- I wszyscy tam będą?
- No tak, a czemu? Denerwujesz się?
- Może trochę, niepewnie się czuję.
- Daj spokój, będą mi zazdrościć - dwuznacznie się uśmiecha. - Będę po Ciebie o 19:30.
- Postaram się być gotowa.
- Bez Ciebie nie pójdę - całuje mnie.
W domu natomiast czeka na mnie zła niespodzianka, czyli tata i Rob. Nie zauważyłam jego samochodu.
- Mamy gościa - mówi tata. - Usiądź z nami.
- Nie - mijam ich.
- Nie zachowuj się jak gówniara - wchodzi za mną. - Wybaczysz mu, pogodzicie się i wszystko będzie dobrze.
- Chyba sobie żartujesz? A co się stało z tym, że miał mnie nie skrzywdzić i że go zabijesz jak to zrobi i zgadnij co, właśnie to zrobił.
- Oj przestań.
- Masz problemy ze słuchem? Nie wrócę do niego, bo Ty tak chcesz. Czego Ty ode mnie oczekujesz? - podchodzę do szatyna. - Nie wybaczę Ci, bo złamałeś mi serce. Tyle o tym rozmawialiśmy, ja nie jestem w stanie do Ciebie wrócić i nie chcę. Daj mi spokój Rob, proszę.
Szatyn wychodzi, a tata zabija mnie wzrokiem. Zamykam się w pokoju i dzwonię do Shannona. W jednym zdaniu mówię mu co się stało, a on obiecuje zaraz przyjechać. Kilkanaście minut później słyszę krzyki, więc wiem, że jest już na miejscu. Gdy puka od razu mu otwieram.
- On oszalał. Nie wyobraża sobie, że nie będzie razem. Wie o Brendonie?
- Nie mówiłam mu, ale to kwestia czasu, bo idę jutro na kolację z całym zespołem, więc już tego nie zatrzymam.
Rozmawiamy jeszcze chwilę, po czym perkusista wychodzi. Tata próbuje ze mną rozmawiać, ale go ignoruje. Na kolację zakładam czarną sukienkę. Nie jestem pewna czy nie za zbytnio się świecę w niej.
- Cześć piękna - Urie mnie całuje i otwiera drzwi.
- Nie przesadziłam?
- Tak jak powiedziałem, wyglądasz przepięknie.
W restauracji wszyscy już są i gdy podchodzimy gapią się odrobinę za długo.
- To jest Janette, a to - wymienia wszystkich po kolei. Dobrze, że wszystkich ich kojarzę. - Usiądź - odsuwa mi krzesło. Po chwili wszyscy zapominają o mojej obecności i robi się bardzo swobodnie. Po kolacji pada pomysł klubu na co wszyscy przystają. Zapominam o sprawie z tatą i cieszę się chwilą. Nie protestuje, gdy Brendon proponuje, że pojedziemy do niego. Budzę się naga z ręką mężczyzny przełożoną w pasie.
Na żadnym ze stolików nie ma telefonu, a nie chcę go budzić, więc nie ruszam się.
- Mogę się tak zawsze budzić koło Ciebie - mruczy.
- Czym ja sobie na Ciebie zasłużyłam - chowam twarz w poduszce.
- Coś się znajdzie - całuje mnie w odkryte ramię.
Przeciągam się i sięgam po sukienkę, lecz powstrzymuje mnie i wyciąga z garderoby swoją koszulkę. Mój telefon pęka w szwach, ale zwracam uwagę tylko na powiadomienie z IG. Jake wstawił zdjęcie z wczoraj, na jednym Brendon obejmuje mnie w pasie, więc zastanawiam się czy tata już wie. Bardzo chcę zostać u Brendona, ale wieczorem reszta rozsądku każe mi jechać do domu.
- Odwiozę Cię - mówi, gdy zakładam sukienkę.
Zatrzymuje się trochę dalej od domu i wciąga mnie na swoje siedzenie.
- Co Ty wyprawiasz?
- Najchętniej nie wypuszczałbym Cię z rąk.
- Zauważyłam.
Tata siedzi w kuchni, ale nic nie mówi i tak mija nam kilka następnych tygodni. Za dużo się do mnie nie odzywa albo tylko o coś pyta. Większość czasu spędzam z Brendonem, spotykamy się albo po zajęciach albo cały czas siedzę u niego.
- Masz jakieś plany urodzinowe? - pyta.
- Nie, nic nie planowałam.
- Pozwolisz, że ja zaplanuje? - uśmiecha się tajemniczo.
- Jeśli masz ochotę.
Gdy zjawia się u mnie w środę jest zdecydowanie za bardzo podekscytowany. Po drodze zatrzymuje się i kupuje dwie kawy. Przez całą drogę podśpiewuje piosenki z radia.
- To gdzie jedziemy? - pytam po jakiś 30 minutach.
- Taka niecierpliwa, zobaczysz na miejscu.
Niedługo potem widzę pierwsze znaki Disneylandu.
- Żartujesz? - śmieje się.
- Nie, myślałem, że to fajny pomysł - przygląda mi się.
- Wspaniały, nigdy nie byłam.
- No to tym bardziej - parkuje samochód.
Przechodząc przez bramę czuję się jak w bajce. Brendon na chwilę znika, po czym wkłada mi na głowę uszy Myszki Minnie.
- Teraz wyglądasz cudownie, zrobię Ci zdjęcie.
Po całym dniu wygłupów jestem bardzo zmęczona, ale też szczęśliwa. Dawno się tak dobrze nie bawiłam. Siadamy w jednej z restauracji żeby coś zjeść i nagle pojawia się Kopciuszek z tortem.
- Jesteś niemożliwy - zdmuchuje świeczkę.
- Nie, po prosu Cię kocham - słysząc te słowa łzy napływają mi do oczu i nie jestem w stanie odpowiedzieć. Gdy wracamy Urie za dużo nie mówi, więc na pewno jest lekko urażony. - Odwieźć Cię?
- Możemy pojechać do Ciebie. Zaczekaj - łapę go za rękę, gdy próbuje wysiąść. - Dziękuję za dzisiaj, było wspaniale. Ja też Cię kocham, po prostu nie mogły mi wcześniej przejść te słowa przez gardło, bo się wzruszyłam. - Czuję jak się rozluźnia i na jego twarzy pojawia się ulga.
- Chodź - łapie mnie za rękę. - Dla Ciebie - wręcza mi bukiet różowych kwiatów.
- Dziękuję.
- Masz ochotę na drinka?
- Znowu nie wrócę do domu - wkładam kwiaty ponownie do wazonu.
Parę dni później brunet zabiera mnie na swój koncert. Backstage bardzo się różni od tego Marsów. Wszystko jest bardziej na luzie i chłopaki siedzą razem pijąc piwo. Wokalista kilkukrotnie proponuje mi jedno, ale odmawiam, bo skoro on wypił już dwa, a przyjechał samochodem, to ktoś będzie musiał nim wrócić. Stoję po lewej stronie sceny i mam ciary, gdy zaczynają. Urie kilkukrotnie spogląda na mnie podczas występu, a mi topnieje serce. Po show bierze szybki prysznic i wracamy do domu. Nie protestuje, gdy oferuje, że poprowadzę, a gdy docieramy do domu jest już porządnie wstawiony. Po przekroczeniu progu od razu rozpina mi sukienkę.
- Halo, co to ma znaczyć? - protestuję.
- Chcę Cię teraz - bierze mnie na ręce i wchodzi po schodach.
Budzę się przed 10, zakładam jego t-shirt i schodzę na dół. Nastawiam ekspres i przeszukuję lodówkę, w końcu robię jajecznicę.
- Zamieszkaj ze mną - słyszę.
- Co? - odwracam się w jego stronę. Opiera się o framugę, jest ledwo ubrany.
- Mówię poważnie.
- Wiesz, że nie mogę.
- Możesz tylko coś Cię powstrzymuje - sięga po kubek.
- Ja...
- Nie - kładzie mi palec na ustach. - Nie tłumacz mi się, nie musisz. Chcę tylko żebyś wiedziała, że chciałbym Cię mieć zawsze obok - obejmuje mnie.
Nie wiem czy coś mnie powstrzymuje, ale mam tyle mieszanych uczuć teraz.
Wchodzę do domu i idę prosto do swojego pokoju.
- Musimy porozmawiać - słyszę.
- Co się stało?
- Gdy zobaczyłem zdjęcia z Panic! At The Disco myślałem, że to przypadek, ale nie mógł być to przypadek, że kilkukrotnie po Ciebie przyjechał, a Ty nie wracasz na noc do domu, spotykacie się?
- Tak.
- Od dawna?
- Wystarczająco.
- Dlaczego?
- Co dlaczego?
- Dlaczego wybrałaś jego zamiast wrócić do Roba?
- Słucham?!
- Mogłaś mieć wszystko, ale poszłaś do niego i rozłożyłaś przed nim nogi jak... - przerywa.
- No dalej, dokończ. Ja nie wierzę, że Ty jesteś moim ojcem - krzyczę i zamykam się w pokoju. Nie mogę poskładać myśli dopóki nie wypalam 3 papierosów. Stoję pośrodku pokoju próbując zachować spokój, ale mam ochotę wszystko zniszczyć. Wchodzę do garderoby i sięgam po walizkę. Pakuję ubrania, kosmetyki i większość rzeczy, które wpadają mi w ręce. Tata nawet nie słyszy, że wychodzę i bardzo dobrze. W samochodzie dzwonię do bruneta.
- Jesteś w domu? - pytam, gdy odbiera.
- Tak.
- A mogłabym przyjechać?
- Tak, ale chłopaki są u mnie. Coś się stało? - pyta, gdy nic nie mówię.
- Tak - próbuję powstrzymać łzy, ale to za trudne.
- Przyjedź, czekam.
Wokalista siedzi na schodach, gdy podjeżdżam. Od razu rzucam mu się w ramiona.
- Co się stało? - głaszcze mnie po włosach.
- Czy Twoja propozycja z rana jest nadal aktualna? - podnoszę wzrok.
- Pewnie.
- Pokłóciłam się z tatą o Ciebie.
- Powiedziałaś mu?
- Domyślił się.
- Nie jest zachwycony, rozumiem. Masz jakieś rzeczy?
- Walizka jest w bagażniku, ale może później. Nie chcę żeby wszyscy wiedzieli, że już u Ciebie mieszkam.
- No dobrze - prowadzi mnie do środka. - Byłem już zdrowo zrobiony jak zadzwoniłaś, ale już mi przeszło - mówi widząc moją minę.
- Przepraszam, nie będę Wam przeszkadzać, pójdę na górę.
- O nie, nie, nie. Odstresujesz się trochę. Chłopaki proszę o kulturę.
Spoglądam na nich szybko, jest Zack, Dan, Dallon i Jake. Brunet siada w fotelu i sadza mnie sobie na kolanach.
- Masz - podaje mi skręta i zapalniczkę. Patrzę na niego niepewnym wzrokiem przez co dociera do niego, że nigdy tego nie robiłam. - Cały czas tu jestem, nic Ci nie będzie - szepcze mi do ucha.
Gdy go wypalam jestem zrelaksowana i o niczym nie myślę, chłopaki już dawno odlecieli. Jake zostaje na noc, a reszta wychodzi w środku nocy. Idę pod prysznic, a chłopak przynosi moje rzeczy, jednak gdy wracam już śpi. Budzi mnie dźwięk tłuczonego szkła. Sięgam po telefon, ale jest rozładowany, ale obok leży telefon B.. Jest po 12, ale moją uwagę przykuwa tapeta, a mianowicie moje zdjęcie z Disneylandu. Schodzę na dół, chłopak zawzięcie sprząta w salonie.
- Obudziłem Cię, przepraszam - całuje mnie.
- Nie szkodzi. Co jemy na śniadanie? - siadam przy wyspie w kuchni.
- Chyba wczesny obiad, mogę zrobić krewetki.
- Lubisz gotować? - pytam.
- Lubię, nie jestem jakimś szalonym kucharzem, ale potrafię zrobić to i owo - podaje mi kawę.
- Dobrze wiedzieć.
- Lubię też mieć ład, więc sprzątam.
- Łapiesz plusy w jakimś konkretnym celu?
- Informuję jaką szczęściarą jesteś.
- Pójdę się ubrać.
Gdy tylko podłączam telefon od razu dzwoni perkusista.
- Jezu młoda, ja osiwieje przez Ciebie. Gdzie jesteś? Co się dzieje?
- U Brendona.
- Możemy się zobaczyć?
- Tak, chyba tak. Wyślę Ci adres.
- Będziesz miał coś przeciwko jeśli Shannon tu zajrzy?
- Nie, a powiesz mi co się stało?
- Nie wiem czy powinnam to powtarzać. Po prostu usłyszałam coś, czego żadna córka nie powinna usłyszeć od własnego ojca - wzdycham.
- Jak Ty z nim wytrzymujesz? Jak sobie radzisz? Jak to jest możliwe, że on Cię wychowywał.
- Nie radzę sobie, ciągle się kłócimy. Mam tylko jego i Shannona, ale jak zauważyłeś albo i nie to Shann zawsze staje po mojej stronie, to on mnie wspiera, rozumie i nie krytykuje - słyszę dzwonek, więc idę otworzyć.
- Hej malutka - perkusista mocno mnie przytula. - Cześć - wita się z Brendonem.
