26 października 2020

60. "...może nie powinienem, może zbyt duża różnica wieku nas dzieli, ale ogarnij swojego brata, bo przysięgam, że dam mu w końcu w ryj i nie będę tego żałował."

Po koncercie na iHeart Radio w Nowym Yorku i kilku koncertach w październiku zespół zaczyna trasę koncertową. Jako, że jest to tylko ich trasa, to bardzo chce w nią jechać. Jednak muszę załatwić dwie rzeczy.

- Gdzie idziesz? - pyta Brendon.

- Mam wizytę u lekarza.

- U ginekologa?

- Skąd wiesz?

- Strzelałem. Źle się czujesz?

- Nie. Kontrolną tylko, już 3 razy przekładałam.

- Wrócisz na obiad, prawda?

- Raczej tak - uśmiecham się.

W poczekalni nikogo nie ma, nawet w recepcji nikt nie siedzi.

- No witam w końcu - dr Finke wychodzi zza rogu.

- Dzień dobry, po prostu za dużo się działo.

- W porządku, jak się czujesz?

- Dobrze, przynajmniej tak mi się wydaje. Mam takie pytanie.

- Słucham

- Czy może Pan zmienić tą osobę, która tu jest wpisana do kontaktu?

- Oczywiście, że tak. Mogę zapytać dlaczego?

- Rozstaliśmy się z Robertem. Zdradził mnie, no i... nieważne.

- Nie ma problemu, ale chciałbym tu kogoś wpisać - zerka na mnie.

- Jest ktoś taki - podaje mu dane Brendona. Nie pytałam go o to, ale może nie będzie się złościł.

- Wszystko jest super - mówi lekarz po badaniu. - Ale dam Ci taki prebiotyk, bo lepiej zapobiegać niż leczyć.

- Dobrze, dziękuję.

W domu unosi się cudowny zapach przypraw i świeżo parzonej kawy.

- Wszystko jest dobrze skoro się tak uśmiechasz - podaje mi filiżankę.

- Tak, ale chce Ci coś powiedzieć. Powinnam była zapytać, ale wpisałam Cię jako osobę do kontaktu - siadam na krześle barowym.

- Okej.

- Nie złościsz się?

- A dlaczego bym miał, daj spokój. Spróbuj - podaje mi krewetkę. Kiwam z uznaniem głową.

- Ile Ty tych talentów skrywasz jeszcze.

- Liczę, że będziesz miała okazję poznać je wszystkie - puszcza mi oczko.

Patrzę na niego dłuższą chwilę i się uśmiecham. Kocham go do szaleństwa i  mam nadzieję, że nic ani nikt nam w tym szczęściu nie przeszkodzi.

- Chciałem o czymś z Tobą porozmawiać. Moja mam dzwoniła do mnie parę dni temu i postanowiła poruszyć temat naszego związku i...

- Uważa, że nie jestem odpowiednią dziewczyną dla Ciebie - przerywam mu.

- Nie, skąd taki pomysł. Jest zachwycona i chciałaby bardzo poznać kobietę, która mnie uszczęśliwiła i zaprasza nas na Boże Narodzenie.

- Żartujesz? - spoglądam na niego.

- Jeśli nie chcesz, nie jesteś gotowa, to w porządku. Możemy tu zostać, ale - dodaje po przerwie. - Chce żeby Cię poznali, jesteś wspaniałą kobietą.

- Dobrze - mówię w końcu.

- Nie rozumiem czego się boisz, znam Jareda. Niezbyt dobrze, ale... Nie lubi mnie i tyle. 

- Boję się, że oni też mnie nie polubią.

- Nawet jeśli, to nie jeżdżę tam zbyt często, a mama już Cię uwielbia, nikt inny nie ma znaczenia - patrzy mi w oczy.

Następnego dnia widzę się z Justinem.

- Śledztwo jest w toku, ale skoro nawet Cię nie przesłuchali, to nie masz się czym martwić.

- Chcę wyjechać, żeby na którymś lotnisku ktoś mi nie powiedział, że dalej nie polecę.

- Jak będę coś wiedział, to dam ci znać, ale spokojnie możesz robić, to co masz w planach.

- Dziękuję Ci, dziękuję Ci za wszystko - ściskam go.

- Od tego jestem.

Cieszę się jak dziecko na te kilkanaście koncertów w Europie. Zawsze to było dla mnie niesamowite doświadczenie, mimo, że ciągle w biegu to jak na wakacjach. Widzę, że trasa Panic różni się od Marsów i Brendon też inaczej reaguje na wszystko. Pierwszego dnia w Madrycie wybierają się wieczorem na miasto.

- Czemu nie jesteś gotowa? - pyta.

- Ale gdzie?

- Idziesz z nami. Chłopaki nie mają nic przeciwko.

- Nie chcę Wam się wcinać, nigdy nie było żadnych dziewczyn.

- Ale teraz jesteś. Ubieraj się, już. Boją się Ciebie, pokaż im, że nie mają czego.

- Jak to się boją - marszczę brwi.

- Jesteś bardzo młoda, a poza tym Jared jest Twoim ojcem, więc czują respekt - uśmiecha się.

Po godzinie wspólnego siedzenia chłopaki już się nie krępują i jeden z nich rzuca mi nawet wyzwanie alkoholowe.

- Ale będziesz tego żałował i spróbuj tylko nie przyjść do pracy - śmieje się Urie.

- Ile ona waży? 45 kilo, nie da rady.

- Jeszcze się zdziwisz.

Po 6 szocie tequili on już odpada, a ja jeszcze chyba nic nie poczułam. Bardzo sługo chodzimy po mieście, Madryt jest cudowny.

- Mogę się jutro urwać na trochę, jeśli masz ochotę.

- Chętnie - uśmiecham się.

Spędzamy trzy niesamowite dni w Hiszpanii, a potem lecimy do Milanu. Wokalista bardzo się stara poświęcić mi możliwie jak najwięcej czasu. Dostaje go więcej niż się spodziewałam. Jednak bardzo dostrzega to, że są tu sami faceci.

- Mógłbyś się tak nie rozbierać na tych koncertach? - pytam po występie w Wiedniu.

- A co zazdrosna jesteś? - Nawet nie wiesz jak bardzo, przelatuje mi przez myśl. - Daj spokój - kładzie moją rękę na swojej klatce piersiowej - to jest tylko Twoje - przejeżdża w dół po mokrej skórze. Jest spocony i nabuzowany, a ja tak strasznie nakręcona.

- Brendon...

- Zawsze - zamyka drzwi i przekręca klucz.

W Monachium i Kolonii robi to znowu.

- Specjalnie to robisz?

- Tak, liczę, że skończy się tak jak parę dni temu - puszcza mi oczko, a ja się czerwienię.

- Jesteś przesłodka, ale i tak Ci nie odpuszczę - ściska mój tyłek.

W Paryżu chłopaki omijają wszystkie atrakcje, bo wejście gdziekolwiek zabrałoby zbyt dużo czasu, ale postanawiają pójść do Katakumb i pooglądać ludzkie kości. Gdy wychodzimy zatrzymuje mnie na chwilę.

- Wieczór jest nasz - mocno mnie całuje.

Mam ze sobą cztery sukienki, ale nie jestem pewna, co założyć. Decyduje się na czarną z opuszczonymi ramionami i rozcięciem na nodze, najwyżej się przebiorę. Jednak, gdy widzę Brendona wiem, że nie muszę. Ma na sobie czarne, obcisłe spodnie, T-shirt i marynarkę z koncertu. Wygląda dobrze, zbyt dobrze.

- Może jednak zostaniemy - obejmuje mnie w talii.

- Nie ma takiej opcji, chce robić cokolwiek zaplanowałeś.

- Więc chodźmy - podaje mi płaszcz.

Tak jak się spodziewałam docieramy do restauracji, gdy siadamy zauważam wieżę Eiffla, która jest przed nami.

- Jak tu pięknie - wyduszam w końcu.

- Mogę zrobić Ci zdjęcie? - pyta.

- Jeśli masz taką ochotę.

Parę minut później dostaje wiadomość od Flowers "jestem zazdrosna", ale nie za bardzo wiem o co chodzi.

- Musiałem - pokazuje mi swój profil na Instagramie.

- Też chce - śmieje się.

- Będziesz mieć szansę - zerka na zegarek - ale chodźmy.

Tak jak się spodziewałam jedziemy pod wieżę. Wjeżdżamy na sam szczyt. Stoimy przytuleni dość długo, żadne słowa nie są potrzebne. Na dole robi nam zdjęcie, a ja bez chwili zawahania je udostępniam. Jestem przeszczęśliwa i chce żeby cały świat o tym wiedział.

- Zmęczona?

- Wcale.

- To dobrze.

- A gdzie mnie jeszcze zabierasz?

- Tam, gdzie najbardziej lubię spędzać z Tobą czas. - W odpowiedzi unoszę brew. - Nie tam - śmieje się. - Taksówka zatrzymuje się przed klubem. Brendon zamienia kilka słów z bramkarzem i wchodzimy do środka. 

- Mógłbym dużo mówić, co w Tobie lubię, ale poznaliśmy się w klubie i te 2 piosenki wtedy zmieniły moje życie i zrobię absolutnie wszystko żebyś była szczęśliwa.

Dobrze pamiętam te 2 piosenki. Pierwsza to "How Deep Is Your Love", a druga to soundtrack z 50 Shades of Gray - "Love Me Like You Do". Bardzo długo będę pamiętać tamten wieczór i ten też, bo Brendon uczynił go bardzo wyjątkowym. Przez moment chce mu powiedzieć jak bardzo moje życie jest posrane, ale nie muszę go tym obarczać.

- Co mam zrobić żebyś przestała tyle myśleć? Proszę, powiedz mi. Nie chcę żebyś się zadręczała, ja to widzę, widzę, że walczysz sama ze sobą.

- Przepraszam, ja - łzy stają mi w oczach - wszystko zepsułam.

- Nie, nie przepraszaj i nic nie zepsułaś. Jesteś dla mnie bardzo ważna.

- Wiem, bardzo chcę się cieszyć dzisiaj, jest wspaniale.

- Nie ma problemu - całuje mnie w policzek i wracamy na parkiet. Bawimy się chyba do rana. Gdy się budzę miejsce bruneta już dawno jest puste. Wchodzi, gdy kończę się ubierać.

- Jak się czujesz? - pyta.

- Bardzo dobrze, dlaczego?

- Tak pytam. Nic się nie stało - uspokaja mnie - upiłaś się jak już praktycznie wychodziliśmy, ale ocknęłaś jak Cię rozbierałem, masz wyczucie.

Jemy obiad, a potem jedziemy na próbę.

- Pośpiewałabyś za mnie.

- Nie, nie będę robić Ci konkurencji - chłopaki zaczynają buczeć, ale Urie nic nie mówi.

- Napisze Ci taką piosenkę, która będzie pasowała do Twojej tonacji i ze mną zaśpiewasz.

 - Twoja bezpośredniość od zawsze mnie rozbraja.

- I dobrze.

- Mogę Ci pograć ewentualnie - siadam przy fortepianie.

- Jak wrażenia? - pyta Zack. Siedzimy w garderobie przed ostatnim koncertem w Londynie.

- Ja jestem zachwycona. Tyle koncertów w tak krótkim czasie. Zanim się poznaliśmy byłam na kilku.

- Grunt, że nie przeszkadza Ci to, że ciągle gdzieś jedziesz.

- Spędziłam sporo czasu z tatą jeżdżąc i też głównie po Europie i zawsze mi się to podobało, pewnie gdybym sama miała to robić już nie byłabym zadowolona i gdy jesteśmy osobno też nie jestem, ale wiedziałam na co się piszę - lekko się uśmiecham.

W LA jesteśmy dwa dni później i niemalże od razu dostaje telefon od Justina.

