26 października 2020

60. "...może nie powinienem, może zbyt duża różnica wieku nas dzieli, ale ogarnij swojego brata, bo przysięgam, że dam mu w końcu w ryj i nie będę tego żałował."

Po koncercie na iHeart Radio w Nowym Yorku i kilku koncertach w październiku zespół zaczyna trasę koncertową. Jako, że jest to tylko ich trasa, to bardzo chce w nią jechać. Jednak muszę załatwić dwie rzeczy.

- Gdzie idziesz? - pyta Brendon.

- Mam wizytę u lekarza.

- U ginekologa?

- Skąd wiesz?

- Strzelałem. Źle się czujesz?

- Nie. Kontrolną tylko, już 3 razy przekładałam.

- Wrócisz na obiad, prawda?

- Raczej tak - uśmiecham się.

W poczekalni nikogo nie ma, nawet w recepcji nikt nie siedzi.

- No witam w końcu - dr Finke wychodzi zza rogu.

- Dzień dobry, po prostu za dużo się działo.

- W porządku, jak się czujesz?

- Dobrze, przynajmniej tak mi się wydaje. Mam takie pytanie.

- Słucham

- Czy może Pan zmienić tą osobę, która tu jest wpisana do kontaktu?

- Oczywiście, że tak. Mogę zapytać dlaczego?

- Rozstaliśmy się z Robertem. Zdradził mnie, no i... nieważne.

- Nie ma problemu, ale chciałbym tu kogoś wpisać - zerka na mnie.

- Jest ktoś taki - podaje mu dane Brendona. Nie pytałam go o to, ale może nie będzie się złościł.

- Wszystko jest super - mówi lekarz po badaniu. - Ale dam Ci taki prebiotyk, bo lepiej zapobiegać niż leczyć.

- Dobrze, dziękuję.

W domu unosi się cudowny zapach przypraw i świeżo parzonej kawy.

- Wszystko jest dobrze skoro się tak uśmiechasz - podaje mi filiżankę.

- Tak, ale chce Ci coś powiedzieć. Powinnam była zapytać, ale wpisałam Cię jako osobę do kontaktu - siadam na krześle barowym.

- Okej.

- Nie złościsz się?

- A dlaczego bym miał, daj spokój. Spróbuj - podaje mi krewetkę. Kiwam z uznaniem głową.

- Ile Ty tych talentów skrywasz jeszcze.

- Liczę, że będziesz miała okazję poznać je wszystkie - puszcza mi oczko.

Patrzę na niego dłuższą chwilę i się uśmiecham. Kocham go do szaleństwa i  mam nadzieję, że nic ani nikt nam w tym szczęściu nie przeszkodzi.

- Chciałem o czymś z Tobą porozmawiać. Moja mam dzwoniła do mnie parę dni temu i postanowiła poruszyć temat naszego związku i...

- Uważa, że nie jestem odpowiednią dziewczyną dla Ciebie - przerywam mu.

- Nie, skąd taki pomysł. Jest zachwycona i chciałaby bardzo poznać kobietę, która mnie uszczęśliwiła i zaprasza nas na Boże Narodzenie.

- Żartujesz? - spoglądam na niego.

- Jeśli nie chcesz, nie jesteś gotowa, to w porządku. Możemy tu zostać, ale - dodaje po przerwie. - Chce żeby Cię poznali, jesteś wspaniałą kobietą.

- Dobrze - mówię w końcu.

- Nie rozumiem czego się boisz, znam Jareda. Niezbyt dobrze, ale... Nie lubi mnie i tyle. 

- Boję się, że oni też mnie nie polubią.

- Nawet jeśli, to nie jeżdżę tam zbyt często, a mama już Cię uwielbia, nikt inny nie ma znaczenia - patrzy mi w oczy.

Następnego dnia widzę się z Justinem.

- Śledztwo jest w toku, ale skoro nawet Cię nie przesłuchali, to nie masz się czym martwić.

- Chcę wyjechać, żeby na którymś lotnisku ktoś mi nie powiedział, że dalej nie polecę.

- Jak będę coś wiedział, to dam ci znać, ale spokojnie możesz robić, to co masz w planach.

- Dziękuję Ci, dziękuję Ci za wszystko - ściskam go.

- Od tego jestem.

Cieszę się jak dziecko na te kilkanaście koncertów w Europie. Zawsze to było dla mnie niesamowite doświadczenie, mimo, że ciągle w biegu to jak na wakacjach. Widzę, że trasa Panic różni się od Marsów i Brendon też inaczej reaguje na wszystko. Pierwszego dnia w Madrycie wybierają się wieczorem na miasto.

- Czemu nie jesteś gotowa? - pyta.

- Ale gdzie?

- Idziesz z nami. Chłopaki nie mają nic przeciwko.

- Nie chcę Wam się wcinać, nigdy nie było żadnych dziewczyn.

- Ale teraz jesteś. Ubieraj się, już. Boją się Ciebie, pokaż im, że nie mają czego.

- Jak to się boją - marszczę brwi.

