Sierpień, 1990 rok.
- Jared na pewno już wszystko spakowałeś? - spytała już po raz setny tego dnia mama.
- Tak.
- Tak.
- Młody uważaj tam na siebie - powiedział Shannon.
- Będę. Z resztą jak zawsze.
- Czyli jak zawsze wpakujesz się w jakieś kłopoty - pokręcił głową.
- Eeee, ale że ja? - uśmiechnąłem się lekko.
- No Ty. Chociaż Elliotta tam nie będzie, więc nie ma się czym martwić.
- Elliott - na samo wspomnienie o naszym bardzo dobrym przyjacielu z którym robiliśmy najlepsze imprezy i na którego zawsze mogliśmy liczyć, zacząłem żałować, że wyjeżdżam do Filadelfii. Poznaliśmy go 3 lata temu, zaraz po tym jak przeprowadziliśmy się do Los Angeles i mama stwierdziła, że zostaniemy tu na dłużej. Był od nas trochę starszy i zarabiał spore pieniądze na swoim biznesie.
- O czym rozmawiacie chłopcy?
- O niczym ważnym - brat puścił mi oczko. Mieliśmy przed mamą wiele tajemnic, ale to są rzeczy o których żaden rodzic nie ma prawa wiedzieć.
- Chodźcie, zbierajmy się - zakomunikowała.
Wysiadając z samochodu na parkingu obok lotniska okazało się, że mamy jeszcze 1,5 godziny czasu do mojego samolotu, ale mama zawsze wolała być wcześniej. W końcu nadszedł czas odprawy.
- Synku dbaj tam o siebie - przytuliła mnie mocno.
- Będę o siebie dbał, nie martw się.
- Przyjadę tam niedługo z Elliotem - szepnął mi do ucha Shannon.
Samolot uniósł się do góry. Goodbye Los Angeles, I will miss you.
Na początku planowałem zamieszkać w akademiku, ale codzienne imprezy to przesada. W końcu zdecydowałem się poszukać mieszkania. Znalazłem je następnego dnia po przylocie. Było małe, przytulne, zadbane i tanie przede wszystkim. Pokój, łazienka, kuchnia i salon, co więcej jest mi potrzebne. Kolejnego dnia wybrałem się w końcu na uniwersytet żeby załatwić wszystkie formalności. Wychodząc stamtąd postanowiłem zwiedzić miasto. Spędzę tu najbliższe lata, więc wypadałoby się choć trochę orientować. Do rozpoczęcia semestru został mi tydzień. Przez cały ten czas się zwyczajnie obijałem. Potem już nie będę mógł tego robić, a już na pewno nie w takich ilościach.
Idąc na pierwsze zajęcia byłem niesamowicie podekscytowany, lecz po 2-godzinnym wykładzie czar prysł. Tylko i wyłącznie teoria, a ja chciałem zajęć praktycznych. Wychodząc z uczelni byłem strasznie zmęczony. Jak widać siedzenie i słuchanie może być męczące. Następnego dnia dowiedzieliśmy się czegoś o zajęciach praktycznych.
- A przepraszam kiedy będziemy mieli zajęcia praktyczne? - zapytała dziewczyna siedząca kilka rzędów niżej.
- Proszę?! - mężczyzna obrócił się napięcie. Wiedziałem, że to się źle skończy. - Posłuchajcie, macie pasję, chęci, może nawet i talent, ale najpierw teoria potem praktyka. Wszystko w swoim czasie.
Po miesiącu siedzenia i słuchania największych głupot pod słońcem, zostaliśmy wpuszczeni do pracowni. Czekałem na to od momentu przyjazdu tutaj. Wychodząc z pomieszczenia spojrzałem na zegarek, była 18. Trochę się zasiedziałem. Idąc do wyjścia, minąłem salę taneczną. Zatrzymałem się i zawróciłem. Na sali tańczyła dziewczyna. Poruszała się z taką lekkością, że nie mogłem oderwać od niej wzroku. Stwierdziłem, że takie gapienie się jest trochę bezczelne i poszedłem do domu. Ciągle miałem ją przed oczami. Przez parę dni chodziłem jak w kompletnym amoku i o niej myślałem. Tydzień później, wychodząc ze szkoły po południu znowu trenowała. Nie wytrzymałem i wszedłem na salę. Nie zauważyła mnie albo po prostu nie chciała sobie przerywać.