- Chcą Cię przesłuchać.

- Wczas.

- Od tygodnia, ale prosiłem żeby poczekali. Przyjedź, wyślę Ci adres.

- Zawiozę Cię - mówi Brendon.

- Wiesz coś? - patrzę na Justina.

- Tak, ale nie ode mnie to usłyszysz.

- Zapraszam - mężczyzna prowadzi mnie do gabinetu, z napisu na drzwiach wnioskuję, że jest tu szefem. - Proszę, niech Pani usiądzie. Sprawdziłem całą sprawę od początku. Uważam, że niesłusznie dostała Pani tamten, bo to on powinien być oskarżony. Zdjęcia są sfałszowane, to było dość proste. Jeśli chodzi o resztę dowodów, to... wszystkie prowadzą do Pani, ale część z nich , a nawet większość się nie pokrywa. Przesłuchaliśmy również kilka osób, które zaprzeczyły zgromadzonym dowodom. Nie widzę sensu ciągnięcia tej sprawy, więc kończymy śledztwo. Nie mogę Pani skazać dlatego, że ktoś zabija się z miłości. Wiem też, że gdyby Pani to zrobiła i była teraz za granicą to już byśmy się nie spotkali. Proszę iść cieszyć się życiem, bo ten człowiek, ani żadna sprawa z nim związana już nie będą Pani zagrażać.

- Nie wiem co powiedzieć.

- Obyśmy się nigdy więcej nie zobaczyli - ściska mi dłoń.

- Dziękuję - wymieniają uścisk z Justinem.

- Wychodzę i rzucam się na Brendona.

- Czyli nie będę się musiał ubiegać o widzenia?

- Zdecydowanie nie - odpowiada adwokat.- Nie chcę Cię nigdy więcej widzieć - wskazuje na mnie palcem. - Pilnuj jej.

- To nie będzie łatwe. Świętujemy? Co chcesz robić?

- Obiad, lody i Shannon.

- A Jared?

- Nie chcę, nie jestem w stanie. Powiesz, że powinnam odpuścić i tak dalej, ale on też mógł, a zrobił... zawiódł mnie bardzo, za bardzo.

- Też się zawiodłem na rodzicach. Dobrze wiesz z resztą. Zrozumieli sami, dużo czasu minęło, ale zrozumieli.

- On już zrozumiał i pewnie nawet by mnie przepraszał, ale ja nie chce. Nie stanął ani razu po mojej stronie, więc sorry, ale nie.

- Nie namawiam Cię.

- Czemu macie takie miny? - pyta Shannon, gdy wchodzimy na taras. Podchodzę do niego i się przytulam. - Co się dzieje?

- Kurwa stary, może nie powinienem, może zbyt duża różnica wieku nas dzieli, ale ogarnij swojego brata, bo przysięgam, że dam mu w końcu w ryj i nie będę  tego żałował.

- Co się znowu dzieje? - powtarza.

- Zawsze słyszałem o 30STM, zawsze, a to teledyski, gigantyczne koncerty, wierni fani, wiecznie młody Jared, zawsze Was podziwiałem, nie mój klimat, ale szacunek jest. Żadnych skandali ani nic, znikąd pojawiła się ona, ale wszystko było okej i w końcu przychodzi mi zakochać się w niej i okazuje się, że Jared-ojciec i Jared-frontman, to dwie różne osoby. Nie rozumiem - odpala papierosa.

- Nie da się ukryć, bycie ojcem mu nie wyszło.

- Ja nic od niego nie chcę. Nie chcę żeby przepraszał i prosił mnie o cokolwiek, niech sobie znajdzie kogoś i da mi spokój.

- Co on Ci powiedział? Powiedz mi, to sam mu wpierdole.

- Najpierw usłyszałam, że cała sprawa z Aaronem to tylko i wyłącznie moja wina. Zawsze mi obiecywał, że Rob nigdy mnie nie skrzywdzi, a gdy to zrobił uważał, że to nic i powinnam do niego wrócić, a na koniec... - urywam.

- Posłuchaj, nie myśl o tym, ani o nim. Jesteś w stanie sobie poradzić bez niego. Masz nas, wszystko się ułoży - Shann wzdycha. - Jared jest trudny, jest bardzo trudnym człowiekiem,

- Nazwałbym to inaczej.

- Nie chcę więcej o nim rozmawiać - wtrącam. - Shannon, bo ja... jedziemy na święta do Brendona. - Jest mi głupio, że go zostawiam.

- Okej, dam sobie radę, nie patrz tak na mnie. 

Chłopaki przez resztę wieczoru grają w jakąś grę, a ja im się przyglądam. Gdybyśmy kiedyś mogli tak usiąść z tatą.

- Zostańcie - proponuje Shannon. - Oboje piliście.

- Możemy zostać jeśli o mnie chodzi - mówi Urie.

- To ja pójdę wziąć prysznic.


Shannon

- Zapalisz? - pytam.

- Mogę.

Chcę go wyciągnąć tylko po to żeby pogadać.

- To, o co chcesz zapytać? - uśmiecha się, gdy przez chwilę nic nie mówię.

- Teraz to już sam nie wiem. Widzę, że jest z Tobą bardzo szczęśliwa, kochasz ją?

- Jej się nie da nie kochać, bardzo się cieszę, że ją poznałem i zrobię wszystko żeby była szczęśliwa. Pierwszy raz w życiu chcę żeby ktoś w nim został na stałe, żeby kobieta została w nim na stałe.

- Nigdy nie chciałem żeby była z Robem, to nie mogło się dobrze skończyć.

- Dlaczego?

- Mają z Jaredem tą samą mentalność, Jay zmienia te nastolatki jak rękawiczki.

- Przypuszczalnie nie powinienem tego mówić, ale mogę Ci obiecać, że jej nigdy nie skrzywdzę, pewnie będziemy się kłócić, ale nie zrobię jej czegoś takiego. Wtedy, gdy ją poznałem była totalną katastrofą, ale gdy na mnie spojrzała miała iskierki w oczach mimo łez i wiedziałem, że mogę ją poskładać.

- Udało Ci się Brendon, błagam nie schrzań tego.

Wręcz jestem w stanie poczuć to jak bardzo ,u na niej zależy, ile dla niego znaczy i jak bardzo jest ważna.

- Jesteście głodni? - pyta Janette, gdy wchodzimy.

- Trochę - brunet jej odpowiada.

- Młoda - wchodzę za nią di kuchni. Temat Jareda nie daje mi spokoju.

- Nie Shann, proszę Cię. Nic nie jest w stanie zmienić tego co powiedział ani jak się zachował, nic. Nigdy nie byłam idealna, a szkoła z internatem zrobiła ze mnie pewną i niezależną osobę i pokazała jak bardzo drugi człowiek może Cię skrzywdzić. Zawsze starałam się jak mogłam, przynajmniej wtedy, gdy był obok, a co dostałam w zamian? Powiedział, że jestem dziwką, bo zaczęłam wszystko od nowa? Jakim prawem? Jak można coś takiego powiedzieć do własnego dziecka, to że on nie zaczął od nowa, to nie jest mój problem i nie wybaczę mu nigdy. On już dla mnie nie istnieje. 

- Przepraszam.

- Nie, ja Cię rozumiem, ale musisz przestać.

Przez całą noc nie mogę zasnąć. Cała ta sytuacja nie daje mi spokoju, gdyby Janette wiedziała w czym tkwi problem, to wszystko wyglądałoby inaczej, zupełnie inaczej.


Janette

Przeglądam Instagrama, gdy trafiam na plakat informacyjny, że Panic! At The Disco gra koncert sylwestrowy. Czemu Brendon mi o tym nie powiedział. Idę do studia, bo siedzi tam już pół dnia

- Czemu mi nic nie powiedziałeś? - podkładam mu telefon pod nos.

- Nie wiedziałaś?

- Nie, nie sprawdzam Twoje trasy koncertowej tym bardziej, że nie przypuszczałam, że będzie grać w sylwestra - jestem wściekła. Pierwszy raz odkąd jesteśmy razem jestem naprawdę zła.

- Kochanie - łapie mnie za rękę.

- Nie Brendon, nie powiedziałeś mi, bo z Tobą nie jadę czy miałam sama się dowiedzieć?

- Zapomniałem, przepraszam.

Do oczu napływają mi łzy, więc się odwracam i wychodzę. Zamykam się na dłuższą chwilę w sypialni, a potem schodzę do kuchni. Zaczynam przygotowywać obiad.

- Janette?

- W kuchni - jestem tyłem, więc nie widzę co się dzieje.

- Przepraszam - daje mi bukiet róż. - Naprawdę zapomniałem.

- W porządku, niepotrzebnie tak zareagowałam.

- Ale to nie był jakiś test?

- Jaki test? - marszczę brwi.

- Nasza pierwsza kłótnia i od razu dostałaś kwiaty.

- Nie był, po prostu jestem zła. Nie lubię jak mi się nie mówi o czymś, co mnie dotyczy.

- Rozumiem, pomóc Ci?

- Możesz. - Nadal jestem zła, mimo, że mnie przeprosił i naprawdę tylko zapomniał.

- Daj się przeprosić i nie złość się - odgarnia mi włosy i całuje w szyję.

- W porządku - uspokajam go.

- Może ubierzemy wieczorem choinkę? - proponuje.

- Chętnie - jest już początek grudnia, więc najwyższy czas.

- To pojedziesz ze mną?

- A chcesz znać moje zdanie?

- Chcę żebyś czuła się tu dobrze. Bardzo mi na tym zależy. Może powinniśmy się przeprowadzić? Zrobiłabyś wszystko po swojemu.

- Nie Brendon, nie ma takiej potrzeby. Ja bardzo dobrze się tu czuję i wszystko mi się tu podoba. Dodałam kilka swoich rzeczy i jest dobrze. Nie kombinuj.

- Będziesz się dobrze bawić - zatrzymuje samochód.

- Mogę w czymś pomóc? - mężczyzna spogląda to na mnie, to na bruneta.

- Ma pan jodłę kalifornijską?

- Oczywiście, proszę za mną.

Wybranie drzewka zajmuje mi 5 minut.

- Teraz idziemy tam - wskazuje na budynek. Ilość światełek i ozdób mnie onieśmiela.

- Chcesz się zemścić?

- Oczywiście.

- Masz fioła na tym punkcie, prawda?

- Na kilku innych też  - puszczam mu oczko.

Wracając do domu cały czas zastanawiam się, co mam mu kupić. Ma chyba wszystko.

- O czym myślisz?

- O niczym.

- Kłamczuszek.

Czas do świąt przelatuje mi przez palce. Dwa prawie ostatnie koncerty zespołu na Jingle Jam i Kissmass Bush, Po powrocie chłopak mówi mi, że jest też spotkanie świąteczne zespołu zanim wyjedziemy.

- I moje w redakcji, a gdzie to spotkanie? - Brunet nie odpowiada, a to znaczy tylko jedno. - Zginiesz kiedyś.

- Każdy coś przynosi. Nie no nie tutaj. Mamy zarezerwowane już wszystko. Idziemy do knajpy.

- W czym idziesz? - pytam, ale odpowiedź mam przed sobą. Urie w swoim stroju scenicznym wygląda idealnie.

- Ty możesz tak zostać - obraca mnie. - Zdążymy - rozpina mi stanik.

- Nie, nie zdążymy - zaprzeczam. Zakładam bordową sukienkę z koronkową górą.

- Nadal uważam, że zdążymy - droczy się ze mną.

- Co to? - słyszę dźwięk klaksonu.

- Taksówka, chodź.

- Czyli żadne z nas nie będzie w stanie prowadzić.

- Nie spodziewam się. Poznasz kogoś ważnego dzisiaj,

- Ważnego? - Przy stoliku siedzi Spencer.

