9 grudnia 2014

46. "Nie wierzę, że jesteś taką hipokrytką."

Wylatując w niedzielne popołudnie do Nowego Yorku w końcu czułem, że żyję. Nie była to jeszcze pełnowymiarowa trasa, ale mieliśmy grać koncerty, a tego wprost nie mogłem się doczekać. We wtorek byliśmy w Bostonie. Wieczorem odbył się pierwszy koncert z serii Church Of Mars. The Wilbur pękało w szwach, co było dość imponujące. Następnym miejscem był Waszyngton. Zaraz po występie polecieliśmy do Toronto. Już czułem atmosferę trasy, gdzie tego samego dnia przylatywaliśmy do jakiegoś kraju, graliśmy koncert i zaraz po nim wyjeżdżaliśmy.

Janette

Mini trasa zespołu, która była na wpół akustyczna, była dla mnie spełnieniem marzeń. Uwielbiałam jak chłopaki grali te wszystkie utwory w taki sposób. Następnego dnia po przylocie do NYC tata wybrał się z Jamiem do parku żeby zagrać kilka piosenek. Ciekawość wygrała i niedługo potem zjawiłam się tam z Robertem. Oczywiście zachowywaliśmy odpowiedni dystans, bo gdy po Coachelli nic się jednak nie wydało, woleliśmy żeby na razie tak zostało. Zanim chłopaki skończyli my się ulotniliśmy. Woleliśmy mimo wszystko spędzić trochę czasu sami.
- Kochanie telefon Ci dzwoni - powiedziałam do szatyna, który był w łazience.
- A kto to?
- Twoja mama - zerknęłam na wyświetlacz.
Chłopak wyszedł z łazienki w samym ręczniku i mokrych włosach.
- No odbierz, odbierz - lekko się uśmiechnęłam.
- Słucham.
- Cześć synku. Doszły mnie słuchy, że jesteś w Nowym Yorku, prawda to?
- Tak.
- I nie masz zamiaru odwiedzić swojej matki?
- Zaraz wyjeżdżamy.
- Jutro - wtrąciłam.
- Krótko tutaj jestem mamo, nie było czasu.
- Ty to nigdy nie masz czasu.
- Mamo daj spokój. Muszę kończyć, bo Jared przyszedł - rozłączył się.
- Dobry jesteś wiesz.
- Zawraca mi głowę. Nie mam dla niej czasu, a jak Elena jest w NY raz na dwa lata, to jest w porządku, ale ona ma męża i syna, więc nie musi, a ja to powinienem siedzieć u niej ciągle - mężczyzna pokręcił głową.
- Twój tata też tak uważa?
- Nie, tata się nie wtrąca.
- Może Twoja mama po prostu tęskni za Tobą.
- Może i tak jest, ale ja mam swoje życie i mieszkam na przeciwległym krańcu USA i to nie jest takie proste jak się jej wydaje.

W poniedziałek koło południa mieliśmy pociąg do Filadelfii.
- Mogę Cię porwać na trochę? - spytał tata, gdy wysiedliśmy na dworcu.
- Pewnie, a gdzie?
- Zobaczysz - przebiegle się uśmiechnął.
Wsieliśmy to taksówki, która zawiozła nas pod jakiś ogromny budynek.
- Co tutaj jest?
- Moja szkoła.
Weszliśmy do środka i wjechaliśmy na trzecie piętro. Mijając salę taneczną zatrzymaliśmy się.
- Tutaj poznałem Twoją mamę...
Patrząc na bruneta widziałam, że całe życie spędzone z mamą przelatuje mu przed oczami.
- Kochasz ją nadal, prawda?
- Tak, gdzieś w środku nadal żyje jeszcze to uczucie, które nas łączyło. Spędziłem z nią wyjątkowe lata mojego życia... no i mam Ciebie, a to też jej zasługa. Chodź coś Ci jeszcze pokażę - dodał po chwili.
Przeliśmy spacerem dziesięć minut w stronę jakiegoś bloku. 
- Mieszkaliśmy tutaj, na ósmym piętrze. Tak... - wokalista odebrał dzwoniący telefon. -
Koniec zwiedzania - powiedział do mnie. 

- Szkoda. Wracamy po koncercie do Nowego Yorku?
- Tak. Co zmęczyło Cię to już?
- Ty to powiedziałeś. Ja nie narzekam. Sama chciałam jechać. 
W NYC byliśmy późnym wieczorem. Weszłam do pokoju i jedyne na co miałam siłę, to zdjęcie butów i kurtki. Rano obudziłam się w ubraniu.
- Chciałem Cię rozebrać, ale to było zbyt skomplikowane - powiedział Robert, gdy spojrzałam na niego. 
Pod koniec tygodnia byliśmy już w Los Angeles. Tata zaraz po przylocie zorganizował VyRT czat video. Ja natomiast umówiłam się z Robertem, mieliśmy zjeść kolację.
- To ja wychodzę - powiedziałam do taty.
- Wrócisz na noc?
- Raczej nie - delikatnie się uśmiechnęłam.
- Rozumiem.

