Obudziłam się w południe. Czułam się wyspana, ale przede wszystkim wiedziałam, że to był świetny weekend. Wstałam, umalowałam się, ubrałam i poszłam do kuchni. Wychodząc z pokoju nikogo nie zauważyłam, a do tego była idealna cisza, więc chłopaków raczej nie było. Zrobiłam sobie kawę i już miałam wyjść na taras, gdy zatrzymałam swój wzrok na fortepianie. Odstawiłam kubek na szafkę i usiadłam na stołku. Zastanawiałam się przez chwilę co mogłabym zagrać, aż na myśl przyszło mi "Hurricane". Ten utwór miał w sobie coś, czego nie potrafiłam określić ani w żaden sposób wyjaśnić. W momencie gdy skończyłam usłyszałam ciche westchnięcie. Wiedziałam, że to tata.
- I jak? - odwróciłam się w jego stronę.
- Zadziwiasz mnie z każdym dniem coraz bardziej wiesz.
- Ale mam nadzieję, że w pozytywny sposób? - spojrzałam na niego.
- Oczywiście, że tak - pocałował mnie w głowę. - A i wiesz co? Przydałaby się taka gra na koncercie.
- Coś sugerujesz? - uniosłam kąciki ust do góry.
- Chyba się domyślasz o czym mówię - usiadł na kanapie.
- Nie jestem pewna czy tego chcę i czy chcę się w to mieszać.
- Dlaczego?
- Nie wiem. Jakoś tak - wzruszyłam ramionami.
- Mogłabyś to przemyśleć. Przy dobrych wiatrach nowa trasa będzie gdzieś za rok.
- Zastanowię się nad tym - puściłam mu oczko i wyszłam na taras. W gruncie rzeczy to ciągnęło mnie do tego i to bardzo, ale nie byłam pewna czy tego chciałam.
Radziłbym Ci się spakować, bo jutro rano wyjeżdżamy - powiedział tata po kolacji.
- Rano, czyli o której?
- O 8 - na samą myśl o pobudce o bladym świcie przeszedł mnie dreszcz.
W Los Angeles byliśmy przed południem. Czekał mnie trudny powrót do rzeczywistości. Jutro trzeba było iść do szkoły i wziąć się za naukę skoro chciałam skończyć edukację. Wiedziałam, że nie będzie łatwo, ale potem mogłam sobie zrobić rok przerwy. Zaraz po wejściu do domu zadzwonił telefon taty. Zaczął rozmawiać i mi się dziwnie przyglądać.
- Nic nie mówiła. Dobrze porozmawiam z nią i postaram się pojawić. Dziękuję.
Wiedziałam, że chodzi o mnie i się nie myliłam.
- Młoda czemu nie powiedziałaś nic o balu?
- Młoda czemu nie powiedziałaś nic o balu?
- Jakoś się nie złożyło - odpowiedziałam.
- O poprzednich spotkaniach też się nie złożyło powiedzieć?
- Dwa były jak byliście w trasie, a ostatnie no cóż... - pokręcił głową.
- Jutro jest kolejne na które muszę iść, chociaż w słowach Pani Hudson "dobrze by było, gdyby Pan przyszedł w końcu pańska córka też jest w ostatniej klasie", więc sama widzisz.
- Nie mówiłam Ci, bo jakoś nie mam ochoty tam iść.
- Janette będziesz miała tylko jeden bal. Powinnaś na niego pójść.
- Janette będziesz miała tylko jeden bal. Powinnaś na niego pójść.
- Pomyślę nad tym - powiedziałam.
- A kiedy on w ogóle się odbywa?
- A kiedy on w ogóle się odbywa?
- 19 maja.
Nie chciałam iść na ten bal. Nie widziałam konieczności udziału w nim. Następnego dnia po powrocie ze szkoły zastałam tatę stojącego przed otwartą szafą.
Nie chciałam iść na ten bal. Nie widziałam konieczności udziału w nim. Następnego dnia po powrocie ze szkoły zastałam tatę stojącego przed otwartą szafą.
- Nad czym Ty się tak zastanawiasz?
- Myślę w co się ubrać na to nieszczęsne zebranie.
- Weź te adidaski, które tak kochasz, spodnie połączone ze spódniczką, wycięty podkoszulek, skóra i jazda - popatrzył na mnie z niedowierzaniem, a ja wybuchłam śmiechem.
- Ja muszę wyglądać jak poważny człowiek. Nie byłem na poprzednich, to teraz mnie tam zamęczą - po kilkudziesięciu minutach przeglądania zdecydował się na czarne spodnie, T-shirt, dżinsową kurtkę i kapelusz.
- No dobra już, ładnie wyglądasz. Teraz mnie słuchaj: miejsce jest wybrane dzięki mnie - uśmiechnęłam się skromnie - z tego co się orientuję wszystko jest ustalone i załatwione, więc nie wiem po co jest to spotkanie.
- A co to za miejsce? - spojrzał na mnie z zaciekawieniem.
- Vibiana.
- Ulala proszę Pani, to zaszalałaś. Jadę, bo się nie daj Boże spóźnię i mnie zjedzą.
- Uważaj na przewodniczącą rady. Nazywa się Parker. Ma ciemne włosy do ramion i ma wredny wyraz twarzy. Będziesz wiedział, która to.
- Młoda...
- Samą prawdę mówię. Powodzenia - wyszedł, a mi przypomniała się rozmowa z początku października z Camille Parker, jej córką. Było akurat spotkanie dla uczniów ostatnich klas o ten bal.
- To co macie jakieś propozycje co do miejsca? - Camille rozejrzała się po sali. Wszyscy wzruszyli ramionami. - Janette, a Ty? Bywasz w rożnych miejscach, proponujesz coś?
- Jeśli o mnie chodzi, to uważam, że Vibiana to świetne miejsce.
- Jeśli o mnie chodzi, to uważam, że Vibiana to świetne miejsce.
- Nie za drogie trochę jak na taki bal? - spytał jeden z chłopaków.
- Może trochę. No nie wiem. Zastanowimy się nad tym. Ok na razie to tyle, dzięki - powiedziała dziewczyna.
Niby miejsce im nie odpowiadało, ale jak się parę dni później okazało, sala została zarezerwowana.
Jared
Zaparkowałem na parkingu szkolnym. To chyba był zły pomysł żeby iść na to spotkanie. Wszedłem do budynku, powitała mnie Pani Dyrektor.
Zaparkowałem na parkingu szkolnym. To chyba był zły pomysł żeby iść na to spotkanie. Wszedłem do budynku, powitała mnie Pani Dyrektor.
- Cieszę się, że Pan przyszedł.
- Ja niekoniecznie.
- Czyżby Pan się bał grupki rodziców? Chyba fanki są bardziej straszne.
- Ja niekoniecznie.
- Czyżby Pan się bał grupki rodziców? Chyba fanki są bardziej straszne.
- Wiem jakie podejście do tego co robię mają tacy ludzie. Te nastolatki skoczyłyby za mną w ogień, a oni byliby tymi, którzy by mnie do niego wepchnęli.
- Ja tam nie mam nic przeciwko pańskiej pracy - uśmiechnęła się lekko - zapraszam - wprowadziła mnie na salę gimnastyczną, gdzie było już parę osób. Ich wzrok od razu został skierowany na mnie. Will be fun, jak to mówił Shannon. Po 20 minutach byli już wszyscy i spotkanie się rozpoczęło. Przemówiła przewodnicząca.
- Dzień dobry nazywam się Alice Parker - Janette miała rację, ona nie tylko wyglądała na wredną, ona taka była. Spojrzała na mnie - Panie Leto miło, że zaszczycił nas Pan swoją obecnością. Wiemy, że zebranie rodziców nie jest tak ciekawe jak trasa koncertowa. Dziecko jest chyba ważniejsze niż występ... - no i w tym momencie przesadziła.
- Dzień dobry nazywam się Alice Parker - Janette miała rację, ona nie tylko wyglądała na wredną, ona taka była. Spojrzała na mnie - Panie Leto miło, że zaszczycił nas Pan swoją obecnością. Wiemy, że zebranie rodziców nie jest tak ciekawe jak trasa koncertowa. Dziecko jest chyba ważniejsze niż występ... - no i w tym momencie przesadziła.
- Pani pracuje w biurze, prawda? Ja jeżdżę po świecie i śpiewam. Podoba mi się moja praca, a Pani się swoja podoba? - zapytałem.
- Tak - odpowiedziała zdezorientowana.
- No i bardzo dobrze, a teraz może przejdziemy do tematu dla którego się tu spotkaliśmy, bo chyba nie po to żeby rozmawiać o moim życiu prywatnym, które ani Pani ani nikogo z tu obecnych nie dotyczy.
Ewidentnie chciała coś jeszcze dodać, ale sobie odpuściła. Przeszliśmy do tematu balu. Jak się okazało wszystko było ustalone, każdy potwierdzał fakty. Po 2 godzinach Pani Parker znowu postanowiła coś powiedzieć.
- W takim razie to wszystko. Dziękuję za przybycie - wstałem i wyszedłem. Nigdy więcej, pomyślałem.
- I jak? - spytała Janette, gdy wróciłem.
- Świetnie - odpowiedziałem z sarkazmem - ta Parker to zło wcielone.
- Mówiłam Ci.
- Tak, tak wiem - ściągnąłem kurtkę i poszedłem do studia. W końcu płyta sama się nie zrobi.
Janette
W czwartek po powrocie ze szkoły zaczęłam się uczyć, ale po godzinie miałam dość.
- Pojedziesz ze mną gdzieś? - do pokoju wszedł tata.
- Nie mam czasu.
- Pojedziesz ze mną gdzieś? - do pokoju wszedł tata.
- Nie mam czasu.
- I tak się nie uczysz - w tym momencie już nie miałam żadnej wymówki.
- Dobra, ale daj mi chwilę.
- Chwilę - zaznaczył.
- Powiesz mi gdzie jedziemy? - spytałam siedząc już w samochodzie.
- Na konferencję.
- Jaja sobie robisz?
- Nie. Po 1 nie wyrażaj się w ten sposób, a po 2 to nie jest typowa konferencja.
- Przepraszam - zrobiło mi sie trochę głupio.
- Nic się nie stało, ale nie lubię jak tak mówisz.
- Dobrze, już nie będę.
Weszliśmy na salę, a po kilkunastu minutach rozpoczął się panel. VyRT wzbudzał bardzo duże zainteresowanie. Po 2 godzinach siedzenia i słuchania dowiedziałam się wielu rzeczy, które były dużo ciekawsze niż moja książka do historii. Do domu wróciliśmy wieczorem.
- Jesteś głodna? Jesteś czy nie jesteś i tak coś zjesz - odpowiedział sobie sam na pytanie.
- Tylko ja dużo nie zjem, chciałam zaznaczyć na wstępie - rzuciłam idąc do pokoju.
Zjedliśmy kolację i ja poszłam spać, a tata jak zwykle wziął się za pracę. Rano w szkole Megan uświadomiła mnie, że trzeba było zrobić jakąś pracę domową, której ja oczywiście nie miałam.
- Pani Leto, praca domowa?
- Nie mam.
- Co to znaczy "nie mam"? - spojrzała na mnie nauczycielka.
- To znaczy, że nie mam. Nie zrobiłam. Co jest trudnego do zrozumienia w tym?
- Proszę?! To, że masz sławnego ojca nie uprawnia Cię do takiego odnoszenia się.
- Ale co ja takiego powiedziałam? - spytałam zdezorientowana.
- Będziesz jeszcze ze mną dyskutować?!
- Po prostu chcę wiedzieć jaki Pani ma problem.
- Idziemy do Pani Dyrektor - powiedziała.
- Teraz czy po lekcji? - rozwścieczyło ją to jeszcze bardziej.
- Natychmiast!
- Musiałaś? - spytała Megan, gdy chowałam rzeczy do torebki.
