Jestem tutaj trzeci tydzień i ciągle nauka, sprawdziany, eseje. Jutro sobota, więc będzie można się od tego odciąć. Zrobiłyśmy sobie we czwórkę z dziewczynami taki babski wieczór. Siedziałyśmy, gadałyśmy, objadałyśmy się słodyczami, było miło do momentu, gdy wpadła Mansfield. Zaczęła krzyczeć, że co to w ogóle ma być, jest 2 w nocy, a my jeszcze nie śpimy.
- Ale proszę Pani jutro jest sobota - powiedziała Danielle.
- To nie zmienia faktu, że powinnyście już dawno spać - Pani dyrektor chyba była nie w humorze.
- Ale my nie jesteśmy dziećmi żeby chodzić spać o 21 - dodałam.
- Jeszcze macie czelność pyskować?! Zadzwonię jutro do rodziców i już nie będzie się z czego śmiać Kimberly. Proszę iść do siebie, natychmiast.
Dziewczyny wyszły, Mansfield też, zostałam z Annette.
- Myślisz, że zadzwoni? - spytała, gdy zgasiłam światło.
- Co Ty, chciała nas tylko nastraszyć. Idź spać.
Około 10 w sobotę rozdzwonił się telefon mojej współlokatorki.
- Odbierz to! - krzyknęłam.
- Już.
Rozmawiała dłuższą chwilę, a ja już wiedziałam, że już nie zasnę.
- Jednak dzwoniła.
- O czym mówisz? - spytałam zaspanym głosem.
- Dyrektorka dzwoniła do rodziców - powiedziała Ann. Momentalnie zeskoczyłam z łóżka.
- O cholera - wystraszyłam się, nic chciałam robić tacie problemów i tak miał dużo na głowie.
Była już 13, a mój telefon się nie odzywał. Nie wiedziałam dlaczego, więc postanowiłam sama zadzwonić. Może popełniałam w tym momencie błąd, ale nie lubiłam żyć w niewiedzy.
- Hej, co tam słychać?
- W porządku. A co to się stało, że moja córeczka do mnie dzwoni?
- Nic, a co miałoby się stać, dawno nie rozmawialiśmy.
Połączenie trwało już kilkanaście minut, musiałam zapytać, bo dzwoniłam w pewnym celu.
- Tato...
- Słucham Cię Skarbie.
- A ten - bałam się zapytać, ale jak już zaczęłam - dzwoniła do Ciebie dyrektorka?
- Owszem - zamarłam. Nastąpiła dłuższa cisza - Młoda co wy zrobiłyście? - spytał w końcu.
- Nic, to znaczy nic takiego.
- Czyli jednak coś zrobiłyście.
- Siedziałyśmy sobie i gadałyśmy... - opowiedziałam mu całą historię.
- Po co się odzywałaś, było nic nie mówić, to by się nie czepiała.
- Wiem, przepraszam. Jesteś zły?
- Niee. Taka głupota, a ona zawraca głowę ludziom pracującym - odetchnęłam z ulgą po tych słowach.
- A co bałaś się?
- Ja? Nie.
- Chyba jednak tak.
- Troszeczkę - przyznałam mu rację.
- Proszę mi tam więcej nie rozrabiać, to nie będziesz musiała się bać potem, że będą jakieś konsekwencje.
- Dobrze. To ja już nie przeszkadzam. Widzimy się w przyszły poniedziałek.
- No nie wiem Twoje "zachowanie jest niedopuszczalne" jak to powiedziała Pani dyrektor, więc może nie przyjadę.
- Poważnie mówisz?
- Żartowałem, oczywiście, że po Ciebie przyjadę, a teraz idź korzystaj z weekendu tylko w granicach rozsądku ma się rozumieć.
- Tak jest, to pa.
Całą sobotę i niedzielę oglądałyśmy filmy z Annette. Co można więcej robić. Jeszcze w piątek miałyśmy plan żeby gdzieś wyjść, ale potem już sobie darowałyśmy. W internacie jak co roku zaczął się świąteczny szał. Wieszanie wszelkiego rodzaju ozdób aby było przytulniej. Mieliśmy chyba poczuć domową atmosferę. Po trzech dniach wszystko wyglądało świątecznie i za oknem był śnieg. Stałam przy szklanych drzwiach i patrzyłam na białe płatki śniegu, które spadały z nieba. W Los Angeles tego nie ma, pomyślałam, ale jest tata. To całkowicie zmieniało postać rzeczy.
