz w życiu, więc liczę się z tym, że nie jest ona idealna. Czekam na Wasze opinie :)

9 lipca 2013

29. Changes.

Wróciłem do domu i pierwsze co to usłyszałem brata.
- Młody co zrobiłeś, że dopiero teraz przyjechałeś? - prześwietlił mnie wzrokiem.
- Zawaliłem jeden egzamin i trzeba było go poprawić.
- Myśl o czymś poza Jennifer co.
- Dobra nie marudź. - Wszedłem w głąb domu. - Cześć mamo, to dla Ciebie - podałem jej prezent.
- Nie trzeba było - przytuliła mnie.
- Trzeba, Jen wybierała.
- Dziękuję - uśmiechnęła się.

Czerwiec, 1992 rok.


Zdałem egzaminy, Jennifer również. Zaczynałem czuć, że czegoś mi brakuje w tych studiach. Potrzebowałem czegoś nowego. Już nawet wiedziałem co będzie tym "czymś". Myślałem nad tym od dawna i podjąłem decyzję o zmianie kierunku, a przede wszystkim o przeniesieniu się do Nowego Yorku. Tak tylko szkoda, że w tym wszystkim nie pomyślałem o Jennifer. Musiałem z nią szybko porozmawiać.

- Cześć kochanie - podszedłem do niej i delikatnie ją pocałowałem - muszę Ci coś powiedzieć.
- Słucham - usiadła na krześle kuchennym.
- Bo . . . widzisz . . . - znowu się zaciąłem.
- Nie denerwuj się tak, powiedz wprost o co chodzi.
- Potrzebuję czegoś nowego i postanowiłem przenieść się do Nowego Yorku. Wiem, że nie zapytałem Cię o zdanie, tylko sam wszystko tak, ale . . . przepraszam - spojrzałem na nią, nie okazywała żadnych emocji.
- Oj Jared, Jared.
- Wiem... - westchnąłem cicho.
- Powiedziałeś mi i co dalej?
- Może chciałabyś się przenieść ze mną, jeśli nie to zrozumiem - spuściłem głowę.
- Jeśli uwzględniasz mnie w tym to bardzo chętnie - złapała mnie za brodę i spojrzała mi w oczy.
- Naprawdę? 
- Yhym.
- Boże kocham Cię! - podniosłem ją do góry.
Kamień spadł mi z serca. Dość, że nie jest zła to jeszcze chce jechać ze mną. Ona jest niesamowita. Dwa tygodnie później po załatwieniu wszystkich spraw w Filadelfii byliśmy już w Nowym Yorku. Jen postanowiła pójść na History of Arts.
- Nie ma znaczenia czy wizualne czy nie, ważne że jest w ogóle - zaśmiała się.
- Powiedziałaś rodzicom?
- Jeszcze nie - pokręciła głową - nie ma pośpiechu kiedyś się dowiedzą. 
- I wtedy mnie poćwiartują, bo jesteś tu przeze mnie.
- Skarbie nie przez Ciebie tylko ze względu na Ciebie.
Wynajęliśmy z Jen bardzo ładne mieszkanie. Byliśmy zadowoleni z naszej przeprowadzki. Po trzech tygodniach w Nowym Yorku zakochałem się w tym mieście, było genialne. Jennifer nie tracąc czasu na rozpływanie się nad miastem znalazła klub taneczny do którego chodziła na zajęcia. 
- Zrób sobie znowu coś, to nie będziesz więcej tańczyć - ostrzegłem ją.
- Kontuzje są normalne przy tym. Poza tym nie zabronisz mi tego robić - pokazała mi język i wyszła.

Idąc na pierwsze zajęcia nie wiedziałem czego mam się spodziewać. Gdy po paru minutach do sali wszedł Spielberg nie wierzyłem własnym oczom.

- To są jakieś jaja.
- O nie mój chłopcze, jaja to dopiero będą - spojrzał na mnie i się zaśmiał. Chyba trochę za głośno to powiedziałem.
Spielberg opowiadał o wielu ważnych rzeczach, które są przydatne w tworzeniu filmów. Nie pominął też podzielenia się z nami paroma śmiesznymi sytuacjami.
- Ja muszę wracać do pracy, a Wy się uczcie może ktoś z Was zrobi ogólnoświatową karierę.
- Dokładnie. Może bym pomyślał o nauce, a nie o tym jak uczcić rocznicę z Jennifer.
Wychodząc z uniwersytetu późnym popołudniem byłem oczarowany. To było nie do opisania. Decyzja o przeniesieniu się tutaj była bardzo dobra i nigdy nie będę jej żałował.

W piątek zerwałem się z zajęć. Był 16 października 1992. Dokładnie dwa lata temu się poznaliśmy i od tamtego czasu jesteśmy razem. Chciałem przygotować coś specjalnego. Jen miała wrócić wieczorem, bardzo mi to odpowiadało. Zabrałem się za robienie kolacji, gdy skończyłem wszystko przygotowywać dochodziła 20. W drzwiach przekręcał się klucz, Jen wróciła.

