29 grudnia 2013

38. "Jakbym miała taką córkę jak Ty też bym ją zostawiła."

Obudziła mnie czyjaś dość głośna rozmowa. Przetarłam oczy widząc, że jest parę minut po 8. Rozumiałam, że tata chciał żeby tym razem wszystko idealnie działało na MARSX, ale czemu musieli pracować od samego rana. Niechętnie wstałam i poszłam do łazienki, potem się ubrałam i ruszyłam do kuchni. 
- Nic nie mów - powiedziałam do Shannona, mężczyzna w odpowiedzi tylko się uśmiechnął.
- Dobrze.
- Mogę go zamordować? Proszę.
- Nie widzę przeciwwskazań - zaśmiał się.
- Cześć - Robert pocałował mnie w policzek.
- Hej.
- Nie wyspałaś się co? Skończyłaś ten artykuł?
- Tak o 5 nad ranem.
- Idź się połóż jeszcze - chłopak pogłaskał mnie po głowie.
- I znowu coś mnie obudzi. Nie, bo mnie szlag trafi.
- Pogadam z Jaredem, idź.
Nie zastanawiając się dłużej nad tym wróciłam do łóżka. Od razu zasnęłam, a obudziłam się niecałą godzinę przed rozpoczęciem VyRT. Doprowadziłam się do porządku i zeszłam na dół. Robert lekko się uśmiechnął na mój widok.
- Kiedy zaczynacie zabawę? - spytałam Tomo, który stanął obok mnie. 
- Za chwilę.
- Czemu mi się tak przyglądasz?
- Dlaczego nie powiedziałaś, że masz chłopaka i że dobrze go znam?
- Nie złożyło się. A skąd się dowiedziałeś? Pewnie Shannon Ci wypaplał - uprzedziłam jego odpowiedź.
- Dokładnie tak.
- Tomo chodź - ze studia wychylił się tata w kapeluszu, niebieskiej bluzie i dresowych spodniach - zabójcze połączenie. - Jak tam młoda? - spojrzał na mnie.
- Dobrze już.
Dosłownie 10 minut później zespół zaczął, a ja usiadłam w spokoju na kanapie z kubkiem kawy w ręce. 
- Janette mam prośbę - Shayla stanęła nade mną.
- Tak?
- Zaniesiesz to Twojemu tacie? - podała mi kartkę. - Jak ja pójdę to znowu mi się oberwie. 
- OK. Tylko żeby mi się nie oberwało.
Weszłam cicho do studia i podeszłam do taty podając mu kartkę.
- Czemu tak? - spytał.
- Nie wiem - wzruszyłam lekko ramionami.
- Dziękuje - powiedział bezgłośnie.
Po przesłuchaniu płyty chłopaki wyszli na taras w celu odpowiedzenia na parę pytań Echelonu. Stałam w drzwiach przyglądając się im, gdy o moje nogi obtarło się coś włochatego. To była Roxy, która pobiegła do nich.
- Roxy nie - jęknęłam.
- Patrzcie kogo my tu mamy - wziął szczeniaka na kolana - w kwietniu był Rippley, a teraz jest Roxy piesek Janette - tata skinął żebym do nich przyszła, lecz ja pokręciłam głową. Jednak po chwili widząc jego spojrzenie poszłam tam. Roxy była mieszanką owczarka niemieckiego z huskym przez co miała oklapnięte uszka i wyglądała uroczo. 
MARSX skończyło się po prawie trzech godzinach.
- Zostaniesz u mnie? - spytałam Roberta.
- A chcesz? - Pokiwałam twierdząco głową. - Zastanowię się.
- No ej! Tak to nie ma - zeszłam z jego kolan i ruszyłam na górę.
- Żartowałem przecież.
- A co mnie to obchodzi - weszłam na schody, ale mężczyzna mnie dogonił, przyciągnął do siebie i pocałował. 
- Ekhem, chciałabym przejść - powiedziała Emma. Odsunęliśmy się od siebie.
- Proszę.
- Dziękuję bardzo. 
Dziewczyna zniknęła z zasięgu mojego wzroku, a ja wpadłam w amok.
- Hej - Rob pomachał mi ręką przed oczami. - Jak dalej tak będzie to się w końcu pozabijacie.
- Mówisz to tak jakby to wszystko była moja wina - spojrzałam na niego z wyrzutem.
- Nie prawda. Chcę żebyś odpuściła. Kiedyś się tak dobrze dogadywałyście.
- Ale jak widać to się zmieniło. Chodź - zaprowadziłam go do pokoju. - Co mam zrobić? Iść poskarżyć się tacie? Od momentu, gdy skończyła się trasa zaczęły się problemy.
- Olej to po prostu. Szkoda nerwów - pocałował mnie w policzek. 
Położyliśmy się do łóżka i niedługo potem zasnęliśmy.

- Nie możesz zostać? - spytałam z nadzieją w głosie. Robert zaraz po pracy postanowił wrócić do siebie.
- Niby mogę, ale wiesz - owinął sobie kosmyk moich włosów wokół palca.
- Już Cię nie namawiam, jedź - delikatnie go pocałowałam.
Chłopak wyszedł, a ja odprowadziłam go spojrzeniem. 
- To niedorzeczne - usłyszałam głos Emmy, która cały czas była w salonie.
- Co jest niedorzeczne? - odwróciłam się. Dobrze wiedziałam jak skończy się ta rozmowa.
- Ten Wasz związek. Dzieli Was 14 lat różnicy i w ogóle no i pewnie sypiacie ze sobą. 
- A Tobie co do tego? To nie jest Twoja sprawa, bo w żadnym stopniu Cię to nie dotyczy, więc się w to nie wtrącaj.
- Nie dziwię się Twojej matce, że odeszła. Jakbym miała taką córkę jak Ty też bym ja zostawiła.
Słysząc to co powiedziała zagotowało się we mnie i strzeliłam ją w twarz.
- Nie masz prawa tak mówić, bo nic o tym nie wiesz! - krzyknęłam i poszłam na górę.
- Ej, co się stało? - tata zatrzymał mnie na chodach.
- Nic. Puść mnie, proszę - poluźnił uścisk, a ja w ciągu sekundy znalazłam się w swoim pokoju. Wyszłam na balkon żeby głęboko odetchnąć. Moje uczucia ze złości przerodziły się w smutek. Zsunęłam się w dół i rozpłakałam. 

Jared

Siedziałem w swoim pokoju, gdy z dołu dobiegły mnie jakieś krzyki. Co tam się do cholery dzieje, pomyślałem. Na schodach spotkałem Janette.
- Ej, co się stało? - złapałem ją za rękę.
- Puść mnie, proszę.
Puściłem ją i zszedłem do salonu.
- Co tu się stało? - spytałem chłopaków pracujących przy LiveTourFilm.
- Niech Ci Jamie opowie. Wszystko widział i słyszał.
Chłopak widząc mnie wyszedł ze studia.
- Mógłbyś - spojrzałem na niego.
Reed opowiadał mi wszystko, a ja nie mogłem w to uwierzyć.
- Coo?! - otworzyłem szeroko oczy. - Gdzie Emma?
- Tam - wskazał na taras. 
Poszedłem tam, a blondynka rzuciła mi tylko ukradkowe spojrzenie.
- Zdajesz sobie sprawę jak mocno przesadziłaś i jak strasznie jestem w tym momencie wkurwiony? Gdyby nie umowa, to byś wyleciała w tym momencie. Wierz mi.
- Jared, ja...
- Nie. Nie chcę tego słuchać. Związek Janette z Robertem to jest tylko i wyłącznie ich sprawa. Pozwoliłem im się spotykać, więc nie waż się w to ingerować. A co do Jennifer, to nic na ten temat nie wiesz. Nie masz pojęcia co się działo. Nie znałaś mnie 20 alt temu, bo byłaś dzieckiem, więc guzik wiesz. Nie wtrącaj się w jej prywatne życie nigdy więcej rozumiesz?
- Tak.
- Dostajesz wolne i nawet nic nie mów - podniosłem palec do góry - widzimy się w Toronto na premierze Artifactu.
- Ale Jared...
- Żadnych "ale". Nie wytrzymam tego dłużej. Jedź do siebie i nie zawracaj mi głowy.
Blondynka weszła do domu, zabrała swoje rzeczy i wyszła. Poszedłem do Janette. Dziewczyna siedziała na balkonie i płakała. Usiadłem obok niej obejmując ją ramieniem.
- Nie płacz - pocałowałem ją w głowę. - Nie przejmuj sie tym co ona powiedziała. To nie ma znaczenia. Chodź, wejdziemy do środka, bo się rozchorujesz - podniosłem ją do góry.
Zanim się uspokoiła i zasnęła minęły dwie godziny. Gdy miałem pewność, że się nie obudzi zdjąłem z niej kurtkę i buty. Przymknąłem drzwi i poszedłem na dół, gdzie był tylko Jamie.
- Gdzie wszyscy?
- Poszli do domu.
- Kto to słyszał? - usiadłem obok niego.
- Tylko Pit i Jake, ale nie musisz się o to martwić, bo powiedzieli, że to nie jest ich sprawa.
- Dzięki. Idź do domu - poklepałem kumpla po plecach.
Wróciłem do Janette, która na szczęście wciąż spała. Położyłem się obok niej. Wolałem dla bezpieczeństwa mieć ją na oku.
- Pilnujesz mnie? - odwróciła się w moją stronę.
- W pewnym sensie chociaż wolę określenie czuwam. Gdzie idziesz?
- Przebrać się, a Ty jak chcesz tu zostać, to pościel łóżko.
Dziewczyna wróciła po chwili i położyła się koło mnie. Przytuliłem ją mocno do siebie.
- Ładnie pachniesz - powiedziała kładąc głowę na mojej klatce piersiowej.
- Mam dobry gust.
- Powiedzmy - zaśmiała się.
- Ja Ci dam!
- No co - spojrzała na mnie rozbawionym wzrokiem.
Patrząc na nią widziałem, że wszystko jest już ok. Szybko nie spotka się z Emmą, więc może jakoś to będzie. Gdy Emma następnego dnia nie zjawiła się w pracy wzbudziło to duży szok. Nawet, gdy była chora pracowała, a teraz jej nie było.
- Wzięła wolne. Ma jakieś ważne sprawy osobiste - gładko skłamałem. Słyszałem to pytanie po raz tysięczny w przeciągu trzech dni.
- Aaa ok.
- Co Ty z nią zrobiłeś? - spytała Janette.
- Dałem jej ponad 2 tygodnie wolnego, ale nie mów nikomu. 
- Ze względu na mnie?
- Tak. To było najlepsze wyjście. Nie możecie się ciągle kłócić. Shannon! - zawołałem barta, który właśnie wszedł.
- Co? 
- Załatwiłeś?
- Ale co? - podrapał się po głowie.
- Poniedziałek, 3 września - urodziny Tomo.
- A tak, wszystko jest zgrane.
- Organizujecie mu przyjęcie niespodziankę? - pokiwałem twierdząco głową. 
- Biedny Tomo.
- Biedny to on będzie w poniedziałek - zaśmiał się złowieszczo Shannon.
- Tato, kto będzie na tej imprezie?
- Parę osób. Ivana nie przyjedzie, bo kręci jakiś film i nie może, Filip tak samo.
- To szkoda.
Wolałem sobie darować i nie powiedziałem jej, że Emma też będzie. Miałem nadzieję, że obejdzie sie bez ekscesów.

