14 kwietnia 2013

24. Coachella Valley Music and Arts Festival 2012

Osoby z którymi chodziłam do szkoły i do klasy całkowicie odpuściły sobie komentarze na mój temat. Był spokój pierwszy raz odkąd zaczęłam tam naukę. Chyba wreszcie do nich dotarło, że to nie ma sensu. Ja mam swoje życie, takie a nie inne i oni mają swoje. Byłam szczęśliwa żyjąc w taki sposób. Może to nie było to o czym do końca marzyłam, ale i tak było dobrze. 
Tata poleciał do San Francisco i miał wrócić po weekendzie. W domu nie było nikogo poza mną. Rose przestała tak często przychodzić, więc miałam trochę spokoju, ale nie dane mi było się nim nacieszyć.
- Młoda co robisz? - do pokoju wparował Shannon.
- Jest weekend, odpoczywam. Co mogłabym robić?
- No nie wiem - to było podejrzane.
- Czy Ty mnie sprawdzasz?
- Nie - zaprzeczył - nudziło mi się w domu i postanowiłem wpaść do Ciebie.
- Nie wyciągniesz mnie nigdzie. Jestem zmęczona.
- Ta szkoła to Cię wykończy, nie przesadzasz? - spojrzał na mnie z troską.
- Może tak, ale zależy mi. Chcę żeby wszystko poszło jak najlepiej. Wiesz ambicje.
- Znam kogoś takiego bardzo dobrze. Bardzo ambitny człowiek. Macie identyczne geny.
- No a jak - uśmiechnęłam się.
- Dobra, to ja Cię zostawię. Marnie wyglądasz, prześpij się.
- Dzięki - odpowiedziałam z sarkazmem.
- Po prostu martwię się o Ciebie. Jakby Jared Cię teraz zobaczył, to nie byłby zadowolony - pokręcił głową.
- Ale mnie nie widzi i ma tak zostać. Nie mów mu nic, bo potem znowu będę musiała wysłuchać jego wykładu.
- OK - odpowiedział krótko.

Cały weekend spędziłam w łóżku. Wyspałam się za wszystkie czasy, ale od poniedziałku znowu zaczęłam wlewać w siebie kawę. Piłam jej zdecydowanie za dużo i wiedziałam, że kiedyś odbije się to na moim zdrowiu. Tata wrócił we wtorek. Był w świetnym humorze.
- Kochasz jak Ci robię niespodzianki, prawda? - zapytał.
- Uwielbiam wręcz - odpowiedziałam z ironią.
- Jedziemy w czwartek do Palm Springs.
- W celu?
- A taki tam festiwal.
- Mówiąc "taki tam festiwal" masz na myśli Coachellę?
- Tak?
- To nie jest jakiś tam festiwal, to najlepsza rzecz jaka może istnieć.
- Wiedziałem, że będziesz zadowolona - zaśmiał się.
Tata świadomie lub nie spełniał moje marzenia. Ten festiwal był rzeczą, którą każdy człowiek powinien zobaczyć co najmniej raz w życiu. 
W środę wieczorem zjawił się u nas Robert, Daniel i Jamie. Zostawiłam chłopaków samych i poszłam do siebie. Oglądałam film, gdy zadzwonił mój telefon.
- Słucham - powiedziałam do słuchawki.
- Hej. Jest Jared w domu? - po drugiej stronie usłyszałam głos Shannona.
- Jest.
- Dzwonię do niego od godziny i nie odbiera. Co on robi?
- Chłopaki są tutaj, więc może dlatego.
- Pójdziesz do niego?
- Dobrze.
Weszłam do salonu. Panowie o czymś rozmawiali.
- Przepraszam, że Wam przerywam - uśmiechnęłam się ładnie - gdzie masz telefon? - spojrzałam na tatę.
- Nie wiem, a dlaczego?
- Bo Shannon dzwoni do Ciebie od godziny. Masz - podałam mu swój telefon. Wziął go do ręki i wyszedł.
- BB zaginęło w akcji - powiedział Jamie.
- Widzę, że niezła impreza. Wegańskie hamburgery - pokiwałam ze śmiechem głową, za co zostałam trafiona poduszką.
- Dziękuję - tata oddał mi telefon.
- Znalazłeś moje młodsze rodzeństwo?
- Był w pokoju, wyciszony, więc nie słyszałem jak dzwonił.
Chłopaki popatrzyli po sobie. Mieli zdezorientowane miny.
- BlackBerry to moje młodsze rodzeństwo. Tata się o prawdziwe nie stara, więc pozostał mi elektroniczny grat - spojrzałam na niego, miał lekko wkurzoną minę - przepraszam - pocałowałam go w policzek - już nic nie mówię i sobie idę. 
Od jakiegoś czasu jak tylko trochę wkurzyłam tatę od razu go przepraszałam. Wtedy od razu mu przechodziło i zapominał o moich głupich tekstach. Czasem ignorował moje słowa albo udawał, że nic nie powiedziałam. Był kochany, ale też stanowczy i surowy, o czym miałam już okazję się przekonać niestety. Nie chciałam sprawiać mu problemów, bo miał dużo na głowie, ale bycie idealną córką mi nie wychodziło...

W czwartek rano pojechaliśmy do Palm Springs. Droga tam trwała nieco ponad 2 godziny.

