16 lutego 2013

21. "Dziewczyno czy Ty do reszty oszalałaś?!"

W szkole nic specjalnie się nie zmieniło. Nadal wszyscy zastanawiali się kim konkretnie jestem dla chłopaków. Mogę powiedzieć, że bawiła mnie ta sytuacja, ale tylko do pewnego momentu...

Jared

Byłem w Nowym Yorku. Po pokazie u Katie Gallagher rozmawiałem z jednym z dziennikarzy. Oczywiście nie obyło się bez pytań o Janette. Nie chciałem już dłużej tego ciągnąć.
- Jared to jak powiesz nam w końcu kim jest Janette? - zapanowała cisza.

- Janette jest . . . - przerwałem, a może lepiej nie mówić - . . . jest moją córką - odpowiedziałem po dłuższej chwili. Dziennikarz nie potrafił ukryć swojego zdziwienia. Jego mina była bezcenna. 
- Naprawdę? - wytrzeszczył oczy, a ja tylko pokiwałem głową. Wiedziałem jak duże zamieszanie się teraz zrobi i martwiłem się o Janette. Została sama w Los Angeles. Zaraz po tym postanowiłem do niej zadzwonić i uświadomić ją w fakcie, że już wszyscy oficjalnie wiedzą kim jest.
- Hej Skarbie.
- Cześć, co tam? - powiedziała radośnie.
- Bo widzisz . . . - opowiedziałem jej wszystko.

- Martwisz się, słyszę to po Twoim głosie, a niepotrzebnie. Będzie dobrze, mam taką nadzieje.
-
Uważaj na siebie dobrze?
- Jak zawsze.
Miałem nadzieję, że Janette sobie poradzi i nic złego się nie stanie, bo bym sobie nie darował. Wieczorem polecieliśmy do Chin na koncerty, które miały się tam odbyć w najbliższym czasie.

Janette


Gdy tata zadzwonił i powiedział, że rozwiał wątpliwości całego świata na mój temat trochę się przeraziłam, ale musiałam sobie dać z tym radę. Idąc następnego dnia do szkoły bałam się. Nie wiedziałam czego mam się spodziewać. Na wejściu już słyszałam wszystkie rozmowy i oczy ukradkiem spoglądające na mnie.
- Więc jesteś córką Jareda - powiedziała Megan. Siedziałyśmy na trawniku przed szkołą.

- Yhym  - pokiwałam głową.
- A Twoja mama? - zapytała dziewczyna, a ja się wzdrygnęłam.
- Wolę o tym nie rozmawiać - ucięłam. W gruncie rzeczy tu nie było o czym rozmawiać. 

- Przepraszam.
- Nic się nie stało - uśmiechnęłam się lekko.
Zamieszanie w związku z całą tą sytuacją trwało kilkanaście dni, potem wszyscy umilkli. Było w miarę normalnie, chociaż część osób twierdziła, że jestem sławna. Sławny jest tata, Shannon, Tomo, zespół, nie ja. Nikt tego nie rozumiał, a ja miałam głęboko gdzieś to co mówią.
Rose zjawiała się co 2 lub 3 dni i zawsze przyglądała mi się bacznie. Jakby chciała wyczytać coś z mojego zachowania.
- Nic złego się w szkole nie dzieje. Nie patrz tak na mnie - powiedziałam podirytowana.
- Przepraszam, nie złość się. Martwię się po prostu.

Gdy Rose wyszła, postanowiłam wybrać się na spacer. Mieszkałam w Los Angeles, a na dobrą sprawę w ogóle nie znałam okolicy. Przebrałam się w wygodne ubranie oraz buty i postanowiłam to zmienić. Wyszłam z domu i ruszyłam przed siebie. Będą jaja jak się zgubię, pomyślałam. Sąsiedztwo w jakim mieszkaliśmy było ładne i spokojne przede wszystkim. Szłam przed siebie, rozglądając się uważnie. Dotarłam do drogi, która prawdopodobnie prowadziła do centrum. Widok jak ukazał się moim oczom, gdy minęłam kolejną uliczkę zapierał dech. Zachód słońca nad Hollywood. To było niesamowite. Dopiero w tym momencie zdałam sobie sprawę jak późno jest, a ja jestem bóg jeden wie jak daleko od domu. Starłam się wracać tą samą drogą, przynajmniej tak mi się wydawało. Zobaczyłam znajome budynki i wiedziałam, że jestem prawie na miejscu. Wchodząc do domu, zapaliłam światło, było już ciemno. Zrobiłam sobie kolację, a następnie wzięłam prysznic i położyłam się do łóżka. Rano obudziłam się w świetnym humorze. Dzień zapowiadał się świetnie.
- Chyba trochę źle zaczęłyśmy - do stolika podeszła Alex - przepraszam, to nie jest moja sprawa kto jest Twoim ojcem czy coś. Już się w to nie wtrącam. Jeszcze raz przepraszam.

- Nic się nie stało, ale masz rację to nie jest Twoja sprawa.
- Czy Alex Cię właśnie przeprosiła za swoje zachowanie? - Megan była w szoku.

- Przecież słyszałaś.
- Ona nigdy nie przeprasza, nigdy. Znam ją trzy lata i jeszcze nikogo nie przeprosiła.
- Kiedyś musiał być ten pierwszy raz - zaśmiałam się. Zaczął dzwonić mój telefon.

- Halo - po drugiej stronie usłyszałam głos taty.
- Wiesz, że gramy dzisiaj ostatni koncert. Powiedziałem Ci, że przyjadę do domu, ale zapomniałem o Fashion Week.

- Yhym. To kiedy wrócisz? - spytałam. 
- Za tydzień. Jesteś w szkole?
- Tak, za godzinę kończę. Wstałeś dopiero? 

- Skąd wiesz?
- Bo mi ziewasz do słuchawki - zaśmiałam się - muszę kończyć. Pozdrów chłopaków.
- Ależ oczywiście. Młoda uważaj na siebie, dobrze?
- Ja zawsze uważam. Powinieneś to kierować raczej do siebie, a nie do mnie.
- Mała mądrala.
- Też Cię kocham! - zakończyłam połączenie i poszłyśmy do sali.

- Wy tak zawsze? - zapytała Meg.
- Przeważnie.
- Zazdroszczę - w odpowiedzi uśmiechnęłam się przyjaźnie.
Po powrocie ze szkoły zjadłam obiad. Postanowiłam odpuścić naukę, przebrałam się w strój kąpielowy i położyłam na leżaku. Cisza i spokój, było idealnie. Po dwóch godzinach zakończyłam moje leniuchowanie na tarasie, a rozpoczęłam w swoim pokoju, na łóżku z laptopem. W końcu postanowiłam pójść spać. Zasnęłam bez większych problemów, ale za to rano miałam problem z podniesieniem się z łóżka.

Jared

Przyleciałem do Paryża na Fashion Week. Wolałem wrócić do domu, ale moja wszechstronność zobowiązywała do pewnych rzeczy i nie miałem wyboru. Wieczorem odbył się pokaz Kanye'go Westa.
- Ta dziewczyna wtedy na VMA, to była Twoja córka? - spytał muzyk.
- Owszem - uśmiechnąłem się.

