11 września 2014

45. "Gdybyś ją wtedy oddał wszystko byłoby dużo prostsze."

- Co taki zadowolony jesteś? - spytałam taty, który wszedł do domu cały w skowronkach.
- Bo w końcu płyta jest w wytwórni, a miałem już tego trochę dość.
- Oj, nie tylko Ty. Czyli nasz stół do bilarda może już wrócić na swoje miejsce?
- No może, a czemu Ci tak na nim zależy? - przyjrzał mi się.
- Założyłam się o coś z Shannonem.
- O co się założyłaś z moim mądrym bratem?
- A takie tam - puściłam mu oczko. - Mogę Ci w czwartek zabrać Roberta na trochę?
- Jeśli jest Ci potrzebny, to nie ma problemu.
- Dzięki.
- A co kombinujesz?
- Nic takiego.
- Mała czemu Ty ciągle coś przede mną ukrywasz? Nie ufasz mi?
- Nie podchodź mnie tak. Oczywiście, że Ci ufam, ale są rzeczy o których nie potrafię Ci ot tak powiedzieć, bo jesteś facetem i nie umiem.
- Czyli zamykamy się w kręgu tych kobiecych spraw? - Kiwnęłam w odpowiedzi twierdząco głową.
- Będę miała 18 lat za 4 dni, nie musisz o wszystkim wiedzieć.
- Tak, ale wolałabym mimo wszystko. Teraz zachowujesz się jak mała dziewczynka, a nie dorosły człowiek. Skoro już rozmawiamy i jesteśmy przy tym temacie, to może mi powiesz. Wiem, że jest Ci ciężko no, ale - złapał mnie za rękę.
- Mam w czwartek wizytę u ginekologa i chciałam żeby Robert tam ze mną poszedł, bo sama tam oszaleje.
- Czyżby chodziło o naszą rozmowę?
- Tak. Miałeś rację, ale musiałam do tego dorosnąć.
- A czego Ty się tak boisz?
- W sumie to sama nie wiem. Będę się musiała przed nim rozebrać i tak dalej.
- Chciałabym Cię jakoś wesprzeć, ale nie mam pojęcia jak.
- Poradzę sobie, jestem już duża, ale możesz mnie przytulić. - Wokalista mocno mnie uściskał. Chwilę potem rozdzwonił się mój telefon. Sięgnęłam do torebki i musiałam wszystko z niej wysypać żeby go znaleźć. Po krótkiej rozmowie z Alyson napotkałam spojrzenie taty.
- Kiedy odebrałaś prawo jazdy?
- W zeszłym tygodniu. Idę do siebie.
Weszłam do pokoju i sięgnęłam po laptopa. Wygodnie ułożyłam się na łóżku i weszłam na Twittera. Wstając w czwartek rano byłam już jakby mniej zestresowana, ale marzyłam żeby być już po. Byłam gotowa wcześniej niż przypuszczałam, więc postanowiłam wypić jeszcze kawę. Niedługo później zjawił się Robert.
- Jedziemy? - spytał.
- Nie - pokręciłam głową.
- Nie bój się - delikatnie mnie pocałował i pociągnął do góry.
Po 25 minutach byliśmy na miejscu. Udaliśmy się na wskazane przez recepcjonistkę piętro i usiedliśmy. Nieco później zjawiła się pielęgniarka.
- Pani Janette Leto?
- Tak.
- Proszę wypełnić - podała mi formularz. Pytania nie były jakoś bardzo skomplikowane, ale było ich dość sporo. Niedługo po tym jak skończyłam kobieta zjawiła się ponownie. - Zapraszam za mną - wprowadziła mnie do gabinetu. - Proszę sie przebrać, pan doktor zaraz przyjdzie. 
Przebrałam się i czekałam aż się zjawi. Gdy tylko wszedł do środka mój stres całkowicie zniknął. Uśmiechnięty od ucha do ucha. 
- Dzień dobry, nazywam się David Finke. Janette jak mniemam - spojrzał w kartę i na mnie.
- Zgadza się - kiwnęłam lekko głową. 
- Co Cię sprowadza? - Pokrótce opowiedziałam mu z czym do niego przyszłam. Potem przyszła pora na badanie. - Nie było chyba aż tak strasznie? - spytał, gdy siedziałam już ubrana w fotelu na przeciwko jego biurka.
- No nie - lekko odetchnęłam. 
- Pierwsza wizyta nie jest wcale taka zła jak o niej mówią.
- Skąd Pan...
- Domyśliłem się, przerażenie miałaś wypisane w oczach. Wszystko jest w porządku, jeśli chodzi o Twoje zdrowie, tu masz receptę i obyśmy się zbyt szybko ponownie nie widzieli.
- No mam taką nadzieję - uśmiechnęłam się i wyszłam.
- I jak? - Robert odłożył magazyn.
- Dobrze, nawet bardzo. Wyjdźmy już stąd. Głodna trochę jestem.
- Możemy jechać do mnie, to Ci coś ugotuję.
- Ok.
- Wszystko w porządku tak ogólnie? - zapytał, gdy byliśmy w połowie drogi.
- W jak najlepszym.
Wchodząc do mieszkania chłopaka jak zwykle przywitał mnie nienaganny porządek. Kiedy on sprzątał jak całe dnie był u mnie?
- Jakieś specjalnie życzenia?
- Raczej nie - usiadłam na kanapie i włączyłam telewizor.
Zjedliśmy i oglądaliśmy jakiś film do momentu, gdy zadzwonił mój telefon.
- Tak? - odebrałam.
- Jak tam? - spytał tata.
- Wszystko dobrze. Miałbyś coś przeciwko żebym została u Roberta dzisiaj?
- Nie, nie ma problemu. To w takim razie nie przeszkadzam.
- Pa - rozłączyłam się.
- Mam propozycje - powiedział szatyn, gdy koło niego usiadłam.
- Zamieniam się w słuch.
- Weźmiemy teraz długą, gorącą kąpiel i pójdziemy spać. 
- Podoba mi się. Dziękuję Ci za dzisiaj, że tam ze mną poszedłeś.
- Przestań, nie ma o czym mówić.
- Czemu Ty taki jesteś?
- Wyjątkowy? - poruszył brwiami.
- Między innymi - uśmiechnęłam się. 
- Kocham Cię i muszę być przy Tobie, wtedy gdy mnie potrzebujesz. No co byłby ze mnie za facet, gdybym z Tobą nie poszedł. Nie patrz tak na mnie, ideały się zdarzają - zaśmiał się. 
Leżąc przed 21 w łóżku oczy mi się już powoli zamykały.
- A mówiłaś, że nie zaśniesz o tej godzinie - chłopak położył sie koło mnie.
- Ja dużo rzeczy mówię - przytuliłam się do niego. - Ładnie pachniesz.
Wchodząc w piątkowe popołudnie do domu nikogo nie zastaliśmy, bo tata poleciał na przylądek Canaveral żeby wysłać singiel w kosmos.