Janette

Wstałam w poniedziałek wcześniej. Trzeba było przygotować dekorację. W salonie zastałam Shannona, który pompował balony. 
- Coś Ci to wolno kochany idzie.
- Nie drażnij mnie.
- Widziałeś Roberta? - spytałam.
- Jest na górze.
- Co robisz? - pocałowałam go w policzek.
- Szczerze? Nudzę się niesamowicie.
- Skoro tak, to może pomogę Ci zabić tą nudę.
- Taak? A w jaki sposób? - lekko się uśmiechnął.
- Chodź, to Ci pokażę.
Weszliśmy do mojego pokoju i zaczęłam go rozbierać.
- Wiesz co, czuję że coraz częściej będę się nudził...
- Myślisz, że powinniśmy wstać? - spytałam. Siedzieliśmy tu już od 3 godzin.
- Będzie lepiej jak wstaniemy - usiadł na łóżku i zaczął się ubierać.
- Janette - do pokoju bez zbędnych ceregieli wszedł tata. - Oj przepraszam.
- Nic się nie stało - odpowiedział Robert, który stał obok łóżka w pełni ubrany. Ja natomiast leżałam w nim ledwie przykryta kołdrą. 
- Mogłabyś zejść na dół i pomóc Shannonowi, bo on sobie kompletnie nie radzi.
- Tak, tylko się ubiorę.
Tata wyszedł, a ja opadłam na poduszkę zakrywając twarz dłońmi.
- Boże, to było takie żenujące.
- Ciesz się, że nie przyszedł wcześniej. Wtedy to dopiero byłoby żenujące.
Wstałam z łóżka zbierając porozrzucane po pokoju rzeczy. Chłopak objął mnie w pasie i przyciągnął do siebie. Czułam jego oddech na szyi.
- Nie, kochanie proszę Cię. Później dobrze? - pocałowałam go w policzek i weszłam do łazienki.
Tomo i Vicky zjawili się około 18, gdy tylko weszli do salonu wszyscy głośno krzyknęliśmy "SURPRISE".
- Ukartowaliście to!
- Nieprawda.
Parę sekund później do pokoju wjechał duży tort i wyskoczył z niego Shannon.
- Ej! Z takiego tortu zazwyczaj wyskakują piękne dziewczyny - powiedział zawiedziony gitarzysta.
- Ja Ci dam dziewczyny - Vi walnęła go w ramię.
- Możemy porozmawiać? - obok mnie stanęła Emma.
- Nie mamy o czym.
- Tylko chwilę.
Wyszłam na taras i zamknęłam drzwi.
- Przepraszam. Twoje życie nie jest moją sprawą i nie powinnam się w nie wtrącać. Oboje z Jaredem macie rację. To już sie nie powtórzy - skończyła i chciała wejść do środka. 
- Zaczekaj - powiedziałam w ostatniej chwili. - Ja też przepraszam. Nie powinnam Cie uderzyć - blondynka kiwnęła głową i weszłyśmy do środka.
- Wszystko w porządku? - spytał tata.
- Tak. Nie patrz w ten sposób. Jest ok, ale wielkimi przyjaciółkami to my nie będziemy.
Chwile później wspólnie z Robertem i butelką wina usiedliśmy na balkonie.
- Trochę tak nieładnie, że się zerwaliśmy.
- Przesadzasz. Zawsze możemy zejść na dół. 
- Wiem, że tam jesteście - zawołał Shannon z tarasu stojąc centralnie pod balkonem.
- Nie odzywaj się - Robert położył mi palec na ustach.
- Udajemy, że nas nie ma?
- Tak.
- Shannon nie wydzieraj się - usłyszałam głos taty - jeśli pamiętasz to mamy sąsiadów, a i tak jest już wystarczająco głośno, więc się zamknij. Nie chcę mieć policji na głowie.
Minutę później głosy ucichły, więc weszli do środka.
- Mogę o coś zapytać?
- Yhym.
- Kiedy Ci się spodobałam?
- Jakiś czas temu. Tak na dobrą sprawę to chyba jak byliśmy w Indiach. Zacząłem wtedy inaczej na Ciebie patrzeć. Już nie byłaś tą małą dziewczynką, więc.
- Czekałeś jeszcze pół roku żeby zrobić krok.
- W końcu byłaś, przepraszam jesteś córką mojego szefa i przyjaciela. To nie było takie proste jak myślisz. A poza tym nie wiedziałem jak zareagujesz.
- Zaskoczyłam Cię tym, że nie miałam nic przeciwko - uśmiechnęłam się.
- I to bardzo, ale widzisz dzięki temu jesteśmy razem - splótł nasze dłonie.
- Przepraszam, że Wam przeszkodzę, ale przyniosłem Wam tort.
- Dziękujemy - wzięłam do niego talerze. 
Zjedliśmy i Rob posadził mnie sobie na kolanach. Zaczął mnie całować i rozbierać jednocześnie.
- Oszalałeś? Nie tutaj.
- Nikt nie zauważy, nie bój się - pocałował mnie w nos.
Więcej nie protestowałam, bo to nie miało sensu. Po wszystkim ubraliśmy się i wnieśliśmy do środka rzeczy. Zerknęłam na zegarek, było późno, ale na dole wciąż było słychać ludzi. 
- Idziemy spać? - Robert wyrwał mnie z zamyślenia. Pokiwałam twierdząco głową delikatnie się uśmiechając.
Słysząc wibracje otworzyłam leniwie oczy. Wyświetlił mi się jakiś nieznany numer. Wstałam z łóżka zsuwając rękę chłopaka z mojej talii. Wyszłam na balkon żeby go nie obudzić.
- Tak?
- Dzień dobry mówi Alyson Shepherd z Fashion Magazine. Rozmawiam z Janette? - spytała.
- Tak - odpowiedziałam powoli.
- Wysłałaś do nas tekst. Bardzo mi się spodobał. Chciałabym się z Tobą spotkać.
- Kiedy?
- Może jutro o 12:30 w Marie's Coffee?
- Dobrze.
- Do zobaczenia - rozłączyła się. 
Oparłam się o barierkę i poczułam zimny metal, dopiero wtedy zorientowałam się, że mam na sobie tylko bieliznę. W tym momencie jednak to nie było do końca istotne, bo prawdopodobnie dostałam pracę w jednym z najlepszych magazynów w LA i w całym USA. Weszłam do środka z wielkim uśmiechem na twarzy.
- Co się stało? - spytał Robert.
- Prawdopodobnie - wskoczyłam na łóżko - dostałam pracę!
- Co? Gdzie? 
- W gazecie. Idę jutro na rozmowę.
- Gratuluję - pocałował mnie.
Cały dzień miałam świetny humor. Wszyscy byli na kacu i wyglądali jak skaranie boskie. Takie były skutki robienia imprezy w poniedziałek. Ja natomiast chodziłam ciągle z uśmiechem od ucha do ucha. Jednak następnego dnia dopadł mnie stres.
- Jak wyglądam?
- Ślicznie.
Wybór odpowiedniego stroju zajął mi niemalże 2 godziny. Gdy byłam na miejscu poczułam się dziwnie spokojna. Przecież nic złego nie może się stać. Weszłam do środka rozglądając się. Zauważyłam ją po chwili, siedziała przy stoliku pijąc kawę. Miała na sobie satynową, jasnobeżową bluzkę i czarną spódnicę przed kolano. Podeszłam bliżej, a ona wstała żeby się przywitać.
- Alyson Shepherd.
- Janette Leto.
- Córka Jareda jak mniemam, usiądź - wskazała na krzesło - i nie mówi mi na "Pani".
Chwilę później kelner przyniósł kawę.
- Mogę zadać Ci pytanie? Co się podkusiło żeby iść do pracy?
- Mam dużo wolnego czasu - uśmiechnęłam się.
- Zazdroszczę. Przejdźmy do rzeczy. Domyślam się, że nie masz żadnego doświadczenia, chyba że się mylę?
- Nie, nie mam.
- A widzisz piszesz lepiej niż nie jeden zawodowy dziennikarz. To jest najlepsza rzecz jaką można potrafić w tym świecie, bo to jest wyjątkowe. Ile Ty masz właściwie lat?
- 17.
- Jesteś młoda, nawet bardzo młoda, kreatywna i masz coś takiego w sobie, co idealnie nadaje się do pracy w redakcji. Lubię takich ludzi. Czemu nie poszłaś na studia?
- Postanowiłam zrobić sobie rok przerwy.
- Rozumiem - wyłączyła dzwoniący telefon. - Widzisz ktoś inny, kto byłyby na moim miejscu nigdy by Cię nie zatrudnił, ale ja to zrobię i to z wielką przyjemnością. Podobasz mi się. Co do tego jak będzie wyglądała Twoja praca musimy jeszcze porozmawiać. Teraz niestety muszę wracać do redakcji, zajrzyj tam, ok?
- Dobrze, tylko jutro wyjeżdżam na trochę.
- To jak wrócisz. Na razie - wyszła.
Dokończyłam kawę, złapałam taksówkę i wróciłam do domu. Robert siedział na kanapie. Podeszłam i mocno go pocałowałam.
- Rozumiem, że rozmowa się powiodła - wziął mnie na kolana.
- Bardzo. Krótko i rzeczowo.
- Gdzie byłaś? - tata stanął obok kanapy. Był zły. Zdałam sobie sprawę, że nie powiedziałam mu, że wychodzę i zaraz pewnie doczekam się awantury. 
- Możemy porozmawiać?
- Nie odpowiedziałaś.
- Tatoo
Robert nas minął i wszedł do środka, tym samym zostawiając nas samych.
- Nie złość się, że wyszłam bez słowa. Zapomniałam po prostu, a byłam na rozmowie w sprawie pracy.
- W sprawie pracy? Po co Ci praca? Chyba nie dlatego, że Constance tak powiedziała? - przyjrzał mi się uważnie.
- Nie. Ona nie ma z tym nic wspólnego. Nudzę się i chciałam znaleźć sobie zajęcie no i się udało - lekko się uśmiechnęłam, ale tata nadal nie popierał mojego entuzjazmu.
- Co to za praca? Gdzie przede wszystkim? 
- Dziennikarki w Fashion Magazine. Znalazłam w sieci ogłoszenie, trzeba było napisać tekst na podany temat. No i wczoraj zadzwoniła Alyson i dziś się z nią spotkałam i mnie zatrudniła. Nie wiem do końca na czym to będzie polegać, bo ona nie miała za dużo czasu. Mamy się spotkać jak wrócę z Kanady - wyjaśniłam. 
- No dobra. Mówiąc Alyson masz na myśli Alyson Shepherd?
- Tak, a czemu pytasz?
- Wiesz kim ona jest?
- Domyślam się, że redaktorem naczelnym.
- I właścicielką Fashion Magazine. Odziedziczyła to po ojcu czy jakoś tak. Zajmuje się sama większością spraw i jest bardzo przedsiębiorcza.
- Znasz ją? - poruszyłam brwiami.
- Można tak powiedzieć. Była na jakiejś imprezie branżowej.
- Mogę u niej pracować?
- Jeśli chcesz, to niech będzie - powiedział zrezygnowany.
- Naprawdę? Dziękuję - uściskałam go.
- Ale musisz?
- Nudzi mi się. Można posiedzieć miesiąc nic nie robiąc, dwa może trzy, ale przede mną jeszcze jakieś dziesięć. Nie wytrzymam. To nie chodzi o pieniądze, bo niczego mi nie brakuje i na wszystko je dostaje jeśli mam potrzebę, po prostu...
- Rozumiem - przerwał mi.
Zostawiłam tatę, który musiało odebrać telefon i weszłam do domu.
- Żyjesz - Robert się uśmiechnął.
- Też się cieszę, bo przez moment w to wątpiłam.
- Ja też. Wracam do pracy - musnął mnie w policzek.
Weszłam do pokoju i zdałam sobie sprawę, że powinnam się spakować. Jutro wyjeżdżaliśmy na jakieś dwa tygodnie, a ja nawet nie otworzyłam walizki. Ruszyłam do garderoby zdejmując po drodze szpilki. Po 2 godzinach skończyłam. Położyłam się na łóżku i włączyłam telewizor.
- Mogę Ci przeszkodzić? - spytał Rob wchodząc na łóżko i całując mnie w szyję.
- Skoro musisz.
- Wiesz co - sięgnął ręką do zapięcia stanika - nie pozwalam Ci pracować. Nie będzie Cię w domu i skończą się te przyjemne rzeczy w ciągu dnia.
- Nie wiem jeszcze jak będzie wyglądała moja praca. Bardzo będziesz cierpiał jakby mnie nie było całymi dniami?
- Niewyobrażalnie, ale jeśli po powrocie będziesz mi to wynagradzała, to mogę się zastanowić.
- Pomyślę, a teraz bądź cicho i przejdź do rzeczy - złapałam go za koszulę i przyciągnęłam do siebie...
- Musisz iść?
- Tak. Ja nawet spakowany nie jestem. Jared mnie zabije. 
- Szkoda - podparłam się na łokciu i na niego spojrzałam.
- Zobaczymy się o ... nie pamiętam o której jest ten samolot.
- 9:40 - powiedziałam.
- Za niecałe 12 godzin. Idź spać - wysunął się z łóżka. Niedługo po tym jak wyszedł zasnęłam.

