27 grudnia 2012

16. "Przeglądałam album ze zdjęciami, na paru była mama. Opowiesz mi kiedyś o niej?"

Janette

Jestem tutaj trzeci tydzień i ciągle nauka, sprawdziany, eseje. Jutro sobota, więc będzie można się od tego odciąć. Zrobiłyśmy sobie we czwórkę z dziewczynami taki babski wieczór. Siedziałyśmy, gadałyśmy, objadałyśmy się słodyczami, było miło do momentu, gdy wpadła Mansfield. Zaczęła krzyczeć, że co to w ogóle ma być, jest 2 w nocy, a my jeszcze nie śpimy.
- Ale proszę Pani jutro jest sobota - powiedziała Danielle.
- To nie zmienia faktu, że powinnyście już dawno spać - Pani dyrektor chyba była nie w humorze.
- Ale my nie jesteśmy dziećmi żeby chodzić spać o 21 - dodałam.
- Jeszcze macie czelność pyskować?! Zadzwonię jutro do rodziców i już nie będzie się z czego śmiać Kimberly. Proszę iść do siebie, natychmiast.
Dziewczyny wyszły, Mansfield też, zostałam z Annette.
- Myślisz, że zadzwoni? - spytała, gdy zgasiłam światło.
- Co Ty, chciała nas tylko nastraszyć. Idź spać.

Około 10 w sobotę rozdzwonił się telefon mojej współlokatorki.
- Odbierz to! - krzyknęłam.
- Już.
Rozmawiała dłuższą chwilę, a ja już wiedziałam, że już nie zasnę.
- Jednak dzwoniła.

- O czym mówisz? - spytałam zaspanym głosem.
- Dyrektorka dzwoniła do rodziców - powiedziała Ann. Momentalnie zeskoczyłam z łóżka.

- O cholera - wystraszyłam się, nic chciałam robić tacie problemów i tak miał dużo na głowie.
Była już 13, a mój telefon się nie odzywał. Nie wiedziałam dlaczego, więc postanowiłam sama zadzwonić. Może popełniałam w tym momencie błąd, ale nie lubiłam żyć w niewiedzy.

- Hej, co tam słychać?
- W porządku. A co to się stało, że moja córeczka do mnie dzwoni?
- Nic, a co miałoby się stać, dawno nie rozmawialiśmy.

Połączenie trwało już kilkanaście minut, musiałam zapytać, bo dzwoniłam w pewnym celu.
- Tato...

- Słucham Cię Skarbie.
- A ten - bałam się zapytać, ale jak już zaczęłam - dzwoniła do Ciebie dyrektorka?
- Owszem - zamarłam. Nastąpiła dłuższa cisza - Młoda co wy zrobiłyście? - spytał w końcu.
- Nic, to znaczy nic takiego.

- Czyli jednak coś zrobiłyście.
- Siedziałyśmy sobie i gadałyśmy... - opowiedziałam mu całą historię.
- Po co się odzywałaś, było nic nie mówić, to by się nie czepiała.

- Wiem, przepraszam. Jesteś zły?
- Niee. Taka głupota, a ona zawraca głowę ludziom pracującym - odetchnęłam z ulgą po tych słowach.

- A co bałaś się?
- Ja? Nie.
- Chyba jednak tak.
- Troszeczkę - przyznałam mu rację.
- Proszę mi tam więcej nie rozrabiać, to nie będziesz musiała się bać potem, że będą jakieś konsekwencje.
- Dobrze. To ja już nie przeszkadzam. Widzimy się w przyszły poniedziałek.

- No nie wiem Twoje "zachowanie jest niedopuszczalne" jak to powiedziała Pani dyrektor, więc może nie przyjadę.
- Poważnie mówisz?

- Żartowałem, oczywiście, że po Ciebie przyjadę, a teraz idź korzystaj z weekendu tylko w granicach rozsądku ma się rozumieć.
- Tak jest, to pa.
Całą sobotę i niedzielę oglądałyśmy filmy z Annette. Co można więcej robić. Jeszcze w piątek miałyśmy plan żeby gdzieś wyjść, ale potem już sobie darowałyśmy. W internacie jak co roku zaczął się świąteczny szał. Wieszanie wszelkiego rodzaju ozdób aby było przytulniej. Mieliśmy chyba poczuć domową atmosferę. Po trzech dniach wszystko wyglądało świątecznie i za oknem był śnieg. Stałam przy szklanych drzwiach i patrzyłam na białe płatki śniegu, które spadały z nieba. W Los Angeles tego nie ma, pomyślałam, ale jest tata. To całkowicie zmieniało postać rzeczy.

W poniedziałek obudziło mnie coś zimnego, co znajdowało się na mojej twarzy. Był to rozpuszczony śnieg, a nad moim łóżkiem stał tata. Zabije, pomyślałam, no zamorduje go.
- Jak się spało? - spytał, gdy otworzyłam oczy.

- Wiesz, że nie żyjesz?
- Wiem, ale nie mogłem się oprzeć - zaczął się śmiać.
Odegram się jak wyjdziemy, pomyślałam. Ubrałam się i poszłam poszukać dziewczyn. Miałam dla nich prezenty, jak się okazało one dla mnie też. Pożegnałam się z nimi i wróciłam do pokoju.

- Skąd masz prezenty? Święta dopiero w sobotę.
- Dostałam.
- Ja też chcę.
- Dostaniesz w sobotę - wytknęłam mu język.
Wyszliśmy przed szkołę i rzuciłam w niego śnieżką. Chciał mi oddać.
- To było za rano, więc się nie waż nawet - powiedziałam.

- OK, niech Ci będzie - wypuścił śnieg z ręki.

W  Los Angeles pogoda była diametralnie inna. W domu zastaliśmy Shannona ze szczotką w ręce.
- Co robisz? - spytałam.
- Nie widać - był lekko podirytowany.
- Powinnaś raczej zapytać co potłukł - powiedziała tata - więc?

- Nic szczególnego, kubek mi upadł.
- Odstaw szczotkę i się lepiej przywitaj ze mną - podszedł i mnie uściskał.
Rozejrzałam się po salonie, za czysto to tam nie było. Trzeba było zrobić generalne porządki, czyli coś dla mnie, pomyślałam. Następnego dnia wzięłam się do roboty. Chłopaki spali, więc musiałam być w miarę cicho. Potrzebowali się porządnie wyspać. Po dwóch godzinach posprzątałam salon, który znajdował się na piętrze. Kolejnym pomieszczeniem była kuchnia, jednak zanim zaczęłam zrobiłam sobie kawę. Z kuchnią było trochę gorzej. Otwierałam szafki i co rusz znajdowałam coś co było przeterminowane. Jak skończyłam na górze, dochodziła 14. Shann wyszedł ze swojego pokoju i zaczął kierować się w stronę kuchni.
- Nie, czekaj.
- Dlaczego? - nie wiedział o co mi chodzi.
- Umyłam podłogę i jest mokra.
- Sprzątałaś?
- Nadal to robię, więc proszę nie idź dalej.

- Ale młoda ja chcę kawy - zapiszczał.
- To ja Ci zrobię. Wróć do siebie do pokoju, a i posprzątaj tam przy okazji.
- Muszę? - skrzywił się.

- Tak, musisz.
- No dobra.
W międzyczasie, gdy sprzątałam u siebie w pokoju, poszłam do taty. Siedział z laptopem na łóżku zadowolony z życia.

- Zrobisz coś dla mnie? - spytałam podstępnie.
- Co tylko zechcesz.
- Posprzątaj tu. Chcę widzieć wieczorem, że jest tu czysto - uśmiechnęłam się i wyszłam.
- Ja się tak nie bawię - usłyszałam zza drzwi.
Wróciłam do siebie i dokończyłam sprzątanie łazienki, która znajdowała się przy pokoju. Wieczorem oczywiście poszłam na kontrolę do chłopaków. Wywiązali się. Było pięknie i czyściutko, posłuchali mnie. Czyli całe piętro miałam z głowy. Jutro parter, basen i cała reszta. Siedziałam na dole i oglądałam telewizję. Byłam zmęczona, ale nie chciało mi się spać.

- Mogę się przyłączyć? - koło mnie usiadł tata.
- Yhym - na nic więcej nie do powiedzenia nie było mnie stać.
- Chyba ktoś tu się bardzo napracował - siadł bliżej mnie, a ja oparłam głowę na jego ramieniu i od razu zasnęłam.
Rano obudziłam się w swoim łóżku i w piżamie. Nie przypominałam sobie żebym się wczoraj przebierała, wolałam nie wnikać kto to zrobił za mnie. Ubrałam się i poszłam coś zjeść, gdy kończyłam przyszedł tata.
- Wstałaś już.
- No a jak. Shann śpi? - spytałam.
- Nie, siedzi na dole.
- To dobrze, chodź - pociągnęłam go za rękę.
Zeszliśmy na dół. Stanęłam na przeciwko drzwi, które prowadziły na taras.
- Widzicie te liście w basenie?

- Nie da się nie zauważyć - odpowiedzieli.
- A te naokoło niego i to wszystko co tam jest?
- No raczej - odpowiedział wujek.
- To na co czekacie? Samo się nie posprząta.
- Ty tak na poważnie?
- Tak.

- Co oni mi z Tobą zrobili - tata dziwnie na mnie patrzył.
- Chcę żeby było ładnie na święta, więc nie marudźcie. Nie tylko ja tu mieszkam - wypchnęłam ich na taras.

Zamknęłam drzwi i włączyłam muzykę na full. Na stoliku przy kanapie był mega burdel. W salonie znajdowało się dosłownie wszystko. Minęło sporo czasu zanim to ogarnęłam. Późnym popołudniem wszystko było już posprzątane łącznie z balkonem, który otaczał prawie cały dom. 
Siedziałam na kanapie z kubkiem herbaty w ręce.
- Mogę popsuć Ci humor? - jak tata tak mówił, to nie wróżyło nic dobrego.
- Skoro musisz.
- Babcia przyjeżdża na święta.
- Będzie miło. Nie martw się, przeżyję jakoś - uśmiechnęłam się.
W piątek wieczorem rzeczywiście zjawiła się babcia.
- Synku jak tu czysto, jestem pod wrażeniem.
- To akurat zasługa Janette.

- Dobrze, że chociaż tyle potrafi - czyli babcia Constance wytacza ciężkie działa, ja też tak umiem.
- Aha. To ja pójdę do siebie - skierowałam się do pokoju.