Mieliśmy wynajęty dom - Lemontini Retreat. Nie mogłoby być inaczej. Wszystko było białe poza pojedynczymi elementami jak granatowe fotele czy zielony wazon. Mój wzrok jednak na dłużej zatrzymał się na białym fortepianie. 
- Mogłabyś go przetestować - powiedział tata.
- Może tak zrobię - uśmiechnęłam się.
Poszłam do pokoju i przebrałam się w sukienkę. Gdy wróciłam na stole stało jedzenie. 
- Żarcie! - krzyknął Jamie, a ja aż podskoczyłam.
- Człowieku opanuj się...

- Właśnie. Dziewczyna na zawał zejdzie - powiedział Rob.
Chłopaki siedli do stołu, a ja wciąż stałam i się patrzyłam.
- Nie patrz tak, tylko jedz bo wystygnie - usłyszałam.

- Skąd to masz? - spojrzałam na tatę.
- Ugotowałem w przeciągu tych 30 minut, których Cię nie było - uśmiechnął się złośliwie - zamówiłem, siadaj tu - no tak, czego ja się spodziewałam.

Po posiłku zebrałam talerze i włożyłam je do zmywarki. Było ponad 30 stopni, więc korzystając z okazji postanowiłam się poopalać. Wiedziałam jak bardzo ryzykowne może to być zważywszy na fakt, że było tu ze mną trzech mężczyzn. Przebrałam się w strój kąpielowy, posmarowałam olejkiem, wyszłam na taras i położyłam się na leżaku. 
- Młoda, ja z Jamiem wychodzę także zostajesz z Babu tu - powiedziała tata.
- Spoko. Kiedy wrócicie?

- Wieczorem.
- Chyba nad ranem - powiedziałam nieco ciszej.
- Słyszałem to - zamknął drzwi na taras i wszedł do domu. Bo jakbym Cię nie znała i nie wiedziała, że wrócisz późno, pomyślałam.
Był wieczór, chłopaki nie wrócili. A ja z Robertem postanowiłam obejrzeć jakiś film.
- Ty wybierasz - wskazałam na szafkę. Podszedł do niej, przejrzał płyty.

- Komedia? - spojrzał w moją stronę. Jego wzrok zatrzymał się na moich nogach, które położyłam na stoliku i pewnie też na bieliźnie, bo miałam krótką sukienkę.
- Ej!
- Co? - uśmiechnął się niewinnie.

- Ty już dobrze wiesz co. Włącz ten film i chodź tu.
Skończyliśmy oglądać przed 23.
- Ja idę się położyć. Dobranoc.
- Dobranoc.
Wzięłam prysznic, założyłam koszulkę i położyłam się do łóżka. Taty i Jamiego nadal nie było. Od początku wiedziałam, że wrócą późno. Rano obudziłam się przed 9. Poszłam zrobić sobie kawę. Ku mojemu zdziwieniu, w kuchni zastałam tatę.
- O której wróciliście? - spytałam.
- O 2.

- To jest to Twoje wieczorem?
- Tak wyszło - pokręciłam tylko głową. 
- A ten, o której się to zaczyna?
- O 11, ale jedziemy tam nieco później, na 13. Radziłbym Ci zacząć się szykować.
- OK.
- I ubierz się zanim chłopaki wstaną i zobaczą Cię taką... - spojrzał na mnie od góry do dołu.

- Przecież mam koszulkę.
- Która zakrywa tyle co nic.

- Dobrze, idę już - wstałam niechętnie i poszłam się ubrać.
Moją pierwszą myślą było żeby założyć sukienkę i szpilki, ale to byłoby bardzo głupie posunięcie. Festiwal odbywał się na terenie przypominającym pustynię. Musiałam znaleźć odpowiednie buty. Pogoda też bywała różna. Mimo, że było 30 stopni, to wiało. Po bardzo długim namyśle zdecydowałam się na czarne rurki, ciemno szarą koszulkę, skórzaną kurtkę i trampki. Było późno, wiedziałam, że zaraz któryś wpadnie z tekstem "jedziemy". Poprawiałam włosy, gdy wydarzyła się ta sytuacja. 

- OK - wzięłam do ręki kurtkę.
Droga do Indio trwała  jakieś 30-40 minut. Byłam podekscytowana, zawsze chciałam zobaczyć ten festiwal. Gdy weszliśmy na teren imprezy zamarłam. Ilość ludzi, która się tutaj znajdowała i te wszystkie wymyślne dekoracje. Zatrzymałam się, spoglądając na jedną z nich.
- Chodź, bo mi zginiesz tu - tata złapał mnie za rękę.

Przemierzaliśmy teren festiwalu, przy scenach gromadziły się tłumy.
- Robert grzecznie Cię proszę żebyś przestał robić mi zdjęcia - uśmiechnęłam się lekko.
- A jak nie, to co? - zapytał podstępnie.
- To wyrzucę Twój kochany aparacik do tamtego jeziorka - wskazałam na miejsce otoczone białymi namiotami tipi.

- Nie! To moje dziecko - krzyknął.
- Boże... z kim ja żyję. Jeden za dziecko ma aparat, drugi telefon. Jamie, a Twoje dziecko?
- Komputer w studiu.
- Ten iMac'a. Shannon Starbucks'a, Tomo swoje koty, Emma pracę. Nie no ludzie, ręce mi opadają - chłopaki zaczęli się śmiać.
- Ja mam tylko jedno dziecko. Czasami trochę wkurzające, ale i tak je kocham - powiedział tata i poczochrał mi włosy.
W końcu dotarliśmy do strefy VIP. Była tam masa znanych osób.