Jared

Wszedłem do pokoju córki, która oczywiście wciąż spała, no ale co się dziwić była 7 rano.
- Młoda wstawaj.
- Jeszcze trochę.
- Robert wcześnie wczoraj wyszedł, więc powinnaś się wyspać i ubierz się - rozejrzałem się po pokoju, gdzie były porozrzucane części jej garderoby.
- Musiałeś? - podniosła się.
- Tak - pokazałem jej język. - Zrobię Ci śniadanie, ale wstań już - zamknąłem drzwi.
Weszła do kuchni po 45 minutach w pełni gotowa do wyjścia.
- Dziękuję - wskazała na jedzenie.
O 9 byliśmy na lotnisku, a o 14 w Charlotte w Karolinie Północnej. Zameldowaliśmy się w hotelu i windą wjechaliśmy na szóste piętro.
- Jesteś pewna, że nie chcesz iść? - spytałem córki.
- Tak. Wiesz jakie mam zdanie o polityce. Wynudzę się tam tylko. Pójdziecie sami i będzie w porządku.
- A jak Ian będzie? - poruszyłem brwiami.
- To go ode mnie pozdrowisz - wysiedliśmy z windy.
- Dobra jak nie chcesz, to Cię nie namawiam.
Trochę później wspólnie z Robertem udaliśmy się na Democratic National Convention. W sumie to nadal nie wiedziałem co mnie podkusiło żeby zaangażować się w kampanię wyborczą Barack'a, ale skoro już to zacząłem, to musiałem to dokończyć. 
- Życzę powodzenia - powiedział cicho Babu i się oddalił.
- Co? Czemu?
- Cześć Jared - przede mną stanęła Scarlett.
- O hej.
- Zaskoczony? - uśmiechnęła się.
- Odrobinę - odwzajemniłem uśmiech.
Usiedliśmy na widowni koło siebie, a chwilę później już trzymaliśmy się za ręce. Jeszcze parę minut i pójdziemy do łóżka, przeleciało mi przez głowę.
- Nad czym myślisz? - spytała.
- A nic takiego.
Czułem się dokładnie tak samo jak wtedy, gdy się spotykaliśmy. Czułem się tak jak 7 lat temu. Nasze spotkanie było czystym przypadkiem, ale cieszyłem się z niego. Dziewczyna poszła na scenę, a koło mnie zjawił się Greenwood.
- Jak leci? - pokręciłem w odpowiedzi delikatnie głową.
Po części oficjalnej był mały bankiet. Rozmawiałem to z tym, to z tamtym, gdy w końcu podeszła ona.
- Ja już będę lecieć, miło było Cię spotkać.
- My też się już zbieramy. - Babu przytaknął. - To może pojedziemy razem? - wypaliłem.
- Chętnie.
Wysiedliśmy przed naszym hotelem. Robert się pożegnał i wszedł do środka. Staliśmy tak przez chwilę patrząc na siebie i nie wiedząc co zrobić. Przynajmniej ja nie wiedziałem. Nie chciałem zachować się jak dupek i zaciągnąć ją do łóżka, ale z drugiej strony brakowało mi tego. Tęskniłem za tym co było wtedy.
- Chodź - złapałem ją za rękę. Nie trzeba było długo czekać na rozwój sytuacji. Gdy tylko drzwi od mojego pokoju się zamknęły Scarlett mnie pocałowała, a ja odwzajemniłem pocałunek. Wiedziałem, że na tym się nie skończy...

Janette 

Czekałam aż tata i Robert wrócą, było późno. W pewnym momencie drzwi się otworzyły i stanął w nich chłopak.
- A czemu Ty jeszcze nie śpisz? - spytał.
- Bo czekam na Ciebie. Z czego taki ucieszony jesteś?
- Nie wiem czy powinienem Ci mówić.
- Powinieneś, nie powinieneś, mów!