- Jesteś bardzo młoda, a poza tym Jared jest Twoim ojcem, więc czują respekt - uśmiecha się.

Po godzinie wspólnego siedzenia chłopaki już się nie krępują i jeden z nich rzuca mi nawet wyzwanie alkoholowe.

- Ale będziesz tego żałował i spróbuj tylko nie przyjść do pracy - śmieje się Urie.

- Ile ona waży? 45 kilo, nie da rady.

- Jeszcze się zdziwisz.

Po 6 szocie tequili on już odpada, a ja jeszcze chyba nic nie poczułam. Bardzo sługo chodzimy po mieście, Madryt jest cudowny.

- Mogę się jutro urwać na trochę, jeśli masz ochotę.

- Chętnie - uśmiecham się.

Spędzamy trzy niesamowite dni w Hiszpanii, a potem lecimy do Milanu. Wokalista bardzo się stara poświęcić mi możliwie jak najwięcej czasu. Dostaje go więcej niż się spodziewałam. Jednak bardzo dostrzega to, że są tu sami faceci.

- Mógłbyś się tak nie rozbierać na tych koncertach? - pytam po występie w Wiedniu.

- A co zazdrosna jesteś? - Nawet nie wiesz jak bardzo, przelatuje mi przez myśl. - Daj spokój - kładzie moją rękę na swojej klatce piersiowej - to jest tylko Twoje - przejeżdża w dół po mokrej skórze. Jest spocony i nabuzowany, a ja tak strasznie nakręcona.

- Brendon...

- Zawsze - zamyka drzwi i przekręca klucz.

W Monachium i Kolonii robi to znowu.

- Specjalnie to robisz?

- Tak, liczę, że skończy się tak jak parę dni temu - puszcza mi oczko, a ja się czerwienię.

- Jesteś przesłodka, ale i tak Ci nie odpuszczę - ściska mój tyłek.

W Paryżu chłopaki omijają wszystkie atrakcje, bo wejście gdziekolwiek zabrałoby zbyt dużo czasu, ale postanawiają pójść do Katakumb i pooglądać ludzkie kości. Gdy wychodzimy zatrzymuje mnie na chwilę.

- Wieczór jest nasz - mocno mnie całuje.

Mam ze sobą cztery sukienki, ale nie jestem pewna, co założyć. Decyduje się na czarną z opuszczonymi ramionami i rozcięciem na nodze, najwyżej się przebiorę. Jednak, gdy widzę Brendona wiem, że nie muszę. Ma na sobie czarne, obcisłe spodnie, T-shirt i marynarkę z koncertu. Wygląda dobrze, zbyt dobrze.

- Może jednak zostaniemy - obejmuje mnie w talii.

- Nie ma takiej opcji, chce robić cokolwiek zaplanowałeś.

- Więc chodźmy - podaje mi płaszcz.

Tak jak się spodziewałam docieramy do restauracji, gdy siadamy zauważam wieżę Eiffla, która jest przed nami.

- Jak tu pięknie - wyduszam w końcu.

- Mogę zrobić Ci zdjęcie? - pyta.

- Jeśli masz taką ochotę.

Parę minut później dostaje wiadomość od Flowers "jestem zazdrosna", ale nie za bardzo wiem o co chodzi.

- Musiałem - pokazuje mi swój profil na Instagramie.

- Też chce - śmieje się.

- Będziesz mieć szansę - zerka na zegarek - ale chodźmy.

Tak jak się spodziewałam jedziemy pod wieżę. Wjeżdżamy na sam szczyt. Stoimy przytuleni dość długo, żadne słowa nie są potrzebne. Na dole robi nam zdjęcie, a ja bez chwili zawahania je udostępniam. Jestem przeszczęśliwa i chce żeby cały świat o tym wiedział.

- Zmęczona?

- Wcale.

- To dobrze.

- A gdzie mnie jeszcze zabierasz?

- Tam, gdzie najbardziej lubię spędzać z Tobą czas. - W odpowiedzi unoszę brew. - Nie tam - śmieje się. - Taksówka zatrzymuje się przed klubem. Brendon zamienia kilka słów z bramkarzem i wchodzimy do środka. 

- Mógłbym dużo mówić, co w Tobie lubię, ale poznaliśmy się w klubie i te 2 piosenki wtedy zmieniły moje życie i zrobię absolutnie wszystko żebyś była szczęśliwa.

Dobrze pamiętam te 2 piosenki. Pierwsza to "How Deep Is Your Love", a druga to soundtrack z 50 Shades of Gray - "Love Me Like You Do". Bardzo długo będę pamiętać tamten wieczór i ten też, bo Brendon uczynił go bardzo wyjątkowym. Przez moment chce mu powiedzieć jak bardzo moje życie jest posrane, ale nie muszę go tym obarczać.

- Co mam zrobić żebyś przestała tyle myśleć? Proszę, powiedz mi. Nie chcę żebyś się zadręczała, ja to widzę, widzę, że walczysz sama ze sobą.