Jared

Na ponad dwa miesiące przed urodzinami Janette zastanawiałem się jaki prezent jej zrobić. Musiało to być coś wyjątkowego, bo w końcu, to były jej 18 urodziny. Każda rzecz jaka przychodziła mi do głowy wydawała się nieodpowiednia. Pewnego dnia przejeżdżając przez miasto minąłem salon BMW.
- A może... - zawróciłem. 
Janette umiała jeździć, a kwestia prawa jazdy nie stała na przeszkodzie, bo dziewczyna miała je niedługo robić. W dodatku wiedziałem, że podobają jej się samochody tej marki, więc to wydawał się być strzał w dziesiątkę. Sam nie za bardzo to ogarniałem, więc zadzwoniłem do Shannona.
- Jesteś mi potrzebny, przyjedziesz?
- Gdzie jesteś? - spytał.
- Zaraz wyślę Ci adres.
Brat zjawił się po pół godzinie.
- Wyjaśnij mi proszę co tu robimy.
- Kupujemy samochód.
- A ja myślałem, że słonia - powiedział perkusista. - Nie wiedziałem, że Ci się takie podobają - obszedł jeden z samochodów.
- Sprostuję Ci wszystko, bo zaraz mnie krew zaleje. Kupuję samochód dla Janette na urodziny. Chcę żebyś mi pomógł, bo pracowałeś kiedyś przy samochodach.
- No to było tak od razu - zaświeciły mu się oczy.
- Tylko pamiętaj, że to ma być samochód dla Janette.
- Wezmę to pod uwagę. 
Shannon pooglądał samochody, a potem zaczął rozmawiać z pracownikiem salonu.
- Jared - usłyszałem po godzinie.
- Idę.
- Idealny, co nie? - wskazał na ekran laptopa.
- Ładny - skwitowałem.
- Weźmiemy go - powiedział brat.
- Nie ma go obecnie w Los Angeles...
- Nie śpieszy nam się.
- Za tydzień?
- Ok.
- No to brat zaszalałeś - powiedział perkusista, gdy wyszliśmy.
- Mam pewność, że będzie zadowolona.
Tydzień później pojawiliśmy się w salonie żeby odebrać auto.
- Mogę zrobić jazdę próbną? - wypalił Shann.
- Tak.
- Jak go rozwalisz, to Cię zatłukę.
- Bez obaw, nie takimi samochodami się jeździło - puścił mi oczko.
Shannon pojechał, a ja dopełniałem ostanie formalności.
- I jak? - spytałem, gdy wrócił.
- Chodzi jak szatan. Mam pytanie... - zwrócił się do pracownika salonu. Chwilę później zjawił się z ogromną czerwoną kokardą. 
- Na co Ci to?
- W końcu to ma być prezent, tak?
- Nie było pytania. Przetrzymasz go przez ten tydzień u siebie? - zapytałem, gdy wyszliśmy przed budynek.
- Nie ma problemu.
- Tylko wiesz - podniosłem palec do góry.
- Wiem, wiem - machnął ręką.

Z NASA wróciłem w piątkową noc. Wcześniej dałem znać Shannonowi żeby rano przyprowadził samochód. Stawił się o 8 i mocował się ze wstążką.
- Daj mi to i potrzymaj - podałem mu kubek z herbatą.
- Jak Ty zdolny jesteś - uśmiechnął się. - Janette śpi?
- Tak. Załatwiłeś wszystko na tę imprezę?
- Z problemami, ale tak.