- Bo Jared... na konwencji była Scarlett. No i spotkali się, a teraz są tu razem no i chyba domyślasz się co się teraz tam u nich dzieje.
- Co? Scarlett i tata? żartujesz?
- Nie. Gdybyś Ty ich widziała - znowu się uśmiechnął i położył obok mnie.
Schodząc rano na śniadanie, na dole w holu spotkaliśmy tatę i Scarlett.
- Cześć - uśmiechnęłam się.
- Cześć - uścisnęła mnie.
- Może zjesz z nami?
- To chyba nie jest najlepszy pomysł.
- No coś Ty, chodź - pociągnęłam ją delikatnie w stronę restauracji.
Zjedliśmy i blondynka się zmyła.
- Pa - pocałowała mnie w policzek. Pożegnała się z tatą, Robertem i wyszła. 
- Nie patrz tak na mnie - powiedział wokalista.
- Przecież ja nic nie robię - próbowałam się bronić.
- Znam ten wzrok, który mówi "może powinniście do siebie wrócić". Dobrze Cię znam dziecko.
- Rób jak uważasz. To Twoje życie.
- Mamy samolot za 1,5 godziny, więc trzeba się zbierać - zmienił temat. 
W południe byliśmy w Nowym Yorku. Meldowanie się w dwóch hotelach w przeciągu 24 godzin było dziwne. Robert poszedł do taty, a ja potrzebowałam się na chwilę urwać. Wychodząc z pokoju spotkałam chłopaka z obsługi.
- Przepraszam, można tutaj w jakiś sposób dostać się na dach?
- Gościom nie wolno. Poza tym to jest niebezpiecznie.
- Ale ja tak ładnie proszę - słodko się uśmiechnęłam.
- Do końca korytarza, potem w prawo i drzwi na wprost, a potem schodami pożarowymi na górę, a i proszę to - wyciągnął kartę - gdyby któreś drzwi się zatrzasnęły. Nie chce Pani skakać mam nadzieję?
- Nie, nie dzisiaj. Dziękuję.
Poszłam tak jak mi wskazała i po paru minutach byłam na górze. Założyłam słuchawki i włączyłam utwór - Vanessa Carlton - A thousand miles. Przez głowę przeleciało mi tyle scenariuszy gdybym tu zamieszkała, ale zdecydowałam inaczej. Minęła godzina, gdy zadzwonił mój telefon. Odebrałam widząc, że to tata.
- Gdzie jesteś?
- Na dachu.
- Co?!
- Przyjdź tu - rozłączyłam się.
Zjawił się w błyskawicznym tempie. Pewnie pomyślałam, że chcę sobie coś zrobić.
- Co Ty wyprawiasz?
- Nie bój się, nie chcę sobie odebrać życia. Tu chyba nie jest wystarczająco wysoko - wychyliłam się i usłyszałam jak tata wstrzymuje oddech - i mogłabym przeżyć.
- Co tu robisz? - podszedł bliżej.
- Siedzę sobie i się zastanawiam. Żałuję, że nie będę tu studiować. 
- Wiesz, że możesz. Nikt Ci tego nie zabrania. Po co rezygnować z marzeń. Pomyśl nad tym jeszcze.
- Mogę o coś spytać? - kiwnął twierdząco głową. - Jennifer się odzywa do Ciebie?
- Tak. Na początku w ogóle nie dzwoniła. Zadzwoniła dopiero, gdy o zespole i o mnie robiło sie coraz głośniej, czyli gdy miałaś jakieś 6 lat. Pytała co z Tobą zrobiłem, że nikt nie wspomina, że mam córkę i takie tam.
- A ostatnio kiedy się odzywała?
- Gdy oświadczyłem  światu, że mam córkę i po Oscarach. Mówiła, że jesteś śliczna i w ogóle.
- Yhym.
- A czemu o to pytasz?
- Z ciekawości.
- Chodź na dół już.
- Gdzie Ty byłaś? - spytał Robert.
- Na dachu. Chciałam skoczyć, ale tata zadzwonił. żartowałam - dodałam widząc jego minę. - Chciałam w spokoju pomyśleć. Mogę Cię o coś zapytać? I chcę żebyś mi szczerze odpowiedział.
- No dobrze.
- Gdybym miała teraz we wrześniu studiować tutaj w NY, to przyjechałbyś tu ze mną?
- Nie, raczej nie. Mimo, że Cię kocham, to nie pragnę znowu tu mieszkać.
- OK. Rozumiem.
- Janette ja...
- Nie tłumacz się - pocałowałam go - spytałam czysto retorycznie.
W sobotę tata wybrał się na pokaz i na imprezę, która była po nim.
- Czyli co robimy? - uśmiechnęłam się znacząco.
- Na pewno nie to co myślisz - brunet sprowadził mnie na ziemię. - Zbieraj się, wychodzimy.
- Gdzie?
- A bo ja wiem.
Było późne popołudnie, więc przebrałam się i wyszliśmy z hotelu.
- Gdzie Ty mnie ciągniesz, co? Tylko mam nadzieję, że nie do Twojej mamy, bo nie jestem na to gotowa i jeszcze długo nie będę.
- Zrozumiałem, ale nie jedziemy do niej.
Po kilkudziesięciu minutach dotarliśmy na miejsce. Nieużywane tory kolejowe, stara nieczynna fabryka i zapuszczony teren. Wyglądało to dość interesująco, ale sama bym tu nie przyszła.
- Spędziłem tu praktycznie całe dzieciństwo. Uciekałem z kolegami z domu na całe dnie i przesiadywaliśmy tutaj. Mama była przerażona, gdy tak znikałem, ale ja jako dziecko nie wiedziałem w tym nic złego. Chodź - zaprowadził mnie za budynek. Na tylnej ścianie były wypisane ich imiona "Jake, Michael, Robert, David, Valley". 
- Ładne. Nie wiedziałem, że taki sentymentalny kochanie jesteś. - Mężczyzna spuścił głowę. - Ej, no coś Ty - podeszłam do niego. - Żałuję, że ja nie miałam takich znajomych - pocałowałam go w policzek. - Mieszkają nadal w Nowym Yorku?
- David i Michael tak, a Jake i Valley to nie wiem. Dawno się nie widzieliśmy.
- No to spotkaj się z nimi.
- Sam nie wiem.
- Co Ci szkodzi. Przyjaźniliście się i nadal jesteście przyjaciółmi mimo, że dawno się nie widzieliście. 
- Może zadzwonię, ale teraz - przyciągnął mnie do siebie tak, że nasze ciała się stykały - chcę coś innego.
- Tutaj? - spytałam zaskoczona. Robert pokiwał twierdząco głową. Nie odzywałam się już i pozwoliłam mu całkowicie przejąć inicjatywę.
Do hotelu wróciliśmy późnym wieczorem. Taty jeszcze nie było. W niedzielę usilnie próbował mnie przekonać żebym poszła z nim na pokaz.
- Wkręciłabyś się w to, może zaczęłabyś chodzić w pokazach.
- W przeźroczystych sukienkach żeby wszyscy zebrani widzieli mnie nago? Nie, dziękuję. Nie skorzystam. Poza tym Elie już mi to proponował.
- I?
- Odrzuciłam. Nie chcę. Ja nie mam figury modelki.
- Teraz to pieprzysz głupoty.
- Dzięki - wstałam z fotela i chciałam wyjść, ale zastawił mi drogę.
- Nie złość się. Przepraszam. 
- Ja nie jestem zła. Po prostu chcę żebyś zrozumiał, że nie będziesz decydował o moim życiu. Jeśli ja czegoś nie chcę, to mnie nie przekonasz, tyle.
- Wiem. Jesteś tak samo stanowcza jak ja.
- To chyba dobrze - uśmiechnęłam się.
- Dla mnie nie. Wiesz, że zabieram Roberta ze sobą.
- Tak. Bawcie się dobrze i - podniosłam palec do góry - bądźcie grzeczni, żadnych kobiet.
- Idź sama, to go przypilnujesz.
- Mam nadzieję, że nie muszę.
Chłopaki wyszli w południe, a ja zostałam sama i nie wiedziałam co ze sobą zrobić. W końcu postanowiłam wybrać się na miasto. Jak ogromne moje zdziwienie było następnego dnia, gdy moje zdjęcia spacerującej po Manhattanie ukazały się na portalach plotkarskich. 
- No serio? Tak nie idzie żyć.
- Było zostać w hotelu.
- I się nudzić?
- Wiecie co - tata przerwał mi i Robertowi - ja muszę wyjść - schował BB do kieszeni. Wrócę późno - pocałował mnie w policzek i wyszedł.
- Wróci późno? Nie ma 10 jeszcze.
- Nie patrz tak na mnie - Rob podniósł ręce do góry. - Ja nic nie wiem.
W środę przed południem polecieliśmy do Toronto. Wychodząc z budynku poczułam, że temperatura tutaj jest trochę niższa. Poprawiłam bladoróżowy kardigan i się wzdrygnęłam. Płaszcz był w torbie i nie chciało mi się go wyjmować.
- Zimno Ci? - spytał Robert.
- Nie. To taki tik.
- Tik powiadasz - pokiwał głową.
Następnego dnia tata miał kilka wywiadów. Jeżdżąc z nim z miejsca na miejsce nasunęło mi się pytanie. Mieliśmy akurat wchodzić do budynku New.Music.Live.
- Co jest? - spojrzał a mnie uważnie, bo się zatrzymałam w połowie drogi.
- Muszę Cię o coś spytać, ale to może później.
- Nie, mów teraz - dał znak Emmie i Robertowi żeby weszli do środka.
- Gdzie Jennifer teraz mieszka?
- No jakby Ci to powiedzieć
- Tylko nie mów, że w LA, bo wyjdę z siebie i stanę obok.
- Nie mieszka w LA tylko w Kanadzie. Bałaby się mieszkać tam gdzie my.
- My jesteśmy w Kanadzie.
- Ale nie konkretnie tutaj . . . chyba. Nie wiem gdzie dokładnie. Wolę nie wiedzieć, bo to by się źle skończyło. Wchodzimy? - wskazał na budynek.
- Yhym.
- Mam nadzieję, że nic nie kombinujesz.
- Czysta ciekawość.
Po wywiadzie tata poszedł gdzieś z Ludbrook, a my z Robertem wybraliśmy się na kawę. Siedząc w małej kawiarni nagle ktoś zasłonił mi oczy.
- Co do... - odwróciłam sie - Shannon? Co Ty tu robisz?
- No jak to co? Jutro jest premiera. Jared by mnie zabił jakbym nie przyjechał, a wy co gołąbeczki? - uśmiechnął się znacząco.
- Ale co my? - spytał zmieszany chłopak.
- Nic, nic. Nie przeszkadzam Wam. Widzimy się później.
Skończyliśmy kawę i wróciliśmy do hotelu. Zbliżał się wieczór, a ja byłam padnięta. Nawet nie zauważyłam kiedy zasnęłam oglądając telewizję, lecz gdy się obudziłam było przedpołudnie.
- Chciałbym czasem być Tobą - powiedział Robert. Siedział w fotelu z laptopem na kolanach.
- Nie rozumiem.
- Potrafisz spać po kilkanaście godzin, a ja jak prześpię 8 to jest sukces.
- Bo to trzeba umieć - wstałam z łóżka.
Wzięłam prysznic i zeszłam na dół coś zjeść. Przed 19 pojechaliśmy do Bell Lightbox. Tata i Shannon od razu wkroczyli na czerwony dywan. Potem przyszła pora na autografy i wywiady. Słysząc ich rozmowę z Citytv nie mogłam powstrzymać śmiechu. 
- And what's happening with you and Scarlett Johansson?
- Oh I didn't... Who?
- Przestań - Emma zabijała mnie wzrokiem.
- Wrzuć na luz, co? Nie ma co ładnie się wykręcił - na mojej twarzy znowu pojawił się szeroki uśmiech.
Parę minut później weszliśmy do środka. Sala była już pełna ludzi, ale przed projekcją zespół miał jeszcze porozmawiać z publicznością. Nieco ponad pół godziny później rozpoczęło się wyświetlanie filmu.
- Gotowa na swój pierwszy raz na wielkim ekranie? - usłyszałam szept taty.
- Chyba żartujesz - spojrzałam na niego. Pokręcił przecząco głową. Przymknęłam oczy i wypuściłam powietrze. Widziałam Artifact, ale tylko w urywkach, więc możliwe było, że gdzieś tam jestem. W trakcie tego całego procesu i nagrywania TIW byłam w większości czasu a Kansas, ale zdarzyło się spędzić parę dni w domu. Tata uwielbiał wręcz robić rzeczy, które mnie dotyczyły bez mojej zgody, ale już trochę się do tego przyzwyczaiłam. Z moich rozmyślań wyrwał mnie Robert łapiąc mnie za rękę. Lekko się do niego uśmiechnęłam i skupiłam się na filmie. Znałam historię z EMI bardzo szczegółowo i podziwiałam ich, że podjęli tę walkę. Nie każdy byłby na tyle odważny żeby to zrobić. W końcu EMI jest dość wpływową firmą. Proces z nimi to poważna sprawa i do tego w grę wchodziły niewyobrażalnie duże pieniądze. 30 milionów dolarów. Ten pozew był tak cholernie absurdalny, że to przechodziło ludzkie pojęcie. Miny chłopaków, gdy się o tym dowiedzieli były bezcenne. To było jak tani żart, który niestety okazał się rzeczywistością i wcale nie był taki tani. Zaparcie taty w tej sprawie było niesamowite. Powiedział, że może się ciągać z nimi po sądach latami, ale nigdy im tyle nie zapłaci. W końcu po procesie z 30 milionów zrobiło się 1,7 miliona. Płyta została wydana i każdy zajął się sobą. Na ekranie pojawiły się napisy, zapaliły się światła, widownia wstała i rozległy się brawa. Tata był zaskoczony. Sekundę później dorwał się do mikrofonu.
- Dziękuję bardzo w swoim imieniu i w imieniu całego zespołu - zszedł z podestu.
- Co tak na nas patrzysz? - spytał Shannon, gdy staliśmy za kulisami.
- Nie, nic. Dumna z Was jestem.
- Ojj - wyciągnął ręce i mnie przytulił.
- Jared po kim ona taka słodka jest? - wujek spojrzał na tatę.
- No jak to po kim? Po mnie - uśmiechnął się niczym 3-letnie dziecko. Pokręciłam głową i też się uśmiechnęłam.
- Wiesz, że jesteś świetnym aktorem - spojrzałam na niego znacząco, ale nie zrozumiał mojej aluzji. - Pytanie dziennikarza o Scarlett.
- No tak. To nie jest ich sprawa, ale na szczęście i tak nie znają prawdy - puścił mi oczko. - Dobra, to idziemy coś zjeść.
Spojrzeliśmy z Robertem na siebie i przecząco pokręciliśmy głową.
- My nie idziemy.
- OK, ale nie włóczcie się całą noc po mieście.
- Rozważymy to. Narazie - założyłam płaszcz i poszliśmy w stronę wyjścia.
- Skoro już się wykręciliśmy, to co robimy? - spytał chłopak.
- Nie mam zielonego pojęcia - lekko się uśmiechnęłam.
Nasze plany spełzły na tym, czego tata nam zabronił, czyli na bezcelowym chodzeniu po mieście, trzymając się za ręce i mając gdzieś, że ktoś może to zobaczyć.
- Wiesz, że Cię kocham - oparłam głowę o jego ramię.
- Coś mi się obiło o uszy - objął mnie.
- Nad czym myślisz? - spytałam. Od dłuższego czasu się nie odzywał. 
- Nic takiego - odpowiedział.
Zatrzymałam się patrząc na niego wyczekująco. Nadal trzymaliśmy się za ręce. Mężczyzna westchnął i podszedł do mnie.
- Ładna sukienka.
- Nie zmieniaj tematu.
- No bo... nie wiem czy dobrze robimy. Gdybym wtedy Cię nie pocałował, to teraz pewnie nadal każdy żyłby swoim życiem.
- Co Ty sugerujesz?
- Nic.
- Przestań. Dręczy Cię poczucie winy, a niepotrzebnie. Bardzo, ale to bardzo się cieszę, że to wtedy zrobiłeś. Gdybym ja wtedy się na to nie zgodziła, to by nas tu teraz nie było, ale się zgodziłam i zrobiłam to świadomie, więc nie wracajmy do tego.
- Przepraszam - spuścił głowę.
Był taki uroczy, gdy czuł się winny.
- Nic się nie stało, ale nie mów tak więcej, bo pomyślę, że nie chcesz ze mną być. 
- Nie chcę - namiętnie mnie pocałował. - Na co mi taka dziewczyna jak Ty. - Uniosłam brwi. - Żartowałem.
Wyrwałam się z jego uścisku. Postanowiłam udać obrażoną i ruszyłam przed siebie.
- Nieśmieszny ten Twój żart.
- Janette - złapał mnie za ramię.
- Nie - powiedziałam stanowczo. W gruncie rzeczy strasznie mnie to bawiło, ale musiał wiedzieć, że ze mną się nie igra. Mężczyzna przyciągnął mnie do siebie i oplótł rękami w pasie. Czując jego gorący oddech na szyi i dłonie, które przesuwały się od dołu do góry całkowicie odpuściłam. Obrócił mnie przodem do siebie. Na mojej twarzy gościł duży uśmiech.
- Co Ty myślisz, że nie wiem, że udajesz? Nie potrafisz grać, nie masz talentu po Jaredzie.
- Dzięki.
- I co ja mam teraz z Tobą zrobić?
- Co tylko chcesz? - zagryzłam wargę.
- Tak? To wracamy do hotelu - zatrzymał taksówkę.
Po 15 minutach byliśmy już w naszym pokoju.
- I co teraz? - odłożyłam torebkę.
- Zobaczysz - zaczął powoli mnie rozbierać. Płaszcz, buty, sukienka. Wziął mnie na ręce i położył na łóżku. W ręce trzymał apaszkę.
- Nie - automatycznie podniosłam się do pozycji siedzącej.
- Przypominam, że się zgodziłaś.
- Tak, ale...
- Nie ufasz mi?
- To nie jest kwestia zaufania.
- Jest.
W głowie miałam milion myśli i nie wiedziałam co robić. Ufałam mu i kochałam go, ale nie wiedziałam co planuje zrobić i to mnie trochę przerażało.
- Nie bój się. Nie zrobię Ci krzywdy - pocałował mnie w policzek.
- No dobrze, ale nie spieprz niczego - zaznaczyłam. 
Zawiązał mi oczy i złapał za ręce, które po chwili znajdowały się przy ramie łóżka.
- Robert nie - zaprotestowałam.
- Ciii - położył mi palec na ustach.
Po co ja się zgodziłam. Byłam odważna i to bardzo, ale tylko wtedy, gdy miałam nad wszystkim kontrolę, a teraz nie miałam żadnej.
- Nie ruszaj się zaraz wracam. - Wrócił po paru minutach przynajmniej tak mi się wydawało.
- Gotowa?
- Nie. 
Czułam jak zdejmuje ze mnie bieliznę, a po chwili jak rozsmarowuje coś po moim ciele.
- Co to jest?
- Takie tam - zaśmiał się.
Wodził rękoma po każdym odcinku mojego ciała. Zsunął rękę na moje podbrzusze i powoli wsunął we mnie palce... Lekko się wygięłam i opadłam na łóżko głęboko oddychając. Rozwiązał mi ręce i odsłonił oczy.
- Było czego się bać? - pocałował mnie.
- Na początku było. Wiem, że Was jarają takie rzeczy. 
- Fajnie jest mieć czasem nad kimś pełną kontrolę - uśmiechnął się. - Wszystko ok? - spytał z troską, a ja tylko pokiwałam głową. - Chodź - złapał mnie za rękę - idziemy pod prysznic.
- O której wczoraj wróciliście? - spytał tata przy śniadaniu.
- 1? 2? Jakoś tak.
- A Wy?
- Po 3.
Wracając do pokoju bujałam w obłokach. Ciągle przed oczami miałam to co się działo.
- Nad czym tak myślisz? - spytał chłopak. 
- O minionej nocy, bo to w sumie miło było.
- Była jeszcze druga część, ale byłaś tak przerażona, że nie chciałem Cię
bardziej stresować już - pocałował mnie w głowę.
- Ooo, a poznam kiedyś drugą część?
- Kiedyś na pewno.