- Ja myślałam, że idąc na festiwal i to jeszcze taki festiwal chce się zobaczyć artystów tu występujących, a nie żeby pić drinki przy basenie.
- Im nie zależy na tym do końca. Chcą się zabawić, ale jest duża część osób, która przychodzi posłuchać muzyki. A my zaraz będziemy stąd wychodzili, ale później tu wrócimy. 
Gdy już mieliśmy wychodzić tata spotkał jakiegoś znajomego. Nie rozeszli się od razu, czyli ich rozmowa się przeciągnie.
- Idę po kawę - zakomunikowałam -chcecie coś? - spojrzałam na chłopaków.
- Nie, dzięki.

Wracając od baru, tata kończył konwersację.
- Co. To. Był. Za. Człowiek? - spytałam, robiąc przy tym przerwy.
- Z wytwórni.
- Aha - wszystko jasne.

Zatrzymaliśmy na krótko przy poszczególnych scenach, słuchając takich wykonawców jak Grouplove czy Gary Clark Jr.
- Jared - usłyszałam głos kobiety, która znikąd pojawiła sie koło taty.
- Eliza - tata spojrzał na blondynkę, uśmiechając się przy tym szeroko.

Pani Pearson była u nas w domu w poniedziałek. Nie wnikałam w relację ich łączącą. Czasem pewnych rzeczy lepiej nie wiedzieć. Para była zajęta rozmową, a mi się nudziło.
- Babu . . . - upiłam łyk dawno już zimnej kawy.
- Cooo - przeciągnął samogłoskę. 
- Zrobisz mi parę zdjęć?
- Tak to na mnie krzyczałaś, a teraz to chcesz zdjęcia. Nie ma tak.
- No weź, proszę - uśmiechnęłam się najsłodziej jak potrafiłam.
- Myślisz, że to Ci pomoże?

- A nie? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie. 
Zaczęłam się wygłupiać. W pewnym momencie straciłam równowagę i wylądowałam na tyłku. 
- Połamiesz się w końcu i to będzie nasza wina - powiedział Jamie i pomógł mi wstać.
- Skończyłeś ten flirt wreszcie - powiedziałam, gdy tata pojawił się obok.
- Zgadza się. Czemu nie powiedziałaś, że Eliza była u nas w poniedziałek? - spytał, a ja wbiłam wzrok w ziemię.
- Nie prosiła żeby Ci przekazać, że była, a ja nie uznałam tego za konieczne - spojrzałam na niego, a on tylko pokręcił głową i poszliśmy dalej.
- Przepraszam - powiedziałam po chwili.
-Oj Janette. . . nic się nie stało - uśmiechnął się.

Przechodząc koło głównej sceny, usłyszałam dobrze znaną mi melodię "R U Mine?".
- Tato, mogę tu zostać?
- No tak, Turner brytyjski bóg seksu - powiedział spoglądając na scenę.
- Nie chodzi o Alex'a, tylko o muzykę - szturchnęłam go.
- No pewnie, że tak - ten człowiek sobie ze mną pogrywał.
- No dobrze zostań jak chcesz, ale znajdziesz nas potem? - spytał.
- Postaram się, jak coś to będę dzwonić.

Lubiłam twórczość Arctic Monkeys. Miała w sobie dużo energii. Chłopaki skończyli grać około 19:30. Znalezienie taty nie sprawiło mi większego problemu. Panowie siedzieli sobie w strefie VIP zadowoleni z życia.
- Znalazłaś nas.

- To nie było zbyt trudne.
- Może jesteś głodna? - tata jak zwykle się o mnie troszczył.
- Trochę.

Po 20 minutach dostałam jedzenie. Tata gdzieś zniknął, Jamie również. Nagle lampa błyskowa odbiła się od mojego talerza.
- Greenwood wszystko, ale nie to - jęknęłam.
- Dlaczego? - zrobił kolejne zdjęcie.
- Bo nie i już.

- No dobra - odłożył aparat.
Po 2 godzinach siedzenia, nogi już mnie tak nie bolały i miałam w planach zobaczyć dziś jeszcze 2 koncerty.
- Mogłabym iść posłuchać M83, a potem S.H.M?
- Poszłabyś lepiej Pulp zobaczyć albo The Black Keys.
- Tatoo M83 to jest jeden z lepszych wykonawców we Francji. Mało kto potrafi tak dobrze połączyć elektronikę z rockiem. Ten ostatni album "Hurry Up, we're Dreaming" jest genialny.
- Dobra widzę, że Cię nie przekonam.
- Tylko wiesz, to może się późno skończyć, bo S.H.M. jest ostatnie, więc mogą długo grać.

- Domyślam się, zważywszy na fakt, ze zaczynają o 23:30. My tu cały czas będziemy jak coś.
- Ok, to ja idę.

- Janette - usłyszałam głos taty i się zatrzymałam.
- Tak?
- Uważaj na siebie.