- Przesadziła troszeczkę, nie martw się, będzie ok, najwyżej tata się zdenerwuje - puściłam jej oczko i wyszłam z sali.
Najpierw ona weszła do gabinetu, a potem ja.
- Janette, Janette, Janette . . . usiądź - wskazała na fotel - wiesz, że muszę zadzwonić do Twojego taty - podniosłam na nią wzrok.
- Nie, proszę tego nie robić - rzuciłam jej błagalne spojrzenie.
- Muszę, przykro mi. Możesz iść do domu.
Wyszłam z gabinetu i wróciłam do domu z duszą na ramieniu. Tata jeszcze chyba nie wiedział. Po jakiejś godzinie zadzwonił jego telefon.
- Anna Hudson, ta dyrektorka, a czego ona znowu chce.
- Tylko się nie złość - powiedziałam zanim odebrał. Popatrzył na mnie zdziwiony i odebrał połączenie. Weszłam do kuchni, Shannon siedział i pił kawę.
- Co znowu nabroiłaś? - spytał.
- Ja to chyba jednak wyląduję w tej Francji.
- Janette - usłyszałam po paru minutach.
- Przepraszam - powiedziałam na wstępie - trochę mnie poniosło.
- Nie mogłaś się nie odzywać? Teraz ja muszę jechać do szkoły.
- Po co?
- Pani Hudson chce ze mną rozmawiać. Oj młoda, czasem lepiej jest się powstrzymać i pewnych rzeczy nie mówić.
- Wkurzyła mnie. To, że jest nauczycielką nie znaczy, że może mówić takie rzeczy.
- A co powiedziała?
- Nic. Nieważne. Idę do siebie - minęłam po drodze Shannona i weszłam do swojego pokoju.
Młoda chodź już, bo jak się spóźnimy, to ona mnie zabije - krzyknął tata.
- Jakie my? - spytałam schodząc na dół.- Też masz brać udział w tej rozmowie.
- Wykluczone. Ja nie chcę.
- Nie masz wyjścia.
W szkole byliśmy przed czasem.
- Proszę posłuchać. Ja wiem, że Janette nie jest łatwo, ale takie zachowanie raczej nie powinno mieć miejsca - powiedziała Pani Hudson.
- Przepraszam, a co ja złego zrobiłam?
- Wdawanie się w dyskusję z nauczycielem nie jest rozsądną rzeczą.
- Sama zaczęła. Tak trudno jest zrozumieć, że raz na jakiś czas można czegoś nie zrobić lub zapomnieć. Tylko od razu trzeba wyjeżdżać z tym, że jak mam sławnego tatę, to nie znaczy, że wszystko mi wolno.
- Nie wiedziałam, że była taka sytuacja.
- No widzi Pani. Ja nie uważam, że zrobiłam coś złego.
- Dobrze w takim razie przepraszam, że Pana tu fatygowałam - tata westchnął.
- Nie szkodzi. Dobrze, że się to wyjaśniło. Na przyszłość wolałbym żeby takie zdarzenia nie miały miejsca.
- Oczywiście, do widzenia.
Wyszłam z gabinetu i się rozpłakałam.
- Kochanie nie płacz, co się dzieje?
- Mam dość. Jestem zmęczona już tym wszystkim, nie mam do tego siły. Czemu każdy musi się czepiać tego, że jestem Twoją córką, przerasta mnie to - powiedziałam przez łzy.
- Chodź tu do mnie - przytulił mnie mocno - chcesz wrócić do domu?
- Ale.. - pokiwałam twierdząco głową. Wziął mnie za rękę i wróciliśmy do domu. Wchodząc do środka wyłączyłam alarm. Usiadłam na kanapie w salonie i włączyłam telewizor. Po chwili przyszedł tata. Usiadł koło mnie i objął mnie ramieniem. Jakby czytał mi w myślach. Tak bardzo chciałabym być w Kansas, przeleciało mi przez myśl. Ale mam to co zawsze chciałam, czyli mieszkam w końcu w Los Angeles.
- Nie powinnaś się tym przejmować - powiedział.
- Wiem, że nie powinnam, ale nie potrafię.
- Cześć Wam - do domu wszedł Jamie.
- Hej.
- Popracujesz trochę sam? - zapytał go tata.
- Nie ma problemu - wszedł do studia.
- Idź, nie musisz tu ze mną siedzieć.
- Ale chcę, a on sobie poradzi sam.
- A ja sobie sama nie poradzę? - podniosłam się i spojrzałam na niego.
- A radzisz sobie, bo jakoś nie wydaje mi się żeby tak było - spuściłam wzrok, miał rację - Kochanie wiem, że jest Ci ciężko. Życie w Hollywood nie jest łatwe. Jeśli dzieje się coś złego, to czemu mi o tym nie mówisz? Przecież wiesz, że mogę Ci pomóc.
- Masz dużo na głowie, nie chcę dokładać Ci problemów.
- Hej, ale jesteś moją córką i ZAWSZE będziesz ważniejsza od całej reszty, ZAWSZE. Chociaż czasem wygląda, że jest inaczej, ale nie jest. Pamiętaj o tym. A teraz proszę się ładnie uśmiechnąć - wysiliłam się na słaby uśmiech. W rzeczywistości chciało mi się płakać.
Żeby o niczym nie myśleć zajęłam się przygotowaniem do egzaminów. Chociaż we mnie ciągle kotłowało się to samo. Byłam zmęczona tym wszystkim, tym światem. Chyba nie o tym marzyłam, gdy chciałam przeprowadzić się do Los Angeles. Teraz pozostało mi tylko sobie z tym radzić i niczym się nie przejmować. Wstając w piątek rano, pamiętałam dobrze, że dzisiaj jest Mars Lab na VyRT. Umalowałam się, uczesałam, ubrałam. Założyłam czarne rurki, białą koszulkę, czarną marynarkę i baleriny. W kuchni był Tomo i Shannon.
- Cześć Tomuś - uśmiechnęłam się do niego.
- Witam Panią.
- Jest po 9 - spojrzałam na zegarek - co tu się do cholery dzieje i czemu od rana?
- Zapytaj Jareda.
- Co ja? - do kuchni wszedł tata.
- Nic - uśmiechnęłam się - ja się odcinam i idę do szkoły.
- O której wrócisz?
- Koło 14.
- Zdążysz zanim się zacznie - Tomo poruszył brwiami.
- Będzie gorzej? - spytałam.
- Dużo - zakryłam twarz ręką.
- To cześć.
- Narazie - odpowiedzieli mi.
Podobała mi się idea VyRTu, ale niesamowicie wkurzało mnie to, że to wszystko działo się i nas w domu. Doprowadzało mnie to do szału, bo we własnym domu nie miałam chwili spokoju. Gdy wróciłam było w nim bagatela 30 osób. Weszłam do kuchni żeby zrobić sobie coś do jedzenia. Zamknęłam drzwi, było znacznie ciszej. Do pomieszczenia wszedł Shannon.
- Wróciłaś - uśmiechnął się szeroko.
- Szkoda, że mi nie udziela się Twój entuzjazm. O której zaczynacie? - spytałam.
- Nie wiem, bo stream nie działa. Jared jest zły i w ogóle wszystko idzie nie tak jakby chciał.
- Aha, rozumiem.
Po 2 godzinach nadal nic nie działało. Zeszłam na dół.
- Dawno wróciłaś? - zapytał tata.
- No z 2 godziny temu, ale wolałam nie ryzykować zejścia tu, bo słyszałam, że jesteś w nie najlepszym humorze.
- No racja, bo to cholerstwo nie działa i nie mamy pojęcia dlaczego.
- Biedactwo - pogłaskałam go po głowie. - Od czego jest ten kabel? - spojrzałam na podłogę.
- Od kamery.
- A dokąd prowadzi?
- Na dół do komputera, stamtąd dopiero rozchodzi się to w świat.
- To może dlatego Wam to nie działa, bo ten przewód jest przerwany - tata złapał się za głowę, a ja zaczęłam się śmiać.
- Boże, z kim ja pracuję - tata odłączył zepsuty i podłączył nowy.
- Słuchaj. 3,2,1... - odliczyłam.
- Działa! - krzyknęła Emma.
- No popatrz działa - znowu zaczęłam się śmiać.
- Oj no dobra. Nie śmiej się już.
- Nie mogę, no jak można było tego nie zauważyć.
- Z czego się śmiejesz? - spytał Shannon.
- Nic takiego. Nie zwracaj na mnie uwagi.
- Stream działa, bierzemy się do roboty - tata spojrzała na wujka.
- Jakim cudem? - znowu się uśmiechnęłam, tata zamknął oczy i wziął głęboki oddech - Dobra to ja idę zrobić sobie kawę.
- Zrobisz mi herbatkę? - uśmiechnął się ładnie.
- Zrobię. Przynieść Ci tutaj? - w odpowiedzi pokiwał głową.
Wchodząc ponownie do salonu, chłopaki jeszcze nie zaczęli.
- Dziękuję - upił łyk gorącego napoju - zaczynamy.
Po chwili nastąpiła zupełna cisza i kwartet zaczął grać Closer To The Edge. Pierwszy raz w życiu słyszałam tą piosenkę ze skrzypcami. Później zjawił się Dustin, chłopak, który wygrał możliwość zobaczenia VyRTu na żywo w naszym domu. Tata zagrał jeszcze jeden utwór i wszyscy wyszli na taras. Zjawiła się również druga zwyciężczyni, Alma. Usłyszałam dzwonek do drzwi i poszłam otworzyć.
- Annabelle! Fajnie, że jesteś. Chodź, tata ucieszy się, że przyszłaś.
Gdy tata zobaczył, że Annabelle się zjawiła od razu zawołał ją do siebie. Nagle coś, a raczej ktoś na mnie wskoczył.
- Rippley mistrzu co Ty wyprawiasz? - Shannon spojrzał na małpkę.
- Mógłbyś go zdjąć, bo martwię się o swoje włosy.
- Na Twoim miejscu też bym się martwił - zabrał go - te orzeszki zostają?
- Jakie orzeszki? - o czym on mówi.
- Te które Rippley zostawił w Twoich włosach.
- Oczywiście, że nie zostają - zaczął coś kombinować - zrobione.
- Dziękuję bardzo - uśmiechnęłam się.
Po Q&A chłopaki weszli do studia. Słysząc nowy kawałek pod roboczym tytułem "Witness" nie wierzyłam własnym uszom. Była tak bardzo inna i tak bardzo wyjątkowa. Potem drugi urywek, który był równie genialny. Byłam oczarowana. Z racji, że dziewczyny z kwartetu smyczkowego musiały się zbierać tata przed ich wyjściem chciał jeszcze coś zagrać. Padło na "We've crossed the line". Zastanawiało mnie kiedy on stworzył te utwory. Tata skończył i postanowili pokazać urywki Live Tour Film. Później był najbardziej oczekiwany punkt programu, czyli smażenie wegańskich naleśników. Tata umiał gotować, ale będzie się wygłupiał i może się coś stać. Bardzo się nie myliłam. Patrząc w ekran laptopa, widziałam jak coś zaczyna się palić. Dobrze, że to tylko papier. Ten człowiek niedługo spali cały dom. Po próbie gotowania przyszła pora na Artifact i zagranie piosenek na pianinie. Najpierw było Alibi, a potem coś czego absolutnie nikt się nie spodziewał Stranger In A Strange Land. Otworzyłam buzię ze zdziwienia. Później ponownie weszli do studia.
- Mam dość - siadłam na krześle w salonie.
- Już niedługo - usłyszałam głos Greenwood'a.
- Koniec - powiedziała Emma po jakiś 25 minutach.
Była 21, stream niby się skończył, ale zapowiadała się jakaś impreza. Jeśli grilla można nazwać imprezą.
- Gdzie reszta? - rozejrzałam się.
- Poszli do domu - odpowiedział tata.
Atmosfera była bardzo miła, ale ja byłam bardzo zmęczona. Wchodząc po schodach minęłam się z Wallis.