Jared

- Co to miało być? - spytałem matki. Przesadziła. Jutro jest Boże Narodzenie, a ta wyskakuje z czymś takim.

- Przecież nic złego nie powiedziałam.
- Zaczynam żałować, że Cię tu zaprosiliśmy, wiesz.
- Brat co jest? - dobrze, że zjawił się Shannon, bo bym powiedział jeszcze parę słów za dużo.
- Nasza mama nawet w czasie świąt nie potrafi być miła dla Janette. Ja wiem, że Ty byś chciała żeby ona najlepiej w ogóle się nie urodziła, ale jest inaczej i pogódź się z tym! - krzyknąłem - a przede wszystkim nie traktuj jej tak, bo ona sobie niczym na to nie zasłużyła.
- Mamo, Jared ma rację - Shannon w tej sprawie stał całkowicie po mojej stronie.

Poszedłem do małej, siedziała na parapecie i patrzyła przez okno.
- Wszystko w porządku? - spytałem.
- Tak, jest dobrze - spojrzała na mnie i się uśmiechnęła lekko. Wiedziałem, że kłamała. Miała smutny wzrok. Było jej przykro. Usiadłem koło niej i przytuliłem ja do siebie. Po jakimś czasie do pokoju weszła moja mama.
- Janette możemy porozmawiać - młoda spojrzała na mnie błagalnym wzrokiem.

- Mamo daruj sobie. Wystarczy na dzisiaj.
- Nie do Ciebie przyszłam, więc się nie odzywaj. Ja chciałam Cię przeprosić, nie... - drugą cześć skierowała do Janette.

Janette

- Na to jest już trochę za późno. Nie mam ochoty tego słuchać. Dziękuję PANI za takie święta - przerwałam jej. Spojrzałam na tatę, powiedziałam ciche "przepraszam" i wyszłam. Miałam dość. Chciałam sobie w zupełnym spokoju spędzić święta, ale nie będzie mi to dane. Wyszłam przed dom, usiadłam na schodach i się rozpłakałam. To nie jest na moje siły.

Jared

- Ładnie ją wychowałeś - matka jak zwykle miała do dorzucenia swoje 3 grosze.

- Mało Ci? Tyle już namieszałaś. Odpuść sobie - wyminąłem ją i poszedłem szukać Janette.
Znalazłem ją po chwili, siedziała na chodach i płakała.
- Nie płacz - objąłem ją ramieniem.

- Nie rozumiem jednej rzeczy - wytarła oczy i na mnie spojrzała - co ona ma do mnie, przecież ja nic złego nie zrobiłam nigdy.
- Skarbie to długa historia . Opowiem Ci ją kiedyś, a teraz chodź do domu, bo będziemy chorzy i nie pojedziemy do Las Vegas.
- Dokąd?
- Cholera, to miała być niespodzianka.
- Ale już nie jest.

- Gramy sylwestrowy koncert w Las Vegas właśnie i jedziesz z nami - Janette otworzyła szeroko oczy.
- Super! 

- Co to za euforia? O czymś nie wiem? - spytał Shannon.
- Wiesz, wiesz. Powiedziałem jej o koncercie.

- Ammm - brat pokiwał głową.
- Ja idę spać. Za dużo wrażeń na dziś - powiedziała Janette.

Janette


Poszłam do siebie. Wzięłam prysznic. Włączyłam światełka, które były zawieszone na ścianie i położyłam się do łóżka. Długo nie mogłam zasnąć. Ktoś wszedł do pokoju.
- Tata?
- Nie, Święty Mikołaj.

- On jest grubszy, która godzina?
- 2:40, czemu nie śpisz?

- A Ty?
- Ja pierwszy zadałem to pytanie.
- Nie mogę zasnąć. Czemu szepczemy? - spytałam.
- Żeby nikogo nie obudzić. Wyłaź z łóżka.
- Po co? - gdzie on mnie ciągnie o tej porze - pomyślałam.
- Po jaj.. nie zadaj pytań, tylko chodź.
Siedliśmy w salonie. Na stoliku stały dwa kubki z gorącą czekoladą.
- Miło - uśmiechnęłam się.

Przesiedzieliśmy tam do rana, rozmawiając o wszystkim. Wszedł Shann.
- Co wy tu robicie?

- Siedzimy - odpowiedziałam.
- Nie mówcie, że jesteście tu całą noc?

- Tylko połowę - odpowiedział tata.
- Jesteście nienormalni.
- Też Cię kochamy.
Było miło do momentu aż dołączyła do nas babcia. Nie robiła złośliwych uwag. Traktowałyśmy się jak powietrze.
Następnego dnia obudziłam się przed 7. Poszłam do taty, wskoczyłam na łóżko i złożyłam mu życzenia. Był taki zaspany, że nie wiedział o co mi chodzi.
- Dziękuję. Zamorduję Cię, ale dopiero jak wstanę - powiedział. Przykrył się kołdrą i spał dalej. Tak słodko wyglądał, jak 5-latek, jeszcze w tych blond włosach. Opuściłam jego pokój i sama poszłam spać dalej. Było wcześnie, a ja byłam padnięta po wczorajszym dniu.

Babcia wyjechała wczoraj, więc nastał spokój i atmosfera od razu się zmieniła na lepsze. Siedziałam sobie na dole w salonie, przyszedł tata.

- Chodź na chwilę do mnie, chciałbym z Tobą porozmawiać - powiedział.
- OK - wstałam i poszliśmy na górę. Był zestresowany? Zdenerwowany? Nie wiedziałam o co chodzi.
- Stało się coś? - zapytałam niepewnie.

- Nie, tak myślę.
Weszliśmy do pokoju, siadłam na łóżku i czekałam.
- Tato, o co chodzi? O czym chcesz ze mną porozmawiać? - spytałam delikatnie.

Odetchnął głęboko i zaczął:
- Bo widzisz jesteś już w takim wieku, że... masz prawie 16 lat i nastolatki w Twoim wieku rozpoczynają swoje życie seksualne, czasem za wcześnie i nie chciałbym żebyś potem czegoś żałowała.
Takiego obrotu spraw się nie spodziewałam. Widziałam, że już chce dalej mówić, więc mu przerwałam:

- Poczekaj, ja nie chcę o tym rozmawiać - było mi głupio i się wstydziłam.
- Nie chcesz, a potem będziesz płakać, że Cię ktoś skrzywdził albo, że jesteś w ciąży.

- Znam metody zabezpieczania się i przysięgam, że nie zrobię nic głupiego "chyba już zrobiłaś" przeleciało mi przez głowę - jak będę miała jakiś problem w TYCH sprawach, to do Ciebie przyjdę. Nie martw się nie zostaniesz dziadkiem przed 50-tką - uśmiechnęłam się - a teraz mam pytanie, mogę już iść?
- Możesz - teraz to on się zaśmiał.
Poszłam do siebie i uświadomiłam sobie, że go okłamałam. Siedział naprzeciwko mnie, a ja go okłamałam. Pierwszy raz w swoim życiu. Kiedyś powiem mu prawdę, ale nie teraz, nie ten czas. On nie jest gotowy żeby się o tym dowiedzieć, a ja nie jestem gotowa żeby mu o tym opowiedzieć.

Jared

Czyżby Janette wiedziała o seksie, więcej niż myślałem. Wiedza nie jest rzeczą złą, nich ją ma, tylko żeby nie miała praktyki. Co ja mówię w ogóle, ma dopiero 16 lat. Wybiłem sobie szybko to z głowy.

***
Janette

- Czy wy kiedykolwiek byliście gotowi na czas? - spytałam tatę i wujka, gdy schodzili po schodach.

- Nie.
- Nigdy - odpowiedzieli zgodnie.
Usłyszałam klakson.
- Możemy iść? Vicky przyjechała.

- Co Vicky? Jak Vicky? Gdzie Vicky? - Shann jak zwykle był roztrzepany.
- Przyjechała Vicky z Tomo. Jedziemy na lotnisko, bo jutro macie koncert w Las Vegas, ogarniasz? - spytałam, tata zaczął się śmiać.
- Co Ty wczoraj z Antoine'm piłeś, że nie wiesz co się dzieje? - spytał go.

- Sam chciałbym wiedzieć - podrapał się w głowę.
- Mniejsza o to. Chodźmy już, bo Vicky się wkurzy i to wy będziecie się tłumaczyć.

Przez cały lot mieliśmy ubaw. Tomo ciągle żartował, a wszyscy pękali ze śmiechu. Wsiedliśmy w taksówkę i jechaliśmy do hotelu. Wyjrzałam przez szybę:

- Miasto seksu i biznesu - powiedziałam cicho.
- Miasto czego? - spytał tata.

- Nie, nie, nic.
- Młoda...
- No co - spojrzałam na niego - przecież nic takiego nie powiedziałam.
- Czyżby?
- Oj nie czepiaj się.
Samochód się zatrzymał, wysiadłam a przede mną przeszły dwie bardzo skąpo ubrane dziewczyny "fajna okolica".

- Nie patrz tak, to normalne tutaj - powiedziała Vicky.
- W tym momencie przestaje mi się tu podobać - powiedziałam.
- Cieszę się z tego powodu - tata był wyraźnie zadowolony.
Weszliśmy do hotelu, który był bardzo stylowo urządzony. Odróżniał się od całej otoczki, która była przed nim. Będąc już w pokoju od razu skierowałam się do łazienki, a potem położyłam się na łóżku. Po chwili przyszedł tata.
- Chciałem Ci coś powiedzieć.

- Znowu? Masz jakiś limit do końca roku czy jak? - oparłam się na łokciach.
- Nie, a poza tym to mi się tu nie wymądrzaj - poczochrał mnie po włosach.
- Ej!

- Po pierwsze jutro po koncercie jest impreza na którą oczywiście idziesz, więc Cię informuję.
- Muszę?
- A nie chcesz?
- Chciałabym, ale będą zadawać pytania - zaczęłam marudzić.
- Nie będą.

- No dobra.
- Po drugie to jadę na Haiti w poniedziałek, nie patrz tak nie pojedziesz ze mną, bo tam jest niebezpiecznie, więc zostajesz w domu... sama - dodał po chwili.
- Sama? To mi się podoba, ale czekaj a Shannon?
- Wybiera się do Meksyku.
- A długo Was nie będzie?
- Parę dni, tylko nie kombinuj nic. W sumie to ja nie wiem czy mogę zostawić Cię samą.