W poniedziałek obudziło mnie coś zimnego, co znajdowało się na mojej twarzy. Był to rozpuszczony śnieg, a nad moim łóżkiem stał tata. Zabije, pomyślałam, no zamorduje go.
- Jak się spało? - spytał, gdy otworzyłam oczy.
- Wiesz, że nie żyjesz?
- Wiem, ale nie mogłem się oprzeć - zaczął się śmiać.
Odegram się jak wyjdziemy, pomyślałam. Ubrałam się i poszłam poszukać dziewczyn. Miałam dla nich prezenty, jak się okazało one dla mnie też. Pożegnałam się z nimi i wróciłam do pokoju.
- Skąd masz prezenty? Święta dopiero w sobotę.
- Dostałam.
- Ja też chcę.
- Dostaniesz w sobotę - wytknęłam mu język.
Wyszliśmy przed szkołę i rzuciłam w niego śnieżką. Chciał mi oddać.
- To było za rano, więc się nie waż nawet - powiedziałam.
- OK, niech Ci będzie - wypuścił śnieg z ręki.
W Los Angeles pogoda była diametralnie inna. W domu zastaliśmy Shannona ze szczotką w ręce.
- Co robisz? - spytałam.
- Nie widać - był lekko podirytowany.
- Powinnaś raczej zapytać co potłukł - powiedziała tata - więc?
- Nic szczególnego, kubek mi upadł.
- Odstaw szczotkę i się lepiej przywitaj ze mną - podszedł i mnie uściskał.
Rozejrzałam się po salonie, za czysto to tam nie było. Trzeba było zrobić generalne porządki, czyli coś dla mnie, pomyślałam. Następnego dnia wzięłam się do roboty. Chłopaki spali, więc musiałam być w miarę cicho. Potrzebowali się porządnie wyspać. Po dwóch godzinach posprzątałam salon, który znajdował się na piętrze. Kolejnym pomieszczeniem była kuchnia, jednak zanim zaczęłam zrobiłam sobie kawę. Z kuchnią było trochę gorzej. Otwierałam szafki i co rusz znajdowałam coś co było przeterminowane. Jak skończyłam na górze, dochodziła 14. Shann wyszedł ze swojego pokoju i zaczął kierować się w stronę kuchni.
- Nie, czekaj.
- Dlaczego? - nie wiedział o co mi chodzi.
- Umyłam podłogę i jest mokra.
- Sprzątałaś?
- Nadal to robię, więc proszę nie idź dalej.
- Ale młoda ja chcę kawy - zapiszczał.
- To ja Ci zrobię. Wróć do siebie do pokoju, a i posprzątaj tam przy okazji.
- Muszę? - skrzywił się.
- Tak, musisz.
- No dobra.
W międzyczasie, gdy sprzątałam u siebie w pokoju, poszłam do taty. Siedział z laptopem na łóżku zadowolony z życia.
- Zrobisz coś dla mnie? - spytałam podstępnie.
- Co tylko zechcesz.
- Posprzątaj tu. Chcę widzieć wieczorem, że jest tu czysto - uśmiechnęłam się i wyszłam.
- Ja się tak nie bawię - usłyszałam zza drzwi.
Wróciłam do siebie i dokończyłam sprzątanie łazienki, która znajdowała się przy pokoju. Wieczorem oczywiście poszłam na kontrolę do chłopaków. Wywiązali się. Było pięknie i czyściutko, posłuchali mnie. Czyli całe piętro miałam z głowy. Jutro parter, basen i cała reszta. Siedziałam na dole i oglądałam telewizję. Byłam zmęczona, ale nie chciało mi się spać.
- Mogę się przyłączyć? - koło mnie usiadł tata.
- Yhym - na nic więcej nie do powiedzenia nie było mnie stać.
- Chyba ktoś tu się bardzo napracował - siadł bliżej mnie, a ja oparłam głowę na jego ramieniu i od razu zasnęłam.