- Hej - przywitałam się z szatynem, gdy tylko mi otworzył.
- No cześć - pocałował mnie. - Ślicznie wyglądasz.
Po wyśmienitej kolacji jaką zrobił mężczyzna przyszła pora na film. Rob wybrał "Dziennik nimfomanki". Pijąc wino i oglądając czułam wręcz, że zaraz rozsadzi mnie od środka. Nie doczekaliśmy nawet do połowy, gdy zaczęliśmy się całować.
Obudziłam się sama w łóżku, ale przez uchylone drzwi czułam wdzierający się zapach parzonej kawy. Nałożyłam na siebie koszulę chłopaka z poprzedniego wieczoru i wyszłam z pokoju.
W domu byłam na jakieś dwie godziny przed tym jak mieliśmy lecieć na KROQ. Na festiwalu jak często ostatnio występowało wielu artystów, którym nie mogłam się oprzeć. Między innymi The Neighbourhood, Imagine Dragons, Passion Pit, Vampire Weekend. Godzinę przed występem zespołu siedzieliśmy wszyscy w garderobie rozmawiając. W pewnej chwili do środka weszła Constance.
- Pójdziemy się przejść? - spojrzałam na chłopaka. Kiwnął delikatnie głową i wyszliśmy. Nie chciałam przebywać w jej towarzystwie.
- Coś się stało? - zapytał.
Nie miałam czego przed nim ukrywać, więc pokrótce opowiedziałam mu wszystko.
- Żartujesz.
- Nie. Nie wracajmy już do tego.
Parę dni później na VyRT odbyła się premiera płyty. Wszyscy od rana pilnowali tego żeby wszystko działało jak należy. Zjawiając się na miejscu parę minut po 13 dowiedziałam się, że właśnie zaczęli. Zajęłam miejsce na widowni i przyglądałam się.
- Cześć - Robert pocałował mnie w policzek.
- Oo hej - delikatnie się uśmiechnęłam.
- Skusiłaś się jednak?
- Nie mogłam tego przegapić. Jest tu kawa?
- Przyniosę Ci.
Chłopak zniknął, a tata miał właśnie grać akustycznie City Of Angels. Po 16, gdy pierwsza część się skończyła postanowiłam wrócić do domu.
- Młoda! - Shannon za mną wybiegł.
- Co? - odwróciłam się.
- Jedziesz do domu?
- Owszem.
- A zabierzesz mnie ze sobą?
- Spoko.
Weszli do domu i perkusista od razu poszedł spać, a ja podpięłam się pod lodówkę, bo byłam trochę głodna.
Gdzie jesteście? Dostałam wiadomość od taty. Zerknęłam na zegarek było po 19.
- O cholera. Shann wstawaj - weszłam do pokoju. - Jesteśmy spóźnieni.
Niedługo będziemy. Odpisałam.
Droga w tamtą stronę trwała 30 minut, więc byłam prawie pewna, że się spóźnimy. Zobaczymy ile ten samochodzik potrafi, pomyślałam ruszając spod domu.
- Jak dostanę mandat, to Ty go płacisz - powiedziałam do perkusisty.
- Mandat mogę zapłacić, byle bym tylko nie musiał mówić Jaredowi, że zginęłaś, bo jechałaś za szybko.
- Nie pieprz głupot.
- Ok, nic nie mówiłem.
Będąc na miejscu parę minut przed czasem trochę nie dowierzałam. 
- Shannon - zatrzymałam mężczyznę przed wejściem. - Nie mówi nic tacie.
- W życiu - pocałował mnie w głowę.
- No raczyłeś się w końcu pojawić - usłyszałam głos wokalisty skierowany do starszego Leto.
- Przeciwności losu, no co zrobisz.
W momencie, gdy koncert się rozpoczynał przeszły mnie ciarki. Pierwsze dźwięki Birth były niesamowite. Gdy pod koniec koncertu tata zaprosił na scenę parę osób w związku z nocowaniem w naszym domu byłam przekonana, że żartuje, ale się myliłam.
- Ty nie mówisz poważnie.
- Ale czemu nie?
- Bo nie mieszkasz sam? Mam chyba coś do powiedzenia w tej kwestii.
- To tylko jedna noc.
- Ale to są obcy ludzie i może nie chcę żeby ktoś, kogo pierwszy raz widzę na oczy kręcił się po całym domu? Sam mówiłeś, że tylko tutaj możesz mieć trochę prywatności, a co teraz robisz?
- Janette, przecież...
- Nie mam siły już o tym rozmawiać. Wychodzę.
- Gdzie Ty idziesz? Jest prawie północ.
- Jadę do Roberta. Nie będę z nimi siedzieć.
- Zostań.
- Nie. Dlaczego nie rozumiesz o co mi chodzi? Ukrywałeś mnie przez tyle lat żebym miała spokój. Ja od roku ukrywam swój związek żeby mieć spokój, a Ty teraz... może Constance miała rację. Było mnie oddać mógłbyś robić, co byś tylko chciał - wyszłam. Po 10 minutach byłam już u chłopaka. Usiadłam na kanapie i czułam, że łzy napływają mi do oczu.
- Co jest? - szatyn kucnął przede mną. - Pokłóciliście się?
- Trochę, ale nie o to chodzi.
- A o co? Hmm?
- Powiedziałam o jedno zdanie za dużo.
- Nie martw się tym. Jared i tak czuje się bardziej winny, bo nie spytał Cię o zdanie. Wyjaśnicie sobie jutro wszystko i będzie dobrze, zobaczysz - uśmiechnął się.
Rano obudził mnie Robert, którego ręka wsuwała się pod moją bieliznę.
- Co robi...
- Ciii - zamknął mi usta pocałunkiem.
Budząc się powtórnie o 14 nie wierzyłam, że aż tyle przespaliśmy. Wzięłam prysznic i zrobiłam sobie kawę. Trzeba było się zabrać za jakiś obiad. Szykując mięso z ryżem i warzywami poczułam jak mężczyzna obejmuje mnie w pasie.
- A co to się stało, że moja dziewczyna, która nie lubi gotować, robi obiad?
- Tak mnie jakoś naszło - uśmiechnęłam się.
- Czyżbyś czuła się zobowiązana, bo naszej wspólnej nocy?
- Nie wyobrażaj sobie za dużo - pocałowałam go.
Zjedliśmy obiad i postanowiłam wrócić do domu. Musiałam zmierzyć się z tym, co powiedziałam wczoraj.
- Że też nie mogłam ugryźć się w język - mruknęłam wchodząc do domu, w którym jak się okazało nikogo nie było. Usiadłam w salonie, czekając aż tata wróci. Gdy parę minut po 20 usłyszałam jak samochód parkuje na podjeździe czułam, że zaczynam się trochę denerwować.
- Janette?
- Jestem - weszłam do kuchni.
- Kiedy wróciłaś? - spytał.
- Niedawno. Przepraszam. Nie chciałam. Nie powinnam byłam tego mówić.
- Naprawdę pomyślałaś, że byłoby lepiej gdyby Cię tu nie było?
- Nie. Po prostu byłam zła, że nie zapytałeś mnie o zdanie.
- Wiem, źle zrobiłem. To ja powinienem Ciebie przeprosić - przytulił mnie. - Martwiłem się wczoraj jak wyszłaś. Bałem się, że coś Ci się stanie.
- Jestem cała i zdrowa i chyba pójdę się położyć. Dobranoc - pocałowałam go w policzek. 