- Przepraszam, ja - łzy stają mi w oczach - wszystko zepsułam.

- Nie, nie przepraszaj i nic nie zepsułaś. Jesteś dla mnie bardzo ważna.

- Wiem, bardzo chcę się cieszyć dzisiaj, jest wspaniale.

- Nie ma problemu - całuje mnie w policzek i wracamy na parkiet. Bawimy się chyba do rana. Gdy się budzę miejsce bruneta już dawno jest puste. Wchodzi, gdy kończę się ubierać.

- Jak się czujesz? - pyta.

- Bardzo dobrze, dlaczego?

- Tak pytam. Nic się nie stało - uspokaja mnie - upiłaś się jak już praktycznie wychodziliśmy, ale ocknęłaś jak Cię rozbierałem, masz wyczucie.

Jemy obiad, a potem jedziemy na próbę.

- Pośpiewałabyś za mnie.

- Nie, nie będę robić Ci konkurencji - chłopaki zaczynają buczeć, ale Urie nic nie mówi.

- Napisze Ci taką piosenkę, która będzie pasowała do Twojej tonacji i ze mną zaśpiewasz.

 - Twoja bezpośredniość od zawsze mnie rozbraja.

- I dobrze.

- Mogę Ci pograć ewentualnie - siadam przy fortepianie.

- Jak wrażenia? - pyta Zack. Siedzimy w garderobie przed ostatnim koncertem w Londynie.

- Ja jestem zachwycona. Tyle koncertów w tak krótkim czasie. Zanim się poznaliśmy byłam na kilku.

- Grunt, że nie przeszkadza Ci to, że ciągle gdzieś jedziesz.

- Spędziłam sporo czasu z tatą jeżdżąc i też głównie po Europie i zawsze mi się to podobało, pewnie gdybym sama miała to robić już nie byłabym zadowolona i gdy jesteśmy osobno też nie jestem, ale wiedziałam na co się piszę - lekko się uśmiecham.

W LA jesteśmy dwa dni później i niemalże od razu dostaje telefon od Justina.

- Chcą Cię przesłuchać.

- Wczas.

- Od tygodnia, ale prosiłem żeby poczekali. Przyjedź, wyślę Ci adres.

- Zawiozę Cię - mówi Brendon.

- Wiesz coś? - patrzę na Justina.

- Tak, ale nie ode mnie to usłyszysz.

- Zapraszam - mężczyzna prowadzi mnie do gabinetu, z napisu na drzwiach wnioskuję, że jest tu szefem. - Proszę, niech Pani usiądzie. Sprawdziłem całą sprawę od początku. Uważam, że niesłusznie dostała Pani tamten, bo to on powinien być oskarżony. Zdjęcia są sfałszowane, to było dość proste. Jeśli chodzi o resztę dowodów, to... wszystkie prowadzą do Pani, ale część z nich , a nawet większość się nie pokrywa. Przesłuchaliśmy również kilka osób, które zaprzeczyły zgromadzonym dowodom. Nie widzę sensu ciągnięcia tej sprawy, więc kończymy śledztwo. Nie mogę Pani skazać dlatego, że ktoś zabija się z miłości. Wiem też, że gdyby Pani to zrobiła i była teraz za granicą to już byśmy się nie spotkali. Proszę iść cieszyć się życiem, bo ten człowiek, ani żadna sprawa z nim związana już nie będą Pani zagrażać.

- Nie wiem co powiedzieć.

- Obyśmy się nigdy więcej nie zobaczyli - ściska mi dłoń.

- Dziękuję - wymieniają uścisk z Justinem.

- Wychodzę i rzucam się na Brendona.

- Czyli nie będę się musiał ubiegać o widzenia?

- Zdecydowanie nie - odpowiada adwokat.- Nie chcę Cię nigdy więcej widzieć - wskazuje na mnie palcem. - Pilnuj jej.

- To nie będzie łatwe. Świętujemy? Co chcesz robić?

- Obiad, lody i Shannon.

- A Jared?

- Nie chcę, nie jestem w stanie. Powiesz, że powinnam odpuścić i tak dalej, ale on też mógł, a zrobił... zawiódł mnie bardzo, za bardzo.

- Też się zawiodłem na rodzicach. Dobrze wiesz z resztą. Zrozumieli sami, dużo czasu minęło, ale zrozumieli.

- On już zrozumiał i pewnie nawet by mnie przepraszał, ale ja nie chce. Nie stanął ani razu po mojej stronie, więc sorry, ale nie.

- Nie namawiam Cię.

- Czemu macie takie miny? - pyta Shannon, gdy wchodzimy na taras. Podchodzę do niego i się przytulam. - Co się dzieje?

- Kurwa stary, może nie powinienem, może zbyt duża różnica wieku nas dzieli, ale ogarnij swojego brata, bo przysięgam, że dam mu w końcu w ryj i nie będę  tego żałował.

- Co się znowu dzieje? - powtarza.