Rano obudziłam się w swoim łóżku i w piżamie. Nie przypominałam sobie żebym się wczoraj przebierała, wolałam nie wnikać kto to zrobił za mnie. Ubrałam się i poszłam coś zjeść, gdy kończyłam przyszedł tata.
- Wstałaś już.
- No a jak. Shann śpi? - spytałam.
- Nie, siedzi na dole.
- To dobrze, chodź - pociągnęłam go za rękę.
Zeszliśmy na dół. Stanęłam na przeciwko drzwi, które prowadziły na taras.
- Widzicie te liście w basenie?
- Nie da się nie zauważyć - odpowiedzieli.
- A te naokoło niego i to wszystko co tam jest?
- No raczej - odpowiedział wujek.
- To na co czekacie? Samo się nie posprząta.
- Ty tak na poważnie?
- Tak.
- Co oni mi z Tobą zrobili - tata dziwnie na mnie patrzył.
- Chcę żeby było ładnie na święta, więc nie marudźcie. Nie tylko ja tu mieszkam - wypchnęłam ich na taras.
Zamknęłam drzwi i włączyłam muzykę na full. Na stoliku przy kanapie był mega burdel. W salonie znajdowało się dosłownie wszystko. Minęło sporo czasu zanim to ogarnęłam. Późnym popołudniem wszystko było już posprzątane łącznie z balkonem, który otaczał prawie cały dom.
Siedziałam na kanapie z kubkiem herbaty w ręce.
- Mogę popsuć Ci humor? - jak tata tak mówił, to nie wróżyło nic dobrego.
- Skoro musisz.
- Babcia przyjeżdża na święta.
- Będzie miło. Nie martw się, przeżyję jakoś - uśmiechnęłam się.
W piątek wieczorem rzeczywiście zjawiła się babcia.
- Synku jak tu czysto, jestem pod wrażeniem.
- To akurat zasługa Janette.
- Dobrze, że chociaż tyle potrafi - czyli babcia Constance wytacza ciężkie działa, ja też tak umiem.
- Aha. To ja pójdę do siebie - skierowałam się do pokoju.
Jared
- Co to miało być? - spytałem matki. Przesadziła. Jutro jest Boże Narodzenie, a ta wyskakuje z czymś takim.
- Przecież nic złego nie powiedziałam.
- Zaczynam żałować, że Cię tu zaprosiliśmy, wiesz.
- Brat co jest? - dobrze, że zjawił się Shannon, bo bym powiedział jeszcze parę słów za dużo.
- Nasza mama nawet w czasie świąt nie potrafi być miła dla Janette. Ja wiem, że Ty byś chciała żeby ona najlepiej w ogóle się nie urodziła, ale jest inaczej i pogódź się z tym! - krzyknąłem - a przede wszystkim nie traktuj jej tak, bo ona sobie niczym na to nie zasłużyła.
- Mamo, Jared ma rację - Shannon w tej sprawie stał całkowicie po mojej stronie.
Poszedłem do małej, siedziała na parapecie i patrzyła przez okno.
- Wszystko w porządku? - spytałem.
- Tak, jest dobrze - spojrzała na mnie i się uśmiechnęła lekko. Wiedziałem, że kłamała. Miała smutny wzrok. Było jej przykro. Usiadłem koło niej i przytuliłem ja do siebie. Po jakimś czasie do pokoju weszła moja mama.
- Janette możemy porozmawiać - młoda spojrzała na mnie błagalnym wzrokiem.
- Mamo daruj sobie. Wystarczy na dzisiaj.
- Nie do Ciebie przyszłam, więc się nie odzywaj. Ja chciałam Cię przeprosić, nie... - drugą cześć skierowała do Janette.
Janette
- Na to jest już trochę za późno. Nie mam ochoty tego słuchać. Dziękuję PANI za takie święta - przerwałam jej. Spojrzałam na tatę, powiedziałam ciche "przepraszam" i wyszłam. Miałam dość. Chciałam sobie w zupełnym spokoju spędzić święta, ale nie będzie mi to dane. Wyszłam przed dom, usiadłam na schodach i się rozpłakałam. To nie jest na moje siły.
Jared
- Ładnie ją wychowałeś - matka jak zwykle miała do dorzucenia swoje 3 grosze.
- Mało Ci? Tyle już namieszałaś. Odpuść sobie - wyminąłem ją i poszedłem szukać Janette.