- Nie ładnie tak podglądać - powiedziała, gdy skończyła.
- Przepraszam, ale nie mogłem się powstrzymać. Tak w ogóle to jestem Jared.
- Jennifer - uśmiechnęła się.
- Studiujesz tutaj?
- Tak, ale nie taniec.
- A co jeśli można spytać?
- History of Visual Arts, a Ty?
- Malarstwo.
- Artysta - pokiwała głową. - Przepraszam Cię, ale muszę już iść. Widzimy się jutro - uśmiechnęła się i wyszła.
Następnego dnia zobaczyłem ją w szkole. Wyglądała idealnie. Miała długie blond włosy, niebieskie oczy, nie za duże usta i piękną figurę.
- Cześć - podszedłem do niej.
- O hej - uśmiechnęła się tak pięknie jak wczoraj.
Zaczęliśmy rozmawiać. Czas płynął tak szybko, że nawet nie zorientowałem się kiedy, a byłem już spóźniony na zajęcia. Wszedłem cicho do sali i zająłem miejsce.
- Panie Leto i tak wiem, że się Pan spóźnił.
- Przepraszam tak wyszło - profesor zdjął okulary i spojrzał na mnie uważnie.
- Jak chce Pan tu zostać, to lepiej żeby to się nie powtórzyło - w odpowiedzi tylko kiwnąłem głową.
Pod koniec października przyjechał Shannon, tak jak obiecał i tak jak obiecał przywiózł ze sobą Elliotta. Siedzieliśmy, piliśmy piwo i rozmawialiśmy.
- Jared słuchasz mnie? - brat spojrzał na mnie wymownie.
- Sorry, zamyśliłem się.
- Zakochałeś się czy co? - spuściłem wzrok.
- Oooouuuuu - zawył Elliott - Młody się zabujał.
- Spadajcie - wstałem.
- Czekaj. Mam coś dla Was, usiądź - skinął ramieniem. Chłopak wyciągnął z torby kilkanaście małych torebeczek z różnymi tabletkami i proszkiem.
- To nie jest to co myślę?
- Zależy o czym myślisz - uśmiechnął się cwaniacko.
- Dragi - powiedział rozmarzonym głosem Shannon.
- Wy tak serio? Po co to tu przywiozłeś? - spojrzałem na przyjaciela z wyrzutem. Zastanawiała mnie jedna rzecz, jak on przeszedł przez kontrolę na lotnisku z tym.
- Spróbuj i nie marudź - nie chciałem tego brać, ale pokusa była zbyt silna. Po chwili mieliśmy chyba najlepszy odjazd w życiu. Elliott po paru dniach pojechał do Bostonu. Shannon postanowił jeszcze trochę zostać.
- Jak ma na imię? - spytał.
- Ale kto? - udałem, że nie wiem o kogo pyta.
- Ta dziewczyna w której się zakochałeś. Mnie nie oszukasz. Znam Cię lepiej niż nasza matka.
- Jennifer - uśmiechnąłem się lekko.
- Ładna jest? Pytam z ciekawości - podniósł ręce w geście obronnym.
- Bardzo.
- Oj Młody, zawróciła Ci w głowie i to totalnie.
- Tylko nie mów mamie, bo Cię zabiję - ostrzegłem go.
- Jak sobie życzysz.
Z Shannonem nie mielismy przed sobą żadnych tajemnic. Wiedzieliśmy o sobie wszystko. Bardzo często też kryliśmy się nawzajem. Bez zastanowienia zrobiliśmy dla siebie wszystko.
W pierwszą niedzielę listopada zaprosiłem Jennifer do kina. Zgodziła się od razu. Po filmie udaliśmy się na spacer.
- Skąd jesteś?
- Z Atlanty. Musiałam się stamtąd wyrwać. A Ty?
- Z Los Angeles, ale urodziłem się w Luizjanie.
Rozmawiając coraz lepiej się poznawaliśmy. Jennifer była jedynaczką. Miała starszego brata, który parę lat temu zginął w wypadku samochodowym.