- Nie jestem dzieckiem, dam sobie radę - obruszyłam się.
- Wiem, że dasz sobie radę - uściskał mnie - chyba, że wolisz wrócić do szkoły? - spytał.
- O nie, nie, nie. W żadnym wypadku. Już wolę posiedzieć sama w domu - odpowiedziałam.
Po tym jak tata wyszedł prawie od razu poszłam spać. Byłam padnięta, a następnego dnia miałam szaleć do białego rana, więc trzeba było się wyspać.
Po obiedzie zespół wraz z Emmą pojechał na próbę, a ja i Vicky zostałyśmy w hotelu.

- No laska to co robimy? - spytała dziewczyna.
- Wiesz co, boję się iść na tą imprezę.
- Dlaczego?
- Nigdy nie byłam w takim miejscu.
- Bez obaw, będzie dobrze. Pokaż mi w czym idziesz - wyciągnęłam z szafy sukienkę.
- No, no - pokiwała głową - śliczna jest. Jared będzie musiał Cię pilnować żeby nikt Cię nie poderwał - zaśmiała się.
- Nie przesadzaj.
- Nie przesadzam, będziesz wyglądała jak milion dolarów.

Siedziałyśmy sobie z Vicky jakby nigdy nic, gadałyśmy o wszystkim. Do pokoju wszedł tata.
- Wiecie, która jest godzina?
- Nie - odpowiedziałyśmy powoli.
- No właśnie. Jest po 17, a my o 19 musimy jechać na koncert, a wy obie przecież też jedziecie, więc radziłbym się pospieszyć.
- Tak późno?! To ja lecę - Vicky ucałowała mnie w policzek i wyszła.
- Ty też się zbieraj, chyba że mam Ci pomóc.
- Chciałbyś - zaśmiałam się - dam sobie radę.

Tata wyszedł. Miałam niecałe dwie godziny. Postanowiłam wziąć prysznic, później się umalowałam, pokręciłam włosy, ubrałam się i byłam gotowa. Zakładałam kolczyki, gdy usłyszałam pukanie.
- Proszę.
- Eee... przepraszam nie widziała Pani mojej córki, jeszcze jakiś czas temu tu była.
- Wyszła, wróci jutro. I jak? - spytałam
- Za ładnie wyglądasz nie możesz tak iść - tata zdjął swoje okulary i obrócił mnie wokół mojej osi.
- Idziemy? 
- Tak, jestem gotowa - założyłam płaszcz i wyszliśmy.
- Właśnie na taki efekt liczyłam - powiedziała narzeczona Tomo.
Wszyscy stali już przy wyjściu.
- Jared wziąłeś kajdanki? - wujek jak zwykle w innym świecie.
- Na co mi kajdanki?
- Żeby Ci nikt jej nie ukradł na imprezie, bo wygląda cudnie.
- Nigdzie jej nie puszczę, nie ma mowy.
Zajechaliśmy pod salę w której miał odbyć się występ. Weszliśmy oczywiście drugim wejściem, bo z przodu było strasznie dużo fanów. Weszłam na scenę. Wyrwało mi się głośne "wow".
- No tak przecież nigdy nie byłaś na koncercie.
- Nie mogę się doczekać. Będziesz biegał bez koszulki?
- Ochrona! Napalona fanka, proszę ją zabrać - zaczął się śmiać.
- Dzięki, wiesz.
- Chodź na backstage. Mają zaraz zacząć wpuszczać ludzi. 
Minęła godzina, niebawem miał się zacząć występ. Stałam sobie z boku żeby nikt mnie nie widział i obserwowałam.

Jared

Szedłem z Braxtonem w stronę sceny, a ten ciągle nawijał.

- Po co my tam właściwie idziemy? - spytał zniecierpliwiony.
- Zobaczysz.
- O ja Cie.. Co to za laska, patrz - wskazał na Janette.
- Właśnie chciałem Ci ją przedstawić.

- Janette - odwróciła się.
- To jest Braxton, nasz klawiszowiec, chociaż gra na czym popadnie.
- Miło mi poznać - przywitał się.
- A to jest Janette.
- Twoja nowa dziewczyna? - wypalił.
- Zawsze to samo - zaśmiała się.
- Nie, Janette jest moją córka.
- Co Ty gadasz? Czemu ja się dopiero teraz o tym dowiaduję? - wzruszyłem bezradnie ramionami.
- To ja Was zostawię samych na chwilę. Idę się przebrać i zaczynamy. Brax nie bajeruj mi córki, ok?
- Tak jest szefie.
Wróciliśmy po 20 minutach.

- Oj Jared czyżby nasz Hawajczyk zawładnął sercem Janette? - spytała Vicky wskazując na parę, która śmiała się w najlepsze.
- Oby nie. Nie przeszkadzamy? - zapytałem, gdy doszliśmy do nich.
- Skądże.
- Powodzenia - młoda pocałowała mnie w policzek. Po chwili Shann zaczął grać Escape, a my ruszyliśmy na scenę.


Janette

Chłopaki zaczęli grać. Zostałyśmy z Vicky i Emmą same, ale ona po paru minutach też gdzieś zniknęła.

- Podoba Ci się Braxton? - spytała Vicky.
- Nie. To fajny i ładny chłopak, ale nie - odpowiedziałam.
- Tak? To czemu się rumienisz.
- Cicho. Nie chcę teraz. Może za rok, dwa. Jak na razie mam złe doświadczenia - wysiliłam się na słaby uśmiech i wróciłam do oglądania.
Po koncercie chłopaki mieli się przebrać i iść na M&G. Nie trwało to zbyt długo.
- Nie zjedzą Cię - szepnął mi tata do ucha, gdy jechaliśmy na imprezę.
- O to ich nie podejrzewałam.

Nie wiedziałam czego mam się spodziewać tam, ani w jakim charakterze idę, bo nie sądzę żeby wiedzieli, że Jared jest moim ojcem.

***

Tata w poniedziałek poleciał od razu na Haiti, a wujek do Meksyku. Wróciłam do Los Angeles z Tomo i Vicky. Wysiadłam przed domem.

- Na pewno nie chcesz żebyśmy zostali? - pytała już po raz któryś.
- Nie trzeba. Kochana jedźcie do domu i nacieszcie się sobą, bo chłopaki za tydzień wracają w trasę. Jak będę czegoś potrzebowała to zadzwonię.
- Jak chcesz.
Pożegnaliśmy się i weszłam do domu. Była kompletna cisza. Podeszłam do wieży i włączyłam muzykę. Nigdy nie miałam okazji żeby dokładnie obejrzeć dom. W studiu wolałam niczego nie ruszać, bo mnie zabiją jak coś zepsuję. W salonie w jednej z szafek znalazłam albumy ze zdjęciami. Wzięłam ten podpisany moim imieniem. Znajdowały się tam zdjęcia na których byłam malutka. Na fotografii z moją datą urodzenia byłam ja, mama i tata. Przeglądając dalej znalazłam zdjęcie z babcią. Czyli kiedyś traktowała mnie normalnie, ciekawe co się zmieniło.

***

Był czwartek, moje wyżywienie powoli się kończyło, a głodomory wracały w weekend. Nie chciałam dzwonić do Tomo i Vicky, ale niestety musiałam. Zjawili się u mnie po godzinie.
- Mogę jechać z Wami?
- No nie wiem - dziewczyna pokręciła głową.

- Proszę - zrobiłam maślane oczka.
- No dobra, chodź - powiedział gitarzysta. Wzięłam torebkę, zamknęłam dom i pojechaliśmy.
Po powrocie z zakupów, wzięłam się za malutkie sprzątanie. Shannon miał wrócić jutro, a tata w sobotę. Postanowiłam coś ugotować. Wujek był wiecznie głodny.
Około południa rozległ się dzwonek. Sierota nie ma kluczy, pomyślałam. Jak się coś przypali, to go zabiję.
- Siema młoda - powiedział wchodząc do domu.
- Nie masz kluczy?
- Mam gdzieś na pewno mam - wskazał na walizkę. Pokręciłam głową.
- Czuję jedzenie.
- Węch ten sam - zaśmiałam się.
- Robisz obiad? - spytał z niedowierzaniem.
- Zgadza się.
- A nie otruje się?
- Może nie, ale nie obiecuję.

Shann zjadł i postanowił po sobie pozmywać. Ściągnął bluzę.
- Jaki Ty jesteś opalony.
- A jak! Jak się odpoczywa na słońcu to są efekty.
- Jak ma na imię? - spytałam, gdy skończył i usiadł koło mnie na kanapie.
- Ale kto? - powiedział lekko zamyślony.
- Ta dziewczyna.
- Jaka dziewczyna?
- Oj nie udawaj i nie rób ze mnie idiotki.
- Ja nie robię z Ciebie idiotki kochana - pocałował mnie w głowę.
- I tak wiem swoje.

- Sarah - odpowiedział po dłuższej chwili.
- Aż tak długo trzeba było się nad tym zastanawiać?
- No nie...
- Zagości na dłużej w Twoim życiu?

- Raczej nie.
- Szkoda, ładna jest.
- I dobra w łóżku - dodał.
- Oszczędź mi, nie chcę znać szczegółów.
- A Ty ten? - spytał.
- Co ja ten?
- No wiesz.
- Nie, nie wiem.
- Janette.

- Tak, wiem o co pytasz.
- To odpowiesz mi?
- A muszę?
- Nie, ale chciałbym wiedzieć.
- Uparty jesteś.

- Owszem - uśmiechnął się.
- Shanny nie chcę o tym rozmawiać, proszę nie wnikaj.
- Przepraszam - przytulił mnie.


Co wzięło tatę i wujka, że przeprowadzają ze mną jakieś rozmowy o seksie. Leżałam sobie w łóżku i tak nad tym myślałam aż w końcu zasnęłam. Rano wstałam dość wcześnie. Tata miał dzisiaj wrócić.
- Widzę, że dom stoi, więc można Cię zostawić na dłużej samą - nawet nie zauważyłam, kiedy wszedł do domu.
- Dzięki.

- Chodź tu do mnie - uścisnął mnie mocno.
- Opowiesz mi jak było, chyba że nie chcesz - spytałam.
- Mogę Ci opowiedzieć, czemu nie.