- Zawsze słyszałem o 30STM, zawsze, a to teledyski, gigantyczne koncerty, wierni fani, wiecznie młody Jared, zawsze Was podziwiałem, nie mój klimat, ale szacunek jest. Żadnych skandali ani nic, znikąd pojawiła się ona, ale wszystko było okej i w końcu przychodzi mi zakochać się w niej i okazuje się, że Jared-ojciec i Jared-frontman, to dwie różne osoby. Nie rozumiem - odpala papierosa.

- Nie da się ukryć, bycie ojcem mu nie wyszło.

- Ja nic od niego nie chcę. Nie chcę żeby przepraszał i prosił mnie o cokolwiek, niech sobie znajdzie kogoś i da mi spokój.

- Co on Ci powiedział? Powiedz mi, to sam mu wpierdole.

- Najpierw usłyszałam, że cała sprawa z Aaronem to tylko i wyłącznie moja wina. Zawsze mi obiecywał, że Rob nigdy mnie nie skrzywdzi, a gdy to zrobił uważał, że to nic i powinnam do niego wrócić, a na koniec... - urywam.

- Posłuchaj, nie myśl o tym, ani o nim. Jesteś w stanie sobie poradzić bez niego. Masz nas, wszystko się ułoży - Shann wzdycha. - Jared jest trudny, jest bardzo trudnym człowiekiem,

- Nazwałbym to inaczej.

- Nie chcę więcej o nim rozmawiać - wtrącam. - Shannon, bo ja... jedziemy na święta do Brendona. - Jest mi głupio, że go zostawiam.

- Okej, dam sobie radę, nie patrz tak na mnie. 

Chłopaki przez resztę wieczoru grają w jakąś grę, a ja im się przyglądam. Gdybyśmy kiedyś mogli tak usiąść z tatą.

- Zostańcie - proponuje Shannon. - Oboje piliście.

- Możemy zostać jeśli o mnie chodzi - mówi Urie.

- To ja pójdę wziąć prysznic.


Shannon

- Zapalisz? - pytam.

- Mogę.

Chcę go wyciągnąć tylko po to żeby pogadać.

- To, o co chcesz zapytać? - uśmiecha się, gdy przez chwilę nic nie mówię.

- Teraz to już sam nie wiem. Widzę, że jest z Tobą bardzo szczęśliwa, kochasz ją?

- Jej się nie da nie kochać, bardzo się cieszę, że ją poznałem i zrobię wszystko żeby była szczęśliwa. Pierwszy raz w życiu chcę żeby ktoś w nim został na stałe, żeby kobieta została w nim na stałe.

- Nigdy nie chciałem żeby była z Robem, to nie mogło się dobrze skończyć.

- Dlaczego?

- Mają z Jaredem tą samą mentalność, Jay zmienia te nastolatki jak rękawiczki.

- Przypuszczalnie nie powinienem tego mówić, ale mogę Ci obiecać, że jej nigdy nie skrzywdzę, pewnie będziemy się kłócić, ale nie zrobię jej czegoś takiego. Wtedy, gdy ją poznałem była totalną katastrofą, ale gdy na mnie spojrzała miała iskierki w oczach mimo łez i wiedziałem, że mogę ją poskładać.

- Udało Ci się Brendon, błagam nie schrzań tego.

Wręcz jestem w stanie poczuć to jak bardzo ,u na niej zależy, ile dla niego znaczy i jak bardzo jest ważna.

- Jesteście głodni? - pyta Janette, gdy wchodzimy.

- Trochę - brunet jej odpowiada.

- Młoda - wchodzę za nią di kuchni. Temat Jareda nie daje mi spokoju.

- Nie Shann, proszę Cię. Nic nie jest w stanie zmienić tego co powiedział ani jak się zachował, nic. Nigdy nie byłam idealna, a szkoła z internatem zrobiła ze mnie pewną i niezależną osobę i pokazała jak bardzo drugi człowiek może Cię skrzywdzić. Zawsze starałam się jak mogłam, przynajmniej wtedy, gdy był obok, a co dostałam w zamian? Powiedział, że jestem dziwką, bo zaczęłam wszystko od nowa? Jakim prawem? Jak można coś takiego powiedzieć do własnego dziecka, to że on nie zaczął od nowa, to nie jest mój problem i nie wybaczę mu nigdy. On już dla mnie nie istnieje. 

- Przepraszam.

- Nie, ja Cię rozumiem, ale musisz przestać.

Przez całą noc nie mogę zasnąć. Cała ta sytuacja nie daje mi spokoju, gdyby Janette wiedziała w czym tkwi problem, to wszystko wyglądałoby inaczej, zupełnie inaczej.


Janette

Przeglądam Instagrama, gdy trafiam na plakat informacyjny, że Panic! At The Disco gra koncert sylwestrowy. Czemu Brendon mi o tym nie powiedział. Idę do studia, bo siedzi tam już pół dnia

- Czemu mi nic nie powiedziałeś? - podkładam mu telefon pod nos.

- Nie wiedziałaś?