Janette

Budząc się po 9 od razu sięgnęłam po telefon, gdzie czekało na mnie już parę wiadomości z życzeniami urodzinowymi. Odpisałam i poszłam do łazienki. Potem się ubrałam i zawędrowałam do kuchni, gdzie siedział tata i wujek. Chwilę później zjawił się Robert.
- Hej - pocałował mnie w policzek.
Wypiłam kawę, zjadłam tosta i wtedy usłyszałam głos taty:
- Jak skończyłaś, to pozwól - zawiązał mi oczy.
- Ej, co Ty robisz?
- Cicho, wstań - gdzieś mnie prowadził, ale nie miałam pojęcia dokąd. - Gotowa?
- Ale na co? - spytałam, a on zdjął mi opaskę. Zamarłam na widok tego, co zobaczyłam.
- Wszystkiego najlepszego - powiedział tata.
- Naprawdę? - nie dowierzałam w to co widzę.
- Trzymaj - podał mi kluczyki.
- Mogę się przejechać?
- Pewnie.
Wsiadłam do samochodu i go odpaliłam. Ruszając z podjazdu czułam się jak w niebie. Wracając po kilkunastu minutach nadal nie mogłam wyjść z szoku. Wysiadłam i dokładnie się przyjrzałam, był przepiękny. Wchodząc do środka usłyszałam pytanie Shannona.
- Jeździ jak szatan, co nie?
- Żeby tylko. Jezu dziękuję - uściskałam ich.
- Mi jeszcze nie masz za co - powiedział Robert.
- A będę mieć?
- Zobaczymy.
Niedługo potem zadzwonił dzwonek.
- Młoda otwórz.
- Ok.
Idąc w stronę drzwi kompletnie się nie spodziewałam tego, co tam zastałam.
- Happy Birthday - usłyszałam otwierając drzwi. Była to Kimberly i Danielle. - To dla Ciebie - Dani podała mi balony.
- Jak słodko, wchodźcie. Znowu zrobiłyście mi niespodziankę, to już druga dzisiaj.
- Ładna fura stoi przed domem, czyja?
- Moja. Dostałam dzisiaj.
- No to pięknie. Mamy jeszcze coś dla Ciebie - Kim otworzyła walizkę i podała mi prezent.
- Aż się boję otworzyć. 
Owym prezentem była torebka z najnowszej kolekcji Louisa Vuittona.
- Dziękuję.
- Wiedziałam, że Ci się spodoba.
- Dzień dobry - powiedziały równocześnie dziewczyny.
- Cześć - odpowiedział tata.
- Chodźcie, zaprowadzę Was do pokoju.
Około 14 z pogawędki z dziewczynami wyrwał mnie Shannon.
- Gdzie Ty mnie prowadzisz? - szliśmy po schodach na górę.
- Do Twojego pokoju.
Weszliśmy do środka. Na łóżku leżał pokrowiec, a na nim złoto-czarna koperta.
- Co to jest? 
- Część mojego prezentu. Radziłbym zacząć się szykować - puścił mi oczko i wyszedł.
Sięgnęłam po kopertę. Było to zaproszenie na moją imprezę urodzinową. Rozsunęłam pokrowiec i ujrzałam przepiękną sukienkę. Jeżeli Shannon sam ją wybrał, to należały mu się ogromne gratulacje.
- Proszę - odpowiedziałam na pukanie. Do pokoju weszły dziewczyny.
- Ładne zdjęcia - Kim rozejrzała się po pomieszczeniu. Na ścianie wisiały dwie fotografie. Na obu byłam razem z Robertem. Na jednym było widać tylko jak się trzymamy za ręce, na drugim zaś chłopak mnie obejmował, w tle było zachodzące słońce. - Czekaj, czekaj to Ty jesteś na tych zdjęciach, a ten chłopak? Kto to jest? - Uśmiechnęłam się pod nosem na jej pytania, bo nie miała pojęcia, że mam kogoś.
- To jest Robert i jest moim chłopakiem - wypaliłam.
- Coo?! Czemu ja nic o tym nie wiem, jeśli to trwa dłużej niż dwa miesiące, to się do Ciebie nie odzywam.
- Nie dramatyzuj - Danielle ją skarciła.
- Poznacie go dzisiaj.
- No ja myślę. Muszę go przetestować żeby Cię nie skrzywdził.
- Nie martw się, nie skrzywdzi mnie. Z resztą sama się przekonasz.
Wzięłam szybki prysznic i zabrałam się za przygotowania. Założyłam sukienkę, ale oczywiście sama sobie nie mogłam zasunąć zamka.
- Tato - weszłam  do jego pokoju.
- Tak?
- Mógłbyś - stanęłam tyłem.
- Już. Co Ty się denerwujesz?
- Trochę. Nie lubię tak, jak nie wiem co jest zaplanowane.
- Będzie super, zobaczysz.
Wróciłam do pokoju i założyłam buty. 10 minut później zadzwonił dzwonek. W drzwiach stał Robert. Byłam wręcz oczarowana jego wyglądem. Chłopak mocno mnie pocałował.
- Przecudnie wyglądasz.
- Dziękuje - odpowiedziałam.
- Czemu tak na mnie patrzysz?
- Bo kolejny raz mnie zatkało. Kim widziała nasze zdjęcia w moim pokoju i musiałam im powiedzieć.
- W końcu je poznam - zamknął drzwi za sobą. - Mam coś dla Ciebie - oplótł mnie dłońmi w pasie i podał większe kwadratowe pudełeczko. W środku znajdował się wisiorek.
- Zapniesz mi - odgarnęłam włosy.
- To jeszcze nie wszystko - uśmiechnął się. Wyciągnął z wewnętrznej kieszeni marynarki kopertę, którą aż bałam się otworzyć. 
- Co to?
- Bilety.
- Na co?
- Otwórz.
Były to dwa bilety na tegoroczny Ultra Music Festival.
- Nie wierzę. Kocham Cię - powtórnie go pocałowałam.
Godzinę później mieliśmy się zbierać do wyjścia, wtedy też przyszła pora przedstawić Roberta dziewczynom.
- To jest właśnie Robert, a to Kimberly i Danielle - wskazałam na nie.
- Miło mi Was poznać, dużo o Was słyszałem.
- A my o Tobie za to nie - powiedziała Howard.
Robert na mnie spojrzał tymi swoimi niebieskimi oczami, a ja poczułam, że kolana się pode mną uginają.
- Nadal chcesz go testować? - usłyszałam szept Dani do Kim.
- Cicho bądź - powiedziała przez zaciśnięte zęby.
- Pójdę po torebkę i będziemy jechać.
- Na co Ci ta torebka? - spytał szatyn.
- Muszę gdzieś telefon schować.
- Daj - wyciągnął rękę i włożył przedmiot do kieszeni marynarki.
Po chwili siedzieliśmy już w samochodzie. Na miejscu byliśmy pół godziny później, gdzie był już perkusista i wszystkiego pilnował. Po kolei witałam się z gośćmi wśród których znajdowała się Annabelle, Tomo i Vicki, Hayden, bracia Jonas, Megan i wiele innych osób.
- Hey - Panettiere mnie uściskała. - Wszystkiego najlepszego kochana.
- Dziękuję. Cieszę się, że tu jesteś.
Pogawędziłam przez chwilę z blondynką i poszłam do reszty gości.
- Jak tam? - spytał Shannon.
- Świetnie. Dziękuję Ci za to - pocałowałam go w policzek.
- Jeszcze nie dziękuj, to nie wszystko - puścił mi oczko.
- Zwariuję przez Was dzisiaj. Tyle tego wszystkiego, że już się gubię.
- Spodoba Ci się, gwarantuję.