- Dobrze, nie martw się - wróciłam się i pocałowałam go w policzek. 
Podczas występu M83 cały czas czekałam na Midnight City. Ta piosenka była świetna. Anthony i jego paczka skończyli grać po 23. Udałam się na główną scenę, gdzie miała występować Swedish House Mafia. Zespół składał się z trzech DJ-ów, którzy wspólnie tworzyli niesamowite rzeczy. Mimo iż od urodzenia byłam wychowywana na muzyce rockowej, to electro house bardzo przypadł mi do gustu. Ich twórczość niosła za sobą jakąś nieodpartą energię, że każdy chciał się bawić i szaleć. Lekka gra świateł i pierwszy kawałek. Ludzie oszaleli. W takich momentach publika sie zatraca. Mało, który gatunek daje takie odczucia. Wolałam nie podchodzić blisko sceny, bo mogłoby się to źle skończyć. Remix Coldplay, Gotye czy Florence był świetny. Na koniec panowie zagrali "Save the World" moment, gdy zostaje wyłączony podkład i kilkaset tysięcy osób śpiewa równo jeden wers, epicka chwila. Koncert się skończył. Spojrzałam na telefon była 00:43. Po kilku minutach znalazłam chłopaków. 2 na 3 było pod wpływem alkoholu.
- Widzę, że bawiliście się prawie tak dobrze jak ja - spojrzałam na nich po kolei.
- Jaka zadowolona, bo zobaczyła Axel'a, Sebastiana i Steve'a - odgryzł się tata.
- A żebyś wiedział - uśmiechnęłam się.

- Chcesz wracać już? - spytał.
- Nie no jak chcecie to możemy zostać. Nie ma problemu.

- Masz - Jamie podał mi szklankę wypełnioną brązowym płynem.
- Mogę? - spojrzałam na tatę. Wziął głęboki oddech.
- Udaję, że tego nie widzę. Tylko nie przesadź - pogroził mi palcem, a ja tylko pokiwałam głową. 

Przechyliłam szklankę, whiskey, ładnie się bawimy - pomyślałam. Żeby nie nadużywać cierpliwości taty, wypiłam tylko jednego drinka. Było chyba wpół do drugiej, a wciąż było głośno. Wszyscy nadal świetnie się bawili. Takie festiwale nie umierają z ostatnią piosenką. Tylko trwają do rana. Przed oczami mignęły mi sylwetki chłopaków z S.H.M. Tata spojrzał na mnie i na nich.
- Chodź - złapał mnie za rękę i do nich zaprowadził. - Przepraszam chłopaki. Ja wiem, że jest późno i że jesteście zmęczeni, ale ta oto tu - wskazał na mnie - chciałaby Was poznać - uśmiechnął się.
- Aaa wyjątkowo nie mamy nic przeciwko - odpowiedział Steve. Axel wskazał na siebie, potem na bar i poszedł.
- Ej! Ale wróć dzisiaj - tamten w odpowiedzi tylko uniósł rękę.

- Tak w ogóle to ja jestem Steve, a ja Sebastian - odezwał się drugi mężczyzna.
- Janette - uśmiechnęłam się delikatnie. 

- Czekaj, czekaj. Odnoszę wrażenie, że już gdzieś Cię widziałem - powiedział Ingrosso. - Chyba w necie na jakimś portalu.
- No kurwa weź mnie nie osłabiaj. Przepraszam - spojrzał na mnie. - Ile Ty człowieku masz lat? 13? 
- Nie, 29. Mówię Ci, że skądś . . . - nagle przerwał. - Wiem! Jesteś córką Jareda Leto, ale czy to czasem nie był...?
- Tak jestem córką Jareda i tak to był on - odpowiedziałam.
- Cholera, przepraszam - walnął się ręką w głowę.
- Nie masz mnie za co przepraszać. Nic się nie stało. Wolę jak mnie nikt nie rozpoznaje, przynajmniej mam trochę spokoju.
- Brawo dla Ciebie. Pierwsza osoba jaką poznałem, która nie chciałaby być sławna - powiedział Steve.
- Wróciłem - trzeci DJ postawił na stoliku wódkę i kieliszki - Axel - podał mi rękę.
- Janette.
- Leto - uśmiechnął się cwaniacko - córka Jareda. 
- Skąd wiesz? - zapytał Sebastian.
- Gloria. A poza tym widziałem Cię w tv. Coś o Oscarach było i w tym o Tobie. Szumu dziewczyno narobiłaś.
- Nie musiałeś mi o tym przypominać.
- Takie życie niestety. A ile Ty masz lat w ogóle?

- A zgadnij.
- Mówili o tym, ale nie pamiętam. Młoda jesteś, bo z tego co kojarzę Twój tata jest młody - tu miałbyś plusa, pomyślałam - 20 nie masz na pewno. 18?

- Blisko byłeś, 17.
- Ulala za młoda jesteś żeby pić, ale trudno najwyżej mi się oberwie.
Siedzieliśmy, śmialiśmy się, rozmawialiśmy.

- A koncert? Podobał Ci się? - spytał Sebastian. Postanowiłam pograć chłopakom trochę na nerwach.
- Schrzaniliście, było fatalnie - ukryłam twarz w dłoniach. Po paru minutach spojrzałam na nich. Mieli nieciekawe miny. - Żartowałam, było świetnie. Genialny występ.

- Prawie mi serce stanęło - powiedział Steve.
- Co to za młodzież teraz - Axel pokręcił głową. 
Wypiliśmy kolejną kolejkę. Poczułam wibracje. Spojrzałam na telefon, musiałam się zbierać. Była niemalże 4.
- Takie młode, a taka głowa do picia - Hedfors spojrzał na mnie.
- Trzeba umieć - zaśmiałam się - ja muszę się zbierać niestety.

- Jakbyś miała jakieś problemy przez nas, to bierzemy całą winę na siebie - powiedział Steve.
- Kolejny szlaban najwyżej dostanę, przyzwyczajam się.
- To takie nastolatki jak Ty dostają szlaban? A ja myślałem, że w Hollywood to takie prawa nie obowiązują.
- Ha ha ha śmieszne. Gdyby mój tata nie wyznaczył pewnych zasad, to byłoby źle.
- Mówisz, że najgrzeczniejsza nie jesteś? - szturchnął mnie Angello.
- No nie do końca.
- Młoda jesteś, z czasem będziesz całkiem inaczej postępować - uśmiechnął się lekko.
- Ja uciekam już, cześć.
- Narazie - odpowiedział Sebastian.
- Do zobaczenia - Axel puścił mi oczko.