- Nie, nie sprawdzam Twoje trasy koncertowej tym bardziej, że nie przypuszczałam, że będzie grać w sylwestra - jestem wściekła. Pierwszy raz odkąd jesteśmy razem jestem naprawdę zła.

- Kochanie - łapie mnie za rękę.

- Nie Brendon, nie powiedziałeś mi, bo z Tobą nie jadę czy miałam sama się dowiedzieć?

- Zapomniałem, przepraszam.

Do oczu napływają mi łzy, więc się odwracam i wychodzę. Zamykam się na dłuższą chwilę w sypialni, a potem schodzę do kuchni. Zaczynam przygotowywać obiad.

- Janette?

- W kuchni - jestem tyłem, więc nie widzę co się dzieje.

- Przepraszam - daje mi bukiet róż. - Naprawdę zapomniałem.

- W porządku, niepotrzebnie tak zareagowałam.

- Ale to nie był jakiś test?

- Jaki test? - marszczę brwi.

- Nasza pierwsza kłótnia i od razu dostałaś kwiaty.

- Nie był, po prostu jestem zła. Nie lubię jak mi się nie mówi o czymś, co mnie dotyczy.

- Rozumiem, pomóc Ci?

- Możesz. - Nadal jestem zła, mimo, że mnie przeprosił i naprawdę tylko zapomniał.

- Daj się przeprosić i nie złość się - odgarnia mi włosy i całuje w szyję.

- W porządku - uspokajam go.

- Może ubierzemy wieczorem choinkę? - proponuje.

- Chętnie - jest już początek grudnia, więc najwyższy czas.

- To pojedziesz ze mną?

- A chcesz znać moje zdanie?

- Chcę żebyś czuła się tu dobrze. Bardzo mi na tym zależy. Może powinniśmy się przeprowadzić? Zrobiłabyś wszystko po swojemu.

- Nie Brendon, nie ma takiej potrzeby. Ja bardzo dobrze się tu czuję i wszystko mi się tu podoba. Dodałam kilka swoich rzeczy i jest dobrze. Nie kombinuj.

- Będziesz się dobrze bawić - zatrzymuje samochód.

- Mogę w czymś pomóc? - mężczyzna spogląda to na mnie, to na bruneta.

- Ma pan jodłę kalifornijską?

- Oczywiście, proszę za mną.

Wybranie drzewka zajmuje mi 5 minut.

- Teraz idziemy tam - wskazuje na budynek. Ilość światełek i ozdób mnie onieśmiela.

- Chcesz się zemścić?

- Oczywiście.

- Masz fioła na tym punkcie, prawda?

- Na kilku innych też  - puszczam mu oczko.

Wracając do domu cały czas zastanawiam się, co mam mu kupić. Ma chyba wszystko.

- O czym myślisz?

- O niczym.

- Kłamczuszek.

Czas do świąt przelatuje mi przez palce. Dwa prawie ostatnie koncerty zespołu na Jingle Jam i Kissmass Bush, Po powrocie chłopak mówi mi, że jest też spotkanie świąteczne zespołu zanim wyjedziemy.

- I moje w redakcji, a gdzie to spotkanie? - Brunet nie odpowiada, a to znaczy tylko jedno. - Zginiesz kiedyś.

- Każdy coś przynosi. Nie no nie tutaj. Mamy zarezerwowane już wszystko. Idziemy do knajpy.

- W czym idziesz? - pytam, ale odpowiedź mam przed sobą. Urie w swoim stroju scenicznym wygląda idealnie.

- Ty możesz tak zostać - obraca mnie. - Zdążymy - rozpina mi stanik.

- Nie, nie zdążymy - zaprzeczam. Zakładam bordową sukienkę z koronkową górą.

- Nadal uważam, że zdążymy - droczy się ze mną.

- Co to? - słyszę dźwięk klaksonu.

- Taksówka, chodź.

- Czyli żadne z nas nie będzie w stanie prowadzić.

- Nie spodziewam się. Poznasz kogoś ważnego dzisiaj,

- Ważnego? - Przy stoliku siedzi Spencer.

- Stary tyle czasu się z Tobą umawiać.

- Mam inne rzeczy na głowie. Kochanie, to jest Spencer Smith, a to moja dziewczyna Janette.

- Najpierw mi internet o tym powiedział, nie Ty, więc zjebałeś. Moja żona Linda.

- Jak to zrobiłaś? - pyta blondynka? - Myślałam, że wiecznie będzie sam.

- Jest spełnieniem moich marzeń - odpowiada brunet, na co się zawstydzam, bo wszyscy to słyszą. Dallon i Breezy, Kenny i Victoria, Jake, Zack, Dan i Maya oraz Tony i Alex. Impreza jest bardzo luźna i swobodna. Mogę nawet szczerze powiedzieć, że bardzo dobrze się z nimi czuję. Z żywej rozmowy wyrywa mnie wibracja mojego telefonu, okazuje się, że to tata i dzwoni już trzeci raz.

- O co chodzi?

- Jared - wyciszam telefon.

- Masz decydujący głos - słyszę.

- Przepraszam, ale w czym?