- Lubił szybko jeździć. Nienawidził tego, że coś lub ktoś go ogranicza. Miał własny samochód no i skończył w plastikowym worku, a z samochodu nic nie zostało.
- Przykro mi - objąłem ją ramieniem.
- Mi też. A Ty masz brata, tak?
- Tak. Shannon jest... najlepszym bratem pod słońcem.
- To tutaj - byliśmy pod mieszkaniem, które wynajmowała z koleżanką. - Dziękuję, że mnie odprowadziłeś. To był bardzo miły wieczór - pocałowała mnie w policzek i wbiegła na klatkę. Co za dziewczyna, uśmiechnąłem się pod nosem i poszedłem w stronę własnego mieszkania.
Wraz z początkiem grudnia nadszedł czas egzaminów. Nie mieliśmy czasu żeby się spotykać poza uniwersytetem. Widywaliśmy sie tylko przelotnie na korytarzu. Nam obojgu zależało na zdaniu tego i pojechaniu do domu na święta. Przed wyjazdem koniecznie musieliśmy się spotkać.
- Proszę to dla Ciebie - wręczyłem jej prezent.
- Dziękuję. Śliczny jest - wskazała na naszyjnik. - A to dla Ciebie. Otwórz - ponagliła mnie.
- Jak udało Ci się zdobyć tak starą płytę winylową Led Zeppelin?
- Tajemnica.
Staliśmy i patrzyliśmy sobie głęboko w oczy. W końcu ją pocałowałem. Nie przerywaliśmy sobie przez dłuższą chwilę.
- Jared - oparła głowę na moim ramieniu - mam pociąg.
- A ja samolot.
- Nie uważasz, że powinniśmy się już rozejść, bo zaraz ani ja ani Ty nie będziemy mieli czym jechać.
- Nie - odpowiedziałem i znowu ją pocałowałem. W końcu niechętnie ją puściłem i każde z nas poszło w swoją stronę. Na lotnisku przywitał mnie Shannon.
- Jak nie chcesz żeby mama coś podejrzewała, to błagam Cię zejdź na ziemię.
- Postaram się.
- Jak Ty wytrzymasz bez niej miesiąc? - wjechał na podjazd.
- Nie mam zielonego pojęcia - wysiadłem z samochodu - cześć mamo.
- Schudłeś - stwierdziła na wstępie.
- Nie prawda! - zaprzeczyłem.
- Ja tam wiem swoje.
- Mamo nie jestem Shannonem, który opróżnia lodówkę w 15 minut - zaśmiałem się.
- No to też prawda.
Zjadłem obiad i poszedłem do swojego pokoju. Ja pierniczę... miesiąc to za dużo. Jak co roku ubierałem z Shannonem choinkę i jak zwykle stłukliśmy połowę bombek.
- Jared telefon do Ciebie - powiedział brat.
- Nie mam czasu.
- To lepiej go znajdź.
- A kto dzwoni? - spytałem.
- Jennifer - powiedział nieco ciszej. Gdy to usłyszałem poczułem jak serce podchodzi mi do gardła.
- Hej - powiedziałem do słuchawki.
- Cześć Jared - powiedziała radosnym tonem.
- Bardzo się cieszę, że dzwonisz, ale skąd masz ten numer?
- Poszukałam trochę i znalazłam. Chyba nie jesteś zły?
- Wręcz przeciwnie.
Po godzinnej rozmowie z dziewczyną już mi jej tak bardzo nie brakowało. Wróciłem do salonu, a Shannon tylko pokręcił głową.
Święta minęły nam spokojnie. Moje urodziny już nie. Brat i Elliott zorganizowali imprezę życia. Do domu wróciliśmy trzy dni później. Mama dała nam szlaban, mimo że obaj byliśmy dorośli. Dwa tygodnie później wyjeżdżałem do Filadelfii, a ona nadal była zła.
- Przepraszamy - powiedzieliśmy wspólnie z Shannonem.
- Wiecie jak się o Was martwiłam. Mogliście chociaż powiedzieć, że nie wrócicie od razu do domu. Myślałam, że coś Wam się stało.
- Nie martw się. Elliott tam był.