- Już nas opuszczasz?
- Idę się położyć.
- Marnie wyglądasz. Wszystko ok? - dotknęła mojego policzka.
- Nie jest ok. Chyba przestaje sobie radzić z życiem tutaj - przytuliła mnie mocno.
- Musisz się wziąć w garść. Jesteś mądrą dziewczyną poradzisz sobie - pocałowała mnie w policzek i zeszła na dół. Weszłam do pokoju powoli się rozbierając. Nie miałam na nic ochoty. Wzięłam prysznic i poszłam spać.
- Młoda lubisz koszykówkę? - spytała tata.
- Nawet, a dlaczego?
- Idziemy po południu na mecz w takim razie - postawił mnie przed faktem dokonanym, nienawidziłam tego, ale nie chciałam się wdawać w zbędną rozmowę.
- Sami czy . . . ?
- Z Babu.
- OK - wstawiłam talerz do zlewu i poszłam się przebrać.
Po meczu wstąpiliśmy do knajpy przez co w domu byliśmy późnym wieczorem.
- Mogę? - weszłam do sypialni taty.
- Pewnie, co tam?
- Sprawdzisz mi to? - podałam mu mój esej.
- No dobra, daj.
Skończył po 15 minutach, a już prawie zasnęłam.
- Sprawdź sobie datę napisania "Romeo and Juliet", bo to było chyba wcześniej. Czytałaś tą książkę w ogóle.
- Nie, bo nie miałam czasu.
- Brawo. Śpisz tu?
- A mogę?
- Jak zgasiłaś światło w pokoju to możesz - kiwnęłam lekko głową i zaraz zasnęłam.
- Janette, wstawaj - usłyszałam głos taty.
- Nie.
- Z Tobą to jak z Shannonem. Jego też zawsze jest ciężko obudzić. Jest 8, jak się spóźnisz to nie miej do mnie pretensji - gdy usłyszałam, która jest godzina momentalnie zerwałam się z łóżka.
- Co się stało z Gregiem? - spytałam wsiadając do samochodu.
- Greg już dla nas, a w sumie to dla Ciebie nie pracuje.
- Dlaczego?
- Skoro ja jestem w domu, to po co mam jeszcze jemu płacić.
- A no racja.
Otworzyłam schowek. Było tam wszystko od prezerwatyw, przez papierosy, zapałki skończywszy na czekoladzie.
- Żałuję, że tu zajrzałam.
- To było nie otwierać - skwitował tata.
Nasunęły mi się na myśl dwa pytania. Postanowiłam nie zadawać żadnego.
- Dzięki, pa - wysiadłam z samochodu.
- Narazie.
Zanim zdążyłam wejść do szkoły zaczepiła mnie Alex.
- Hej Janette. Organizuję w piątek imprezę, może wpadniesz? - podała mi zaproszenie.
- No nie wiem. Mam już plany - przypomniało mi sie, że w piątek jest koncert Coldplay na który mielismy iść z tatą - zastanowię się, dzięki.
- To jak idziemy w piątek na imprezę - powiedziała zadowolona Megan.
- Nie - odpowiedziałam stanowczo - to znaczy, ja nie idę.
- Jak zwykle - wstała z ławki.
- Meg zaczekaj. Nie złość się. Ja mam już plany. Nie odwołam tego dla jakiejś głupiej imprezy organizowanej przez Alex.
- Rozumiem - wbiła wzrok w ziemię.
Wróciłam do domu w złym humorze. Byłam zła na siebie i na wszystko wokół. Oczywiście mój nastrój nie umknął tacie. Był zajęty, w domu była masa ludzi, ale byłam też ja.
- Kochanie co się stało? - spytał z troską w głosie.
- Nic - odpowiedziałam automatycznie.
- Chodź - złapał mnie za rękę i zaprowadził do pokoju - a więc?
- Muszę? - usiadłam na łóżku.
- Tak.
- Koleżanka z klasy organizuje w piątek imprezę, a my idziemy na koncert.
- No tak, ale jak chcesz to możesz iść, nie ma problemu.
- To nie o to chodzi. Ja boję się tam iść.
- Dlaczego? - kucnął przede mną.
- Jak mówiłeś wtedy o tych narkotykach i jeśli miałeś rację, to ja wolę nie ryzykować. Wiem, że na pewno bez tego się tam nie obejdzie i dlatego boję się iść.
- O to chodzi.
- Przestałam sobie ufać w tej kwestii.
- Skoro tak do tego podchodzisz, to masz rację, nie idź tam.
- Pokłóciłam się jeszcze z Megan o to, że nie idę. Nie chcę jej mówić co się wydarzyło wtedy i dlatego ona nic nie rozumie.
- Chodź tu do mnie - przytulił mnie mocno.
- Dobra koniec tego rozczulania się, bo muszę się uczyć.
- Kiedy masz te egzaminy?
- Za miesiąc.
- A jest możliwość żebyś wybrała się ze mną do San Francisco na jeden dzień i pod koniec maja do Nowego Yorku?
- Jak sprecyzujesz dokładną datę wyjazdu do NY to się zastanowię.
- To muszę pogadać z Emmą. Dobra ucz się - wyszedł z spokoju.
Włączyłam płytę Green Day. Jak pierwszy poleciał kawałek "Holiday". Oj przydałyby się wakacje, pomyślałam. Przeglądając książki i robiąc przy tym dość szczegółowe notatki nawet nie zauważyłam, że jest już 3 w nocy. Odłożyłam wszystkie pomoce naukowe i poszłam spać.
- Kolejna zarwana noc - usłyszałam rano do taty.
- Chyba chcesz żeby Twoje jedyne dziecko dostało się na studia - włączyłam ekspres.
- Za taką cenę? To chyba nie chcę. Znając Ciebie, to będziesz siedzieć nad tym wszystkim przez miesiąc.
- Odbije sobie później - tata tylko pokręcił głową.
W piątek wieczorem wybraliśmy do Hollywood Bowl na koncert Coldplay. To był kameralny występ "dla gwiazd" jak to określił Shannon. Twórczość zespołu nie była moją ulubioną, była zbyt delikatna. Zespół miał swoją rzeszę fanów, ja do nich raczej nie należałam.
- Mówiłeś kiedyś coś o San Francisco? Po co mam tam z Tobą jechać?
- Na galę charytatywną.
- Ooo takie rzeczy to ja lubię - tata tylko się uśmiechnął - skoro to gala charytatywna to znaczy, że muszę kupić sobie sukienkę. No chyba chcesz żebym ładnie wyglądała - odpowiedziałam na jego pytające spojrzenie.
- Czemu ja nie mogłem mieć syna - jęknął.
- No wiesz - spojrzałam na niego z wyrzutem.
- Żartowałem. Cieszę się, że mam Ciebie - nadal udawałam obrażoną, ale zaczął mnie łaskotać - nie mówiłem poważnie, nie złość się.
- Ale wiesz, że i tak będę musiała kupić tą sukienkę.
- To jest oczywiste, a teraz spać, bo jest już późno.
W niedzielę obudziły mnie promienie słońca przezierające się przez firankę. Wstałam, nie warto marnować takiej pogody w łóżku. Wzięłam prysznic, założyłam szorty i cienką bluzkę. Zrobiłam sobie kawę i usiadłam na sofie z laptopem na kolanach. Po jakimś czasie do pokoju wszedł tata.
- Nie chciałabyś wybrać się ze mną i z Emmą na lunch?
- Nie mam czasu.
- A co robisz?
- Uczę się - odpowiedziałam.
- Czyżby? - podszedł do mnie i spojrzał na ekran - na Twitterze się uczysz?
- Oj tam. Idź już. Zaraz będę się uczyć.
- Oby, bo jak nie, to Ci zabiorę tego laptopa.
- Nie możesz.
- To Ci zawieszę konto na TT do egzaminów - uśmiechnął się złośliwie.
- Nie zrobisz tego! - pisnęłam.
- Chcesz się przekonać?
- Nie.
- To weź się za naukę, a nie będziesz potem w nocy siedzieć.
- Dobra, już. Nie szantażuj mnie.
- To było ostrzeżenie, a nie szantaż.
- Taki kit to wiesz. Nie śpieszy Ci się czasem? - spytałam z przekąsem.
- Idę i nie wiem kiedy wrócę - wyszedł.
- Nie śpiesz się - powiedziałam ciszej.
Po paru minutach wyłączyłam laptopa i zaczęłam się uczyć. Tata wrócił po trzech godzinach i zaczął temat balu.
- No i co zdecydowałaś? - usiadł obok.
- Z czym? - przerzuciłam kartkę.
- Z balem.
- Nic - odłożyłam książkę.
- Czemu nie chcesz na niego iść?
- Nie mam jakiejś specjalnej ochoty. W szkole niekoniecznie wszyscy za mną przepadają, więc to nie będzie najlepsza impreza w moim życiu.
- Co jest z nimi nie tak?
- Nie dopuściłam ich do siebie. Nie chcę mieć sztucznych znajomych, którzy chcą mnie poznać tylko ze względu na to kim jestem i jak się nazywam.
- Kochanie nie idziesz tam dla nich tylko dla siebie. Pamiętaj o tym. Ja byłem na swoim, Shannon też. Będziesz potem żałowała, że przez jakiś idiotów nie poszłaś.
- A co mi tam, pójdę - powiedziałam po chwili zastanowienia.
- W końcu - uśmiechnął się szeroko.
Zadzwonił dzwonek.
- To pewnie Jamie - tata poszedł otworzyć. Chłopaki zamknęli się w studiu i siedzieli tam do późna. Jak co dzień zresztą.
Po powrocie ze szkoły postanowiłam wybrać się na zakupy.
- Shayla widziałaś gdzieś tatę?
- Jest w studiu, ale nie wchodź tam. Nagrywa wokal, więc lepiej mu nie przeszkadzaj - ostrzegła mnie.
- Kurde - zastanawiałam sie co by tu zrobić - jak skończy to powiedz mu, że pojechałam na zakupy i że wzięłam jego kartę kredytową.
- OK.
- Dzięki - uśmiechnęłam się.
Poszłam do pokoju taty. Chciałam kartę, a nie miałam pojęcia gdzie może być. Otworzyłam szufladę w biurku i znalazłam portfel, a w nim kartę.
- Gdzie idziesz z tym? - spytała Emma wskazując na kartę.
- A czemu pytasz? - uniosłam brew do góry.
- Bo wydajesz te pieniądze jakbyś sama je zarobiła.
- Nic Ci do tego co tata robi ze swoimi pieniędzmi. Nie wtrącaj się w to, bo to Cie nie dotyczy - minęłam ją i wyszłam. Nie mogłam wyjść z podziwu, że o to spytała. No żesz kurde, to nie jest jej sprawa. Ktoś tu chyba pomylił swoje obowiązki.
Nie lubiłam chodzić na zakupy. Nie sprawiało mi to frajdy jak wszystkim kobietom, ale jak mus to mus. Chodząc od sklepu do sklepu i przymierzając dziesiątki sukienek, nie mogłam znaleźć idealnej. A to za długa, albo za krótka, za odważna, za dużo odkrywa, źle się układa, za droga. Myślałam, że oszaleję. Wchodząc do kolejnego butiku miałam dość aż rzuciła mi się w oczy sukienka na manekinie. Była perfekcyjna. Przymierzyłam, zapłaciłam i wyszłam w pełni zadowolona. Dopiero na dworze zobaczyłam, która jest godzina, bo się ściemniło. Weszłam do domu, rzuciłam torebkę na kanapę i usiadłam obok.
- Wróciłaś - w odpowiedzi tylko pokiwałam głową.
- Zeszło mi trochę.
- Shayla mówiła, że poszłaś na zakupy. Kupiłaś chociaż tą sukienkę? - wskazałam na torebkę obok siebie. Tata wyciągnął materiał i zamarł.