Znalazłem ją po chwili, siedziała na chodach i płakała.
- Nie płacz - objąłem ją ramieniem.
- Nie rozumiem jednej rzeczy - wytarła oczy i na mnie spojrzała - co ona ma do mnie, przecież ja nic złego nie zrobiłam nigdy.
- Skarbie to długa historia . Opowiem Ci ją kiedyś, a teraz chodź do domu, bo będziemy chorzy i nie pojedziemy do Las Vegas.
- Dokąd?
- Cholera, to miała być niespodzianka.
- Ale już nie jest.
- Gramy sylwestrowy koncert w Las Vegas właśnie i jedziesz z nami - Janette otworzyła szeroko oczy.
- Super!
- Co to za euforia? O czymś nie wiem? - spytał Shannon.
- Wiesz, wiesz. Powiedziałem jej o koncercie.
- Ammm - brat pokiwał głową.
- Ja idę spać. Za dużo wrażeń na dziś - powiedziała Janette.
Janette
Poszłam do siebie. Wzięłam prysznic. Włączyłam światełka, które były zawieszone na ścianie i położyłam się do łóżka. Długo nie mogłam zasnąć. Ktoś wszedł do pokoju.
- Tata?
- Nie, Święty Mikołaj.
- On jest grubszy, która godzina?
- 2:40, czemu nie śpisz?
- A Ty?
- Ja pierwszy zadałem to pytanie.
- Nie mogę zasnąć. Czemu szepczemy? - spytałam.
- Żeby nikogo nie obudzić. Wyłaź z łóżka.
- Po co? - gdzie on mnie ciągnie o tej porze - pomyślałam.
- Po jaj.. nie zadaj pytań, tylko chodź.
Siedliśmy w salonie. Na stoliku stały dwa kubki z gorącą czekoladą.
- Miło - uśmiechnęłam się.
Przesiedzieliśmy tam do rana, rozmawiając o wszystkim. Wszedł Shann.
- Co wy tu robicie?
- Siedzimy - odpowiedziałam.
- Nie mówcie, że jesteście tu całą noc?
- Tylko połowę - odpowiedział tata.
- Jesteście nienormalni.
- Też Cię kochamy.
Było miło do momentu aż dołączyła do nas babcia. Nie robiła złośliwych uwag. Traktowałyśmy się jak powietrze.
Następnego dnia obudziłam się przed 7. Poszłam do taty, wskoczyłam na łóżko i złożyłam mu życzenia. Był taki zaspany, że nie wiedział o co mi chodzi.
- Dziękuję. Zamorduję Cię, ale dopiero jak wstanę - powiedział. Przykrył się kołdrą i spał dalej. Tak słodko wyglądał, jak 5-latek, jeszcze w tych blond włosach. Opuściłam jego pokój i sama poszłam spać dalej. Było wcześnie, a ja byłam padnięta po wczorajszym dniu.
Babcia wyjechała wczoraj, więc nastał spokój i atmosfera od razu się zmieniła na lepsze. Siedziałam sobie na dole w salonie, przyszedł tata.
- Chodź na chwilę do mnie, chciałbym z Tobą porozmawiać - powiedział.
- OK - wstałam i poszliśmy na górę. Był zestresowany? Zdenerwowany? Nie wiedziałam o co chodzi.
- Stało się coś? - zapytałam niepewnie.
- Nie, tak myślę.
Weszliśmy do pokoju, siadłam na łóżku i czekałam.
- Tato, o co chodzi? O czym chcesz ze mną porozmawiać? - spytałam delikatnie.
Odetchnął głęboko i zaczął:
- Bo widzisz jesteś już w takim wieku, że... masz prawie 16 lat i nastolatki w Twoim wieku rozpoczynają swoje życie seksualne, czasem za wcześnie i nie chciałbym żebyś potem czegoś żałowała.
Takiego obrotu spraw się nie spodziewałam. Widziałam, że już chce dalej mówić, więc mu przerwałam:
- Poczekaj, ja nie chcę o tym rozmawiać - było mi głupio i się wstydziłam.
- Nie chcesz, a potem będziesz płakać, że Cię ktoś skrzywdził albo, że jesteś w ciąży.