"Większość czasu spędziliśmy w miejscu o nazwie Leagone,które znajduje się prawie godzinę drogi od Port Au Prince i  które najmocniej ucierpiało w  trzęsieniu ziemi.Była to niezwykła wycieczka.Niezapomniana i pouczająca.Oprócz filmowania tej wycieczki,robię zdjęcia do nadchodzącej książki,którą wydam,żeby zebrać więcej tak potrzebnych dla Haiti pieniędzy.Na dodatek szczegółowo napisana relacja z tego doświadczenia i wspomnienia z czasów,które spędziłem tu jako dziecko.Dwa pierwsze zdjęcia,które zrobiłem są dobrym przykładem tego co znajdzie się w książce.Nie będzie to tylko spojrzenie na druzgocącą tragedię z zeszłego stycznia,ale uczczenie piękna i możliwości tego kraju oraz jego mieszkańców.
Pierwszą połowę dnia spędziłem w Cité Soleil. Natknęliśmy się na dziecko,którego twarz i ciało były bardzo poparzone.Miało ono infekcję.Z pomocą Nicole z z programu GlobalDirt i Billego zabraliśmy tę dziewczynkę i jej matkę do szpitala (Medishare – UofMiami)."

- To jest straszne. Nie wyobrażam sobie żeby coś takiego stało się tutaj. W przeciągu paru minut tracisz wszystko.
- Skończmy ten temat. Powiedz mi jak sobie dałaś tu radę?

- Dobrze. Nic szczególnego się nie działo. Trochę nudno było. Przeglądałam album ze zdjęciami, na paru była mama. Opowiesz mi kiedyś o niej?
- Jak będziesz na to gotowa, to Ci opowiem. Wiem, że kompletnie nic o niej nie wiesz, ale tak jest lepiej dla Ciebie, wierz mi.



__________________________________________________________________
Hello.
Wiem, że rozdział miał być w niedzielę lub w święta, ale nie ogarnęłam niestety.
Najdłuższy rozdział jaki napisałam do tej pory. Mogę powiedzieć, że jestem z niego bardzo zadowolona, podoba mi się.

Niektóre rzeczy, które tu napisałam mnie przerażają, bo sama nie wiem skąd ja to wzięłam ;)
Wiem, że będziecie złe, że nie ma tu paru rzeczy, ale nic nie poradzę.

Jak tam po świętach, najedzone? :D

Pozdrawiam, miłej lektury.

22 grudnia 2012

15. "A skąd Ty się tu wzięłaś..."

Weszliśmy do pokoju hotelowego, który wynajmował tata.
- Możemy tutaj zostać? - spytałam - nie chce mi się nigdzie iść.
- Jak tak wolisz, to nie ma sprawy - pocałował mnie w głowę.
Zdjęłam buty, kurtkę i położyłam się na łóżku. Pragnęłam żeby jutro nigdy nie nadeszło.
Cały dzień spędziliśmy w pokoju oglądając telewizję. Wieczorem, gdy już położyliśmy się spać, nie mogłam zasnąć, mimo że tata był obok. Wiedziałam, że też nie śpi, ale się nie odzywałam. W końcu przytulił mnie mocniej do siebie:
- Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. Damy radę.
- Oby - wyszeptałam.

Rano obudziliśmy się w dobrych humorach i postanowiliśmy wykorzystać ten dzień jak najlepiej się dało.
- Idziemy na miasto - powiedział tata.
- Ale jak nas ktoś zobaczy? 

- To nie ma znaczenia, nie dzisiaj.
Chodziliśmy po mieście, nagle rozdzwonił się telefon taty. Najpierw Emma, potem Shannon a na końcu babcia.
- Shannon kazał Cię uściskać. Emma powiedziała, że mamy się ogarnąć, bo dzwonił do niej znajomy dziennikarz i pytał czy mam nową dziewczynę.
- Dziewczynę - poruszyłam brwiami - a masz? - spytałam. Nie powinnam była, ale zawsze najpierw robiłam, a potem myślałam.
- A chciałabyś żebym miał?
- Zależy jaka by była. Znaczy to nie jest moja sprawa - byłam zakłopotana.
- Wiesz, że tak nie jest - spojrzał na mnie.
- Może nie rozmawiajmy już o tym? Będziesz się spotykał z kim będziesz chciał - było mi trochę głupio.
- Skarbie nie denerwuj się i się nie bój. Chciałabym wiedzieć co myślisz na ten temat - w odpowiedzi pokiwałam tylko głową.

Niby tata miał rację co do tego z kim się wiąże, ale to dotyczyłoby mnie tylko wtedy gdyby to był dłuższy i trwalszy związek. Te kobiety z którymi się teraz spotykał nawet nie wiedziały o moim istnieniu, z resztą mało kto wiedział o moim istnieniu.

Wróciliśmy do hotelu o 18. Tata o 20 miał samolot do Los Angeles. Jutro rano mieli dalej ruszyć w trasę. Siedziałam na łóżku i patrzyłam jak się pakuje.
- Pamiętasz co mi obiecałaś? - kucnął przede mną.
- Tak.
- To proszę się do tego stosować. Niedługo się zobaczymy znowu - powiedział - spójrz na mnie - spojrzałam na niego i łzy stanęły mi w oczach, sama nawet nie wiem dlaczego. - Ej! Miałaś nie płakać. Ja się tak nie bawię - zrobił minę urażonego 8-latka. Jak udawał dziecko na mojej twarzy pojawiał się szeroki uśmiech.
- Tak lepiej? - wytarłam oczy i się uśmiechnęłam.
- Ma tak być zawsze, rozumiemy się?
- Jasne.

- Zobacz czy wszystko zabrałaś i jedziemy. Odwiozę Cię do szkoły.
- A nie mogę jechać z Tobą na lotnisko?
- Nie ma mowy.
- Czemu?
- Bo wtedy ni będę umiał stąd wyjechać i Cię zostawić tutaj.

- Ooo czyli nie tylko ja za Tobą tęskniłam.
- Nie tylko. Młoda to działa w obie strony. Chodźmy już.

Jared

Janette była w dobrym nastroju, mimo że zaraz miałem wyjechać. O to mi chodziło. Zaparkowałem przed budynkiem szkoły. Spojrzałem na nią, na jej twarzy pojawiał się coraz większy uśmiech.

- Co Cię tak rozbawiło? - zapytałem.
- Spójrz przed siebie - w kierunku auta zmierzała Pani Mansfield.
- To nie jest śmieszne. Ona nie była zadowolona, że Cię wczoraj zabrałem bez jej zgody.

- Właśnie widzę.
- Zostań tu ze mną, to może nie będzie tak bardzo krzyczeć.

- I tak się nigdzie nie wybierałam, chcę zobaczyć rozwój sytuacji.
- Młoda...

- No co? - pokręciłem w głową.
- Dzień dobry - powiedziała Janette, gdy wysiedliśmy z samochodu.
- Dzień dobry. Widzę, że raczył Pan w końcu ją przywieźć - drugą część swojej wypowiedzi skierowała do mnie.
- Miałem Panią uprzedzić wcześniej, ale jakoś tak wyszło.

- Pan jest nieodpowiedzialny, tak nie można.
- Pani wybaczy, ale to jest moja córka i ja jestem odpowiedzialny za nią. Zadzwoniłem i uprzedziłem. Moim zdaniem nic więcej nie było konieczne.
- Pan traktuje tą szkołę jak jakiś hotel z funkcja nauki i opieki!
- Niech mnie Pani posłucha. Ustaliliśmy pewne warunki pobytu Janette tutaj. Ja się do nich stosuję, a Pani niech może to przeczyta jeszcze raz. Płacę duże pieniądze za to żebym mógł ją stąd zabierać i odwiedzać kiedy mi się podoba, więc proszę mi nie mówić co mogę, a czego nie. A teraz przepraszam, ale się śpieszę - wyminąłem ją i weszliśmy do środka.
- No tato powiem Ci to było coś.

- Nie bierz ze mnie przykładu w tej kwestii.
- Postaram się.
Pożegnaliśmy się:
- Jakby coś było nie tak z nią to zadzwoń.
- Dobrze, ale myślę, że będzie OK. Jedź, bo jest po 19 i samolot poleci bez Ciebie.

- Nie chciałabyś żebym został?
- Pewnie, że bym chciała, ale macie trasę. Przyzwyczaiłam się do tego, że u nas jest inaczej niż u moich kolegów czy koleżanek.
- Mądre dziecko. To jadę, trzymaj się - pocałowałem ją w policzek i poszedłem do samochodu.
W domu powitał mnie mój kochany brat:
- Myślałem, że już będziemy odwoływać trasę, ale jednak wróciłeś.
- Złagodziłem sytuację. Uspokoiłem ją trochę i powinno być dobrze.
- Było aż tak źle?
- Wiesz, ona się przyzwyczaiła do mieszkania w domu i ciężko było wrócić do Kansas i się uczyć.

- Jak była młodsza to było całkiem inaczej. Ona jest inna niż inne dzieci - powiedział Shannon.
- Inne dzieci mają oboje rodziców, a nawet jak nie, to te dzieci mieszkają w domu i jak wrócą po szkole, to czeka na nich mama albo tata. W naszym przypadku jest zupełnie inaczej.

- Racja.
- Ja to idę wziąć prysznic i spać, bo pewnie rano wylatujemy.

- O 9 - skrzywił się.
- Z pretensjami do Emmy, nie do mnie braciszku.
- Ale to Twoja asystentka! - krzyknął, bo byłem już na schodach.
- No tak, tylko ja z nią takich szczegółów nie ustalałem - odpowiedziałem.

***

Trasa koncertowa trwała, ale ja byłem tak jakby nieobecny. Tęskniłem za Janette. Udzielił mi się jej nastrój. Był początek października i zaczęliśmy kręcić pierwsze sceny do Hurricane. Na planie całkowicie oddawałem się pracy żeby niczego nie spieprzyć.

Dzisiaj mieliśmy grać koncert w Lincoln w Wielkiej Brytanii. Pojechaliśmy na próbę. Podczas Vox Populi w pewnym momencie przestałem śpiewać, a zacząłem myśleć o Janette.
- Ee stary obudź się! Nigdy nie skończymy tej próby jak się będziesz "wieszał" co 10 minut! - Shannon tradycyjnie się na mnie wydarł. Dopiero w tym momencie zauważyłem, że nie słychać muzyki.
- Wszystko w porządku? - Emma do mnie podeszła. Martwiła się, bo myślami ciągle byłem gdzie indziej.
- Tak. Grajmy dalej. Przepraszam - spojrzałem na chłopaków.
- Spoko, nic się nie dzieje, mamy czas - odpowiedział Tomo.