_______________________________________________________________

Hej.
Minął miesiąc, a ja dopiero dodaję rozdział... zgroza. Przepraszam Was, ale miałam dużo na głowie i ciężko było siąść na dłużej do komputera i to przepisać.
Dużo się dzieje w tym rozdziale, może trochę za dużo?
Kłótnia z Emmą była zaplanowana. Niestety Emmie się teraz nie upiekło, ale musi wiedzieć, gdzie jest jej miejsce.
Ta sytuacja ze Scarlett wyszła sama. Samo się napisało tak, że tak powiem :) Do tej pory przypomina mi się co pomyślałam, jak zobaczyłam wspólne zdjęcia Jareda i Johansson. Jak dalej się to rozwinie nie wiem.
Pozdrawiam, życzę miłej lektury :)

PS Zapraszam do zapoznania się z nowymi bohaterami tutaj

NOWI BOHATEROWIE



Robert Greenwood
07.06.1981 r.
Przyjaciel Jareda oraz chłopak Janette. Jest najlepszą osobą na jaką mogła trafić dziewczyna. Miły, słodki, troskliwy, opiekuńczy. Ktoś idealny, szczególnie dla Janette, która trochę już przeszła. Większość swojego życia spędził w Nowym Yorku, ale kilka lat temu za namową Jareda przeprowadził się do Los Angeles. Zajmuje się filmowaniem oraz pracuje w The Hive. Zadurzył się w Janette nie przypuszczając, że może cokolwiek z tego wyjść, ale spotkała go bardzo miła niespodzianka, która być może zagości w jego życiu na zawsze.



Alyson Shepherd
13.10.1969 r.
Redaktor naczelna Fashion Magazine. Jest pewną siebie i zdecydowaną kobietą. Wie czego chce. Poświęca dużo czasu swojej pracy, ale nie jest pracoholiczką. Jest profesjonalistką, zawsze musi sama wszystkiego dopilnować. Ma silny charakter i nie da sobie wejść na głowę. Poza pracą kocha zwierzęta, ma dwa psy Lucy i Rosie. Uwielbia U2 i latte z podwójną pianką. Jak potoczy się jej współpraca z Janette? Zobaczymy


27 listopada 2013

37. "Ja nigdy... mało rzeczy dla Ciebie poświęciłem."

Przetarłam leniwie oczy. Z dołu dobiegała dość głośna rozmowa, która mnie obudziła. Zerknęłam na zegarek, była już 11, więc trzeba było wstać. 
- Cześć - Robert cmoknął mnie w policzek jak tylko wyszłam z łazienki.
- Hej - lekko się uśmiechnęłam. - Kto jest na dole? 
- Constance. - Przymknęłam oczy na dźwięk jej imienia. Moja najukochańsza babcia przyjechała, jak słodko, pomyślałam sarkastycznie.
- Mogę umrzeć?
- Nie - mężczyzna pokręcił głową. - Idę się wziąć za pracę, bo Jared mnie powiesi. 
Wiedziałam jak skończy się wizyta babci. Znowu się pokłócimy, a tata będzie stał pomiędzy młotem a kowadłem.
- Co robisz? - do mojego pokoju wszedł tata.
- A nic. Trochę się nudzę. Babcia przyjechała? - spytałam czysto retorycznie.
- Owszem.
Chciałam coś powiedzieć, ale się powstrzymałam. Wokalista wyszedł, a ja pogrążyłam się w czytaniu interakcji na Twitterze. Minęło mi na tym całe popołudnie. Nagle moje drzwi się otworzyły i stanęła w nich Constance.
- Tak myślałam, że Cię tu znajdę.
- Stało się coś? - zamknęłam laptopa i odłożyłam go na szafkę.
- Widzisz, Twój tata ciężko pracuje, a Ty...
- Tak? 
- A Ty nic nie robisz - dokończyła.
Patrzyłam na nią nie wiedząc kompletnie o co jej chodzi. Trasa koncertowa była ciężka na swój sposób, to ciągłe przemieszczanie się z miejsca na miejsca, ale i tata i chłopaki robili to, bo to kochali.
- Nie rozumiem o co Ci chodzi.
- Nie szanujesz go, ani tego co dla Ciebie robi.
- Słucham?!
- Jesteś strasznie niewdzięczna. 
- Wiesz co - wstałam - nie oceniaj mnie, bo mnie nie znasz. Masz mnie gdzieś od 17 lat, więc daruj sobie. A tata... nie wiesz jak to jest, gdy siedzi się miesiącami w internacie i czeka aż przyjedzie. Jest wszystkim co mam, więc nie mów mi do cholery jasnej, że go nie szanuję - wyszłam trzaskając mocno drzwiami.
Osiągnęła swój cel. Doprowadziła do tego, że mnie wkurzyła. Jednak czułam, że moja złość przeradza się w smutek i do moich oczu napływają łzy. Zbiegłam po schodach, zabierając z kanapy torebkę. Chłopaki siedzący na dole rzucili mi pytające spojrzenie widząc mnie zapłakaną. Przy stoliku siedział też Robert.
- Powiedz tacie, że wychodzę. Jadę do Megan.
- Co się stało? Słońce - przejechał kciukiem po moim policzku ścierając tym samym moje łzy.
- Constance jest u mnie. Powiedz tacie, ok? - wyszłam przez drzwi prowadzące na taras i odetchnęłam głęboko. Przyjaciółka widząc mnie zapłakaną w swoich drzwiach od razu mnie wpuściła o nic nie pytając. Siedziałam u niej parę dobrych godzin. W końcu zamówiła mi taksówkę i wróciłam do domu. Usiadłam na schodach prowadzących na taras nie mając najmniejszej ochoty wchodzić do domu. 
- Wróciłaś - usłyszałam głos taty. Widziałam, że mu ulżyło, że już jestem. 
- Martwiłem się o Ciebie - usiadł obok mnie. 
- Przepraszam, że tak wyszłam.
- Nic się nie stało. Nie bój się nie jestem zły - objął mnie ramieniem - a przynajmniej nie na Ciebie. 
Oparłam głowę o kolana.
- Mam jej dość.
- Obiecuję, że szybko jej znowu nie zobaczysz - pocałował mnie w głowę. 

Parę godzin wcześniej.

Jared

- Chodź na chwilę - do studia wszedł Babu.
- Jestem zajęty.
- Chodź - powiedział stanowczo.
- Co się stało? - wyszedłem z pomieszczenia.
- Twoja matka... nie wiem co zrobiła, ale Janette wybiegła z domu z płaczem.
- Wybiegła? Gdzie teraz jest?
- Pojechała do Megan.
Ruszyłem na górę w poszukiwaniu rodzicielki. Siedziała jak gdyby nigdy nic pijąc herbatę. 
- Jared - słodko się uśmiechnęła. Miałem ochotę ją poćwiartować, mimo że była moją matką i wiele jej zawdzięczałem.
- Co Ty jej powiedziałaś?
- Ja? Ale komu?
- Nie denerwuj mnie - podniosłem palec do góry. - Pytam co jej powiedziałaś.
- Nic takiego.
- Skoro to było nic takiego, to czemu wybiegła z domu z płaczem? Czy Ty jesteś nienormalna? - Spojrzała na mnie surowo.
- Jared.
- Nie możesz się choć raz powstrzymać? Za każdym razem, gdy tu przyjeżdżasz musisz się z nią pokłócić. Co z Tobą jest nie tak?! - krzyknąłem.
- Nie zapominaj, że jestem Twoją matką.
- A Ty nie zapominaj, że ta dziewczyna to Twoja wnuczka! Zabierz swoje rzeczy i jedź do Shannona.
- Wyrzucasz mnie? - spytała zszokowana.
- Tak. Nie zostaniesz tu. Ja sobie tego nie wyobrażam po prostu.
- Przepraszam.
- Mnie przepraszasz? Mnie?! Po prostu wyjdź - machnąłem ręką.
Rzuciła mi ostatnie spojrzenie i wyszła. Usiadłem przy kuchennym stole opierając głowę o blat. Sięgnąłem po telefon i wybrałem numer do córki, ale miała wyłączony telefon. Miałem tylko nadzieję, że wróci cała do domu.