- Nie wiedziałem, że masz dzieci.
- Bardzo niewiele osób wiedziało o istnieniu Janette - odpowiedziałem.
- Dobry wieczór Panowie - koło nas zjawił się Terry Richardson.
- Cześć - uścisnąłem go.
- Ja muszę iść, do zobaczenia później - powiedział West i odszedł.
- Na razie.
Następnego dnia był pokaz Givenchy, a kolejnego Laurenta. Spotkałem tam znajomą jednego z filmów.
- Jak tam Janette? - spytała Salma.

- Dobrze. Siedzi sobie w Los Angeles.
- Ona tam, a Ty tu - pokiwała głową.
- Też nie jestem z tego zadowolony, wierz mi.
- Wiem, wiem - dotknęłam mojego ramienia.
Hayek była jedną z tych osób, które wiedziały o Janette od dawna.
- Pozdrów ją - rzuciła odchodząc.
- Tak zrobię.
- I może spędzaj z nią więcej czasu, co?
- Sal, Ty też? - jęknąłem.
- Jared to dziecko. Tak ma 16 lat, ale jest dzieckiem i wychowujesz ją sam. Ona potrzebuje uwagi, troski i Ciebie przede wszystkim, a Ty rzadko kiedy jesteś w domu - odeszliśmy na bok żeby nikt nie słyszał naszej rozmowy - nawet się pewnie nie zastanawiałeś i nie pytałeś jej jak się czuje z tym wszystkim, a sama Ci nie powie, bo się zwyczajnie boi. Proszę Cię przemyśl to i zadbaj o nią. Ma tylko Ciebie. Wiem, że było, jest i nadal będzie Ci ciężko połączyć wychowanie dziecka z trasą, koncertami, planem filmowym. Wiem, że to nie jest moja sprawa, ale ja jestem kobietą i matką - uśmiechnęła się łagodnie.

- Masz rację w tym wszystkim, ale . . .
- Żadnych "ale" - przerwała mi - po prostu zmień coś. Oboje wiemy, że możesz to zrobić.
- Dobrze. Postaram się.
- Ty nie masz się starać, tylko zrobić coś konkretnego.
- W środę wracam do domu, zajmę się tym. 

- Na taką odpowiedź liczyłam, pa - uściskałem ją.
- Dziękuje - powiedziałem, otwierając drzwi taksówki.

- Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć.
- Wiem. 

Wróciłem do hotelu. Cały czas w głowie miałem słowa Salmy. Wiedziałem, że muszę coś zrobić, tylko jeszcze nie wiedziałem co dokładnie. W środę wróciłem do domu dopiero wieczorem. Zastałem Janette w salonie przy książkach. Nie zauważyła mnie do momentu, gdy zaczęło dzwonić moje BB.
- Boże... wystraszyłeś mnie. Długo tu stoisz?
- Chwilę. Młoda, a co Ty się tak uczysz? - spytałem zaintrygowany.
- Nie podejrzewałeś mnie o to.

- Raczej nie.
- Dobrze, że już jesteś - przytuliła się do mnie.
- Działo się coś?
- Nie.
- Na pewno? - spojrzałem jej w oczy.

- Tak, wszystko jest OK. 
Miałem już położyć się spać, ale najpierw postanowiłem zobaczyć czy Janette śpi. Wszedłem do pokoju, a ona nadal się czegoś uczyła. Było już po północy.
- Wystarczy - zamknąłem książkę - idź spać - spojrzała na mnie zdziwiona.
- Dobrze, tylko potem nie krzycz na mnie jak będę miała złe oceny.
- Nie będę, dobranoc - zgasiłem światło.
Nie przestawałem myśleć o tym co mi powiedziała Hayek. Utkwiło mi to w głowie już na zawsze.

Janette

W szkole odcinałam się od większości osób. Tak było bezpieczniej dla mnie. Gdy wchodziłam do sali Megan dała mi kopertę.
- Co to? - spytałam.
- Otwórz! - ponagliła mnie.
- Impreza. Fajnie, ale wątpię bym mogła iść - skrzywiłam się.

- Pogadaj z tatą, może się zgodzi.
- Spróbuję, ale niczego nie obiecuję. 

Po powrocie do domu od razu poszłam do taty. Nie wiedziałam jak zacząć.
- Mów o co chodzi - odezwał się pierwszy.

- No bo w niedzielę jest taka impreza - momentalnie oderwał się od laptopa - Mogłabym na nią iść?
- No nie wiem - pokręcił głową.
- Tato proszę - usiadłam bliżej niego i zrobiłam słodkie oczka.

- Dobrze, ale masz wrócić w nienagannym stanie, a jak będzie inaczej, to już nigdzie nigdy nie pójdziesz.
- Oczywiście, dziękuję - pocałowałam go w policzek.
Całą niedzielę spędziłam na szykowaniu się. Malowaniu i przebieraniu.
- Wróć przed północą i pamiętaj o tym co mówiłem.
- Pamiętam.

- Udanej zabawy - krzyknął Shannon.
- Dzięki - nawet nie wiedziałam, że jest u nas.
Dotarłyśmy z Megan na miejsce. Miałyśmy zamiar się dobrze bawić. Miejsce było bardzo stylowe i panowała w nim nieziemska atmosfera. Siedziałam sama przy stoliku, gdy zjawił się jakiś chłopak. 
 - Mam coś dla Ciebie - uśmiechnął się tajemniczo i wyciągnął małą torebeczkę z białym proszkiem - spróbuj - wysypał znikomą ilość.
- Co to? - spytałam z zaciekawieniem.

- Szczęście - odparł - nie bój się, nic Ci się nie stanie - spojrzałam na niego, potem na kokainę i nie zastanawiając się, postanowiłam spróbować.
- Raz się żyje - wciągnęłam kreskę.

Do stolika wróciła Megan i poszłyśmy na parkiet. Nie czułam specjalnego działania narkotyku, więc nie miałam się czym martwić. Spojrzałam na zegarek, było po północy, a to oznaczało, że musiałam się zbierać. Weszłam do domu, zamykając przy tym bardzo niedelikatnie drzwi. Po chwili usłyszałam wołanie taty.

Jared

Usłyszałem jak ktoś strzelił drzwiami. Janette wróciła.

- Pozwól tu na chwilę - siadła na przeciwko mnie na kanapie. Pierwsza rzecz jaka zwróciła moją uwagę, to jej oczy, a ściślej rzecz biorąc źrenice.
- Shannon! Chodź tu! - krzyknąłem. 

- Czego się drzesz - wszedł do salonu. 
- Spójrz jej w oczy i powiedz, że się mylę, błagam - ręce zaczęły mi się trząść.
- O co Wam chodzi - powiedziała Janette.
Shannon kucnął przed nią.

- Młoda spójrz na mnie - popatrzył jej w oczy, a potem na mnie. Na jego twarzy malowało się lekkie przerażenie. - Chciałbym móc powiedzieć, że się mylisz, ale niestety masz rację - oboje byliśmy pewni, że Janette brała jakieś narkotyki. 
- Ja pierdole - załapałem się za głowę - Dziewczyno czy Ty do reszty oszalałaś?! - krzyknąłem.
- Ty to zawsze dramatyzujesz. Dajcie mi spokój - wstała z kanapy.
- Gdzie. Shannon zaprowadź ją do pokoju, niech idzie spać - oparłem się rekami o mebel. Prędzej myślałem, że przyjdzie pijana niż naćpana. Kurwa nie wytrzymam.

Shannon

- Rozbierz się i idź spać - zaświeciłem światło.
- Nie chce.