Robert

Siedziałem przy barze czekając na Janette, gdy w pewnym momencie dołączyła do mnie Kimberly.
- Mogę?
- Pewnie, siadaj.
- Wiem, że może nie powinnam przeprowadzać z Tobą tej rozmowy, ale za dużo się napatrzyłam jak Janette płacze. Kochasz ją? - spytała.
- Tak.
- Jakie masz wobec niej plany? Wiem, że...
- Nie jesteśmy jakoś długo razem, ale znam ją od dawna, a co do planów to... ona dopiero skończyła 18 lat, tu się nie da nic planować. Może powiem inaczej - spojrzałem na dziewczynę. - Chcę z nią być już na zawsze, o ile ona nie postanowi inaczej.
- Długo razem jesteście?
- Osiem miesięcy - dopiłem drinka. - Nie martw się, nie skrzywdzę jej, za bardzo ją kocham. - Kim uśmiechnęła się na moje słowa. 
- Mogę mieć ostatnie pytanie? - Kiwnąłem twierdząco głową. - Ile masz lat?
- A na ile wyglądam?
- 27.
- Pomyliłaś się tylko o pięć. Niedługo będę miał 32.
- Wow.
- O czym rozmawiacie? - Janette podeszła do nas.
- Sprawdzam czy się nadaje - Kim odpowiedziała bez wahania.
- I co zdał? Zdałeś? - spojrzała na mnie.
- W 100% - powiedziała Flowers. - Jesteście tacy idealni, że nie wiem co powiedzieć.
- Ojj - brunetka ją uściskała. 
Chwilę potem zostaliśmy sami.
- Zdałem - poruszyłem brwiami.
- Musiałeś zdać - pocałowała mnie.

Janette

- Mogę prosić o chwilę uwagi - na scenie stał Shannon. - Janette pozwól tutaj.
Wstałam z krzesełka barowego i poszłam do niego. Perkusista od razu podał mi mikrofon, co za przebiegły człowiek.
- Bardzo dziękuję, że jesteście tutaj wszyscy...
- Wystarczy - zabrał mi mikrofon i wszyscy się roześmiali. - Panie i Panowie chciałabym zaprosić na występ... - dopiero w tym momencie zobaczyłam, że na scenie jest sprzęt - The Killers! - Po dwóch sekundach na scenie znaleźli się wszyscy muzycy. Schodząc na bok nie wierzyłam, że to się dzieje naprawdę. Zespół zaczął od Mr. Brightside, Somebody Told Me, a skończyli na Shot at the Night.
- Dzisiaj jest wyjątkowy dzień, bo pewna dziewczyna obchodzi 18 urodziny, Janette. - Podeszłam do niego - Myślę, że powinniśmy jej zaśpiewać Happy Birthday. - Zaczęli śpiewać i pojawił się tort. - Wszystkiego najlepszego! - Brandon mnie uściskał.
Dalej już nic niespodziewanego się nie wydarzyło. Do domu wróciliśmy nad ranem. Marzyłam tylko o tym żeby pójść spać, ale Robert miał inne plany. Zaczął mnie powoli rozbierać i całować, czyli wiedziałam, że szybko spać nie pójdę.
- To może ja pojadę do siebie. Spędzisz sobie dzień z dziewczynami - zapytał rano.
- Dziękuję. 
Jadłyśmy śniadanie rozmawiając.
- Gdzie poznałaś Roberta? - spytała Kim.
- Przyjaźni się z tatą. Znam go od jakiś 10 lat.
- Serio?
- Gdy zaczęłam dorastać zaczął na mnie inaczej patrzeć no i masz.
- A nie przeszkadza Ci ta różnica wieku? 14 lat to sporo.
- Wiesz, że nie. Nie robiło to na mnie od początku jakiegoś specjalnego wrażenia. Widzisz nie wiem czy chłopak w moim wieku zrozumiałby, to przez co przeszłam. W dodatku Robert nie jest nikim sławnym i w pełni mu ufam.
- Sypiacie ze sobą, prawda? - wypaliła Danielle.
- Owszem - delikatnie się uśmiechnęłam.
- I? - Flowers mnie szturchnęła.
- Szczegółów nie zdradzam, ale jest bardzo dobrze.
- No musi być, skoro się zarumieniłaś.
- To co robimy dzisiaj? - zmieniłam temat.
- Ja to bym skoczyła na jakieś zakupy - Kim się rozmarzyła.
- Dobra, to zbieramy się w takim razie - wstałam z kanapy na tarasie. - Tato - weszłam do jego pokoju.
- Co tam?
- My jedziemy na zakupy. Mogę jechać samochodem?
- Jest Twój. Pewnie, że możesz, tylko nie szalej za bardzo.
- Dobrze, to narazie.
Jakąś godzinę później już buszowałyśmy po sklepach.
- Kiedy mnie opuszczacie?
- Jutro.
- Znowu minie rok zanim się spotkamy - powiedziałam.
- Ty to już lepiej nic nie mów - Kimberly mnie skarciła. - Skończyłaś szkołę, zarabiasz, niczym się nie martwisz, a najgorsze jeszcze przed nami - zerknęła na Danielle.
- Nie marudź - Howard ją uciszyła. - Ona tak w kółko - pokręciła głową.
- Oj dziewczyny. Wracamy do domu? - Kiwnęły zgodnie głowami.
W domu nikogo nie zastałyśmy, ale w lodówce znalazłyśmy tort, który aż się prosił żeby go zjeść. Następnego dnia o 9 miałyśmy wyjechać na lotnisko.
- Dasz sobie radę sama? - tata spojrzał na mnie.
- A chcesz jechać ze mną?
- Mogę.
- To zapraszam.
Niby mogłam jechać sama, ale nigdy tak daleko nie byłam, a to godzina w jedną stronę.
- Nie zróbcie za szybko jakiejś małej Janette albo Roberta, ok? - powiedziała Kim, gdy się z nią żegnałam.
- Będę pamiętać.
- Teraz to dowaliłaś - Howard na nią spojrzała. - Trzymaj się i pozdrów przystojniaka - pocałowała mnie w policzek.
- Przekażę.
- Do widzenia - zwróciły się do taty.
- Cześć.
W drodze powrotnej odwiedziliśmy Starbucksa.
- Wiesz, że za szybko jeździsz.
- Wiem. Tylko mi nie mów, że Ty jeździsz przepisowo, bo Ci nie uwierzę.
- No nie, ale Ty dopiero zaczęłaś. Jak Cię zatrzyma policja to zobaczysz. 
- Dobra, nie stresuj się - sięgnęłam po telefon.
- Nawet się nie waż - ostrzegł.
- Zadzwoń do Roberta i zapytaj czy jest u nas czy u siebie, proszę - uśmiechnęłam się.
Tata szybko wykonał telefon.
- Jest u siebie.
- Ok.
Odwiozłam tatę i pojechałam do chłopaka.
- O moja hot 18-stka - otworzył mi drzwi.
Parę dni później odbyło się Cooking with Tomo, natomiast w poniedziałek razem z tatą, Emmą i Shaylą polecieliśmy do Austin na SXSW Festival. Tata udzielał wywiadów, dziewczyny wszystko nadzorowały, a ja chodziłam na występy różnych artystów. W środę o 16:30 odbył się pokaz Artifactu, potem było after party organizowane przez firmę Samsung. Tydzień później chłopaki pojechali do NASA żeby oficjalnie wydać singiel. Stamtąd polecieli do Nowego yorku, a potem do Londynu. W sobotę wybrałam się z Robertem pochodzić po wzgórzach.
- Pilnuj jej żeby sobie nic nie zrobiła - powiedział tata do Babu.
- Daj łapkę - Robert spojrzał na mnie, gdy wyszliśmy z domu. - Teraz mogę Cię pilnować.
- Może mnie zakuj w kajdanki.
- To wieczorem - puścił mi oczko.
- Możemy tam zejść? - wskazałam na ścieżkę niżej.
- Nie.
Nie słuchając chłopaka zaczęłam powoli schodzić w dół.
- Chodź tu, bo coś Ci się stanie i Jared mnie zabije.
- Nic mi się nie... - nie zdążyłam dokończyć, bo się poślizgnęłam.
- Janette! Nic Ci nie jest? - szatyn zjawił się przy mnie z prędkością światła.
- Chyba nie, chociaż - obróciłam rękę. Od łokcia do nadgarstka miałam startą skórę i powoli zaczynała się lać krew.
- Co ja mówiłem - Robert spojrzał na mnie.
- Oj no, przepraszam.
- Daj no tę rękę - ściągnął swoją koszulę i obwiązał nią przedramię. 
Pół godziny później byliśmy w domu.
- Co Ci się stało? - spytał tata. - Miałeś jej pilnować - spojrzał na Roberta.
- To nie jego wina, daj spokój.
- Chodź - poprowadził mnie w stronę łazienki. Usiadłam na wannie i dopiero wtedy zobaczyłam, że cała się trzęsę. - Hej, uspokój się - wokalista pocałował mnie w czubek głowy. Zrobił mi opatrunek i wyszedł.
- Wiem, że gdybym Cię posłuchała, to nic by się nie stało, ale zawsze robię wszystko po swojemu. Zrobisz mi kawę? - weszłam do kuchni. Chłopak w odpowiedzi kiwnął głową.
- Boli? - wskazał na rękę.
- Trochę. Pójdę się położyć.
Przebrałam się i wskoczyłam do łóżka. Już prawie spałam, gdy do pokoju wszedł Robert. Pocałował mnie w policzek i poszedł do łazienki. 
Tydzień później tata poleciał do Australii w celu promowania płyty.