Kolejnego dnia Shannon usilnie próbował wyciągnąć mnie na zakupy, na które nie miałam ochoty, bo było pochmurno i zimno.
- Co tam powiesz?
- A co chcesz wiedzieć? - po raz kolejny zanurzyłam łyżkę w moim musli z jogurtem i owocami. - No mów, co chcesz.
- To aż takie oczywiste, że coś chcę?
- Tak, bo się czaisz.
- Lara ma za miesiąc urodziny i nie wiem co jej kupić.
- Ciężka sprawa, ale czy ja czasem nie mówiłam, że nie pojadę z Tobą więcej na zakupy?
- Janette proszę.
- Kup jej jakąś biżuterie czy bieliznę i będzie ok.
- Jedź ze mną.
- Odpada.
- Dobra, to idę opowiedzieć wszystkim na dole, jak byłaś mała i biegałaś nago po mieszkaniu. Myślę, że Babu najbardziej to zainteresuje - wstał od stołu.
- Nie! Czekaj. - Perkusista się zatrzymał.
- Zgadzam się. Pomogę Ci.
- Jesteś najlepsza.
- Tylko więcej mnie nie szantażuj - zaznaczyłam.
Popołudniu Robert postanowił zabrać mnie na spacer.
- Dostanę buzi? - zapytał, gdy wyszliśmy przed dom.
- Nie. Chyba, że mnie złapiesz - zaczęłam biec. Ganialiśmy się po ulicy, śmiejąc się. W końcu szatyn mnie złapał i mocno pocałował.

Jared

Stojąc w oknie i widząc jak Janette z Robertem się wygłupiają uśmiechnąłem się pod nosem. Chwilę później obok mnie pojawił się Shann.
- Popatrz na nich, są tacy szczęśliwi - powiedziałem.
- Młoda dawno taka nie była.
- To prawda. Myślisz, że dobrą decyzję podjąłem pozwalając im się spotykać?
- Zaczęli bez Twojej zgody, więc wiesz. Patrząc na nich, to był strzał w dziesiątkę. Im wzajemnie nie przeszkadza ta różnica wieku, to i nikomu innemu nie ma prawa.
- Masz rację. 
- Chciałbyś żeby wzięli kiedyś ślub? 
- Nie miałbym nic przeciwko. Ze spokojem mógłbym oddać mu jej rękę, gdyby o to poprosił. Sprawił, że ona się zmieniła. W końcu żyje pełnią życia.
- I to pod każdym względem - perkusista poruszył brwiami.
- Wyobrażasz sobie taki związek bez seksu, bo ja nie.
- Zdziwiło mnie to na początku, że Ci nie przeszkadza, że sypiają ze sobą.
- Bo Robert...
- Ty mu tak cholernie ufasz.
- Znam go 11 lat, czemu miałbym mu nie ufać.
- Nie chciałbym być na jego miejscu, jakby im nie wyszło.
- Ja też bym nie chciał - usiadłem na kanapie. - Ciekawe co by Jennifer powiedziała na ich związek.
- Nie rozmawiałeś z nią?
- Nie odzywa się ostatnio, a zazwyczaj to ona dzwoni.
- Dla mnie to jest dziwne - brat usiadł obok mnie. - Zostawiła małą, a teraz się nią interesuje.
- Ja się cieszę, że mimo wszystko wykazuje to zainteresowanie. Ona chciałaby jakoś to naprawić, ale nie umie, a ja nie chcę się w to mieszać.
- Janette tego nie zaakceptuje.
- Ale jeśli przyjdzie taki moment, że mnie już nie będzie, to zostanie jej Jen, która praktycznie rzecz biorąc jest jej matką.
- Pamiętasz jak srałeś w gacie, gdy pojawili się tu Simonsowie. Gdyby chcieli, to mogliby ubiegać się o jakieś prawa, a z tego co widzę, to Ty chciałbyś żeby Jennifer nawiązała kontakt z Janette.
- Wiem jak to wygląda, ale tak chciałbym.
- Mam nadzieję, że nie namawiasz jej do tego.
- Nie. Ona sama musi podjąć tę decyzję, jeśli by chciała.
- Zmieniając temat. Rozmawiałem z mamą. Pytała czy nadal nie chcesz z nią rozmawiać.
- Po tym co powiedziała nie chcę ani z nią rozmawiać, ani jej widzieć. Shannon jak ona mogła powiedzieć coś takiego? Zrozumiałbym, gdyby była zła na Jen, ale nie na Janette, bo ona nie jest niczemu winna. Wiesz, że ona jest dla mnie wszystkim. Kocham ją najbardziej na świecie i zawsze będę za nią nawet gdybym miał do końca życia nie rozmawiać z matką. Pamiętasz moją rozmowę z nią, gdy pojawiła się na KROQ.
"- Co tu robisz?
- Sam mnie zaprosiłeś na ten koncert jakiś czas temu.
- Rzeczywiście.
- Zostawię Was - gitarzysta wyszedł.
- Chyba nie powinnam była przyjeżdżać.
- Szkoda, że nie wpadałaś na to wcześniej.
- Jared...
- Nie. Posłuchaj mnie, bo drugi raz tego nie powtórzę. Nie wtrącaj się w życie Janette. W jej związek z Robertem, ani w nic co jej dotyczy. To nie jest Twoja sprawa skoro jej nie akceptujesz, a ja nie wyobrażam sobie tak żyć.
- A Ty nic nie powiesz? - kobieta spojrzała na swojego starszego syna. 
- Mamo, Jared ma rację. Dobrze o tym wiesz.
- Jesteście tacy podobni do ojca.
- Nie mów mi, że jestem podobny do ojca. Ja w przeciwieństwie do niego nie zostawiam swojego dziecka. Nie wierzę, że jesteś taką hipokrytką. Chciałaś żebym oddał Janette, a czemu Ty nas nie oddałaś? - zapytałem. - Byłaś młodsza ode mnie i zostałaś sama z dwójką dzieci. - Constance wbiła wzrok w podłogę. - Właśnie tak myślałem - wyszedłem z garderoby."
- Wiesz czego oczekiwałem, gdy się tam pojawiła, że przeprosi za to, co powiedziała, ale widzę, że nie ma tego w planach, także nie mam o czym z nią rozmawiać. Przykro mi z tego powodu - wstałem z kanapy.
- Jared...
- Nie chcę już o tym rozmawiać. Obie są dla mnie bardzo ważne, ale w tej sytuacji liczy się tylko Janette.
Niedługo po tym jak brat wyszedł poszedłem się spakować. Następnego dnia bladym świtem mieliśmy lecieć do Londynu. Kolejnego dnia po przylocie razem z Janette i Robertem poszliśmy na kolację.
- Jakoś tak rodzinnie się zrobiło - powiedział Shannon.
- Rodzinnie to się zrobi jak Janette pozna moich rodziców - powiedział Babu.
Dziewczyna przerwała jedzenie i sięgnęła po szklankę z wodą. Upiła łyk i powiedziała:
- Jak mnie postawisz przed faktem dokonanym, to Cię zabiję.
- Teściowej się boisz? - zapytał perkusista. - One nie są aż takie strasznie, chociaż nie miałem z żadną do czynienia. - Na te słowa wszyscy się roześmialiśmy.