- Nie lubię tego chłopaka. Jest podejrzany. Słyszałam, że zajmuje się narkotykami.
- Nasz Elliott? No co Ty - powiedział Shannon.
Gdyby mama wiedziała ile ma racji wywiozłaby nad do Afryki, byle z dala od niego.
- Muszę uciekać, bo się spóźnię - pocałowałem ją w policzek. Shannona pociągnąłem za sobą do wyjścia - Proszę Cię nie szalej i nie przyprowadzaj Elliotta tu.
- Dobra, wiem. A Ty bądź grzeczny i nie zmaluj niczego z Jennifer - puścił mi oczko.
Następnego dnia, gdy tylko zobaczyłem dziewczynę, podszedłem do niej i ją mocno pocałowałem.
- Cześć.
- Wiesz co, tego mi brakowało - powiedziała lekko się uśmiechając.
- Mam pomysł, urwijmy się stąd i chodźmy do mnie.
- Ale. . . - miała ciut przerażone spojrzenie.
- Chodź - pociągnąłem ją za rękę.
- Jak czysto - powiedziała, gdy tylko przekroczyliśmy próg mieszkania.
- Staram się jak mogę. Czego się napijesz?
- Herbaty - po chwili postawiłem przed nią kubek.
- Czego się boisz? - zapytałem. Spojrzała na mnie niepewnie.
- Nie wiem co planujesz, ale na nic się nie zgadzam. - Analizując jej słowa, zrozumiałem o czym mówi.
- Hej, chyba nie pomyślałaś, że chcę się z Tobą tu teraz przespać? - nie odezwała się. - Nie chcę, nie bój się - objąłem ją ramieniem.
- Przepraszam, tylko ta Twoja propozycja tak zabrzmiała jakbyś, no wiesz - powiedziała zakłopotana.
- Źle to ująłem trochę.
Resztę dnia spędziliśmy leżąc na kanapie i oglądając filmy.
Postanowiłem wybrać się na zajęcia z fotografii. Nie chciałem studiować nowego kierunku tylko dowiedzieć się czegoś pożytecznego, a poza tym Shannon studiował fotografię w Los Angeles. Chodząc na zajęcia i spotykając się z Jennifer nie miałem czasu na nic poza tym. Z Jen często chodziliśmy na koncerty. Mniej lub bardziej znanych zespołów. Ostatnio padło na Guns 'N Roses. Po koncercie wróciliśmy do mojego mieszkania. Dziewczyna weszła do sypialni. Wróciła z niej z moją gitarą w ręku.
- Zagraj mi coś, proszę - podała mi instrument.
Nie potrafiłem jej odmówić, więc zagrałem i zaśpiewałem piosenkę, którą niedawno napisałem.
- Be a hero, kill your ego. It doesn't matter, it's all just a pack of lies. Build a new base, steal a new face. It doesn't matter, it's all just to save you...
- Umiesz śpiewać - zakryła buzię dłonią. Była zaskoczona.
- Powiedzmy, że umiem. Podobało Ci się? - odłożyłem gitarę i posadziłem ją sobie na kolanach.
- Bardzo - pocałowała mnie - późno już jest. Powinnam się zbierać.
- Możesz zostać jeśli chcesz. Nie wykorzystam Cię - zaśmiałem się.
- A mogę skorzystać z łazienki?
- Pewnie. Ręczniki są w szafce. - Dziewczyna poszła do łazienki. Wyszła po kilkunastu minutach w samym ręczniku i z mokrymi włosami. - Teraz to się zastanowię czy Cię nie wykorzystam - uśmiechnąłem się szeroko.
- Dasz mi coś, w czym mogłabym spać? - zrobiła maślane oczka. Poszedłem do pokoju i przyniosłem jej koszulkę.
- Dziękuję, a będę mogła spać z Tobą?
- Robisz to specjalnie prawda?
- Nigdy - uśmiechnęła się niewinnie i położyła koło mnie, lecz po chwili jej głowa spoczywała na mojej klatce piersiowej.
Obudziłem się rano. Nie było jej. Wiedziałem, że nie wyszła, bo jej ubranie leżało na szafce.