- Stary tyle czasu się z Tobą umawiać.

- Mam inne rzeczy na głowie. Kochanie, to jest Spencer Smith, a to moja dziewczyna Janette.

- Najpierw mi internet o tym powiedział, nie Ty, więc zjebałeś. Moja żona Linda.

- Jak to zrobiłaś? - pyta blondynka? - Myślałam, że wiecznie będzie sam.

- Jest spełnieniem moich marzeń - odpowiada brunet, na co się zawstydzam, bo wszyscy to słyszą. Dallon i Breezy, Kenny i Victoria, Jake, Zack, Dan i Maya oraz Tony i Alex. Impreza jest bardzo luźna i swobodna. Mogę nawet szczerze powiedzieć, że bardzo dobrze się z nimi czuję. Z żywej rozmowy wyrywa mnie wibracja mojego telefonu, okazuje się, że to tata i dzwoni już trzeci raz.

- O co chodzi?

- Jared - wyciszam telefon.

- Masz decydujący głos - słyszę.

- Przepraszam, ale w czym?

- Posiadówa w domu czy klub?

- Klub - szeroko się uśmiecham.

- Zrobię Wam zdjęcie, póki dobrze wyglądacie - mówi Jake.

Mimo, że jest jeszcze w miarę wcześnie, to w klubie jest już sporo ludzi. Dostajemy największą lożę i serię szotów na wejściu. Tańczymy, gdy słyszę największy hit tego roku, przynajmniej dla mnie - Maite Perroni - Adicta. Znam nawet cały tekst i jestem w stanie go zaśpiewać. Gdy zaczynam tańczyć Brendon lekki otwiera usta. Robiłam to tak wiele razy przed lustrem, a w dodatku już jestem trochę wstawiona, więc nic nie jest w stanie mnie powstrzymać. Wzbudzam chyba lekkie zainteresowanie, bo gdy piosenka się kończy przygląda mi się trochę osób.

- Błagam rób to częściej. - Widzę to coś w jego oczach, co zdradza czego teraz chce.

- Wytrzymaj.

- Muszę się napić. - Patrzę jak przechyla szklankę i mam pewną myśl.

- Chodź - łapię go za rękę. Otwieram męską toaletę, bo do damskiej jak zwykle jest gigantyczna kolejka.

- Co robisz? - marszczy brwi.

- To, na co oboje mamy ochotę.

- Ale tutaj, a jak ktoś wejdzie?

- Nikt nie wejdzie - przekręcam zamek w drzwiach.

- Jesteś szalona - podciąga spodnie.

- Może troszkę - przeglądam się w lustrze.

- Gdzie byliście? - pyta Zack, gdy wracamy.

- Przewietrzyć się - odpowiada wymijająco Brendon.

Przez całe popołudnie Urie puszcza mi jakieś hiszpańskie kawałki, aż w końcu dociera do RBD.

- Aż tyle musiałam czekać żebyś trafił, a co chcesz ugrać?

- Zatańczysz tak jeszcze?

- Jak zasłużysz, a jak to wyglądało? - pytam.

- Tak - podaje mi telefon. Patrzę na siebie i zdecydowanie musiałam być pijana.

- Oddzwoń do niego, bo już dawno zablokował Ci skrzynkę.

Są tylko połączenia i wiadomości od taty, więc najpierw dzwonię do Shannona, gdy odbiera czuję ulgę. 

- Ja do Ciebie nie dzwoniłem - śmieje się zanim cokolwiek powiem.

- Wiem, ale pomyślałam, że może chodzi o Ciebie, a co on chce? Byłam zajęta cały wieczór.

- W tym tkwi problem. Prosiłem go żeby się ogarnął i w ogóle, ale on nie rozumie. Nie musisz z nim rozmawiać, nic Ci to nie da, a będziesz tylko zła.

- Coraz lepsze rady mi dajesz, dzięki.

- Nie ma sprawy.

- I? - Bruner patrzy na mnie wyczekująco.

- Zachciało mu się być ojcem. Idę wziąć prysznic.

Gdy wracam dzwoni dzwonek.

- No chociaż tutaj mi otworzysz, bo odebrać nie możesz.

- Co chcesz?

- Nie zapominasz się?

- W czym?

- Jeździsz w trasę, spędzasz z nimi cały czas, a potem jeszcze muszę oglądać Twoje wyczyny w jakiś klubach, czy Ty...

- Przepraszam, to mój chłopak Brendon Urie, nie poznałeś? Wybacz, mój błąd, jest nim od roku, a ja jestem dorosła i będę robiła, to na co mam ochotę. Nie próbuj być teraz dla mnie ojcem, bo nie chcesz mieć córki, która jest dziwką - wybucham. - Wyjdź.

- Słucham?!

- Wyjdź, nie jesteś u siebie. Nigdy więcej do mnie nie dzwoń - widzę, że się waha i nie wie co zrobić.

- Wyjdź Jared, dla własnego dobra - odzywa się Brendon.

- To wszystko Twoja wina.

- Zajebiście się cieszę, a teraz łaskawie 'wypierdalaj' - dokańcza bezgłośnie - bo nie ręczę za siebie.

Jared wychodzi, a ja trzaskam za nim drzwiami.

- Pogrzebałam tą relację.

- Ty? Nawet nie chcę tego słuchać i nigdy tak nie mów nawet. Dobrze wiesz co o tym wszystkim myślę.

- Wiem Beebo.

- Nie wierzę, że to powiedziałaś - śmieje się.


Gdy docieramy do Las Vegas jestem przerażona.

- Powiesz mi coś o nich w końcu? - pytam po raz kolejny. Zadawałam mu setki pytań, gdy lecieliśmy, ale nie puścił pary. 

- Nie ma takiej potrzeby

- Kurwa mać, Brendon. O co chodzi?

- Znasz tą historię, rodzice wyrzucili mnie z domu, gdy miałem 1 lat i powiedziałem, że nie wierzę w Boga, to były początki Panic i było im to na rękę. Po latach sukcesy przypomnieli sobie o mnie. Przekonasz się jak to wygląda. Poznasz dziś tylko dziewczyny, bo one mieszkają tutaj.

- Przepraszam, nie chciałam...

- Nie, po prostu nie myśl, że jest idealnie. Po tym wszystkim, kocham ich, ale to uczucie zostaje, tak samo masz z Jaredem.

W domu zastajemy tylko jego mamę.

- Brendon! - rzuca się na bruneta i mocno go przytula.

- Mamo, pozwól moja dziewczyna, Janette - obejmuje mnie ramieniem.

- Cieszę się, że w końcu mogę Cię poznać - kobieta przytula i mnie.

- Też się cieszę.

- Wchodźcie, jesteście głodni?

- Nie mamo, jeśli nie będziesz miała nic przeciwko, to chciałabym pokazać Janette parę miejsc.

- No dobrze, ale wróćcie na kolację, Kara i Kayla będą.

- Postaram się.

Urie pokazuje mi swoją starą szkołę i ulubioną knajpę, która już od dawna jest zamknięta. Wpada w bardzo melancholijny nastrój, bo przestaje się odzywać.

- Czasami się zastanawiam jak by to było gdybyśmy zostali tutaj, czy nadal bylibyśmy w początkowym składzie. Nie jest mi źle z chłopakami, ale...

- Rozumiem o co Ci chodzi, ale w wielu przypadkach tak jest, a najważniejsze i tak jest to, że czerpiesz radość z tego, co robisz.

- A Ty z czego czerpiesz radość? Nie mów mi, że praca w redakcji to spełnienie Twoich marzeń.

- Nie, ale nie narzekam.

- Może warto ruszyć? Chce żebyś robiła, to co kochasz, albo póki co, to co chcesz robić?

- Chciałabym, nie to głupie - przerywam.

- O nie, słucham.

- Chciałabym być modelką. Uwielbiam pokazy Victoria's Secret, ale za dużo na wierzchu, ubrania by wystarczyły.

- Jesteś dość popularna, to może Ci dać przepustkę do świata mody.

- Miałam już taką propozycję, ale ją odrzuciłam.

- Dlaczego?

- Chyba się bałam, że sobie nie poradzę.

- Przestań, wszystko jest dla ludzi, a z Twoją figurą będą się o Ciebie zabijać, zobaczysz.

- Wracajmy, Twoja mama będzie się złościć.

- Wszyscy już są - mówi Urie, gdy taksówka zatrzymuje się pod domem.

- Tęskniłam za Tobą - na spotkanie wychodzi nam Kara, przynajmniej tak wnioskuję po zdjęciu, które brunet ma w domu.

- Cześć, Kara - wita się ze mną.

- Janette.

- Jak udało Ci się usidlić mojego brata.

- Dobrze wiesz 0 odpowiada Brendon.

- Mój mąż Ethan - przedstawia mi wysokiego mężczyznę i przyjaznym uśmiechu.

- A to Kayla i Jeff, a imion tych dzieci nadal nie jestem w stanie zapamiętać.

- Dzięki wujku - najstarsza dziewczynka pochodzi do niego.

- Wiem, że jesteś Daisy, bo jesteś tak samo upierdliwa jak Twoja mama.

- Cześć - kobieta całuje mnie w policzek.

- Synu - słyszę męski głos. - Też tu jestem.

- No pewnie, że jesteś - Urie przewraca oczami i łapie mnie za rękę.

Następnego dnia mogę spokojnie się rozejrzeć. Dom jest elegancki, ale też bardzo rodzinny, otwieram drzwi na korytarz i uderza mnie zapach przyprawy do piernika i świeżo zmielonej kawy.

- Dzień dobry - witam się wchodząc do kuchni.

- Gdzie Brendon?

- Zaraz zejdzie.

- Zrobiłam Wam śniadanie - wskazuje na stół.

- Dziękujemy, pomóc?

- Zjedzcie najpierw.

Brunet schodzi chwilę później, a Grace zaczyna swoje przesłuchanie.

- Mamo, proszę - jęczy.

- Chce ją lepiej poznać.

- To zapytaj ją o coś, a nie ile ze sobą jesteśmy.

- Czym się zajmujesz? - zmienia temat.

- Studiuje aktorstwo i pracuje też w redakcji magazynu o modzie.

- Wiążesz z tym swoją przyszłość?

- Z którą częścią?

- Aktorstwo.

- Mam taką nadzieję - uśmiecham się. Marzy mi się aktorstwo.

- A Twoi rodzice, co myślą o Waszym związku?

- Jest tylko tata, ale nie ma nic przeciwko - to kłamstwo tak łatwo przechodzi mi przez usta, że aż mam ciarki.

- Brendon - słyszę głos taty Brendona z korytarza. 

- Tak?

- Chodź, pomożesz mi w ogrodzie.

- Idę, nic więcej jej nie mów - śmieje się.

- Nie będę Cię męczyć. Wiem, że macie swoje życie tam, a dla mnie liczy się tylko to, że jesteście szczęśliwi - mówi kobieta.

Przez resztę dnia pomagam jej w kuchni na tyle ile potrafię, a brunet kręci się wkoło. Siedzę wieczorem w salonie i patrzę w palące się drewno w kominku.

- Chciałabym chociaż znać 1/5 tego o czym myślisz - siada koło mnie i podaje mi kubek z grzanym winem, pachnie pomarańczą i goździkami.

- Czuję się jakbym tu nie pasowała.

- U nas każdy jest inny i każdy ma swój świat. Pasujesz do mnie i wszystko będzie dobrze - przytula mnie. - To jest dla Ciebie nowe, ale się ułoży.

- Chciałabym - łapę koniczynkę przy bransoletkę, którą dał mi tata - żeby była, mimo wszystko chcę jej w swoim życiu.

- Musisz dać jej szansę.

- Najwyższy czas...