- Nie pogarszaj już. Idź spać, powiedziałem - poszła do łazienki, po paru minutach wyszła przebrana. - Do łóżka i nie waż się stąd ruszyć - wyszedłem z pokoju i poszedłem do salonu, gdzie wciąż był mój brat.
- Jared . . .
- Nic nie mów - odpowiedział. - Śpi? - spytał.
- Nie. Wiesz jakie działanie mają narkotyki. Szybko nie zaśnie.
- Co ona wyprawia, przecież... nie mogę, ciśnienie mi się podnosi jak o tym myślę.
Była prawie 3. Postanowiłem pójść sprawdzić co z Janette.

- Czemu nie śpisz?
- Nie mogę.
- Pokaż oczy - jej źrenice były normalne, a to oznaczało, że narkotyki przestały działać.
- Tata jest zły?

- Jest strasznie wkurwiony. Przesadziłaś ostro.
- Przepraszam, ja . . .
- Mi się nie tłumacz - przerwałem jej - wiesz co brałaś chociaż?
- Kokainę, ale niedużo.
- To nie ma znaczenia czy dużo, czy nie, tylko to że w ogóle wzięłaś. Śpij - przykryłem ją.

- Bardzo mam przerąbane? - zapytała, gdy wychodziłem.
- Jak nigdy.

Przetarłem oczy, byłem strasznie zmęczony. Co ona najlepszego zrobiła. Jared ją zamorduje chyba. Wolałem nie myśleć nad tym co zrobi mój brat. Jego metody wychowawcze były bardzo specyficzne, ale skuteczne. Szczerze mówiąc, nie chciałbym być teraz na miejscu Janette.

Janette

Obudziłam się rano. Była 10. Po paru chwilach przypomniały mi się wszystkie wydarzenia z minionej nocy. Czułam przerażenie i strach. Mam przejebane, nie ma się co oszukiwać. Wzięłam prysznic, ubrałam się i przemknęłam się do pokoju Shannona byle tylko nie natknąć się na tatę. 

- Wstałaś - stwierdził, widząc mnie.
- Shannon . . . co teraz? - usiadłam na łóżku.
- Mnie o to pytasz? - spytał z ironią - Było nad tym myśleć wczoraj, bo podejrzewam, że zbyt długo nie zastanawiałaś się nad tym co robisz - do oczu napłynęły mi łzy. Miał rację w ogóle się wczoraj nie zastanowiłam nad tym co robię.
- Idź z nim porozmawiaj.
- Nie - wbiłam wzrok w podłogę.
- Dlaczego? - usiadł koło mnie.
- Boje się - na samą myśl o tym, że miałabym teraz iść do taty przeszedł mnie dreszcz.
- Wczoraj niczego się nie bałaś. Idź. Tak będzie lepiej. Jest u siebie - pokiwałam głową.
Wahałam się dłuższą chwilę zanim zapukałam do pokoju taty. 

- Proszę - usłyszałam zza drzwi.
- Możemy porozmawiać? - spytałam drżącym głosem. 

- Poczekaj chwilę, tylko wyślę tego maila - powiedział bardzo spokojnym głosem.
Po chwili zamknął laptopa, a mi serce podeszło do gardła.

- Słucham.
- Przepraszam.
- Czy Ty myślisz, że takie jedno 'przepraszam' wystarczy i będzie jakby nigdy nic się nie stało? - zapanowała długa cisza. - Pozwoliłem Ci pójść na tą imprezę, bo Ci ufałem i chciałem Cię traktować jak dorosłego człowieka. Wierzyłem, że nie zrobisz nic głupiego, ale się myliłem. Boże jaki ja jestem naiwny. Czy Ty w ogóle zdajesz sobie sprawę z tego co zrobiłaś? Przesadziłaś i to bardzo. W głowie mi się to nie mieści normalnie i błagam nie mów mi, że nie wiedziałaś co masz zrobić, bo mnie szlag trafi zaraz.
- Tatoo. . .
- Co tato? Janette - wziął głęboki oddech - jestem zły, zawiedziony i straciłaś moje zaufanie, o tak - pstryknął palcami - proszę, idź do siebie. Nasza rozmowa jest skończona - powiedział. Raczej Twój monolog, a nie rozmowa, pomyślałam. Po drodze do pokoju wpadłam na Shannona. Spojrzał na mnie i o nic nie pytając przytulił mnie.
- Przejdzie mu. Nie dzisiaj, nie jutro, nie za 3 dni, ale mu przejdzie. Trzeba poczekać - pogłaskał mnie po głowie.

Weszłam do pokoju i usiadłam na łóżku. Byłam bezradna i przybita. Do oczu znowu napłynęły mi łzy. Jaka ja jestem głupia. Następnego dnia wcale nie było lepiej.
- Po szkole od razu wracasz do domu - powiedział tata przy śniadaniu. Shannon siedział i nas uważnie obserwował.
- Dobrze - po chwili przyjechał Greg.
- Co taka nie w humorze? - spytał, gdy wsiadłam do samochodu.

- A weź daj spokój. Za głupotę się płaci - dodałam po chwili.
Wchodząc do szkoły, przybrałam na twarz sztuczny uśmiech, bo od razu zauważyliby, że coś jest nie tak. Megan zauważyła, że coś nie gra, ale o nic nie pytała.

- Może skoczymy na kawę? - zaproponowała, gdy wyszłyśmy ze szkoły.
- Nie mogę - uśmiechnęłam się przepraszająco - innym razem.
Wróciłam do domu. Tata się do mnie nie odzywał. Omijaliśmy się szerokim łukiem. Tak było dzień w dzień przez cały tydzień. Poszłam do Shanna, chciałam z nim pogadać. Weszłam do pokoju, był tam tata.
- Nie będę Wam przeszkadzać, przyjdę później.
- Wchodź. My już skończyliśmy - powiedział.
Usiadłam w fotelu i podciągnęłam kolana pod brodę.
- Shanny co ja mam robić?

- Po pierwsze to nie rób już nic głupiego. Musisz mu pokazać, że może Ci znowu zaufać mimo wszystko. To nie będzie łatwe.
- Nadal jest zły na mnie? - spytałam.
- Tego nie wiem, ale pewnie tak.
Przeklęłam się w duchu za to, że wtedy wzięłam to. Rozpłakałam się, nie miałam na to siły i kompletnie nie wiedziałam co mam robić. Siedzieliśmy sobie, gdy do pokoju wszedł tata.
- Przepraszam, zapomniałem telefonu - faktycznie koło mnie, na stoliku leżało jego BB. - Nie płacz już - pocałował mnie w czubek głowy i wyszedł, zabierając telefon.

- Co to było? - podniosłam zdezorientowana głowę.
- Jego zawsze jest ciężko zrozumieć - odpowiedział.
Wieczorem, gdy już leżałam w łóżku, przyszedł tata.
- Co ja mam z Tobą zrobić - usiadł na łóżku.
- Wiem, że bardzo źle zrobiłam i wiem, że nic mnie nie tłumaczy ani nie usprawiedliwia. Popełniłam ogromny błąd i przysięgam, że już nigdy tego nie zrobię. Proszę, nie bądź już na mnie zły - do oczu napłynęły mi łzy.
- Tydzień się do Ciebie nie odzywałem, ale widzę, że coś do Ciebie dotarło. Jestem nadal na Ciebie cholernie zły, ale z drugiej strony strasznie Cię kocham i nie mogę już patrzeć jak ciągle płaczesz - przytulił mnie do siebie, a ja się rozpłakałam na dobre.