Janette

Po powrocie do hotelu sprawa z rodzicami Roberta nie dawała mi spokoju.
- Nad czym tak myślisz?
- A co jeśli ona mnie nie zaakceptuje?
- Kto?
- Twoja mama.
- Daj spokój. Shannon walnął głupi tekst i teraz będziesz o tym myśleć.
- Nie spodoba jej się to, bo jestem za młoda.
- Nie musi jej się to podobać. Ważne, że Ty mi się podobasz. Kocham Cię i dobrze nam razem, więc na tym zostańmy. Dobrze? - złapał mnie za brodę.
- Yhym - lekko się uśmiechnęłam.
Następny dzień w całości mieliśmy dla siebie, więc wyciągnęłam chłopaka na miasto żeby pozwiedzać. Nie był do końca zadowolony, ale stwierdził, że dla mnie może się poświęcić. Będąc w takich miejscach jak White Tower, Big Ben czy Pałac Buckingham, a kończąc na moście Tower Bridge, który był jednym z symboli Londynu.
- Zjadłabym coś.
- Mówisz? 
- Nie nabijaj się.
- Przepraszam. Chodź - złapał mnie za rękę. Po chwili byliśmy w jednej z restauracji. Było tak niepoprawnie przytulnie, że zostałam oczarowana w 3 sekundy.

W środę razem z tatą i Shannonem poszliśmy na Esquire Summer Party. Długo zastanawiałam się, co na siebie włożyć, ale widząc ubiór taty, wiedziałam, że jest dobrze. Udając grzeczną córeczkę, która nie pije alkoholu postanowiłam go nie pić, no może nie do końca.
- Popilnuj - wskazałam na szklankę i poszłam do łazienki.
- Sprytna jesteś - powiedział Robert, gdy wróciłam.
- Próbowałeś?
- Skusiłem się.
- Jakby tata...
- Co ja? - znikąd pojawił się wokalista.
- Nie, nic - niewinnie się uśmiechnęłam.
- Wykombinowałaś coś, wiem to.
- Wydaje Ci się.
- Możemy już iść - powiedział Shannon. - Ooo Janette daj się napić - perkusista przechylił szklankę. gdyby nie obecność taty pewnie wybuchłabym głośnym śmiechem.
- To idziemy? - wstałam.
- Po kim Ty masz to krętactwo?
- Nie wiem.
Rano ledwie zdążyłam wejść do łazienki, a już zaczął dzwonić mój telefon.
- Słucham - powiedziałam, nie patrząc na wyświetlacz.
- No cześć kocie.
- Kim, cześć. Co tam?
- Dzwonię, żeby... zaprosić Cię na moje urodziny!
- Wow. Super, dziękuję.
- Tylko bez wykręcania, masz przyjechać.
- Postaram się, bo będziemy wtedy w Europie.
- Nie obudziłam Cię mam nadzieję?
- Nie.
- A jak tam ten Twój książę?
- Świetnie.
Rozmawiając z Kimberly jeszcze dobre 30 minut zdążyłam jej opowiedzieć dwa miesiące mojego życia.
- Czy Ty się gdzieś wybierasz? - spytał Robert, gdy skończyłam rozmawiać.
- Kimberly zaprosiła nas na swoje urodziny.
- A moja obecność jest tam obowiązkowa? - spojrzał na mnie.
- A nie chcesz jechać?
- Zważając na przedział wiekowy, to nie. Co ja będę tam robił. Z reszta jak pojedziemy tam razem, to nie zostaniesz tam dłużej. Nie chodzi o to, że jej nie lubię, czy Twoich znajomych tylko...
- Rozumiem - uśmiechnęłam się.
- I nie jesteś zła?
- Nie. Jestem tylko ciekawa czy tata się zgodzi?
Zaraz po śniadaniu zaczepiłam wokalistę.
- Możemy porozmawiać?
- Pewnie, wchodź - otworzył drzwi do swojego pokoju. - Co tam?
- Dzwoniła Kim i zaprosiła mnie na swoje urodziny i będę mogła jechać?
- A kiedy to jest?
- W następny wtorek.
- O ile wiem będziemy wtedy nadal w Europie, a ona mieszka w Dakocie o ile się nie mylę.
- Zgadza się.
- Jeżeli Robert jedzie z Tobą, to mogę się zgodzić. Nie jedzie? - spytał widząc moją minę.
- Nie.
- Nie wiem czy mogę samą Cię puścić.
- Ale dlaczego nie?
- Boję się o Ciebie. Nie złość się. Nie chcę żeby coś Ci się stało.
- Będę na siebie uważać, obiecuję.
- No dobrze. Powiem Emmie żeby zarezerwowała Ci bilet.
- Dziękuję - pocałowałam go w policzek.
Byłam trochę zdziwiona, że tak łatwo udało mi się go przekonać, ale może w końcu doszedł do wniosku, że nie jestem już małą dziewczynką.
- Wnioskuję, że Jared się zgodził - powiedział szatyn, gdy weszłam uśmiechnięta do pokoju.
- Owszem.
- A kiedy wrócisz?
- Nie wiem, chciałabym jeszcze wstąpić do LA.
Następnego dnia byliśmy już w Berlinie.
- Robert - pocałowałam w policzek śpiącego chłopaka.
- Jeszcze 10 minut.
- Wstawaj już prawie 10.
- Nie chcę.
- Kochanie - w tym samym momencie, gdy to powiedziałam, Rob zerwał się i zaczął mnie łaskotać.
- Sama tego chciałaś.
- Przestań! Proszę.
- A co będę z tego miał?
- Zobaczysz Bramę Brandenburską.
- Znowu chcesz iść zwiedzać?
- Yhym. - Mężczyzna westchnął i położył się obok mnie. - Nie masz ochoty?
- Wolałbym zostać w hotelu, ale samej Cię nie puszczę, więc nie mam wyjścia.
- Wiesz, że Cię kocham - przytuliłam się do niego.
- No wiem, wiem - objął mnie ramieniem.