- Zrobiłam Ci śniadanie - powiedziała, gdy wszedłem do kuchni.
- Nie musiałaś.
- Ale chciałam.
Patrzyłem na nią wyglądała uroczo. Miała potargane włosy i mój rozciągnięty t-shirt. Jak ja kocham tą dziewczynę, pomyślałem. Oj Jared dobrze trafiłeś jeśli o nią chodzi.
______________________________________________________________
Hmmm...
Początkowy plan przedstawienia Jennifer - matki Janette był inny, ale wpadłam na ten pomysł. Krótsza lub dłuższa (jeszcze tego nie zaplanowałam) historia przedstawiająca parę lat z życia Jareda. Jestem ciekawa czy spodoba Wam się taka forma. Czytajcie, komentujcie, whatever. Pozdrawiam :)
- Synku dbaj tam o siebie - przytuliła mnie mocno.
- Będę o siebie dbał, nie martw się.
- Przyjadę tam niedługo z Elliotem - szepnął mi do ucha Shannon.
Samolot uniósł się do góry. Goodbye Los Angeles, I will miss you.
Na początku planowałem zamieszkać w akademiku, ale codzienne imprezy to przesada. W końcu zdecydowałem się poszukać mieszkania. Znalazłem je następnego dnia po przylocie. Było małe, przytulne, zadbane i tanie przede wszystkim. Pokój, łazienka, kuchnia i salon, co więcej jest mi potrzebne. Kolejnego dnia wybrałem się w końcu na uniwersytet żeby załatwić wszystkie formalności. Wychodząc stamtąd postanowiłem zwiedzić miasto. Spędzę tu najbliższe lata, więc wypadałoby się choć trochę orientować. Do rozpoczęcia semestru został mi tydzień. Przez cały ten czas się zwyczajnie obijałem. Potem już nie będę mógł tego robić, a już na pewno nie w takich ilościach.
Idąc na pierwsze zajęcia byłem niesamowicie podekscytowany, lecz po 2-godzinnym wykładzie czar prysł. Tylko i wyłącznie teoria, a ja chciałem zajęć praktycznych. Wychodząc z uczelni byłem strasznie zmęczony. Jak widać siedzenie i słuchanie może być męczące. Następnego dnia dowiedzieliśmy się czegoś o zajęciach praktycznych.
- A przepraszam kiedy będziemy mieli zajęcia praktyczne? - zapytała dziewczyna siedząca kilka rzędów niżej.
- Proszę?! - mężczyzna obrócił się napięcie. Wiedziałem, że to się źle skończy. - Posłuchajcie, macie pasję, chęci, może nawet i talent, ale najpierw teoria potem praktyka. Wszystko w swoim czasie.
Po miesiącu siedzenia i słuchania największych głupot pod słońcem, zostaliśmy wpuszczeni do pracowni. Czekałem na to od momentu przyjazdu tutaj. Wychodząc z pomieszczenia spojrzałem na zegarek, była 18. Trochę się zasiedziałem. Idąc do wyjścia, minąłem salę taneczną. Zatrzymałem się i zawróciłem. Na sali tańczyła dziewczyna. Poruszała się z taką lekkością, że nie mogłem oderwać od niej wzroku. Stwierdziłem, że takie gapienie się jest trochę bezczelne i poszedłem do domu. Ciągle miałem ją przed oczami. Przez parę dni chodziłem jak w kompletnym amoku i o niej myślałem. Tydzień później, wychodząc ze szkoły po południu znowu trenowała. Nie wytrzymałem i wszedłem na salę. Nie zauważyła mnie albo po prostu nie chciała sobie przerywać.
- Nie ładnie tak podglądać - powiedziała, gdy skończyła.
- Przepraszam, ale nie mogłem się powstrzymać. Tak w ogóle to jestem Jared.
- Jennifer - uśmiechnęła się.
- Studiujesz tutaj?
- Tak, ale nie taniec.
- A co jeśli można spytać?
- History of Visual Arts, a Ty?
- Malarstwo.
- Artysta - pokiwała głową. - Przepraszam Cię, ale muszę już iść. Widzimy się jutro - uśmiechnęła się i wyszła.