- Jeszcze raz takie coś, to jak matkę kocham wepchnę Ci te pałeczki w cztery litery.
Skończyliśmy próbę bez większych zakłóceń. Momentami odbiegałem od tekstu, muzyki i tego, że mamy grać koncert, ale się nie zorientowali. Na występie przed fanami całkowicie oddawałem się muzyce, ludziom. Zapominałem o problemach, ale gdy schodziłem ze sceny wszystko wracało. Tak było za każdym razem. Zaczynali się o mnie martwić, bo byłem przygnębiony. Wiedziałem już jak czuła się Janette we wrześniu, gdy wróciła do szkoły.

***


Jeszcze tylko 4 koncerty i gala MTV EMA w Madrycie, a potem do domu. Dwa tygodnie z Janette. Musiałem się jakoś ogarnąć do tego czasu.

Wróciliśmy z Shannonem do domu, gdzie czekała już Janette.
- A skąd Ty się tu wzięłaś, przecież miałem dopiero....
- Też się cieszę, że Cię widzę tatusiu - uśmiechnęła się ironicznie i mnie przytuliła.
- Oczywiście, że się cieszę, ale jak tu dotarłaś? - byłem bardzo ciekaw jak się tu znalazła.

- Tajemnica, a tak w ogóle to gratuluję wygranej.
- Oglądałaś galę?
- No ba! Jak wygraliście nie ukrywałam zbyt swojej radości i jeden chłopak stwierdził, że jestem Waszą napaloną fanką i że i tak nie będziesz mnie chciał, bo jestem za młoda. 
- Serio? Co mu powiedziałaś?
- Nic, ale pomyślałam, że gdyby znał prawdę, to by się bardzo zdziwił.
- Idziemy do kuchni poszukać czegoś do jedzenia, bo jestem godny.

- A gdzie Shann? - nawet nie zauważyłem jak zniknął.
- Pewnie już siedzi w kuchni i wyżera wszystko z lodówki - zaśmiałem się.
- No chyba światło je, bo lodówka to akurat jest pusta.
- Właśnie - Shannon zrobił smutną minę i siadł na kanapie - trzeba zrobić zakupy - dodał.

- No to rusz się, sklep tu nie przyjdzie raczej.
Brat marudząc niemiłosiernie pojechał po zakupy, a ja zostałem z Janette.
Czas z nią upływał bardzo szybko. Nie ruszaliśmy się z domu, bo jutro w gazecie ukazałoby się nasze zdjęcie. Jakoś specjalnie nie przeszkadzało nam, że nigdzie nie wychodzimy. 
Siedzieliśmy we trójkę w salonie.
- A może byśmy tak...

- ... poszli do klubu ze striptizem - dokończył za mnie Shannon, a Janette zaczęła się śmiać.
- Jak coś to ja nie idę, wybaczcie - powiedziała wciąż się śmiejąc.
- Mógłbyś się przymknąć?
- Ej brat co jest? Przecież lubiłeś chodzić do takich miejsc.
- Shannon weź sobie daruj - zaczynałem się już denerwować.
- Możecie mnie w to nie wtajemniczać? Wolę chyba żyć bez tej wiedzy - Janette podeszła do szafki z filmami i zaczęła czegoś szukać - obejrzymy sobie film i będzie to... Titanic!
- Błagam nie! - krzyknął Shannon.

- To Dirty Dancing - brat w odpowiedzi pokiwał przecząco głową.
- Wiem! Za karę Bollywood.
- O nie, w życiu - teraz to ja zacząłem protestować.
- Ale wy jesteście, no - zrobiła smutną minkę - z dziewczynami tylko takie oglądałyśmy.
- No właśnie z dziewczynami, a my jesteśmy facetami i mamy po 40 lat. Dziecko zlituj się nad nami.

- Kto ma 40, ten ma Shannon.
- Już Ci niewiele brakuje Jared nie martw się.

Janette


To jak tata z wujkiem się przekomarzali było urocze. Zachowywali się jakby mieli po 7 lat. Stałam przy tej szafce i starałam się znaleźć jakiś sensowny film.
- Mam! 

- Jeeezuuu, nie krzycz, bo zejdę na zawał.
- Mnie pij i pal to nic Ci nie będzie - pokazałam mu język.

- 1:0 dla Janette - powiedział tata - co to za film? - spytał.
- Wyścigi - "Fast & Furious" - uśmiechnęłam się tajemniczo. Nie wiedzieli, że lubię takie filmy, a ja już to widziałam naście razy.
- Brzmi ciekawie - wujek wykazał aprobatę, więc włączyłam i zaczęliśmy oglądać.
Podczas filmu żaden z nich nie odezwał się słowem, chyba ich to wciągnęło. Jak skończyliśmy, poszłam do siebie. Zaczęłam się rozglądać się po pokoju, który nadal stał teoretycznie pusty. Po chwili przyszedł tata.

- Urządzimy go? - spytałam.
- Kiedyś na pewno.

- Tatoo
- No co? - objął mnie od tyłu rękoma - Skarbie chciałbym, ale kiedy? Za trzy dni wracamy w trasę, nie opłaca się zaczynać. Tu trzeba zrobić troszkę większy remont, a nie tylko pomalować ściany i wstawić meble.

- Dobrze, rozumiem. Ale ten w przyszłym roku może, hm? - uśmiechnęłam się ładnie.
- Zrobi się, obiecuję.
W moim pokoju nic się nie zmieniło od momentu kiedy pierwszy raz przyjechałam do tego domu. Tata miał rację, nie mieli czasu żeby się za to wziąć, ale wiedziałam, że za mój pokój sami się nie wezmą, tylko jakieś wykwalifikowane siły, które się na tym znają.

Jared

Nadszedł ten nieszczęsny piątek. Mieliśmy zawieść Janette i jechać na koncert. Chyba nabrałem dystansu. Te dwa tygodnie z nią dużo mi dały, mam nadzieję, że nie będę tak bardzo za nią tęsknił. Tak myślałem i myślałem aż przyszedł mi do głowy pewien plan. Jego realizację mogłem zacząć dopiero za pół roku, ale już teraz wiedziałem, że na pewno wprowadzę go w życie.

- Powiedz, że jesteś spakowany? - do mojego pokoju wszedł Shannon.
- Tak, a czemu?
- Bo powinniśmy już jechać. Jest późno. Będziesz rozmyślał nad sensem życia jutro, a teraz chodź już.
- Już idę, nie troszcz się tak o mnie.
- Ktoś musi.
Zszedłem na dół, Janette siedziała i oglądała telewizję.
- To mnie pospieszasz, a ona siedzi przed telewizorem.
- Ja to raczej czekałam na Ciebie.
- Naprawdę? Nie zapomniałaś niczego?
- Mam wszystko.

- To jedziemy - brat wziął kluczyki ze stołu.
- To nie jest czasem za dużo zachodu żebyśmy we trójkę lecieli do Kansas, przecież mogłabym sama.
- No jest, ale cóż zrobić takie życie. Sama? nigdy w życiu - powiedziałem - jeszcze ktoś by Cię porwał i co bym wtedy zrobił? Kochanie nie ma takiej opcji.

- Tato nie dramatyzuj.
- Powiedziałem nie i nie dyskutuj. Zrozum, że ja się boję o Ciebie po prostu.
- Jak chcesz, ale kiedyś i tak będę latała sama, zobaczysz.
Dzieci - pokręciłem głową. Oj żebyś się nie zdziwiła, pomyślałem.
Zajechaliśmy na lotnisko. Odprawa nie trwała zbyt długo. Shann podczas lotu jak zwykle spał.

- Tato, a gdyby tak zrobić mu taki mały niewinny żarcik?
- Nie. Nikt na razie nie zwraca na nas większej uwagi i niech tak zostanie.
- Poza tą dziewczyną ze środkowego rządu, która ciągle tu zerka.

- Nie przejmuj się - złapałem ją za rękę.
Dolecieliśmy do Kansas, Shannon postanowił poczekać na mnie na lotnisku.
- Jared tylko weź jakoś szybko wróć, bo za trzy godziny mamy samolot. Jak się spóźnisz...
- To co? - spytałem i zacząłem się śmiać.
- To będę przypiekał Cię żelazkiem - co jak co, ale mój brat miał czasem odjechane pomysły.
- Ja się nie zgadzam. Protestuję! - młoda stanęła w mojej obronie, a Shann nie mógł powstrzymać się od śmiechu i parę osób zaczęło patrzeć w naszą stronę.

- Głupek - Janette walnęła go w ramię, a później uściskała.
Wyszliśmy na zewnątrz, nie było zbyt ciepło. Wsiedliśmy czym prędzej to taksówki.

- Państwo przyjezdni mam rację? - zapytał kierowca.
- Aż tak widać?
- No wie Pan, jest 11 stopni, a ja żadnych kurtek nie widzę.
- Zapomniało nam się, że tutaj troszeczkę inna pogoda jest - powiedziała Janette.
- No raczej - skomentował.
Weszliśmy do szkoły, w której było zdecydowanie ciepło.
- Ooo Janette wróciłaś, ale wiesz co przytyłaś chyba.
- Spadaj Jasper.
- Żartowałem przecież. Ładnie wyglądasz.

- Dzięki. Zobaczymy się później.
Chłopak poszedł do sal, gdzie odbywały się zajęcia, a my do pokoju Janette. Patrzyłem na nią i się uśmiechałem aż w końcu zapytała:

- No co?
- Przecież ja nic nie mówię - podniosłem ręce w geście obronnym.

- Ale się dziwnie patrzysz i uśmiechasz - dodała.
- To Twój chłopak? - spytałem.

- Nie - odpowiedziała lekko zestresowana.
- Ja nie mam nic przeciwko, ale uważaj.
- To nie był mój chłopak. Ja nie mam chłopaka i w najbliższym czasie nie planuję mieć - powiedziała dość spokojnie i spojrzała na mnie.
- Wierzę Ci, ale fajny ten Jasper. Żartowniś z niego.
- Tato!
- Oj no dobrze już.
Była 17, czyli trzeba było się zbierać.
- Młoda ja będę musiał jechać już, bo jak się spóźnię, to Shannon mnie zabije.
- Szkoda.