- Powiedz, że Ci się nie podoba, to się wyprowadzę - zakomunikowałam.
- Jest ładna, bardzo ładna.
- To dobrze.
- Wiesz, że musisz kupić sobie sukienkę na bal.
- Pamiętam o tym, ale wiedz, że idziesz ze mną. Ja się sama z tym męczyć nie będę.
- Skoro muszę - jęknął.
- Nie masz wyjścia. Bądź tak dobry i zanieś ją do pokoju - wziął ją bez słowa, a ja położyłam się na kanapie. Czułam, że oczy mi się zamykają.
- Ej ej ej! Nie śpij tu. Idź do pokoju.
- Nie chce mi się.
- Janette . . . chłopaki są na dole i...
- Jakie chłopaki? - przerwałam mu.
- Babu, Jamie, Daniel, Shannon, A.J.. Będą tu chodzić i na pewno któryś Cię obudzi.
- Oj, no dobra - wstałam niechętnie.
Obudziłam się rano w ubraniu. Nawet nie pamiętałam tego, że się nie rozebrałam wczoraj. Idąc do kuchni na balkonie zauważyłam Shannona. Pił kawę i palił, ale przecież on rzucił, pomyślałam.
- A Ty już gotowa do szkoły? - spytał zdziwiony.
- Nie. Nie rozebrałam się wczoraj. A Ty palisz tu? Jak tata zobaczy to dostanie szału.
- Nie zauważy.
- A Ty nie rzuciłeś czasem?
- Powiedzmy - nie zastanawiając się and tym co robię wyciągnęłam mu papierosa z ręki i się zaciągnęłam. Shannon patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami.
- Nie widziałeś tego i jak powiesz coś tacie to Cię zabiję - powiedziałam poważnie. Zostawiłam zdziwionego Shannona i poszłam sobie zrobić kawę. Wypiłam ją szybko i wzięłam prysznic. Wychodząc w samym ręczniku w pokoju zastałam Shannona.
- Co Ty tu robisz?
- Młoda, Ty palisz? - podrapał się po brodzie.
- Paliłam, ale jak czuję ten zapach, to mnie skręca - pokręcił głową - nie mów o tym nikomu.
- Dobra, ale nie mów Jaredowi, że palę, bo on jest święcie przekonany, że rzuciłem.
- Spoko, mamy umowę, ale teraz Cię przeproszę, bo się spóźnię do szkoły.
40 minut później byłam gotowa.
- Gdzie tata? - rzuciłam do perkusisty.
- Śpi.
- Jak to śpi, miał mnie zawieźć do szkoły.
- Ja Cię zawiozę - zmrużyłam oczy - no chodź - ponaglił mnie.
Liczyłam na to, że Shannon nie będzie zadawał pytań, ale niestety się myliłam.
- Czemu palisz? - spojrzał na mnie uważnie.
- Bo . . . w sumie to sama nie wiem. Chyba ze stresu. Za dużo nerwów. Wiele rzeczy wydarzyło się w Kansas o których nikt nie wie, no prawie nikt. Potraktowałam to chyba jako ucieczkę od tego wszystkiego. Ostatnio paliłam jakieś 2 lata temu, więc nie martw się, nie jestem uzależniona.
- To jak się od tego odcięłaś, to nie rób takich akcji jak dzisiaj rano. Po co się na nowo w to wkręcać.
- Wiem, ale jakoś tak wyszło.
- Młoda dobrze Ci radzę.
- Doceniam to Shanny naprawdę.
- A co z tym Kansas? Co tam się stało? - spytał.
- Jakie jest motto ludzi, którzy jadą do Las Vegas się zabawić? - zapytałam go.
- What happens in Vegas, stays in Vegas.
- To samo tyczy się mnie i Kansas, więc nie pytaj. Dzięki za podwiezienie.
- Paa.
- O której jutro mamy samolot? - rzuciłam tacie pytające spojrzenie.
- O 10.
- A gala jest o . . .?
- Po południu jakoś. 15 czy jakoś tak.
- Yhym.
Nie brałam zbyt dużo rzeczy. Jutro lub co bardziej prawdopodobne pojutrze wrócimy z powrotem. Lot do San Francisco trwał nieco ponad godzinę. Wchodząc do pokoju hotelowego od razu położyłam się na łóżku. Skoro gala zaczynała się o 15, to miałam jeszcze trochę czasu. Jednak po 15 minutach zrezygnowałam z leniuchowania i powoli zaczęłam doprowadzać się do porządku. Wychodząc w łazienki w pokoju zastałam tatę.
- Chciałem Ci tylko powiedzieć, że po 14 wychodzimy - zebrał się do wyjścia.
- A przepraszam w czym Ty idziesz? Mam nadzieję, że nie w wytartych dżinsach i bluzie.
- Janette to gala. G-A-L-A - przeliterował - to mówi samo za siebie - wyszedł.
- Już to widzę.
0 14:10 usłyszałam pukanie.
- Proszę - krzyknęłam z łazienki. Wyszłam i mnie zatkało.
- Nie spodziewałaś się, że będę miał na sobie garnitur.
- Nigdy w życiu bym tak nie pomyślała.
- Zaskoczyłem Cię. Widzę, że jesteś gotowa.
- Tak - uśmiechnęłam się.
Na miejscu była masa fotoreporterów. Najpierw zdjęcia, potem wywiady. Tata sobie odpowiadał, a ja się przysłuchiwałam. Nie zwracałam większej uwagi na dziennikarzy do momentu:
- Janette, a Ty co o tym myślisz? - padło pytanie.
- Uważam, że to co robi WildAid jest świetną rzeczą. Wykonują absolutnie genialną pracę. Mam nadzieję, że z czasem uda im się zakończyć to wszystko i już żadne zwierzę na tym nie ucierpi.
- Dziękujemy Wam bardzo - powiedział dziennikarz.
- Czy Ty się przygotowałaś? - tata przeszył mnie spojrzeniem.
- Można tak powiedzieć. Obawiałam się takiej sytuacji właśnie.
- Bardzo ładnie dałaś sobie radę.
- Ma się to coś.
- Siadaj. Ja zaraz wrócę.
Po paru minutach wrócił ze śliczną blondynką.
- Hayden, to moja córka Janette.
- Cześć - podałyśmy sobie ręce.
Niedługo potem przemówił Peter Knights, założyciel WildAid. Patrząc na tych wszystkich ludzi, widziałam jak bardzo zależy im na dobru tych niewinnych istot. Potem na jego miejscu stanęła aktorka Bo Derek, a po niej Hayden i tata. Dalej oczywiście nie obyło się bez obszernych przemówień niektórych z ambasadorów organizacji. Po oficjalnej części zrobiło się nieco swobodniej. Siedziałyśmy z Panettiere i najzwyczajniej w świecie plotkowałyśmy, mimo że wcale się nie znałyśmy.
- Byłam zaskoczona, gdy dowiedziałam się, że Jared ma córkę.
- Taka niespodzianka - zaśmiałam się.
- Mogę o coś zapytać? - przytaknęłam - Jared wiedział wcześniej o Twoim istnieniu?
- Jeszcze zanim się urodziłam.
- Podziwiam go, że udało mu się przez tyle lat utrzymać to w tajemnicy. Zauważyłam, że boi się spuścić Cię choć na chwilę z oczu.
- Jest troszeczkę nadopiekuńczy, ale się przyzwyczaiłam.
- Dziewczyny jak się bawicie? - spytał tata, który pojawił się znikąd.
- Świetnie - odpowiedziałam.
- Piłaś coś?
- Ja?
- Ona?
Wybuchłyśmy z Hayden gromkim śmiechem.
- Trochę wina tylko.
- Jared masz bardzo miłą i sympatyczną córkę, ale muszę już uciekać.
- Trzymaj się.
- Zadzwoń do mnie - wskazała na mnie palcem.
- Oczywiście - odsalutowałam.
Hayden wyszła, a tata patrzył na mnie i się dziwnie uśmiechał.
- My też się zbieramy, co?
- Bardzo chętnie.
Wróciliśmy do hotelu. Nie chciało mi się spać, ale byłam zmęczona. Nalałam sobie wody do wanny i wzięłam długą kąpiel. Budząc się rano na łóżku obok mnie zobaczyłam tatę. Bawił się telefonem i nawet nie zauważył, że wstałam.
- Co tu robisz? - ziewnęłam.
- Czekam aż wstaniesz, a szkoda było mi Cię budzić, bo tak ładnie spałaś - pocałował mnie w głowę.
- O której mamy samolot.
- Za 2 godziny.
- To jest jeszcze czas - poprawiłam poduszkę.
- Nie, nie, nie. Janette wstawaj. Zanim się ubierzesz i spakujesz minie godzina, a masz jeszcze zjeść śniadanie.
- Nie jestem głodna - spojrzał na mnie wzrokiem, który mówił, że nie ma sprzeciwu.
Zeszłam z łóżka i poszłam do łazienki. Po 30 minutach byłam gotowa, ale trzeba było jeszcze się spakować. Po posiłku, który w siebie wepchnęłam pojechaliśmy na lotnisko. W domu byliśmy wczesnym popołudniem. Tata wieczorem poszedł na jakąś wystawę, a potem na pokaz filmu. Wrócił późno.
- Wrócenie o normalnej porze jest zbyt skomplikowane, co nie?
- I to jeszcze jak.
W niedzielę wpadł do nas Shannon.
- Hej rodzinko.
- Cze-e-ść - uniosłam jedną brew do góry - co taki zadowolony?
- Jak ma na imię? - spytał tata.
- Ładnie - odpowiedział mu perkusista.
Zrozumiałam o co im chodziło. Wolałam nie wnikać w szczegóły.
- Brat dzwoniłeś do mamy?
- Nie, a po co miałbym to robić? - tata oderwał wzrok od laptopa i spojrzał na wujka.
- Jest Dzień Matki.
- Zapomniałem - wziął telefon i wyszedł.
- Macie coś do jedzenia? - spytał Shannon.
- Jest pełna lodówka. Myślę, że sobie poradzisz - odpowiedziałam zamyślona.
- Dzięki.
Przez to, że dzisiaj jest Dzień Matki i przez to, że tata poszedł zadzwonić do babci w głowie kotłowała mi się jedna myśl: mama. Co się stało z tą kobietą. Żyje czy nie. Nic nie wiedziałam. Pytałam o to już parę razy, ale nigdy nie uzyskałam odpowiedzi. Strasznie mnie to nurtowało. Wstałam z kanapy i poszłam do siebie. Próbowałam sobie ją przypomnieć, ale miałam pustkę. Wyszłam na balkon, samochodu Shannona już nie było, czyli wrócił do siebie. Biorąc głęboki oddech poszłam do pokoju taty.
- Mogę? Nie przeszkadzam? - uchyliłam drzwi.
- Wchodź, co tam? Stało się coś? Masz taką trochę przerażoną minę.
- Nie, tylko . . . chciałabym żebyś opowiedział mi o mamie. Minęło już tyle lat. Myślę, że jestem na to gotowa.
- Jesteś tego pewna?
- Nie - uśmiechnął się na moją odpowiedź.
- Chodź tutaj - usiadłam obok niego - Od początku? - pokiwałam głową.
Tata zamknął laptopa i wyłączył BB.
- Daj mi swój telefon - bez zastanowienia podałam mu urządzenie, które też wyłączył.
- To będzie długa historia...
Jared
Wysyłałem właśnie raporty Emmie, gdy ktoś zapukał.
- Mogę? Nie przeszkadzam? - spytała Janette.
- Wchodź, co tam? - była strasznie zdenerwowana - stało się coś? Masz taką trochę przerażoną minę.
- Nie, tylko . . . chciałabym żebyś opowiedział mi o mamie. Minęło już tyle lat. Myślę, że jestem na to gotowa - unikałem tego przez 17 lat, ale teraz już chyba nie było odwrotu.
- Jesteś tego pewna?