Następnego dnia zobaczyłem ją w szkole. Wyglądała idealnie. Miała długie blond włosy, niebieskie oczy, nie za duże usta i piękną figurę.
- Cześć - podszedłem do niej.
- O hej - uśmiechnęła się tak pięknie jak wczoraj.
Zaczęliśmy rozmawiać. Czas płynął tak szybko, że nawet nie zorientowałem się kiedy, a byłem już spóźniony na zajęcia. Wszedłem cicho do sali i zająłem miejsce.
- Panie Leto i tak wiem, że się Pan spóźnił.
- Przepraszam tak wyszło - profesor zdjął okulary i spojrzał na mnie uważnie.
- Jak chce Pan tu zostać, to lepiej żeby to się nie powtórzyło - w odpowiedzi tylko kiwnąłem głową.
Pod koniec października przyjechał Shannon, tak jak obiecał i tak jak obiecał przywiózł ze sobą Elliotta. Siedzieliśmy, piliśmy piwo i rozmawialiśmy.
- Jared słuchasz mnie? - brat spojrzał na mnie wymownie.
- Sorry, zamyśliłem się.
- Zakochałeś się czy co? - spuściłem wzrok.
- Oooouuuuu - zawył Elliott - Młody się zabujał.
- Spadajcie - wstałem.
- Czekaj. Mam coś dla Was, usiądź - skinął ramieniem. Chłopak wyciągnął z torby kilkanaście małych torebeczek z różnymi tabletkami i proszkiem.
- To nie jest to co myślę?
- Zależy o czym myślisz - uśmiechnął się cwaniacko.
- Dragi - powiedział rozmarzonym głosem Shannon.
- Wy tak serio? Po co to tu przywiozłeś? - spojrzałem na przyjaciela z wyrzutem. Zastanawiała mnie jedna rzecz, jak on przeszedł przez kontrolę na lotnisku z tym.
- Spróbuj i nie marudź - nie chciałem tego brać, ale pokusa była zbyt silna. Po chwili mieliśmy chyba najlepszy odjazd w życiu. Elliott po paru dniach pojechał do Bostonu. Shannon postanowił jeszcze trochę zostać.
- Jak ma na imię? - spytał.
- Ale kto? - udałem, że nie wiem o kogo pyta.
- Ta dziewczyna w której się zakochałeś. Mnie nie oszukasz. Znam Cię lepiej niż nasza matka.
- Jennifer - uśmiechnąłem się lekko.
- Ładna jest? Pytam z ciekawości - podniósł ręce w geście obronnym.
- Bardzo.
- Oj Młody, zawróciła Ci w głowie i to totalnie.
- Tylko nie mów mamie, bo Cię zabiję - ostrzegłem go.
- Jak sobie życzysz.
Z Shannonem nie mielismy przed sobą żadnych tajemnic. Wiedzieliśmy o sobie wszystko. Bardzo często też kryliśmy się nawzajem. Bez zastanowienia zrobiliśmy dla siebie wszystko.
W pierwszą niedzielę listopada zaprosiłem Jennifer do kina. Zgodziła się od razu. Po filmie udaliśmy się na spacer.
- Skąd jesteś?
- Z Atlanty. Musiałam się stamtąd wyrwać. A Ty?
- Z Los Angeles, ale urodziłem się w Luizjanie.
Rozmawiając coraz lepiej się poznawaliśmy. Jennifer była jedynaczką. Miała starszego brata, który parę lat temu zginął w wypadku samochodowym.
- Lubił szybko jeździć. Nienawidził tego, że coś lub ktoś go ogranicza. Miał własny samochód no i skończył w plastikowym worku, a z samochodu nic nie zostało.
- Przykro mi - objąłem ją ramieniem.
- Mi też. A Ty masz brata, tak?
- Tak. Shannon jest... najlepszym bratem pod słońcem.
- To tutaj - byliśmy pod mieszkaniem, które wynajmowała z koleżanką. - Dziękuję, że mnie odprowadziłeś. To był bardzo miły wieczór - pocałowała mnie w policzek i wbiegła na klatkę. Co za dziewczyna, uśmiechnąłem się pod nosem i poszedłem w stronę własnego mieszkania.