- Znam metody zabezpieczania się i przysięgam, że nie zrobię nic głupiego "chyba już zrobiłaś" przeleciało mi przez głowę - jak będę miała jakiś problem w TYCH sprawach, to do Ciebie przyjdę. Nie martw się nie zostaniesz dziadkiem przed 50-tką - uśmiechnęłam się - a teraz mam pytanie, mogę już iść?
- Możesz - teraz to on się zaśmiał.
Poszłam do siebie i uświadomiłam sobie, że go okłamałam. Siedział naprzeciwko mnie, a ja go okłamałam. Pierwszy raz w swoim życiu. Kiedyś powiem mu prawdę, ale nie teraz, nie ten czas. On nie jest gotowy żeby się o tym dowiedzieć, a ja nie jestem gotowa żeby mu o tym opowiedzieć.
Jared
Czyżby Janette wiedziała o seksie, więcej niż myślałem. Wiedza nie jest rzeczą złą, nich ją ma, tylko żeby nie miała praktyki. Co ja mówię w ogóle, ma dopiero 16 lat. Wybiłem sobie szybko to z głowy.
***
Janette
- Czy wy kiedykolwiek byliście gotowi na czas? - spytałam tatę i wujka, gdy schodzili po schodach.
- Nie.
- Nigdy - odpowiedzieli zgodnie.
Usłyszałam klakson.
- Możemy iść? Vicky przyjechała.
- Co Vicky? Jak Vicky? Gdzie Vicky? - Shann jak zwykle był roztrzepany.
- Przyjechała Vicky z Tomo. Jedziemy na lotnisko, bo jutro macie koncert w Las Vegas, ogarniasz? - spytałam, tata zaczął się śmiać.
- Co Ty wczoraj z Antoine'm piłeś, że nie wiesz co się dzieje? - spytał go.
- Sam chciałbym wiedzieć - podrapał się w głowę.
- Mniejsza o to. Chodźmy już, bo Vicky się wkurzy i to wy będziecie się tłumaczyć.
Przez cały lot mieliśmy ubaw. Tomo ciągle żartował, a wszyscy pękali ze śmiechu. Wsiedliśmy w taksówkę i jechaliśmy do hotelu. Wyjrzałam przez szybę:
- Miasto seksu i biznesu - powiedziałam cicho.
- Miasto czego? - spytał tata.
- Nie, nie, nic.
- Młoda...
- No co - spojrzałam na niego - przecież nic takiego nie powiedziałam.
- Czyżby?
- Oj nie czepiaj się.
Samochód się zatrzymał, wysiadłam a przede mną przeszły dwie bardzo skąpo ubrane dziewczyny "fajna okolica".
- Nie patrz tak, to normalne tutaj - powiedziała Vicky.
- W tym momencie przestaje mi się tu podobać - powiedziałam.
- Cieszę się z tego powodu - tata był wyraźnie zadowolony.
Weszliśmy do hotelu, który był bardzo stylowo urządzony. Odróżniał się od całej otoczki, która była przed nim. Będąc już w pokoju od razu skierowałam się do łazienki, a potem położyłam się na łóżku. Po chwili przyszedł tata.
- Chciałem Ci coś powiedzieć.
- Znowu? Masz jakiś limit do końca roku czy jak? - oparłam się na łokciach.
- Nie, a poza tym to mi się tu nie wymądrzaj - poczochrał mnie po włosach.
- Ej!
- Po pierwsze jutro po koncercie jest impreza na którą oczywiście idziesz, więc Cię informuję.
- Muszę?
- A nie chcesz?
- Chciałabym, ale będą zadawać pytania - zaczęłam marudzić.
- Nie będą.
- No dobra.
- Po drugie to jadę na Haiti w poniedziałek, nie patrz tak nie pojedziesz ze mną, bo tam jest niebezpiecznie, więc zostajesz w domu... sama - dodał po chwili.
- Sama? To mi się podoba, ale czekaj a Shannon?
- Wybiera się do Meksyku.
- A długo Was nie będzie?
- Parę dni, tylko nie kombinuj nic. W sumie to ja nie wiem czy mogę zostawić Cię samą.
- Nie jestem dzieckiem, dam sobie radę - obruszyłam się.