Świąteczny obiad mija we wspaniałej atmosferze. Jest nas 21 osób i czuję się tu w końcu dobrze. Przyglądam się jak Brendon bawi się z dziećmi i się rozpływam.

- Chcesz je kiedyś mieć? - pytam, gdy podchodzi do mnie z najmłodszą córką Matt'a na rękach.

- Nie wiem czy nadaje się na ojca, ale chciałbym - po jego twarzy błąka się nie śmiały uśmiech. - Ty chcesz, prawda?

- Bardzo, jest to dla mnie dość ważne.

- Kochanie obiecuje, że przyjdzie taki moment, że spełnię to życzenie, ale myślę...

- Wiem, ja nie mówię, że to już - zaczynam się denerwować. Chciałabym żeby Brendon wiedział jak bardzo boję się ciąży, że coś się nie uda, ale nie chcę go tym obarczać, to moja przeszłość.

- Spokojnie - przytula mnie. - Co się dzieje?

- Nic - kręcę głową.

Prosto z Las Vegas lecimy do New Orleans, na ten nieszczęsny występ, New Year's Rockin Eve 2016.

- Widzę wręcz Twoje niezadowolenie. Rozchmurz się, proszę. - Patrzę na niego z boku, ale nic nie mówię.

- Zrobię co zechcesz, ale uśmiechnij się chociaż.

- Będzie potem coś? Jakaś impreza?

- Tak, wszystko już zaplanowane. Zack miał dograć szczegóły.

Występ chłopaków oraz impreza sylwestrowa przebiegają bez zarzutów. Około 3 dostaję sms'a od Shannona, "My też się dobrze bawimy" - wysyła mi zdjęcie z jakąś brunetką, której nie znam, wokół jest masa ludzi. Ja co prawda mam średni nastrój, ale brunet jest duszą towarzystwa. Podaje mi rękę, ale nic nie mówi. Wie, że mu nie odmówię. Muzyka jest bardzo zróżnicowana, aż w końcu słyszę piosenkę Maite.

- Nie wierzę, że to zrobiłeś.

- Baw się, żyj chwilą - przechyla swojego drinka

- Sam tego chciałeś - nie tańczę tak jak ostatnio, tylko skupiam się na nim i ocieram się o każdy milimetr jego ciała.

- Przestań - prosi.

- Nie, dopiero się rozkręcam.

- Wystarczy - zatrzymuje mnie i obejmuje. - Zrozumiałem.

- Nie, chcę się bawić. Wszystkim o czym myślę będę mogła zająć się jutro albo pojutrze. 

Następnego dnia Jake wysyła mi nasze zdjęcia z poprzedniego wieczoru. Są świetne, więc kilka wrzucam na Insta. Nim Urie się budzi biorę prysznic, ubieram się i maluję.

- Która godzina? - pyta.

- Po 14. Wstawaj jestem głodna - zerka na mnie jednym okiem.

- Masz dobry humor - stwierdza.

- Wiem, co chcę zrobić.

- Jaka zdecydowana. Cieszę się.

Chciałam się wstrzymać kilka dni, ale gdy mężczyzna wchodzi do łazienki od razu wykręcam numer do mojego ulubionego projektanta.

- Znowu sukienka na ostatnią chwilę? - śmieje się.

- Nie, ja... pamiętasz jak kiedyś pytałeś czy nie chciałabym chodzić w Twoich pokazach?

- Zdecydowałaś się?

- Jeśli to aktualne.

- Oczywiście, że tak, ale tak mało czasu... zadzwonię jutro i wszystko ustalimy, muszę trochę poplanować.

- Dobrze Elie, dziękuję.

- Mam nadzieję, że Cię to wszystko nie zrazi.

- Okaże się.

- Do jutra - rozłącza się, aż nie wierzę, że to zrobiłam.

Cieszę się jak dziecko, że udało mi się to załatwić. Zostaje jeszcze Jennifer, ale tutaj musi pomóc mi Brendon, ja się 100 razy rozmyślę. Pewnie nie powinnam tego robić tylko iść do przodu, ale w obecnej sytuacji z tatą chciałabym mieć kogoś jeszcze, mieć mamę...

20 kwietnia 2020

59. "Kim ona jest żeby tak się zachowywać? Stałam tuż obok, a ona była gotowa wskoczyć Ci do łóżka."