- Nie - uśmiechnąłem się lekko. Jak zwykle niezdecydowana.
- Chodź tutaj - usiadła obok mnie - Od początku? - spytałem, a ona pokiwała głową.
Wyłączyłem laptopa, BB to samo zrobiłem z jej telefonem. Nic nie mogło i nie miało prawa zakłócić tej rozmowy, a raczej opowieści.
- To będzie długa historia... - skwitowałem i zacząłem.
________________________________________________________________
Hello!
Wiem, że kazałam trochę na siebie czekać, ale tak to jest, gdy pisze sie rozdziały na bieżąco.
Dużo się dzieje, to chyba dobrze.
Mam nadzieję, że nie ma błędów, a jak są to przepraszam, ale jest późno i mogłam coś przeoczyć.
Jestem bardzo podekscytowana tym rozdziałem, a szczególnie zakończeniem.
Liczę, że Wam się spodoba. Pozdrawiam.
Weszliśmy na salę, a po kilkunastu minutach rozpoczął się panel. VyRT wzbudzał bardzo duże zainteresowanie. Po 2 godzinach siedzenia i słuchania dowiedziałam się wielu rzeczy, które były dużo ciekawsze niż moja książka do historii. Do domu wróciliśmy wieczorem.
- Jesteś głodna? Jesteś czy nie jesteś i tak coś zjesz - odpowiedział sobie sam na pytanie.
- Tylko ja dużo nie zjem, chciałam zaznaczyć na wstępie - rzuciłam idąc do pokoju.
Zjedliśmy kolację i ja poszłam spać, a tata jak zwykle wziął się za pracę. Rano w szkole Megan uświadomiła mnie, że trzeba było zrobić jakąś pracę domową, której ja oczywiście nie miałam.
- Pani Leto, praca domowa?
- Nie mam.
- Co to znaczy "nie mam"? - spojrzała na mnie nauczycielka.
- To znaczy, że nie mam. Nie zrobiłam. Co jest trudnego do zrozumienia w tym?
- Proszę?! To, że masz sławnego ojca nie uprawnia Cię do takiego odnoszenia się.
- Ale co ja takiego powiedziałam? - spytałam zdezorientowana.
- Będziesz jeszcze ze mną dyskutować?!
- Po prostu chcę wiedzieć jaki Pani ma problem.
- Idziemy do Pani Dyrektor - powiedziała.
- Teraz czy po lekcji? - rozwścieczyło ją to jeszcze bardziej.
- Natychmiast!
- Musiałaś? - spytała Megan, gdy chowałam rzeczy do torebki.
- Przesadziła troszeczkę, nie martw się, będzie ok, najwyżej tata się zdenerwuje - puściłam jej oczko i wyszłam z sali.
Najpierw ona weszła do gabinetu, a potem ja.
- Janette, Janette, Janette . . . usiądź - wskazała na fotel - wiesz, że muszę zadzwonić do Twojego taty - podniosłam na nią wzrok.
- Nie, proszę tego nie robić - rzuciłam jej błagalne spojrzenie.
- Muszę, przykro mi. Możesz iść do domu.
Wyszłam z gabinetu i wróciłam do domu z duszą na ramieniu. Tata jeszcze chyba nie wiedział. Po jakiejś godzinie zadzwonił jego telefon.
- Anna Hudson, ta dyrektorka, a czego ona znowu chce.
- Tylko się nie złość - powiedziałam zanim odebrał. Popatrzył na mnie zdziwiony i odebrał połączenie. Weszłam do kuchni, Shannon siedział i pił kawę.
- Co znowu nabroiłaś? - spytał.
- Ja to chyba jednak wyląduję w tej Francji.
- Janette - usłyszałam po paru minutach.
- Przepraszam - powiedziałam na wstępie - trochę mnie poniosło.
- Nie mogłaś się nie odzywać? Teraz ja muszę jechać do szkoły.
- Po co?
- Pani Hudson chce ze mną rozmawiać. Oj młoda, czasem lepiej jest się powstrzymać i pewnych rzeczy nie mówić.
- Wkurzyła mnie. To, że jest nauczycielką nie znaczy, że może mówić takie rzeczy.
- A co powiedziała?
- Nic. Nieważne. Idę do siebie - minęłam po drodze Shannona i weszłam do swojego pokoju.
Młoda chodź już, bo jak się spóźnimy, to ona mnie zabije - krzyknął tata.
- Jakie my? - spytałam schodząc na dół.- Też masz brać udział w tej rozmowie.
- Wykluczone. Ja nie chcę.
- Nie masz wyjścia.
W szkole byliśmy przed czasem.
- Proszę posłuchać. Ja wiem, że Janette nie jest łatwo, ale takie zachowanie raczej nie powinno mieć miejsca - powiedziała Pani Hudson.
- Przepraszam, a co ja złego zrobiłam?
- Wdawanie się w dyskusję z nauczycielem nie jest rozsądną rzeczą.
- Sama zaczęła. Tak trudno jest zrozumieć, że raz na jakiś czas można czegoś nie zrobić lub zapomnieć. Tylko od razu trzeba wyjeżdżać z tym, że jak mam sławnego tatę, to nie znaczy, że wszystko mi wolno.
- Nie wiedziałam, że była taka sytuacja.
- No widzi Pani. Ja nie uważam, że zrobiłam coś złego.
- Dobrze w takim razie przepraszam, że Pana tu fatygowałam - tata westchnął.
- Nie szkodzi. Dobrze, że się to wyjaśniło. Na przyszłość wolałbym żeby takie zdarzenia nie miały miejsca.
- Oczywiście, do widzenia.
Wyszłam z gabinetu i się rozpłakałam.
- Kochanie nie płacz, co się dzieje?
- Mam dość. Jestem zmęczona już tym wszystkim, nie mam do tego siły. Czemu każdy musi się czepiać tego, że jestem Twoją córką, przerasta mnie to - powiedziałam przez łzy.
- Chodź tu do mnie - przytulił mnie mocno - chcesz wrócić do domu?
- Ale.. - pokiwałam twierdząco głową. Wziął mnie za rękę i wróciliśmy do domu. Wchodząc do środka wyłączyłam alarm. Usiadłam na kanapie w salonie i włączyłam telewizor. Po chwili przyszedł tata. Usiadł koło mnie i objął mnie ramieniem. Jakby czytał mi w myślach. Tak bardzo chciałabym być w Kansas, przeleciało mi przez myśl. Ale mam to co zawsze chciałam, czyli mieszkam w końcu w Los Angeles.
- Nie powinnaś się tym przejmować - powiedział.
- Wiem, że nie powinnam, ale nie potrafię.
- Cześć Wam - do domu wszedł Jamie.
- Hej.
- Popracujesz trochę sam? - zapytał go tata.
- Nie ma problemu - wszedł do studia.
- Idź, nie musisz tu ze mną siedzieć.
- Ale chcę, a on sobie poradzi sam.
- A ja sobie sama nie poradzę? - podniosłam się i spojrzałam na niego.
- A radzisz sobie, bo jakoś nie wydaje mi się żeby tak było - spuściłam wzrok, miał rację - Kochanie wiem, że jest Ci ciężko. Życie w Hollywood nie jest łatwe. Jeśli dzieje się coś złego, to czemu mi o tym nie mówisz? Przecież wiesz, że mogę Ci pomóc.
- Masz dużo na głowie, nie chcę dokładać Ci problemów.
- Hej, ale jesteś moją córką i ZAWSZE będziesz ważniejsza od całej reszty, ZAWSZE. Chociaż czasem wygląda, że jest inaczej, ale nie jest. Pamiętaj o tym. A teraz proszę się ładnie uśmiechnąć - wysiliłam się na słaby uśmiech. W rzeczywistości chciało mi się płakać.
Żeby o niczym nie myśleć zajęłam się przygotowaniem do egzaminów. Chociaż we mnie ciągle kotłowało się to samo. Byłam zmęczona tym wszystkim, tym światem. Chyba nie o tym marzyłam, gdy chciałam przeprowadzić się do Los Angeles. Teraz pozostało mi tylko sobie z tym radzić i niczym się nie przejmować. Wstając w piątek rano, pamiętałam dobrze, że dzisiaj jest Mars Lab na VyRT. Umalowałam się, uczesałam, ubrałam. Założyłam czarne rurki, białą koszulkę, czarną marynarkę i baleriny. W kuchni był Tomo i Shannon.
- Cześć Tomuś - uśmiechnęłam się do niego.
- Witam Panią.
- Jest po 9 - spojrzałam na zegarek - co tu się do cholery dzieje i czemu od rana?
- Zapytaj Jareda.
- Co ja? - do kuchni wszedł tata.
- Nic - uśmiechnęłam się - ja się odcinam i idę do szkoły.
- O której wrócisz?
- Koło 14.
- Zdążysz zanim się zacznie - Tomo poruszył brwiami.
- Będzie gorzej? - spytałam.
- Dużo - zakryłam twarz ręką.
- To cześć.
- Narazie - odpowiedzieli mi.
Podobała mi się idea VyRTu, ale niesamowicie wkurzało mnie to, że to wszystko działo się i nas w domu. Doprowadzało mnie to do szału, bo we własnym domu nie miałam chwili spokoju. Gdy wróciłam było w nim bagatela 30 osób. Weszłam do kuchni żeby zrobić sobie coś do jedzenia. Zamknęłam drzwi, było znacznie ciszej. Do pomieszczenia wszedł Shannon.
- Wróciłaś - uśmiechnął się szeroko.
- Szkoda, że mi nie udziela się Twój entuzjazm. O której zaczynacie? - spytałam.
- Nie wiem, bo stream nie działa. Jared jest zły i w ogóle wszystko idzie nie tak jakby chciał.
- Aha, rozumiem.
Po 2 godzinach nadal nic nie działało. Zeszłam na dół.
- Dawno wróciłaś? - zapytał tata.
- No z 2 godziny temu, ale wolałam nie ryzykować zejścia tu, bo słyszałam, że jesteś w nie najlepszym humorze.
- No racja, bo to cholerstwo nie działa i nie mamy pojęcia dlaczego.
- Biedactwo - pogłaskałam go po głowie. - Od czego jest ten kabel? - spojrzałam na podłogę.
- Od kamery.
- A dokąd prowadzi?
- Na dół do komputera, stamtąd dopiero rozchodzi się to w świat.
- To może dlatego Wam to nie działa, bo ten przewód jest przerwany - tata złapał się za głowę, a ja zaczęłam się śmiać.
- Boże, z kim ja pracuję - tata odłączył zepsuty i podłączył nowy.
- Słuchaj. 3,2,1... - odliczyłam.
- Działa! - krzyknęła Emma.
- No popatrz działa - znowu zaczęłam się śmiać.
- Oj no dobra. Nie śmiej się już.
- Nie mogę, no jak można było tego nie zauważyć.
- Z czego się śmiejesz? - spytał Shannon.
- Nic takiego. Nie zwracaj na mnie uwagi.
- Stream działa, bierzemy się do roboty - tata spojrzała na wujka.
- Jakim cudem? - znowu się uśmiechnęłam, tata zamknął oczy i wziął głęboki oddech - Dobra to ja idę zrobić sobie kawę.
- Zrobisz mi herbatkę? - uśmiechnął się ładnie.
- Zrobię. Przynieść Ci tutaj? - w odpowiedzi pokiwał głową.
Wchodząc ponownie do salonu, chłopaki jeszcze nie zaczęli.
- Dziękuję - upił łyk gorącego napoju - zaczynamy.
Po chwili nastąpiła zupełna cisza i kwartet zaczął grać Closer To The Edge. Pierwszy raz w życiu słyszałam tą piosenkę ze skrzypcami. Później zjawił się Dustin, chłopak, który wygrał możliwość zobaczenia VyRTu na żywo w naszym domu. Tata zagrał jeszcze jeden utwór i wszyscy wyszli na taras. Zjawiła się również druga zwyciężczyni, Alma. Usłyszałam dzwonek do drzwi i poszłam otworzyć.