- Hej - stanąłem przed nią.
- Cześć.
- Chodź mam dla Ciebie niespodziankę - zasłoniłem jej oczy.
- Jared co Ty wyprawiasz.
Puściłem ją i wręczyłem bukiet białych róż.
- Wszystkiego najlepszego.
- Pamiętałeś - powiedziała zaskoczona.
- Ja bym nie pamiętał.
Po kolacji położyliśmy się spać. Jennifer była taka urocza, niewinna i kochana. Idealny materiał na żonę jak to powiedział Shannon. Jak na razie oboje byliśmy za młodzi żeby brać ślub. Mieliśmy po 21 lat. Nie było się do czego aż tak śpieszyć. Prowadziliśmy beztroskie życie, które opierało się na studiach i wspólnym spędzaniu czasu. Z niczym się nie śpieszyliśmy, bo na wszystko przychodzi swoja pora. Byliśmy w sobie zakochani i byliśmy szczęśliwi. Na tę chwilę chwilę nic więcej nie było nam potrzebne. 
Parę dni później odwiedził nas Shannon i na moje nieszczęście przyjechał z Elliottem.
- Młody tej Twojej nie ma?
- Nie.
- To dobrze - przechylił walizkę i wysypał z niej prochy.
- Cholera Elliott, jak Ty przechodzisz z tym przez kontrolę?
- Ma się swoje sposoby - puścił mi oczko - chcesz?
- Raczej nie, dzięki.
- Uuuu a co to się stało? Dziewczyny się boisz?
- Wolałbym żeby mnie nie zostawiła przez to, że się naćpałem.
- Dobrze gadasz - Shannon poklepał mnie po plecach.
Gdy Jen wróciła do domu chłopaki byli kompletnie uwaleni.
- Widzę, że Twój brat i jego kolega przyjechali - weszła do sypialni.
- Owszem.
- I już się czegoś nawciągali.
- To też się zgadza. Jesteś zła?
- Nie, tylko niech tego więcej nie robią w naszym mieszkaniu. 
- OK. Chodź tu do mnie - wskoczyła na łóżko i położył się obok.
Trzy dni po przyjeździe Elliott jak poparzony wrócił do Los Angeles.
- Co się stało? - spojrzałem na brata.
- Gliny zrobiły mu najazd na chatę.
- Dowiedzieli się?
- Chyba tak.
- Cholera. To znaczy, że mama też już wie.
- Pamiętaj - podniósł palec do góry - my nic nie wiedzieliśmy i nic nie braliśmy.
- Taa.
- Gdzie ten Wasz kolega? - zapytała Jen wychodząc z łazienki.
- Wrócił do domu. Sprawy biznesowe.
- Biznesowe powiadasz - pokiwała głową - co chcecie na śniadanie?
- Cokolwiek - odpowiedziałem nie zastanawiając się.

18 grudzień, 1992 rok.