- Uważaj na siebie - dodał Steve. 
- Jedziemy? - podeszłam do taty.
- Yhym. Wystarczy Wam wszystkim już.
Dość szybko wróciliśmy do Palm Springs. Chłopaki od razu położyli się spać.

- Nie jesteś na mnie zły? - zapytałam. Po co ja to robiłam? Każda inna osoba cieszyłaby się, że nie dostała ochrzanu, a ja sama się o niego poniekąd prosiłam. Miałam chyba wyrzuty sumienia i stąd się to brało, ale to i tak nie zmieniało faktu, że to był strzał samobójczy.
- Nie jestem - powiedział po dłuższej chwili. W tym momencie przestałam go rozumieć. Po tym jak zabalowałam z Tomo i Shannonem dostałam szlaban, a teraz nic. - Sam Cię do nich zaprowadziłem i wiedziałem jak to się skończy, bo wiem co zawsze robił Shannon z Antoine'm po występie.

- To nie rozumiem czemu mnie tam z nimi zostawiłeś samą.
- Jesteś niepełnoletnia i nie możesz pić alkoholu, ale jeśli już to robisz, to wolę żebyś robiła to przy mnie. Wiem jak absurdalnie to brzmi, ale patrząc na to z mojej strony zrozumiałabyś. Idź spać, jest późno, a Ty jesteś w stanie w jakim jesteś, więc marsz do łóżka.
- Dobrze, dobranoc - uśmiechnęłam się lekko.

Jared

Była 10. Trzeba było obudzić chłopaków i Janette. Młoda o dziwo wstała bez większego problemu i co najlepsze świetnie się czuła. Nie wiem po kim ona to miała. Na pewno nie po mnie, może po matce.

- Jadłeś coś? - zapytała.
- Nie - odpowiedziałem krótko.

- A zjesz?
- Jak zrobisz - w odpowiedzi tylko pokręciła z uśmiechem głową.
Po paru minutach w kuchni pojawił się Jamie, a później Robert.

- Macie, jedzcie, a ja idę się ubrać.
- Dziękuję dobra kobieto.
- Nie musisz mi dziękować, ale pożyczysz mi swój aparat.
- Nigdy w życiu! - krzyknął.

- No weź nie bądź taki.
- Zastanowię się nad tym - powiedział po chwili.

Janette


Było ciepło, bardzo ciepło. Postanowiłam założyć więc krótkie spodenki i koszulkę. Oczywiście nie obyło się bez zabrania czegoś na wieczór, ponieważ pogoda się zmieniała i robiło się zimno. Zanim się zebraliśmy była 14. W ogóle nam się nie śpieszyło. Przechodząc przez bramkę tata mnie zatrzymał.
- Jak chcesz to możesz iść gdzie chcesz i na co chcesz, tylko się nie zgub i uważaj na siebie. Jak coś to dzwoń.

- To wszystko? - spytałam.
- Tak. Idź i nie grzesz.
- Nad tym się zastanowię - uśmiechnęłam się szeroko.

O 17 na głównej scenie występowało Kaiser Chiefs. Mój ukochany zespół indie rockowy z Wielkiej Brytanii. Swój występ rozpoczęli utworem "Everyday I love you less and less". Każdy koncert zaczynał się spokojnie, ale po paru kawałkach Ricky zaczynał szaleć, co uwielbiałam. Bieganie po scenie, koło barierek, wchodzenie na rusztowania, dokładnie tak jak tata. W końcu przyszła pora na "Ruby", genialny utwór. Później coś nowego, co mnie oczarowało, czyli "Listen To Your Head". Jak zwykle na zakończenie "Oh My God" i mój ulubiony wers "Oh My God I can't believe it, I've never been this far away from home". Po występie udałam się na ostatnią scenę żeby posłuchać Manchester Orchestra. Oni również grali indie rock i dlatego też chciałam zobaczyć czy grupa z USA jest tak dobra jak ta z Leeds. Twórczość chłopaków była ok, ale jednak nie dla mnie. Do następnego zespołu jaki chciałam usłyszeć i zobaczyć było 1,5 godziny. Postanowiłam znaleźć tatę. Siedzieli sobie we trójkę w strefie VIP otoczeni wianuszkiem dziewcząt w skąpych ciuszkach.
- Powodzi Wam się - Jamie podskoczył.
- Nie strasz mnie.
- Daj mi kluczyki do samochodu - wyciągnęłam rękę w stronę taty.

- Po co Ci? - spytał, sięgając do kieszeni.
- Chcę się przebrać.
- A to proszę.
- Dziękuję.

Szybko dotarłam do samochodu i jeszcze szybciej się przebrałam. Włożyłam kluczyki do kieszeni spodni. Zgub je, to będziesz wracała na pieszo, przeleciało mi przez głowę. Po drodze na moje szczęście lub i też nie natknęłam się na Axela i Steve'a.
- Cześć młoda.
- Ooo hej - uśmiechnęłam się.
- Jak tam z tatą? - spytał Angello.