- Pójdę otworzyć - wstałam z kanapy.
- Dzień dobry - przywitała mnie Constance. Spojrzałam na zegarek nie było jeszcze 10. Czy ona nie ma co robić, przeleciało mi przez głowę.
- Wejdź - przesunęłam się.
- Jest Jared, prawda?
- Tak.

Jared

Gdy Janette poszła otworzyć miałem nadzieję, że to Emma z dokumentami, ale była to mama.
- Cześć - pocałowała mnie w policzek.
- Co tu robisz? - spytałem.
- A tak wpadłam.
Zrobiłem jej herbatę i usiedliśmy w salonie. Niedługo potem zjawił się Robert, przywitał sie z Janette całując ją. Wzrok i mina Constance mówiły same za siebie. Wiedziałem już jak się skończy jej wizyta.
- Czy oni... - spytała, gdy para wyszła.
- Tak - odpowiedziałem powoli.
- Chyba sobie żartujesz?!
- Mamo nie tutaj - wyprowadziłem ją na taras.
- Przecież on jest po 30-tce, a ona ledwie 18 lat skończyła.
- I co z tego? Większość moich dziewczyn jest 15 lat młodsza ode mnie.
- Ale Ty jesteś dorosłym facetem, a ona jest Twoją córką, co ludzie powiedzą? Wyobrażasz sobie co będą pisać o tym?
- Dopóki się nie dowiedzą, to nie będą pisać.
- Jak Ty się mogłeś na to zgodzić? Czy Ty myślisz w ogóle? A jeśli oni ze sobą sypiają? Co jeśli zajdzie w ciążę?
- Wtedy będę prze szczęśliwy, bo znam Roberta nie od dziś. Ona nie mogła lepiej trafić. - Wolałem jej nie uświadamiać, że sypiają ze sobą, bo wpadłaby w szał.
- Ty słyszysz siebie?
- Błagam skończ. To moja córka i ja ją wychowuje.
- Będziesz jeszcze żałował tego wszystkiego, ale będzie już za późno. Gdybyś ją wtedy oddał wszystko byłoby dużo prostsze. - Stanąłem jak wryty na jej słowa.
- Co Ty powiedziałaś? Powtórz.
- Cały czas liczyłam, że jeśli nie będę Ci pomagać, to ja oddasz, bo ciężko Ci będzie poradzić sobie z małym dzieckiem, ale Ty się uparłeś. Shannon Ci pomógł i ją zatrzymałeś.
- Czy Ty naprawdę myślałaś, że ją oddam, bo mi nie będziesz pomagać? Czy Ty zwariowałaś?! Jak w ogóle mogłaś tak pomyśleć! Przecież - wziąłem głęboki oddech - lubiłaś Jennifer i cieszyłaś na to, że zostaniesz babcią.
- Bo byłam przekonana, że Ty będziesz robił karierę, a Jennifer będzie się zajmowała dzieckiem, a nie, że zostawi Cię z 6-cio miesięcznym niemowlakiem. To dziecko Ci wszystko zepsuło.
- Zamknij się - powiedziałem ostro. - Janette nic nie zepsuła. Nie osiągnąłbym nic więcej, gdyby jej nie było.
- Nie wiesz tego.
- Ty też nie, więc skończ. Pogódź się z tym, że Janette będzie zawsze dla mnie najważniejsza. Nie będziesz miała więcej wnuków, jest tylko i wyłącznie ona. Tak już zostanie.
- Co tu się dzieje? - na zewnątrz wyszedł Shannon.
- Wiesz co mi nasza mama oświadczyła? Że byłoby lepiej gdybym oddał Janette do domu dziecka. - Perkusista zrobił wielkie oczy na moje słowa, ale nic nie powiedział. - Po jaką cholerę tu przyjechałaś? Żeby się kłócić? Znowu? Nie mam ochoty na Ciebie patrzeć. Wyjdź z mojego domu.
Kobieta obrzuciła nas wzrokiem i weszła do środka. Chyba zdała sobie sprawę, że znacznie przesadziła. Czułem, że robi mi się słabo, więc usiadłem na schodach. 
- Wszystko ok? Jesteś biały jak ściana.
- Nie wierzę w to, co ona powiedziała. Przecież... jak...
- Uspokój się.