- Zostawię Was - brunet znika.
Gdy Shannon słyszy rewelację z dnia wczorajszego robi się czerwony ze złości.
- Wpierdole im obu. Mam go dość. Jak on w ogóle mógł... przecież... mogę tu zapalić?
- Chodź na taras.
- Dlaczego wczoraj do mnie nie zadzwoniłaś?
- Nie chciałam.
- Mogłaś zostać u mnie.
- Tak jest dobrze Shann, Brendon niedługo wyjeżdża chcę się nim nacieszyć i mieć spokój. Jeśli mi pozwoli, to zostanę tu jak wyjedzie. Nie jestem w stanie już z nim mieszkać. Może nie dowie się, gdzie teraz mieszkam.
- Pamiętaj, że...
- Wiem Shannon, dziękuję Ci.
Jak Shannon odjeżdża siadam na chwilę na schodach. Skoro został mi już tylko on, może powinnam odszukać Jennifer.
Miesiąc przed Coachellą dostaje opaski i zdaje sobie sprawę, że zamówiłam te bilety dla siebie i Roba, a teraz...
- Mogę Ci przeszkodzić? - wchodzę do studia.
- Nie przeszkadzasz.
- Bo, mam bilety na festiwal i nie macie wtedy jeszcze koncertów i ja bardzo chciałabym tam być - mówię jednym tchem.
- Coachella - bierze pudełko do ręki. - Może w końcu mi się tam spodoba jak pojadę tam z Tobą.
- To super - zaczynam się cieszyć jak mała dziewczynka.
Powoli przygotowuję się do festiwalu, spędzam dużo czasu na zakupach przebierając w ubraniach, a potem zaczynam też szukać prezentu na zbliżające się urodziny Brendona. Nie mam najmniejszego pojęcia co mogę mu kupić, aż na aukcji internetowej pojawia się zdjęcie Franka Sinatry z jego autografem, muszę go mieć. We wtorek budzę się wcześniej i robię mu śniadanie, udaje mi się skończyć zanim się budzi.
- Wszystkiego najlepszego - daje mu buziaka. - To dla Ciebie - wręczam mu dużą ramką owiniętą papierem ozdobnym.
- Dziękuję.
- Otwórz - ponaglam go.
- Skąd to masz? Jak to zdobyłaś? - nie potrafi ukryć swojego zaskoczenia.
- Ukradłam - pokazuje mu język. - Cieszę się, że Ci się podoba.
Wieczorem wybieramy się na kolację z jego znajomymi. Zauważam wtedy jak wszystkim na nim zależy i jak bardzo Brendon się cieszy, że spędza ten dzień z nimi.
- A Jared też jedzie? - pyta, gdy się pakuję.
- Raz nie był odkąd ja jeżdżę, a teraz to nie wiem. Nie pytałam, ale jest świadomy, że ja tam na pewno będę. A Ty zabrałeś coś kolorowego czy tylko to? - wskazuje na niego ręką, jak zwykle jest cały na czarno.
- Głównie tak - śmieje się.
- Którym jedziemy?
- Możemy moim, nic mu nie będzie.
Dwie godziny drogi do Palm Springs mijają mi bardzo szybko.
- Ty za to płacisz? - pyta parkując pod podanym przeze mnie adresem.
- Tak, podoba Ci się? Ty zabrałeś mnie do Malibu a ja Ciebie tutaj.
- Ale po co?
- Cicho być - głęboko oddycham. Bardzo długo czekałam na ten weekend. Rozglądam się, jest pięknie, świeci późne, popołudnie słońce, a ja w końcu czuję spokój. - Zrobię coś do jedzenia.
- Nie, ja zrobię. Idź rozpakuj rzeczy, ja tego nie lubię. - Wchodzę do sypialni z łazienką i rzucam się na łóżko.
- Bardzo głodna jesteś?
- Zależy za jak długo to będzie gotowe.
Gdy kończę z walizkami i kosmetykami jedzenie jest prawie gotowe. Brunet otwiera jedno z win i siadamy do stołu, a potem przed telewizor. Po drugiej butelce wina ciągnie mnie na górę.
- Ja tam oglądałam - mówię.
- Mam dla Ciebie lepsze zajęcie - popycha mnie na łóżko i delikatnie całuje. - Odpręż się - zdejmuje mi bluzkę i resztę garderoby. Cały czwartek spędzamy przy basenie, on wygłupia się w nim, a ja opalam się na leżaku.
- Prowadź - rzuca mi kluczyki. Włączam lokalne radio, które mówi, że nadal jest korek do wjazdu na teren festiwalu.
- Tak się cieszę, że tu jesteśmy razem - piszczę, gdy przechodzimy przez bramki.
- Jak wielką fanką tego wszystkiego jesteś?
- Gigantyczną - łapę go za rękę. Zapominam o tym, że nikt w gruncie rzeczy nie wie, że jesteśmy parą. Brendon wrzucił co prawda jakieś nasze zdjęcie, ale mimo wszystko.
- O czym tak myślisz?
- O niczym - mówię szybko.
Przelatujemy przez koncerty Years&Years, Foals i Lord Hauron, a potem Of Monster and Men i M83.
- Gdy pierwszy raz tu byłam też grali.
- Ty naprawdę lubisz moją muzykę?
- Co to za głupie pytanie? Wiem, że Coachella to zupełnie coś innego. Chodź po coś do picia zanim Ellie zacznie.
Zostajemy jeszcze tylko na jeden koncert Lemaitre i idziemy do namiotu. Jako, że część artystów już skończyła swoje występy, to alkohol leje się w najlepsze.
- Czy ja za dużo piję? - pytam po kilku drinkach i czuję się z tym zbyt dobrze.
- Nie jestem abstynentem, nie powiem Ci - kręci głową.
Gdy budzę się rano przez chwilę czuję się zdezorientowana, dopiero gdy siadam i widzę, że świeci słońce, a ja mam na sobie tylko nie swoją koszulkę składam fakty. Miejsce, gdzie spał brunet już dawno jest zimne.
- Cześć - zachodzę go od tyłu i całuje w policzek.
- No cześć - sadza mnie sobie na kolanach. - Wyspana?
- Tak, czemu nie pamiętam jak się tu znalazłam?
- Zasnęłaś w samochodzie, spałaś jak zabita, gdy tu dotarliśmy, więc Cię nie budziłem. Zjesz coś?
- Poradzę sobie - wstaje.
- Poczekaj, chcę Ci coś powiedzieć. Znasz Halsey?
- Słyszałam.
- Wiesz, że gra dzisiaj na Coachelli?
- Tak, znam line up na pamięć.
- Znamy się dość dobrze i zaprosiła mnie skoro tu jestem żebym z nią wystąpił, jedna piosenka.
- To super - ponownie wstaję. - Jadłeś?
- Tak.
Skoro mam poznać jakąś znajomą Brendona to bardzo przykładam się do swojego wyglądu. Jednak nie robi to na niej żadnego wrażenia, bo rzuca się na niego, gdy tylko go widzi. No to są chyba jakieś jaja.
- Pozwól, moja dziewczyna Janette.
- Cześć - zerka na mnie przelotnie, po czym wraca wzrokiem do wokalisty. Na moje nieszczęście po jej koncercie spotykamy ją w VIP roomie.
- Opowiadaj co u Ciebie słychać, nie mieliśmy czasu ostatnio pogadać - siada na oparciu kanapy, po czym zsuwa mu się na kolana. Idę do baru, muszę się napić mimo, że to ja miałam dzisiaj prowadzić. Nie chcę psuć sobie tego dnia, tyle świetnych koncertów dzisiaj widziałam, Lost Frequencies, James Bay, CHVRCHES, Disclosure, Zedd, ale wkurwia mnie ta dziewczyna.
- Co się dzieje? - Urie opiera się o blat obok mnie.
- Nic - przechylam szklankę do końca.
- Właśnie widzę, powiedz mi.
- Nie teraz, nie chcę się z Tobą kłócić tutaj.
- A czemu chcesz się ze mną kłócić? Co zrobiłem? - marszczy brwi.
- Ty nic, ale nie reagujesz na zachowanie innych osób, które mi się nie podoba.
Trochę na złość Brendonowi zapraszam do nas Zedd'a z którym poznał mnie tata. Widzę, że nie jest tym zachwycony tak jak ja jego koleżanką.
- Powiedz w końcu - słyszę, gdy idziemy do samochodu.
- Kim ona jest żeby tak się zachowywać? Stałam tuż obok, a ona była gotowa wskoczyć Ci do łóżka. Byliście razem?
- Nie - waha się. - Pocałowała mnie, chciała czegoś więcej, ale ja nie chciałem. Nie jest w moim typie. Przyjaźnimy się, pracujemy razem nad muzyką, tyle. Nie musisz się jej obawiać, nie jestem Twoim ex, nie bzyknę się z laską, bo mnie pocałowała. Zaufaj mi proszę.
- Ale ja Ci ufam, jej nie ufam.
W domu otwieram wino i siadam w basenie.
- Kochanie...
- Nie poradzę sobie z tym drugi raz Brendon, nie dam rady, więc czegokolwiek ona chce...
- Nie interesuje mnie czego ona chce, ja chcę Ciebie, tylko to się powinno liczyć - rozgląda się i wciąga mnie do basenu.
- Jestem cała mokra - piszczę.
- Cicho - zakrywa mi usta dłonią. - Sąsiedzi wezwą policję.
Budzę się wcześnie i idę zrobić jakieś śniadanie. Trochę się uspokoiłam i nawet zapomniałam o wczoraj. Ostatni dzień w Indio wykorzystujemy do granic, biegamy od sceny do sceny, robimy masę zdjęć, którymi dzielimy się na Instagramie i bawimy do rana.
- Cieszę się, że mnie tu zabrałaś. Myślałem, że będzie słabo, ale czekam na za rok.
Ostataniego dnia w Palm Springs robię kolację żeby podziękować Brendonowi za to, że u niego mieszkam i chcę też zapytać czy mogę u niego zostać.
- Ładnie pachnie - wchodzi do kuchni.
- Chciałam Ci podziękować za to, że pozwoliłeś mi u siebie zamieszkać.
- Przestań, chciałem żebyś tam była. Może nie w takich okolicznościach, ale grunt, że jesteś, bardzo się z tego cieszę - nachyla się i mnie całuje.
Nie udaje mi się go o nic zapytać, może powinnam szukać mieszkania.
- Mogę Cię odwieźć na lotnisko?
- Od zawsze jeździmy razem z chłopakami, bez zbędnych pożegnań, ale zrobię dla Ciebie wyjątek.
Próbujemy żartować i się śmiać, ale mam ściśnięte serce, że wyjeżdża.
- Kocham Cię - mocno mnie przytula.
- Ja Ciebie też.
- Trzymaj - sięga do kieszeni i kładzie klucze na mojej dłoni. - Możesz u mnie zostać, nie mam nic przeciwko. Czuj się jak u siebie, wszytsko się ułoży - całuje mnie w głowę, a ja czuję jak moje policzki robią się mokre od łez. Odprowadzam go wzrokiem, a potem wybiegam na zewnątrz. Gdy dojeżdżam do domu dzowni Shannon.
- Zajęta jesteś?
- Właśnie wrociłam z LAX.
- To może innym razem.
- Co tam?
- Przyjedź do Jareda.
Pod domem stoją 3 samochody. Wszyscy siedzą na dole w salonie.
- O co chodzi? - wchodzę do środka.
- Pozwól, że najpierw ja - Rob wstaje. - Przepraszam, za to co zrobiłem. Wiem, że to nic nie zmienia. Mogliśmy mieć coś wspaniałego niestety to zepsułem. Nigdy więcej nie będę Cię nachodził, wybacz - mija mnie.
- Teraz Ty.
- Ja... - urywa tata . - Po prostu chciałem żebyście byli razem, na dobre i na złe.
- Na dobre i na złe było wtedy gdy poroniłam, albo prawie mnie zamknęli, gdy huragan przeszedł koło domu jego matki nie wtedy, gdy bzykał się z Ashley. Musisz to zrozumieć, Robert mnie zdradził. Nigdy bym mu tego nie wybaczyła, już nawet nie chodzi o to, że jestem z Brendonem.
- Przepraszam za to co powiedziałem, wróć do domu.
- Nie, nie chcę. Chcę się skupić na sobie i myśleć o sobie. Ułożyć wszystko na nowo.
- Dobrze - przytakuje, co nie jest zbyt do niego podobne. Chwilę później wychodzę.
- Wszystko ok? - starszy Leto dogania mnie za furtką.
- Trochę mi ciężko i cała ta sytuacja jest dla mnie nowa, a Brendon mi zaufał skoro dał mi klucze, a ja pewnie zaraz coś zepsuje.
- Dzwoń do mnie jak coś.
- Jak to zrobiłeś?
- Tłumaczyłem im cztery razy co zrobili. - Nie wiem co powiedzieć, więc tylko go przytulam.