- Posiadówa w domu czy klub?

- Klub - szeroko się uśmiecham.

- Zrobię Wam zdjęcie, póki dobrze wyglądacie - mówi Jake.

Mimo, że jest jeszcze w miarę wcześnie, to w klubie jest już sporo ludzi. Dostajemy największą lożę i serię szotów na wejściu. Tańczymy, gdy słyszę największy hit tego roku, przynajmniej dla mnie - Maite Perroni - Adicta. Znam nawet cały tekst i jestem w stanie go zaśpiewać. Gdy zaczynam tańczyć Brendon lekki otwiera usta. Robiłam to tak wiele razy przed lustrem, a w dodatku już jestem trochę wstawiona, więc nic nie jest w stanie mnie powstrzymać. Wzbudzam chyba lekkie zainteresowanie, bo gdy piosenka się kończy przygląda mi się trochę osób.

- Błagam rób to częściej. - Widzę to coś w jego oczach, co zdradza czego teraz chce.

- Wytrzymaj.

- Muszę się napić. - Patrzę jak przechyla szklankę i mam pewną myśl.

- Chodź - łapię go za rękę. Otwieram męską toaletę, bo do damskiej jak zwykle jest gigantyczna kolejka.

- Co robisz? - marszczy brwi.

- To, na co oboje mamy ochotę.

- Ale tutaj, a jak ktoś wejdzie?

- Nikt nie wejdzie - przekręcam zamek w drzwiach.

- Jesteś szalona - podciąga spodnie.

- Może troszkę - przeglądam się w lustrze.

- Gdzie byliście? - pyta Zack, gdy wracamy.

- Przewietrzyć się - odpowiada wymijająco Brendon.

Przez całe popołudnie Urie puszcza mi jakieś hiszpańskie kawałki, aż w końcu dociera do RBD.

- Aż tyle musiałam czekać żebyś trafił, a co chcesz ugrać?

- Zatańczysz tak jeszcze?

- Jak zasłużysz, a jak to wyglądało? - pytam.

- Tak - podaje mi telefon. Patrzę na siebie i zdecydowanie musiałam być pijana.

- Oddzwoń do niego, bo już dawno zablokował Ci skrzynkę.

Są tylko połączenia i wiadomości od taty, więc najpierw dzwonię do Shannona, gdy odbiera czuję ulgę. 

- Ja do Ciebie nie dzwoniłem - śmieje się zanim cokolwiek powiem.

- Wiem, ale pomyślałam, że może chodzi o Ciebie, a co on chce? Byłam zajęta cały wieczór.

- W tym tkwi problem. Prosiłem go żeby się ogarnął i w ogóle, ale on nie rozumie. Nie musisz z nim rozmawiać, nic Ci to nie da, a będziesz tylko zła.

- Coraz lepsze rady mi dajesz, dzięki.

- Nie ma sprawy.

- I? - Bruner patrzy na mnie wyczekująco.

- Zachciało mu się być ojcem. Idę wziąć prysznic.

Gdy wracam dzwoni dzwonek.

- No chociaż tutaj mi otworzysz, bo odebrać nie możesz.

- Co chcesz?

- Nie zapominasz się?

- W czym?

- Jeździsz w trasę, spędzasz z nimi cały czas, a potem jeszcze muszę oglądać Twoje wyczyny w jakiś klubach, czy Ty...

- Przepraszam, to mój chłopak Brendon Urie, nie poznałeś? Wybacz, mój błąd, jest nim od roku, a ja jestem dorosła i będę robiła, to na co mam ochotę. Nie próbuj być teraz dla mnie ojcem, bo nie chcesz mieć córki, która jest dziwką - wybucham. - Wyjdź.

- Słucham?!

- Wyjdź, nie jesteś u siebie. Nigdy więcej do mnie nie dzwoń - widzę, że się waha i nie wie co zrobić.

- Wyjdź Jared, dla własnego dobra - odzywa się Brendon.

- To wszystko Twoja wina.

- Zajebiście się cieszę, a teraz łaskawie 'wypierdalaj' - dokańcza bezgłośnie - bo nie ręczę za siebie.

Jared wychodzi, a ja trzaskam za nim drzwiami.

- Pogrzebałam tą relację.

- Ty? Nawet nie chcę tego słuchać i nigdy tak nie mów nawet. Dobrze wiesz co o tym wszystkim myślę.

- Wiem Beebo.

- Nie wierzę, że to powiedziałaś - śmieje się.


Gdy docieramy do Las Vegas jestem przerażona.

- Powiesz mi coś o nich w końcu? - pytam po raz kolejny. Zadawałam mu setki pytań, gdy lecieliśmy, ale nie puścił pary. 

- Nie ma takiej potrzeby

- Kurwa mać, Brendon. O co chodzi?

- Znasz tą historię, rodzice wyrzucili mnie z domu, gdy miałem 1 lat i powiedziałem, że nie wierzę w Boga, to były początki Panic i było im to na rękę. Po latach sukcesy przypomnieli sobie o mnie. Przekonasz się jak to wygląda. Poznasz dziś tylko dziewczyny, bo one mieszkają tutaj.