- Mamo powtarzam Ci już po raz setny, że nie wiedzieliśmy nic o tym co robi Elliott - powiedział Shannon.
- Macie się z nim nie spotykać - powiedziała stanowczo.
- Jesteśmy dorośli, nie będziesz nam mówiła z kim mamy się widywać.
- Jared nie denerwuj mnie. Powiedziałam i koniec.
Wstałem i wyszedłem, a Shannon zaraz za mną.
- Oszalała do reszty - stwierdził, gdy wyszliśmy przed dom.
- Nie przestanę spotykać się z Elliottem, bo ona tego chce.
Byłem pewien, że nie będę robił tego co mama uważa za stosowne. Lubiłem Elliotta, był naszym najlepszym kumplem. Nie wciągnął nas w nałóg. Jak chcieliśmy to braliśmy i on nie miał na to żadnego wpływu. Zawsze można było na niego liczyć, a to że był dilerem no cóż, nie miało to jakiegoś większego wpływu.
Święta nie minęły w najlepszej atmosferze. My byliśmy źli na mamę, a ona na nas. Nie szczędząc czasu zaraz po swoich urodzinach wróciłem do Nowego Yorku. Jennifer była bardzo zaskoczona, gdy zastała mnie w mieszkaniu.
- Kiedy wróciłeś?
- W niedzielę.
- Siedzisz tu tydzień już? Co się stało?
- Pokłóciłem się z mamą o Elliotta.
- O Elliotta? - 
- Ona nie potrafi zrozumieć, że to, że on sprzedaje narkotyki nie ma żadnego wpływu na mnie. Cenię go jako przyjaciela, bo zaraz po przeprowadzce do Los Angeles wpadłem w niezłe szambo i to właśnie on mnie z niego wyciągnął mimo, że mnie nie znał. Diluje to diluje jego życie. Jak czasem coś od niego wezmę to nic mi się nie stanie.
- A z jakich kłopotów Cię wyciągnął, jeśli mogę spytać?
- Zadałem się z nieodpowiednimi ludźmi. Nie chciałem dla nich pracować i mnie pobili, a on akurat wtedy przejeżdżał tamtędy i mnie uratował. Zapłacił im sporo kasy żeby dali mi spokój. I wiesz co jest najlepsze, że nie chce zwrotu tych pieniędzy, nie chce nic w zamian. Powiedział tylko, że kiedyś na pewno przyjdzie pora żebym mu się odwdzięczył.
- Teraz wszystko rozumiem. Czemu do mnie nie zadzwoniłeś, że tu jesteś? - zmieniła temat - przyjechałabym wcześniej.
- Nie chciałem Cię wyciągać z domu.
- Powiedziałam rodzicom o zmianie szkoły.
- Dopiero teraz? - zapytałem zdziwiony.
- Wcześniej nie wiedziałam jak, a poza tym głupio tak przez telefon.
- I jak zareagowali?
- Dobrze. Tata na początku trochę marudził, ale stwierdził, że skoro tak mi odpowiada, to niech tak będzie.
- A mama?
- Nie powiem Ci, bo będziesz się śmiał.
- Powiedz.
- Nie.
- Proszę - stanąłem za nią i ją objąłem.
- Powiedziała, że muszę Cię bardzo kochać skoro pojechałam z Tobą i powiedziała, że woli nie wiedzieć jak skończy się nasz związek.
- Nie rozumiem.
- Chodziło jej o dzieci. Kazała nam się zabezpieczać - powiedziała lekko zawstydzona.
- Jak Ty się ślicznie rumienisz.
- Ej - schowała twarz w mojej bluzie.
- Oj, no już - pocałowałem ją w policzek. - Może zrobimy sobie kolację?
- Czemu nie - uśmiechnęła się.
- To chodź - pociągnąłem ją w stronę kuchni.
Po kolacji poszliśmy na spacer. Był początek stycznia, w Nowym Yorku było pełno śniegu. Całe miasto było obwieszone kolorowymi światełkami. Kochałem taką atmosferę. Mijaliśmy na ulicach setki ludzi mimo, że było już późno. Kupiliśmy sobie gorącą czekoladę i wróciliśmy do mieszkania. Rano obudziłem się z bólem głowy i w mokrym podkoszulku. Przebrałem się i poszedłem do Jen, która od samego rana urzędowała przed telewizorem.
- Co Ty gorący jesteś?
- Raczej napalony - przekrzywiła głowę jak mały kociak spoglądając na mnie tymi swoimi niebieskimi oczkami - no co? - uśmiechnąłem się.
- Nie napalony tylko rozpalony. Masz gorączkę - dotknęła mojej głowy.
- Nie jest... - zacząłem kasłać - no dobra może jestem chory.
- Brawo kochanie. Wracaj do łóżka i to migiem.
- A dołączysz do mnie?
- Nie. Jeszcze się zarażę i to wtedy się nami zajmie. Idź, ja zaraz przyjdę - pocałowała mnie. Wróciłem do łóżka zakładając po drodze bluzę - proszę herbatka.
- Dziękuję. Może będę chory cały czas, bo tak miło jak się mną zajmujesz.
- Chciałbyś. Nie ma tak, masz szybko wyzdrowieć.
Leżałem przytulony do Jennifer i nawet nie wiedziałem kiedy zasnąłem, ale gdy się obudziłem była 17.
- Aż tyle spałem? - spojrzałem na zegarek.
- Yhym, ale chyba lepiej się czujesz.
- Troszeczkę.
- Jesteś głodny?
- Nie - pokręciłem głową. 
- Musisz jeść. Wiem, że Ci się nie chce, ale coś zjesz - powędrowała do kuchni.
- I weź tu dyskutuj z kobietą.
- Słyszałam.
Zjadłem 1/3 tego co przygotowała.
- Jared
- Więcej nie dam rady.
- Nie powiesz mi, że jesteś najedzony.
- Jestem.
- Jak nie będziesz miał sił, to nie wyzdrowiejesz, a chory na uczelnie nie pójdziesz.
- Mówisz jak moja mama - jęknąłem - jak będę głodny to zjem.
- Nie chcesz to nie - myślałem, że odpuściła, ale ona zwyczajnie się obraziła.
Po tygodniu choroby i moim prawie nic nie jedzeniu Jennifer przestała być na mnie zła, bo jadłem za troje.
- Wreszcie wyglądasz jak człowiek.
- Też Cię kocham. Idę, paa - dałem jej buziaka i wyszedłem.


____________________________________________________________
Przepisywałam ten rozdział 4 dni i szczerze mam go dość. Będę chyba częściej dodawała rozdziały, bo chcę szybko skończyć tę historię i wrócić do teraźniejszości.
Nie wiem skąd wziął się pomysł żeby wkręcić tu Steven'a Spielberg'a, naprawdę nie mam zielonego pojęcia xD.
Miłej lektury, pozdrawiam Janette.