19 maja 2015

47. "Podjąłem tą decyzje, gdy zrozumiałem, że córka Jareda nie jest już małą dziewczynką..."

Po koncertach w Danii, Norwegii i Finlandii oraz po kręceniu teledysku w Kopenhadze i Helsinkach przyszła pora na odpoczynek i urodziny Emmy. W sobotnie popołudnie wybraliśmy się na pieszą wycieczkę do lasu. Wszyscy mieli dobre humory za sprawą wieczornej imprezy urodzinowej Ludbrook, która miała się odbyć dzięki Shannonowi. Perkusista zaczął ganiać Janette z jakąś jaszczurką w ręce, a że dziewczyna panicznie się bała takich stworzeń, to zaczęła uciekać i się potknęła. Wstając zaczęła utykać.
- Wszystko ok? - podszedłem do niej.
- Boli trochę.
- Pokaż - posadziłem ją na kamieniu.
- Tylko nie mów mi nic o szpitalu i gipsie.
- Nie no chyba nie jest skręcona. Z Wami to tak zawsze - spojrzałem na brata i córkę.
- Nie złość się - dziewczyna wstała i złapała się Rob'a.

Janette

Mimo, że bolało bardziej niż trochę, to wolałam się do tego nie przyznawać, bo zaraz zaciągnąłby mnie do lekarza, a gips był absolutnie wykluczony.
- Może jednak... - zaczął Robert.
- Nie - przerwałam mu.
- To chodź, wezmę Cię na barana, nie będziesz się męczyła - zaproponował.
- Jestem ciężka.
- Przestań. Jak jesteś na górze, to nie jesteś ciężka - zaśmiał się.
- A kto przeważnie jest na górze? - zapytał Shannon.
- Zależy.
- Od czego? - zrobił zdziwioną minę.
- Od tego kto wyjdzie z inicjatywą.
- Nie wpadłem na to - podrapał się po głowie.
W poniedziałek wypadła pierwsza rocznica naszego związku z Robertem. Zdecydowałam się na banalny prezent, ale wiedziałam, że mu się spodoba. On natomiast ukrywał coś od paru dni, wiec na pewno coś zaplanował. Budząc się rano chłopaka już nie było. Wzięłam prysznic i doprowadziłam się do porządku. Założyłam prostą, granatową sukienkę i weszłam ponownie do łazienki, wychodząc mężczyzna oplótł mnie dłońmi w pasie.
- Dziękuję Ci za ten rok - pocałował mnie w policzek i wręczył bukiet pudrowych róż. - Mam coś jeszcze - puścił mnie i zapiął na ręce bransoletkę. Na łączeniu była data "1st July", a na serduszku "Monday 2013". - Jak będziesz grzeczna, to dostaniesz takie co roku.
- Jesteś kochany - pocałowałam go. - Co do mojego prezentu, to jest w Los Angeles, więc dzisiaj będziesz musiał zadowolić się mną.
- Tobą w formie prezentu? Coś wymyślę - przebiegle się uśmiechnął. - Idziemy na śniadanie?
- A nie mogę zjeść Ciebie?
- Potem. To miała być niespodzianka, no ale... zabieram Cię gdzieś wieczorem, więc się przygotuj.
Szykując się do wyjścia zdecydowałam się na czarną sukienkę. Miałam nadzieję, że dobry strój wybrałam. Widząc godzinę później szatyna w czarnych spodniach i błękitnej koszuli wiedziałam, że dokonałam idealnego wyboru.
- A gdzie Wy się wybieracie? - zapytał tata, gdy byliśmy w połowie drogi do windy.
- Yyy... nie mogę Ci powiedzieć.
- Wy coś wykombinowaliście, jesteście ładnie ubrani, gdzie idziecie?
- Też chciałabym wiedzieć - spojrzałam na Roberta.
- Pogadamy jak wrócimy, ok? - spojrzał na zegarek.
Dwadzieścia minut później znaleźliśmy się w jakimś wieżowcu. Wjeżdżając na ostatnie piętro powoli się domyślałam, co zaplanował. Zanim wysiedliśmy zawiązał mi oczy.
- A co Ty nie protestujesz?