- Ciii . . . - zaczął mnie kołysać. - Osiwieję przez Ciebie niedługo - powiedział, gdy się uspokoiłam. - Idź spać, bo już jest późno, dobranoc - pocałował mnie w policzek.
Poczułam jak ogromny ciężar spada mi z serca. Tata nadal był na mnie zły, rozumiałam go.
W środy zajęcia zaczynałam trochę później. Siedzieliśmy z tatą w kuchni. Ja robiłam śniadanie, a on pstrykał coś na BB.
- Mam nadzieję, że wyciągniesz jakieś wnioski z tego wszystkiego - schował telefon do kieszeni. 

- Postaram się - uśmiechnęłam się delikatnie.
- Czyżby spokój zapanował? - do pomieszczenia wszedł Shannon.

- Tak - odpowiedzieliśmy zgodnie.
- Czyli mogę w końcu wrócić do siebie.
- Siedziałeś tu ze względu na nas? - spytałam zdziwiona.
- No oczywiście. Bałem się o Was oboje i wolałem nie zostawiać Was samych.
- Zrobiło się późno, zbieram się - zostawiłam chłopaków i poszłam się ubrać.
Przekroczyłam szkolny próg w dobrym humorze.

- Co taka zadowolona? - spytała Megan.
- Wyjaśniła się pewna sprawa i stąd mój dobry humor - powiedziałam tajemniczo.
- Może wpadniesz do mnie jutro?
- Chciałabym, ale tata jutro wyjeżdża, więc nie mogę. Może w piątek?
- Spoko, mi pasuje.
- Czy Pani Janette i Pani Megan mogą przestać rozmawiać, bo nie mogę prowadzić lekcji? - spytał profesor od historii.

- Tak. Przepraszamy.
- A więc wracając do Lutra... - kontynuował swój wykład.

Pierwszą rzeczą jaką zrobiłam po wejściu do domu było zdjęcie szpilek. Zagapiłam się i weszłam na Jamiego, który oblał mnie kawą.
- Przepraszam - próbował mnie wytrzeć ręcznikiem.
- To ja przepraszam, zamyśliłam się - przebrałam się i poszłam do salonu. Ktoś nagle zasłonił mi oczy.
- Zgadnij kto? - usłyszałam głos chłopaka.
- Braxton?
- Widzę, że mnie jeszcze pamiętasz - zaśmiał się i mnie uściskał.

- Dobrze Cię znowu widzieć - odkleiliśmy się od siebie. Wszystkie oczy były skierowane na nas. Shannon zagwizdał i się głupio uśmiechnął.
- No co?
- Nie, nie nic - wrócili do rozmowy.
Zabrałam Olitę i poszliśmy na taras. Dawno się nie widzieliśmy, trzeba było nadrobić stracony czas. Siedzieliśmy i rozmawialiśmy. Lubiłam go, nawet bardzo. Jakby na to nie spojrzeć był przystojnym chłopakiem, a jego zachowanie momentami było urocze.

- Nie flirtować mi tam! - krzyknął Shannon z balkonu.
- Nie myśl sobie - pokazałam mu język.
- Doigrasz się kiedyś.

- Grozisz mi? - spytałam z przekąsem.
- Owszem. Braxton przyjdź tu, jesteś potrzebny.

- Idę już. Może byśmy kiedyś gdzieś wyskoczyli? - zapytał, gdy weszliśmy do domu.
- Czemu nie - uśmiechnęłam się.

Była prawie 2, wszyscy nadal siedzieli. Wymknęłam się tak żeby nikt mnie nie zauważył i poszłam spać. Rano obudził mnie zapach kawy. Kubek stał na szafce koło łóżka, a z łazienki wyszedł Shannon.
- To w przeprosiny, za to, że przerwałem wczorajsze czułości z Braxtonem.

- Jakie czułości? O czym Ty mówisz? - w odpowiedzi tylko puścił mi oczko i wyszedł. No co za człowiek i co sobie ubzdurał znowu.
- O której macie samolot? - spytałam taty.
- Za 2 godziny.
- Myślałam, że lecicie dopiero wieczorem.
- Plany się trochę zmieniły.

- Yhym. Greg przyjechał, muszę iść.
- Zaczekaj - zatrzymał mnie. - Minie trochę czasu zanim znowu Ci w pełni zaufam, ale proszę Cię nie rób już nic głupiego, a jak mnie nie posłuchasz to swoją edukację skończysz we Francji i wolisz nie wiedzieć co to za szkoła.

- Dobrze, przysięgam - przytuliłam się do niego. - Cześć Shann - wyszłam przed dom. W głowie utkwiła mi jedna rzecz: szkoła we Francji. Wzbudzało to we mnie lęk. 
W szkole na zajęciach sportowych dziewczyna z ostatniej klasy robiła nabór do czirliderek. Zgłosiły się prawie wszystkie dziewczyny poza mną i Megan. Megan po przejściach z zeszłego roku stwierdziła, że nie chce w tym uczestniczyć. Mnie jakoś specjalnie to nie kręciło.
- A Wy? - zapytała.
- A my nie - odpowiedziałam.
- Dlaczego? - była zdziwiona, że się nie zgłosiłyśmy.

- Bo Janette chodzi na gale i nie ma czasu - powiedział ktoś.
- Nie mam ochoty, nie ważne czemu. To nie jest Wasza sprawa - wstałam z ławki i zabrałam torbę. Co za ludzie no, jak nie chcę, to nie będę brała w czymś udziału.

W piątek po szkole poszłam do Megan. Siedziałyśmy w jej pokoju, gdy bez ostrzeżenia wparował jej brat. 
- Cześć, jestem Rayan - przedstawił się, gdy tylko mnie zobaczył.
- Janette.
- Siostra, ja idę na trening jak coś.
- Spoko.

- Na razie - uśmiechnął się i wyszedł.
Rayan był od nas dwa lata starszy i był przystojny, ale mnie to szczególnie nie interesowało. Wróciłam do domu wieczorem. Zrobiłam sobie kolację i żeby zabić nudę włączyłam film. W związku z ostatnimi wydarzeniami było to "Requiem For A Dream". Jego przesłanie zrozumiałam w momencie, gdy się skończył i w tym samym momencie zdałam sobie sprawę, dlaczego tata jest aż tak na mnie zły, przez to co zrobiłam.



_____________________________________________________________
HELLO.
Trochę się dzieje w tym rozdziale, mam nadzieję, że się to Wam podoba :)
Escape 27 w ostatnim rozdziale chciała żeby pojawił się Braxton i oto jest. Przepisując rozdział dopiero zauważyłam, że występuje tu Olita i od razu pomyślałam o Tobie :D
Muszę się ostro wziąć za pisanie nowych rozdziałów, bo mogę nie mieć czego dodawać.


Czytam = Komentuję.

5 lutego 2013

20. "Matko Boska Chorwacka..."