Gdy wracam do domu chwilę się zastanawiam co robić. Otwieram jedno z win i dostrzegam kartkę na wyspie w kuchni. Brendon napisał mi wszystkie rzeczy, których nie wiedziałam. Czyli myślał już o tym wcześniej. Siadam w salonie i nie wiem co ze sobą zrobić. O dziwo czuję się tu bardzo dobrze, ale nie mogę usiedzieć w miejscu, bo brakuje mi bruneta. Przebieram się i idę pobiegać. Zatrzymuje się na wzgórzach i rozpłakuje. To wszystko było takie trudne i takie bolesne, dlaczego to się tak pokomplikowało. Po powrocie odczytuje sms'a od chłopaka, że są już w Filadelfii. Piszę mu krótką wiadomość i biorę prysznic. Muszę się pozbierać, bo on prędko nie wróci, a kompletnie straciłam dla niego głowę. Parę dni później Kimberly dowiaduje się o ostatnich rewelacjach z mojego życia nie potrafi ukryć swoich uczuć.
- Pozwolił Ci u siebie zostać i planujesz zostać? Znasz go kurwa jakby od wczoraj.
- Kim
- Nie, nie rozumiem Cię ostatnio. Robisz rzeczy o które w życiu bym Cię nie posądziła, a teraz...
- A teraz mam w dupie, to co sobie każdy pomyśli, bo idąc tym tropem, to już dawno powinnam wrócić do Roberta.
- Nie o to mi chodzi.
- A o co? Jesteś zazdrosna?
- Wiesz, przemyśl trochę swoje życie i plany - wstaje i odchodzi.
Nie wierzę, że nawet ona jest przeciwko mnie. Przez kolejnych kilka dni zaszywam się w pracy. Allison jest jak najbardziej na tak i bierze nawet dwa dni wolnego. Po tygodniu udaje nam się w końcu porozmawiać z Brendonem na video. Zespół jest już w East Lansing, a mężczyzna ma te charakterystyczne iskierki w oczach, co zawsze podczas trasy.
- Jak Ci się mieszka? - pyta.
- W porządku.
- Jak chcesz coś pozmieniać albo coś Ci się nie podoba, to schowaj gdzieś, nie mam nic przeciwko.
- Okej - odpowiadam krótko.
- Dobra, co się dzieje? Znowu Jared?
- Nie radzę sobie z tym, że Cię tu nie ma. Nie spodziewałam się tego, to znaczy spodziewałam się, ale...
- Skarbie
- Tak, wiem nic nie możesz z tym zrobić - wzdycham.
- Ty możesz. Przyjedź kiedy tylko będziesz chciała. Możesz wszystko zostawić na parę dni. Nie płacz - prosi, gdy ukrywam twarz w dłoniach. - Tak dużo przeszłaś, moja nieobecność to nic przy tym - uśmiecha się. Jest wtedy taki uroczy, że też się lekko uśmiecham. - Spędzaj czas z ludźmi, masz tam trochę znajomych, umów się tylko nie z facetami - robi groźną minę. - Nie zadręczaj się, bo i ja zacznę, a ja niestety nie mogę rzucić wszystkiego.
Rozmawiamy do momentu, aż na ekranie obok Urie'go pojawia się Zack.
- Masz godzinę.
- Już? Zaraz idę. Kochanie muszę kończyć - zwraca się do mnie. - Odezwę się jutro - przesyła mi wirtualnego buziaka i znika. Odkładam laptopa i wchodzę na górę, gdy słyszę dzwonek. Przed bramą stoi samochód Flowers.
- Przepraszam, poniosło mnie, ale martwię się o Ciebie i tak może byłam trochę zazdrosna, ale nie o Brendona tylko o to, że już u niego mieszkasz i z jednego poważnego związku weszłaś w drugi. - Nie mówię ani słowa tylko odchodzę zostawiając otwarte drzwi i idę do kuchni.
- Białe czy czerwone?
- Eeee
- Dobra, czyli czerwone.
- Co robisz? - pyta patrząc na mnie jak na wariatkę.
- Nalewam Ci ostatnią lampkę wina zanim Cię zabije. Uwierz mi też się o siebie martwiłam, bo drugiego dnia od naszego poznania miałam ochotę wskoczyć mu do łóżka, ale zapomniałam przy nim o wszystkim, o Franku, ciąży, narkotykach, Robie. Czuję jakby to nigdy się nie wydarzyło. Jestem bardzo szczęśliwa, że wtedy poszłam na tą imprezę i pozwoliłam sobie postawić tego drinka. Teraz tylko drażni mnie to, że jest tak daleko i tak będzie zawsze i być może nie powinnam tu mieszkać jak go nie ma ani wcześniej, ale teraz żyje chwilą i chciałam to zrobić. Możesz mnie nie rozumieć i mówić, że działam zbyt pochopnie, ale nie możesz mi zarzucić, że źle robię. Kocham go bez pamięci. Jest promyczkiem nadziei w moim beznadziejnym życiu.
- No to zdrowie - podnosi kieliszek. Upijamy się tak bardzo, że nawet nie pamiętam jakim cudem dotarłam na górę.
Przelatuje przez daty koncertów i dostrzegam koncert na KROQ za dwa tygodnie, muszę tam jechać, ale bilety są wyprzedane. Kontaktuję się z Jake'iem może on mi pomoże. Proszę żeby nie mówił nic Brendonowi. Gdy w sobotę docieram na miejsce dostaję dokładne instrukcje, co mam robić.
- Dla Ciebie - daje mi smycz z nazwą zespołu. - Brendon jest przy scenie z innymi artystami, możesz tam wejść.
- Dziękuję Ci, jakoś się odwdzięczę.
- Nie trzeba - krzywo się uśmiecha.
Brendon, co prawda jest z innymi artystami, ale siedzi w telefonie. Zasłaniam mu oczy i czekam.
- Tylko jedna kobieta, którą znam ma takie perfumy - ciągnie mnie za rękę i ląduje na jego kolanach. - Jak się tu znalazłaś?
- Miałam pomocnika.
- No raczej - bierze w dłoń plakietkę. - Jak mogli mi nie powiedzieć.
- Chciałam Ci zrobić niespodziankę.
- I zrobiłaś - przytula mnie. - Chodź muszę się przebrać - mówi po koncercie Fitz and the Tantrums i Cold War Kids.
- Mam Ci pomóc?
- Może, jak w domu? Wszystko dobrze?
- Tak, nic nie zepsułam w Twoim domu.
- W naszym. Nie mów, że mieszkasz u mnie tylko ze mną, proszę.
- Dobrze.
- A u Ciebie?
- Zabrałam tylko więcej rzeczy. Jeszcze ze 3 wizyty tam i wywiozę wszystko.
- Nie bierzesz pod uwagę tego, że mogłabyś jeszcze z nim mieszkać?
- Nie, doprowadza mnie do szału. Musi przywyknąć do tej sytuacji, bo jeśli o mnie chodzi, to dobrze sobie radzę.
- Cieszę się - całuje mnie. - Szkoda, że...
- Nigdzie dzisiaj nie wracam, Ty chyba też.
- Skoro tak.
Na backstage'u Brendon próbuje się dowiedzieć kto mi pomógł, ale nikt tego nie wie
- Zostań tutaj - wskazuje na bok sceny.
- Dobrze - przewracam oczami.
Nadal na koncercie nie mogę się powstrzymać od śpiewania. Nigdy też nie raziło mnie, że tyle pije na koncertach, aż do dziś, jednak szybko przysłania mi to jego wygląd, błyszcząca marynarka, obcisłe spodnie i nienaganna fryzura, to dla mnie za dużo. Gdy Brendon spogląda na mnie i się uśmiecha zapominam o całym świecie. Widzieć jak dobrze się bawi i jaką frajdę mu to sprawia, teraz już wiem za co ja go kocham, za tą charyzmę, zrozumienie ludzi, wspaniałą duszę oraz serduszko.
- Podobało Ci się? - pyta, gdy schodzą ze sceny.
- Bywało lepiej - próbuje się nie śmiać, ale mi się nie udaje. - Wiesz, że było cudownie.
- Nie podlizuj się, jeszcze się z Tobą policzę. Ogarnę się i się zabawimy - puszcza mi oczko. Wchodzi z garderoby po 20 minutach. Ma na sobie bluzę i podarte, czarne jeansy.
- Mocną masz głowę? - pyta.
- Shannon mówi, że tak.
Przechodzimy przez backstage, Urie wita się chyba ze wszystkimi obecnymi, aż w końcu dociera do jednej osoby, którą kojarzę.
- Josh - Janette, Janette - Josh.
- Cześć, co to za piękność sprowadziłeś.
- Moja dziewczyna - przyciąga mnie bliżej.
Lekko się upijam, zmęczenie i droga tutaj trochę mnie wyczerpały.
- Wystarczy - wyciąga mi kubek z ręki.
- Dlaczego? Boisz się, że będę za łatwa?
- Chodźmy - łapie mnie za rękę.
- Nie odpowiedziałeś mi.
- Odmówiłabyś mi teraz jak już jesteśmy razem?
- Nie, przecież wiesz, że lubię z Tobą.
- Wiem - popycha drzwi od pokoju.
Budzę się w pokoju hotelowym w za dużej, czarnej koszulce, która pachnie brunetem.
- Zaczynałem się martwić - słyszę, gdy siadam na łóżku, nie przypominam sobie nic z nocy, a koło łóżka stoi moja walizka, a na stoliku nocnym leżą prezerwatywy. - Spokojnie - siada koło mnie i obejmuje.
- Nie pamiętam nic.
- Zaraz Ci przypomnę - wciąga mnie na siebie.
- To jakie masz plany? - pytam.
- Jestem wyłącznie Twój dzisiaj - wyciąga do mnie rękę.
Przed hotelem kieruje się w stronę małego, czerwonego porsche.
- Żartujesz? - piszczę.
- Nie, zawsze chciałem taki mieć - otwiera mi drzwi. - Nie podoba Ci się?
- W porządku, po prostu mnie zaskoczyłeś.
Dojeżdżamy do promenady i idziemy na spacer. Zatrzymujemy się na kawę i śniadanie. Próbuję być obojętna na ciągłych fanów, którzy do niego podchodzą.
- Wiem, że jesteś cudowny dla swoich fanów, ale mam Cię przez jeden dzień na nie wiadomo jak długo.
- Przepraszam.
- Nie, to ja przepraszam. Nie wiem dlaczego się złoszczę.
- Ja wiem. Byłaś przyzwyczajona, że masz go koło siebie, a mnie nie ma i nie będzie, ale obiecuje Ci, że zerknę w trasę i będę przyjeżdżał, a potem też postaram się to jakoś dla nas ułożyć.
- Cały czas się zastanawiam czy to nie poszło zbyt łatwo.
- Domyślam się, że nigdy nie chciałaś być z kimś, kogo ciągle nie ma, ale...
- Ale pojawiłeś się Ty i nawet mi nie przeszło przez myśl to wszystko. Tak bardzo tego chciałam - widzę jak próbuje się nie uśmiechnąć na moje słowa.
- Nigdy nie chciałem Cię mieć tylko do łóżka. Podobasz mi się, zakochałem się w Tobie i chcę Cię mieć obok.
- Wiem to, mieszkam w Twoim, naszym domu - poprawiam się. - Chciałeś żebym z Tobą zamieszkała po dwóch miesiącach znajomości, wydaje mi się, że wiem, wierzę, że mnie kochasz i mnie nie skrzywdzisz.
- Nie odważyłbym się, jesteś dla mnie najważniejsza, mam Ci dać jakiś dowód na to?
- Nie, nie, nie ja nic takiego nie chcę. Za dużo się wydarzyło przez ostatni czas.
- Spokojnie - całuje mnie w dłoń, którą obejmuje. - Przestań myśleć, wszystko jest dobrze.
Pierwszy raz odkąd się poznaliśmy tyle rozmawiamy o nas, naszych uczuciach, czuję, że mogłabym mu wszystko powiedzieć i on by to wszystko zrozumiał, ale może powinnam to zostawić za sobą, o ile nie będzie to wpływać na moją przyszłość.
- Wstaniesz? Mam niecałe 2 godziny, zjesz ze mną? - budzi mnie.
- Dopiero zasnęłam.
- No nie tak dawno.
- Daj mi chwilę - szybko się ogarniam i schodzimy na dół. Patrzę na chłopaka przez cały czas. Muszę zapamiętać ten widok żeby mi towarzyszył do następnego spotkania.
- Ile wytrzymasz? - obejmuje mnie w pasie.
- Może kolejny miesiąc - uśmiecham się. - Może pół roku, nie no, zobaczę jak bardzo będę tęsknić.
- Daj znać, muszę się przygotować.
- W jaki sposób?
- Zobaczysz - dwuznacznie się uśmiecha. - Uciekam - całuje mnie. - Nie musisz się śpieszyć i daj znać jak będziesz w LA.
- Okej, jeszcze raz - nachylam się żeby mnie pocałował, po czym wychodzi.
Pakuje swoje rzeczy i widzę, że Brendon zostawił mi swoją czarną koszulkę.
- "Chyba zapomniałeś" - wysyłam mu zdjęcie.
- "Nie to w zamian za to" - odsyła mi zdjęcie moich majtek. Nie wierzę, że to zrobił.
Pakuje się do samochodu i kupuję sobie dużą kawę. Jest wczesne popołudnie, więc może być tłoczno, a ja nadal jestem senna. W połowie trasy dzwoni tata.
- Słucham.
- Co robisz?
Rozmawiamy jeszcze chwilę, po czym perkusista wychodzi. Tata próbuje ze mną rozmawiać, ale go ignoruje. Na kolację zakładam czarną sukienkę. Nie jestem pewna czy nie za zbytnio się świecę w niej.
- Cześć piękna - Urie mnie całuje i otwiera drzwi.