W połowie tygodnia powróciły koncerty: Impact Festiwal w Polsce, potem Zitadelle Spandau w Berlinie i Rock Am Ring, który był absolutnie niesamowity. Ogromna ilość artystów, których uwielbiałam w jednym miejscu. Następnego dnia był koncert The Killers. Nie mogłam sobie tego odpuścić, więc wróciliśmy z Robertem do hotelu w środku nocy.
- Jak tam było wczoraj? - spytał tata przy śniadaniu.
- Super - odpowiedziałam odrywając się na chwilę od mojej filiżanki z kawą. - Tak bardzo chce mi się spać.
- A mówiłem wczoraj chodź, to nie, jeszcze chwila - Babu się zaśmiał.
- A idź Ty, nie lubię Cię - pokazałam mu język.
Przedrzeźnialiśmy się do momentu, gdy przyszła Emma.
- Masz samolot jutro o 13 - spojrzała na mnie.
- Dzięki - uśmiechnęłam się.
- Może nie jedź - zaproponował mężczyzna, gdy się pakowałam.
- Trochę za późno na to.
Wieczór spędziliśmy na Rock Im Park, gdzie grał zespół. Robert ani na chwilę mnie nie puścił. Oj chyba ktoś tu będzie za mną tęsknił. Na lotnisko pojechaliśmy wszyscy razem, bo zespół miał lecieć do Moskwy.
- Tylko grzeczna tam bądź, rozumiemy się? - tata mnie uściskał.
- Tak - kiwnęłam głową.
- Uśmiechnij się, niedługo wrócę - usiadłam koło Roberta. Chłopak przekrzywił głowę i na mnie spojrzał. Delikatnie go pocałowałam - muszę iść - powiedziałam. 
Przechodząc przez odprawę serce mi się trochę ścisnęło. Nigdy sie na dłużej nie rozstawaliśmy, więc rozumiałam dlaczego to takie trudne.
- 05:12 witamy państwa w Aberdeen - powiedział kapitan po wylądowaniu na lotnisku. Co za cudowna godzina, przeleciało mi przez myśl. Przekroczyłam halę przylotów i ktoś się na mnie rzucił.
- Jak dobrze Cię widzieć - powiedziała Flowers.
- Ja też się cieszę. Co tu robisz?
- No przecież musiałam po Ciebie przyjechać.
- Dzień dobry - po chwili zjawił się tata dziewczyny, który zabrał moje rzeczy.
Dom Kimberly nieco różnił się z zewnątrz od pozostałych. Ogrodzony ze wszystkich stron, no ale skoro jej rodziców prawie ciągle nie było. W środku natomiast nowoczesność z nutką przytulności.
- Chcesz się położyć? - zapytała dziewczyna, gdy przekroczyłyśmy próg.
- Nie, wystarczy mi kawa.
Siedziałyśmy w kuchni rozmawiając, aż zeszła mama Kim.
- Janette, prawda?
- Tak - lekko się uśmiechnęłam.
- Miło mi Cię poznać, jestem Michelle i w żadnym razie nie mów mi na pani.
- Dobrze.
- Zrobię Wam śniadanie - otworzyła lodówkę.
Po niedługim czasie zajadałyśmy się przepysznymi naleśnikami.
- Rzadko gotuję, ale podobno mi wychodzi - skromnie się uśmiechnęła.
Michelle była w wieku zbliżonym do taty. Blond włosy za ramiona, zielone oczy, zgrabna figura. Tata Kim - Roger miał mniej więcej 45 lat. Było gdzie nie gdzie widać siwe włosy. Jednej rzeczy w tym wszystkim nie rozumiałam. Flowers nie przedstawiła ich w zbyt korzystnym świetle, a na mnie zrobili świetne wrażenie. Musiałam z nią o tym porozmawiać. Popołudniu zjawiła się Danielle. We trzy mogłyśmy siedzieć i plotkować godzinami. Wieczorem siedząc z piwem na tarasie dziewczyny zaczęły mnie męczyć o Roberta.
- Czemu przystojniak nie przyjechał? - Howard wbiła we mnie wzrok.
- Trochę nie jego przedział wiekowy.
- Nie chcę się wtrącać, bo za bardzo mi zależy żebyś była szczęśliwa - Kim weszła na taras - ale skoro Twoi znajomi są za młodzi, to jego będą za starzy, jak zamierzacie gdzieś wyjść razem?
- Nie mieliśmy jeszcze takiej okazji. Wiem jak to wygląda, ale co mam powiedzieć. Tak jest w sumie lepiej, mamy spokój. Rzadko wychodzimy, ale to mi akurat nie przeszkadza - uśmiechnęłam się pod nosem.
- Ten uśmiech oznacza, że czas w domu sam na sam też można dobrze zagospodarować - Danielle się roześmiała.
- Co on ma w sobie takiego, że tak rozkochał Cię w sobie?
- Musiałabyś go poznać. Po tym czasie jak jesteśmy razem, nie wyobrażam sobie żeby nam nie wyszło i żebyśmy nie byli razem. Za bardzo się zżyliśmy.
- Z całego serca Wam życzymy, żeby Wam się udało - Dan mnie uściskała, a zaraz po niej Kim.
W łóżku byłam przed 22. Wielogodzinny lot zrobił swoje. Rano obudził mnie telefon od Rob'a.
- Obudziłem Cię, prawda?
- Tak, ale nie szkodzi. Cieszę się, że dzwonisz - podniosłam sie do pozycji siedzącej.
- Jak tam?
- Dobrze, chociaż bez ciebie, to jakoś mi dziwnie.
- Już za mną tęsknisz? - zaśmiał się.
- Chyba trochę zaczynam.
- No to wracaj szybko.
- Janette - do pokoju wparowała Kim - ojć przepraszam.
- Kochanie to już Ci nie przeszkadzam.
- Odezwę się do Ciebie później albo jutro.