- W porządku.
- Gdzie macie Sebastiana?
- Idzie - Steve wskazał za mnie.
- Siema, siema - przywitał się.
- Cześć.
- To jest Kee, moja żona - Ingrosso wskazał na śliczną brunetkę, która z nim przyszła. 

- Janette, miło mi poznać.
- No chłopaki co Wy tu taką młodzież bajerujecie? Oj nie ładnie.
- Za starzy są - powiedziałam do niej - bez urazy Panowie, ale wiecie.
- Mnie w to nie mieszajcie! - Steve podniósł ręce w geście obronnym. - Jakby moja żona sie dowiedziała, to mi jesień średniowiecza zrobi.
- Ty masz żonę? - spytałam zaskoczona.
- Nawet dzieci mam - uśmiechnął się lekko i podał mi telefon. Na jednym zdjęciu była mała, słodka blondyneczka, a na drugim było niemowlę.
- Z kiedy jest to drugie zdjęcie? - spojrzałam na niego.
- Ze środy.
- To ile ono ma? 
- Na tą chwilę to tydzień. 
- Co Ty mówisz, no to gratuluję.
- Dziękuję. 
- Widać, że się nie interesujesz tym - powiedział złośliwie Axel.
- Interesuje się WASZĄ muzyką, a nie życiem prywatnym gałganie. Nic mi do tego z kim jesteście żonaci i co robicie poza koncertami.
- Woohoo to Cię pocisnęła - zaśmiał się Steve.
- Lubię Cię - powiedziała Kinda.
Steve, Kee i Sebastian zajęli się rozmową. A Axel prawdopodbnie się obraził i gdzieś sobie poszedł. Chyba troszeczkę przesadziłam.
- Ja uciekam, miłej zabawy, pa - pożegnałam się.
Oddałam tacie klucze i poszłam zobaczyć występ Kasabian. To była mieszanka wybuchowa. Electro połączone z rockiem alternatywnym i indie rockiem. Marzenie po prostu. Nie byłam ich wielką fanką, ale muzykę mieli dobrą i to doceniałam. Ich ostatnia płyta wydana w 2011 r. pod bardzo niecodzienną nazwą "Velociraptor!". Zawiera świetne kawałki jak "Days are Forgotten" czy "Man of Simple Pleasures". Później udałam się na trwający już występ Davida Guetty, gdzie spotkałam Axwell'a.

- Kurde znowu Ty - pokręcił głową.
- Przepraszam, przesadziłam trochę.
- Nic się nie stało. Zaskoczyłaś mnie trochę.
- Nie interesuje się życiem sławnych ludzi, bo chciałabym żeby ktoś nie interesował się moim, ale to raczej niemożliwe - skrzywiłam się. 
- Przyzwyczaisz się, albo będziesz żyła w taki sposób, że nic z Twojego prywatnego życia nie wyjdzie na jaw.
- A tak a pro po wcześniejszego tematu, też masz żonę i dzieci?
- Narzeczoną i syna - uśmiechnął się.

Po secie DJ'a, Hedfors odprowadził mnie pod główną scenę.
- Dobra, ja Cię zostawiam. Do zobaczenia - pocałował mnie w policzek, co mnie bardzo zaskoczyło.
- Pa-a - odpowiedziałam powoli.
- Widziałem to - usłyszałam po chwili głos taty.
- Już sobie nie myśl nic tylko. Kiedy zaczynają? - zmieniłam temat.

- Zaraz. Nie wierzę, że przyszłaś posłuchać starego, rockowego zespołu.
- A widzisz.

- Przymknijcie się - zostaliśmy uciszeni przez chłopaków.
- Wierni fani? - spytałam po cichu.
- Raczej - uśmiechnął się.
Usłyszeliśmy pierwsze dźwięki, a po chwili śpiew Thom'a i postanowiliśmy się zamknąć. Było późno i teoretycznie rzecz biorąc zimno, a ja miałam na sobie cienki sweterek.
- Masz - tata dał mi swoją bluzę. Jak zwykle musiał wszystko zauważyć.

- Dziękuję, a nie będzie Ci zimno?
- O mnie się nie martw. Zakładaj - przeciągnęłam ją przez głowę i poczułam zapach perfum. Ładne, uśmiechnęłam się w duchu. Tata przytulił mnie do siebie i teraz to było mi ciepło. Po jakiś 40 minutach popłynęły dźwięki "Paranoid Android" i występ się skończył. Było po 1, bez jakiegokolwiek zastanowienia wróciliśmy do Palm Springs.
Wstałam w niedzielę dość wcześnie. O ile 9:40 to wcześnie. Założyłam zwiewną czarną tunikę, ogarnęłam się i poszłam do kuchni. Zrobiłam sobie śniadanie i miałam zacząć je konsumować, ale tata mi to przerwał.
- Będziecie cicho? - spojrzał na mnie i na Jamiego, który siedział obok.
- OK, a co będziecie robić? - spojrzałam na Roberta, który trzymał w rękach niedużą kamerę.
- Będę dzwonił do Echelonu o VyRT. Chcę to nagrać, a potem wrzucić na stronę.

- Aha, spoko.
Pierwszy telefon. Odebrała jakaś dziewczyna. Zaczęła piszczeć, normalna reakcja w gruncie rzeczy, ale gdy padło pytanie o małżeństwo zaczęłam się śmiać.
- Cicho bądź - Jamie mnie szturchnął, chociaż na jego twarzy również malował się uśmiech.
Tata wciąż rozmawiał z tą dziewczyną. Zrobiłam sobie kawę i wyszłam na taras. Zaczęłam chodzić koło basenu. Pogoda była idealna na opalanie się. Rozglądając się dopiero zauważyłam jakie to miejsce jest piękne. Widok gór był zniewalający. Czułam, że zakochuję się w tym miejscu.
- To jak przyjąłeś oświadczyny? - spytałam taty.
- Lecę już. Jest młodsza od Ciebie.
- Ale umie gotować - zaśmiałam się - wiesz co pięknie tu jest.