- Ufam Ci, więc chyba nie muszę, chociaż gdzieś w środku czai się lęk.
Gdy po upływie kilkunastu sekund zdjął mi opaskę zaniemówiłam. Pochodnie, baldachim i kwiaty. Wszystko było idealnie. Zaraz potem pojawił się kelner z szampanem.
- Chcesz coś powiedzieć, widzę to - powiedział, gdy byliśmy w połowie naszej kolacji.
- Dzisiejszy dzień jest wyjątkowy dla nas obojga, ale czuję jakby coś było nie tak. Tracę grunt pod nogami.
- Jeśli chodzi o tamtą sprawę, to naprawdę wszystko jest w porządku. Nie mam do Ciebie żalu, ale to mi coś uświadomiło. Mogę cię stracić. Nie oszukujmy się, te 14 lat różnicy ma coś do rzeczy mimo, że nam to nie przeszkadza.
- Sugerujesz, że mogłabym Cię zostawić?
- Kochanie żyjesz w show-biznesie, chodzisz na te wszystkie imprezy, a tam aż roi się od tych aktorów i całej reszty.
- Nie zamienię Cię na młodszy model. Jestem z Tobą szczęśliwa i Ci ufam. Nie wybaczyłabym sobie gdyby przez sprawę z Aaronem rozstalibyśmy się. Nie wyobrażam sobie życia bez Ciebie - w moich oczach stanęły łzy. - Pierwszy raz od czasu, gdy byłam małą dziewczynką, mogę powiedzieć, że jestem naprawdę szczęśliwa i to pod każdym aspektem mojego życia.
- Pod którymś szczególnie?
- Przecież wiesz - spuściłam wzrok.
- Wiesz za co tak naprawdę Cię kocham? Za Twoją szczerość i wrażliwość, zdałem sobie z tego sprawę jakiś czas temu.
- A wcześniej za co mnie kochałeś?
- Pewnie za to, że jesteś taka piękna. Nadal to mnie strasznie w Tobie pociąga, bo jesteś prześliczna. Chodź do mnie - szatyn posadził mnie sobie na kolanach i zaczął delikatnie całować...

W związku z wtorkowym koncertem zespołu w Grand Palais w Paryżu było trochę zamieszania, a sam występ z powodu problemu z klimatyzacją zaczął się z półtoragodzinnym opóźnieniem. Chłopaki jak zwykle świetnie się spisali. Później wszyscy wylądowaliśmy w klubie. Następnego dnia mieliśmy być w Colmarze, ale potrzebowaliśmy odreagować i bawiliśmy się w najlepsze.
- A Ty mówiłaś, że nie możesz pić alkoholu? - szatyn usiadł obok mnie.
- Tylko dwie godziny po tym jak wezmę tabletkę.
- Musisz je brać? - spytał ze smutną miną.
- Wiesz, że tak jest lepiej.
- Nieprawda.
- Nosisz przy sobie prezerwatywy zawsze?
- Nie.
- Właśnie. One są bezpiecznie i są najlepszym rozwiązaniem, jeśli chodzi o nas. Nie martw się - pocałowałam go.
- Co tam gołąbeczki? Takie smutne miny - koło nas zjawił się tata.
- W sumie to nic takiego, prawda? - załapałam Roberta za rękę.
- Nie zmienię zdania, ale niech Ci będzie - lekko się uśmiechnął.
Po niedzielnym koncercie w Padovie udaliśmy się do St. Tropez. Mieliśmy tam spędzić tylko jeden dzień, ale warto było. Poza tym tata z Shannonem mieli słabość do tego miasta i to do tego stopnia, że tata miał tutaj dom. Siedzieliśmy w knajpce, pijąc wino i patrząc na zachodzące słońce, było idealnie.
- Gdzie teraz jesteś? - szepnął Robert.
- Przepraszam - zarumieniłam się.
- Nie ma za co, więc?
- Chciałabym żeby zawsze było tak spokojnie, jak w tej chwili. Żebym nie musiała się niczym martwić i o nic bać.
- Może tak być, bo będę przy Tobie, jeśli oczywiście będziesz tego chciała.
- Chcę - powiedziałam tęsknie.
- Niezmiernie mnie to cieszy.
W południe byliśmy w drodze pociągiem do Nicei.