Janette

- Gdzie ona jest?
- U Shannona.
- Mam nadzieję, że już tam zostanie.
- Ja też. Robert na Ciebie czeka. Jest z Jamiem w studiu.
- Naprawdę? - tata pokiwał twierdząco głową.
Weszłam do pomieszczenia, chłopaki nawet nie zwrócili uwagi na to, że drzwi się otworzyły.
- Robert - mężczyzna spojrzał na mnie delikatnie się uśmiechając.
- Wszystko w porządku? - ujął moją twarz w dłonie.
- Można tak powiedzieć. Chodź - zaprowadziłam go do swojego pokoju.
Wyszłam na balkon spoglądając na okolicę. Próbowałam zapomnieć o dzisiejszym dniu. Miałam tego wszystkiego serdecznie dość.
- Idziemy spać? - przejechałam palcem po jego klatce piersiowej.
- Wątpię - zaśmiał się i powtórzył moją czynność tylko jego ręka znajdowała się pod moją bluzką. - Diabełek z Ciebie jest, wiesz.
- Tylko czasami - perwersyjnie się uśmiechnęłam.
- I do tego bardzo ładny diabełek - ściągnął moje ubranie...

- Cześć mała - do salonu wszedł Shannon.
- Hej - pocałowałam go w policzek.
- Jak tam?
- Ale z czym? 
- Constance i te sprawy.
- A... w porządku. Przyjechała tu z Tobą? - spytałam.
- Nie, ale ma wpaść później. - Na samą myśl się skrzywiłam. - Ona chce Cię sprowokować. Nie daj się.
- Łatwo Ci powiedzieć. 
- Olej ją po prostu - puścił mi oczko.
Miałam ochotę ją zabić, a nie olać.
- Shannon nie podpuszczaj jej - powiedział tata.
- Przecież ja nic nie robię, a swoją drogę to rozmawiałeś z mamą na ten temat?
- Bo to raz. Do niej nic nie dociera.
Przysłuchiwałam się ich rozmowie i widziałam, że sobie nie radzą z tym jak ona się zachowuje w stosunku do mnie. Nie oczekiwałam tego żeby przestała przyjeżdżać. Chciałam tylko żeby dała mi święty spokój.

- Mam pomysł - Robert uśmiechnął się tajemniczo.
- Jaki? - spytałam zaciekawiona.
- Spędzimy u mnie weekend.
- Tata sie nie zgodzi - stwierdziłam.
- Jeszcze z nim nie rozmawiałaś. Zapytaj, zgodzi się. 
Z pewnymi wątpliwościami poszłam na górę do taty. Siedział pogrążony w pracy.
- Mogę o coś spytać? 
- Yhym - odłożył dokumenty na bok.
- Chcieliśmy z Robertem spędzić razem weekend i zgodziłbyś się żebym została u niego na noc?
Zapadła cisza.
- Każdy inny ojciec jakby usłyszał to co Ty przed chwilą powiedziałaś, jakby usłyszał to od swojej 17-letniej córki, to stwierdziłby, że jest niezrównoważona, dał jej szlaban i zamknął w pokoju na tydzień.
- Rozumiem.
- Poczekaj, ja jeszcze nie skończyłem. Tak zrobiłby każdy inny ojciec, ale ja się zgadzam, Możesz do niego jechać i możesz tam zostać. Nie wierzyłaś, że się zgodzę?
- Nie - pokręciłam głową. - Dziękuję.
- Młoda tylko żebym się nie doczekał za szybko wnuka - pogroził mi placem.
- Dobrze, może w końcu zaczniemy się zabezpieczać.
- Słucham?!
- Żartowałam - delikatnie się uśmiechnęłam.
- No ja myślę.
Zeszłam na dół w poszukiwaniu Rob'a.
- Zgodził się - szepnęłam mu na ucho, bo nie byliśmy sami.
- A nie mówiłem.
- No tak, bo Ty masz zawsze rację - puściłam mu oczko i wróciłam do siebie.
Słysząc dzwonek do drzwi poszłam je otworzyć. Stała w nich babcia. Czułam, że ciśnienie mi się podnosi. Chwilę później stanął przede mną tata.
- Idź do siebie - pocałował mnie w głowę. Posłusznie się odwróciłam i poszłam do swojego pokoju. Zaraz za mną przyszedł Robert.
- O której jutro po Ciebie przyjechać?
- Nie wiem. Jak będziesz miał czas.
- Muszę posprzątać mieszkanie.
- Ale przyjedziesz przed wieczorem? - zaśmiałam się.
- O Ty niedobra - zbliżył się do mnie, a ja cofając się weszłam do łazienki z której nie było ucieczki. - I co teraz?
- Nic. Dasz mi znać trochę wcześniej jutro?
- Nie upiecze Ci się.
- Mam się bać?
- Nie wiem - pocałował mnie - może - dodał po chwili. - Uciekam, do zobaczenia.
- Pa.
Jedyną rzeczą o jakiej marzyłam po wyjściu Roberta była długa, gorąca kąpiel. Napuściłam niemalże pełną wannę wody i wlałam do niej jaśminowy olejek. Rozebrałam się i wskoczyłam do wody. Czułam jak pod napływem ciepła i aromatu wszystko ze mnie uchodzi. Wszystkie troski i zmartwienia. Jednocześnie czułam podekscytowanie związane z jutrzejszą wizytą u chłopaka. Poza Robertem byłam tylko z Frankiem, największą porażką mojego życia. Wiedziałam, że z Robem będę szczęśliwa. Byliśmy tak krótko razem, a wszystko tak szybko się działo. No ale skoro nie zaczęliśmy od randek tylko od razu poszliśmy do łóżka, to nie było się czemu dziwić.

"Będę za 30 minut" odczytałam sms'a od Roberta. Wrzuciłam do torebki parę najpotrzebniejszych rzeczy oraz ubranie na zmianę, chociaż przeczucie mi mówiło, że ubranie wcale mi nie będzie potrzebne. Słysząc dzwonek poszłam otworzyć.
- Gotowa?
- Tak, tylko powiem tacie, że wychodzę.
Weszłam do pokoju bez pytania.
- Robert przyjechał, więc ja wychodzę.
- Udanego weekendu - poruszył brwiami.
- Mówisz tak jakbyś wiedział co będziemy robić.
- Bo wiem. Całe dzisiejsze popołudnie, noc, jutrzejszy dzień i zapewne noc spędzicie w łóżku uprawiając seks.
- Z przerwami na jedzenie - nie zdążyłam ugryźć się w język. Popatrzyliśmy na siebie i oboje się roześmialiśmy. Jego bezpośredniość ostatnimi czasy mnie dobijała. - To pa - pocałowałam go w policzek.
- Pa - usłyszałam zanim zamknęłam drzwi. 
Wróciłam do chłopaka nie mogą przestać się uśmiechać.
- Co jest?
- Nic - pokręciłam głową.
Wchodząc do mieszkania Roberta pierwsze co rzuciło mi się w oczy do wystrój i surowa cegła na ścianach.
- Podoba mi się to. Ty rzeczywiście posprzątałeś - przejechałam palcem po blacie nie znajdując na nim ani grama kurzu.
- A co Ty myślałaś.
- Jakie mamy plany? - spytałam siadając na krześle barowym.
- A masz jakieś życzenia?
- Nie wiem - powiedziałam i do głowy momentalnie wpadł mi pomysł. - Skoro robisz zdjęcia, to mógłbyś mi zrobić parę, tak nie do końca ubranej - przygryzłam dolną wargę.
- Wiesz, że jesteś prze słodka jak się zawstydzasz - lekko mnie pocałował. - Tam jest łazienka - wskazał na drugie i ostatnie poza wejściowymi drzwi. Poza tym mieszkanie przypominało jeden wielki pokój. Kuchnia, salon i sypialnia były połączone w jedno. Dwa stopnie wyżej była owa łazienka, a na przeciw niej wyjście z mieszkania. Wychodząc z pomieszczenia w samej czarnej bieliźnie poczułam się trochę skrępowana.
- Chodź do mnie - pokiwał palcem.
- Tak? - stanęłam 20 cm od niego, a on mnie pocałował.
- A teraz weźmy się za te zdjęcia.
- Tylko ja nie wiem co mam robić.
- Wiesz. Zaufaj mi.
Robiłam różne pozy, lecz to nie wychodziło.
- Kochanie nie spinaj się tak.
Przez głowę przeleciał mi szatański pomysł.
- Odwróć się - poprosiłam grzecznie.
- Po co?
- Proszę.
Rozesłałam łóżko, na którym była biała pościel. Zdjęłam bieliznę i owinęłam się prześcieradłem.
- Już.
Robert odwrócił się i nie potrafił ukryć zaskoczenia. Teraz szło mi znacznie lepiej.
- Jesteś cholernie fotogeniczna. 
- Po kimś to mam.
Mężczyzna klęczał nade mną robiąc mi zdjęcia, a ja leżałam pomiędzy jego nogami i czułam jak rośnie we mnie napięcie.
- Przestań, bo już nie wytrzymam.
Chłopak odłożył aparat, a ja za koszulkę przyciągnęłam go do siebie, powoli rozpinając jego spodnie...
Obudziłam się okryta kocem. Robert siedział na kanapie i był czymś bardzo pochłonięty. Założyłam jego biały T-shirt, który leżał na podłodze i do niego podeszłam. 
- Co robisz?
- A oglądam Twoje zdjęcia - posadził mnie na swoich kolanach.
- To mi się podoba - wskazałam na ekran.
- A mi to - przeskoczył parę fotografii dalej. Byłam nago i wszystko mi widać. 
- Wywołam w rozmiarze 2x3m, oprawię w ramę i powieszę sobie nad łóżkiem.
- Nie - pisnęłam - to niemoralne.
- I kto tu mówi o moralności. Pozowałaś nago przed obiektywem. 
- To było nie fair - wbiłam mu palec w klatkę piersiową.
- Jesteś głodna? - pokiwałam twierdząco głową.
Zjedliśmy kolację i wróciliśmy do łóżka włączając telewizor, w którym akurat na jednym z kanałów muzycznych leciało Hurricane w pełnej, nieocenzurowanej wersji. Teledysk zawierał elementy erotyki, chociaż nie to było zamiarem Bart'a, ale ludzie odbierali to w inny sposób. Liczył się przekaz.
- Widzę, że komuś się wyobraźnia włączyła - Robert uśmiechnął się dwuznacznie.
- O nie, nie, nie, nie, nie. To byłoby chore.
- Może jednak?
- Może kiedyś - ucięłam.
Mężczyzna wstał i włożył płytę do odtwarzacza.
- Obejrzymy film.
- Jaki? - sekundę później na ekranie zobaczyłam tytuł "The Texas Chainsaw Massacre". - Chcesz żebyśmy obejrzeli horror?
- Yhym. Coś nie tak?
- Sprawdzasz czy się będę bała? - zmrużyłam oczy.
- Może.
- Lubię horrory, a to mój ulubiony - pokazałam mu język.
- Po tym jak obejrzysz go dziś ze mną trochę może się to zmienić - położył się obok mnie.
Film zaczął się niby niewinnie. Materiał historyczny, a potem piosenka "Sweet Home Alabama" i grupka przyjaciół jadąca samochodem na koncert i paląca zioło. Co w tym strasznego. Nagle coś strzeliło, a ja aż poskoczyłam. 
- To sąsiedzi z góry. Mówiłaś, że się nie boisz. Chodź do mnie - przysunęłam się bliżej niego, a on mocno mnie objął.
Seans się skończył, a ja zaraz po nim zasnęłam. Czułam jak mężczyzna przykrywa mnie kołdrą i całuje w głowę. Mimowolnie się do siebie uśmiechnęłam i odpłynęłam na dobre. Moja głowa spoczywała na jego klatce. Prawą ręką obejmował mnie w pasie. Spał tak spokojnie, a ja mu się przyglądałam. Zdecydowałam wstać i zrobić śniadanie. Powolutku wysunęłam się z łóżka starając się go nie obudzić. Zabrałam się za przygotowanie posiłku. Gdy wszystko było gotowe poczułam jak obejmuje mnie w talii. 
- Dzień dobry - zamruczał mi do ucha, a moje ciało przeszedł dreszcz.
- Nie skradaj się tak.
- Oj przepraszam - pocałował mnie w szyję.
Zjedliśmy śniadanie w ekspresowym tempie.
- A teraz idziemy wziąć prysznic.
- Razem? - pokiwał w odpowiedzi głową. Ledwo zdążyliśmy wejść do łazienki, a on ściągnął ze mnie koszulkę. Położył dłonie na moich biodrach i zaczął całować. 
- Nie żebym miała coś przeciwko i nie chcę Ci przerywać, ale chyba mieliśmy tu robić coś innego.
- Jak Ty czasami dużo gadasz - jęknął. - Wszystko w swoim czasie - lekko się uśmiechnął. Podniósł mnie do góry i posadził na umywalce. Rozpięłam jego spodnie, które od razu opadły. Po chwili jak zwykle kochaliśmy się bez zabezpieczenia. Sięgając pamięcią wstecz nie wiele razy się zabezpieczyliśmy. Nie myślałam teraz o konsekwencjach do jakich to prowadzi, bo w tym momencie to nie miało znaczenia. Nawet nie zauważyłam, kiedy znaleźliśmy się pod prysznicem i leciała na nas przyjemnie letnia woda.
- Zrobiłeś mi malinkę - spojrzałam w lustro. - Ty jesteś niemożliwy. Jak się jutro w domu pokaże? - odwróciłam się do niego.
- Normalnie. Od tego się nie umiera. - Pokręciłam z dezaprobatą głową, na jego słowa.
Rozejrzałam się po łazience, która była zalana wodą. Chyba troszeczkę przesadziliśmy. Wysuszyłam włosy, umalowałam się i założyłam na siebie jasnobeżową sukienkę, którą zabrałam z domu.
- Ładnie wyglądasz - usłyszałam.
- Dziękuję.
- Chodź, idziemy na spacer - wyciągnął rękę w moją stronę.
- A jak nas ktoś zobaczy? - zapytałam wstając.
- Nie zobaczy, nie bój się. 
Na dworze było bardzo ciepło. Było południe, więc po mieście nie kręciło się zbyt wiele osób. Po paru minutach znaleźliśmy sie w pobliskim parku.
- Ja dobrze pamiętam, że Ty chciałaś studiować w Nowym Yorku? - spytał Robert.
- Chciałam, to jest bardzo dobre określenie.
- Już nie chcesz? 
- To nie tak. Ja po prostu... już sama nie wiem.
- Ale co, czemu? Co się stało?
- Nie chce o tym teraz rozmawiać.
- OK - pocałował mnie w policzek. 
Popołudniu wróciliśmy do mieszkania i niemalże od razu zabraliśmy się za przygotowanie kolacji. Zjedliśmy i zadzwonił mój telefon. 
- Hej mała, wracasz dzisiaj? - spytał tata.
- A muszę?
- Nie. Pytam tylko, bo ja wychodzę, a Ty nie wzięłaś kluczy. Ale jutro masz być w domu.
- Dobrze, paa - rozłączyłam się.
Resztę wieczoru spędziliśmy rozmawiając prawie o wszystkim.
- Miałaś wcześniej chłopaka?
Zawiesiłam się, nie wiedziałam co mu odpowiedzieć.
- Ja...
- Nie musisz odpowiadać - położył ma palec na ustach - przepraszam, że spytałem.
Mężczyzna nie zadawał już więcej pytań, ale i tak wiedziałam, że kiedyś ten temat znowu się pojawi i wypadłoby już nie chować głowy w piasek, tylko powiedzieć mu prawdę.
Weszliśmy do domu przez drzwi tarasowe trzymając się za ręce. Na kanapie siedziała Emma, która utkwiła w nas swoje spojrzenie.
- Cześć - rzucił Rob.
- Cześć - odpowiedziała powoli.
Weszłam na górę, a chłopak poszedł do pracy.
- Jesteś, a Babu? - spytał tata.
- Jest na dole.
- Weekend był udany wnioskuję, zważając na ślad na Twojej szyi.
- Bardzo udany - lekko się uśmiechnęłam.