- No nie da się zaprzeczyć.
Zważając na fakt, że aura świetnie dopisywała założyłam sukienkę. Będąc już na miejscu tata uparł się na występ Zedd'a. Ja natomiast wybrałam Band Of Skulls. Zespół stosunkowo był młody, ale przez ich singiel "Death By Diamonds And Pearls" pokochałam ich bezgranicznie. Grali rocka alternatywnego. Wokal Russell'a rozkładał na łopatki i do tego  gitara, która doprowadzała do obłędu.
Chłopaków znalazłam w Rose Garden razem z Zeddem.
- Janette - Anton. Anton - Janette.
- Cześć - powiedzieliśmy w tym samym momencie.

Chłopaki dyskutowali o czymś przez ponad godzinę.
- O co chodzi z nim? - spytałam Rob'a.

- O nic. Jared będzie robił nowy album w stylu electro - odpowiedział mi krótko.
- Żartujesz, prawda?
- Nie wierz we wszystko co usłyszysz. Chodzi o muzykę, ale ja w to nie wnikam. Nie dotyczy mnie to.
- OK. To ja idę, powiesz tacie jak coś?

- Nie ma problemu.
Musiałam się pośpieszyć zaraz na głównej scenie zaczynał się występ Fitz and the Tantrums. Zespół z Los Angeles wykonujący indie pop z domieszką soul'a. Występ powoli się zaczynał. Na scenę kolejno weszli John, Jeremy, James, Joseph oraz Michael ze swoją blond grzywką, a wraz z nim Noelle. Wszystkie piosenki, które grali były z debiutanckiej płyty, poza nowym kawałkiem "Outta My League". W końcu nadeszła pora na jeden z moich ulubionych numerów "L.O.V.". Stojąc po między tłumem nikt nie zwrócił na mnie uwagi. Patrzyłam na Michael'a i Noelle, którzy dali się ponieść własnej muzyce, coś pięknego. Na zakończenie była moja druga ulubiona piosenka "MoneyGrabber"

- "Uuuu wooo ooo don't come back anytime I've already had your kind this is your pay back Moneygrabber" - mimowolnie śpiewałam razem z wokalistami. Po występie Fitz and the Tantrums nie ruszałam się z miejsca, bo za parę minut miał być występ The Hives. Nie widziałam nic szczególnego w nich, poza strojem i jedną piosenką, którą znałam "Tick Tick Boom". Zanim grupa skończyła śpiewać, ja oczywiście przeniosłam się już w inne miejsce żeby zobaczyć koncert Gotye. Świat usłyszał o nim przez jeden numer, który stał się światowym hitem. Fani świetnie znali ten utwór i cały czas śpiewali. Uwielbiam momenty, gdy publiczność śpiewa tak głośno, że nie słychać wokalisty, tak było także tym razem. Z każdą minutą czułam się coraz bardziej zmęczona. Postanowiłam znaleźć chłopaków co nie było trudne.
- Nie za dużo tego czasem? - spytał tata, patrząc na mnie.
- Jeszcze tylko 2. pierwszy z nich jest przed 22.

- A czyj?
- Florence.
- Ooo to ja idę z Tobą.

- A proszę Cie bardzo.
Usiadłam sobie na chwilę, ale po paru minutach zdecydowałam się pójść po kawę. Wolałam nikogo o to nie prosić, bo wiedziałam co usłyszę.
- Co tam masz? - zapytał tata, gdy wróciłam.
- Nic - zrobiłam niewinną minę.
- Pij tą kawę i idziemy - w odpowiedzi tylko pokiwałam głową.

Nie miałam siły żeby iść na jeszcze jakiś koncert, ale dla Florence i Dre musiała coś z siebie wykrzesać.
- Gdzie Ty mnie prowadzisz, co?
- Zobaczysz - uśmiechnął się.
Pokazał ochronie nasze opaski i zostaliśmy wpuszczeni na backstage. Staliśmy sobie, gdy przeszła koło nas Florence.
- Hello - uśmiechnęła się i wbiegła na scenę bez butów jak zwykle. Przy numerze "What the Water Gave Me" zaczęłam nucić sobie pod nosem.
- A mówiłaś, że nie umiesz śpiewać - tata szepnął mi do ucha.