- Jutro jest premiera płyty - mówi Brendon zatrzymując się pod moim domem. - A wieczorem kolacja, pójdziesz ze mną?
- I wszyscy tam będą?
- No tak, a czemu? Denerwujesz się? 
- Może trochę, niepewnie się czuję. 
- Daj spokój, będą mi zazdrościć - dwuznacznie się uśmiecha. - Będę po Ciebie o 19:30.
- Postaram się być gotowa.
- Bez Ciebie nie pójdę - całuje mnie.
W domu  natomiast czeka na mnie zła niespodzianka, czyli tata i Rob. Nie zauważyłam jego samochodu. 
- Mamy gościa - mówi tata. - Usiądź z nami.
- Nie - mijam ich.
- Nie zachowuj się jak gówniara - wchodzi za mną. - Wybaczysz mu, pogodzicie się i wszystko będzie dobrze.
- Chyba sobie żartujesz? A co się stało z tym, że miał mnie nie skrzywdzić i że go zabijesz jak to zrobi i zgadnij co, właśnie to zrobił.
- Oj przestań.
- Masz problemy ze słuchem? Nie wrócę do niego, bo Ty tak chcesz. Czego Ty ode mnie oczekujesz? - podchodzę do szatyna. - Nie wybaczę Ci, bo złamałeś mi serce. Tyle o tym rozmawialiśmy, ja nie jestem w stanie do Ciebie wrócić i nie chcę. Daj mi spokój Rob, proszę.
Szatyn wychodzi, a tata zabija mnie wzrokiem. Zamykam się w pokoju i dzwonię do Shannona. W jednym zdaniu mówię mu co się stało, a on obiecuje zaraz przyjechać. Kilkanaście minut później słyszę krzyki, więc wiem, że jest już na miejscu. Gdy puka od razu mu otwieram.
- On oszalał. Nie  wyobraża sobie, że nie będzie razem. Wie o Brendonie?
- Nie mówiłam mu, ale to kwestia czasu, bo idę jutro na kolację z całym zespołem, więc już tego nie zatrzymam.
Rozmawiamy jeszcze chwilę, po czym perkusista wychodzi. Tata próbuje ze mną rozmawiać, ale go ignoruje. Na kolację zakładam czarną sukienkę. Nie jestem pewna czy nie za zbytnio się świecę w niej.
- Cześć piękna - Urie mnie całuje i otwiera drzwi.
- Nie przesadziłam?
- Tak jak powiedziałem, wyglądasz przepięknie.
W restauracji wszyscy już są i gdy podchodzimy gapią się odrobinę za długo.
- To jest Janette, a to - wymienia wszystkich po kolei. Dobrze, że wszystkich ich kojarzę. - Usiądź - odsuwa mi krzesło. Po chwili wszyscy zapominają o mojej obecności i robi się bardzo swobodnie. Po kolacji pada pomysł klubu na co wszyscy przystają. Zapominam o sprawie z tatą i cieszę się chwilą. Nie protestuje, gdy Brendon proponuje, że pojedziemy do niego. Budzę się naga z ręką mężczyzny przełożoną w pasie.
 Na żadnym ze stolików nie ma telefonu, a nie chcę go budzić, więc nie ruszam się.
- Mogę się tak zawsze budzić koło Ciebie - mruczy.
- Czym ja sobie na Ciebie zasłużyłam - chowam twarz w poduszce.
- Coś się znajdzie - całuje mnie w odkryte ramię.
Przeciągam się i sięgam po sukienkę, lecz powstrzymuje mnie i wyciąga z garderoby swoją koszulkę. Mój telefon pęka w szwach, ale zwracam uwagę tylko na powiadomienie z IG. Jake wstawił zdjęcie z wczoraj, na jednym Brendon obejmuje mnie w pasie, więc zastanawiam się czy tata już wie. Bardzo chcę zostać u Brendona, ale wieczorem reszta rozsądku każe mi jechać do domu.
- Odwiozę Cię - mówi, gdy zakładam sukienkę. 
Zatrzymuje się trochę dalej od domu i wciąga mnie na swoje siedzenie.
- Co Ty wyprawiasz?
- Najchętniej nie wypuszczałbym Cię z rąk. 
- Zauważyłam.
Tata siedzi w kuchni, ale nic nie mówi i tak mija nam kilka następnych tygodni. Za dużo się do mnie nie odzywa albo tylko o coś pyta. Większość czasu spędzam z Brendonem, spotykamy się albo po zajęciach albo cały czas siedzę u niego.
- Masz jakieś plany urodzinowe? - pyta.
- Nie, nic nie planowałam.
- Pozwolisz, że ja zaplanuje? - uśmiecha się tajemniczo.
- Jeśli masz ochotę.
Gdy zjawia się u mnie w środę jest zdecydowanie za bardzo podekscytowany. Po drodze zatrzymuje się i kupuje dwie kawy. Przez całą drogę podśpiewuje piosenki z radia.
- To gdzie jedziemy? - pytam po jakiś 30 minutach.
- Taka niecierpliwa, zobaczysz na miejscu.
Niedługo potem widzę pierwsze znaki Disneylandu.
- Żartujesz? - śmieje się.
- Nie, myślałem, że to fajny pomysł - przygląda mi się.
- Wspaniały, nigdy nie byłam.
- No to tym bardziej - parkuje samochód.
Przechodząc przez bramę czuję się jak w bajce. Brendon na chwilę znika, po czym wkłada mi na głowę uszy Myszki Minnie.
- Teraz wyglądasz cudownie, zrobię Ci zdjęcie.
Po całym dniu wygłupów jestem bardzo zmęczona, ale też szczęśliwa. Dawno się tak dobrze nie bawiłam. Siadamy w jednej z restauracji  żeby coś zjeść i nagle pojawia się Kopciuszek z tortem.
- Jesteś niemożliwy - zdmuchuje świeczkę.
- Nie, po prosu Cię kocham - słysząc te słowa łzy napływają mi do oczu i nie jestem w stanie odpowiedzieć. Gdy wracamy Urie za dużo nie mówi, więc na pewno jest lekko urażony. - Odwieźć Cię?
- Możemy pojechać do Ciebie. Zaczekaj - łapę go za rękę, gdy próbuje wysiąść. - Dziękuję za dzisiaj, było wspaniale. Ja też Cię kocham, po prostu nie mogły mi wcześniej przejść te słowa przez gardło, bo się wzruszyłam. - Czuję jak się rozluźnia i na jego twarzy pojawia się ulga. 
- Chodź - łapie mnie za rękę. - Dla Ciebie - wręcza mi bukiet różowych kwiatów.
- Dziękuję.
- Masz ochotę na drinka?
- Znowu nie wrócę do domu - wkładam kwiaty ponownie do wazonu. 
Parę dni później brunet zabiera mnie na swój koncert. Backstage bardzo się różni od tego Marsów. Wszystko jest bardziej na luzie i chłopaki siedzą razem pijąc piwo. Wokalista kilkukrotnie proponuje mi jedno, ale odmawiam, bo skoro on wypił już dwa, a  przyjechał samochodem, to ktoś będzie musiał nim wrócić. Stoję po lewej stronie sceny i mam ciary, gdy zaczynają.  Urie kilkukrotnie spogląda na mnie podczas występu, a mi topnieje serce. Po show bierze szybki prysznic i wracamy do domu. Nie protestuje, gdy oferuje, że poprowadzę, a gdy docieramy do domu jest już porządnie wstawiony. Po przekroczeniu progu od razu rozpina mi sukienkę.
- Halo, co to ma znaczyć? - protestuję.
- Chcę Cię teraz - bierze mnie na ręce i wchodzi po schodach.
Budzę się przed 10, zakładam jego t-shirt i schodzę na dół. Nastawiam ekspres i przeszukuję lodówkę, w końcu robię jajecznicę. 
- Zamieszkaj ze mną - słyszę.
- Co? - odwracam się w jego stronę. Opiera się o framugę, jest ledwo ubrany.
- Mówię poważnie.
- Wiesz, że nie mogę.
- Możesz tylko coś Cię powstrzymuje - sięga po kubek.
- Ja...
- Nie - kładzie mi palec na ustach. - Nie tłumacz mi się, nie musisz. Chcę tylko żebyś wiedziała, że chciałbym Cię mieć zawsze obok - obejmuje mnie.
Nie wiem czy coś mnie powstrzymuje, ale mam tyle mieszanych uczuć teraz. 
Wchodzę do domu i idę prosto do swojego pokoju. 
- Musimy porozmawiać - słyszę.
- Co się stało?
- Gdy zobaczyłem zdjęcia z Panic! At The Disco myślałem, że to przypadek, ale nie mógł być to przypadek, że kilkukrotnie po Ciebie przyjechał, a Ty nie wracasz na noc do domu, spotykacie się?
- Tak.
- Od dawna?
- Wystarczająco.
- Dlaczego?
- Co dlaczego?
- Dlaczego wybrałaś jego zamiast wrócić do Roba?
- Słucham?!
- Mogłaś mieć wszystko, ale poszłaś do niego i rozłożyłaś przed nim nogi jak... - przerywa.
- No dalej, dokończ. Ja nie wierzę, że Ty jesteś moim ojcem - krzyczę i zamykam się w pokoju. Nie mogę poskładać myśli dopóki nie wypalam 3 papierosów. Stoję pośrodku pokoju próbując zachować spokój, ale mam ochotę wszystko zniszczyć. Wchodzę do garderoby i sięgam po walizkę. Pakuję ubrania, kosmetyki i większość rzeczy, które wpadają mi w ręce. Tata nawet nie słyszy, że wychodzę i bardzo dobrze. W samochodzie dzwonię do bruneta.
- Jesteś w domu? - pytam, gdy odbiera.
- Tak.
- A mogłabym przyjechać?
- Tak, ale chłopaki są u mnie. Coś się stało? - pyta, gdy nic nie mówię.
- Tak - próbuję powstrzymać łzy, ale to za trudne.
- Przyjedź, czekam.
Wokalista siedzi na schodach, gdy podjeżdżam. Od razu rzucam mu się w ramiona.
- Co się stało? - głaszcze mnie po włosach.
- Czy Twoja propozycja z rana jest nadal aktualna? - podnoszę wzrok.
- Pewnie. 
- Pokłóciłam się z tatą o Ciebie.
- Powiedziałaś mu?
- Domyślił się.
- Nie jest zachwycony, rozumiem. Masz jakieś rzeczy?
- Walizka jest w bagażniku, ale może później. Nie chcę żeby wszyscy wiedzieli, że już u Ciebie mieszkam.
- No dobrze - prowadzi mnie do środka. - Byłem już zdrowo zrobiony jak zadzwoniłaś, ale już mi przeszło - mówi widząc moją minę.
- Przepraszam, nie będę Wam przeszkadzać, pójdę na górę.
- O nie, nie, nie. Odstresujesz się trochę. Chłopaki proszę o kulturę.
Spoglądam na nich szybko, jest Zack, Dan, Dallon i Jake. Brunet siada w fotelu i sadza mnie sobie na kolanach.
- Masz - podaje mi skręta i zapalniczkę. Patrzę na niego niepewnym wzrokiem przez co dociera do niego, że nigdy tego nie robiłam. - Cały czas tu jestem, nic Ci nie będzie - szepcze mi do ucha.
Gdy go wypalam jestem zrelaksowana i o niczym nie myślę, chłopaki już dawno odlecieli. Jake zostaje na noc, a reszta wychodzi w środku nocy. Idę pod prysznic, a chłopak przynosi moje rzeczy, jednak gdy wracam już śpi. Budzi mnie dźwięk tłuczonego szkła. Sięgam po telefon, ale jest rozładowany, ale obok leży telefon B.. Jest po 12, ale moją uwagę przykuwa tapeta, a mianowicie moje zdjęcie z Disneylandu. Schodzę na dół, chłopak zawzięcie sprząta w salonie.
- Obudziłem Cię, przepraszam - całuje mnie.
- Nie szkodzi. Co jemy na śniadanie? - siadam przy wyspie w kuchni.