Dwa dni później wpadła do mnie Megan.
- I co?
- Nie wiem. Przystojny jest, ale sama już nie wiem.
- Jeśli Ci sie podoba, to nie ma na co czekać. Jest już późno - zerknęłam na zegarek - może zostaniesz u mnie?
- A Twój tata nie będzie miał nic przeciwko?
- Nie. 
- To zadzwonię do mamy.
Meg wykonała szybki telefon.
- Zgodziła się.
Blondynka poszła pod prysznic, a ja wymknęłam się z pokoju. Było po 22, ale Robert był jeszcze w domu.
- Co robisz? - zaszłam go od tyłu, a po chwili usiadłam obok niego na kanapie.
- Czekam na Ciebie - zamknął laptopa.
- Megan zostaje u mnie na noc.
- Tylko grzeczna bądź - pogroził mi palcem.
- Zastanowię się.
- Janette... - usłyszałam głos przyjaciółki.
- Tak? - odwróciłam się. Stała w samym ręczniku. Robert również na nią spojrzał świdrując spojrzeniem od dołu do góry.
- Dasz mi coś, bo nie mam w czym spać.
- Pewnie. Idź do pokoju zaraz przyjdę - uśmiechnęłam się. - Nie przeszkadzam Ci? - spytałam mężczyzny. Zerknął w moją stronę nieco speszony.
- Kochanie - złapał mnie za rękę, gdy wstałam.
- Puść - powiedziałam przez zaciśnięte zęby. Chłopak posłusznie mnie puścił, a ja wkurzona poszłam do pokoju. Może to było dziecinne zachowanie z mojej strony, ale co mogłam zrobić. Dałam dziewczynie piżamę jednocześnie szukając czegoś dla siebie.
- Czekolada czy kakao? - spytałam.
- Kakao.
- Wrócę za chwilę.
Weszłam do kuchni i wstawiłam mleko do mikrofalówki żeby je podgrzać.
- Przepraszam - szepnął Robert podsuwając mi pod sam nos bladoróżową różę.
- Mówisz mi, że mnie kochasz, a potem patrzysz na moją przyjaciółkę jakbyś...
- Zrobiłem to instynktownie.
- Za każdym razem będziesz tak mówił? - spytałam z nutką wyrzutu w głosie.
- To się więcej nie powtórzy. Przecież wiesz, że mi na Tobie zależy.
- Wiem - wzięłam kwiatka do ręki.
- Spójrz na mnie - złapał mnie za brodę i zmusił do spojrzenia mu w oczy. - Nie bądź na mnie zła - poprosił.
- Ja nie jestem zła tylko...
- Jesteś o mnie zazdrosna? No nie wierzę - uśmiechnął się.
- Ej! - walnęłam go w ramię.
- Kamień spadł mi z serca. Myślałem, że się śmiertelnie obraziłaś i strzelisz fochem stąd do Tokio. Już wszystko ok? 
- Tak, ale nie rób tak więcej i dziękuję za kwiatka.
- Nie ma za co - pocałował mnie mocno.
- Bo mi mleko wystygnie - zaśmiałam się.
- Trudno...
- Co tak długo? - spytała Meg.
- Musiałam coś załatwić, przepraszam.
Megan zmyła się następnego dnia z samego rana, a w swoim łóżku, gdy się obudziłam zastałam Roberta.
- Znamy sie? - rzuciłam zaczepnie.
- Ja Ci dam czy się znamy - zaczął mnie łaskotać, a potem całować.
- Nie, nie, nie - do pokoju wparował tata. - Ty do roboty, a Ty, czemu ta Twoja koleżanka wymyka się z naszego domu bladym świtem?
- Mnie się pytasz? Nic nie wiem.
- Wiem, że chcielibyście spędzić upojny pranek, ale Babu potrzebuję żebyś dokończył projekt i to w ciągu godziny.
- Chyba Ci gorzej. To nie jest takie proste i nie da się tego tak szybko zrobić.
Teraz rozmawiali jak przyjaciele. Gdyby moim chłopakiem był ktoś inny i powiedział w ten sposób do taty, to sekundę później wylądowałby w Wielkim Kanionie.
- Dobra, po prostu to skończ, a Ty - spojrzał na mnie - mu nie przeszkadzaj.
- Zastanowię się - opadłam na poduszkę.
- Bo zamknę Cię tu.
- Mam balkon. Nie będę mu przeszkadzać - dodałam widząc spojrzenie taty.
Panowie opuścili mój pokój, a ja podeszłam do okna żeby wpuścić trochę świeżego powietrza. Aura nie przedstawiała się zbyt kolorowo, ale na szczęście nie było bardzo zimno. Poszłam do garderoby, założyłam na siebie jeansy, białą bokserkę i koszulę w kratę. Odwiedziłam jeszcze łazienkę i poszłam coś zjeść. Nie mogłam przeszkadzać Robertowi, wiec postanowiłam posprzątać w kuchni. Zrobiłam to szybciej niż myślałam i nadal mi się nudziło. Wróciłam do pokoju z kubkiem herbaty w ręce. Oglądałam jakiś serial, gdy do pokoju bez zbędnych ceregieli wpadł tata.
- Musimy porozmawiać.
- O czym?
- Raczej o kim, o Tobie.
- O nie. Żadnych takich.
- To ważne. Myślałem, że przeżyję bez tej wiedzy, ale nie umiem.
- O co Ci chodzi? - sięgnęłam po pilota i wyłączyłam tv.
- O Twoje studia.
- Tato - jęknęłam - tu nie ma o czym rozmawiać.
- Jest. Co Ty wykombinowałaś?
- Nic, w tym cała rzecz, że nic nie zrobiłam.
- Nie złożyłaś dokumentów do NYU?
- Nie - odpowiedziałam.
- Dlaczego? - zmarszczył brwi.
- Pamiętasz, że moim marzeniem było studiowanie w Nowym Yorku, ale z tego zrezygnowałam. Nie chciałam przechodzić przez to samo jak wtedy, gdy byłam w internacie. Mieszkam tu nieco ponad rok i nie chciałam się wyprowadzać do Nowego Yorku, a poza tym wydajecie tą płytę i potem pojedzie w trasę, więc jak będzie miał wolne będziesz chciał wrócić do domu, a nie jechać do Nowego Yorku.
- Lubię Nowy York. Zrezygnowałaś ze studiów w Nowym yorku? Z tych studiów o których mówiłaś parę lat, na rzecz mnie i tego, że zespół pojedzie w trasę? - spytał z niedowierzaniem.
- Tak.
- Oszalałaś. Ty zawsze o tym marzyłaś. Słońce nie można tak.
- Można. Podjęłam tą decyzję i jej nie zmienię, więc nie próbuj mnie przekonać.
Tata westchnął głęboko.
- Skoro już nie złożyłaś tam, to czemu nie złożyłaś tutaj?
- Pomyślałam, że przyda mi się przerwa, a i tak nie będę rok do tyłu. Wiem, że powinnam z Tobą porozmawiać, ale wolałam sama podjąć decyzję.
- Nie mogę uwierzyć, że zrobiłaś to dla mnie.
- I dla siebie - dodałam. - Nie wytrzymałabym tego znowu.
- Ja nigdy... mało rzeczy dla Ciebie poświęciłem. Teraz tego żałuję.
- To nie jest teraz ważne. Do tego doszedł jeszcze Robert. Gdybym się tam dostała nie umiałabym go zostawić.
- On pojechałby z Tobą. Oj mała jakie Ty czasami odważne decyzje podejmujesz.
- I kto to mówi - zaśmiałam się.
- Pójdę zobaczyć czy skończył, jak to, to go tu przyślę do Ciebie.
- Dziękuję.
- Za co? - spytał zdezorientowany.
- Za to, że na mnie nie nakrzyczałeś i w ogóle. 
- To, że bym na Ciebie nakrzyczał nic by nie dało - puścił mi oczko i wyszedł.
Siedząc na łóżku poczułam silny ból w podbrzuszu. Poszłam do łazienki, widząc krew na mojej bieliźnie odetchnęłam z ulgą, mimo że czułam się fatalnie. Przebrałam się i położyłam. Po kilkunastu minutach zjawił się Robert.
- Coś nie za dobrze wyglądasz - usiadł obok mnie. - Co Ci jest?
- Nic.
- Nie kłam, przecież widzę.
- Mam okres.
- Ojj - przytulił mnie delikatnie do siebie.
- Wiesz co, musimy porozmawiać - podniosłam się. 
- O czym?
- O tym, że powinniśmy zacząć się zabezpieczać. Nie chcę za miesiąc znowu żyć w strachu czy dostanę okres czy nie. Wiem, że jest różnica, ale ja... po prostu się boję.
- To moja wina, bo rzadko o tym pamiętam, ale to natomiast Twoja wina, bo tak na mnie działasz, że nie ma czasu na takie rzeczy. - Uśmiechnęłam sie na jego słowa.
Resztę wieczoru spędziliśmy na oglądaniu zdjęć z minionej trasy zespołu. Niektóre były genialne i absolutnie nie mogły wyjść na światło dziennie. Z czasem czułam jak moje powieki robią się coraz cięższe i jak powoli zasypiam. Odbiło się na mnie to, że połowę nocy przegadałyśmy z Megan. Budząc się rano zdziwiło mnie to, że na dworze jest jasno. Sięgnęłam po telefon, który leżał na szafce nocnej, zegarek wskazywał na 7 rano. Wzięłam prysznic i się ubrałam.
- Wstała nasza śpiąca królewna. - Tata siedział w salonie przy laptopie. - Może byś coś zjadła? - spytał słysząc, że włączam ekspres.
- Zjem. Nie musisz mnie pilnować.
- Muszę, bo jesteś moją córką - stanął obok i cmoknął mnie w policzek.