- Wiem, że dasz sobie radę - uściskał mnie - chyba, że wolisz wrócić do szkoły? - spytał.
- O nie, nie, nie. W żadnym wypadku. Już wolę posiedzieć sama w domu - odpowiedziałam.
Po tym jak tata wyszedł prawie od razu poszłam spać. Byłam padnięta, a następnego dnia miałam szaleć do białego rana, więc trzeba było się wyspać.
Po obiedzie zespół wraz z Emmą pojechał na próbę, a ja i Vicky zostałyśmy w hotelu.
- No laska to co robimy? - spytała dziewczyna.
- Wiesz co, boję się iść na tą imprezę.
- Dlaczego?
- Nigdy nie byłam w takim miejscu.
- Bez obaw, będzie dobrze. Pokaż mi w czym idziesz - wyciągnęłam z szafy sukienkę.
- No, no - pokiwała głową - śliczna jest. Jared będzie musiał Cię pilnować żeby nikt Cię nie poderwał - zaśmiała się.
- Nie przesadzaj.
- Nie przesadzam, będziesz wyglądała jak milion dolarów.
Siedziałyśmy sobie z Vicky jakby nigdy nic, gadałyśmy o wszystkim. Do pokoju wszedł tata.
- Wiecie, która jest godzina?
- Nie - odpowiedziałyśmy powoli.
- No właśnie. Jest po 17, a my o 19 musimy jechać na koncert, a wy obie przecież też jedziecie, więc radziłbym się pospieszyć.
- Tak późno?! To ja lecę - Vicky ucałowała mnie w policzek i wyszła.
- Ty też się zbieraj, chyba że mam Ci pomóc.
- Chciałbyś - zaśmiałam się - dam sobie radę.
Tata wyszedł. Miałam niecałe dwie godziny. Postanowiłam wziąć prysznic, później się umalowałam, pokręciłam włosy, ubrałam się i byłam gotowa. Zakładałam kolczyki, gdy usłyszałam pukanie.
- Proszę.
- Eee... przepraszam nie widziała Pani mojej córki, jeszcze jakiś czas temu tu była.
- Wyszła, wróci jutro. I jak? - spytałam
- Za ładnie wyglądasz nie możesz tak iść - tata zdjął swoje okulary i obrócił mnie wokół mojej osi.
- Idziemy?
- Tak, jestem gotowa - założyłam płaszcz i wyszliśmy.
- Właśnie na taki efekt liczyłam - powiedziała narzeczona Tomo.
Wszyscy stali już przy wyjściu.
- Jared wziąłeś kajdanki? - wujek jak zwykle w innym świecie.
- Na co mi kajdanki?
- Żeby Ci nikt jej nie ukradł na imprezie, bo wygląda cudnie.
- Nigdzie jej nie puszczę, nie ma mowy.
Zajechaliśmy pod salę w której miał odbyć się występ. Weszliśmy oczywiście drugim wejściem, bo z przodu było strasznie dużo fanów. Weszłam na scenę. Wyrwało mi się głośne "wow".
- No tak przecież nigdy nie byłaś na koncercie.
- Nie mogę się doczekać. Będziesz biegał bez koszulki?
- Ochrona! Napalona fanka, proszę ją zabrać - zaczął się śmiać.
- Dzięki, wiesz.
- Chodź na backstage. Mają zaraz zacząć wpuszczać ludzi.
Minęła godzina, niebawem miał się zacząć występ. Stałam sobie z boku żeby nikt mnie nie widział i obserwowałam.
Jared
Szedłem z Braxtonem w stronę sceny, a ten ciągle nawijał.
- Po co my tam właściwie idziemy? - spytał zniecierpliwiony.
- Zobaczysz.
- O ja Cie.. Co to za laska, patrz - wskazał na Janette.
- Właśnie chciałem Ci ją przedstawić.
- Janette - odwróciła się.
- To jest Braxton, nasz klawiszowiec, chociaż gra na czym popadnie.
- Miło mi poznać - przywitał się.
- A to jest Janette.
- Twoja nowa dziewczyna? - wypalił.
- Zawsze to samo - zaśmiała się.
- Nie, Janette jest moją córka.
- Co Ty gadasz? Czemu ja się dopiero teraz o tym dowiaduję? - wzruszyłem bezradnie ramionami.