- Przepraszam, nie chciałam...

- Nie, po prostu nie myśl, że jest idealnie. Po tym wszystkim, kocham ich, ale to uczucie zostaje, tak samo masz z Jaredem.

W domu zastajemy tylko jego mamę.

- Brendon! - rzuca się na bruneta i mocno go przytula.

- Mamo, pozwól moja dziewczyna, Janette - obejmuje mnie ramieniem.

- Cieszę się, że w końcu mogę Cię poznać - kobieta przytula i mnie.

- Też się cieszę.

- Wchodźcie, jesteście głodni?

- Nie mamo, jeśli nie będziesz miała nic przeciwko, to chciałabym pokazać Janette parę miejsc.

- No dobrze, ale wróćcie na kolację, Kara i Kayla będą.

- Postaram się.

Urie pokazuje mi swoją starą szkołę i ulubioną knajpę, która już od dawna jest zamknięta. Wpada w bardzo melancholijny nastrój, bo przestaje się odzywać.

- Czasami się zastanawiam jak by to było gdybyśmy zostali tutaj, czy nadal bylibyśmy w początkowym składzie. Nie jest mi źle z chłopakami, ale...

- Rozumiem o co Ci chodzi, ale w wielu przypadkach tak jest, a najważniejsze i tak jest to, że czerpiesz radość z tego, co robisz.

- A Ty z czego czerpiesz radość? Nie mów mi, że praca w redakcji to spełnienie Twoich marzeń.

- Nie, ale nie narzekam.

- Może warto ruszyć? Chce żebyś robiła, to co kochasz, albo póki co, to co chcesz robić?

- Chciałabym, nie to głupie - przerywam.

- O nie, słucham.

- Chciałabym być modelką. Uwielbiam pokazy Victoria's Secret, ale za dużo na wierzchu, ubrania by wystarczyły.

- Jesteś dość popularna, to może Ci dać przepustkę do świata mody.

- Miałam już taką propozycję, ale ją odrzuciłam.

- Dlaczego?

- Chyba się bałam, że sobie nie poradzę.

- Przestań, wszystko jest dla ludzi, a z Twoją figurą będą się o Ciebie zabijać, zobaczysz.

- Wracajmy, Twoja mama będzie się złościć.

- Wszyscy już są - mówi Urie, gdy taksówka zatrzymuje się pod domem.

- Tęskniłam za Tobą - na spotkanie wychodzi nam Kara, przynajmniej tak wnioskuję po zdjęciu, które brunet ma w domu.

- Cześć, Kara - wita się ze mną.

- Janette.

- Jak udało Ci się usidlić mojego brata.

- Dobrze wiesz 0 odpowiada Brendon.

- Mój mąż Ethan - przedstawia mi wysokiego mężczyznę i przyjaznym uśmiechu.

- A to Kayla i Jeff, a imion tych dzieci nadal nie jestem w stanie zapamiętać.

- Dzięki wujku - najstarsza dziewczynka pochodzi do niego.

- Wiem, że jesteś Daisy, bo jesteś tak samo upierdliwa jak Twoja mama.

- Cześć - kobieta całuje mnie w policzek.

- Synu - słyszę męski głos. - Też tu jestem.

- No pewnie, że jesteś - Urie przewraca oczami i łapie mnie za rękę.

Następnego dnia mogę spokojnie się rozejrzeć. Dom jest elegancki, ale też bardzo rodzinny, otwieram drzwi na korytarz i uderza mnie zapach przyprawy do piernika i świeżo zmielonej kawy.

- Dzień dobry - witam się wchodząc do kuchni.

- Gdzie Brendon?

- Zaraz zejdzie.

- Zrobiłam Wam śniadanie - wskazuje na stół.

- Dziękujemy, pomóc?

- Zjedzcie najpierw.

Brunet schodzi chwilę później, a Grace zaczyna swoje przesłuchanie.

- Mamo, proszę - jęczy.

- Chce ją lepiej poznać.

- To zapytaj ją o coś, a nie ile ze sobą jesteśmy.

- Czym się zajmujesz? - zmienia temat.

- Studiuje aktorstwo i pracuje też w redakcji magazynu o modzie.

- Wiążesz z tym swoją przyszłość?

- Z którą częścią?

- Aktorstwo.

- Mam taką nadzieję - uśmiecham się. Marzy mi się aktorstwo.

- A Twoi rodzice, co myślą o Waszym związku?

- Jest tylko tata, ale nie ma nic przeciwko - to kłamstwo tak łatwo przechodzi mi przez usta, że aż mam ciarki.

- Brendon - słyszę głos taty Brendona z korytarza. 

- Tak?

- Chodź, pomożesz mi w ogrodzie.

- Idę, nic więcej jej nie mów - śmieje się.

- Nie będę Cię męczyć. Wiem, że macie swoje życie tam, a dla mnie liczy się tylko to, że jesteście szczęśliwi - mówi kobieta.