Jared

Dobrze, że do końca trasy jest bliżej niż dalej. Wszyscy są już porządnie tym zmęczeni. Również Janette, ale ją bardziej wykańczają pożegnania. Jeszcze trochę i to się skończy do czasu nowej trasy, ale ona pójdzie na studia, zajmie się swoim życiem więc nie będzie tego odczuwać. Pocieszać się zawsze można, pomyślałem. Mieliśmy tydzień przerwy pomiędzy koncertami na Filipinach i Węgrzech, więc wróciłem do domu. Janette spała, a Rose robiła właśnie obiad.
- Dzień dobry - powiedziałem, wchodząc do kuchni. Kobieta aż podskoczyła - przepraszam nie chciałem Pani wystraszyć.
- Nic się nie stało - uśmiechnęła się przyjaźnie - Janette nie mówiła, że Pan przyjeżdża.
- Bo nie wie, ale przeważnie tak jest, że gdy mamy jakąś dłuższą przerwę, to wracam do domu. A jak tam młoda nie sprawia problemów?
- Nie, jest grzeczna. - Nie zawsze. - Siedzi w domu całymi dniami.
- Nie wychodzi nigdzie? - zszokowało mnie to trochę.
- Gdy ja tu jestem nie. Odnoszę wrażenie, że się boi chyba. Hollywood to duży świat - podała mi talerz z zupą, widząc moją minę dodała - nie ma tam niczego, czego nie mógłby Pan zjeść.
Zjadłem i poszedłem obudzić moją księżniczkę.
- Wstawaj - szepnąłem jej do ucha.
- Nie.
- Jak to nie. To ja przyjeżdżam do domu, a Ty co? - otworzyła oczy i się podniosła. Miała rozczochrane włosy, wyglądała uroczo.
- Dawno przyjechałeś? - ziewnęła.
- Nie.
Normą było, to że opowiadałem Janette praktycznie każdy koncert. Zawsze mnie o to prosiła. Słuchała z wielką uwagą, tego co mówię.
W czwartek postanowiłem ją wyciągnąć do miasta na lunch.
- Nie chce mi się.
- Janette nie marudź, ile Ty masz lat.
- Ja nie chcę - znowu zaprotestowała.
- Wiem, że się boisz, ale tego nie da się zmienić. Nic nie poradzę, że jestem sławny i Ty tak jakby też będziesz. Chyba, że wolisz się ukrywać przez jeszcze parę lat.
- Nie chcę, ale ja nie wiem czy dam sobie z tym radę.
- Jeśli nie chcesz iść, to nie musisz. Chciałaś zamieszkać w LA, wiesz z czym to się wiąże. Będziesz chodziła tu do szkoły. Tego się nie da uniknąć - odetchnęła głęboko.
- Dobra to chodźmy, tylko się przebiorę.
- Jesteś tego pewna? - krzyknąłem za nią.
- Nie, ale to kiedyś musiało nadejść.
- Poradzi sobie, przecież to moja krew - powiedziałem do siebie.
Janette zeszła po 15 minutach.
- Jestem gotowa.
- Ładnie wyglądasz.
- Nie podlizuj się - po kim ona to ma, ja taki nie jestem.
Będąc na Melrose Avenue w knajpce nie wzbudziliśmy zainteresowania.
- Widzisz nie jest tak źle.
- Powiedzmy, ale możemy już wracać? - spojrzała na mnie błagalnym wzrokiem.
- Dobrze, chodźmy - zapłaciłem i poszliśmy do samochodu. Oczywiście nie obyło się bez zdjęć.
Wieczorem umówiliśmy się z chłopaki, że pójdziemy do restauracji.
- Młoda, a może pójdziesz z nami? - spytał Shannon.
- Nie, dziękuję - odpowiedziała.
- Zostaw ją. Ma dość na dzisiaj. Byliśmy w południe na mieście.
- Są postępy - brat pokiwał głową.
- Idźcie już - włączyła telewizor. 

- Czemu ma taki wisielczy humor? - rzucił perkusista, gdy jechaliśmy samochodem.
- To jest dla niej nowa sytuacja. Musi się przyzwyczaić. Za jakiś czas będzie zachwycona, jak na razie jest przerażona.
- A jak się nie przyzwyczai, to co wtedy?
- Nie mam pojęcia - wzruszyłem ramionami.
Następnego dnia rano zastałem ją w kuchni. Siedziała przy laptopie. Nawet nie zauważyła, że wszedłem.
- Kurwa, zaczęło się.
- Co się zaczęło? - spytałem, ignorując niecenzuralne słownictwo, a ona aż poskoczyła. Spojrzała na mnie uważnie - Hmmm?
- Posłuchaj: "Jared Leto z tajemniczą brunetką. Tożsamości dziewczyny nie znamy, bo widzimy ją po raz pierwszy. Wygląda dość młodo..." - spojrzała na mnie z nad laptopa. Usiadłem na przeciwko niej, skrzyżowałem ręce i podparłem nimi brodę. Była na mnie zła, a ja w głębi ducha pękałem ze śmiechu, ale wiedziałem, że zaśmianie się w obecnej sytuacji będzie rzeczą niestosowną.
- Mam nadzieję, że kiedyś przywykniesz. Kochanie nie złość się - podszedłem do niej - nie wiedzą kim jesteś i się tego nie dowiedzą, bo nie mają skąd. Patrz - wskazałem na zdjęcia - przynajmniej ładnie wyszłaś - uśmiechnąłem się, a ona ukryła twarz w dłoniach.
- Nie potrafię być na Ciebie zła nawet.
- A czy to moja wina? W tej sytuacji lepiej wcześniej niż później. Był taki czas, że nie przeglądałaś takich portali, po co na nie wchodzisz? - zamknąłem laptopa.
- Bo są tu rzeczy o których mi nie mówisz.
- A konkretnie o co Ci chodzi?
- Katharina Damm czy jak jej tam jest.
- O nią Ci chodzi. Nie ma o czym mówić, to nic poważnego.
- Bardzo rzeczowo je traktujesz - pokręciła głową.
- Do niczego ich nie zmuszam. Same się na to godzą - młoda pokiwała głową nic więcej już nie mówiąc.
Usłyszałem dzwonek mojego telefonu, ale nigdzie nie mogłem go znaleźć.
- Trzymaj - Janette podała mi BB.
- Dzięki. Słucham - odebrałem połączenie.
- Dzień dobry mówi Dyrektor... - jezuu kolejna.
- Dobrze przyjedziemy, do zobaczenia. Młoda zbieraj się jedziemy do szkoły.
- Po jaki . . . po co? - spytała.
- Pani Hudson chce nas widzieć - wzruszyłem ramionami - idź się ubierz, tylko się pospiesz.
- Jak się spóźnimy nic się nie stanie, nie marudź.
W szkole byliśmy przed 14.
- Zapraszam - powiedziała kobieta. Miała na oko 36 lat, ale jej krótka spódnica i szpilki robiły swoje, więc wyglądała dużo młodziej.
- Słucham o co chodzi - siadłem w fotelu.
- Przepraszam, że Państwa ściągnęłam, ale chodzi o Janette i jej naukę tutaj - byłem ciekaw o co jej chodzi - uczyłaś się w Colorado i Kansas. Tam system nauczania był inny niż u nas. Według tego wszystkiego czego się dowiedziałam jesteś o rok do przodu w nauce. Wiem, że brzmi to irracjonalnie, ale z tego wszystkiego tak wynika. 
- I tak nie za bardzo rozumiem.
- Został Ci tylko rok liceum. Nie będziemy robić zamieszania i  przenosić Cię już do innej klasy. Będziesz chodziła z młodzieżą w Twoim wieku, ale na koniec roku możesz napisać A-levels. Wiem, że to jest skomplikowane, sama się nadal zastanawiam jak to jest możliwe. Decyzja należy do Ciebie. Będziesz miała trochę więcej nauki, ale co za tym idzie rok wolnego.
- Mam jakiś czas do namysłu? 
- Tak, ale najpóźniej do października. Równie dobrze możesz chodzić te dwa lata do szkoły, to w niczym nie przeszkadza, ale nie oszukujmy się wiadomo, że każdy uczeń woli spędzić mniej czasu w szkole. To mój numer, jakbyś miała jakieś pytania, to zadzwoń - uśmiechnęła się do nas przyjaźnie.
- Dobrze, dziękuję bardzo.