- Chyba wczesny obiad, mogę zrobić krewetki.
- Lubisz gotować? - pytam.
- Lubię, nie jestem jakimś szalonym kucharzem, ale potrafię zrobić to i owo - podaje mi kawę.
- Dobrze wiedzieć.
- Lubię też mieć ład, więc sprzątam.
- Łapiesz plusy w jakimś konkretnym celu?
- Informuję jaką szczęściarą jesteś.
- Pójdę się ubrać.
Gdy tylko podłączam telefon od razu dzwoni perkusista.
- Jezu młoda, ja osiwieje przez Ciebie. Gdzie jesteś? Co się dzieje?
- U Brendona.
- Możemy się zobaczyć?
- Tak, chyba tak. Wyślę Ci adres.
- Będziesz  miał coś przeciwko jeśli Shannon tu zajrzy?
- Nie, a powiesz mi co się stało?
- Nie wiem czy powinnam to powtarzać. Po prostu usłyszałam coś, czego żadna córka nie powinna usłyszeć od własnego ojca - wzdycham.
- Jak Ty z nim wytrzymujesz? Jak sobie radzisz? Jak to jest możliwe, że on Cię wychowywał.
- Nie radzę sobie, ciągle się kłócimy. Mam tylko jego i Shannona, ale jak zauważyłeś albo i nie to Shann zawsze staje po mojej stronie, to on mnie wspiera, rozumie i nie krytykuje - słyszę dzwonek, więc idę otworzyć.
- Hej malutka - perkusista mocno mnie przytula. - Cześć - wita się z Brendonem.
- Zostawię Was - brunet znika.
Gdy Shannon słyszy rewelację z dnia wczorajszego robi się czerwony ze złości.
- Wpierdole im obu. Mam go dość. Jak on w ogóle mógł... przecież... mogę tu zapalić?
- Chodź na taras.
- Dlaczego wczoraj do mnie nie zadzwoniłaś?
- Nie chciałam.
- Mogłaś zostać u mnie.
- Tak jest dobrze Shann, Brendon niedługo wyjeżdża chcę się nim nacieszyć i mieć spokój. Jeśli mi pozwoli, to zostanę tu jak wyjedzie. Nie jestem w stanie już z nim mieszkać. Może nie dowie się, gdzie teraz mieszkam.
- Pamiętaj, że...
- Wiem Shannon, dziękuję Ci.
Jak Shannon odjeżdża siadam na chwilę na schodach. Skoro został mi już tylko on, może powinnam odszukać Jennifer.
Miesiąc przed Coachellą dostaje opaski i zdaje sobie sprawę, że zamówiłam te bilety dla siebie i Roba, a teraz... 
- Mogę Ci przeszkodzić? - wchodzę do studia.
- Nie przeszkadzasz.
- Bo, mam bilety na festiwal i nie macie wtedy jeszcze koncertów i ja bardzo chciałabym tam być - mówię jednym tchem.
- Coachella - bierze pudełko do ręki. - Może w końcu mi się tam spodoba jak pojadę tam z Tobą.
- To super - zaczynam się cieszyć jak mała dziewczynka.
Powoli przygotowuję się do festiwalu, spędzam dużo czasu na zakupach przebierając w ubraniach, a potem zaczynam też szukać prezentu na zbliżające się urodziny Brendona. Nie mam najmniejszego pojęcia co mogę mu kupić, aż na aukcji internetowej pojawia się zdjęcie Franka Sinatry z jego autografem, muszę go mieć. We wtorek budzę się wcześniej i robię mu śniadanie, udaje mi się skończyć zanim się budzi.
- Wszystkiego najlepszego - daje mu buziaka. - To dla Ciebie - wręczam mu dużą ramką owiniętą papierem ozdobnym.
- Dziękuję.   
- Otwórz - ponaglam go.
- Skąd to masz? Jak to zdobyłaś? - nie potrafi ukryć swojego zaskoczenia.
- Ukradłam - pokazuje mu język. - Cieszę się, że Ci się podoba.
Wieczorem wybieramy się na kolację z jego znajomymi. Zauważam wtedy jak wszystkim na nim zależy i jak bardzo Brendon się cieszy, że spędza ten dzień z nimi.
- A Jared też jedzie? - pyta, gdy się pakuję.
- Raz nie był odkąd ja jeżdżę, a teraz to nie wiem. Nie pytałam, ale jest świadomy, że ja tam na pewno będę. A Ty zabrałeś coś kolorowego czy tylko to? - wskazuje na niego ręką, jak zwykle jest cały na czarno. 
- Głównie tak - śmieje się.
- Którym jedziemy?
- Możemy moim, nic mu nie będzie.
Dwie godziny drogi do Palm Springs mijają mi bardzo szybko.
- Ty za to płacisz? - pyta parkując pod podanym przeze mnie adresem.
- Tak, podoba Ci się? Ty zabrałeś mnie do Malibu a ja Ciebie tutaj.
- Ale po co?
- Cicho być - głęboko oddycham. Bardzo długo czekałam na ten weekend. Rozglądam się, jest pięknie, świeci późne, popołudnie słońce, a ja w końcu czuję spokój. - Zrobię coś do jedzenia.
- Nie, ja zrobię. Idź rozpakuj rzeczy, ja tego nie lubię. - Wchodzę do sypialni z łazienką i rzucam się na łóżko.
- Bardzo głodna jesteś? 
- Zależy za jak długo to będzie gotowe.
Gdy kończę z walizkami i kosmetykami jedzenie jest prawie gotowe. Brunet otwiera jedno z win i siadamy do stołu, a potem przed telewizor. Po drugiej butelce wina ciągnie mnie na górę.
- Ja tam oglądałam - mówię.
- Mam dla Ciebie lepsze zajęcie - popycha mnie na łóżko i delikatnie całuje. - Odpręż się - zdejmuje mi bluzkę i resztę garderoby. Cały czwartek spędzamy przy basenie, on wygłupia się w nim, a ja opalam się na leżaku.
- Prowadź - rzuca mi kluczyki. Włączam lokalne radio, które mówi, że nadal jest korek do wjazdu na teren festiwalu.
- Tak się cieszę, że tu jesteśmy razem - piszczę, gdy przechodzimy przez bramki.
- Jak wielką fanką tego wszystkiego jesteś?
- Gigantyczną - łapę go za rękę. Zapominam o tym, że nikt w gruncie rzeczy nie wie, że jesteśmy parą. Brendon wrzucił co prawda jakieś nasze zdjęcie, ale mimo wszystko.
- O czym tak myślisz?
- O niczym - mówię szybko.
Przelatujemy przez koncerty Years&Years, Foals i Lord Hauron, a potem Of Monster and Men i M83.
- Gdy pierwszy raz tu byłam też grali.
- Ty naprawdę lubisz moją muzykę?
- Co to za głupie pytanie? Wiem, że Coachella to zupełnie coś innego. Chodź po coś do picia zanim Ellie zacznie.
Zostajemy jeszcze tylko na jeden koncert Lemaitre i idziemy do namiotu. Jako, że część artystów już skończyła swoje występy, to alkohol leje się w najlepsze. 
- Czy ja za dużo piję? - pytam po kilku drinkach i czuję się z tym zbyt dobrze.
- Nie jestem abstynentem, nie powiem Ci - kręci głową.
Gdy budzę się rano przez chwilę czuję się zdezorientowana, dopiero gdy siadam i widzę, że świeci słońce, a ja mam na sobie tylko nie swoją koszulkę składam fakty. Miejsce, gdzie spał brunet już dawno jest zimne.
- Cześć - zachodzę go od tyłu i całuje w policzek. 
- No cześć - sadza mnie sobie na kolanach. - Wyspana?
- Tak, czemu nie pamiętam jak się tu znalazłam?
- Zasnęłaś w samochodzie, spałaś jak zabita, gdy tu dotarliśmy, więc Cię nie budziłem. Zjesz coś?
- Poradzę sobie - wstaje.
- Poczekaj, chcę Ci coś powiedzieć. Znasz Halsey?
- Słyszałam.
- Wiesz, że gra dzisiaj na Coachelli?
- Tak, znam line up na pamięć.
- Znamy się dość dobrze i zaprosiła mnie skoro tu jestem żebym z nią wystąpił, jedna piosenka.
- To super - ponownie wstaję. - Jadłeś?
- Tak.
Skoro mam poznać jakąś znajomą Brendona to bardzo przykładam się do swojego wyglądu. Jednak nie robi to na niej żadnego wrażenia, bo rzuca się na niego, gdy tylko go widzi. No to są chyba jakieś jaja.
- Pozwól, moja dziewczyna Janette.
- Cześć - zerka na mnie przelotnie, po czym wraca wzrokiem do wokalisty. Na moje nieszczęście po jej koncercie spotykamy ją w VIP roomie.
- Opowiadaj co u Ciebie słychać, nie mieliśmy czasu ostatnio pogadać - siada na oparciu kanapy, po czym zsuwa mu się na kolana. Idę do baru, muszę się napić mimo, że to ja miałam dzisiaj prowadzić. Nie chcę psuć sobie tego dnia, tyle świetnych koncertów dzisiaj widziałam, Lost Frequencies, James Bay, CHVRCHES, Disclosure, Zedd, ale wkurwia mnie ta dziewczyna.
- Co się dzieje? - Urie opiera się o blat obok mnie.
- Nic - przechylam szklankę do końca.
- Właśnie widzę, powiedz mi.
- Nie teraz, nie chcę się z Tobą kłócić tutaj.
- A czemu chcesz się ze mną kłócić? Co zrobiłem? - marszczy brwi.
- Ty nic, ale nie reagujesz na zachowanie innych osób, które mi się nie podoba.
Trochę na złość Brendonowi zapraszam do nas Zedd'a z którym poznał mnie tata. Widzę, że nie jest tym zachwycony tak jak ja jego koleżanką.
- Powiedz w końcu - słyszę, gdy idziemy do samochodu.
- Kim ona jest żeby tak się zachowywać? Stałam tuż obok, a ona była gotowa wskoczyć Ci do łóżka. Byliście razem?
- Nie - waha się. - Pocałowała mnie, chciała czegoś więcej, ale ja nie chciałem. Nie jest w moim typie. Przyjaźnimy się, pracujemy razem nad muzyką, tyle. Nie musisz się jej obawiać, nie jestem Twoim ex, nie bzyknę się z laską, bo mnie pocałowała. Zaufaj mi proszę.
- Ale ja Ci ufam, jej nie ufam.
W domu otwieram wino i siadam w basenie. 
- Kochanie...
- Nie poradzę sobie z tym drugi raz Brendon, nie dam rady, więc czegokolwiek ona chce...
- Nie interesuje mnie czego ona chce, ja chcę Ciebie, tylko to się powinno liczyć - rozgląda się i wciąga mnie do basenu.
- Jestem cała mokra - piszczę.
- Cicho - zakrywa mi usta dłonią. - Sąsiedzi wezwą policję. 
Budzę się wcześnie i idę zrobić jakieś śniadanie. Trochę się uspokoiłam i nawet zapomniałam o wczoraj. Ostatni dzień w Indio wykorzystujemy do granic, biegamy od sceny do sceny, robimy masę zdjęć, którymi dzielimy się na Instagramie i bawimy do rana.
- Cieszę się, że mnie tu zabrałaś. Myślałem, że będzie słabo, ale czekam na za rok.
Ostataniego dnia w Palm Springs robię kolację żeby podziękować Brendonowi za to, że u niego mieszkam i chcę też zapytać czy mogę u niego zostać.
- Ładnie pachnie - wchodzi do kuchni.
- Chciałam Ci podziękować za to, że pozwoliłeś mi u siebie zamieszkać.
- Przestań, chciałem żebyś tam była. Może nie w takich okolicznościach, ale grunt, że jesteś, bardzo się z tego cieszę - nachyla się i mnie całuje.
Nie udaje mi się go o nic zapytać, może powinnam szukać mieszkania.