- Widzimy się za miesiąc, nie marudź.
- Ja marudzę? - spytała z niedowierzaniem.
- Skarbie przepraszam - podszedłem i pocałowałem ją w policzek. Po paru minutach siedziałem już w taksówce.
- A już myślałem, że będę musiał szykować żelazko - mój brat był jak zwykle uroczy.
- Chciałbyś.
Czekał nas długi lot do Afryki. Przyzwyczailiśmy się do latania, ale dzisiaj to już mieliśmy tego dość. 



_________________________________________________________________
Wiem, że miał być wczoraj, ale ubieranie choinki całkiem mnie wciągnęło.
Czy tylko mnie tak strasznie męczy przepisywanie rozdziałów?
Się zastanawiam czasem skąd ja brałam niektóre pomysły :)
Rozdział 16 miał pojawić się jutro, ale to będzie niewykonalne. Będzie w niedzielę lub poniedziałek, jakoś w Święta pewnie.
Miłego czytania, pozdrawiam. 

19 grudnia 2012

14."... wiesz, że możesz mi wszystko powiedzieć"

Odkąd zaczęła się szkoła cały swój wolny czas zabijałam nauką. Tylko to nie pozwalało mi myśleć o tym jak bardzo tęsknię za tatą. W końcu nadszedł mój upragniony weekend. Jutro, w niedzielę miał przyjechać tata. Gdy ostatnio dzwonił, parę dni temu poprosiłam go że tutaj został.

Kilka dni wcześniej
- Hej Kochanie, mam niespodziankę widzimy się w tą niedzielę - usłyszałam.
- Nareszcie. A ile masz tego wolnego? - zapytałam.
- 3 dni - 3 dni, pomyślałam. W głowie zarysował mi się pewien pomysł.

- Masz jakieś plany na pozostałe 3 dni?
- Nie, w sumie to nie - zastanowiłam się dłuższą chwilę - Janette, o co chodzi? Czemu o to pytasz?
- Bo...
- Powiedz w końcu - ponaglił mnie.
- Zostałbyś tutaj te 3 dni, proszę? - powiedziałam po chwili.
- Hmmm... - zaczął się zastanawiać - czuję, że Ci bardzo na tym zależy, więc zostanę.
- Super, dziękuję.
- Bez przesady, to do zobaczenia.
- Pa.


Chodziłam przez te parę dni jak nakręcona, nie mogąc się doczekać weekendu. Postanowiłam jeszcze porozmawiać z opiekunem i załatwić sobie wolny poniedziałek i wtorek. Po dłuższej rozmowie uzyskałam zgodę. Widzieli, że od przyjazdu tutaj byłam przygnębiona, więc mogło mi to pomóc.
W niedzielę wstałam bardzo wcześnie. Ubrałam się, zjadłam i chodziłam od drzwi do okna i z powrotem.
- Weź przestań, bo wydepczesz dziurę w podłodze - usiadłam na łóżku, a Annette podeszła do okna. Po 15 minut wyszła z pokoju mówiąc:
- Siedź tu grzecznie.
Kompletnie nie wiedziałam o co jej chodzi. Po chwili drzwi się otworzyły i do pokoju wszedł tata. Uściskałam go mocno i się rozpłakałam.
- Ktoś tu się chyba za mną stęsknił, co? - puściłam go - skarbie czemu płaczesz? Stało się coś?
- Nie, tylko...
- Tylko co?

- Tęskniłam za Tobą - łzy znowu napłynęły mi do oczu. Siedliśmy na łóżku i tata przytulił mnie do siebie.
- Nie płacz, bo robi mi się smutno - uspokoiłam się po paru minutach - wszystko w porządku już? - spytał, gdy zobaczył, że przestałam płakać. W odpowiedzi tylko pokiwałam twierdząco głową.

Jared

Było mi tak cholernie szkoda Janette. Chodziła do szkoły z internatem, bo ja tak postanowiłem 5 lat temu. Nie wiem czy to był dobry pomysł. Dopiero dzisiaj, gdy płakała uświadomiłem sobie, że cierpi. Tęskni za mną, a ja za nią, ale nie dało się tego pogodzić. Chociaż nigdy połączyć tego nie próbowałem. Czułem się okropnie przez to, że tu była. Oj człowieku co Ty masz w głowie,pomyślałem.
Janette po dłuższej chwili się uspokoiła.

- Chcesz gdzieś iść? - zapytałem.
- Możemy się przejść - odpowiedziała bez entuzjazmu i wbiła wzrok w podłogę. Pierwszy raz ją taką widziałem i się wystraszyłem. Zaczynałem się o nią bać.
- Dobra to chodź - założyła płaszcz i wyszliśmy. Postanowiłem zrobić wszystko żeby tylko poprawić jej humor. Była niedziela, więc zabrałem ją do wesołego miasteczka. Wiedziałem, że będę tego żałował, ale w tej chwili nie miało to najmniejszego znaczenia.
- Wesołe miasteczko?! - prawie, że krzyknęła, gdy stanęliśmy przed wejściem.

Miała iskierki w oczach, to dobrze świadczyło. Przekroczyliśmy bramę i zaczęła się zabawa. Od kolejki górskiej, przez karuzele po diabelski młyn. Po którymś razie z kolei powiedziałem, że mam dość. Lata nie te już, kręciło mi się w głowie. Po obejrzeniu tego wszystkiego jeszcze raz wróciliśmy spacerem do szkoły. Dochodziła 19, więc wbrew pozorom było wcześnie. Wchodziliśmy po schodach:
- Panie Leto możemy porozmawiać? - usłyszałem głos Pani Mansfield.
- A musimy? - spytałem, a ona wytrzeszczyła oczy. Błąd Jared, to był błąd, to w końcu dyrektorka - przepraszam Panią, oczywiście że możemy - zwróciłem się do niej - Kochanie niedługo wrócę - powiedziałem do Janette.
Nastrój młodej się diametralnie zmienił odkąd przyszliśmy z tej krainy szaleństwa. Teraz też stała w połowie schodów i się uśmiechała. Gdyby mogła to pewnie wybuchłaby śmiechem, ale skutecznie się powstrzymywała.

Rozmowa z Panią dyrektor nie dostarczyła mi nowych wiadomości. Wiedziałem wszystko zaraz po przyjeździe jak zobaczyłem córkę. Poszedłem do jej pokoju. Siedziała z Annette i rozmawiały o czymś.
- Ooo to ja pójdę do Kim - powiedziała dziewczyna.
- Zostań to przecież Twój pokój - powiedziałem do niej.

- No tak, ale wie Pan jak ma znowu być taka smutna jak przez te trzy tygodnie, to proszę tu zostać, a ja wyjdę. Nie ma żadnego problemu.
- Dzięki - uśmiechnąłem się.
Nie chciałem psuć humoru Janette, była taka szczęśliwa, ale musiałem z nią pogadać. Tak być nie mogło. Zaczynałem się poważnie o nią martwić. Jeszcze wpadnie w jakąś depresje, a wtedy to naprawdę będzie źle. Usiadłem na łóżku koło niej i ją przytuliłem.
- Powiesz mi co się dzieje? - spytałem cicho.
- Nie.

- Skarbie, proszę Cię wiesz że możesz mi wszystko powiedzieć.
- . . . było mi strasznie ciężko od momentu kiedy tutaj przyjechałam. W zeszłym roku więcej czasu spędziłam w domu niż w szkole i więcej czasu z Tobą. Potem brakowało mi tego, a szczególnie Ciebie. Nie mogę się tu odnaleźć. Przyjazd był takim brutalnym powrotem do rzeczywistości. Jest mi trudno, po prostu tęsknię za Tobą. Wiem, mówię jakbym miała z 5 lat - spojrzałem na nią, miała łzy w oczach, a mi serce pękło.
- Kochanie... - przyciągnąłem ją do siebie. 
Mi też strasznie jej brakowało. Przyzwyczaiłem się, że gdy mieliśmy kilka dni przerwy i wracaliśmy do domu, to ona tam była. Tęskniłem za nią. Nie mogłem jej tego powiedzieć, bo było by jeszcze gorzej.
- Chcesz wrócić do domu? - spytałem, a ona uniosła głowę i spojrzała na mnie ze zdziwieniem.
- Ale wy wracacie w trasę, tak?

- No tak.
- To nie chcę, już wolę chyba zostać tutaj.
- Obiecaj mi coś dobrze? - poprosiłem.
- Zależy co.

- Janette.
- Dobrze tato, obiecuję.

- Obiecaj mi, że nie będziesz płakać, że spróbujesz żyć tutaj tak jak rok temu, dobrze? - pokiwała niepewnie głową - wiem, że jest Ci ciężko, ale zrób to dla mnie.
- Postaram się. Zostały mi jeszcze dwa dni z Tobą tutaj i chcę je dobrze wykorzystać.

Tak bardzo chciałem teraz odwołać trasę i zabrać ją do domu. Tylko co by to dało. Czyżby moja matka miała rację, że coś ucierpi na tym połączeniu. Skoro zespół miał się dobrze, to w tym momencie była to Janette. Moja kochana mała Janette.

Zasnęła nawet szybko, ale przed tym nie chciała mnie puścić. W internacie nie mogłem spać, to nie wchodziło w grę. Do hotelu wróciłem około 22. Trudno było mi zasnąć. Cały czas myślałem o niej i o tym co teraz przechodzi. Przedłużenie jej wolnego po wypadku i skracanie roku szkolnego, to nie były najlepsze pomysły.
Było już późno, ale musiałem pogadać z Shannonem, tylko on mógł mi pomóc w jakiś racjonalny sposób. Opowiedziałem mu wszystko.
- No powiem Ci, że nie brzmi to za dobrze - powiedział.
- To ja wiem.

- Nie mam pojęcia za bardzo co mógłbyś zrobić. Odwołanie trasy to jest inna sprawa. Ja wiem, że mała jest na pierwszym miejscu i jak będziesz chciał to odwołujesz trasę wykonując jeden telefon. Może daj jej trochę czasu żeby się z tym uporała. Będziesz tam jeszcze dwa dni, ona przez ten czas zapomni o wszystkim, przestanie tęsknić, a potem minie trochę czasu i będzie jak dawniej. Janette jest już duża, da sobie radę. To jest moje zdanie i rada. Zrobisz jak będziesz uważał - Shann skończył mówić i chyba miał rację.
- Dzięki bracie, na Ciebie zawsze można liczyć.