- To ja Was zostawię samych na chwilę. Idę się przebrać i zaczynamy. Brax nie bajeruj mi córki, ok?
- Tak jest szefie.
Wróciliśmy po 20 minutach.
- Oj Jared czyżby nasz Hawajczyk zawładnął sercem Janette? - spytała Vicky wskazując na parę, która śmiała się w najlepsze.
- Oby nie. Nie przeszkadzamy? - zapytałem, gdy doszliśmy do nich.
- Skądże.
- Powodzenia - młoda pocałowała mnie w policzek. Po chwili Shann zaczął grać Escape, a my ruszyliśmy na scenę.
Janette
Chłopaki zaczęli grać. Zostałyśmy z Vicky i Emmą same, ale ona po paru minutach też gdzieś zniknęła.
- Podoba Ci się Braxton? - spytała Vicky.
- Nie. To fajny i ładny chłopak, ale nie - odpowiedziałam.
- Tak? To czemu się rumienisz.
- Cicho. Nie chcę teraz. Może za rok, dwa. Jak na razie mam złe doświadczenia - wysiliłam się na słaby uśmiech i wróciłam do oglądania.
Po koncercie chłopaki mieli się przebrać i iść na M&G. Nie trwało to zbyt długo.
- Nie zjedzą Cię - szepnął mi tata do ucha, gdy jechaliśmy na imprezę.
- O to ich nie podejrzewałam.
Nie wiedziałam czego mam się spodziewać tam, ani w jakim charakterze idę, bo nie sądzę żeby wiedzieli, że Jared jest moim ojcem.
***
Tata w poniedziałek poleciał od razu na Haiti, a wujek do Meksyku. Wróciłam do Los Angeles z Tomo i Vicky. Wysiadłam przed domem.
- Na pewno nie chcesz żebyśmy zostali? - pytała już po raz któryś.
- Nie trzeba. Kochana jedźcie do domu i nacieszcie się sobą, bo chłopaki za tydzień wracają w trasę. Jak będę czegoś potrzebowała to zadzwonię.
- Jak chcesz.
Pożegnaliśmy się i weszłam do domu. Była kompletna cisza. Podeszłam do wieży i włączyłam muzykę. Nigdy nie miałam okazji żeby dokładnie obejrzeć dom. W studiu wolałam niczego nie ruszać, bo mnie zabiją jak coś zepsuję. W salonie w jednej z szafek znalazłam albumy ze zdjęciami. Wzięłam ten podpisany moim imieniem. Znajdowały się tam zdjęcia na których byłam malutka. Na fotografii z moją datą urodzenia byłam ja, mama i tata. Przeglądając dalej znalazłam zdjęcie z babcią. Czyli kiedyś traktowała mnie normalnie, ciekawe co się zmieniło.
***
Był czwartek, moje wyżywienie powoli się kończyło, a głodomory wracały w weekend. Nie chciałam dzwonić do Tomo i Vicky, ale niestety musiałam. Zjawili się u mnie po godzinie.
- Mogę jechać z Wami?
- No nie wiem - dziewczyna pokręciła głową.
- Proszę - zrobiłam maślane oczka.
- No dobra, chodź - powiedział gitarzysta. Wzięłam torebkę, zamknęłam dom i pojechaliśmy.
Po powrocie z zakupów, wzięłam się za malutkie sprzątanie. Shannon miał wrócić jutro, a tata w sobotę. Postanowiłam coś ugotować. Wujek był wiecznie głodny.
Około południa rozległ się dzwonek. Sierota nie ma kluczy, pomyślałam. Jak się coś przypali, to go zabiję.
- Siema młoda - powiedział wchodząc do domu.
- Nie masz kluczy?
- Mam gdzieś na pewno mam - wskazał na walizkę. Pokręciłam głową.
- Czuję jedzenie.
- Węch ten sam - zaśmiałam się.
- Robisz obiad? - spytał z niedowierzaniem.
- Zgadza się.
- A nie otruje się?
- Może nie, ale nie obiecuję.
Shann zjadł i postanowił po sobie pozmywać. Ściągnął bluzę.
- Jaki Ty jesteś opalony.
- A jak! Jak się odpoczywa na słońcu to są efekty.