- Fajna ta babka - powiedziałem do córki, gdy wróciliśmy do domu.
- Co mam robić?
- Mnie o to pytasz? Twoje życie, Ty o nim decydujesz - nadal była zbita z tropu.
- Skoro już ten jeden rok nauki mam za sobą, nie wiadomo jakim cudem, to po co męczyć się jeszcze raz - powiedziała po długiej chwili.
- No i prawidłowo.
- Ale jeszcze się nad tym zastanowię - zacząłem się śmiać. Jest zdecydowana, ale musi to przemyśleć.
W sobotę wieczorem polecieliśmy do Europy. Międzyczasem dostałem sms'a od Damm "co to za laska, z którą byłeś na lunchu?". Czyżby Kat była zazdrosna, przecież nic specjalnego nas nie łączyło. "Znajoma" - odpisałem jej. "A spoko, kiedy się widzimy?" - ona mnie momentami przeraża. Gdy wyszliśmy z lotniska napadła na nas chmara dziennikarzy. "Jared co to za dziewczyna?" "Kim jest ta brunetka?" i tak dalej. Janette mnie zabije chyba, pomyślałem.
- "Shannon jak się nazywa nowa dziewczyna Twojego brata?" - padło kolejna pytanie.

- Mój brat nie ma nowej dziewczyny, cześć - pomachał im i wsiadł do samochodu - Janette Cię zabije.
- Wiem.
- Jak ona do tej szkoły pójdzie to może jej ochronę załatw.
- Bez przesady, nie odizoluję jej od całego świata. To prywatna szkoła, powinna mieć spokój, a jak go nie będzie miała wtedy będę nad tym myślał - skończyłem temat.
***

Przed koncertem w Hamburgu spotkałem się z Kathariną. Nie pytała o "tajemniczą brunetkę", więc sam też nic nie mówiłem. Ona chyba traktuje bardziej rzeczowo nasz związek niż ja. Zaraz po koncercie na festiwalu w Leeds wróciliśmy do Los Angeles z powodu gali VMA. W domu byliśmy wieczorem, przez głowę przeleciała mi pewna myśl.
- Janette.
- Co?
- Nie "co" tylko "słucham" się mówi.
- Słucham Cię tato - uśmiechnęła się niewinnie.
- Nie chciałbyś iść jutro ze mną, Shannonem i Tomo na galę? - spytałem delikatnie.
- Chyba oszalałeś - wytrzeszczyła oczy.
- Jeszcze nie, ale niedużo brakuje. Ja tak na poważnie pytam.
- Nie powiem żebym nie chciała, ale czy to nie będzie przesada? Ukrywałeś mnie przez 16 lat, a teraz zabierzesz mnie na galę - uniosła brwi.
- Tylko, że nikt nadal nie wie, że jesteś moją córką i jutro nikt się nie dowie.
- Ja nie wiem czy to dobry pomysł.
- O czym gadacie? - do domu wszedł Shannon.
- O jutrzejszej gali i o tym, że miałabym na nią iść - powiedziała zamyślona dziewczyna.
- Ooo super!
- Tylko jest też druga strona medalu, jak pójdę jutro do szkoły, żyć mi nie dadzą.
- Będzie dobrze. Zaufaj mi - powiedziałem spokojnie.
- Już sama nie wiem - pokręciła głową.