- Nad czym tak myślisz? - tata usiadł obok mnie.
- Boję się wracać do LA.
- Coś Ty - przytulił mnie. - Nie przejmuj się tym, co mówią ludzie.
- Nie chodzi o ludzi, tylko o Aarona. On nie odpuści. Zepsułam wszystko.
- Nieprawda. Rozmawiałem z Robertem. On nie jest na Ciebie zły, ale lepiej żeby się nie spotkali, bo się pozabijają.
- Może tak być. Jakbym była na jego miejscu, to ciężko by mi było żeby mu od razu pokazać, że jest dobrze, a on to zrobił.
- Nie myśl nad tym. On Cię bardzo kocha, nie zepsuj tego - pocałował mnie w głowę.
- Wszystko w porządku? - spytał Robert, po powrocie z toalety. Kiwnęłam twierdząco głową i się  w niego wtuliłam.
Parę dni później byliśmy już w Mieście Aniołów. Tata zaciągnął Roberta do edycji video, a szatyn, że to uwielbiał nie potrafił odmówić.
- Ale nie będziesz go zawsze tak wykorzystywał? - spytałam.
- Będę, bo mogę.
- No ej!
- Tylko wtedy, gdy będzie mi nadzwyczajnie potrzebny.
- Widzisz kochanie, jestem niezastąpiony - poruszył brwiami.
- To akurat prawda - uśmiechnęłam się. 
Spędziliśmy z chłopakiem razem wieczór, po czym poszliśmy spać. Obudziłam się w środku nocy, bo czułam się fatalnie. Nie budząc szatyna poszłam do kuchni napić się wody. Czułam jak kręci mi się w głowie. Nie miałam pojęcia dlaczego tak się dzieje. Wróciłam powoli do łóżka i zasnęłam. Rano niestety nie było lepiej. Zaraz po tym jak powiedziałam Robertowi, że źle się czuję zjawił się tata. Musiałam wyglądać niezbyt korzystnie skoro postanowił zadzwonić do Andrew.
- Ma dyżur w szpitalu, ubierz się.
- Nie chcę nigdzie jechać.
- Chcesz poczekać żeby zabrała Cię karetka? - spytał wokalista.
- Jared ma rację. Wstań, pomogę Ci się ubrać - powiedział Rob.
Wiedziałam, że z nimi nie wygram, a poza tym zaczynałam się coraz gorzej czuć. Będąc w szpitalu zaczęłam wymiotować, lecz doktor Henderson błyskawicznie się mną zajął. Kroplówka, zestaw badań.
- Przyjmujesz jakieś leki?
- Nie, to znaczy biorę pigułki - poprawiłam się.
- Od dawna?
- Parę miesięcy.
- Po konsultacji z lekarzem mam rozumieć.
- Tak - kiwnęłam głową. 
- Zrobimy USG i zobaczymy.
- Co wczoraj jadłaś? - zapytał w trakcie badania.
Opisałam wszystkie swoje posiłki ze szczegółową dokładnością. 
- Ograniczyłaś kawę? - zerka na mnie.
- No przecież nie wiszę na ekspresie.
- No mam nadzieję, a piłaś wczoraj alkohol?
- Tak.
- Odczekałaś?
- Nie rozumiem.
- Odczekałaś z alkoholem, którego zresztą nie powinnaś pić, po tym jak wzięłaś tabletkę? - Łapę się za głowę, cholera nie odczekałam.
- Nie, zapomniałam.
- Nie możesz tak robić, takie rzeczy czasami naprawdę źle się kończą. Dam Ci zaraz leki i poczujesz się lepiej - dotyka mojego ramienia. - Przyślę pielęgniarkę i idę porozmawiać z Jaredem, bo mi szpital rozniesie zaraz.
- Mówiłem, że te tabletki są złe - do sali wchodzi Robert.
- To był wypadek, po prostu wyleciało mi z głowy.
- Kochanie - mężczyzna pokręcił głową.
Kroplówka zeszła i ponownie zjawił się lekarz.
- Chciałbym Cię zatrzymać na obserwacji.
- Nie chcę.
- Dlaczego?
- Wolę wrócić do domu.
- Młoda - usłyszałam zza pleców głos taty.