- Ja nic nie mówiłam - poruszyłam brwiami i wróciłam do przerwanej czynności.
Po mojej lewej stronie stała Emma Watson ze swoim chłopakiem. Zauważając mój wzrok na sobie tylko delikatnie się uśmiechnęła. Później posypały się wszystkie kawałki, które ubóstwiałam z "Spectrum" na czele. W Florence + The Machine lubiłam spontaniczność Welch, grę na klawiszach Isabelli i harfę na której grał Tom. Połączenie tego wszystkiego było cudowne. Ostatnia płyta Florence była świetna. Album "Ceremonials" stał u mnie w pokoju na półce. Jej styl określany jako ciemny, mocny i romantyczny był kwintesencją dobrej muzyki. Oparłam się o tatę, byłam wykończona.
- Może darujemy sobie ostatni koncert, hmm? - objął mnie ramieniem i pocałował w głowę. 
- Nie, ja chcę zobaczyć.
- No jak wolisz, ale żeby potem nie było.
Florence skończyła śpiewać i nadal miała w sobie full energii. Zazdrościłam jej tego w tym momencie. Docierając na główną scenę Dr. Dre już występował. Lubiłam rap i niektórych wykonawców, a w gruncie rzeczy tylko trzech. Niestety jeden z nich był już na tamtym świecie. Kolejny właśnie śpiewał i miałam nadzieję, że w międzyczasie zobaczę ostatniego. Set lista była ciekawa "Kush", "Deep Cover". Później do Andre dołączył Wiz Khalifa, następnie 50 Cent, który został dłużej na scenie. Dalej stało się coś czego chyba nikt się nie spodziewał, czyli Tupac . . . który śpiewał. Jego dawno już nie było na tym świecie. Hologram był taki realistyczny, że wszyscy byli w szoku. Po tym zaskakującym wydarzeniu na scenę wkroczył Eminem, czyli to na co czekałam. Panowie rozpoczęli utworem "I Need A Doctor", a skończyli "Till I Collapse". Szczerze kochałam twórczość Em'a. Teksty piosenek, które były poniekąd jego biografią. Liczyłam, że kiedyś uda mi się wybrać na jego koncert. Na koniec Dre uraczył nas kawałkiem "Still Dre". Andre zebrał chyba największe brawa wieczoru jak nie całego festiwalu. Występ rapera był ostatni. Coachella Festival is over. Spojrzałam na tatę, myślał o czymś zawzięcie.
- Co się stało?
- Wiem, że jesteś zmęczona, ale wytrzymałabyś tu jeszcze trochę? - analizując w głowie jego słowa, domyśliłam się, że chodzi o jakiś after.
- Jak nie do rana, to tak - pokiwałam twierdząco głową.
- To w takim razie idziemy się bawić. Woohoo - zapiszczał Jamie.
Wchodząc do strefy VIP oniemiałam. Na wysokości paru metrów były zawieszone lampiony. Efekt tego był niesamowity. Znajdowali się tutaj chyba wszyscy wykonawcy tegorocznego festiwalu. W sumie to chciałam wrócić do domu i położyć się spać, ale skoro tata chciał zostać, to znaczyło, że coś ważnego ma być. Było parę minut po północy. Bez większego zastanowienia zamówiłam sobie kawę. Nie miałam pojęcia do której tu będziemy, a byłam wykończona.

- Kawa o tej porze - Steve pokręcił z niedowierzaniem głową.
- Oj tam.
Po chwili usłyszałam dobrze znaną mi melodię. Za konsolą stał Axwell.

- Są dni w których on nie pracuje?
- Niewiele. 
Spojrzałam na moment w inną stronę, a gdy się odwróciłam przede mną stał Hedfors.
- Ja pier.... nie strasz mnie. Mam słabe serce. 
- Jak pijesz tyle kawy - odgryzł się Angello.
- To nie trzeba kawę pić tylko alkohol. Co chcesz? - Axel poruszył brwiami.
- Ja? Nic.

- Nie rób mi tego. Jednego drinka.
- Jednego - zaznaczyłam.

"In my mind, in my head, this is were we all came from." - lubiłam ren remix. Nagle Robert obrócił mnie o 360 stopni, a mi zakręcił się w głowie. Upadłabym, ale mnie złapał w ostatniej chwili.
- Tak to mi nie rób. Wypiłam 4 kawy i trochę alkoholu. 
- Przepraszam, w porządku?
- Tak, chyba.
- Usiądź sobie. 
Była prawie 3, tata gdzieś zniknął zaraz jak tylko tu przyszliśmy. Wstałam i postanowiłam go poszukać. Gdzieś musiał być. Znalazłam go po kilkunastu minutach z jakimś mężczyzną.
- Przepraszam, że przerywam - uśmiechnęłam się lekko - możemy już wracać?

- Dobrze, ale najpierw pozwól, że Cię komuś przedstawię. John, to jest moja córka, Janette.
- Dobry wieczór - powiedział mężczyzna, a ja skinęłam głową - ja będę niebawem w Los Angeles to się spotkamy i dokończymy rozmowę, a teraz zabieraj ją do domu - powiedział do taty.
- OK, to cześć - pożegnał się i poszliśmy - gdzie chłopaki?
- Siedzieli tam. Mam nadzieję, że nie przerwałam niczego ważnego?
- Nie, spokojnie. 
Zabraliśmy chłopaków i wróciliśmy do Palm Springs.
- Nie wracamy dzisiaj, prawda? - spytałam, gdy wysiedliśmy z samochodu.

- Nie, chociaż na początku tak było ustalone, ale wrócimy we wtorek.
- Ooo to super.

- Idź spać, dobranoc - pocałował mnie w policzek.
- Dobranoc - weszłam do swojego pokoju. Wzięłam szybki prysznic i zrobiłam to o czym marzyłam od kilku godzin, czyli pójście spać.



_______________________________________________________

Nie powiem kiedy ten rozdział miał się pojawić, bo znowu dostanę ochrzan :)Główny temat rozdziału Coachella zeszłoroczna. Teraz dodając to oglądam obecną, więc wszystko jak najbardziej w temacie.
Nie wiem czy spodoba Wam się ten rozdział, bo to trochę taka relacja. Miałam okazję oglądać w zeszłym roku i tak oto napisałam ten rozdział.
No nic, liczę na jakąś konstruktywną opinię.
Pozdrawiam.