Janette

- Nadal nie wierzę, że tam idę - powiedziałam schodząc po schodach.
- Może nawet nikt nie zwróci na Ciebie większej uwagi - powiedział tata.
- Janette jedziesz? - ni stąd, ni zowąd wyrosła przede mną Emma.
- Zgadza się.
- Podziwiam Cię, odważna jesteś.
- Moje Panie koniec ploteczek, zbieramy się - zarządził tata.
Po drodze zgarnęliśmy Shannona i Tomo. Do Nokia Theater weszłam z Emmą i w zasadzie nikt nie zwrócił na mnie większej uwagi, tak jak mówił tata.
- Ładnie wyglądasz - szepnęła asystentka.
Miałam na sobie czarne rurki, biały top, fioletową marynarkę za sprawą taty oczywiście oraz kremowe szpilki.
- Dzięki - uśmiechnęłam się.
Odszukałam na sali wzrokiem chłopaków. Podeszłam do nich. Żaden mnie nie zauważył do momentu, gdy stanęłam koło Tomo.
- Matko Boska Chorwacka . . . przestraszyłaś mnie. Moje biedne, stare, schorowane serce. Vicky próbuje mnie wykończyć i Ty też - zaczął płakać.
- Oj no, już - dałam mu buziaka w policzek - lepiej? - w odpowiedzi pokiwał zadowolony głową.
- Jared patrz ją jaka zadowolona, a tyle marudziła wczoraj - wujek przyciągnął mnie do siebie.
- To jest Twój świat młoda - nigdy nie wiedziałam go bardziej poważnego. Nie rozumiałam też o co mu chodziło.
- Nawet go polubiłam trochę.
- Idźcie usiąść, a ja idę za kulisy - powiedział tata.
- Czy on ma dzisiaj coś wręczać? - zapytałam chłopaków, gdy siedliśmy do stolika.
- Zapowiadać jeśli się nie mylę. Młoda pijesz coś? - spytał Shannon.
- Z Wami już nigdy - uśmiechnęłam się na samą myśl o tych czterech butelkach.
- Nie możemy ciężkiego alkoholu spożywać, bo Jared nas zabije.
- Tylko na gali, ale po niej to już co innego - puściłam mu oczko.
- Tomo słyszałeś ją?
- Aż za dobrze - poruszył brwiami.
- Patrz - Shannon wskazał na scenę. Tata stał tam z aktorką, która grała w Avatarze - Zoe Saldana. Po wystąpieniu przyszedł do nas na chwilę.
- Trzymaj - podał mi swój telefon - zaraz go zgubię, a muszę zniknąć na chwilę jeszcze.
- Opiekuj się BlackBerry to jak Twoje młodsze rodzeństwo - powiedział ze śmiechem Shannon, a tata spiorunował go wzrokiem.
Spojrzałam na wyświetlacz, na ekranie było moje zdjęcie. No bez jaj, pomyślałam. Chociaż z jednej strony to słodkie.
Po gali było after party. Chłopaki raczej żadnego nie opuszczali.
- Wracasz z Emmą czy zostajesz? - tata przyglądał mi się uważnie.
- A mogę zostać?
- Nie wiesz na co się piszesz - dziewczyna zaśmiała się pod nosem - to jadę, uważajcie na siebie.
- O co jej chodziło? - spytałam zaintrygowana.
- To jest ta część imprezy z której zdjęć nie znajdziesz w żadnej gazecie ani w internecie. Czasami dzieją się naprawdę dziwne rzeczy - odpowiedział Tomo.
- To ta część, gdzie możemy pić - powiedział po cichu Shannon i walnął mnie z łokcia.
Wypiłam z chłopakami parę drinków, tata gdzieś poszedł, więc tego nie widział. Było już dość późno, ale wszyscy nadal świetnie się bawili, chociaż część osób już dawno odpadła. Przy stoliku nagle pojawił się West.
- Siema, dobrze Cię widzieć - panowie się przywitali. Spojrzał na mnie.
- My to chyba się nie znamy - powiedział powoli.
- Raczej nie.
- Kanye - podał mi rękę.
- Janette - uśmiechnęłam się.
Wróciliśmy do domu po 4. Faktem niesprzyjającym było to, że od 9 zaczynałam lekcje.
- Na którą masz?
- Na 9 - skrzywiłam się.
- Idź się połóż. Obudzę Cię.
Weszłam do pokoju, rozebrałam się, wzięłam prysznic. Na dworze było prawie jasno, a ja dopiero się kładłam. Tata obudził mnie przed 8. Nie miałam siły aby podnieść się z łóżka. Po 30 minutach zeszłam na dół gotowa.
- Mogę tak iść? - miałam na sobie jasne jeansy, bluzkę z krótkim rękawkiem, marynarkę i baleriny.
- Możesz - pokiwał twierdząco głową.
Zrobiłam sobie kawę i czekałam na Grega.
- Zjedź coś, a nie tylko kawa.
- Nie, bo wczoraj... to znaczy lepiej nie - wybrnęłam.
Do kuchni wszedł zaspany Shannon.
- A po co Ty żeś wstał? - spytałam.
- Właśnie.
- Chciałem zobaczyć ten uroczy, rodzinny obrazek - spojrzałam na tatę, on na mnie i wybuchnęliśmy śmiechem.
- Greg przyjechał. Uważaj na siebie, a jakby coś mówili, to ignoruj ich.
- Jared ona nie ma 5 lat.
- Zamknij się.
- Jak dzieci - pokręciłam głową.
- Krzywdy im nie zrób - powiedział perkusista.
- Idźcie lepiej spać. 
- Taki mamy zamiar - usłyszałam, zamykając drzwi.
- Gotowa? - zapytał mężczyzna w samochodzie.
- Można tak powiedzieć.
Zajechaliśmy pod szkołę. Poczułam lekkie przerażenie.
- Raz się żyje - wysiadłam.
- O której mam po panienkę przyjechać? - następny pomyślałam.
- Kończę przed 14 i proszę mi nie mówić per Pani.
- Jak sobie życzysz - uśmiechnął się i odjechał. 
Szłam do budynku, mijając dziesiątki osób. To nie jest mój świat. Będzie trzeba jakoś się do tego przyzwyczaić. W momencie, gdy zadzwonił pierwszy dzwonek, dostałam sms od Shanna "Jakby coś to baseballem ich ;P" - wsparcie najważniejsze. Wchodząc do sali upadł mi telefon. Podała mi go jakaś dziewczyna.
- Proszę.
- Dzięki.
- Jestem Megan - uśmiechnęła się.
- Janette. 
Zajęłyśmy miejsca koło siebie tylko w osobnych rzędach.
- Jesteś nowa prawda? - spytała ciszej, bo do sali weszła nauczycielka.
- Można tak powiedzieć.
Profesorka zaczęła czytać listę:
- Damien Kazin
- Sarah Kringel
- Janette Leto...
- Jestem - w momencie, gdy padło moje nazwisko zrobił się szum. Większość spoglądała na mnie ukradkiem. To teraz się zacznie, pomyślałam. Lekcja minęła dość szybko, ale nie odbyło się bez spięcia. Gdy chciałam wyjść z sali, zatrzymała mnie jakaś dziewczyna, która wyglądała jak barbie.
- Ej laska.
- Co laska? - odbiłam piłeczkę.
- Nazywasz się Leto?
- Tak - odpowiedziałam.
- Jesteś jakąś rodziną Jareda i . . . kurde jak ten drugi ma na imię - fan girls taty, słodko.
- Shannon - podpowiedziała jej jakaś dziewczyna.
- Jesteś rodziną Leto?
- A co książkę piszesz?
- Tak tylko pytam. Alex jestem - a czy ja Cię o to pytałam?
- Sorry, ale muszę iść, narazie.
Nie wyrobię tu chyba. Wyszłam przed szkołę i usiadłam na ławce. Może lepiej było by się ukrywać nadal. Zaczęłam bawić się moimi bransoletkami. Na jednej z nich była przyczepiona triada.
- Można? - spytała Megan.
- Pewnie - spojrzała na moją rękę, wzięła zawieszkę do ręki i się uśmiechnęła.
- Ja się nie chce narzucać, ale może Cię oprowadzić? Jak będziesz chciała, to sama mi powiesz coś, nie nalegam - rzuciła mi ciepły uśmiech.
Pokazała mi cały budynek i poszłyśmy na kolejne lekcje. Na każdej kolejnej godzinie po wyczytaniu mojego nazwiska, dało się usłyszeć "od tych Leto?", "Ci co mają ten zespół?", "30 Seconds To Mars", "Shannon i Jared Leto", "nie słyszałam nigdy żeby któryś z nich miał dziecko", "a może to ich siostra?". "którego to może być córka?". Biedny Shannon teraz jeszcze jego w to wciągnęli - uśmiechnęłam się pod nosem. Wychodząc ze szkoły, zaczepiła mnie Pani Hudson.
- Janette mogę Cię prosić na chwilę?
- Oczywiście - weszłyśmy do gabinetu.
- Siadaj. Powiedz mi jak pierwszy dzień? Nie spotkało Cię nic nie miłego? - takiej troski się nie spodziewałam. 
- W sumie to nie. Ciągle spekulują na mój temat, ale bezpośrednio do mnie nikt nic nie mówił no poza Alex, ale mniejsza o to - uśmiechnęłam się.
- Jakby coś się działo, to powiedz. Obiecałam Twojemu tacie, że nic przykrego Cię tu nie spotka.
- Potrafię sobie dać radę, proszę się nie martwić - opuściłam pomieszczenie.
Na parkingu czekał już Greg.
- Jak tam pierwszy dzień?
- Dobrze, w sumie.
Wróciłam do domu. Chłopaki leżeli sobie koło basenu, na leżakach.
- Nie za dobrze Wam czasem?
- Jesteś już. Jak było? - spojrzeli na mnie podekscytowani.
- Dobrze.
- Szczegóły poprosimy.
- Na początku było ok, ale gdy nauczycielka przeczytała moje nazwisko zrobił się szum. Potem jakaś dziewczyna się do mnie przyczepiła, ale ją olałam. Dalej znowu się zaczęło, że przecież nigdy nic nie było, że któryś z Was ma dziecko. Shannon Ty też jesteś w to wkręcony. Zastanawiają się, którego jestem córką, a może siostrą. A i poznałam jeszcze Megan, bardzo sympatyczna jest. Było w porządku  myślałam, że będzie gorzej - wypowiedziałam wszystko na jednym oddechu. - Jest coś do jedzenia? - Spytałam z nadzieją w głosie.
- Tak. Rose tu była i zrobiła obiad.
Poszłam do pokoju, zostawiłam torbę i założyłam krótkie spodenki. Zjadłam obiad i poszłam do chłopaków. Shannon stał koło basenu. Jego telefon był na stoliku.
- Ej Shanny masz coś elektronicznego przy sobie? - spytałam podstępnie.
- Nie mam, a czemu?
- A temu! - wepchnęłam go do wody.
- No żesz kurwa . . . jak Cię dorwę - krzyknął.
- To za lipiec, pamiętasz? Więc nie waż się nawet.
- Niby dlaczego? - stanął na przeciwko mnie i zaczął się przybliżać.
- Tatoo.
- Mnie w to nie mieszajcie.
- Oszczędzę Cię pod warunkiem, że zrobisz mi kawę - nie wiedziałam czy mogę mu wierzyć. Przesunęłam się delikatnie, a potem pędem rzuciłam się do domu.
- Masz - wróciłam po paru minutach z kubkiem w ręce.
- Dzięki - odstawił go na stolik. Obróciłam się do niego tyłem, a on wziął mnie na ręce i stanął na brzegu naszego basenu.
- Shannon puść mnie.
- Jesteś tego pewna? Jak sobie życzysz - poluźnił trochę uścisk, a ja zaczęłam piszczeć.
- Ej no! Obiecałeś.
- Ja? Nie pamiętam - głupio się uśmiechnął.
- Kurwa no - zakryłam usta dłonią.
- Janette hamuj się trochę co - powiedział tata.
- Przepraszam. To Twoja wina - spojrzałam na Shanna, który był rozbawiony.
- Teraz to już na pewno Cię wrzucę, bo przeklinasz.
- Shannon weź ją postaw . . . na ziemi - dodał po chwili.
- Dobra, już - postawił mnie.
- Nie odzywam się do Ciebie.
Położyłam się na leżaku i go ignorowałam. Siedziałam z nimi jeszcze trochę, ale w końcu postanowiłam pójść do siebie. Chciałam się wcześniej położyć, bo minionej nocy nie spałam za wiele, a dzisiaj wypiłam już 3 kawy. Wzięłam szybki prysznic i przed 22 już leżałam w łóżku. Nawet nie wiedziałam kiedy zasnęłam. Rano było bardzo ciepło, więc postanowiłam założyć sukienkę.
- No, no - tata pokiwał z uznaniem głową - rozkręcasz się.
- A jak! Wolno mi, lecę - pocałowałam go w policzek.
Dzisiaj już znacznie więcej osób zwracało na mnie uwagę, ale nie mogę przecież zabronić im patrzeć.
- Niedługo będą robić zakłady - zaśmiała się Megan.
- Powodzenia. Właściwie to czemu Ty ze mną rozmawiasz?
- Lubię Cię. A to czy jesteś sławna, czy nie jesteś nie ma znaczenia. Chodź, bo jak spóźnimy się na historię, to nam żyć nie dadzą. Mężczyzna, który uczył historii postanowił zapytać nas z wiedzy, którą już dawno powinniśmy mieć.
- Janette Leto . . . od tych Leto? - spytał.
- Jezu, Pan też? - ukryłam twarz w dłoniach, a klasa wybuchła śmiechem.
- Powiedz nam co wiesz o wojnie secesyjnej - musiałam wrócić pamięcią do Kansas. W końcu przypomniałam sobie tą lekcje i zaczęłam mówić, to co wiedziałam. Jak skończyłam wszystkie oczy były utkwione we mnie.
- Co? - wszyscy ocknęli się jak z jakiegoś amoku.
- Jestem pod wrażeniem - powiedział nauczyciel.
- Dziewczyno niezła jesteś - Meg stuknęła mnie w ramię.
Mieszkanie w internacie miało swoje wady i zalety. Po lekcjach niespecjalnie mieliśmy co robić, więc się uczyłam. Jak tata przyjeżdżał albo ja jechałam do domu, to robiły mi się zaległości, ale zawsze starałam się to nadrobić. Patrząc na tatę, wiedziałam, że do wszystkiego trzeba w życiu dojść samemu, chociaż moja sytuacja była ułatwiona, ale ja nie wiązałam z tym żadnych planów.
W środę wieczorem wpadła do nas Emma.
- Jared, internet się gotuje normalnie. Wchodziłeś na Twitter'a?
- Ostatnio w niedzielę - odpowiedział ze stoickim spokojem - Em wyluzuj, nic się nie dzieje, jest spokój.
- Niby tak.
Patrzyłam na nich. Emma zachodziła w głowę co by tu zrobić, a tata najspokojniej w świecie czytał gazetę.
- Cześć przyszywany tato - do salonu wszedł Shannon. Tata wybuchł śmiechem.
- Hej młoda.
- Nie mogę już. Wchodziłem na Twitter'a. Roi się tam od pytań i spekulacji. Wyobraźnia ludzi jest niesamowita.
- Co zamierzasz? - spytała.
- Nic. Nie jest powiedziane, że od razu muszę powiedzieć kim ona jest - wskazał na mnie - nawet mnie to bawi trochę.
- Cholera, Jared nigdy Cię nie rozumiałem - Shannon złapał się za głowę.
- Nie będzie zabawnie jak dziennikarze się jej uczepią - powiedziała poważnie Ludbrook.
- Poczekajmy jeszcze trochę, a jak się jakiś do niej zbliży, to zabiję.
Mimo, że zrobił się szum nic wielkiego ani złego się nie działo. Cieszyłam się z tego powodu, tylko niebawem zostanę sama, bo chłopaki jadą w trasę, ale może jakoś dam radę.