Janette

Słysząc rozmowę taty z babcią podeszłam do balkonu, ale tak żeby mnie nie widzieli.
- Cały czas liczyłam, że jeśli nie będę Ci pomagać, to ją oddasz... - słysząc to zatkało mnie.
Dalej wyłapywałam tylko pojedyncze słowa z ich rozmowy. Słysząc, że Shannon się do nich przyłączył poszłam do siebie. Więc o to jej chodziło przez te wszystkie lata. Jakoś bardzo mnie to nie zszokowało, bo po Constance mogłam się spodziewać absolutnie wszystkiego. Ocknęłam się z moich rozmyślań i weszłam do garderoby. Wypadałoby się spakować przed wyjazdem na Coachellę. Wkładałam kolejno rzeczy do walizki, ale w pewnym momencie się zatrzymałam. Nie mogłam uwierzyć w to, co powiedziała Constance.
- Co robisz? -  do środka wszedł Robert.
- Pakuję się, bo wiesz jak potem jest.
- Czyli ja też powinienem.
- Dobrze by było. Nie mogę się już doczekać piątkowego wieczoru. 
- Widzę właśnie. Mam się jakoś specjalnie przygotować na ten wyjazd? - spytał.
- Co masz na myśli?
- Niezliczoną ilość prezerwatyw - uśmiechnął się.
- Nie musisz. Już nie są nam potrzebne - odwróciłam się.
- Idę na dół, bo Jared chciał jakiś czat robić - delikatnie mnie pocałował. - I nie zawstydzaj się tak ciągle. Chociaż możesz, bo słodka wtedy jesteś - dodał i wyszedł.
W czwartkowe popołudnie polecieliśmy do Palm Springs. Tata oczywiście nie ruszał się ostatnio bez grafika, który edytował teledysk do Up In The Air, więc gdy tylko byliśmy na miejscu rozłożył swój sprzęt i zaczął pracować.
- My się pójdziemy przejść - powiedziałam do taty wskazując na siebie i chłopaka, który obejmował mnie w pasie.
- Ok.
Wychodząc z domku przed 20 mieliśmy nadzieję niedługo wrócić.
- Palm Springs będzie chyba moim ulubionym miejscem na świecie.
- Chciałabyś tu mieszkać?
- Nie, ale co roku musiałabym tu przyjeżdżać. Tu jest coś takiego... - zawiesiłam się.
- No ja tu jestem - szatyn się roześmiał.
- Pamiętasz jak byliśmy tu rok temu?
- Pamiętam. Tak mi się wtedy już podobałaś, że spać spokojnie nie mogłem.
- Biedactwo - pogłaskałam go po policzku.
- Wracamy? Bo coś mnie głowa boli.
- Yhym.
Po powrocie Robert od razu położył się do łóżka. Ja wyszłam na taras zgarniając po drodze piwo z lodówki.

- Gdzie Babu? - koło mnie stanął tata.
- Poszedł spać. Jak Wam idzie?
- Pod górę, jak całe życie zresztą.
- Następny pokrzywdzony.
- Młoda, bo wtedy jak Constance u nas była...
- Słyszałam Waszą rozmowę, ale nie chce do tego wracać - przechyliłam butelkę. Nie odważyłam się na niego spojrzeć, bo czułam, że mogę się rozpłakać. 
- Szkoda, że to usłyszałaś.
- Nie tłumacz się, bo nie masz z czego. Wiem jak jest - pocałowałam go w policzek. - Dobranoc. 