Wraz z początkiem grudnia nadszedł czas egzaminów. Nie mieliśmy czasu żeby się spotykać poza uniwersytetem. Widywaliśmy sie tylko przelotnie na korytarzu. Nam obojgu zależało na zdaniu tego i pojechaniu do domu na święta. Przed wyjazdem koniecznie musieliśmy się spotkać.
- Proszę to dla Ciebie - wręczyłem jej prezent.
- Dziękuję. Śliczny jest - wskazała na naszyjnik. - A to dla Ciebie. Otwórz - ponagliła mnie.
- Jak udało Ci się zdobyć tak starą płytę winylową Led Zeppelin?
- Tajemnica.
Staliśmy i patrzyliśmy sobie głęboko w oczy. W końcu ją pocałowałem. Nie przerywaliśmy sobie przez dłuższą chwilę.
- Jared - oparła głowę na moim ramieniu - mam pociąg.
- A ja samolot.
- Nie uważasz, że powinniśmy się już rozejść, bo zaraz ani ja ani Ty nie będziemy mieli czym jechać.
- Nie - odpowiedziałem i znowu ją pocałowałem. W końcu niechętnie ją puściłem i każde z nas poszło w swoją stronę. Na lotnisku przywitał mnie Shannon.
- Jak nie chcesz żeby mama coś podejrzewała, to błagam Cię zejdź na ziemię.
- Postaram się.
- Jak Ty wytrzymasz bez niej miesiąc? - wjechał na podjazd.
- Nie mam zielonego pojęcia - wysiadłem z samochodu - cześć mamo.
- Schudłeś - stwierdziła na wstępie.
- Nie prawda! - zaprzeczyłem.
- Ja tam wiem swoje.
- Mamo nie jestem Shannonem, który opróżnia lodówkę w 15 minut - zaśmiałem się.
- No to też prawda.
Zjadłem obiad i poszedłem do swojego pokoju. Ja pierniczę... miesiąc to za dużo. Jak co roku ubierałem z Shannonem choinkę i jak zwykle stłukliśmy połowę bombek.
- Jared telefon do Ciebie - powiedział brat.
- Nie mam czasu.
- To lepiej go znajdź.
- A kto dzwoni? - spytałem.
- Jennifer - powiedział nieco ciszej. Gdy to usłyszałem poczułem jak serce podchodzi mi do gardła.
- Hej - powiedziałem do słuchawki.
- Cześć Jared - powiedziała radosnym tonem.
- Bardzo się cieszę, że dzwonisz, ale skąd masz ten numer?
- Poszukałam trochę i znalazłam. Chyba nie jesteś zły?
- Wręcz przeciwnie.
Po godzinnej rozmowie z dziewczyną już mi jej tak bardzo nie brakowało. Wróciłem do salonu, a Shannon tylko pokręcił głową.
Święta minęły nam spokojnie. Moje urodziny już nie. Brat i Elliott zorganizowali imprezę życia. Do domu wróciliśmy trzy dni później. Mama dała nam szlaban, mimo że obaj byliśmy dorośli. Dwa tygodnie później wyjeżdżałem do Filadelfii, a ona nadal była zła.
- Przepraszamy - powiedzieliśmy wspólnie z Shannonem.
- Wiecie jak się o Was martwiłam. Mogliście chociaż powiedzieć, że nie wrócicie od razu do domu. Myślałam, że coś Wam się stało.
- Nie martw się. Elliott tam był.
- Nie lubię tego chłopaka. Jest podejrzany. Słyszałam, że zajmuje się narkotykami.
- Nasz Elliott? No co Ty - powiedział Shannon.
Gdyby mama wiedziała ile ma racji wywiozłaby nad do Afryki, byle z dala od niego.
- Muszę uciekać, bo się spóźnię - pocałowałem ją w policzek. Shannona pociągnąłem za sobą do wyjścia - Proszę Cię nie szalej i nie przyprowadzaj Elliotta tu.
- Dobra, wiem. A Ty bądź grzeczny i nie zmaluj niczego z Jennifer - puścił mi oczko.
Następnego dnia, gdy tylko zobaczyłem dziewczynę, podszedłem do niej i ją mocno pocałowałem.