- Annabelle! Fajnie, że jesteś. Chodź, tata ucieszy się, że przyszłaś.
Gdy tata zobaczył, że Annabelle się zjawiła od razu zawołał ją do siebie. Nagle coś, a raczej ktoś na mnie wskoczył.
- Rippley mistrzu co Ty wyprawiasz? - Shannon spojrzał na małpkę.
- Mógłbyś go zdjąć, bo martwię się o swoje włosy.
- Na Twoim miejscu też bym się martwił - zabrał go - te orzeszki zostają?
- Jakie orzeszki? - o czym on mówi.
- Te które Rippley zostawił w Twoich włosach.
- Oczywiście, że nie zostają - zaczął coś kombinować - zrobione.
- Dziękuję bardzo - uśmiechnęłam się.
Po Q&A chłopaki weszli do studia. Słysząc nowy kawałek pod roboczym tytułem "Witness" nie wierzyłam własnym uszom. Była tak bardzo inna i tak bardzo wyjątkowa. Potem drugi urywek, który był równie genialny. Byłam oczarowana. Z racji, że dziewczyny z kwartetu smyczkowego musiały się zbierać tata przed ich wyjściem chciał jeszcze coś zagrać. Padło na "We've crossed the line". Zastanawiało mnie kiedy on stworzył te utwory. Tata skończył i postanowili pokazać urywki Live Tour Film. Później był najbardziej oczekiwany punkt programu, czyli smażenie wegańskich naleśników. Tata umiał gotować, ale będzie się wygłupiał i może się coś stać. Bardzo się nie myliłam. Patrząc w ekran laptopa, widziałam jak coś zaczyna się palić. Dobrze, że to tylko papier. Ten człowiek niedługo spali cały dom. Po próbie gotowania przyszła pora na Artifact i zagranie piosenek na pianinie. Najpierw było Alibi, a potem coś czego absolutnie nikt się nie spodziewał Stranger In A Strange Land. Otworzyłam buzię ze zdziwienia. Później ponownie weszli do studia.
- Mam dość - siadłam na krześle w salonie.
- Już niedługo - usłyszałam głos Greenwood'a.
- Koniec - powiedziała Emma po jakiś 25 minutach.
Była 21, stream niby się skończył, ale zapowiadała się jakaś impreza. Jeśli grilla można nazwać imprezą.
- Gdzie reszta? - rozejrzałam się.
- Poszli do domu - odpowiedział tata.
Atmosfera była bardzo miła, ale ja byłam bardzo zmęczona. Wchodząc po schodach minęłam się z Wallis.
- Już nas opuszczasz?
- Idę się położyć.
- Marnie wyglądasz. Wszystko ok? - dotknęła mojego policzka.
- Nie jest ok. Chyba przestaje sobie radzić z życiem tutaj - przytuliła mnie mocno.
- Musisz się wziąć w garść. Jesteś mądrą dziewczyną poradzisz sobie - pocałowała mnie w policzek i zeszła na dół. Weszłam do pokoju powoli się rozbierając. Nie miałam na nic ochoty. Wzięłam prysznic i poszłam spać.
- Młoda lubisz koszykówkę? - spytała tata.
- Nawet, a dlaczego?
- Idziemy po południu na mecz w takim razie - postawił mnie przed faktem dokonanym, nienawidziłam tego, ale nie chciałam się wdawać w zbędną rozmowę.
- Sami czy . . . ?
- Z Babu.
- OK - wstawiłam talerz do zlewu i poszłam się przebrać.
Po meczu wstąpiliśmy do knajpy przez co w domu byliśmy późnym wieczorem.
- Mogę? - weszłam do sypialni taty.
- Pewnie, co tam?
- Sprawdzisz mi to? - podałam mu mój esej.
- No dobra, daj.
Skończył po 15 minutach, a już prawie zasnęłam.
- Sprawdź sobie datę napisania "Romeo and Juliet", bo to było chyba wcześniej. Czytałaś tą książkę w ogóle.
- Nie, bo nie miałam czasu.
- Brawo. Śpisz tu?
- A mogę?
- Jak zgasiłaś światło w pokoju to możesz - kiwnęłam lekko głową i zaraz zasnęłam.
- Janette, wstawaj - usłyszałam głos taty.
- Nie.
- Z Tobą to jak z Shannonem. Jego też zawsze jest ciężko obudzić. Jest 8, jak się spóźnisz to nie miej do mnie pretensji - gdy usłyszałam, która jest godzina momentalnie zerwałam się z łóżka.
- Co się stało z Gregiem? - spytałam wsiadając do samochodu.
- Greg już dla nas, a w sumie to dla Ciebie nie pracuje.
- Dlaczego?
- Skoro ja jestem w domu, to po co mam jeszcze jemu płacić.
- A no racja.
Otworzyłam schowek. Było tam wszystko od prezerwatyw, przez papierosy, zapałki skończywszy na czekoladzie.
- Żałuję, że tu zajrzałam.
- To było nie otwierać - skwitował tata.
Nasunęły mi się na myśl dwa pytania. Postanowiłam nie zadawać żadnego.
- Dzięki, pa - wysiadłam z samochodu.
- Narazie.
Zanim zdążyłam wejść do szkoły zaczepiła mnie Alex.
- Hej Janette. Organizuję w piątek imprezę, może wpadniesz? - podała mi zaproszenie.
- No nie wiem. Mam już plany - przypomniało mi sie, że w piątek jest koncert Coldplay na który mielismy iść z tatą - zastanowię się, dzięki.
- To jak idziemy w piątek na imprezę - powiedziała zadowolona Megan.
- Nie - odpowiedziałam stanowczo - to znaczy, ja nie idę.
- Jak zwykle - wstała z ławki.
- Meg zaczekaj. Nie złość się. Ja mam już plany. Nie odwołam tego dla jakiejś głupiej imprezy organizowanej przez Alex.
- Rozumiem - wbiła wzrok w ziemię.
Wróciłam do domu w złym humorze. Byłam zła na siebie i na wszystko wokół. Oczywiście mój nastrój nie umknął tacie. Był zajęty, w domu była masa ludzi, ale byłam też ja.
- Kochanie co się stało? - spytał z troską w głosie.
- Nic - odpowiedziałam automatycznie.
- Chodź - złapał mnie za rękę i zaprowadził do pokoju - a więc?
- Muszę? - usiadłam na łóżku.
- Tak.
- Koleżanka z klasy organizuje w piątek imprezę, a my idziemy na koncert.
- No tak, ale jak chcesz to możesz iść, nie ma problemu.
- To nie o to chodzi. Ja boję się tam iść.
- Dlaczego? - kucnął przede mną.
- Jak mówiłeś wtedy o tych narkotykach i jeśli miałeś rację, to ja wolę nie ryzykować. Wiem, że na pewno bez tego się tam nie obejdzie i dlatego boję się iść.
- O to chodzi.
- Przestałam sobie ufać w tej kwestii.
- Skoro tak do tego podchodzisz, to masz rację, nie idź tam.
- Pokłóciłam się jeszcze z Megan o to, że nie idę. Nie chcę jej mówić co się wydarzyło wtedy i dlatego ona nic nie rozumie.
- Chodź tu do mnie - przytulił mnie mocno.
- Dobra koniec tego rozczulania się, bo muszę się uczyć.
- Kiedy masz te egzaminy?
- Za miesiąc.
- A jest możliwość żebyś wybrała się ze mną do San Francisco na jeden dzień i pod koniec maja do Nowego Yorku?
- Jak sprecyzujesz dokładną datę wyjazdu do NY to się zastanowię.
- To muszę pogadać z Emmą. Dobra ucz się - wyszedł z spokoju.
Włączyłam płytę Green Day. Jak pierwszy poleciał kawałek "Holiday". Oj przydałyby się wakacje, pomyślałam. Przeglądając książki i robiąc przy tym dość szczegółowe notatki nawet nie zauważyłam, że jest już 3 w nocy. Odłożyłam wszystkie pomoce naukowe i poszłam spać.
- Kolejna zarwana noc - usłyszałam rano do taty.
- Chyba chcesz żeby Twoje jedyne dziecko dostało się na studia - włączyłam ekspres.
- Za taką cenę? To chyba nie chcę. Znając Ciebie, to będziesz siedzieć nad tym wszystkim przez miesiąc.
- Odbije sobie później - tata tylko pokręcił głową.
W piątek wieczorem wybraliśmy do Hollywood Bowl na koncert Coldplay. To był kameralny występ "dla gwiazd" jak to określił Shannon. Twórczość zespołu nie była moją ulubioną, była zbyt delikatna. Zespół miał swoją rzeszę fanów, ja do nich raczej nie należałam.
- Mówiłeś kiedyś coś o San Francisco? Po co mam tam z Tobą jechać?
- Na galę charytatywną.
- Ooo takie rzeczy to ja lubię - tata tylko się uśmiechnął - skoro to gala charytatywna to znaczy, że muszę kupić sobie sukienkę. No chyba chcesz żebym ładnie wyglądała - odpowiedziałam na jego pytające spojrzenie.
- Czemu ja nie mogłem mieć syna - jęknął.
- No wiesz - spojrzałam na niego z wyrzutem.
- Żartowałem. Cieszę się, że mam Ciebie - nadal udawałam obrażoną, ale zaczął mnie łaskotać - nie mówiłem poważnie, nie złość się.
- Ale wiesz, że i tak będę musiała kupić tą sukienkę.
- To jest oczywiste, a teraz spać, bo jest już późno.
W niedzielę obudziły mnie promienie słońca przezierające się przez firankę. Wstałam, nie warto marnować takiej pogody w łóżku. Wzięłam prysznic, założyłam szorty i cienką bluzkę. Zrobiłam sobie kawę i usiadłam na sofie z laptopem na kolanach. Po jakimś czasie do pokoju wszedł tata.
- Nie chciałabyś wybrać się ze mną i z Emmą na lunch?
- Nie mam czasu.
- A co robisz?
- Uczę się - odpowiedziałam.
- Czyżby? - podszedł do mnie i spojrzał na ekran - na Twitterze się uczysz?
- Oj tam. Idź już. Zaraz będę się uczyć.
- Oby, bo jak nie, to Ci zabiorę tego laptopa.
- Nie możesz.
- To Ci zawieszę konto na TT do egzaminów - uśmiechnął się złośliwie.
- Nie zrobisz tego! - pisnęłam.
- Chcesz się przekonać?
- Nie.
- To weź się za naukę, a nie będziesz potem w nocy siedzieć.
- Dobra, już. Nie szantażuj mnie.
- To było ostrzeżenie, a nie szantaż.
- Taki kit to wiesz. Nie śpieszy Ci się czasem? - spytałam z przekąsem.
- Idę i nie wiem kiedy wrócę - wyszedł.
- Nie śpiesz się - powiedziałam ciszej.
Po paru minutach wyłączyłam laptopa i zaczęłam się uczyć. Tata wrócił po trzech godzinach i zaczął temat balu.
- No i co zdecydowałaś? - usiadł obok.
- Z czym? - przerzuciłam kartkę.
- Z balem.
- Nic - odłożyłam książkę.
- Czemu nie chcesz na niego iść?
- Nie mam jakiejś specjalnej ochoty. W szkole niekoniecznie wszyscy za mną przepadają, więc to nie będzie najlepsza impreza w moim życiu.
- Co jest z nimi nie tak?
- Nie dopuściłam ich do siebie. Nie chcę mieć sztucznych znajomych, którzy chcą mnie poznać tylko ze względu na to kim jestem i jak się nazywam.
- Kochanie nie idziesz tam dla nich tylko dla siebie. Pamiętaj o tym. Ja byłem na swoim, Shannon też. Będziesz potem żałowała, że przez jakiś idiotów nie poszłaś.
- A co mi tam, pójdę - powiedziałam po chwili zastanowienia.
- W końcu - uśmiechnął się szeroko.