- Jak tam humorki? - spytał Jamie przy śniadaniu.
- Wyśmienicie - podniosłam kubek z kawą.
- Ironia?
- Skądże.
Chwilę później dołączył do nas Robert. Widząc chłopaka ubranego na czarno kompletnie się zawiesiłam. Dopiero, gdy usiadł koło mnie i pocałował w policzek doszłam do siebie.
- Aż mi się gorąco zrobiło - zaczęłam się wachlować serwetką. Chłopaki zaczęli się śmiać, a ja cały czas patrzyłam na szatyna.
- Tylko oddychaj - powiedział Schefman.
- Spadaj.
Zjedliśmy i o 12 wyjechaliśmy. Pierwszym koncertem, którego nie mogłam się doczekać był The Neighbourhood. Jessie absolutnie mnie oczarował i gdyby nie Robert, to z chęcią wdałabym się z nim w jakiś mały romans. Nie zabrakło moich ulubionych kawałków, czyli Afraid, Flow, A Little Death czy WDYWFM?. Przed 17 na głównej scenie występował METRIC z charyzmatyczną wokalistką Emily Haines. Kompletnie mnie oczarowała. Wiedziałam, że to nie będzie ostatni ich koncert na jaki pójdę. 
- Jesteś taki przystojny, że każda się na Ciebie patrzy - powiedziałam do Roberta, który stał obok mnie.
Zważając na ogrom tego festiwalu, liczbę ludzi i aparatów postanowiliśmy trzymać dystans, ale wiedziałam, że nie wytrzymamy.
- Zazdrosna jesteś?
- No pewnie, że tak, a w dodatku nie mogę się do Ciebie przytulić ani nic.
- Oj tam - mocno mnie pocałował. - Lepiej Ci?
- Zdecydowanie - szeroko się uśmiechnęłam
- Zostajemy tu?
- Chyba tak.
Obejrzeliśmy koncert Passion Pit i poszliśmy do strefy VIP, gdzie zastaliśmy tatę i Jamiego.
- Jak tam misiaczki?
- Dobrze - uśmiechnęłam się do Roberta i zajęliśmy miejsce na kanapie.
- Chcesz coś? - spytał chłopak. Kiwnęłam delikatnie głową. Po chwili wrócił z moim ulubionym mojito.
- Dziękuję.
- A on nie ma żadnych obiekcji? - wskazał na Jareda.
- Ma wyrzuty sumienia.
- Rozumiem. Tylko chciałbym żebyś była w stanie, więc wiesz.
- Będę pamiętać, chociaż nie chce mi się nic.
- Zapomnij, już się przygotowałem.
- Zaczynam się bać.
- Może powinnaś - przekrzywił swoją szklankę.
Nie lubiłam takiego Roberta, bo nie wiedziałam czego mam się spodziewać, ale z drugiej strony cholernie mnie intrygował. 
- Idziecie z nami na Blur? - tata spojrzał na nas.
- Tak - wstałam. - Chodź książę - wyciągnęłam rękę do chłopaka.
- Nie chce mi się.
- A potem będzie Ci się chciało?
- Potem, to co innego - uśmiechnął się.
W domu byliśmy przed 2. Weszłam do łazienki, Robert chyba zapomniał, to może nawet lepiej, bo byłam zmęczona. Wychodząc z pomieszczenia po 20 minutach nie mogłam uwierzyć, w to co widzę. W całym pokoju były zapalone świece.
- Zaimponowałeś mi.
- Widzę właśnie.
- Kiedy Ty zdążyłeś to zrobić?
- Jak byłaś w łazience.
- Tylko bez jakiś takich dziwnych tych, ok?
- Ok. Nie bój się. Jeśli coś będzie nie tak, to powiedz - pocałował mnie w szyję. Jego ręce z mojego brzucha przesunęły się na zapięcie stanika...
Obudziłam się wtulona w chłopaka i przez moment nie mogłam sobie przypomnieć, co działo się minionej nocy. Dopiero po chwili wszystko do mnie dotarło. W tym samym momencie usłyszałam ciche pukanie. Podniosłam głowę do góry.
- Przepraszam, ale jest już późno.
- Która jest?
- 11.
- Dzięki. Zaraz go obudzę. Kochanie... - Chłopak powoli otworzył oczy. - Musimy wstać, bo już późno jest.
- Tak mnie wymęczyłaś, że nie mam siły się podnieść.
- Już nie mów, kto tu kogo wymęczył - usiadłam na łóżku. - Idziesz ze mną pod prysznic?
- Pewnie, że idę - zerwał się. - Gdzież bym śmiał odrzucić taką propozycję.
Z domu wyjechaliśmy po 13, bo zeszło nam z Robertem żeby doprowadzić się do porządku. Sobotnią Coachellę rozpoczęliśmy koncertem Biffy Clyro. Absolutnie niesamowita muzyka i panowie bez koszulek, na takie koncert mogłam chodzić. Później przyszła pora na zespół, który był moim ostatnim odkryciem, a mianowicie MONA. Nick i jego wokal były czymś, z czym dawno się nie spotkałam. Miał taką manierę w głosie, że gdy zaczynał robiło mi się gorąco. Następnie trochę rapu i 2Chainz. Po tym występie mieliśmy dłuższą przerwę, bo nic jakoś specjalnie nas nie interesowało. Spacerowaliśmy po terenie festiwalu trzymając się za ręce. Co będzie, to będzie. Po 22 na scenie MOJAVE występował Franz Ferdinand. Na zakończenie poszliśmy zobaczyć Knife Party. Od pewnego czasu byłam fanką electro, house i różnych takich. Panowie skończyli o 1. Zaraz potem udaliśmy się w poszukiwaniu taty i Reeda. Znajdując ich z trzema dziewczynami nawet specjalnie mnie to nie zdziwiło, ale jedna z nich grała w teledysku do Hurricane
- Jesteście już - wokalista na nas spojrzał. - To jest Alice, a to Cecile - wskazał na dziewczyny siedzące obok Jamiego.
- Cześć.
Usiedliśmy na kanapie. Wiedziałam, że szybko stąd dzisiaj nie wyjdziemy.
- No to pięknie - powiedziałam półgłosem do Roberta.
- Może przyniosę Ci drinka i trochę wyluzujesz? - wstał i poszedł do baru.
Po godzinie tata nam oświadczył, że możemy wziąć samochód i jechać do domu, a oni sobie poradzą.
- Jesteś pewien?
- Tak, jedźcie, bo jesteś zmęczona - pocałował mnie w policzek.
W drodze do domu zasnęłam. Obudziłam się, gdy Robert zatrzymał się na podjeździe.
- Jesteśmy.
- Marzę o tym żeby iść już spać - sięgnęłam do torebki po klucze, ale ich nie znalazłam. - Robert nie mam kluczy.
- Bo ja je mam, spokojnie.
Wzięłam szybki prysznic i po 20 minutach leżałam już w łóżku. Zasnęłam jak małe dziecko. Przed 9 w salonie zastałam Eric'a, który pracował nad edycją video.
- Cześć - rzuciłam.
- Cześć - odpowiedział nie spoglądając na mnie.
Zrobiłam sobie kawę, wychodząc z kuchni wpadłam na Natalie, dziewczyna występowała w Hurricane. Lekko się uśmiechnęła i mnie minęła. Była w samej bieliźnie. Mogłam się jej spodziewać tutaj zważywszy na wczorajszy wieczór. Pewnie z nią chłopaki wrócili w nocy. Weszłam do pokoju patrząc na chłopaka, który nadal leżał w łóżku.
- Co się stało? - spytał.
- Ta dziewczyna tu jest. Chciałam coś powiedzieć, ale chyba nie powinnam. To nie moje życie, nie wtrącam się - położyłam się obok niego na łóżku. Włączyliśmy telewizor i tak spędziliśmy kolejne dwie godziny. Idąc na śniadanie brunetki już nie było.