Przez resztę dnia pomagam jej w kuchni na tyle ile potrafię, a brunet kręci się wkoło. Siedzę wieczorem w salonie i patrzę w palące się drewno w kominku.

- Chciałabym chociaż znać 1/5 tego o czym myślisz - siada koło mnie i podaje mi kubek z grzanym winem, pachnie pomarańczą i goździkami.

- Czuję się jakbym tu nie pasowała.

- U nas każdy jest inny i każdy ma swój świat. Pasujesz do mnie i wszystko będzie dobrze - przytula mnie. - To jest dla Ciebie nowe, ale się ułoży.

- Chciałabym - łapę koniczynkę przy bransoletkę, którą dał mi tata - żeby była, mimo wszystko chcę jej w swoim życiu.

- Musisz dać jej szansę.

- Najwyższy czas...


Świąteczny obiad mija we wspaniałej atmosferze. Jest nas 21 osób i czuję się tu w końcu dobrze. Przyglądam się jak Brendon bawi się z dziećmi i się rozpływam.

- Chcesz je kiedyś mieć? - pytam, gdy podchodzi do mnie z najmłodszą córką Matt'a na rękach.

- Nie wiem czy nadaje się na ojca, ale chciałbym - po jego twarzy błąka się nie śmiały uśmiech. - Ty chcesz, prawda?

- Bardzo, jest to dla mnie dość ważne.

- Kochanie obiecuje, że przyjdzie taki moment, że spełnię to życzenie, ale myślę...

- Wiem, ja nie mówię, że to już - zaczynam się denerwować. Chciałabym żeby Brendon wiedział jak bardzo boję się ciąży, że coś się nie uda, ale nie chcę go tym obarczać, to moja przeszłość.

- Spokojnie - przytula mnie. - Co się dzieje?

- Nic - kręcę głową.

Prosto z Las Vegas lecimy do New Orleans, na ten nieszczęsny występ, New Year's Rockin Eve 2016.

- Widzę wręcz Twoje niezadowolenie. Rozchmurz się, proszę. - Patrzę na niego z boku, ale nic nie mówię.

- Zrobię co zechcesz, ale uśmiechnij się chociaż.

- Będzie potem coś? Jakaś impreza?

- Tak, wszystko już zaplanowane. Zack miał dograć szczegóły.

Występ chłopaków oraz impreza sylwestrowa przebiegają bez zarzutów. Około 3 dostaję sms'a od Shannona, "My też się dobrze bawimy" - wysyła mi zdjęcie z jakąś brunetką, której nie znam, wokół jest masa ludzi. Ja co prawda mam średni nastrój, ale brunet jest duszą towarzystwa. Podaje mi rękę, ale nic nie mówi. Wie, że mu nie odmówię. Muzyka jest bardzo zróżnicowana, aż w końcu słyszę piosenkę Maite.

- Nie wierzę, że to zrobiłeś.

- Baw się, żyj chwilą - przechyla swojego drinka

- Sam tego chciałeś - nie tańczę tak jak ostatnio, tylko skupiam się na nim i ocieram się o każdy milimetr jego ciała.

- Przestań - prosi.

- Nie, dopiero się rozkręcam.

- Wystarczy - zatrzymuje mnie i obejmuje. - Zrozumiałem.

- Nie, chcę się bawić. Wszystkim o czym myślę będę mogła zająć się jutro albo pojutrze. 

Następnego dnia Jake wysyła mi nasze zdjęcia z poprzedniego wieczoru. Są świetne, więc kilka wrzucam na Insta. Nim Urie się budzi biorę prysznic, ubieram się i maluję.

- Która godzina? - pyta.

- Po 14. Wstawaj jestem głodna - zerka na mnie jednym okiem.

- Masz dobry humor - stwierdza.

- Wiem, co chcę zrobić.

- Jaka zdecydowana. Cieszę się.

Chciałam się wstrzymać kilka dni, ale gdy mężczyzna wchodzi do łazienki od razu wykręcam numer do mojego ulubionego projektanta.

- Znowu sukienka na ostatnią chwilę? - śmieje się.

- Nie, ja... pamiętasz jak kiedyś pytałeś czy nie chciałabym chodzić w Twoich pokazach?

- Zdecydowałaś się?

- Jeśli to aktualne.

- Oczywiście, że tak, ale tak mało czasu... zadzwonię jutro i wszystko ustalimy, muszę trochę poplanować.

- Dobrze Elie, dziękuję.

- Mam nadzieję, że Cię to wszystko nie zrazi.

- Okaże się.

- Do jutra - rozłącza się, aż nie wierzę, że to zrobiłam.

Cieszę się jak dziecko, że udało mi się to załatwić. Zostaje jeszcze Jennifer, ale tutaj musi pomóc mi Brendon, ja się 100 razy rozmyślę. Pewnie nie powinnam tego robić tylko iść do przodu, ale w obecnej sytuacji z tatą chciałabym mieć kogoś jeszcze, mieć mamę...