- Mogę Cię odwieźć na lotnisko?
- Od zawsze jeździmy razem z chłopakami, bez zbędnych pożegnań, ale zrobię dla Ciebie wyjątek.
Próbujemy żartować i się śmiać, ale mam ściśnięte serce, że wyjeżdża.
- Kocham Cię - mocno mnie przytula.
- Ja Ciebie też.
-  Trzymaj - sięga do kieszeni i kładzie klucze na mojej dłoni. - Możesz u mnie zostać, nie mam nic przeciwko. Czuj się jak u siebie, wszytsko się ułoży - całuje mnie w głowę, a ja czuję jak moje policzki robią się mokre od łez. Odprowadzam go wzrokiem, a potem wybiegam na zewnątrz. Gdy dojeżdżam do domu dzowni Shannon.
- Zajęta jesteś?
- Właśnie wrociłam z LAX.
- To może innym razem.
- Co tam?
- Przyjedź do Jareda.
Pod domem stoją 3 samochody. Wszyscy siedzą na dole w salonie.
- O co chodzi? - wchodzę do środka.
- Pozwól, że najpierw ja - Rob wstaje. - Przepraszam, za to co zrobiłem. Wiem, że to nic nie zmienia. Mogliśmy mieć coś wspaniałego niestety to zepsułem. Nigdy więcej nie będę Cię nachodził, wybacz - mija mnie.
- Teraz Ty.
- Ja... - urywa tata . - Po prostu chciałem żebyście byli razem, na dobre i na złe.
- Na dobre i na złe było wtedy gdy poroniłam, albo prawie mnie zamknęli, gdy huragan przeszedł koło domu jego matki nie wtedy, gdy bzykał się z Ashley. Musisz to zrozumieć, Robert mnie zdradził. Nigdy bym mu tego nie wybaczyła, już nawet nie chodzi o to, że jestem z Brendonem.
- Przepraszam za to co powiedziałem, wróć do domu.
- Nie, nie chcę. Chcę się skupić na sobie i myśleć o sobie. Ułożyć wszystko na nowo.
- Dobrze - przytakuje, co nie jest zbyt do niego podobne. Chwilę później wychodzę.
- Wszystko ok? - starszy Leto dogania mnie za furtką.
- Trochę mi ciężko i cała ta sytuacja jest dla mnie nowa, a Brendon mi zaufał skoro dał mi klucze, a ja pewnie zaraz coś zepsuje.
- Dzwoń do mnie jak coś.
- Jak to zrobiłeś?
- Tłumaczyłem im cztery razy co zrobili. - Nie wiem co powiedzieć, więc tylko go przytulam.
Gdy wracam do domu chwilę się zastanawiam co robić. Otwieram jedno z win i dostrzegam kartkę na wyspie w kuchni. Brendon napisał mi wszystkie rzeczy, których nie wiedziałam. Czyli myślał już o tym wcześniej. Siadam w salonie i nie wiem co ze sobą zrobić. O dziwo czuję się tu bardzo dobrze, ale nie mogę usiedzieć w miejscu, bo brakuje mi bruneta. Przebieram się i idę pobiegać. Zatrzymuje się na wzgórzach i rozpłakuje. To wszystko było takie trudne i takie bolesne, dlaczego to się tak pokomplikowało. Po powrocie odczytuje sms'a od chłopaka, że są już w Filadelfii. Piszę mu krótką wiadomość i biorę prysznic. Muszę się pozbierać, bo on prędko nie wróci, a kompletnie straciłam dla niego głowę. Parę dni później Kimberly dowiaduje się o ostatnich rewelacjach z mojego życia nie potrafi ukryć swoich uczuć.
- Pozwolił Ci u siebie zostać i planujesz zostać? Znasz go kurwa jakby od wczoraj.
- Kim
- Nie, nie rozumiem Cię ostatnio. Robisz rzeczy o które w życiu bym Cię nie posądziła, a teraz...
- A teraz mam w dupie, to co sobie każdy pomyśli, bo idąc tym tropem, to już dawno powinnam wrócić do Roberta.
- Nie o to mi chodzi.
- A o co? Jesteś zazdrosna?
- Wiesz, przemyśl trochę swoje życie i plany - wstaje i odchodzi.
Nie wierzę, że nawet ona jest przeciwko mnie. Przez kolejnych kilka dni zaszywam się w pracy. Allison jest jak najbardziej na tak i bierze nawet dwa dni wolnego. Po tygodniu udaje nam się w końcu porozmawiać z Brendonem na video. Zespół jest już w East Lansing, a mężczyzna ma te charakterystyczne iskierki w oczach, co zawsze podczas trasy.
- Jak Ci się mieszka? - pyta.
- W porządku.
- Jak chcesz coś pozmieniać albo coś Ci się nie podoba, to schowaj gdzieś, nie mam nic przeciwko.
- Okej - odpowiadam krótko.
- Dobra, co się dzieje? Znowu Jared?
- Nie radzę sobie z tym, że Cię tu nie ma. Nie spodziewałam się tego, to znaczy spodziewałam się, ale...
- Skarbie
- Tak, wiem nic nie możesz z tym zrobić - wzdycham.
- Ty możesz. Przyjedź kiedy tylko będziesz chciała. Możesz wszystko zostawić na parę dni. Nie płacz - prosi, gdy ukrywam twarz w dłoniach. - Tak dużo przeszłaś, moja nieobecność to nic przy tym - uśmiecha się. Jest wtedy taki uroczy, że też się lekko uśmiecham. - Spędzaj czas z ludźmi, masz tam trochę znajomych, umów się tylko nie z facetami - robi groźną minę. - Nie zadręczaj się, bo i ja zacznę, a ja niestety nie mogę rzucić wszystkiego.
Rozmawiamy do momentu, aż na ekranie obok Urie'go pojawia się Zack.
- Masz godzinę.
- Już? Zaraz idę. Kochanie muszę kończyć - zwraca się do mnie. - Odezwę się jutro - przesyła mi wirtualnego buziaka i znika. Odkładam laptopa i wchodzę na górę, gdy słyszę dzwonek. Przed bramą stoi samochód Flowers.
- Przepraszam, poniosło mnie, ale martwię się o Ciebie i tak może byłam trochę zazdrosna, ale nie o Brendona tylko o to, że już u niego mieszkasz i z jednego poważnego związku weszłaś w drugi. - Nie mówię ani słowa tylko odchodzę zostawiając otwarte drzwi i idę do kuchni.
- Białe czy czerwone?
- Eeee
- Dobra, czyli czerwone.
- Co robisz? - pyta patrząc na mnie jak na wariatkę.
- Nalewam Ci ostatnią lampkę wina zanim Cię zabije. Uwierz mi też się o siebie martwiłam, bo drugiego dnia od naszego poznania miałam ochotę wskoczyć mu do łóżka, ale zapomniałam przy nim o wszystkim, o Franku, ciąży, narkotykach, Robie. Czuję jakby to nigdy się nie wydarzyło. Jestem bardzo szczęśliwa, że wtedy poszłam na tą imprezę i pozwoliłam sobie postawić tego drinka. Teraz tylko drażni mnie to, że jest tak daleko i tak będzie zawsze i być może nie powinnam tu mieszkać jak go nie ma ani wcześniej, ale teraz żyje chwilą i chciałam to zrobić. Możesz mnie nie rozumieć i mówić, że działam zbyt pochopnie, ale nie możesz mi zarzucić, że źle robię. Kocham go bez pamięci. Jest promyczkiem nadziei w moim beznadziejnym życiu.
- No to zdrowie - podnosi kieliszek. Upijamy się tak bardzo, że nawet nie pamiętam jakim cudem dotarłam na górę.
Przelatuje przez daty koncertów i dostrzegam koncert na KROQ za dwa tygodnie, muszę tam jechać, ale bilety są wyprzedane. Kontaktuję się z Jake'iem może on mi pomoże. Proszę żeby nie mówił nic Brendonowi. Gdy w sobotę docieram na miejsce dostaję dokładne instrukcje, co mam robić.
- Dla Ciebie - daje mi smycz z nazwą zespołu. - Brendon jest przy scenie z innymi artystami, możesz tam wejść.
- Dziękuję Ci, jakoś się odwdzięczę.
- Nie trzeba - krzywo się uśmiecha.
Brendon, co prawda jest z innymi artystami, ale siedzi w telefonie. Zasłaniam mu oczy i czekam.
- Tylko jedna kobieta, którą znam ma takie perfumy - ciągnie mnie za rękę i ląduje na jego kolanach. - Jak się tu znalazłaś?
- Miałam pomocnika.
- No raczej - bierze w dłoń plakietkę. - Jak mogli mi nie powiedzieć.
- Chciałam Ci zrobić niespodziankę.
- I zrobiłaś - przytula mnie. - Chodź muszę się przebrać - mówi po koncercie Fitz and the Tantrums i Cold War Kids.
- Mam Ci pomóc?
- Może, jak w domu? Wszystko dobrze?
- Tak, nic nie zepsułam w Twoim domu.
- W naszym. Nie mów, że mieszkasz u mnie tylko ze mną, proszę.
- Dobrze.
- A u Ciebie?
- Zabrałam tylko więcej rzeczy. Jeszcze ze 3 wizyty tam i wywiozę wszystko.
- Nie bierzesz pod uwagę tego, że mogłabyś jeszcze z nim mieszkać?
- Nie, doprowadza mnie do szału. Musi przywyknąć do tej sytuacji, bo jeśli o mnie chodzi, to dobrze sobie radzę.
- Cieszę się - całuje mnie. - Szkoda, że...
- Nigdzie dzisiaj nie wracam, Ty chyba też.
- Skoro tak.
Na backstage'u Brendon próbuje się dowiedzieć kto mi pomógł, ale nikt tego nie wie
- Zostań tutaj - wskazuje na bok sceny.
- Dobrze - przewracam oczami. 
Nadal na koncercie nie mogę się powstrzymać od śpiewania. Nigdy też nie raziło mnie, że tyle pije na koncertach, aż do dziś, jednak szybko przysłania mi to jego wygląd, błyszcząca marynarka, obcisłe spodnie i nienaganna fryzura, to dla mnie za dużo. Gdy Brendon spogląda na mnie i się uśmiecha zapominam o całym świecie. Widzieć jak dobrze się bawi i jaką frajdę mu to sprawia, teraz już wiem za co ja go kocham, za tą charyzmę, zrozumienie ludzi, wspaniałą duszę oraz serduszko.
- Podobało Ci się? - pyta, gdy schodzą ze sceny.
- Bywało lepiej - próbuje się nie śmiać, ale mi się nie udaje. - Wiesz, że było cudownie.
- Nie podlizuj się, jeszcze się z Tobą policzę. Ogarnę się i się zabawimy - puszcza mi oczko. Wchodzi z garderoby po 20 minutach. Ma na sobie bluzę i podarte, czarne jeansy.
- Mocną masz głowę? - pyta.
- Shannon mówi, że tak.
Przechodzimy przez backstage, Urie wita się chyba ze wszystkimi obecnymi, aż w końcu dociera do jednej osoby, którą kojarzę.
- Josh - Janette, Janette - Josh.
- Cześć, co to za piękność sprowadziłeś.
- Moja dziewczyna - przyciąga mnie bliżej.
Lekko się upijam, zmęczenie i droga tutaj trochę mnie wyczerpały.
- Wystarczy - wyciąga mi kubek z ręki.
- Dlaczego? Boisz się, że będę za łatwa?
- Chodźmy - łapie mnie za rękę.
- Nie odpowiedziałeś mi.
- Odmówiłabyś mi teraz jak już jesteśmy razem?
- Nie, przecież wiesz, że lubię z Tobą.
- Wiem - popycha drzwi od pokoju.
Budzę się w pokoju hotelowym w za dużej, czarnej koszulce, która pachnie brunetem.
- Zaczynałem się martwić - słyszę, gdy siadam na łóżku, nie przypominam sobie nic z nocy, a koło łóżka stoi moja walizka, a na stoliku nocnym leżą prezerwatywy. - Spokojnie - siada koło mnie i obejmuje.
- Nie pamiętam nic.
- Zaraz Ci przypomnę - wciąga mnie na siebie.
- To jakie masz plany? - pytam.
- Jestem wyłącznie Twój dzisiaj - wyciąga do mnie rękę.
Przed hotelem kieruje się w stronę małego, czerwonego porsche.
- Żartujesz? - piszczę.
Nie, zawsze chciałem taki mieć - otwiera mi drzwi. - Nie podoba Ci się?
- W porządku, po prostu mnie zaskoczyłeś.
Dojeżdżamy do promenady i idziemy na spacer. Zatrzymujemy się na kawę i śniadanie. Próbuję być obojętna na ciągłych fanów, którzy do niego podchodzą.
- Wiem, że jesteś cudowny dla swoich fanów, ale mam Cię przez jeden dzień na nie wiadomo jak długo.
- Przepraszam.
- Nie, to ja przepraszam. Nie wiem dlaczego się złoszczę.
- Ja wiem. Byłaś przyzwyczajona, że masz go koło siebie, a mnie nie ma i nie będzie, ale obiecuje Ci, że zerknę w trasę i będę przyjeżdżał, a potem też postaram się to jakoś dla nas ułożyć.
- Cały czas się zastanawiam czy to nie poszło zbyt łatwo.
- Domyślam się, że nigdy nie chciałaś być z kimś, kogo ciągle nie ma, ale...
- Ale pojawiłeś się Ty i nawet mi nie przeszło przez myśl to wszystko. Tak bardzo tego chciałam - widzę jak próbuje się nie uśmiechnąć na moje słowa.
- Nigdy nie chciałem Cię mieć tylko do łóżka. Podobasz mi się, zakochałem się w Tobie i chcę Cię mieć obok.
- Wiem to, mieszkam w Twoim, naszym domu - poprawiam się. - Chciałeś żebym z Tobą zamieszkała po dwóch miesiącach znajomości, wydaje mi się, że wiem, wierzę, że mnie kochasz i mnie nie skrzywdzisz.
- Nie odważyłbym się, jesteś dla mnie najważniejsza, mam Ci dać jakiś dowód na to?
- Nie, nie, nie ja nic takiego nie chcę. Za dużo się wydarzyło przez ostatni czas.
- Spokojnie - całuje mnie w dłoń, którą obejmuje. - Przestań myśleć, wszystko jest dobrze.
Pierwszy raz odkąd się poznaliśmy tyle rozmawiamy o nas, naszych uczuciach, czuję, że mogłabym mu wszystko powiedzieć i on by to wszystko zrozumiał, ale może powinnam to zostawić za sobą, o ile nie będzie to wpływać na moją przyszłość.
- Wstaniesz? Mam niecałe 2 godziny, zjesz ze mną? - budzi mnie.
- Dopiero zasnęłam.
- No nie tak dawno.
- Daj mi chwilę - szybko się ogarniam i schodzimy na dół. Patrzę na chłopaka przez cały czas. Muszę zapamiętać ten widok żeby mi towarzyszył do następnego spotkania.
- Ile wytrzymasz? - obejmuje mnie w pasie.
- Może kolejny miesiąc - uśmiecham się. - Może pół roku, nie no, zobaczę jak bardzo będę tęsknić.
- Daj znać, muszę się przygotować.
- W jaki sposób?
- Zobaczysz - dwuznacznie się uśmiecha. - Uciekam - całuje mnie. - Nie musisz się śpieszyć i daj znać jak będziesz w LA.
- Okej, jeszcze raz - nachylam się żeby mnie pocałował, po czym wychodzi.
Pakuje swoje rzeczy i widzę, że Brendon zostawił mi swoją czarną koszulkę.
- "Chyba zapomniałeś" - wysyłam mu zdjęcie.
- "Nie to w zamian za to" - odsyła mi zdjęcie moich majtek. Nie wierzę, że to zrobił.
Pakuje się do samochodu i kupuję sobie dużą kawę. Jest wczesne popołudnie, więc może być tłoczno, a ja nadal jestem senna. W połowie trasy dzwoni tata.
- Słucham.
- Co robisz? 
- Prowadzę.
- I rozmawiasz? Przecież...
- Przez głośnik - przerywam mu. - Po co dzwonisz?
- Możesz przyjechać do domu, mam sprawę.
- Może popołudniu, ale spoko będę.
W domu jestem o 17, czyli jechałam ponad 3 godziny. Zmieniam skórę na jedną z bluz Brendona, które zostawił i jadę do taty, całe szczęście jest tam też Shannon.
- Co tam? - pytam.
- Chciałbym sfinalizować sprzedaż tego domu - mówi.
- I tak tu nie mieszkam.
- Wiesz, że zawsze możesz tu wrócić.
- Dobrze, ale nie chcę.
- To podjedź jak będziesz miała czas i spakuj swoje rzeczy.
- Okej, może jutro. Będziesz?
- Masz klucze.
- A no tak. Jeśli to tyle, to już pójdę.
- Zostań na kolacji chociaż.
- Jestem zmęczona, innym razem.
Shannon wychodzi zaraz za mną.
- To może pojedziesz do mnie?
- Możemy jechać do mnie, bo potem już nie będę w stanie prowadzić.
- No dobra, gdzie byłaś lub gdzie będziesz? - pyta wskazując na walizkę przy drzwiach.
- W Irvine, zobaczyć się z Brendonem.
- Ale trzymasz się widzę.
- Staram się, a tutaj cały czas czuję jego obecność. Jesteś głodny?
- Trochę.
- Zamów coś, ja wezmę prysznic.
- Nie śpiesz się.
Biorę błyskawiczny prysznic i zakładam dres. Perkusista siedzi na kanapie i patrzy w tv.
- Pozwoliłem sobie - wskazuje na Coronę.
- Spoko, ale to nie moje.
- Ups.
- Daj spokój.
- Opowiadaj.
- Ale co?
- Jak Ci się mieszka?
- Czuję się jak w domu - nieśmiało się uśmiecham.
- To bardzo dobrze, a jak z Urie?
- Nikt nigdy nie sprawił, że czułam się tak dobrze i nie pragnął tak mojej obecności. Może za szybko to wszystko się wydarzyło, ale dzięki temu...
- Jesteś bardzo szczęśliwa, ja to widzę. Nic więcej nie potrzebuje. Nie interesuje mnie to, gdzie mieszkasz ani co robisz, póki sobie radzisz. Masz pieniądze, prawda?
- Mam, cały czas pracuję.
- Jeśli byś czegoś potrzebowała. 
- Dziękuję.
- Ma gry? - wskazuje na konsole.
- Dużo, wybierz coś.
- Pizza - mówi słysząc dzwonek. Wstaje, ale mnie zatrzymuje. - Zostaw. 
Zjadamy pizzę i wypijamy całe piwo Brendona. Nawet nie wiem kiedy zasypiam.
- Młoda, będę się zbierał - słyszę.
- Chyba na górę.
- Nie, nie. Nie ma takiej potrzeby.
- Zostań, pojedziesz jutro ze mną do domu. Chcę zamknąć to raz na zawsze.
Po śniadaniu jedziemy do taty, na moje szczęście go nie ma. Shannon robi nam kawę. Rzeczy w garderobie dzielę na trzy części, jedną zabiorę ze sobą, jedną tata zabierze do nowego domu, a ostatnią oddam. Potem pakuje łazienkę i sypialnię, znajduje cały karton rzeczy Roberta łącznie ze zdjęciami które mi dał, jednak na wszystkie te rzeczy mam plan.
- Chce to spalić - wskazuje.
- Co tam jest? - pyta Shann.
- Przeszłość.
- Poszukam czegoś - mężczyzna wstaje z fotela i wychodzi z mojego pokoju. Sięgam do szafki z alkoholem, tutaj też coś zostało.
- Jesteś tego pewna?
- Pogrzebałam to już dawno, chcę tylko się tego pozbyć.