Zadzwonił dzwonek.
- To pewnie Jamie - tata poszedł otworzyć. Chłopaki zamknęli się w studiu i siedzieli tam do późna. Jak co dzień zresztą.
Po powrocie ze szkoły postanowiłam wybrać się na zakupy.
- Shayla widziałaś gdzieś tatę?
- Jest w studiu, ale nie wchodź tam. Nagrywa wokal, więc lepiej mu nie przeszkadzaj - ostrzegła mnie.
- Kurde - zastanawiałam sie co by tu zrobić - jak skończy to powiedz mu, że pojechałam na zakupy i że wzięłam jego kartę kredytową.
- OK.
- Dzięki - uśmiechnęłam się.
Poszłam do pokoju taty. Chciałam kartę, a nie miałam pojęcia gdzie może być. Otworzyłam szufladę w biurku i znalazłam portfel, a w nim kartę.
- Gdzie idziesz z tym? - spytała Emma wskazując na kartę.
- A czemu pytasz? - uniosłam brew do góry.
- Bo wydajesz te pieniądze jakbyś sama je zarobiła.
- Nic Ci do tego co tata robi ze swoimi pieniędzmi. Nie wtrącaj się w to, bo to Cie nie dotyczy - minęłam ją i wyszłam. Nie mogłam wyjść z podziwu, że o to spytała. No żesz kurde, to nie jest jej sprawa. Ktoś tu chyba pomylił swoje obowiązki.
Nie lubiłam chodzić na zakupy. Nie sprawiało mi to frajdy jak wszystkim kobietom, ale jak mus to mus. Chodząc od sklepu do sklepu i przymierzając dziesiątki sukienek, nie mogłam znaleźć idealnej. A to za długa, albo za krótka, za odważna, za dużo odkrywa, źle się układa, za droga. Myślałam, że oszaleję. Wchodząc do kolejnego butiku miałam dość aż rzuciła mi się w oczy sukienka na manekinie. Była perfekcyjna. Przymierzyłam, zapłaciłam i wyszłam w pełni zadowolona. Dopiero na dworze zobaczyłam, która jest godzina, bo się ściemniło. Weszłam do domu, rzuciłam torebkę na kanapę i usiadłam obok.
- Wróciłaś - w odpowiedzi tylko pokiwałam głową.
- Zeszło mi trochę.
- Shayla mówiła, że poszłaś na zakupy. Kupiłaś chociaż tą sukienkę? - wskazałam na torebkę obok siebie. Tata wyciągnął materiał i zamarł.
- Powiedz, że Ci się nie podoba, to się wyprowadzę - zakomunikowałam.
- Jest ładna, bardzo ładna.
- To dobrze.
- Wiesz, że musisz kupić sobie sukienkę na bal.
- Pamiętam o tym, ale wiedz, że idziesz ze mną. Ja się sama z tym męczyć nie będę.
- Skoro muszę - jęknął.
- Nie masz wyjścia. Bądź tak dobry i zanieś ją do pokoju - wziął ją bez słowa, a ja położyłam się na kanapie. Czułam, że oczy mi się zamykają.
- Ej ej ej! Nie śpij tu. Idź do pokoju.
- Nie chce mi się.
- Janette . . . chłopaki są na dole i...
- Jakie chłopaki? - przerwałam mu.
- Babu, Jamie, Daniel, Shannon, A.J.. Będą tu chodzić i na pewno któryś Cię obudzi.
- Oj, no dobra - wstałam niechętnie.
Obudziłam się rano w ubraniu. Nawet nie pamiętałam tego, że się nie rozebrałam wczoraj. Idąc do kuchni na balkonie zauważyłam Shannona. Pił kawę i palił, ale przecież on rzucił, pomyślałam.
- A Ty już gotowa do szkoły? - spytał zdziwiony.
- Nie. Nie rozebrałam się wczoraj. A Ty palisz tu? Jak tata zobaczy to dostanie szału.
- Nie zauważy.
- A Ty nie rzuciłeś czasem?
- Powiedzmy - nie zastanawiając się and tym co robię wyciągnęłam mu papierosa z ręki i się zaciągnęłam. Shannon patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami.
- Nie widziałeś tego i jak powiesz coś tacie to Cię zabiję - powiedziałam poważnie. Zostawiłam zdziwionego Shannona i poszłam sobie zrobić kawę. Wypiłam ją szybko i wzięłam prysznic. Wychodząc w samym ręczniku w pokoju zastałam Shannona.
- Co Ty tu robisz?
- Młoda, Ty palisz? - podrapał się po brodzie.
- Paliłam, ale jak czuję ten zapach, to mnie skręca - pokręcił głową - nie mów o tym nikomu.
- Dobra, ale nie mów Jaredowi, że palę, bo on jest święcie przekonany, że rzuciłem.
- Spoko, mamy umowę, ale teraz Cię przeproszę, bo się spóźnię do szkoły.
40 minut później byłam gotowa.
- Gdzie tata? - rzuciłam do perkusisty.
- Śpi.
- Jak to śpi, miał mnie zawieźć do szkoły.
- Ja Cię zawiozę - zmrużyłam oczy - no chodź - ponaglił mnie.
Liczyłam na to, że Shannon nie będzie zadawał pytań, ale niestety się myliłam.
- Czemu palisz? - spojrzał na mnie uważnie.
- Bo . . . w sumie to sama nie wiem. Chyba ze stresu. Za dużo nerwów. Wiele rzeczy wydarzyło się w Kansas o których nikt nie wie, no prawie nikt. Potraktowałam to chyba jako ucieczkę od tego wszystkiego. Ostatnio paliłam jakieś 2 lata temu, więc nie martw się, nie jestem uzależniona.
- To jak się od tego odcięłaś, to nie rób takich akcji jak dzisiaj rano. Po co się na nowo w to wkręcać.
- Wiem, ale jakoś tak wyszło.
- Młoda dobrze Ci radzę.
- Doceniam to Shanny naprawdę.
- A co z tym Kansas? Co tam się stało? - spytał.
- Jakie jest motto ludzi, którzy jadą do Las Vegas się zabawić? - zapytałam go.
- What happens in Vegas, stays in Vegas.
- To samo tyczy się mnie i Kansas, więc nie pytaj. Dzięki za podwiezienie.
- Paa.
- O której jutro mamy samolot? - rzuciłam tacie pytające spojrzenie.
- O 10.
- A gala jest o . . .?
- Po południu jakoś. 15 czy jakoś tak.
- Yhym.
Nie brałam zbyt dużo rzeczy. Jutro lub co bardziej prawdopodobne pojutrze wrócimy z powrotem. Lot do San Francisco trwał nieco ponad godzinę. Wchodząc do pokoju hotelowego od razu położyłam się na łóżku. Skoro gala zaczynała się o 15, to miałam jeszcze trochę czasu. Jednak po 15 minutach zrezygnowałam z leniuchowania i powoli zaczęłam doprowadzać się do porządku. Wychodząc w łazienki w pokoju zastałam tatę.
- Chciałem Ci tylko powiedzieć, że po 14 wychodzimy - zebrał się do wyjścia.
- A przepraszam w czym Ty idziesz? Mam nadzieję, że nie w wytartych dżinsach i bluzie.
- Janette to gala. G-A-L-A - przeliterował - to mówi samo za siebie - wyszedł.
- Już to widzę.
0 14:10 usłyszałam pukanie.
- Proszę - krzyknęłam z łazienki. Wyszłam i mnie zatkało.
- Nie spodziewałaś się, że będę miał na sobie garnitur.
- Nigdy w życiu bym tak nie pomyślała.
- Zaskoczyłem Cię. Widzę, że jesteś gotowa.
- Tak - uśmiechnęłam się.
Na miejscu była masa fotoreporterów. Najpierw zdjęcia, potem wywiady. Tata sobie odpowiadał, a ja się przysłuchiwałam. Nie zwracałam większej uwagi na dziennikarzy do momentu:
- Janette, a Ty co o tym myślisz? - padło pytanie.
- Uważam, że to co robi WildAid jest świetną rzeczą. Wykonują absolutnie genialną pracę. Mam nadzieję, że z czasem uda im się zakończyć to wszystko i już żadne zwierzę na tym nie ucierpi.
- Dziękujemy Wam bardzo - powiedział dziennikarz.
- Czy Ty się przygotowałaś? - tata przeszył mnie spojrzeniem.
- Można tak powiedzieć. Obawiałam się takiej sytuacji właśnie.
- Bardzo ładnie dałaś sobie radę.
- Ma się to coś.
- Siadaj. Ja zaraz wrócę.
Po paru minutach wrócił ze śliczną blondynką.
- Hayden, to moja córka Janette.
- Cześć - podałyśmy sobie ręce.
Niedługo potem przemówił Peter Knights, założyciel WildAid. Patrząc na tych wszystkich ludzi, widziałam jak bardzo zależy im na dobru tych niewinnych istot. Potem na jego miejscu stanęła aktorka Bo Derek, a po niej Hayden i tata. Dalej oczywiście nie obyło się bez obszernych przemówień niektórych z ambasadorów organizacji. Po oficjalnej części zrobiło się nieco swobodniej. Siedziałyśmy z Panettiere i najzwyczajniej w świecie plotkowałyśmy, mimo że wcale się nie znałyśmy.
- Byłam zaskoczona, gdy dowiedziałam się, że Jared ma córkę.
- Taka niespodzianka - zaśmiałam się.
- Mogę o coś zapytać? - przytaknęłam - Jared wiedział wcześniej o Twoim istnieniu?
- Jeszcze zanim się urodziłam.
- Podziwiam go, że udało mu się przez tyle lat utrzymać to w tajemnicy. Zauważyłam, że boi się spuścić Cię choć na chwilę z oczu.
- Jest troszeczkę nadopiekuńczy, ale się przyzwyczaiłam.
- Dziewczyny jak się bawicie? - spytał tata, który pojawił się znikąd.
- Świetnie - odpowiedziałam.
- Piłaś coś?
- Ja?
- Ona?
Wybuchłyśmy z Hayden gromkim śmiechem.
- Trochę wina tylko.
- Jared masz bardzo miłą i sympatyczną córkę, ale muszę już uciekać.
- Trzymaj się.
- Zadzwoń do mnie - wskazała na mnie palcem.
- Oczywiście - odsalutowałam.
Hayden wyszła, a tata patrzył na mnie i się dziwnie uśmiechał.
- My też się zbieramy, co?
- Bardzo chętnie.
Wróciliśmy do hotelu. Nie chciało mi się spać, ale byłam zmęczona. Nalałam sobie wody do wanny i wzięłam długą kąpiel. Budząc się rano na łóżku obok mnie zobaczyłam tatę. Bawił się telefonem i nawet nie zauważył, że wstałam.
- Co tu robisz? - ziewnęłam.
- Czekam aż wstaniesz, a szkoda było mi Cię budzić, bo tak ładnie spałaś - pocałował mnie w głowę.
- O której mamy samolot.
- Za 2 godziny.
- To jest jeszcze czas - poprawiłam poduszkę.
- Nie, nie, nie. Janette wstawaj. Zanim się ubierzesz i spakujesz minie godzina, a masz jeszcze zjeść śniadanie.
- Nie jestem głodna - spojrzał na mnie wzrokiem, który mówił, że nie ma sprzeciwu.
Zeszłam z łóżka i poszłam do łazienki. Po 30 minutach byłam gotowa, ale trzeba było jeszcze się spakować. Po posiłku, który w siebie wepchnęłam pojechaliśmy na lotnisko. W domu byliśmy wczesnym popołudniem. Tata wieczorem poszedł na jakąś wystawę, a potem na pokaz filmu. Wrócił późno.
- Wrócenie o normalnej porze jest zbyt skomplikowane, co nie?
- I to jeszcze jak.
W niedzielę wpadł do nas Shannon.
- Hej rodzinko.
- Cze-e-ść - uniosłam jedną brew do góry - co taki zadowolony?