- Nie przesadziłam?
- Tak jak powiedziałem, wyglądasz przepięknie.
W restauracji wszyscy już są i gdy podchodzimy gapią się odrobinę za długo.
- To jest Janette, a to - wymienia wszystkich po kolei. Dobrze, że wszystkich ich kojarzę. - Usiądź - odsuwa mi krzesło. Po chwili wszyscy zapominają o mojej obecności i robi się bardzo swobodnie. Po kolacji pada pomysł klubu na co wszyscy przystają. Zapominam o sprawie z tatą i cieszę się chwilą. Nie protestuje, gdy Brendon proponuje, że pojedziemy do niego. Budzę się naga z ręką mężczyzny przełożoną w pasie.
Na żadnym ze stolików nie ma telefonu, a nie chcę go budzić, więc nie ruszam się.
- Mogę się tak zawsze budzić koło Ciebie - mruczy.
- Czym ja sobie na Ciebie zasłużyłam - chowam twarz w poduszce.
- Coś się znajdzie - całuje mnie w odkryte ramię.
Przeciągam się i sięgam po sukienkę, lecz powstrzymuje mnie i wyciąga z garderoby swoją koszulkę. Mój telefon pęka w szwach, ale zwracam uwagę tylko na powiadomienie z IG. Jake wstawił zdjęcie z wczoraj, na jednym Brendon obejmuje mnie w pasie, więc zastanawiam się czy tata już wie. Bardzo chcę zostać u Brendona, ale wieczorem reszta rozsądku każe mi jechać do domu.
- Odwiozę Cię - mówi, gdy zakładam sukienkę.
Zatrzymuje się trochę dalej od domu i wciąga mnie na swoje siedzenie.
- Co Ty wyprawiasz?
- Najchętniej nie wypuszczałbym Cię z rąk.
- Zauważyłam.
Tata siedzi w kuchni, ale nic nie mówi i tak mija nam kilka następnych tygodni. Za dużo się do mnie nie odzywa albo tylko o coś pyta. Większość czasu spędzam z Brendonem, spotykamy się albo po zajęciach albo cały czas siedzę u niego.
- Masz jakieś plany urodzinowe? - pyta.
- Nie, nic nie planowałam.
- Pozwolisz, że ja zaplanuje? - uśmiecha się tajemniczo.
- Jeśli masz ochotę.
Gdy zjawia się u mnie w środę jest zdecydowanie za bardzo podekscytowany. Po drodze zatrzymuje się i kupuje dwie kawy. Przez całą drogę podśpiewuje piosenki z radia.
- To gdzie jedziemy? - pytam po jakiś 30 minutach.
- Taka niecierpliwa, zobaczysz na miejscu.
Niedługo potem widzę pierwsze znaki Disneylandu.
- Żartujesz? - śmieje się.
- Nie, myślałem, że to fajny pomysł - przygląda mi się.
- Wspaniały, nigdy nie byłam.
- No to tym bardziej - parkuje samochód.
Przechodząc przez bramę czuję się jak w bajce. Brendon na chwilę znika, po czym wkłada mi na głowę uszy Myszki Minnie.
- Teraz wyglądasz cudownie, zrobię Ci zdjęcie.
Po całym dniu wygłupów jestem bardzo zmęczona, ale też szczęśliwa. Dawno się tak dobrze nie bawiłam. Siadamy w jednej z restauracji żeby coś zjeść i nagle pojawia się Kopciuszek z tortem.
- Jesteś niemożliwy - zdmuchuje świeczkę.
- Nie, po prosu Cię kocham - słysząc te słowa łzy napływają mi do oczu i nie jestem w stanie odpowiedzieć. Gdy wracamy Urie za dużo nie mówi, więc na pewno jest lekko urażony. - Odwieźć Cię?
- Możemy pojechać do Ciebie. Zaczekaj - łapę go za rękę, gdy próbuje wysiąść. - Dziękuję za dzisiaj, było wspaniale. Ja też Cię kocham, po prostu nie mogły mi wcześniej przejść te słowa przez gardło, bo się wzruszyłam. - Czuję jak się rozluźnia i na jego twarzy pojawia się ulga.
- Chodź - łapie mnie za rękę. - Dla Ciebie - wręcza mi bukiet różowych kwiatów.
- Dziękuję.
- Masz ochotę na drinka?
- Znowu nie wrócę do domu - wkładam kwiaty ponownie do wazonu.
Parę dni później brunet zabiera mnie na swój koncert. Backstage bardzo się różni od tego Marsów. Wszystko jest bardziej na luzie i chłopaki siedzą razem pijąc piwo. Wokalista kilkukrotnie proponuje mi jedno, ale odmawiam, bo skoro on wypił już dwa, a przyjechał samochodem, to ktoś będzie musiał nim wrócić. Stoję po lewej stronie sceny i mam ciary, gdy zaczynają. Urie kilkukrotnie spogląda na mnie podczas występu, a mi topnieje serce. Po show bierze szybki prysznic i wracamy do domu. Nie protestuje, gdy oferuje, że poprowadzę, a gdy docieramy do domu jest już porządnie wstawiony. Po przekroczeniu progu od razu rozpina mi sukienkę.
- Halo, co to ma znaczyć? - protestuję.
- Chcę Cię teraz - bierze mnie na ręce i wchodzi po schodach.
Budzę się przed 10, zakładam jego t-shirt i schodzę na dół. Nastawiam ekspres i przeszukuję lodówkę, w końcu robię jajecznicę.
- Zamieszkaj ze mną - słyszę.
- Co? - odwracam się w jego stronę. Opiera się o framugę, jest ledwo ubrany.
- Mówię poważnie.
- Wiesz, że nie mogę.
- Możesz tylko coś Cię powstrzymuje - sięga po kubek.
- Ja...
- Nie - kładzie mi palec na ustach. - Nie tłumacz mi się, nie musisz. Chcę tylko żebyś wiedziała, że chciałbym Cię mieć zawsze obok - obejmuje mnie.
Nie wiem czy coś mnie powstrzymuje, ale mam tyle mieszanych uczuć teraz.
Wchodzę do domu i idę prosto do swojego pokoju.
- Musimy porozmawiać - słyszę.
- Co się stało?
- Gdy zobaczyłem zdjęcia z Panic! At The Disco myślałem, że to przypadek, ale nie mógł być to przypadek, że kilkukrotnie po Ciebie przyjechał, a Ty nie wracasz na noc do domu, spotykacie się?
- Tak.
- Od dawna?
- Wystarczająco.
- Dlaczego?
- Co dlaczego?
- Dlaczego wybrałaś jego zamiast wrócić do Roba?
- Słucham?!
- Mogłaś mieć wszystko, ale poszłaś do niego i rozłożyłaś przed nim nogi jak... - przerywa.
- No dalej, dokończ. Ja nie wierzę, że Ty jesteś moim ojcem - krzyczę i zamykam się w pokoju. Nie mogę poskładać myśli dopóki nie wypalam 3 papierosów. Stoję pośrodku pokoju próbując zachować spokój, ale mam ochotę wszystko zniszczyć. Wchodzę do garderoby i sięgam po walizkę. Pakuję ubrania, kosmetyki i większość rzeczy, które wpadają mi w ręce. Tata nawet nie słyszy, że wychodzę i bardzo dobrze. W samochodzie dzwonię do bruneta.
- Jesteś w domu? - pytam, gdy odbiera.
- Tak.
- A mogłabym przyjechać?
- Tak, ale chłopaki są u mnie. Coś się stało? - pyta, gdy nic nie mówię.
- Tak - próbuję powstrzymać łzy, ale to za trudne.
- Przyjedź, czekam.
Wokalista siedzi na schodach, gdy podjeżdżam. Od razu rzucam mu się w ramiona.
- Co się stało? - głaszcze mnie po włosach.
- Czy Twoja propozycja z rana jest nadal aktualna? - podnoszę wzrok.
- Pewnie.
- Pokłóciłam się z tatą o Ciebie.
- Powiedziałaś mu?
- Domyślił się.
- Nie jest zachwycony, rozumiem. Masz jakieś rzeczy?
- Walizka jest w bagażniku, ale może później. Nie chcę żeby wszyscy wiedzieli, że już u Ciebie mieszkam.
- No dobrze - prowadzi mnie do środka. - Byłem już zdrowo zrobiony jak zadzwoniłaś, ale już mi przeszło - mówi widząc moją minę.
- Przepraszam, nie będę Wam przeszkadzać, pójdę na górę.
- O nie, nie, nie. Odstresujesz się trochę. Chłopaki proszę o kulturę.
Spoglądam na nich szybko, jest Zack, Dan, Dallon i Jake. Brunet siada w fotelu i sadza mnie sobie na kolanach.
- Masz - podaje mi skręta i zapalniczkę. Patrzę na niego niepewnym wzrokiem przez co dociera do niego, że nigdy tego nie robiłam. - Cały czas tu jestem, nic Ci nie będzie - szepcze mi do ucha.
Gdy go wypalam jestem zrelaksowana i o niczym nie myślę, chłopaki już dawno odlecieli. Jake zostaje na noc, a reszta wychodzi w środku nocy. Idę pod prysznic, a chłopak przynosi moje rzeczy, jednak gdy wracam już śpi. Budzi mnie dźwięk tłuczonego szkła. Sięgam po telefon, ale jest rozładowany, ale obok leży telefon B.. Jest po 12, ale moją uwagę przykuwa tapeta, a mianowicie moje zdjęcie z Disneylandu. Schodzę na dół, chłopak zawzięcie sprząta w salonie.
- Obudziłem Cię, przepraszam - całuje mnie.
- Nie szkodzi. Co jemy na śniadanie? - siadam przy wyspie w kuchni.
- Chyba wczesny obiad, mogę zrobić krewetki.
- Lubisz gotować? - pytam.
- Lubię, nie jestem jakimś szalonym kucharzem, ale potrafię zrobić to i owo - podaje mi kawę.
- Dobrze wiedzieć.
- Lubię też mieć ład, więc sprzątam.
- Łapiesz plusy w jakimś konkretnym celu?
- Informuję jaką szczęściarą jesteś.
- Pójdę się ubrać.
Gdy tylko podłączam telefon od razu dzwoni perkusista.
- Jezu młoda, ja osiwieje przez Ciebie. Gdzie jesteś? Co się dzieje?
- U Brendona.
- Możemy się zobaczyć?
- Tak, chyba tak. Wyślę Ci adres.
- Będziesz miał coś przeciwko jeśli Shannon tu zajrzy?
- Nie, a powiesz mi co się stało?
- Nie wiem czy powinnam to powtarzać. Po prostu usłyszałam coś, czego żadna córka nie powinna usłyszeć od własnego ojca - wzdycham.
- Jak Ty z nim wytrzymujesz? Jak sobie radzisz? Jak to jest możliwe, że on Cię wychowywał.
- Nie radzę sobie, ciągle się kłócimy. Mam tylko jego i Shannona, ale jak zauważyłeś albo i nie to Shann zawsze staje po mojej stronie, to on mnie wspiera, rozumie i nie krytykuje - słyszę dzwonek, więc idę otworzyć.
- Hej malutka - perkusista mocno mnie przytula. - Cześć - wita się z Brendonem.
- Zostawię Was - brunet znika.
Gdy Shannon słyszy rewelację z dnia wczorajszego robi się czerwony ze złości.
- Wpierdole im obu. Mam go dość. Jak on w ogóle mógł... przecież... mogę tu zapalić?
- Chodź na taras.
- Dlaczego wczoraj do mnie nie zadzwoniłaś?
- Nie chciałam.
- Mogłaś zostać u mnie.
- Tak jest dobrze Shann, Brendon niedługo wyjeżdża chcę się nim nacieszyć i mieć spokój. Jeśli mi pozwoli, to zostanę tu jak wyjedzie. Nie jestem w stanie już z nim mieszkać. Może nie dowie się, gdzie teraz mieszkam.
- Pamiętaj, że...
- Wiem Shannon, dziękuję Ci.
Jak Shannon odjeżdża siadam na chwilę na schodach. Skoro został mi już tylko on, może powinnam odszukać Jennifer.
Miesiąc przed Coachellą dostaje opaski i zdaje sobie sprawę, że zamówiłam te bilety dla siebie i Roba, a teraz...
- Mogę Ci przeszkodzić? - wchodzę do studia.
- Nie przeszkadzasz.
- Bo, mam bilety na festiwal i nie macie wtedy jeszcze koncertów i ja bardzo chciałabym tam być - mówię jednym tchem.
- Coachella - bierze pudełko do ręki. - Może w końcu mi się tam spodoba jak pojadę tam z Tobą.
- To super - zaczynam się cieszyć jak mała dziewczynka.
Powoli przygotowuję się do festiwalu, spędzam dużo czasu na zakupach przebierając w ubraniach, a potem zaczynam też szukać prezentu na zbliżające się urodziny Brendona. Nie mam najmniejszego pojęcia co mogę mu kupić, aż na aukcji internetowej pojawia się zdjęcie Franka Sinatry z jego autografem, muszę go mieć. We wtorek budzę się wcześniej i robię mu śniadanie, udaje mi się skończyć zanim się budzi.
- Wszystkiego najlepszego - daje mu buziaka. - To dla Ciebie - wręczam mu dużą ramką owiniętą papierem ozdobnym.
- Dziękuję.
- Otwórz - ponaglam go.