- Od tego ma się rodzinę. Dobra, Jared idź spać, bo jest już strasznie późno i rano będziesz nieprzytomny - Shannon jak zwykle się o mnie troszczy.
Wstałem rano, szybko zjadłem śniadanie i pojechałem do córki. Na korytarzu minąłem się z Annette, która powiedziała, że Janette jeszcze śpi. Wszedłem do pokoju. Tak słodko wyglądała, że nie miałem serca jej budzić, ale skoro jutro wieczorem miałem wyjechać, to musiałem, to zrobić.
- Słoneczko wstawaj.

- Nie, jeszcze trochę.
- Bo pojadę do domu - to było okrutne, ale skuteczne.
- Szantażujesz mnie, tak nie wolno - zrobiła smutną minkę.

- I tak bym nie pojechał, ale wstawaj.
Po 20 minutach wyszła z łazienki.

- Jestem gotowa.
- Zabierz jakieś ubranie na jutro i wychodzimy.
- A po co? - była lekko zdezorientowana.

- Młoda ile Ty pytań zadajesz - pokręciłem głową - nocujesz dzisiaj ze mną w hotelu. Chcę się Tobą nacieszyć do jutra, a poza tym Twojej koleżance przyda się trochę prywatności i spokoju, ale skoro nie chcesz.
- Tego nie powiedziałam.
- To czemu nadal tu stoisz?

- Oj no.
Ruszaliśmy z parkingu:
- Rozmawiałeś  z dyrektorką, pozwoliła Ci mnie stąd zabrać? - spytała.

- Nie do końca.
- Nie do końca z nią rozmawiałeś czy nie do końca Ci pozwoliła? 
- Ja z nią w ogóle nie rozmawiałem - Janette po tych słowach zaczęła się śmiać.
- Ty poważnie mówisz?
- Nigdy w życiu nie byłem bardziej poważny.

- Ale będą jaja.
- Zadzwonię wieczorem i powiem jej, że zostajesz ze mną.
- Powodzenia - pokiwała głową.


___________________________________________________________
Witam. Chyba przeceniam swoje możliwości z dodawaniem tych rozdziałów, ale zależy mi na tym żeby dojść do pewnego momentu.

Jest późno, więc niewykluczone że mogą być błędy.Nie wiem czy uczucia są opisane w dobry sposób, starałam się :)
Rozdział może troszeczkę przesłodzony. Jest krótszy niż myślałam, ale to się nadrobi. Kolejny w piątek, chyba że do tego czasu szkoła mnie wykończy, ale może przetrwam.
Pozdrawiam.

16 grudnia 2012

13."Nie chwaliłaś się, że umiesz grać"

Czas wszystkim we Francji minął bardzo szybko. Nie chciałam wyjeżdżać, ale nie miałam wyjścia. Zespół miał grać koncerty w Australii, Chinach i Bóg jeden wie ( no może jeszcze tata i Emma) gdzie jeszcze.
- Jeszcze miesiąc z babcią, a potem wrócisz do Kansas i do nauki moja droga - powiedział tata, siedząc w moim pokoju hotelowym.
- Boże, jeszcze miesiąc - uniosłam ręce ku górze - za jakie grzechy - tata spojrzała na mnie surowo. - Przepraszam - powiedziałam pierwsza, bo widziałam, że on chciał coś powiedzieć - jadę z Emmą na lotnisko? - spytałam.
- Nie.
- A z kim?
- Ze mną no chyba, że nie chcesz.
- Pewnie, że chcę.
- Masz niecałe dwie godziny, więc się spakuj, a ja idę się przebrać.
Skończyłam się pakować po 30 minutach. Wyszłam na balkon, chciałam popatrzeć na panoramę miasta. Nie wiadomo, kiedy znowu się tu pojawię. Nawet nie zauważyłam, gdy ktoś od tyłu przytulił mnie do siebie. Był to oczywiście tata. 
- Ładnie tutaj.
- Nawet bardzo.
Staliśmy tak dłuższą chwilę.
- Musimy się zbierać - przerwał ciszę. Zaczął mnie kołysać, robił to od czasu, gdy byłam mała. Uwielbiałam to.
- Mogę iść się pożegnać ze wszystkimi? - spytałam.
- Tak, tylko się pośpiesz, bo jest już późno.
Poszłam do Emmy, potem do chłopaków, w końcu do Tomo i Vicky, zapukałam:
- Zwierzak zabiję Cię, mówiłem Ci żebyś... - usłyszałam zza drzwi.
- Nie, to tylko ja - uśmiechnęłam się, gdy drzwi się otworzyły.
- Wchodź.
- Chyba Wam w czymś przeszkodziłam, ale zaraz jadę na lotnisko i chciałam się pożegnać.
- Już jedziesz - Vicky mocno mnie przytuliła. Spojrzałam na gitarzystę.
- Ty mała, niedobra, kurde no. Przyjeżdżasz na parę dni, a my potem za Tobą tęsknimy - zaczął udawać, że płacze.
- Biedactwo - pogłaskałam go po głowie.
- Ale wiesz, znając Twojego ojca, to zobaczymy się z powrotem szybciej niż nam się wydaje.
- Też tak czuję.
Wyszłam od naszej zakochanej pary. Został mi jeszcze tylko jeden pokój. Shannon leżał rozwalony na łóżku, ale nie spał. Nie był świadomy, że jestem w pokoju. Rzuciłam w niego poduszką, która leżała koło drzwi.
- Co do... - usiadł na łóżku i wtedy mnie zobaczył - Janette.
- Zgadza się. Przyszłam się pożegnać - zrobiłam smutną minkę.
- Wracasz do Los Angeles, do babci - zaczął kiwać głową, a potem głupio się uśmiechnął.
- Wcale nie jest tak źle.
Siedziałam z perkusistą dłuższą chwilę, nagle jak z procy wpadł tata.
- Wiedziałem, że tu siedzisz. Wiesz, że mamy mało czasu.
- Ups - zagadałam się z wujkiem i nawet nie zauważyłam, że już jest tak późno.
Wyszliśmy, zabrałam rzeczy ze swojego pokoju i pojechaliśmy na lotnisko. Wchodząc tam, poczułam lekkie ukłucie w sercu. Ciężko jest przyjeżdżać i wyjeżdżać. Tata złapał mnie za rękę, a ja się delikatnie uśmiechnęłam. Jak się okazało lot będzie opóźniony, więc mieliśmy trochę czasu. Zaproponował żebyśmy poszli zjeść coś słodkiego. Ja jadłam, a on na mnie patrzył. Wkurzało mnie to strasznie.
- Przestań.
- Dlaczego?
- Bo się głupio czuję jak ktoś na mnie patrzy.
- Już nie będę.
Zaraz po tym jak skończyłam jeść, usłyszeliśmy ogłoszenie i trzeba było się zbierać. Przytuliłam się do taty.
- Zobaczymy się niedługo - powiedział.
- Niedługo, czyli kiedy? - spojrzałam na jego twarz, a on ściągnął okulary.
- Czyli dowiesz się w swoim czasie.
- Ale Ty jesteś - zrobiłam obrażoną minę, ale jego uśmiech mnie rozbroił.
- Musisz iść - spojrzałam na odprawę, Pani czekała tylko na mnie. Odeszłam od taty, czułam się jakbym miała iść na ścięcie za niewierność swojemu krajowi. Towarzyszyło mi takie okropne uczucie. Będąc coraz starszą, ciężej mi było się z nim żegnać. Niby byłam przyzwyczajona, ale chyba nie do tego stopnia. Zajęłam miejsce w samolocie, gdy startowaliśmy po policzku spłynęła mi łza. Nie łam się, nie masz powodu - usłyszałam głosik w mojej głowie.

Jared

Stałem tam dłuższą chwilę patrząc na miejsce w którym zniknęła Janette. Te przyjazdy i wyjazdy robiły się coraz gorsze do zniesienia, szczególnie te kiedy przyjeżdżaliśmy z Shannonem do domu. Trasa była zaplanowana do końca roku i nie zanosiło się żeby skończyła się po tych zaplanowanych koncertach. Po chwili udałem się do hotelu, w końcu my też wyjeżdżaliśmy tylko jutro. Niechętnie wsiadłem do samochodu i ruszyłem w drogę powrotną.

Janette

Dziś przy śniadaniu babcia wykazała zainteresowanie moim pobytem w Paryżu. Wczoraj jak wróciłam, poszłam od razu spać, więc nie miała okazji o nic spytać. Było całkiem miło jak nigdy dosłownie, ale wiedziałam, że zawsze tak nie będzie. Po tym jak zjadłam, poszłam do swojego pokoju. Położyłam się i już prawie zasnęłam, gdy rozległ się dzwonek mojego telefonu. Zerknęłam sms od taty. Początkowo chciałam to olać i odpisać później, ale pewnie zacząłby się martwić, więc zrobiłam to od razu. Odłożyłam telefon na szafkę, a raczej coś co ją imitowało, bo mój pokój nadal był nieurządzony. Zastanawiałam się czy w ogóle kiedyś będzie urządzony, może jak zespół skończy trasę, bo wcześniej tata czasu raczej na to miał nie będzie.

***

Dni mijały mi bardzo wolno, nie miałam co robić, a nie chciałam spędzać ich całych przed laptopem. Tata o tym nie wiedział, ale umiałam grać na gitarze. W Kansas było to jedno z moich zajęć dodatkowych. Od wypadku nie grałam, więc pora to nadrobić. Zabrałam z pokoju taty gitarę i codziennie sobie ćwiczyłam. Nawet się nie zorientowałam, a był już ostatni tydzień sierpnia. Wiedziałam, że jakoś na dniach tata miał wrócić, ale bliższy termin nie był mi znany.