- Nie. Jestem dorosła i ja decyduje i chciałabym wrócić do domu.
- Masz rację. Nie mogę zatrzymać Cię tu na siłę, ale obiecaj mi, że do niedzieli poleżysz w łóżku.
- Dobrze - kiwnęłam głową.
Wchodząc do domu marzyłam tylko o tym aby pójść spać. Z pomocą Roberta rozebrałam się i zasnęłam. Kolejny dzień spędziłam w łóżku. Szatyn zadbał by niczego mi nie brakowało. W niedzielne popołudnie udało mi się go wyciągnąć na spacer. Czułam się już w miarę dobrze, a świeże powietrze dobrze mi zrobi.
- Wracamy? - zapytał.
- Jeszcze chwilę, proszę - zrobiłam maślane oczka.
- Jak się czujesz?
- Dobrze.
- Nie kłamiesz? - spojrzał mi prosto w oczy.
- Trochę boli mnie głowa.
- Skarbie...
- Tylko parę minut.
Wracając niedługo potem do domu nie zastaliśmy taty. Z kimś się umówił, ale przed wyjściem zdążył zrobić kolację, co było do niego niepodobne. Zjedliśmy i poszłam się położyć. Chłopak patrząc na mnie wyraźnie posmutniał.
- Martwię się o Ciebie.
- Nic mi nie jest - lekko się uśmiechnęłam. Czułam, że zasypiam.

Jared

Po tym jak wydaliśmy teledysk do "Do or Die" przyszła pora na kręcenie kolejnego. Konkurencja nie śpi jak to mawiał Shannon i my też nie spaliśmy, bo kręciliśmy do rana. Janette krążyła gdzieś po planie. Gdy spytałem ją czy powie parę słów do video zgodziła się, a ja z góry założyłem, że tego nie zrobi. Następnego dnia w południe Tomo i Shannon polecieli do Tokio. Kolejny wieczór spędziłem z Babu nad edytowaniem zdjęć. Kończąc 0 6 rano wiedziałem, że przesadziliśmy.
- Dopiero skończyliście? - do pomieszczenia weszła Janette.
- Tak.
- Idę wziąć prysznic - wstałem.
O 8 mieliśmy samolot, więc wypadało się zbierać. We wtorek poszliśmy wszyscy zwiedzać. Japonia była bardzo zaskakująca. Po koncercie postanowiliśmy pójść do klubu.
- Gdzie Janette? - spytałem kumpla.
- Wróciła do hotelu, boli ją głowa.
- To możemy zaszaleć i nie będzie marudzić - perkusista się wyszczerzył.
- Nie wiem czy to jest dobry pomysł - Rob pokręcił głową.
- Nie bądź pantoflarzem.
- Nie chcę żeby się potem denerwowała, bo jest smutna i mam wyrzuty sumienia.
Słysząc jego słowa dotarło do mnie jak bardzo zależy mu na mojej małej Janette. Była dla niego najważniejsza.
- Shann daj spokój. 
- OK - uniósł ręce do góry w geście obronnym.
W sobotę polecieliśmy do Nowego Yorku, następnego dnia miała się odbyć gala VMA.

Janette

Do Los Angeles wróciliśmy w czwartek przed południem. Niemalże od razu pojechałam do Roberta. Nie widzieliśmy się prawie tydzień. Spędzając u niego dwa dni nie miałam ochoty się stamtąd ruszać, ale obiecałam tacie, że będę na tych wszystkich rodzajach VyRT, więc chcąc, nie chcąc przed południem razem z Robertem byliśmy u mnie. Pierwszy pokaz Artifactu odbył się o 12, kolejny o 16 ostatni zaś o 20. Każda opcja zawierała coś innego. 
W pierwszy weekend września odbyła się premiera Dallas Buyers Club w Toronto. Tata jak na premierę przystało miał na sobie czarny garnitur oraz koszulę.
- Teraz zawsze będziesz musiał nienagannie wyglądać.
- Sugerujesz coś?
- Ja? Skąd - zaśmiałam się.
- Przypomnij mi czemu Cię zabrałem?
- Ty chciałeś. Następnym razem nigdzie nie pojadę.
- Nic nie mówiłem.