- Skąd to masz? Jak to zdobyłaś? - nie potrafi ukryć swojego zaskoczenia.
- Ukradłam - pokazuje mu język. - Cieszę się, że Ci się podoba.
Wieczorem wybieramy się na kolację z jego znajomymi. Zauważam wtedy jak wszystkim na nim zależy i jak bardzo Brendon się cieszy, że spędza ten dzień z nimi.
- A Jared też jedzie? - pyta, gdy się pakuję.
- Raz nie był odkąd ja jeżdżę, a teraz to nie wiem. Nie pytałam, ale jest świadomy, że ja tam na pewno będę. A Ty zabrałeś coś kolorowego czy tylko to? - wskazuje na niego ręką, jak zwykle jest cały na czarno.
- Głównie tak - śmieje się.
- Którym jedziemy?
- Możemy moim, nic mu nie będzie.
Dwie godziny drogi do Palm Springs mijają mi bardzo szybko.
- Ty za to płacisz? - pyta parkując pod podanym przeze mnie adresem.
- Tak, podoba Ci się? Ty zabrałeś mnie do Malibu a ja Ciebie tutaj.
- Ale po co?
- Cicho być - głęboko oddycham. Bardzo długo czekałam na ten weekend. Rozglądam się, jest pięknie, świeci późne, popołudnie słońce, a ja w końcu czuję spokój. - Zrobię coś do jedzenia.
- Nie, ja zrobię. Idź rozpakuj rzeczy, ja tego nie lubię. - Wchodzę do sypialni z łazienką i rzucam się na łóżko.
- Bardzo głodna jesteś?
- Zależy za jak długo to będzie gotowe.
Gdy kończę z walizkami i kosmetykami jedzenie jest prawie gotowe. Brunet otwiera jedno z win i siadamy do stołu, a potem przed telewizor. Po drugiej butelce wina ciągnie mnie na górę.
- Ja tam oglądałam - mówię.
- Mam dla Ciebie lepsze zajęcie - popycha mnie na łóżko i delikatnie całuje. - Odpręż się - zdejmuje mi bluzkę i resztę garderoby. Cały czwartek spędzamy przy basenie, on wygłupia się w nim, a ja opalam się na leżaku.
- Prowadź - rzuca mi kluczyki. Włączam lokalne radio, które mówi, że nadal jest korek do wjazdu na teren festiwalu.
- Tak się cieszę, że tu jesteśmy razem - piszczę, gdy przechodzimy przez bramki.
- Jak wielką fanką tego wszystkiego jesteś?
- Gigantyczną - łapę go za rękę. Zapominam o tym, że nikt w gruncie rzeczy nie wie, że jesteśmy parą. Brendon wrzucił co prawda jakieś nasze zdjęcie, ale mimo wszystko.
- O czym tak myślisz?
- O niczym - mówię szybko.
Przelatujemy przez koncerty Years&Years, Foals i Lord Hauron, a potem Of Monster and Men i M83.
- Gdy pierwszy raz tu byłam też grali.
- Ty naprawdę lubisz moją muzykę?
- Co to za głupie pytanie? Wiem, że Coachella to zupełnie coś innego. Chodź po coś do picia zanim Ellie zacznie.
Zostajemy jeszcze tylko na jeden koncert Lemaitre i idziemy do namiotu. Jako, że część artystów już skończyła swoje występy, to alkohol leje się w najlepsze.
- Czy ja za dużo piję? - pytam po kilku drinkach i czuję się z tym zbyt dobrze.
- Nie jestem abstynentem, nie powiem Ci - kręci głową.
Gdy budzę się rano przez chwilę czuję się zdezorientowana, dopiero gdy siadam i widzę, że świeci słońce, a ja mam na sobie tylko nie swoją koszulkę składam fakty. Miejsce, gdzie spał brunet już dawno jest zimne.
- Cześć - zachodzę go od tyłu i całuje w policzek.
- No cześć - sadza mnie sobie na kolanach. - Wyspana?
- Tak, czemu nie pamiętam jak się tu znalazłam?
- Zasnęłaś w samochodzie, spałaś jak zabita, gdy tu dotarliśmy, więc Cię nie budziłem. Zjesz coś?
- Poradzę sobie - wstaje.
- Poczekaj, chcę Ci coś powiedzieć. Znasz Halsey?
- Słyszałam.
- Wiesz, że gra dzisiaj na Coachelli?
- Tak, znam line up na pamięć.
- Znamy się dość dobrze i zaprosiła mnie skoro tu jestem żebym z nią wystąpił, jedna piosenka.
- To super - ponownie wstaję. - Jadłeś?
- Tak.
Skoro mam poznać jakąś znajomą Brendona to bardzo przykładam się do swojego wyglądu. Jednak nie robi to na niej żadnego wrażenia, bo rzuca się na niego, gdy tylko go widzi. No to są chyba jakieś jaja.
- Pozwól, moja dziewczyna Janette.
- Cześć - zerka na mnie przelotnie, po czym wraca wzrokiem do wokalisty. Na moje nieszczęście po jej koncercie spotykamy ją w VIP roomie.
- Opowiadaj co u Ciebie słychać, nie mieliśmy czasu ostatnio pogadać - siada na oparciu kanapy, po czym zsuwa mu się na kolana. Idę do baru, muszę się napić mimo, że to ja miałam dzisiaj prowadzić. Nie chcę psuć sobie tego dnia, tyle świetnych koncertów dzisiaj widziałam, Lost Frequencies, James Bay, CHVRCHES, Disclosure, Zedd, ale wkurwia mnie ta dziewczyna.
- Co się dzieje? - Urie opiera się o blat obok mnie.
- Nic - przechylam szklankę do końca.
- Właśnie widzę, powiedz mi.
- Nie teraz, nie chcę się z Tobą kłócić tutaj.
- A czemu chcesz się ze mną kłócić? Co zrobiłem? - marszczy brwi.
- Ty nic, ale nie reagujesz na zachowanie innych osób, które mi się nie podoba.
Trochę na złość Brendonowi zapraszam do nas Zedd'a z którym poznał mnie tata. Widzę, że nie jest tym zachwycony tak jak ja jego koleżanką.
- Powiedz w końcu - słyszę, gdy idziemy do samochodu.
- Kim ona jest żeby tak się zachowywać? Stałam tuż obok, a ona była gotowa wskoczyć Ci do łóżka. Byliście razem?
- Nie - waha się. - Pocałowała mnie, chciała czegoś więcej, ale ja nie chciałem. Nie jest w moim typie. Przyjaźnimy się, pracujemy razem nad muzyką, tyle. Nie musisz się jej obawiać, nie jestem Twoim ex, nie bzyknę się z laską, bo mnie pocałowała. Zaufaj mi proszę.
- Ale ja Ci ufam, jej nie ufam.
W domu otwieram wino i siadam w basenie.
- Kochanie...
- Nie poradzę sobie z tym drugi raz Brendon, nie dam rady, więc czegokolwiek ona chce...
- Nie interesuje mnie czego ona chce, ja chcę Ciebie, tylko to się powinno liczyć - rozgląda się i wciąga mnie do basenu.
- Jestem cała mokra - piszczę.
- Cicho - zakrywa mi usta dłonią. - Sąsiedzi wezwą policję.
Budzę się wcześnie i idę zrobić jakieś śniadanie. Trochę się uspokoiłam i nawet zapomniałam o wczoraj. Ostatni dzień w Indio wykorzystujemy do granic, biegamy od sceny do sceny, robimy masę zdjęć, którymi dzielimy się na Instagramie i bawimy do rana.
- Cieszę się, że mnie tu zabrałaś. Myślałem, że będzie słabo, ale czekam na za rok.
Ostataniego dnia w Palm Springs robię kolację żeby podziękować Brendonowi za to, że u niego mieszkam i chcę też zapytać czy mogę u niego zostać.
- Ładnie pachnie - wchodzi do kuchni.
- Chciałam Ci podziękować za to, że pozwoliłeś mi u siebie zamieszkać.
- Przestań, chciałem żebyś tam była. Może nie w takich okolicznościach, ale grunt, że jesteś, bardzo się z tego cieszę - nachyla się i mnie całuje.
Nie udaje mi się go o nic zapytać, może powinnam szukać mieszkania.
- Mogę Cię odwieźć na lotnisko?
- Od zawsze jeździmy razem z chłopakami, bez zbędnych pożegnań, ale zrobię dla Ciebie wyjątek.
Próbujemy żartować i się śmiać, ale mam ściśnięte serce, że wyjeżdża.
- Kocham Cię - mocno mnie przytula.
- Ja Ciebie też.
- Trzymaj - sięga do kieszeni i kładzie klucze na mojej dłoni. - Możesz u mnie zostać, nie mam nic przeciwko. Czuj się jak u siebie, wszytsko się ułoży - całuje mnie w głowę, a ja czuję jak moje policzki robią się mokre od łez. Odprowadzam go wzrokiem, a potem wybiegam na zewnątrz. Gdy dojeżdżam do domu dzowni Shannon.
- Zajęta jesteś?
- Właśnie wrociłam z LAX.
- To może innym razem.
- Co tam?
- Przyjedź do Jareda.
Pod domem stoją 3 samochody. Wszyscy siedzą na dole w salonie.
- O co chodzi? - wchodzę do środka.
- Pozwól, że najpierw ja - Rob wstaje. - Przepraszam, za to co zrobiłem. Wiem, że to nic nie zmienia. Mogliśmy mieć coś wspaniałego niestety to zepsułem. Nigdy więcej nie będę Cię nachodził, wybacz - mija mnie.
- Teraz Ty.
- Ja... - urywa tata . - Po prostu chciałem żebyście byli razem, na dobre i na złe.
- Na dobre i na złe było wtedy gdy poroniłam, albo prawie mnie zamknęli, gdy huragan przeszedł koło domu jego matki nie wtedy, gdy bzykał się z Ashley. Musisz to zrozumieć, Robert mnie zdradził. Nigdy bym mu tego nie wybaczyła, już nawet nie chodzi o to, że jestem z Brendonem.
- Przepraszam za to co powiedziałem, wróć do domu.
- Nie, nie chcę. Chcę się skupić na sobie i myśleć o sobie. Ułożyć wszystko na nowo.
- Dobrze - przytakuje, co nie jest zbyt do niego podobne. Chwilę później wychodzę.
- Wszystko ok? - starszy Leto dogania mnie za furtką.
- Trochę mi ciężko i cała ta sytuacja jest dla mnie nowa, a Brendon mi zaufał skoro dał mi klucze, a ja pewnie zaraz coś zepsuje.
- Dzwoń do mnie jak coś.
- Jak to zrobiłeś?
- Tłumaczyłem im cztery razy co zrobili. - Nie wiem co powiedzieć, więc tylko go przytulam.
Gdy wracam do domu chwilę się zastanawiam co robić. Otwieram jedno z win i dostrzegam kartkę na wyspie w kuchni. Brendon napisał mi wszystkie rzeczy, których nie wiedziałam. Czyli myślał już o tym wcześniej. Siadam w salonie i nie wiem co ze sobą zrobić. O dziwo czuję się tu bardzo dobrze, ale nie mogę usiedzieć w miejscu, bo brakuje mi bruneta. Przebieram się i idę pobiegać. Zatrzymuje się na wzgórzach i rozpłakuje. To wszystko było takie trudne i takie bolesne, dlaczego to się tak pokomplikowało. Po powrocie odczytuje sms'a od chłopaka, że są już w Filadelfii. Piszę mu krótką wiadomość i biorę prysznic. Muszę się pozbierać, bo on prędko nie wróci, a kompletnie straciłam dla niego głowę. Parę dni później Kimberly dowiaduje się o ostatnich rewelacjach z mojego życia nie potrafi ukryć swoich uczuć.
- Pozwolił Ci u siebie zostać i planujesz zostać? Znasz go kurwa jakby od wczoraj.
- Kim
- Nie, nie rozumiem Cię ostatnio. Robisz rzeczy o które w życiu bym Cię nie posądziła, a teraz...
- A teraz mam w dupie, to co sobie każdy pomyśli, bo idąc tym tropem, to już dawno powinnam wrócić do Roberta.
- Nie o to mi chodzi.
- A o co? Jesteś zazdrosna?
- Wiesz, przemyśl trochę swoje życie i plany - wstaje i odchodzi.
Nie wierzę, że nawet ona jest przeciwko mnie. Przez kolejnych kilka dni zaszywam się w pracy. Allison jest jak najbardziej na tak i bierze nawet dwa dni wolnego. Po tygodniu udaje nam się w końcu porozmawiać z Brendonem na video. Zespół jest już w East Lansing, a mężczyzna ma te charakterystyczne iskierki w oczach, co zawsze podczas trasy.
- Jak Ci się mieszka? - pyta.
- W porządku.
- Jak chcesz coś pozmieniać albo coś Ci się nie podoba, to schowaj gdzieś, nie mam nic przeciwko.
- Okej - odpowiadam krótko.
- Dobra, co się dzieje? Znowu Jared?
- Nie radzę sobie z tym, że Cię tu nie ma. Nie spodziewałam się tego, to znaczy spodziewałam się, ale...
- Skarbie
- Tak, wiem nic nie możesz z tym zrobić - wzdycham.