Mijają dwa miesiące odkąd widziałam się z Brendonem. Patrząc na daty koncertów bez sensu jest żebym do niego jechała, więc nawet mu o tym nie wspominam tylko zaciskam zęby i skupiam całą swoją uwagę na tym co się dzieje tutaj. Spędzam dużo czasu w redakcji i z Kim, Shannon też często nie daje o sobie zapomnieć w przeciwieństwie do taty, prawie w ogóle nie mamy ze sobą kontaktu. Biorę poranny prysznic, gdy na dole trzaskają drzwi. To może być tylko Brendon. Zbiegam na dół i widzę konsternację i ulgę jednocześnie na jego twarzy.
- Co się stało?
- Spodziewałem się Cię nie zastać już tutaj.
- Już? Myślałeś, że sobie znajdę mieszkanie i nie będę siedzieć Ci na głowie? - śmieje się.
- Nie, po prostu - nerwowo się uśmiecha.
- O co chodzi? - krzyżuje ręce. Zarzuciłam szlafrok na mokrą skórę i czuję się teraz bardzo niepewnie.
- Myślałem, że przyjedziesz w trasę, ale nic nie mówiłaś, więc pomyślałem, że...
- Że? - dopytuje.
- Boże, tak mi głupio.
- Co pomyślałeś?
- Że odeszłaś. Stwierdziłaś, że to nie to, że nie będziesz na mnie czekać i jeździć za mną - mówi jednym tchem i odwraca wzrok. Wiem czemu tak pomyślał i cieszę się, że nie umie za bardzo ukrywać swoich uczuć.
- Widziałam daty i  to, że nie będziesz miał za bardzo czasu. Nie chciałam Ci się niepotrzebnie zwalać na głowę.
- Przepraszam - chce mnie minąć.
- Nie, za co mnie przepraszasz?
- Zwątpiłem w Ciebie i w to, że chcesz ze mną być, że mnie kochasz, a nic nie zrobiłem w tym kierunku, czuję się jak idiota.
- Przestań, proszę. Nie widzieliśmy się trzy miesiące nie chce tak zaczynać. Nie zostawiłabym Cię bez słowa, a żebym Cię zostawiła, to musiałabyś się postarać,a  nie tylko jechać w trasę - całuje go.
- Dasz się jakoś przeprosić? - bierze mnie za ręce.
- Próbuj, ale nie będzie lekko...
Kilka dni później Panic i Weezer grają koncert na City of Trees w Sacramento. Chłopaki grają dopiero wieczorem. Brendon udziela wywiadów i jak zwykle skupia się na występie, a ja kręcę się bez celu, bo line up jest daleki od tego, co lubię.
- Nie podoba Ci się tutaj, prawda?
- No wiesz - rozglądam się.
- Musisz wracać do pracy czy coś? - pyta Urie.
- Nie, nie mam nic.
- To Cię gdzieś zabiorę jutro - całuje mnie w biega na scenę.
- Gdzie jedziemy? - pytam po raz drugi, gdy wsiadamy do wynajętego auta.
- Nie bądź upierdliwa, chce Ci zrobić niespodziankę. Możemy jechać?
- Tak, wybacz. - Brunet wzdycha i kładzie mi rękę na kolanie.
- Czyli tak wygląda związek z kobietą, sprzeczki o nic - ściska moje kolano i zaczyna się śmiać. - Wiem, że to tylko hormony, szczególnie teraz.
- Wiesz, że nie jestem w  nastroju - krzywię się.
Ignoruję resztę głupich żartów o  moim okresie. Spędzamy w San Francisco trzy dni, zwiedzamy, spacerujemy, cieszymy się sobą, ale to nie koniec.
- Jest jeszcze jedno miejsce, Napa Valley - uprzedza moje pytanie.
- Rozpieszczasz mnie.
- Pamiętasz, co powiedziałem jak zaczęliśmy się spotykać?
- Żebym Ci pozwoliła się uszczęśliwić.
- To nie są jakieś super wakacje, ale takie też będą, jak znajdę więcej czasu.
Mężczyzna zatrzymuje samochód pod przepięknym hotelem. Gdy on dokonuje formalności, ja dostrzegam, że jest tu SPA.
- Mam nadzieję, że ja też z niego skorzystam. Zrobią mi jakąś maseczkę, będę bardziej atrakcyjny.
- Już nie możesz być bardziej atrakcyjny - czy ja to powiedziałam głośno.
- Dziękuję, cieszę się, że jesteś ze mną.
- Ja też i chyba nie byłam wcześniej tak naprawdę szczęśliwa.
- Ale teraz jesteś? Mimo, że mnie nie ma i się z Ciebie nabijam?
- Jeszcze się zastanawiam. Jestem prze szczęśliwa - mówię widząc jego minę. - Taką masz pracę, nigdy Cię nie poproszę żebyś ją zmienił, bo kochasz to dłużej niż mnie, a ja kocham Ciebie śmiejącego się na scenie i czerpiącego radość ze swoich koncertów. Kiedyś tylko poproszę żebyś pracował mniej.
Te kilka dni z nim sam na sam pokazują mi jak bardzo mu na mnie zależy, a co dla mnie najdziwniejsze, pokazują mi, że boi się, że mnie straci, ale ja nigdzie się nie wybieram i nikt nie jest w stanie mnie zmusić żebym go zostawiła. Czekamy na samolot do LA, gdy dzwoni Shannon.
- Kiedy wracacie? - pyta.
- Niedługo.
- Możecie do mnie przyjechać?
- Rozpakujemy się, zjemy coś i możemy przyjechać.
- Nie, wolałbym od razu.
- Co się dzieje?
- Aaron.
- Nie, kurwa nie, ja mam tego dość - rzucam telefonem o podłogę, a on rozlatuje się zwracam tym samym na siebie uwagę wszystkich wokół, ale mam dość.
- Hej, co się dzieje? - Urie klęka przede mną. - Kochanie - zabiera mi dłonie z twarzy, a ja wtulam się w niego. - Cii - głaszcze mnie po włosach. Gdy się uspokajam opowiadam mu całą historię.
- Powinnam była Ci powiedzieć od razu, ale to nie jest coś o czym mówisz komuś na pierwszej randce.
- To nie ma najmniejszego znaczenia, ale byłaś sama, gdyby gdzieś Cię spotkał? To nie było zbyt rozsądne, co Shannon powiedział?
- Nic, kazał nam od razu przyjechać. Jeśli on coś zrobił, to ja mam wyrok przez niego.
- Spokojnie, wszystko będzie dobrze.
Pod domem perkusisty stoi kilka samochodów i wiem do kogo należą.
- Poczekaj, Robert tu jest - mówię.
- W porządku, widocznie musi tu być.
W środku jest tez tata i Justin, sprawa jest poważna.
- Co się dzieje?
- Usiądź - prosi tata.
- Nie, o co chodzi? - zerkam na Sterlinga.
- Zacznę od wiadomości, która w pewnym sensie jest pozytywna, Carter popełnił samobójstwo, ale zostawił list w którym obwinia o to Ciebie i dowody, które Cię obciążają oraz zdjęcia - urywa.
- Jakie zdjęcia? Te w kopertach? - sięgam po jedną, ale tata mi je zabiera.
- Zaczekaj - prosi adwokat. - Nie ma ich w internecie i wiemy, że są sfałszowane. 
- Co na nich jest? - pytam.
- Wy, Ty i Aaron jak uprawiacie seks.
- Co?! Pokaż.
- Trzy różne daty, czerwiec i lipiec każdy dostał coś innego. Są bardzo realistyczne, ale Robert powiedział, że to nie Ty.
- No raczej, że to nie TY - Urie zagląda mi przez ramię.
- Posłałem je do analizy. Nie wiem czy wiedział, gdzie teraz mieszkasz, więc chciałbym żeby przed Wami dom sprawdziła policja.
- Nie ma problemu - mówi Brendon.
- A wyrok?
- Zależy jak to się rozegra. Jest śledztwo, ale to samobójstwo, a on napisał, że zabija się z miłości do Ciebie. Muszę się skontaktować z kimś kto się zajmuje takimi sprawami.
- A dowody? - pytam.
- Ma je policja. Nie wiem do jakich wniosków doszli, ale raczej będą się kontaktować, jedźmy. Gdy wychodzimy przed dom Shannon zapala papierosa, a drugiego daje Brendonowi, ja muszę porozmawiać z Robertem.
- Dziękuję - mówię zanim wsiada do samochodu.
- Nie masz za co, uważaj na siebie, proszę - odjeżdża.
W domu nic nie ma, a skrzynka na listy też jest pusta.
- No to dobrze, ja muszę jechać, będę dzwonił - odzywa się Sterling.
- Będziecie wszyscy tak stać? - pyta Brendon. Opiera się o framugę drzwi i uśmiecha.
- Wejdziecie? - patrzę na chłopaków. Widzę, że tata chce to zrobić, ale Shannon go stopuje.
- Innym razem mała, odpocznijcie - całuje mnie w policzek. 
- Przepraszam, że Ci nie powiedziałam. Dużo rzeczy Ci nie powiedziałam, bo chciałam zacząć od nowa, nie myśleć o przeszłości tylko skupić się na tym, co mam teraz i na przyszłości. Nigdy nie pytałeś, nie naciskałeś, a ja tak bardzo chciałam zapomnieć i...
- Rozumiem, naprawdę rozumiem. Spójrz na mnie - łapie mnie za brodę. - Jesteś bardzo silną kobietą i z pewnością dużo przeszłaś. Widziałem to od początku, nie musisz mi nic opowiadać ani wracać do tego wszystkiego. Gdyby ten cały Aaron nic nie zrobił, to też byś mi nie mówiła, ale on nie daje o sobie zapomnieć.
- Ta sprawa rok temu, nigdy tak bardzo się nie bałam.
- Wszystko będzie dobrze.
- Chciałabym w to wierzyć.
- Masz - podaje mi kieliszek wina. - Przyjdź do sypialni za 10 minut i wypij zanim przyjdziesz.
Zdejmuje kurtkę i adidasy oraz zamykam drzwi. W pokoju nie ma Brendona.
- Ammm
- Jestem - wychodzi z łazienki, ma mokre ręce.
- Co robisz?
- Jak widać - powoli mnie rozbiera. W łazience jest półmrok, palą się świece i jest pełna wanna wody z pianą. - Poczekaj - wraca z winem i kieliszkami.
Gorąca woda, wino, jego bliskość i dotyk sprawiają, że o wszystkim zapominam. 
- Kocham Cię - odgarnia mi mokre włosy z szyi i całuje.
- Ja Ciebie też kocham. Możemy przejść do drugiej części?
- Ale ja nie planowałem drugiej części.
- Ale ja planowałam - odwracam się twarzą do niego....



___________________________________________________________________

Nowy rozdział poleca się w czasach, gdy wszyscy siedzimy w domach. Zapraszam do komentowania.