- Nie szalej tam za bardzo.
- Dobrze, pa. Kocham Cię.
- Ja Ciebie też.
Naciągnęłam szlafrok i poszłam do pokoju Flowers.
- Która? - spytała wskazując na dwie sukienki.
- Myślimy, że ta będzie najlepsza - Danielle dała jej nasz prezent.
- Wow jest śliczna, dziękuję - uściskała nas. - Zjedzmy coś i trzeba się powoli szykować.
Byłyśmy gotowe na styk. Ubierając się żałowałam, że Roberta tu nie ma.
Wchodząc do klubu impreza już trwała. Nie trzeba było ich rozkręcać. Wypiłyśmy po szocie i poszłyśmy się bawić. Kim niestety odpłynęła w połowie. Wróciłyśmy po 3 i zapakowałyśmy dziewczynę do łóżka dusząc się przy tym ze śmiechu. Gdy się obudziłam była 10. Na stole w kuchni znalazłam kartkę, że Michelle i Roger są w pracy. Czyli cała chata nasza. Niedługo potem zjawiła się Howard.
- Nasz imprezowiczka śpi?
- Zdziwiłabym się gdyby już wstała - podałam jej kubek z kawą.
Nasza jubilatka wstała po 13 z ogromnym kacem. Nie mogłyśmy powstrzymać śmiechu, gdy zeszła na dół.
- Tylko powiedzcie, że nie zrobiłam nic głupiego wczoraj.
- Nie, ale pamiętaj, że pewnych alkoholi się ze sobą nie miesza.
- Tak, tak. 
Po kilkudziesięciu minutach wróciła do nas świeża i czyściutka i w ciut lepszym humorze. Usiadła na kanapie i zaczęła rozpakowywać prezenty. Z jednego pudełka wyciągnęła wibrator, a z drugiego prezerwatywy.
- Kurde, co Ty masz za znajomych? - spojrzałam na nią.
- Wiem, są trochę dziwni.
- I nie wiedzą, że te dwie rzeczy wzajemnie się wykluczają - Dan się zaśmiała.
Następnego dnia Howard musiała wracać do domu, więc zostałyśmy same, a jako, że w poniedziałek Kim miała być w szkole, to postanowiłam w weekend polecieć do Los Angeles. Zostawiłam walizkę i wróciłam się do skrzynki po pocztę. Jeden z listów był do mnie. Rozerwałam kopertę, zaproszenie na firmowy bankiet, który miał się odbyć w poniedziałek. Skoro już tu jestem, to mogę na niego pójść. 
- Cześć - Alyson mnie uściskała. - Myślałam, że Cię nie ma w LA.
- Przyjechałam na chwilę.
- A mogłabyś jutro wpaść do redakcji?
- Myślę, że tak - delikatnie się uśmiechnęłam.
Z imprezy wyszłam przed północą. Nie miałam ochoty dłużej tam siedzieć, a najważniejsze było, że się pojawiłam.
Do redakcji pojechałam przed południem i ku mojemu zaskoczeniu w gabinecie naczelnej zastałam Aarona.
- Nie ma Alyson? - spytałam.
- Zaraz wróci.
- Yhym - weszłam do środka i usiadłam na szarej sofie.
- Ooo jesteś - Shepherd otworzyła drzwi. - To dla Ciebie - podała mi teczkę z biurka.
- To wszystko? - wstałam.
- Tak.
- To cześć.
Zanim zdążyłam wsiąść do windy dogonił mnie Whitmore.
- Co słychać? - blondyn się uśmiechnął.
- Wszystko dobrze, a u Ciebie?
- Też. Może skoczymy na lunch? Ja stawiam.
- Raczej nie, dzięki.
- Czemu? Nie daj się prosić.
- No dobra. - Od lunchu jeszcze nikt nie umarł, ale mimo wszystko czułam, że będę tego mocno żałować. Jadąc za mężczyzną znaleźliśmy się w jednej z droższych knajp w Hollywood. No to pięknie, przeleciało mi przez myśl. Zjedliśmy i wiedziałam, że muszę czym prędzej stamtąd iść.
- Wiesz co, ja muszę już lecieć.
- Czemu? Zostań - złapał mnie za rękę.
- Nie mogę - wstałam od stolika.
- Poczekaj, odprowadzę Cię.
Idąc do samochodu Aaron nieco ucichł. Nim wsiadłam chłopak mnie pocałował.
- Co Ty robisz?! - odepchnęłam go.
- Myślałem...
- To źle myślałeś! - Wsiadłam do samochodu i ruszyłam z piskiem opon. - Cholera! Wiedziałam, że tak będzie - głośno przeklęłam.
Podjeżdżając po dom głośno odetchnęłam. Przecież nic się nie stało. Wieczorem Kimberly uświadomiła mi w jak dużym błędzie jestem.
- Co Ty wyprawiasz? - zapytała.
- Ale o czym mówisz?
- Wysłałam Ci link.
Sięgnęłam po laptopa i otworzyłam stronę. Był to jeden z portali plotkarskich. "Janette Leto (18) córka znanego aktora i wokalisty 30 Seconds To Mars spotyka się z dziennikarzem Los Angeles Times Aaronem Whitmorem (29). Para była dzisiaj widziana w jednej z hollywoodzkich restauracji. Nie szczędzili sobie czułości..." Nie miałam ochoty dalej czytać tego artykułu. Po chwili znowu zadzwonił mój telefon.
- I co mi powiesz?
- Tak Kim, widziałam się z nim dzisiaj, ale to nie jest tak, że gram na dwa fronty. Zaprosił mnie na lunch, tyle.
- Oby Robert pomyślał tak samo.
- Przepraszam, muszę kończyć - nie miałam ochoty słuchać jej kazania, więc najprościej było uciąć rozmowę.
Jak chłopak to zobaczy, to nie będzie miło. W końcu następnego dnia miałam lecieć do Szwecji. Wysiadając z samolotu na lotnisku w Sztokholmie bałam się.