Było środowe popołudnie. Siedziałam z gitarą na łóżku i coś sobie grałam.
- Nie chwaliłaś się, że umiesz grać - w drzwiach stał tata.
- Miałeś tego nie wiedzieć.
- Czemu? 
- Nie wiem, jakoś tak.
- Nie wstydź się, to nic złego.
- Ja po prostu...
- Skarbie już ok, ja udaję, że tego nie wiem, ale ładnie grasz. Mniejsza o to, pakuj się wyjeżdżamy.
- Ale gdzie? Przecież szkoła jest dopiero w przyszłym tygodniu.
- A kto powiedział, że jedziemy do szkoły? - spytał.
- Nikt, bo właśnie nic nie powiedziałeś - pokazałam mu język.
- Młoda - zaczął kręcić głową, a ja zaczęłam grać. Po chwili tata zabrał mi gitarę, ja chciałam mu ją odebrać i zaczęliśmy się wygłupiać, biliśmy się poduszkami.
- Jared - babcia postanowiła przerwać nasze wygłupy.
- Idę - tata zszedł z łóżka.
- No i po zabawie - dodałam.

Jared

Bawiłem się z Janette, ale moja mama musiała nam przerwać. Jak to było "za dużo szczęścia i zabawy nie można mieć w życiu".
- Słucham - zamknąłem drzwi od pokoju córki.
- Możesz mi powiedzieć co wy wyprawiacie? - niemalże krzyknęła.
- Po pierwsze to nie krzycz. Po drugie to co Ci do tego, co robię z Janette. Po trzecie to mój dom i nikt mi nie będzie mówił co mam robić. Po czwarte Twoja opieka nad nią się skończyła, bo jutro wyjeżdżamy.
- Dobrze - odpowiedziała krótko i zeszła na dół. Źle się czułem po tym, co powiedziałem, ale nikt mi nie będzie mówił co mogę, a czego nie i to we własnym domu. Ostatnio stanowczo za często kłóciłem się z mamą, ale miałem Janette, a to zmieniało wiele rzeczy.
Młoda do końca dnia męczyła mnie pytaniem 'gdzie jedziemy', ale ja byłem nieugięty. Następnego dnia rano poszedłem ją obudzić, co nie było łatwe.
- Kochanie wstawaj.
- Nieeee.
- Meksyk nie będzie czekał.
- Co, Meksyk? - podniosła się i spojrzała na mnie z lekkim zdziwieniem.
- Tak Meksyk.
- Kiedy obciąłeś włosy? Wczoraj też takie były?
- Też, dopiero teraz zauważyłaś? - zacząłem się śmiać.
- No, ale wiesz takie są ładne - poruszyła brwiami.
- Nie czaruj mi tu, tylko rusz się z tego łóżka, samolot nie będzie na nas czekał.
- Robi się - uśmiechnęła się, a ja zostawiłem ją samą.

Janette

Siedziałam w samolocie i zaczęłam się zastanawiać jakby wyglądało moje życie gdyby tata był tylko aktorem, albo zwykłym człowiekiem, którego nie pokazywaliby w gazetach i telewizji, albo jakby mama tu była. Nie wiedziałam co się z nią stało, czy w ogóle żyje. Nigdy nie pytałam o to, bo bałam się usłyszeć co się z nią stało. Z rozmyślań wyrwał mnie tata:
- Wszystko ok? - spytał.
- Tak - oparłam głowę na jego ramieniu i czułam jak łzy napływają mi do oczu, ale starałam się nie rozpłakać. Po chwili zasnęłam.
Po wyjściu z lotniska usłyszałam straszny hałas i harmider.
- Tu jest tak zawsze? - zapytałam taksówkarza.
- Proszę Pani w centrum miasta jest jeszcze głośniej, ale z czasem człowiek się przyzwyczaja.
Dojechaliśmy do hotelu. Po wejściu do pokoju już nie miałam ochoty z niego wychodzić. Tata położył się na łóżku obok.
- Idziemy na miasto?
- Yhym.
- To wstawaj.
- Ty pierwszy albo nie, czekaj zjadłabym coś najpierw.
- To wychodzimy, tak czy siak i tak musimy wyjść z hotelu - powiedział tata.
Wyszliśmy, kierując się do restauracji, którą dobrze znał jak się okazało. Jak grali w koncerty w Meksyku, to zawsze do niej chodzili. Po drodze zauważyłam duży plakat, na którym pisało, że od jutra zaczyna się parada, 3 dni ciągłej imprezy na pożegnanie wakacji. Tata się zatrzymał i popatrzył na mnie.
- Pójdziemy tam? - wskazałam na plakat, a on się tajemniczo uśmiechnął.
- Po części to po to tu przyjechaliśmy. Chciałem żebyś to zobaczyła, a wiesz jak jest z moim czasem. Lepiej pewne rzeczy robić od razu - powiedział.
Po zjedzonym obiedzie, poszliśmy zwiedzać miasto. Takie rzeczy, wyjazdy sprawiały, że potem gdy byłam w internacie nie odczuwałam tego, że brakuje mi taty. Wracając do hotelu około 22 spotkaliśmy dwie dziewczyny z Echelonu. Zdjęcie, autograf, żadnych pytań o to kim jestem, tylko uśmiechnęły się niepewnie i poszły.
W nocy długo nie mogłam zasnąć. Wiedziałam, że tata też nie śpi, więc weszłam do jego łóżka.
- Hola, hola panno gdzie tu?
- Tatoooo.
- Co? - uśmiechnął się.
- Mogę spać z Tobą? - spytałam. Lubił się ze mną drażnić.
- Możesz - przyciągnął mnie do siebie. Położyłam głowę na jego klatce piersiowej i momentalnie zasnęłam.

Następnego dnia udaliśmy się na rozpoczęcie tej całej parady. Wyglądało to niesamowicie. Taka mniejsza wersja karnawału w Rio. Obiecałam sobie, że jeszcze kiedyś muszę to zobaczyć.
Cały weekend spędziliśmy w tym mini miasteczku zrobionym specjalnie na to wydarzenie. Nadszedł poniedziałek, tata chciał mi pokazać jeszcze parę miejsc przed jutrzejszym wyjazdem. Wróciliśmy strasznie późno do hotelu, bo tata spotkał jakiegoś znajomego i nie mogli się rozejść. Spał jak małe dziecko, a ja znowu nie mogłam zasnąć. Po cichutku wymknęłam się na balkon, założyłam słuchawki i zatraciłam się w muzyce. Po jakiś 3 godzinach weszłam do środka i się położyłam. Rano obudziłam się z okropnym bólem głowy, który był spowodowany moim wczorajszym nocnym posiedzeniem. Było ciepło, nawet bardzo, ale widać nie byłam odporna. Nie mówiłam tacie, że źle się czuję, bo zaraz zacząłby mi prawić kazanie. Z Meksyku wróciliśmy do domu, dopiero stąd miałam jechać do szkoły. Strasznie mi się nie chciało. Otworzyłam walizkę, miałam przepakować ubrania, ale zamiast tego położyłam się na łóżku. Głowa nadal mnie bolała. 
- Młoda spakowałaś... - do pokoju wszedł tata. Spojrzał na walizkę potem na mnie - co jest? - spytał.
- Głowa mnie boli.
- Przyniosę Ci coś - po paru minutach wrócił z jakimiś tabletkami i szklanką wody. Dotknął mojej głowy - Ty to chyba jesteś chora - powiedział - tylko zastanawiam się co jest tego przyczyną, co?
- No bo ten, dzisiaj w nocy siedziałam trochę za długo na balkonie, więc to pewnie przez to.
- Skarbie.
- Wiem, że to było głupie.
- Nie zaprzeczam. Spróbuj zasnąć, zostaniesz tu jeszcze dzisiaj, a jutro zobaczymy jak się będziesz czuła - przykrył mnie kołdrą.
- Jesteś zły? - spytałam, gdy był już przy drzwiach.
- Tak, ale tylko troszeczkę, śpij już.
Następnego dnia czułam się znacznie lepiej i zostałam odwieziona przez tatę do szkoły. Ciężko mi było tam zostać. Odzwyczaiłam się od tego życia. Stałam przytulona do niego już 15 minut i nie chciałam go puścić.
- Młoda, muszę jechać.
- Nie - powiedziałam cicho.
- Nie dramatyzowałaś tak jak byłaś mała nawet, wiesz?
- Wiem, ale teraz inaczej do tego podchodzę. Masz dla mnie teraz większe znaczenie.
- Zobaczymy się niedługo. Przyjadę pod koniec września. Uśmiechnij się - poprosił, a ja wymusiłam uśmiech - wiem, że przyzwyczaiłaś się do mieszkania w domu, ale wiesz jak jest.
- Tak wiem. Dobrze, jedź już - zrobiłam smutną minę, a on pocałował mnie w policzek i wsiadł do samochodu.
Weszłam do budynku. Byłam całkowicie przybita. Poszłam do pokoju i położyłam się na łóżku. Czułam jak łzy spływają mi po policzku. Do pomieszczenia weszła Annette:
- Ooo hej, jesteś już - uśmiechnęła się.
- Ano.
- Widzę, że nie było łatwo - usiadła na łóżku.
- Jest gorzej niż zwykle.
- Przywiązałaś się. Jak jeździłaś na parę dni, czy Twój tata przyjeżdżał tu na jeden dzień to było prościej.
- Na osiem miesięcy, tutaj spędziłam tylko dwa, to był błąd. Zmieńmy temat. Masz jeszcze jakieś zajęcia dzisiaj?
- Nie, wolne już mam.
- To zbieraj się, idziemy na kort tu obok.
- OK.
Po pół godzinie grałyśmy już w tenisa. Tego potrzebowałam, musiałam się jakoś wyładować. Ostatnio grałam w styczniu.
- Ćwiczyłaś coś? - spytała Annette.
- Nie, nie było gdzie, ani z kim, a poza tym to nie mogłam, bo ręka.
- Serio?! - usłyszałam w jej głosie niedowierzanie.
- Tak, a czemu?
- Bo masz takie zacięcie, że jestem pełna podziwu.
- Dzięki.
Grałyśmy ponad 2,5 godziny. Moja współlokatorka była wykończona, a mi w końcu przeszła ochota na to żeby wsiąść w najbliższy samolot do Los Angeles i wrócić do domu.



________________________________________________________________
Rozdział miał się pojawić z datą 15.12. ale niestety się nie wyrobiłam.
Była tutaj taka śmieszna historyjka, ale ją usunęłam, bo zdałam sobie sprawę, że główna bohaterka ma lat 15, a nie 8, więc.

Widzę, że zszokowała Was postać Constance i to jest niezrozumiałe czemu ona taka jest, ale to się wyjaśni kiedyś...

Nowy rozdział będzie we wtorek.

Miłego czytania, pozdrawiam.