Chyba zacznę doceniać weekendy. Sobota i chwila odpoczynku. Było południe.
- Janette - tata wrócił.
- Dzień dobry - zeszłam na dół z tatą był jakiś mężczyzna i dwoje dzieci.
- Balthazar, to jest właśnie moja córka.
- No fakt, malutka to ona już nie jest - uśmiechnął się.
- Skarbie weźmiesz June i Cassiusa na górę? - zrobił maślane oczka.
- Nie zawracaj dziewczynie głowy dzieciakami - powiedział Getty.
- Żaden problem - wzięłam June na ręce i poszłam na górę.
Cassius dostrzegł karty na szafce.
- Mogę? - spytał.
- Pewnie. Nie wstydź się - zaczęłam łaskotać dziewczynkę.
Dzieci Balthazara były urocze. Z tego co wiedziałam miał ich czworo. Wesoła gromadka zawinęła się w południe.
- Nie wymęczyły Cie? - spytał tata.
- Co Ty, ale dobrze, że krótko tu były. A co Ty mu mówiłeś o mnie? Mam nadzieję, że same dobre rzeczy - zaśmiałam się nerwowo.
- A miałabym co złego o Tobie powiedzieć? - zrobiłam minę niewiniątka, a on tylko pokręcił głową.
Po południu zespół pojechał do Las Vegas. Mieli już nie wracać do domu, tylko jechać na następny, a potem do New York i do Chin. Zostaję sama, mam nadzieję, że tu nie zginę. Czuję, że nic się nie zmieni, but you never know . . .


________________________________________________________________
Hello.
Wiem, że rozdział miał być w weekend, ale nie miałam czasu niestety.
Nie wiem jak wyobrażaliście sobie, to jak o Janette się wszyscy dowiedzą. Ja napisałam to w ten sposób, uważam, że jest całkiem OK, bez zbędnego przepychu :)
Tempo w rozdziałach będzie trochę mniejsze, to Was na pewno ucieszy.
Teraz już będzie z górki, ale powoli wszystko.
Pozdrawiam wszystkich i chciałam zaznaczyć, że komentowanie nie gryzie ;>