Robert

Budząc się w środę rano włączyłem do razu laptopa. Bez Janette ciężko było zabić wolny czas, ale na szczęście dziewczyna koło południa miała już być koło mnie. Buszując po stronach moim oczom ukazał się tytuł "Janette Leto ma chłopaka! Dziewczyna była wczoraj widziana z dziennikarzem Los Angeles Times. Myśleli, że zostaną nie zauważeni, bo bez skrępowania się całowali...". Czytając całość trochę nie dowierzałem. Janette by tego nie zrobiła, ale zdjęcia były potwierdzeniem tekstu. Czułem, że ciśnienie mi się podnosi, więc poszedłem wziąć zimny prysznic. Zszedłem na śniadanie, mój cały dobry humor związany z jej powrotem prysł w przeciągu dwóch sekund.
- Robert! - usłyszałem wołanie Shayli, gdy wchodziłem do pokoju.
- Tak? - odwróciłem się.
- Pamiętaj, że takie portale zawsze wszystko koloryzują. Kochasz ją, nie pozwól żeby jakiś głupi artykuł, to zepsuł. Nie pytaj skąd wiem. Pilnujemy z Emmą takich rzeczy.
- A jeśli...
- Ona zaraz tu będzie, nie zastanawiaj się - delikatnie sie uśmiechnęła.
- Dzięki.
Wszedłem do środka i usiadłem na łóżku. Kilkanaście minut później zjawiła się Janette.
- Cześć - powiedziała niepewnie.
- Hej.
- Widziałeś ten artykuł, prawda?
- Trudno było go nie zauważyć, jak wszędzie o tym piszą.
- Pozwolisz mi wytłumaczyć? - spytała.
- Czekam na to szczerze mówiąc. Usiądź koło mnie i się nie bój - dziewczyna usiadła w bezpiecznej odległości i zaczęła.
- Byłam wczoraj w redakcji no i on też tam był. Jak wychodziłam, to zaprosił mnie na lunch, a ja głupia się zgodziłam. Wiem, że nie powinnam była iść. Zjedliśmy i chciałam wracać do domu, ale on sobie ubzdurał, że odprowadzi mnie do samochodu i ... - zawiesiła głos. Trochę się bałem co dalej powie. - Wiem, że jesteś na mnie zły, ale ja nic nie zrobiłam - w jej oczach stanęły łzy.
- A co on zrobił?
- Pocałował mnie. - Poczułem, że znowu ciśnienie mi się podnosi, ale tym razem nie chodziło o Janette, tylko o tego gościa. - Przepraszam, gdybym tam nie poszła, to nic by się nie stało - brunetka się rozpłakała. Patrzyłem na nią wahając się co zrobić. To nie była jej wina.
- Chodź do mnie - posadziłem ją na swoich kolanach i przytuliłem. - Nie płacz.
- Co teraz będzie? - zapytała, gdy sie trochę uspokoiła. - To koniec, prawda?
- Tak łatwo ze mnie rezygnujesz? - złapałem ją za brodę żeby na mnie spojrzała.
- Nie, no ale...
- Beż żadnych ale. Nie rozstaniemy się, nie zrobiłaś nic złego. Za bardzo Cie kocham żeby się z Tobą rozstać, o coś takiego. Obiecaj mi, że więcej się z nim nie spotkasz.
- Obiecuje - wtuliła się we mnie. - Myślałam, że gorzej to zniesiesz.
- Mogło tak być, ale po co mamy się kłócić. Stęskniłem się za Tobą i zaplanowałem już dzisiejszy dzień w związku z Twoim powrotem.
- Naprawdę?
- Yhym - pocałowałem ją. - Jak spotkam tego całego Aarona, to dostanie w zęby.
- Zazdrosny jesteś?
- Pewnie, bo jesteś tylko i wyłącznie moja - położyłem ją na łóżku i powoli zacząłem rozbierać...
Brunetka słodko spała, więc postanowiłem przesunąć nasz romantyczny wieczór na wcześniejszą godzinę. Przejeżdżając po raz kolejny różą po plecach dziewczyny, ta w końcu się obudziła.
- Fajnie się spało?
- Tak. Czemu jesteś ubrany?
- Bo ja nie spałem. Truskaweczkę? -sięgnąłem za siebie, a potem włożyłem ją do ust dziewczynie.
- Źle mi z tym, że to się stało. Mogłam to przewidzieć. Mam wyrzuty sumienia.
- On Ciebie pocałował, czy Ty jego?
- On mnie.
- To przestań. Przypomnij sobie nas na początku. To ja Ciebie pocałowałem, a potem... Mam nadzieję, że nie był aż taki przekonywujący jak ja i nie zaciągnął Cię do łóżka?
- Nie, a jakby się tak stało, to co? - zapytała.
- Chyba byśmy musieli się pożegnać, bo na to, że Cię pocałował nie miałaś wpływu, ale gdyby chciał się z Tobą przespać, to mogłabyś już zareagować. Kochanie wszystko w porządku, naprawdę. Tylko uważaj na niego, bo jak dla mnie, to on trochę podejrzany jest.
- Dobrze.
- Ubierz się, bo widzę, że Ci zimno i się rozchorujesz i Jared mnie powiesi, że Cię nie przypilnowałem.
Dziewczyna założyła na siebie bieliznę, leginsy, luźny sweter i wskoczyła z powrotem na łóżko.
- Co jest w zestawie do tych truskawek, czekolady i szampana?
- Film - uśmiechnąłem się pod nosem.
- Jaki?
- A to już zależy od Ciebie. Jaka liczba 1, 2, czy 3?
- 2 - odpowiedziała.
- Miałaś do wyboru Avengers, One Day i The Human Centipede.
- Jak wybrałam ostatnie, to wychodzę.
- Wybrałaś Avengers - Janette odetchnęła z ulgą słysząc to. - My nie możemy się na dłużej rozstawać, bo nie mogę się potem pozbierać - położyłem się obok niej.
- W pełni się z tym zgadzam. A w ogóle, to gdzie są chłopaki?
- W Londynie. Mają dzisiaj wieczorem występ i Zane'a Lowe'a czy jakoś tak.