- Jak ma na imię? - spytałam, gdy skończył i usiadł koło mnie na kanapie.
- Ale kto? - powiedział lekko zamyślony.
- Ta dziewczyna.
- Jaka dziewczyna?
- Oj nie udawaj i nie rób ze mnie idiotki.
- Ja nie robię z Ciebie idiotki kochana - pocałował mnie w głowę.
- I tak wiem swoje.
- Sarah - odpowiedział po dłuższej chwili.
- Aż tak długo trzeba było się nad tym zastanawiać?
- No nie...
- Zagości na dłużej w Twoim życiu?
- Raczej nie.
- Szkoda, ładna jest.
- I dobra w łóżku - dodał.
- Oszczędź mi, nie chcę znać szczegółów.
- A Ty ten? - spytał.
- Co ja ten?
- No wiesz.
- Nie, nie wiem.
- Janette.
- Tak, wiem o co pytasz.
- To odpowiesz mi?
- A muszę?
- Nie, ale chciałbym wiedzieć.
- Uparty jesteś.
- Owszem - uśmiechnął się.
- Shanny nie chcę o tym rozmawiać, proszę nie wnikaj.
- Przepraszam - przytulił mnie.
Co wzięło tatę i wujka, że przeprowadzają ze mną jakieś rozmowy o seksie. Leżałam sobie w łóżku i tak nad tym myślałam aż w końcu zasnęłam. Rano wstałam dość wcześnie. Tata miał dzisiaj wrócić.
- Widzę, że dom stoi, więc można Cię zostawić na dłużej samą - nawet nie zauważyłam, kiedy wszedł do domu.
- Dzięki.
- Chodź tu do mnie - uścisnął mnie mocno.
- Opowiesz mi jak było, chyba że nie chcesz - spytałam.
- Mogę Ci opowiedzieć, czemu nie.
"Większość czasu spędziliśmy w miejscu o nazwie Leagone,które znajduje się prawie godzinę drogi od Port Au Prince i które najmocniej ucierpiało w trzęsieniu ziemi.Była to niezwykła wycieczka.Niezapomniana i pouczająca.Oprócz filmowania tej wycieczki,robię zdjęcia do nadchodzącej książki,którą wydam,żeby zebrać więcej tak potrzebnych dla Haiti pieniędzy.Na dodatek szczegółowo napisana relacja z tego doświadczenia i wspomnienia z czasów,które spędziłem tu jako dziecko.Dwa pierwsze zdjęcia,które zrobiłem są dobrym przykładem tego co znajdzie się w książce.Nie będzie to tylko spojrzenie na druzgocącą tragedię z zeszłego stycznia,ale uczczenie piękna i możliwości tego kraju oraz jego mieszkańców.
Pierwszą połowę dnia spędziłem w Cité Soleil. Natknęliśmy się na dziecko,którego twarz i ciało były bardzo poparzone.Miało ono infekcję.Z pomocą Nicole z z programu GlobalDirt i Billego zabraliśmy tę dziewczynkę i jej matkę do szpitala (Medishare – UofMiami)."
- To jest straszne. Nie wyobrażam sobie żeby coś takiego stało się tutaj. W przeciągu paru minut tracisz wszystko.
- Skończmy ten temat. Powiedz mi jak sobie dałaś tu radę?
- Dobrze. Nic szczególnego się nie działo. Trochę nudno było. Przeglądałam album ze zdjęciami, na paru była mama. Opowiesz mi kiedyś o niej?
- Jak będziesz na to gotowa, to Ci opowiem. Wiem, że kompletnie nic o niej nie wiesz, ale tak jest lepiej dla Ciebie, wierz mi.
__________________________________________________________________
Hello.
Wiem, że rozdział miał być w niedzielę lub w święta, ale nie ogarnęłam niestety.
Najdłuższy rozdział jaki napisałam do tej pory. Mogę powiedzieć, że jestem z niego bardzo zadowolona, podoba mi się.
Niektóre rzeczy, które tu napisałam mnie przerażają, bo sama nie wiem skąd ja to wzięłam ;)
Wiem, że będziecie złe, że nie ma tu paru rzeczy, ale nic nie poradzę.
Jak tam po świętach, najedzone? :D
Pozdrawiam, miłej lektury.