- Ty możesz. Przyjedź kiedy tylko będziesz chciała. Możesz wszystko zostawić na parę dni. Nie płacz - prosi, gdy ukrywam twarz w dłoniach. - Tak dużo przeszłaś, moja nieobecność to nic przy tym - uśmiecha się. Jest wtedy taki uroczy, że też się lekko uśmiecham. - Spędzaj czas z ludźmi, masz tam trochę znajomych, umów się tylko nie z facetami - robi groźną minę. - Nie zadręczaj się, bo i ja zacznę, a ja niestety nie mogę rzucić wszystkiego.
Rozmawiamy do momentu, aż na ekranie obok Urie'go pojawia się Zack.
- Masz godzinę.
- Już? Zaraz idę. Kochanie muszę kończyć - zwraca się do mnie. - Odezwę się jutro - przesyła mi wirtualnego buziaka i znika. Odkładam laptopa i wchodzę na górę, gdy słyszę dzwonek. Przed bramą stoi samochód Flowers.
- Przepraszam, poniosło mnie, ale martwię się o Ciebie i tak może byłam trochę zazdrosna, ale nie o Brendona tylko o to, że już u niego mieszkasz i z jednego poważnego związku weszłaś w drugi. - Nie mówię ani słowa tylko odchodzę zostawiając otwarte drzwi i idę do kuchni.
- Białe czy czerwone?
- Eeee
- Dobra, czyli czerwone.
- Co robisz? - pyta patrząc na mnie jak na wariatkę.
- Nalewam Ci ostatnią lampkę wina zanim Cię zabije. Uwierz mi też się o siebie martwiłam, bo drugiego dnia od naszego poznania miałam ochotę wskoczyć mu do łóżka, ale zapomniałam przy nim o wszystkim, o Franku, ciąży, narkotykach, Robie. Czuję jakby to nigdy się nie wydarzyło. Jestem bardzo szczęśliwa, że wtedy poszłam na tą imprezę i pozwoliłam sobie postawić tego drinka. Teraz tylko drażni mnie to, że jest tak daleko i tak będzie zawsze i być może nie powinnam tu mieszkać jak go nie ma ani wcześniej, ale teraz żyje chwilą i chciałam to zrobić. Możesz mnie nie rozumieć i mówić, że działam zbyt pochopnie, ale nie możesz mi zarzucić, że źle robię. Kocham go bez pamięci. Jest promyczkiem nadziei w moim beznadziejnym życiu.
- No to zdrowie - podnosi kieliszek. Upijamy się tak bardzo, że nawet nie pamiętam jakim cudem dotarłam na górę.
Przelatuje przez daty koncertów i dostrzegam koncert na KROQ za dwa tygodnie, muszę tam jechać, ale bilety są wyprzedane. Kontaktuję się z Jake'iem może on mi pomoże. Proszę żeby nie mówił nic Brendonowi. Gdy w sobotę docieram na miejsce dostaję dokładne instrukcje, co mam robić.
- Dla Ciebie - daje mi smycz z nazwą zespołu. - Brendon jest przy scenie z innymi artystami, możesz tam wejść.
- Dziękuję Ci, jakoś się odwdzięczę.
- Nie trzeba - krzywo się uśmiecha.
Brendon, co prawda jest z innymi artystami, ale siedzi w telefonie. Zasłaniam mu oczy i czekam.
- Tylko jedna kobieta, którą znam ma takie perfumy - ciągnie mnie za rękę i ląduje na jego kolanach. - Jak się tu znalazłaś?
- Miałam pomocnika.
- No raczej - bierze w dłoń plakietkę. - Jak mogli mi nie powiedzieć.
- Chciałam Ci zrobić niespodziankę.
- I zrobiłaś - przytula mnie. - Chodź muszę się przebrać - mówi po koncercie Fitz and the Tantrums i Cold War Kids.
- Mam Ci pomóc?
- Może, jak w domu? Wszystko dobrze?
- Tak, nic nie zepsułam w Twoim domu.
- W naszym. Nie mów, że mieszkasz u mnie tylko ze mną, proszę.
- Dobrze.
- A u Ciebie?
- Zabrałam tylko więcej rzeczy. Jeszcze ze 3 wizyty tam i wywiozę wszystko.
- Nie bierzesz pod uwagę tego, że mogłabyś jeszcze z nim mieszkać?
- Nie, doprowadza mnie do szału. Musi przywyknąć do tej sytuacji, bo jeśli o mnie chodzi, to dobrze sobie radzę.
- Cieszę się - całuje mnie. - Szkoda, że...
- Nigdzie dzisiaj nie wracam, Ty chyba też.
- Skoro tak.
Na backstage'u Brendon próbuje się dowiedzieć kto mi pomógł, ale nikt tego nie wie
- Zostań tutaj - wskazuje na bok sceny.
- Dobrze - przewracam oczami.
Nadal na koncercie nie mogę się powstrzymać od śpiewania. Nigdy też nie raziło mnie, że tyle pije na koncertach, aż do dziś, jednak szybko przysłania mi to jego wygląd, błyszcząca marynarka, obcisłe spodnie i nienaganna fryzura, to dla mnie za dużo. Gdy Brendon spogląda na mnie i się uśmiecha zapominam o całym świecie. Widzieć jak dobrze się bawi i jaką frajdę mu to sprawia, teraz już wiem za co ja go kocham, za tą charyzmę, zrozumienie ludzi, wspaniałą duszę oraz serduszko.
- Podobało Ci się? - pyta, gdy schodzą ze sceny.
- Bywało lepiej - próbuje się nie śmiać, ale mi się nie udaje. - Wiesz, że było cudownie.
- Nie podlizuj się, jeszcze się z Tobą policzę. Ogarnę się i się zabawimy - puszcza mi oczko. Wchodzi z garderoby po 20 minutach. Ma na sobie bluzę i podarte, czarne jeansy.
- Mocną masz głowę? - pyta.
- Shannon mówi, że tak.
Przechodzimy przez backstage, Urie wita się chyba ze wszystkimi obecnymi, aż w końcu dociera do jednej osoby, którą kojarzę.
- Josh - Janette, Janette - Josh.
- Cześć, co to za piękność sprowadziłeś.
- Moja dziewczyna - przyciąga mnie bliżej.
Lekko się upijam, zmęczenie i droga tutaj trochę mnie wyczerpały.
- Wystarczy - wyciąga mi kubek z ręki.
- Dlaczego? Boisz się, że będę za łatwa?
- Chodźmy - łapie mnie za rękę.
- Nie odpowiedziałeś mi.
- Odmówiłabyś mi teraz jak już jesteśmy razem?
- Nie, przecież wiesz, że lubię z Tobą.
- Wiem - popycha drzwi od pokoju.
Budzę się w pokoju hotelowym w za dużej, czarnej koszulce, która pachnie brunetem.
- Zaczynałem się martwić - słyszę, gdy siadam na łóżku, nie przypominam sobie nic z nocy, a koło łóżka stoi moja walizka, a na stoliku nocnym leżą prezerwatywy. - Spokojnie - siada koło mnie i obejmuje.
- Nie pamiętam nic.
- Zaraz Ci przypomnę - wciąga mnie na siebie.
- To jakie masz plany? - pytam.
- Jestem wyłącznie Twój dzisiaj - wyciąga do mnie rękę.
Przed hotelem kieruje się w stronę małego, czerwonego porsche.
- Żartujesz? - piszczę.
- Nie, zawsze chciałem taki mieć - otwiera mi drzwi. - Nie podoba Ci się?
- W porządku, po prostu mnie zaskoczyłeś.
Dojeżdżamy do promenady i idziemy na spacer. Zatrzymujemy się na kawę i śniadanie. Próbuję być obojętna na ciągłych fanów, którzy do niego podchodzą.
- Wiem, że jesteś cudowny dla swoich fanów, ale mam Cię przez jeden dzień na nie wiadomo jak długo.
- Przepraszam.
- Nie, to ja przepraszam. Nie wiem dlaczego się złoszczę.
- Ja wiem. Byłaś przyzwyczajona, że masz go koło siebie, a mnie nie ma i nie będzie, ale obiecuje Ci, że zerknę w trasę i będę przyjeżdżał, a potem też postaram się to jakoś dla nas ułożyć.
- Cały czas się zastanawiam czy to nie poszło zbyt łatwo.
- Domyślam się, że nigdy nie chciałaś być z kimś, kogo ciągle nie ma, ale...
- Ale pojawiłeś się Ty i nawet mi nie przeszło przez myśl to wszystko. Tak bardzo tego chciałam - widzę jak próbuje się nie uśmiechnąć na moje słowa.
- Nigdy nie chciałem Cię mieć tylko do łóżka. Podobasz mi się, zakochałem się w Tobie i chcę Cię mieć obok.
- Wiem to, mieszkam w Twoim, naszym domu - poprawiam się. - Chciałeś żebym z Tobą zamieszkała po dwóch miesiącach znajomości, wydaje mi się, że wiem, wierzę, że mnie kochasz i mnie nie skrzywdzisz.
- Nie odważyłbym się, jesteś dla mnie najważniejsza, mam Ci dać jakiś dowód na to?
- Nie, nie, nie ja nic takiego nie chcę. Za dużo się wydarzyło przez ostatni czas.
- Spokojnie - całuje mnie w dłoń, którą obejmuje. - Przestań myśleć, wszystko jest dobrze.
Pierwszy raz odkąd się poznaliśmy tyle rozmawiamy o nas, naszych uczuciach, czuję, że mogłabym mu wszystko powiedzieć i on by to wszystko zrozumiał, ale może powinnam to zostawić za sobą, o ile nie będzie to wpływać na moją przyszłość.
- Wstaniesz? Mam niecałe 2 godziny, zjesz ze mną? - budzi mnie.
- Dopiero zasnęłam.
- No nie tak dawno.
- Daj mi chwilę - szybko się ogarniam i schodzimy na dół. Patrzę na chłopaka przez cały czas. Muszę zapamiętać ten widok żeby mi towarzyszył do następnego spotkania.
- Ile wytrzymasz? - obejmuje mnie w pasie.
- Może kolejny miesiąc - uśmiecham się. - Może pół roku, nie no, zobaczę jak bardzo będę tęsknić.
- Daj znać, muszę się przygotować.
- W jaki sposób?
- Zobaczysz - dwuznacznie się uśmiecha. - Uciekam - całuje mnie. - Nie musisz się śpieszyć i daj znać jak będziesz w LA.
- Okej, jeszcze raz - nachylam się żeby mnie pocałował, po czym wychodzi.
Pakuje swoje rzeczy i widzę, że Brendon zostawił mi swoją czarną koszulkę.
- "Chyba zapomniałeś" - wysyłam mu zdjęcie.
- "Nie to w zamian za to" - odsyła mi zdjęcie moich majtek. Nie wierzę, że to zrobił.
Pakuje się do samochodu i kupuję sobie dużą kawę. Jest wczesne popołudnie, więc może być tłoczno, a ja nadal jestem senna. W połowie trasy dzwoni tata.
- Słucham.
- Co robisz?
- Prowadzę.
- I rozmawiasz? Przecież...
- Przez głośnik - przerywam mu. - Po co dzwonisz?
- Możesz przyjechać do domu, mam sprawę.
- Może popołudniu, ale spoko będę.
W domu jestem o 17, czyli jechałam ponad 3 godziny. Zmieniam skórę na jedną z bluz Brendona, które zostawił i jadę do taty, całe szczęście jest tam też Shannon.
- Co tam? - pytam.
- Chciałbym sfinalizować sprzedaż tego domu - mówi.
- I tak tu nie mieszkam.
- Wiesz, że zawsze możesz tu wrócić.
- Dobrze, ale nie chcę.
- To podjedź jak będziesz miała czas i spakuj swoje rzeczy.
- Okej, może jutro. Będziesz?
- Masz klucze.
- A no tak. Jeśli to tyle, to już pójdę.
- Zostań na kolacji chociaż.
- Jestem zmęczona, innym razem.
Shannon wychodzi zaraz za mną.
- To może pojedziesz do mnie?
- Możemy jechać do mnie, bo potem już nie będę w stanie prowadzić.
- No dobra, gdzie byłaś lub gdzie będziesz? - pyta wskazując na walizkę przy drzwiach.
- W Irvine, zobaczyć się z Brendonem.
- Ale trzymasz się widzę.
- Staram się, a tutaj cały czas czuję jego obecność. Jesteś głodny?
- Trochę.
- Zamów coś, ja wezmę prysznic.
- Nie śpiesz się.
Biorę błyskawiczny prysznic i zakładam dres. Perkusista siedzi na kanapie i patrzy w tv.
- Pozwoliłem sobie - wskazuje na Coronę.
- Spoko, ale to nie moje.
- Ups.
- Daj spokój.
- Opowiadaj.
- Ale co?
- Jak Ci się mieszka?
- Czuję się jak w domu - nieśmiało się uśmiecham.
- To bardzo dobrze, a jak z Urie?
- Nikt nigdy nie sprawił, że czułam się tak dobrze i nie pragnął tak mojej obecności. Może za szybko to wszystko się wydarzyło, ale dzięki temu...
- Jesteś bardzo szczęśliwa, ja to widzę. Nic więcej nie potrzebuje. Nie interesuje mnie to, gdzie mieszkasz ani co robisz, póki sobie radzisz. Masz pieniądze, prawda?
- Mam, cały czas pracuję.
- Jeśli byś czegoś potrzebowała.
- Dziękuję.
- Ma gry? - wskazuje na konsole.