- Jak ma na imię? - spytał tata.
- Ładnie - odpowiedział mu perkusista.
Zrozumiałam o co im chodziło. Wolałam nie wnikać w szczegóły.
- Brat dzwoniłeś do mamy?
- Nie, a po co miałbym to robić? - tata oderwał wzrok od laptopa i spojrzał na wujka.
- Jest Dzień Matki.
- Zapomniałem - wziął telefon i wyszedł.
- Macie coś do jedzenia? - spytał Shannon.
- Jest pełna lodówka. Myślę, że sobie poradzisz - odpowiedziałam zamyślona.
- Dzięki.
Przez to, że dzisiaj jest Dzień Matki i przez to, że tata poszedł zadzwonić do babci w głowie kotłowała mi się jedna myśl: mama. Co się stało z tą kobietą. Żyje czy nie. Nic nie wiedziałam. Pytałam o to już parę razy, ale nigdy nie uzyskałam odpowiedzi. Strasznie mnie to nurtowało. Wstałam z kanapy i poszłam do siebie. Próbowałam sobie ją przypomnieć, ale miałam pustkę. Wyszłam na balkon, samochodu Shannona już nie było, czyli wrócił do siebie. Biorąc głęboki oddech poszłam do pokoju taty.
- Mogę? Nie przeszkadzam? - uchyliłam drzwi.
- Wchodź, co tam? Stało się coś? Masz taką trochę przerażoną minę.
- Nie, tylko . . . chciałabym żebyś opowiedział mi o mamie. Minęło już tyle lat. Myślę, że jestem na to gotowa.
- Jesteś tego pewna?
- Nie - uśmiechnął się na moją odpowiedź.
- Chodź tutaj - usiadłam obok niego - Od początku? - pokiwałam głową.
Tata zamknął laptopa i wyłączył BB.
- Daj mi swój telefon - bez zastanowienia podałam mu urządzenie, które też wyłączył.
- To będzie długa historia...
Jared
Wysyłałem właśnie raporty Emmie, gdy ktoś zapukał.
- Mogę? Nie przeszkadzam? - spytała Janette.
- Wchodź, co tam? - była strasznie zdenerwowana - stało się coś? Masz taką trochę przerażoną minę.
- Nie, tylko . . . chciałabym żebyś opowiedział mi o mamie. Minęło już tyle lat. Myślę, że jestem na to gotowa - unikałem tego przez 17 lat, ale teraz już chyba nie było odwrotu.
- Jesteś tego pewna?
- Nie - uśmiechnąłem się lekko. Jak zwykle niezdecydowana.
- Chodź tutaj - usiadła obok mnie - Od początku? - spytałem, a ona pokiwała głową.
Wyłączyłem laptopa, BB to samo zrobiłem z jej telefonem. Nic nie mogło i nie miało prawa zakłócić tej rozmowy, a raczej opowieści.
- To będzie długa historia... - skwitowałem i zacząłem.
________________________________________________________________
Hello!
Wiem, że kazałam trochę na siebie czekać, ale tak to jest, gdy pisze sie rozdziały na bieżąco.
Dużo się dzieje, to chyba dobrze.
Mam nadzieję, że nie ma błędów, a jak są to przepraszam, ale jest późno i mogłam coś przeoczyć.
Jestem bardzo podekscytowana tym rozdziałem, a szczególnie zakończeniem.
Liczę, że Wam się spodoba. Pozdrawiam.
Fakt,kazałaś nam dość długo czekać ale było warto!
OdpowiedzUsuńW cale się nie dziwię Jannet że ona tego już nie wytrzymuje.Większość ludzi spogląda na nią przez pryzmat córki Jareda a nie zwykłej nastolatki.Musi być to dla niej bardzo męczące.
Nie złe ziółko jest z tej młodej Leto.Popalała sobie fajeczki,ale jak to mówią wszystkiego w życiu trzeba spróbować,choć jak nie do końca stosuje się do tej mądrości bo wielu rzeczy unikam jak ognia.
Co też tej Emmie się poprzestawiało że tak powiedziała?Może ma jakiś gorszy dzień albo jakieś inne ustrojstwo?
Widać że Jay strasznie przejmuję się problemami córki i chwała mu za to.Spójrzmy prawdzie w oczy że w dzisiejszych czasach nie wiele rodziców ma na to czas bo chęci to już inna sprawa.
A teraz to co najciekawsze ! Historia Jenifer !
Och jak mogłaś w takim momencie skończyć?No ja się pytam jak?!Ty nie dobra ty ! Musisz teraz prędko pisać nowy rozdział bo ciekawość mnie zje :)
Wiesz tak z nudów dziś przeczytałam od początku całe opowiadanie a miałam na to dużo czasu bo leżenie w łóżku z chorobą ze stosem chusteczek przy łóżku nie jest jakimś zajmującym zajęciem i zauważyłam jak bardzo zmienił się twój styl pisania poprzez te wszystkie rozdziały,oczywiście na lepsze choc nie mówię że było źle na początku.Mam wrażenie że teraz to co piszesz,każde zdanie jest bardziej przemyślane,doszłaś do perfekcji !
Czekam na następny i życzę weny ! Pozdrawiam ! :)
Świętem by nie było gdybym czegoś nie zapomniała napisać.Z chęcią bym widziała u boku Jannet jakiegoś chłopaka,tylko nie jakiegoś gwiazdora itd.
UsuńMyślałam tak nad tym i na myśl mi się nasuwa brat Megan,Rayan tak? Fajnie by było gdybyś go jakoś wplątała w to wszystko.To tyle co chciałam dodać :)
Ciężko jest jej, ale da sobie radę, to twarda dziewczyna, tylko ma takie chwilowe załamanie.
UsuńNiektórzy unikają, a niektórzy chcą wszystkiego w życiu spróbować. Ona nie do końca żyje takim podejściem. To trochę samo się dzieje.
Emma... nic nie zdradzam w tej kwestii wszystko się niedługo "wyjaśni".
Oj tak, Jared bardzo się przejmuje i martwi. Nie chce żeby Janette była ze wszystkim sama, bo ma tylko jednego rodzica.
To na co wszyscy czekają odkąd zaczęłam dodawać rozdziały :D No tak normalnie ;p To było zamierzone, specjalnie napisałam to w taki sposób żebyście musieli czekać do nowego rozdziału. Muszę Was jeszcze trochę po torturować :)
Tak, tak wiem bardzo dobrze co masz na myśli. Ja też to dostrzegłam jak przeglądałam pierwsze rozdziały. Jest całkiem inaczej. Teraz dużo lepiej mi się pisze, bo tak trochę jakby na bieżąco.
Ja też bym chętnie kogoś zobaczyła obok niej. To będzie, ale za jakiś czas, po tej całej historii z Jennifer, także trzeba wytrzymać :)
Nie dziękuję :>
Dodanie rozdziału o normalnej porze jest trudne, co nie? :D
OdpowiedzUsuńNie dziwię się, że Janette już tego nie wytrzymuje, wszyscy jadą po ojcu i po tym, że jest sławna. Sama bym sfiksowała, ale dobrze, że wszystko się wyjaśniło i tatuś nie był aż tak zły. :D
Jestem ciekawa co się stało w tym Kansas? Ooo, Janette pali, ciekawe czego jeszcze się dowiemy? :> Ona trochę przypomina mi Ciebie z tą nauką, też tak zakuwasz do nocy i pijesz tyle kawy. Dzień bez kawy to dzień stracony, tak? :P
Rozmowa o matce Janette... MUSIAŁAŚ NA TYM SKOŃCZYĆ ROZDZIAŁ?! WHYY?! Ja tu teraz umrę zanim napiszesz następny ;( a jeszcze przecież możesz to sprytnie odłożyć ;( umieram już teraz *rozpacz*
Jak zwykle twoje teksty mnie rozdpucyły na kawałeczki, genialne są, masz do tego talent :D Ta rodzina, to przekomarzanie się, awww <3 No i VyRT i naleśniki, tego się nie spodziewałam! :D
Znam ból pisania rozdziałów na bieżąco, ja się męczę prawie dwa miesiące, ale... było warto tyle czekać na ten rozdział. Jestem ciekawa jak zamierzasz to wszystko opowiedzieć. ;)
Aa, no i jeszcze jeden szczegół - w dialogach zwroty typu 'tobie' 'ci' pisze się z małej litery, przerabiałam to już sama. :D
Pisz następny i nic sobie nie naciągnij, xo. <3
TAK. Dodanie rozdziału o normalnej porze przeze mnie graniczy z cudem, bo ja wiecznie nie mam czasu xD
UsuńCo się stało w Kansas, zostaje w Kansas ;p
Janette, nauka i kawa to odzwierciedlenie mnie. Dokładnie tak, dzień bez kawy jest dniem straconym :D
Musiałam na tym skończyć. Taki był plan. Nie, nie, nie umieraj! Co do następnego, to nie rozpaczaj, aż tyle nie będzie trzeba czekać :)
Miło to słyszeć :) Nie mogłam pominąć VyRTu, nie dałoby mi to spokoju tym bardziej, że go oglądałam do rana.
Starałam się jak mogłam żeby był idealny.
Sposób już wybrałam, niedługo się przekonacie jaki :D
Ok, dzięki za radę. <3
o jaa. Głupia ta przewodnicząca.. fajnie że Jared zabiera Janette różne miejsca i ona sie już nie boi :). Co za głupia ta nauczycielka xo. Aż łza w ku sie zakreciła jak wyszli od dyrektorki . Rozmowa o Mamie? fajnie że czegoś się w koncu o niej dowie :)
OdpowiedzUsuńPrzyzwyczaiła się :)
UsuńNauczycielka i przewodnicząca zrobiły niepotrzebną akcję.
Dokładnie, w końcu się czegoś dowie.
Jesteś nowym czytelnikiem, albo wcześniej nie komentowałaś, bo dopiero teraz widzę :)
Hm, w rozdziale niby dużo się działo, ale po przeczytaniu mam tak, że próbuję sobie przypomnieć co tam było i jest... trudno. Nie wiem jak to jest. Na pewno zaskoczyła mnie ta scena z papierosem i tekst: co się dzieje w Vegas, zostaje w Vegas ( jestem fanką Kac Vegas i od razu mi się kojarzy), więc zapamiętałam. Poza tym jeszcze kłótnia Janette z nauczycielką... troszkę taka dziecinna, według mnie ale w sumie dokładnie nie wiemy jaka jest Janette. Podobał mi się opis VyRta, miło powspominać ;) A i Jared odciągający Janette od nauki? Oj niedobry ojciec... Poza tym nie wiem, ale odniosłam wrażenie, że czegoś brakowało w klimacie tego rozdziału.. Hm, trochę też urywałaś szybko akcję momentami. A i zauwałyłam coś, ale teraz zgubiłam to w tekście. Chodzi o to, że piszemy np. lubiłam tĘ książkĘ, a nie lubiłam tĄ książkĘ ( wiesz,o co chodzi? tak jest chyba poprawnie, bo możemy wymawiać przez Ą, ale w zapisie jest Ę). Hm, teraz tak czytam to co napisałam i przepraszam jeśli tak narzekam, ale ostatnio mam taki humor. Nie przejmuj się tym co gadam w ogóle!;)
OdpowiedzUsuńTrzymaj się!
Ten rozdział był "trudny" jeśli można tak powiedzieć wgl. Chciałam zakończyć w momencie tej rozmowy i chyba przede wszystkim na tym się skupiłam, a resztę tak ciągnęłam tylko.
UsuńNie wiem co mnie podkusiło to tych papierosów.
Też miałam takie wrażenie. U mnie to normalne, że urywam sceny, więc ;/ Próbuję już tego nie robić, ale nie zawsze mi wychodzi.
Co do pisowni, to tak wiem o co chodzi :)
Doceniam wszystkie opinie, więc spokojnie.
(:
OdpowiedzUsuń