Janette

- Czyli tylko my tu jesteśmy?
- Nie, jest jeszcze Shayla.
Po filmie mężczyzna zniknął w łazience i nie było go już dobrą chwilę.
- Co Ty tam robisz? - zapytałam.
- Zobaczysz. - W tym samym momencie ktoś zapukał. W drzwiach stała McGhee.
- Żyjesz - uśmiechnęła się na mój widok. - A Robert?
- Jest w łazience. Nie pozabijaliśmy się, spokojnie.
- To dobrze, bo trochę się martwiłam.
- Jestem - szatyn wyszedł z łazienki.
- No w końcu.
- To już Wam nie przeszkadzam. Pamiętajcie, że rano lecimy do Kopenhagi.
Wchodząc do łazienki zaniemówiłam. Robert przygotował kąpiel ze wszystkim, co tylko się dało.
- Nie zasłużyłam na to.
- Zasłużyłaś, wiem, co mówię - pocałował mnie w policzek.
Następnego dnia przed południem byliśmy w hotelu w Danii, gdzie był już zespół.
- Jared mi napisał żebym Wam powiedziała, że za 20 minut wychodzicie. Macie się spotkać na dole. Powodzenia - powiedziała wysiadając z windy.
- Cały tata, już zaplanował nam dzień. 
Z tatą i wujkiem spotkaliśmy się parę minut później.
- Hej - uściskałam wokalistę.
- Cześć - Shannon pocałował mnie w policzek.
Po dłuższej przejażdżce znaleźliśmy się w miejscowej przystani.
- Będziesz miał jakieś problemy przez ten artykuł? - spytałam.
- Nie. Dziennikarze trochę mnie pomęczą, było parę telefonów rano, nic wielkiego.
- Przepraszam.
- Nic się nie stało. Ty będziesz miała gorzej, ale zanim wrócisz do Los Angeles, to ta sprawa już ucichnie. A jak Robert?
- Dobrze, wytłumaczyłam mu wszystko. 
- Na pewno? Bo mówisz to bez przekonania.
- Źle mi z tym, że to się stało. Można było tego uniknąć, ale jestem głupia i naiwna.
- Nie przesadzaj. Przejdzie Ci - pocałował mnie w głowę. - Już Cię nigdzie samej nie puszczam.
- Młoda o co chodzi z tym dziennikarzem z Times'a?
- Bo to jest zawsze Wasza wina, w sensie facetów.
- Czemu nasza? - perkusista spojrzał na mnie zdezorientowany.
- Bo jeśli czegoś chcecie, to po prostu to bierzecie. Robert jak się zaczął nasz związek? - spojrzałam na chłopaka.
- Mam powiedzieć? - uśmiechnął się.
- Nic ich nie zdziwi.
- Ja się domyślam - powiedział wokalista.
- A ja nie mam pojęcia - Shann oparł się o burtę łodzi.
- Zaciągnąłem Janette do łóżka - szatyn delikatnie się zarumienił, co wyglądało prze słodko.
- Do kanapy - zaznaczyłam. - W łóżku skończyliśmy dzięki mnie.
- Widzisz - tata szturchnął wujka - to jest siła argumentu. Tak sie teraz młodzi bawią. Nie trzeba tygodniami umawiać się na randki, tylko od razu do łóżka i hulaj dusza piekła nie ma ani prezerwatyw - na jego słowa wszyscy głośno się roześmialiśmy.
- Tylko Ty wybierałeś te trudno dostępne. Ja się nie męczyłem.
- Bo Ty nie miałeś nikogo na stałe.
- A Ty miałeś i co Ci z tego przyszło? - spytał starszy Leto, ale zaczął tego od razu żałować.
- Mam śliczną córkę, to mi wystarcza - tata jak zwykle fenomenalnie wybrnął z sytuacji.
- Wy to chyba do końca życia będziecie sami.
- Z kobietami, to trzeba się męczyć tylko - skwitował Shannon. - Zacznie narzekać, że przez parę miesięcy jesteś non stop w trasie i nie masz dla niej czasu.
- Dokładnie. Co byś zrobiła jakby Robert był z nami w trasie, bo bym mu zaproponował kręcenie teledysku? Teraz możesz tu być, ale potem chodziłabyś do szkoły, a Wy nie potraficie bez siebie paru dni wytrzymać. Mogłem tak zrobić, ale wiedziałem, że się nie zgodzisz.
- Tego nie wiesz - Greenwood się uśmiechnął. - Chociaż Janette lepiej jest nie zostawiać samej, bo ktoś się nawinie i potem są problemy.
- Przecież mówiłeś...
- I podtrzymuje, to co powiedziałem - pocałował mnie. 

Miłość do Roberta czasami mnie przerastała. Nie wyobrażałam sobie związku z kimś innym. Obdarzyłam go bezgranicznym zaufaniem, a to było jedną z podstaw relacji damsko-męskich. Nie odnalazłabym się u boku kogoś innego. Szatyn stał się częścią mojego życia i miałam nadzieję, że zostanie tak na zawsze.



_________________________________________________________________
Witam.
To spóźniony prezent mikołajkowy ode mnie dla Was :)
Przepraszam, że kazałam czekać aż 3 miesiące na ten rozdział, ale tak naprawdę, to nie miałam na to większego wpływu.
Rozdział jest jaki jest, nie jestem z niego do końca zadowolona, ale brak czasu nie pozwolił mnie nanieść takich poprawek jakich bym chciała.
Co do kolejnego, to nie jestem w stanie nic obiecać, bo po pierwsze jest nieskończony, a po drugie wątpię bym miała czas żeby to zrobić. 
Mówię to z bólem, ale obawiam się, że w najbliższym czasie, nie będę mogła dodać nic nowego, bo jak to mówią są rzeczy ważne i ważniejsze. Blog jest dla mnie ważny, ale na ten moment szkoła i nauka jest ważniejsza. Praktycznie zawsze poświęcałam naukę dla tego opowiadania, teraz musi być odwrotnie. Absolutnie nie kończę, ani nie zawieszam tego bloga, jest jeszcze dużo wątków, które chciałabym opisać... i tak naprawdę dwa, trzy rozdziały i ta kolorowa i słodka historia diametralnie by się zmieniła, ale musicie na to poczekać. Mam nadzieję, że wytrwacie :)
Komentujcie, może zmobilizuje mnie do dodania nowego rozdziału niebawem, pozdrawiam xoxo.