- Cześć.
- Wiesz co, tego mi brakowało - powiedziała lekko się uśmiechając.
- Mam pomysł, urwijmy się stąd i chodźmy do mnie.
- Ale. . . - miała ciut przerażone spojrzenie.
- Chodź - pociągnąłem ją za rękę.
- Jak czysto - powiedziała, gdy tylko przekroczyliśmy próg mieszkania.
- Staram się jak mogę. Czego się napijesz?
- Herbaty - po chwili postawiłem przed nią kubek.
- Czego się boisz? - zapytałem. Spojrzała na mnie niepewnie.
- Nie wiem co planujesz, ale na nic się nie zgadzam. - Analizując jej słowa, zrozumiałem o czym mówi.
- Hej, chyba nie pomyślałaś, że chcę się z Tobą tu teraz przespać? - nie odezwała się. - Nie chcę, nie bój się - objąłem ją ramieniem.
- Przepraszam, tylko ta Twoja propozycja tak zabrzmiała jakbyś, no wiesz - powiedziała zakłopotana.
- Źle to ująłem trochę.
Resztę dnia spędziliśmy leżąc na kanapie i oglądając filmy.
Postanowiłem wybrać się na zajęcia z fotografii. Nie chciałem studiować nowego kierunku tylko dowiedzieć się czegoś pożytecznego, a poza tym Shannon studiował fotografię w Los Angeles. Chodząc na zajęcia i spotykając się z Jennifer nie miałem czasu na nic poza tym. Z Jen często chodziliśmy na koncerty. Mniej lub bardziej znanych zespołów. Ostatnio padło na Guns 'N Roses. Po koncercie wróciliśmy do mojego mieszkania. Dziewczyna weszła do sypialni. Wróciła z niej z moją gitarą w ręku.
- Zagraj mi coś, proszę - podała mi instrument.
Nie potrafiłem jej odmówić, więc zagrałem i zaśpiewałem piosenkę, którą niedawno napisałem.
- Be a hero, kill your ego. It doesn't matter, it's all just a pack of lies. Build a new base, steal a new face. It doesn't matter, it's all just to save you...
- Umiesz śpiewać - zakryła buzię dłonią. Była zaskoczona.
- Powiedzmy, że umiem. Podobało Ci się? - odłożyłem gitarę i posadziłem ją sobie na kolanach.
- Bardzo - pocałowała mnie - późno już jest. Powinnam się zbierać.
- Możesz zostać jeśli chcesz. Nie wykorzystam Cię - zaśmiałem się.
- A mogę skorzystać z łazienki?
- Pewnie. Ręczniki są w szafce. - Dziewczyna poszła do łazienki. Wyszła po kilkunastu minutach w samym ręczniku i z mokrymi włosami. - Teraz to się zastanowię czy Cię nie wykorzystam - uśmiechnąłem się szeroko.
- Dasz mi coś, w czym mogłabym spać? - zrobiła maślane oczka. Poszedłem do pokoju i przyniosłem jej koszulkę.
- Dziękuję, a będę mogła spać z Tobą?
- Robisz to specjalnie prawda?
- Nigdy - uśmiechnęła się niewinnie i położyła koło mnie, lecz po chwili jej głowa spoczywała na mojej klatce piersiowej.
Obudziłem się rano. Nie było jej. Wiedziałem, że nie wyszła, bo jej ubranie leżało na szafce.
- Zrobiłam Ci śniadanie - powiedziała, gdy wszedłem do kuchni.
- Nie musiałaś.
- Ale chciałam.
Patrzyłem na nią wyglądała uroczo. Miała potargane włosy i mój rozciągnięty t-shirt. Jak ja kocham tą dziewczynę, pomyślałem. Oj Jared dobrze trafiłeś jeśli o nią chodzi.
______________________________________________________________
Hmmm...
Początkowy plan przedstawienia Jennifer - matki Janette był inny, ale wpadłam na ten pomysł. Krótsza lub dłuższa (jeszcze tego nie zaplanowałam) historia przedstawiająca parę lat z życia Jareda. Jestem ciekawa czy spodoba Wam się taka forma. Czytajcie, komentujcie, whatever. Pozdrawiam :)