W niedzielę przed południem zjawił się Robert. Siedzieliśmy na balkonie i piliśmy wino.
- Przerwę Wam, bo muszę - w drzwiach stanął tata. - Robert chodź i Ty w sumie też - spojrzał na mnie.
- Po co? - spytałam, lecz nie doczekałam się odpowiedzi.
Weszliśmy do pokoju po drugiej stronie korytarza.
- Zebranie AA? - wskazałam na krzesła.
- Coś w tym stylu - zaśmiała się Stefanie siedząca przy komputerze - Artifact.
Do pomieszczenia weszła Emma, Jamie, Daniel i tata.
- Do czego ja Ci jestem potrzebna?
- Żebyś się sama nie nudziła. Siadaj.
Praca nad edytowaniem filmu trwała dość długo, zbliżała się północ, a ja byłam już zmęczona.
- Będziesz miał coś przeciwko jak pójdę spać? - spytałam cicho.
- Nie - lekko się uśmiechnął.
Wychodząc pocałowałam Roberta i zamknęłam za sobą drzwi żebym mogła spokojnie pójść spać. Rano w swoim łóżku zastałam słodko śpiącego chłopaka. Nie chciałam go budzić, bo przypuszczałam, że siedzieli do późna. Doprowadziłam się do porządku i wyszłam z pokoju. Usiadłam wygodnie na kanapie i odpaliłam laptopa. Na stoliku postawiłam talerz z kanapkami i kubek z kawą. Postanowiłam znaleźć pracę. Nie chodziło o pieniądze tylko o to żeby mieć jakieś zajęcie. Przeglądając oferty nie zauważyłam nawet, gdy minęły 4 godziny. Próbowałam znaleźć coś odpowiedniego, ale nie było łatwo.
- Co robisz? - Rob położył mi ręce na ramionach.
- Szukam pracy.
- Po co?
- Bo mi się nudzi. Nie mów nic tacie, proszę.
- Jak chcesz.
- Wyspałeś się? - spytałam.
- Jak nigdy.
Szukając dalej zauważyłam coś interesującego. Trzeba było napisać artykuł. Ogłoszenie pochodziło ze znanej redakcji magazynu z Los Angeles. Termin był do końca sierpnia. Zapisałam tytuł na pulpicie.
- Co robisz? - tata zadał to samo pytanie co Robert parę chwil wcześniej.
- Odpisuję na Twitterze. Pytają czy masz dziewczynę. Chcę napisać, że nie masz, ale jutro jesteś umówiony z Margerą - zacisnęłam usta żeby się nie roześmiać.
- Dodaj, że spotykamy się od paru lat i świetnie nam się układa.
- Zapamiętam. 
Słyszałam jak coś wbiega po schodach. To była Roxy.
- O nie - złapałam pieska, który wskoczył na kanapę. - Nie możesz siedzieć na tej kanapie, bo mi się oberwie. - Szczeniak przechylił głowę i zaszczekał. - Czuję Twój ból Rox. Tato nie zamknąłeś drzwi na taras.
- Bo zaraz tam idę.
- Weźmiesz ją ze sobą?
- Skoro muszę - sięgnął po psa i zeszedł na dół.
- Nad czym tak myślisz? - spytałam chłopaka opartego o ścianę. 
- Chciałabyś gdzieś wyjść wieczorem?
- Zapraszasz mnie na randkę? - poruszyłam brwiami.
- Tak. Trochę nie po kolei zaczęliśmy - znacząco się uśmiechnął.
- Zgadza się - pokiwałam głową.
- Więc jak będzie?
- Bardzo chętnie - uśmiechnęłam się. 
Zgodziłam się zapominając o tym, że ktoś mógłby mnie rozpoznać i zobaczyć nas razem. Zamyślona nie zauważyłam, że Robert wyjął mi z rąk laptopa i usiadł obok. Wszedł na stronę miejscowego kina sprawdzając repertuar.
- Ale nie wykorzystasz mnie jak zgasną światła? - uczepiłam się jego ramienia.
- A nie chcesz? - spojrzał na mnie.
- Co to za film? - zmieniłam temat.
- Zobaczysz na miejscu. Przyjadę za 2 godziny - pocałował mnie przelotnie.
Od razu, gdy chłopak wyszedł poszłam wziąć prysznic. Stałam w samym ręczniku przeszukując garderobę. W końcu znalazłam odpowiedni strój. Umalowałam się i byłam gotowa. Do jego przyjazdu zostało 20 minut. Sięgnęłam po niedużą torebkę wkładając do niej parę najpotrzebniejszych rzeczy.
- A gdzie Ty sie wybierasz? - tata przyjrzał mi się uważnie.
- Idziemy z Robertem do kina.
- Na randkę - poruszył brwiami. - Wrócisz do domu?
- Nie wiem. Nie mam pojęcia co on potem planuje.
- Weź klucze na wszelki wypadek.
- Dobrze - przytaknęłam. - Mogę o coś zapytać?
- Słucham.
- Gdybym nie spotykała się z Robertem tylko z kimś innym, to pozwoliłbyś mi?
- Jeśli byś zaczęła się z nim tak normalnie spotykać, to może tak, bo jakbyś zaczęła tak jak z Babu to bym go zabił.
- A Robert, przecież my najpierw...
- Ufam mu. Znam go nie od dziś i wiem, że Cię nie skrzywdzi.
Zadzwonił dzwonek.
- Pójdę otworzyć.
Gdy otworzyłam chłopak mocno mnie pocałował.
- Jesteś gotowa?
Przyjrzałam mu się bliżej, miał na sobie czarne spodnie i koszulę. Wyglądał idealnie.
- Zależy na co? 
- Zobaczysz - powiedział tajemniczo.
Zważywszy na wieczorne korki na miejscu byliśmy po 40 minutach. Na sali nie było dużo ludzi, więc poczułam się spokojniejsza. Parę minut później zgasły światła i zaczął się film. Jak się okazało była to najnowsza produkcja Woody'ego Allen'a "To Rome With Love". Czułam ciepły oddech Roberta na mojej skórze. Odwróciłam się w jego stronę. Jego twarz znajdowała się centymetr od mojej. Było ciemno, ale widziałam dobrze jego spojrzenie. Przyciągnął mnie delikatnie do siebie i wsunął mi język do buzi. Trwaliśmy tak dłuższą chwilę całując się.
- Film - przerwałam. Czułam, że tego pożałuję, ale kto by się tym przejmował. 
Parę chwil później wsunął dłoń pod moją spódniczkę. Zerknęłam na niego, ale on wpatrzony był w ekran. Rozsunął mi delikatnie nogi błądząc po wewnętrznej stronie moich ud. Czułam jak mój oddech przyśpiesza i robi mi się gorąco. Musiałam to jakoś opanować żeby nie zwrócić na siebie uwagi, a on jak na złość dotknął mojej bielizny. Lekko się uśmiechnął widząc, że zadrżałam. Powoli odchylał moje majtki chcąc wsunąć palce do środka, lecz go powstrzymałam. Spojrzał na mnie przekrzywiając głowę jak Roxy rano. Pokręciłam przecząco głową żeby nie robił tego co zamierzał. Zabrał rękę i poprawił moją podwiniętą spódniczkę, nachylił się i ucałował mnie w policzek. Dalej siedzieliśmy już spokojnie trzymając się za ręce.
- Chyba nie jesteś zła, hmm? - spytał, gdy szliśmy na parking.
- Nie, dlaczego. Przecież nic się nie stało - dwuznacznie się uśmiechnęłam.
Zaparkował pod swoim mieszkaniem.
- Chodź - złapał mnie za rękę i weszliśmy do budynku. - Zamknij oczy - staliśmy w mieszkaniu, gdzie panowała ciemność - i nie podglądaj. - Posłusznie zamknęłam oczy i czekałam co się wydarzy. - Już - powiedział po minucie. Otworzyłam powoli powieki i ukazały mi się palące świeczki rozstawione po całym mieszkaniu oraz stół nakryty do kolacji. Postarał się, nie można było powiedzieć inaczej.
- Siadaj - odsunął krzesło i nalał mi wina.
- Może Ci pomóc? - spytałam bawiąc się kieliszkiem.
- Nie. Dam sobie radę.
Po chwili postawił przede mną talerz.
- Ładnie pachnie - wzięłam sztućce do rąk.
Zjedliśmy i przeniosłam się na kanapę.
- Pora na deser - usiadł obok mnie z pucharkiem lodów w ręce i zaczął mnie karmić. - Oj ubrudziłem Cię - sięgnął po serwetkę. Wytarł mnie i jego spojrzenie zatrzymało się na moich ustach, które chwilę później pocałował. Usiadłam na nim rozpinając mu koszulę.
- Wiesz co wolę na deser?
- Hmm? - zdjął moją bluzkę.
- Ciebie.

______________________________________________________________
Witam serdecznie.
Nie, nie zapomniałam o Was :) Wiem, że trochę to trwało zanim pojawił się nowy rozdział, ale nie jestem w stanie nic poradzić. Mogę jedynie obiecać, że kolejny pojawi się szybciej :)
Zdaję sobie sprawę, że jakość czy technika mojego pisania nie powala. Daleko mi do ideału. Liczę, że jakoś to przetrwacie.
Pozdrawiam.