- Dużo, wybierz coś.
- Pizza - mówi słysząc dzwonek. Wstaje, ale mnie zatrzymuje. - Zostaw.
Zjadamy pizzę i wypijamy całe piwo Brendona. Nawet nie wiem kiedy zasypiam.
- Młoda, będę się zbierał - słyszę.
- Chyba na górę.
- Nie, nie. Nie ma takiej potrzeby.
- Zostań, pojedziesz jutro ze mną do domu. Chcę zamknąć to raz na zawsze.
Po śniadaniu jedziemy do taty, na moje szczęście go nie ma. Shannon robi nam kawę. Rzeczy w garderobie dzielę na trzy części, jedną zabiorę ze sobą, jedną tata zabierze do nowego domu, a ostatnią oddam. Potem pakuje łazienkę i sypialnię, znajduje cały karton rzeczy Roberta łącznie ze zdjęciami które mi dał, jednak na wszystkie te rzeczy mam plan.
- Chce to spalić - wskazuje.
- Co tam jest? - pyta Shann.
- Przeszłość.
- Poszukam czegoś - mężczyzna wstaje z fotela i wychodzi z mojego pokoju. Sięgam do szafki z alkoholem, tutaj też coś zostało.
- Jesteś tego pewna?
- Pogrzebałam to już dawno, chcę tylko się tego pozbyć.
Mijają dwa miesiące odkąd widziałam się z Brendonem. Patrząc na daty koncertów bez sensu jest żebym do niego jechała, więc nawet mu o tym nie wspominam tylko zaciskam zęby i skupiam całą swoją uwagę na tym co się dzieje tutaj. Spędzam dużo czasu w redakcji i z Kim, Shannon też często nie daje o sobie zapomnieć w przeciwieństwie do taty, prawie w ogóle nie mamy ze sobą kontaktu. Biorę poranny prysznic, gdy na dole trzaskają drzwi. To może być tylko Brendon. Zbiegam na dół i widzę konsternację i ulgę jednocześnie na jego twarzy.
- Co się stało?
- Spodziewałem się Cię nie zastać już tutaj.
- Już? Myślałeś, że sobie znajdę mieszkanie i nie będę siedzieć Ci na głowie? - śmieje się.
- Nie, po prostu - nerwowo się uśmiecha.
- O co chodzi? - krzyżuje ręce. Zarzuciłam szlafrok na mokrą skórę i czuję się teraz bardzo niepewnie.
- Myślałem, że przyjedziesz w trasę, ale nic nie mówiłaś, więc pomyślałem, że...
- Że? - dopytuje.
- Boże, tak mi głupio.
- Co pomyślałeś?
- Że odeszłaś. Stwierdziłaś, że to nie to, że nie będziesz na mnie czekać i jeździć za mną - mówi jednym tchem i odwraca wzrok. Wiem czemu tak pomyślał i cieszę się, że nie umie za bardzo ukrywać swoich uczuć.
- Widziałam daty i to, że nie będziesz miał za bardzo czasu. Nie chciałam Ci się niepotrzebnie zwalać na głowę.
- Przepraszam - chce mnie minąć.
- Nie, za co mnie przepraszasz?
- Zwątpiłem w Ciebie i w to, że chcesz ze mną być, że mnie kochasz, a nic nie zrobiłem w tym kierunku, czuję się jak idiota.
- Przestań, proszę. Nie widzieliśmy się trzy miesiące nie chce tak zaczynać. Nie zostawiłabym Cię bez słowa, a żebym Cię zostawiła, to musiałabyś się postarać,a nie tylko jechać w trasę - całuje go.
- Dasz się jakoś przeprosić? - bierze mnie za ręce.
- Próbuj, ale nie będzie lekko...
Kilka dni później Panic i Weezer grają koncert na City of Trees w Sacramento. Chłopaki grają dopiero wieczorem. Brendon udziela wywiadów i jak zwykle skupia się na występie, a ja kręcę się bez celu, bo line up jest daleki od tego, co lubię.
- Nie podoba Ci się tutaj, prawda?
- No wiesz - rozglądam się.
- Musisz wracać do pracy czy coś? - pyta Urie.
- Nie, nie mam nic.
- To Cię gdzieś zabiorę jutro - całuje mnie w biega na scenę.
- Gdzie jedziemy? - pytam po raz drugi, gdy wsiadamy do wynajętego auta.
- Nie bądź upierdliwa, chce Ci zrobić niespodziankę. Możemy jechać?
- Tak, wybacz. - Brunet wzdycha i kładzie mi rękę na kolanie.
- Czyli tak wygląda związek z kobietą, sprzeczki o nic - ściska moje kolano i zaczyna się śmiać. - Wiem, że to tylko hormony, szczególnie teraz.
- Wiesz, że nie jestem w nastroju - krzywię się.
Ignoruję resztę głupich żartów o moim okresie. Spędzamy w San Francisco trzy dni, zwiedzamy, spacerujemy, cieszymy się sobą, ale to nie koniec.
- Jest jeszcze jedno miejsce, Napa Valley - uprzedza moje pytanie.
- Rozpieszczasz mnie.
- Pamiętasz, co powiedziałem jak zaczęliśmy się spotykać?
- Żebym Ci pozwoliła się uszczęśliwić.
- To nie są jakieś super wakacje, ale takie też będą, jak znajdę więcej czasu.
Mężczyzna zatrzymuje samochód pod przepięknym hotelem. Gdy on dokonuje formalności, ja dostrzegam, że jest tu SPA.
- Mam nadzieję, że ja też z niego skorzystam. Zrobią mi jakąś maseczkę, będę bardziej atrakcyjny.
- Już nie możesz być bardziej atrakcyjny - czy ja to powiedziałam głośno.
- Dziękuję, cieszę się, że jesteś ze mną.
- Ja też i chyba nie byłam wcześniej tak naprawdę szczęśliwa.
- Ale teraz jesteś? Mimo, że mnie nie ma i się z Ciebie nabijam?
- Jeszcze się zastanawiam. Jestem prze szczęśliwa - mówię widząc jego minę. - Taką masz pracę, nigdy Cię nie poproszę żebyś ją zmienił, bo kochasz to dłużej niż mnie, a ja kocham Ciebie śmiejącego się na scenie i czerpiącego radość ze swoich koncertów. Kiedyś tylko poproszę żebyś pracował mniej.
Te kilka dni z nim sam na sam pokazują mi jak bardzo mu na mnie zależy, a co dla mnie najdziwniejsze, pokazują mi, że boi się, że mnie straci, ale ja nigdzie się nie wybieram i nikt nie jest w stanie mnie zmusić żebym go zostawiła. Czekamy na samolot do LA, gdy dzwoni Shannon.
- Kiedy wracacie? - pyta.
- Niedługo.
- Możecie do mnie przyjechać?
- Rozpakujemy się, zjemy coś i możemy przyjechać.
- Nie, wolałbym od razu.
- Co się dzieje?
- Aaron.
- Nie, kurwa nie, ja mam tego dość - rzucam telefonem o podłogę, a on rozlatuje się zwracam tym samym na siebie uwagę wszystkich wokół, ale mam dość.
- Hej, co się dzieje? - Urie klęka przede mną. - Kochanie - zabiera mi dłonie z twarzy, a ja wtulam się w niego. - Cii - głaszcze mnie po włosach. Gdy się uspokajam opowiadam mu całą historię.
- Powinnam była Ci powiedzieć od razu, ale to nie jest coś o czym mówisz komuś na pierwszej randce.
- To nie ma najmniejszego znaczenia, ale byłaś sama, gdyby gdzieś Cię spotkał? To nie było zbyt rozsądne, co Shannon powiedział?
- Nic, kazał nam od razu przyjechać. Jeśli on coś zrobił, to ja mam wyrok przez niego.
- Spokojnie, wszystko będzie dobrze.
Pod domem perkusisty stoi kilka samochodów i wiem do kogo należą.
- Poczekaj, Robert tu jest - mówię.
- W porządku, widocznie musi tu być.
W środku jest tez tata i Justin, sprawa jest poważna.
- Co się dzieje?
- Usiądź - prosi tata.
- Nie, o co chodzi? - zerkam na Sterlinga.
- Zacznę od wiadomości, która w pewnym sensie jest pozytywna, Carter popełnił samobójstwo, ale zostawił list w którym obwinia o to Ciebie i dowody, które Cię obciążają oraz zdjęcia - urywa.
- Jakie zdjęcia? Te w kopertach? - sięgam po jedną, ale tata mi je zabiera.
- Zaczekaj - prosi adwokat. - Nie ma ich w internecie i wiemy, że są sfałszowane.
- Co na nich jest? - pytam.
- Wy, Ty i Aaron jak uprawiacie seks.
- Co?! Pokaż.
- Trzy różne daty, czerwiec i lipiec każdy dostał coś innego. Są bardzo realistyczne, ale Robert powiedział, że to nie Ty.
- No raczej, że to nie TY - Urie zagląda mi przez ramię.
- Posłałem je do analizy. Nie wiem czy wiedział, gdzie teraz mieszkasz, więc chciałbym żeby przed Wami dom sprawdziła policja.
- Nie ma problemu - mówi Brendon.
- A wyrok?
- Zależy jak to się rozegra. Jest śledztwo, ale to samobójstwo, a on napisał, że zabija się z miłości do Ciebie. Muszę się skontaktować z kimś kto się zajmuje takimi sprawami.
- A dowody? - pytam.
- Ma je policja. Nie wiem do jakich wniosków doszli, ale raczej będą się kontaktować, jedźmy. Gdy wychodzimy przed dom Shannon zapala papierosa, a drugiego daje Brendonowi, ja muszę porozmawiać z Robertem.
- Dziękuję - mówię zanim wsiada do samochodu.
- Nie masz za co, uważaj na siebie, proszę - odjeżdża.
W domu nic nie ma, a skrzynka na listy też jest pusta.
- No to dobrze, ja muszę jechać, będę dzwonił - odzywa się Sterling.
- Będziecie wszyscy tak stać? - pyta Brendon. Opiera się o framugę drzwi i uśmiecha.
- Wejdziecie? - patrzę na chłopaków. Widzę, że tata chce to zrobić, ale Shannon go stopuje.
- Innym razem mała, odpocznijcie - całuje mnie w policzek.
- Przepraszam, że Ci nie powiedziałam. Dużo rzeczy Ci nie powiedziałam, bo chciałam zacząć od nowa, nie myśleć o przeszłości tylko skupić się na tym, co mam teraz i na przyszłości. Nigdy nie pytałeś, nie naciskałeś, a ja tak bardzo chciałam zapomnieć i...
- Rozumiem, naprawdę rozumiem. Spójrz na mnie - łapie mnie za brodę. - Jesteś bardzo silną kobietą i z pewnością dużo przeszłaś. Widziałem to od początku, nie musisz mi nic opowiadać ani wracać do tego wszystkiego. Gdyby ten cały Aaron nic nie zrobił, to też byś mi nie mówiła, ale on nie daje o sobie zapomnieć.
- Ta sprawa rok temu, nigdy tak bardzo się nie bałam.
- Wszystko będzie dobrze.
- Chciałabym w to wierzyć.
- Masz - podaje mi kieliszek wina. - Przyjdź do sypialni za 10 minut i wypij zanim przyjdziesz.
Zdejmuje kurtkę i adidasy oraz zamykam drzwi. W pokoju nie ma Brendona.
- Ammm
- Jestem - wychodzi z łazienki, ma mokre ręce.
- Co robisz?
- Jak widać - powoli mnie rozbiera. W łazience jest półmrok, palą się świece i jest pełna wanna wody z pianą. - Poczekaj - wraca z winem i kieliszkami.
Gorąca woda, wino, jego bliskość i dotyk sprawiają, że o wszystkim zapominam.
- Kocham Cię - odgarnia mi mokre włosy z szyi i całuje.
- Ja Ciebie też kocham. Możemy przejść do drugiej części?
- Ale ja nie planowałem drugiej części.
- Ale ja planowałam - odwracam się twarzą do niego....
___________________________________________________________________
Nowy rozdział poleca się w czasach, gdy wszyscy siedzimy w domach. Zapraszam do komentowania.
- I rozmawiasz? Przecież...
- Przez głośnik - przerywam mu. - Po co dzwonisz?
- Możesz przyjechać do domu, mam sprawę.
- Może popołudniu, ale spoko będę.
W domu jestem o 17, czyli jechałam ponad 3 godziny. Zmieniam skórę na jedną z bluz Brendona, które zostawił i jadę do taty, całe szczęście jest tam też Shannon.
- Co tam? - pytam.
- Chciałbym sfinalizować sprzedaż tego domu - mówi.
- I tak tu nie mieszkam.
- Wiesz, że zawsze możesz tu wrócić.
- Dobrze, ale nie chcę.
- To podjedź jak będziesz miała czas i spakuj swoje rzeczy.
- Okej, może jutro. Będziesz?
- Masz klucze.
- A no tak. Jeśli to tyle, to już pójdę.
- Zostań na kolacji chociaż.
- Jestem zmęczona, innym razem.
Shannon wychodzi zaraz za mną.
- To może pojedziesz do mnie?
- Możemy jechać do mnie, bo potem już nie będę w stanie prowadzić.
- No dobra, gdzie byłaś lub gdzie będziesz? - pyta wskazując na walizkę przy drzwiach.
- W Irvine, zobaczyć się z Brendonem.