- Ładnie wyglądasz - chłopak pocałował mnie w policzek.
Przemierzaliśmy teren festiwalu zmierzając do głównej sceny na koncert The Gaslight Anthem. Następnie The Lumineers, idealne brzmienie na niedzielne popołudnie. Wieczorem przyszła pora na Hardwell'a i trochę elektronicznej muzyki. W międzyczasie wypiłam dwa piwa i moja równowaga była lekko zachwiana. Po 22 rozpoczął się koncert Red Hot Chili Peppers, który był ostatni na naszej liście, więc zostało nam już tylko after party. Dzisiaj był jeden z tych dni, gdzie miałam ochotę zaszaleć i to też postanowiłam zrobić. Wyciągnięcie Roberta na parkiet przyszło z trudem, ale szatyn w końcu mi uległ.
- Ty to masz dar przekonywania - uśmiechnął się.
- Wiem.
Tak dobrze się bawiłam, że tata postanowił mi tego nie psuć, więc opuściliśmy Coachellę dopiero po 4. W poniedziałek nie chcąc marnować ostatniego dnia wstałam wcześnie rano i zaległam koło basenu. Dwie godziny później zjawił się Robert. 
- Daj - zabrał mi balsam do opalania. - Widzę, że nie marnujesz czasu.
- Szkoda tego miejsca żeby spać, ale nie rozpinaj mi tego - złapałam strój z przodu żeby nie spadł. - Chłopaki są w domu.
- Nie ma, wyszli.
- A Eric?
- Kim Ty się przejmujesz.
- Ja wiem, że dla Ciebie, to nie ma znaczenia, ale ja wolałabym nie świecić biustem przed obcymi ludźmi.
- Ależ oczywiście, że ma znaczenie. Jesteś moją dziewczyną i pewne części Twojego ciała tylko ja mogę oglądać. Jadłaś coś?
- Nie.
Szatyn po kilkunastu minutach zrobił śniadanie, które zjedliśmy przy basenie.
- Nie chcę stąd wyjeżdżać. 
- Ale mieszkać też tutaj nie chcesz - zauważył.
- Jesteśmy tu teoretycznie rzecz biorąc piąty dzień. W zeszłym roku po dwóch tygodniach wakacji byłam usatysfakcjonowana.
- A kto by nie był.
Późnym wieczorem tego samego dnia byliśmy już w domu.
- Nie mówiłem Ci wcześniej, ale wyjeżdżam w sobotę - powiedział tata.
- Gdzie i po co?
- Do Europy promować płytę.
- Ok, a rozważyłeś moją prośbę?
- Nie wiem czy to jest dobry pomysł. Będzie się dużo działo. Będziesz zła, że nie mam dla Ciebie czasu. Tak, wiem, że Rob też miałby jechać - powiedział widząc, że ja chciałam to zrobić.
- Ale dlaczego nie? - posmutniałam.
- Kochanie zastanowię się nad tym jeszcze. Dam Ci znać jak wrócę, dobrze? - Kiwnęłam twierdząco głową.

Jared

Całą czwartkową noc spędziłem z Mattem i Ericiem nad edycją teledysku. Ostatnie poprawki były strasznie męczące. Następnego dnia w Studio Universal odbyła się premiera video do Up In The Air. Efekt był zachwycający. Kolejnego dnia wieczorem byłem już we Włoszech w Milanie. Jedyna rzecz jaka teraz mnie czekała, to promocja płyty i teledysku. Na liście był jeszcze Mediolan, Berlin, Paryż, Londyn. Po półtorej tygodniowej nieobecności wróciłem do Los Angeles. Była 5, więc analogiczne było, że Janette spała. Wchodząc do domu i słysząc telewizor nieco się zdziwiłem. Wszedłem do pokoju córki, dziewczyna spała, a urządzenie było włączone. Sięgnąłem po pilota i nacisnąłem czerwony przycisk. Przykryłem ją i wyszedłem. Nie było sensu się kłaść, a spać specjalnie mi się nie chciało, bo zdrzemnąłem się w samolocie. Włączyłem laptopa, trzeba było sprawdzić czy przed wyjazdem nie ma czegoś do załatwienia. Siedząc tak nawet nie zauważyłem, kiedy zrobił się ranek.
- Kiedy wróciłeś? - usłyszałem pytanie brunetki.
- O 5. Przemyślałem Twoją prośbę - dodałem po chwili. - Możesz jechać.
- Naprawdę? - wyjrzała z kuchni.
- Tak - uśmiechnąłem się spoglądając na nią.
- Super! Dziękuję - przytuliła mnie.
- Gdzie Babu? - spytałem.
- U siebie.
- Pokłóciliście się.
- Nie, tylko Megan wczoraj tu była i nas zostawił.
- A przyjedzie tu dzisiaj, bo mam do niego sprawę.
- Ma być po 11.
- Dzięki.
Robert zjawił się parę minut po 11. Zaraz po tym jak przywitał sie z dziewczyną porwałem go do siebie.
- Co tam?
- Wiesz, że jesteś teraz trochę bezrobotny.
- No wiem.
- Zaproponowałbym Ci pracę z nami w trasie jak ostatnio, bo mam plany, co do paru teledysków, ale ze względu na Janette nie mogę tego zrobić. Ty będziesz w trasie, a ona sama tutaj. Nikomu to nie odpowiada.
- To prawda.
- Podzwoniłem trochę i mój znajomy ma dla Ciebie idealną pracę tutaj w Los Angeles. To taka niezbyt duża, ale świetnie prosperująca firma. Trochę komputerów, grafiki, reklamy. Myślę, że Ci się spodoba.

- Nie musisz szukać mi pracy, ja sobie poradzę.
- Cicho bądź jak starszy mówi. Czułem się do tego zobowiązany.
- Dzięki wielkie stary - uściskał mnie.
- Nie ma za co. W związku z tym, że Janette strasznie chciała jechać w trasę, to zaczniesz dopiero we wrześniu.
- Ok.
Załatwienie pracy dla Roberta było czymś co musiałem zrobić. Był już niemalże członkiem rodziny i jeśli dalej tak pójdzie, to pewnie nim zostanie. Wiedziałem, że sam tez by sobie poradził, ale czego się nie robi dla przyjaciół, a w sumie powinienem powiedzieć dla zięcia, ale może na razie się jeszcze od tego wstrzymam, chociaż nic nie wskazuje żeby miało być inaczej.


________________________________________________________________

Witam. Chciałam dodać ten rozdział już dawno temu, ale brak czasu. Przepisywałam go chyba najdłużej ze wszystkich. Co do treści, może trochę za dużo się dzieje. Wiem, że chcielibyście trochę więcej akcji i napięcia, ale musicie jeszcze troszeczkę wytrzymać :)
Dla fanatyków motoryzacji powiem, że samochód to BMW M5 2012 Frozen Black.
Komentujcie, chciałabym wiedzieć czy się Wam podoba :)
Co do kolejnego rozdziału, to nie obiecuję kiedy się pojawi, liczę, że niedługo.
Pozdrawiam xx