- Ale trzymasz się widzę.
- Staram się, a tutaj cały czas czuję jego obecność. Jesteś głodny?
- Trochę.
- Zamów coś, ja wezmę prysznic.
- Nie śpiesz się.
Biorę błyskawiczny prysznic i zakładam dres. Perkusista siedzi na kanapie i patrzy w tv.
- Pozwoliłem sobie - wskazuje na Coronę.
- Spoko, ale to nie moje.
- Ups.
- Daj spokój.
- Opowiadaj.
- Ale co?
- Jak Ci się mieszka?
- Czuję się jak w domu - nieśmiało się uśmiecham.
- To bardzo dobrze, a jak z Urie?
- Nikt nigdy nie sprawił, że czułam się tak dobrze i nie pragnął tak mojej obecności. Może za szybko to wszystko się wydarzyło, ale dzięki temu...
- Jesteś bardzo szczęśliwa, ja to widzę. Nic więcej nie potrzebuje. Nie interesuje mnie to, gdzie mieszkasz ani co robisz, póki sobie radzisz. Masz pieniądze, prawda?
- Mam, cały czas pracuję.
- Jeśli byś czegoś potrzebowała.
- Dziękuję.
- Ma gry? - wskazuje na konsole.
- Dużo, wybierz coś.
- Pizza - mówi słysząc dzwonek. Wstaje, ale mnie zatrzymuje. - Zostaw.
Zjadamy pizzę i wypijamy całe piwo Brendona. Nawet nie wiem kiedy zasypiam.
- Młoda, będę się zbierał - słyszę.
- Chyba na górę.
- Nie, nie. Nie ma takiej potrzeby.
- Zostań, pojedziesz jutro ze mną do domu. Chcę zamknąć to raz na zawsze.
Po śniadaniu jedziemy do taty, na moje szczęście go nie ma. Shannon robi nam kawę. Rzeczy w garderobie dzielę na trzy części, jedną zabiorę ze sobą, jedną tata zabierze do nowego domu, a ostatnią oddam. Potem pakuje łazienkę i sypialnię, znajduje cały karton rzeczy Roberta łącznie ze zdjęciami które mi dał, jednak na wszystkie te rzeczy mam plan.
- Chce to spalić - wskazuje.
- Co tam jest? - pyta Shann.
- Przeszłość.
- Poszukam czegoś - mężczyzna wstaje z fotela i wychodzi z mojego pokoju. Sięgam do szafki z alkoholem, tutaj też coś zostało.
- Jesteś tego pewna?
- Pogrzebałam to już dawno, chcę tylko się tego pozbyć.
Mijają dwa miesiące odkąd widziałam się z Brendonem. Patrząc na daty koncertów bez sensu jest żebym do niego jechała, więc nawet mu o tym nie wspominam tylko zaciskam zęby i skupiam całą swoją uwagę na tym co się dzieje tutaj. Spędzam dużo czasu w redakcji i z Kim, Shannon też często nie daje o sobie zapomnieć w przeciwieństwie do taty, prawie w ogóle nie mamy ze sobą kontaktu. Biorę poranny prysznic, gdy na dole trzaskają drzwi. To może być tylko Brendon. Zbiegam na dół i widzę konsternację i ulgę jednocześnie na jego twarzy.
- Co się stało?
- Spodziewałem się Cię nie zastać już tutaj.
- Już? Myślałeś, że sobie znajdę mieszkanie i nie będę siedzieć Ci na głowie? - śmieje się.
- Nie, po prostu - nerwowo się uśmiecha.
- O co chodzi? - krzyżuje ręce. Zarzuciłam szlafrok na mokrą skórę i czuję się teraz bardzo niepewnie.
- Myślałem, że przyjedziesz w trasę, ale nic nie mówiłaś, więc pomyślałem, że...
- Że? - dopytuje.
- Boże, tak mi głupio.
- Co pomyślałeś?
- Że odeszłaś. Stwierdziłaś, że to nie to, że nie będziesz na mnie czekać i jeździć za mną - mówi jednym tchem i odwraca wzrok. Wiem czemu tak pomyślał i cieszę się, że nie umie za bardzo ukrywać swoich uczuć.
- Widziałam daty i to, że nie będziesz miał za bardzo czasu. Nie chciałam Ci się niepotrzebnie zwalać na głowę.
- Przepraszam - chce mnie minąć.
- Nie, za co mnie przepraszasz?
- Zwątpiłem w Ciebie i w to, że chcesz ze mną być, że mnie kochasz, a nic nie zrobiłem w tym kierunku, czuję się jak idiota.
- Przestań, proszę. Nie widzieliśmy się trzy miesiące nie chce tak zaczynać. Nie zostawiłabym Cię bez słowa, a żebym Cię zostawiła, to musiałabyś się postarać,a nie tylko jechać w trasę - całuje go.
- Dasz się jakoś przeprosić? - bierze mnie za ręce.
- Próbuj, ale nie będzie lekko...
Kilka dni później Panic i Weezer grają koncert na City of Trees w Sacramento. Chłopaki grają dopiero wieczorem. Brendon udziela wywiadów i jak zwykle skupia się na występie, a ja kręcę się bez celu, bo line up jest daleki od tego, co lubię.
- Nie podoba Ci się tutaj, prawda?
- No wiesz - rozglądam się.
- Musisz wracać do pracy czy coś? - pyta Urie.
- Nie, nie mam nic.
- To Cię gdzieś zabiorę jutro - całuje mnie w biega na scenę.
- Gdzie jedziemy? - pytam po raz drugi, gdy wsiadamy do wynajętego auta.
- Nie bądź upierdliwa, chce Ci zrobić niespodziankę. Możemy jechać?
- Tak, wybacz. - Brunet wzdycha i kładzie mi rękę na kolanie.
- Czyli tak wygląda związek z kobietą, sprzeczki o nic - ściska moje kolano i zaczyna się śmiać. - Wiem, że to tylko hormony, szczególnie teraz.
- Wiesz, że nie jestem w nastroju - krzywię się.
Ignoruję resztę głupich żartów o moim okresie. Spędzamy w San Francisco trzy dni, zwiedzamy, spacerujemy, cieszymy się sobą, ale to nie koniec.
- Jest jeszcze jedno miejsce, Napa Valley - uprzedza moje pytanie.
- Rozpieszczasz mnie.
- Pamiętasz, co powiedziałem jak zaczęliśmy się spotykać?
- Żebym Ci pozwoliła się uszczęśliwić.
- To nie są jakieś super wakacje, ale takie też będą, jak znajdę więcej czasu.
Mężczyzna zatrzymuje samochód pod przepięknym hotelem. Gdy on dokonuje formalności, ja dostrzegam, że jest tu SPA.
- Mam nadzieję, że ja też z niego skorzystam. Zrobią mi jakąś maseczkę, będę bardziej atrakcyjny.
- Już nie możesz być bardziej atrakcyjny - czy ja to powiedziałam głośno.
- Dziękuję, cieszę się, że jesteś ze mną.
- Ja też i chyba nie byłam wcześniej tak naprawdę szczęśliwa.
- Ale teraz jesteś? Mimo, że mnie nie ma i się z Ciebie nabijam?
- Jeszcze się zastanawiam. Jestem prze szczęśliwa - mówię widząc jego minę. - Taką masz pracę, nigdy Cię nie poproszę żebyś ją zmienił, bo kochasz to dłużej niż mnie, a ja kocham Ciebie śmiejącego się na scenie i czerpiącego radość ze swoich koncertów. Kiedyś tylko poproszę żebyś pracował mniej.
Te kilka dni z nim sam na sam pokazują mi jak bardzo mu na mnie zależy, a co dla mnie najdziwniejsze, pokazują mi, że boi się, że mnie straci, ale ja nigdzie się nie wybieram i nikt nie jest w stanie mnie zmusić żebym go zostawiła. Czekamy na samolot do LA, gdy dzwoni Shannon.
- Kiedy wracacie? - pyta.
- Niedługo.
- Możecie do mnie przyjechać?
- Rozpakujemy się, zjemy coś i możemy przyjechać.
- Nie, wolałbym od razu.
- Co się dzieje?
- Aaron.
- Nie, kurwa nie, ja mam tego dość - rzucam telefonem o podłogę, a on rozlatuje się zwracam tym samym na siebie uwagę wszystkich wokół, ale mam dość.
- Hej, co się dzieje? - Urie klęka przede mną. - Kochanie - zabiera mi dłonie z twarzy, a ja wtulam się w niego. - Cii - głaszcze mnie po włosach. Gdy się uspokajam opowiadam mu całą historię.
- Powinnam była Ci powiedzieć od razu, ale to nie jest coś o czym mówisz komuś na pierwszej randce.
- To nie ma najmniejszego znaczenia, ale byłaś sama, gdyby gdzieś Cię spotkał? To nie było zbyt rozsądne, co Shannon powiedział?
- Nic, kazał nam od razu przyjechać. Jeśli on coś zrobił, to ja mam wyrok przez niego.
- Spokojnie, wszystko będzie dobrze.
Pod domem perkusisty stoi kilka samochodów i wiem do kogo należą.
- Poczekaj, Robert tu jest - mówię.
- W porządku, widocznie musi tu być.
W środku jest tez tata i Justin, sprawa jest poważna.
- Co się dzieje?
- Usiądź - prosi tata.
- Nie, o co chodzi? - zerkam na Sterlinga.
- Zacznę od wiadomości, która w pewnym sensie jest pozytywna, Carter popełnił samobójstwo, ale zostawił list w którym obwinia o to Ciebie i dowody, które Cię obciążają oraz zdjęcia - urywa.
- Jakie zdjęcia? Te w kopertach? - sięgam po jedną, ale tata mi je zabiera.
- Zaczekaj - prosi adwokat. - Nie ma ich w internecie i wiemy, że są sfałszowane.
- Co na nich jest? - pytam.
- Wy, Ty i Aaron jak uprawiacie seks.
- Co?! Pokaż.
- Trzy różne daty, czerwiec i lipiec każdy dostał coś innego. Są bardzo realistyczne, ale Robert powiedział, że to nie Ty.
- No raczej, że to nie TY - Urie zagląda mi przez ramię.
- Posłałem je do analizy. Nie wiem czy wiedział, gdzie teraz mieszkasz, więc chciałbym żeby przed Wami dom sprawdziła policja.
- Nie ma problemu - mówi Brendon.
- A wyrok?
- Zależy jak to się rozegra. Jest śledztwo, ale to samobójstwo, a on napisał, że zabija się z miłości do Ciebie. Muszę się skontaktować z kimś kto się zajmuje takimi sprawami.
- A dowody? - pytam.
- Ma je policja. Nie wiem do jakich wniosków doszli, ale raczej będą się kontaktować, jedźmy. Gdy wychodzimy przed dom Shannon zapala papierosa, a drugiego daje Brendonowi, ja muszę porozmawiać z Robertem.
- Dziękuję - mówię zanim wsiada do samochodu.
- Nie masz za co, uważaj na siebie, proszę - odjeżdża.
W domu nic nie ma, a skrzynka na listy też jest pusta.
- No to dobrze, ja muszę jechać, będę dzwonił - odzywa się Sterling.
- Będziecie wszyscy tak stać? - pyta Brendon. Opiera się o framugę drzwi i uśmiecha.
- Wejdziecie? - patrzę na chłopaków. Widzę, że tata chce to zrobić, ale Shannon go stopuje.
- Innym razem mała, odpocznijcie - całuje mnie w policzek.
- Przepraszam, że Ci nie powiedziałam. Dużo rzeczy Ci nie powiedziałam, bo chciałam zacząć od nowa, nie myśleć o przeszłości tylko skupić się na tym, co mam teraz i na przyszłości. Nigdy nie pytałeś, nie naciskałeś, a ja tak bardzo chciałam zapomnieć i...
- Rozumiem, naprawdę rozumiem. Spójrz na mnie - łapie mnie za brodę. - Jesteś bardzo silną kobietą i z pewnością dużo przeszłaś. Widziałem to od początku, nie musisz mi nic opowiadać ani wracać do tego wszystkiego. Gdyby ten cały Aaron nic nie zrobił, to też byś mi nie mówiła, ale on nie daje o sobie zapomnieć.
- Ta sprawa rok temu, nigdy tak bardzo się nie bałam.
- Wszystko będzie dobrze.
- Chciałabym w to wierzyć.
- Masz - podaje mi kieliszek wina. - Przyjdź do sypialni za 10 minut i wypij zanim przyjdziesz.
Zdejmuje kurtkę i adidasy oraz zamykam drzwi. W pokoju nie ma Brendona.
- Ammm
- Jestem - wychodzi z łazienki, ma mokre ręce.
- Co robisz?
- Jak widać - powoli mnie rozbiera. W łazience jest półmrok, palą się świece i jest pełna wanna wody z pianą. - Poczekaj - wraca z winem i kieliszkami.
Gorąca woda, wino, jego bliskość i dotyk sprawiają, że o wszystkim zapominam.
- Kocham Cię - odgarnia mi mokre włosy z szyi i całuje.
- Ja Ciebie też kocham. Możemy przejść do drugiej części?
- Ale ja nie planowałem drugiej części.
- Ale ja planowałam - odwracam się twarzą do niego....
___________________________________________________________________
Nowy rozdział poleca się w czasach, gdy wszyscy siedzimy w domach. Zapraszam do komentowania.