Premiera przebiegła bez żadnych niespodzianek. Następnego dnia na festiwalu filmowym Variety Studio pojawił się Matt.
- Cześć - przywitał się.
- O hej - uściskałam go.
W poniedziałek tata poleciał do Nowego Yorku, a ja do Los Angeles. Trzy imprezy w ciągu dwóch dni, to było za dużo. Już czułam jak te wszystkie zdjęcia krążą po serwisach internetowych.
[...] - Kochanie muszę Ci coś powiedzieć - usiadłam koło Rob'a.
- Słucham Cię - przymknął laptopa.
- No, bo popołudniu mieliśmy lecieć do Rio, ale zmieniłam trochę nasze plany. Jakiś czas temu kupiłam bilety na koncert One Republic, który jest dzisiaj. 
- A co z Rio?
- Polecimy, ale po koncercie. Wiem, że nie zapytałam Cię o zdanie i teraz mi z tym źle, ale...
- Nic się nie stało - szatyn położył mi palec na ustach i się uśmiechnął.
- Nie jesteś zły?
- O co miałbym być zły? O to, że chcesz iść na koncert? No daj spokój.
Wychodząc wieczorem byłam trochę podekscytowana. Nie mogłam się doczekać tego występu, który rozpoczął się od "Don't Look Down" potem "Secrets" i zdecydowanie moje ulubione "All The Right Moves". Na koniec nowy kawałek "If I Lose Myself". Jak skończyli żałowałam, że już muszę stamtąd wyjść. Siedząc w hali odlotów chciało mi się spać, a została jeszcze godzina. Po mojej ekscytacji przyszło zmęczenie. Lądując w Rio de Janeiro marzyłam tylko o tym żeby iść spać i tak też się stało zaraz po tym, jak znalazłam się w hotelu. Po południu wybraliśmy się z Robertem na spacer. W sobotę o 20 odbył się koncert zespołu. Zaraz po nich występowała Florence, czego absolutnie nie mogłam odpuścić, bo ją uwielbiałam. Na zakończenie równo o północy swój show zaczęło Muse. Do hotelu wróciliśmy w środku nocy. W poniedziałek w Londynie odbył się pokaz Giles'a Deacon'a, na który tata wybrał się z Annabelle. W kolejne popołudnie zespół występował w Live Lounge BBC Radio1. Potem panowie poszli na party Harpers Bazaar, a my wróciliśmy do hotelu.
- Jakieś pomysły? - spytał Rob.
- Raczej nie - położyłam się obok niego na łóżku, a on zaczął mnie całować. - Widzę, że Ty masz jakieś pomysły.
- Całkiem sporo.
Pod koniec tygodnia byliśmy z powrotem w LA. Zespół miał koncerty w San Diego i Las Vegas, a ja musiałam przygotować się do zajęć na uczelni. W sobotnie przedpołudnie będąc w połowie picia kawy zadzwonił dzwonek. Byłam przekonana, że to Robert, ale gdy otworzyłam drzwi osłupiałam.
- Cześć - Kimberly mocno mnie uściskała.
- Co tu robisz? - zapytałam przytulając ją.
- Mam dla Ciebie niespodziankę.
- Wejdź, nie będziemy tutaj rozmawiać. Chcesz coś do picia? 
- Może być sok. - Nalałam jej szklankę soku pomarańczowego i usiadłam przy stole.
- Więc o co chodzi - spytałam zaciekawiona. 
- Pamiętasz, gdy mieszkałyśmy w Kansas miałyśmy pewne plany - zaczęła bez skrępowania.
- Studia na NYU - dodałam.
- Dokładnie. Ty zrezygnowałaś i zostajesz tutaj na UCLA, zgadza się?
- Tak - nadal nie miałam pojęcia o co jej chodzi.
- Ja też zrezygnowałam. Nie chcę studiować na NYU bez Ciebie, więc będę studiować tutaj. - Opadła mi szczęka na jej słowa.
- Co?
- Inny kierunek niż Twój, ale jedna uczelnia. Nieważne gdzie ważne, że razem.
- Nie wierzę, że to zrobiłaś.
- Jesteś dla mnie bardzo ważna i jesteś moją przyjaciółką, strasznie mi Cię brakowało przez ten rok - ścisnęła moją słoń.
- Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę.
- No mam nadzieję - zaśmiała się.
- Nawet nie wiesz jak mnie zaskoczyłaś. Gdzie będziesz mieszkać?
- Mam już wynajęte mieszkanie.
- Czemu nie mówiłaś nic wcześniej?
- Chciałam Ci zrobić niespodziankę i widzę, że mi się udało - upiła łyk soku.
- Cześć - usłyszałam w holu głos Roberta. 
- Hej, jesteśmy w kuchni.
- Jesteśmy? - wszedł do środka. - A zastanawiałem się czyj samochód stoi na podjeździe - uściskał dziewczynę na powitanie.
- Miło Cię widzieć - powiedziała.
- Przyzwyczaj się do jej częstych wizyt tutaj - spojrzałam do chłopaka.
- Co mnie ominęło? - nalał sobie kawy.
- Kim przeprowadziła się do Los Angeles i będziemy razem studiować.
- To super - odpowiedział.
- Nie przeszkadzam Wam, do zobaczenia w poniedziałek - cmoknęła mnie w policzek.
- Pa.
- Cieszysz się, że będzie tutaj? - spytał szatyn, gdy drzwi się zamknęły.
- Tak. Miałyśmy pewne plany, nie wyszło więc mamy nowe - uśmiechnęłam się pod nosem. - A Ty się chyba nie do końca cieszysz?
- Bo zabierze mi Ciebie i nie będziesz miała czasu.
- Postaram się to pogodzić, tak aby nikt nie był pokrzywdzony. Nie martw się w nocy jestem tylko Twoja - puściłam mu oczko.
- No mam nadzieję - pocałował mnie.
W poniedziałek zaczęły się zajęcia na UCLA, więc o koncertach zespołu mogłam tylko pomarzyć.
- Witam - usłyszałam głos Kim, gdy wysiadłam z samochodu na uczelnianym parkingu.
- No cześć. Czym przyjechałaś?
- Tym - wskazała na białego mercedesa cabrio.
- Wow.
- Tata powiedział, że skoro wyjeżdżam tak daleko, to powinnam mieć czym jeździć.
- Chodźmy, bo się spóźnimy.

Tata pod koniec września był w Nowym Yorku, a potem grali koncerty w Kanadzie. W pierwszy weekend października pojawił się w domu.
- Przyjechałem tylko na chwilę, bo mam dla Ciebie propozycję nie do odrzucenia - spojrzał na mnie.
- Och naprawdę?
- Młoda...
- Słucham Cię, mów.
- Bo jak wiesz w sobotę gramy koncert w Hollywood Bowl i chcielibyśmy, mówię również w imieniu Tomo i Shannona żebyś z sami wystąpiła. - Widząc jego minę, wiedziałam, że nie żartuje.
- A co masz konkretnie na myśli?
- Żebyś zagrała na pianinie. Chcemy żeby to był wyjątkowy koncert.
- OK - powiedziałam długo się nie zastanawiając. - Ale mam warunek, zaśpiewasz dwie piosenki, które wybiorę z całej Waszej dyskografii.
- Niech Ci będzie. To w takim razie nastaw się psychicznie, bo musimy trochę poćwiczyć.
Tata do samego wieczora męczył mnie różnymi kawałkami. Czasem zdarzyło mu się mnie poprawić, ale poza tym twierdził, że wszystko jest świetnie.
- Wiem, że nie masz wolnego czasu, ale ćwicz proszę.
- Nie martw się, będę żeby się nie skompromitować.
- Narazie - pocałował mnie w policzek i wyszedł, a ja zabrałam się za śniadanie.
- I jak tam? - spytał Robert.
- Chyba dobrze.
Przez cały tydzień, który został do koncertu zawzięcie ćwiczyłam. Zazwyczaj grałam tylko dla siebie, więc idealnie nie było. Teraz to miał być prawdziwy koncert, odsłuch i tata przerywający co chwilę.
- Starczy Ci - Robert zatrzasnął pianino. - Idziemy - złapał mnie za rękę i zaprowadził do mojego pokoju. Światło było zgaszone, paliły się tylko świece. Nim zdążyłam się rozejrzeć podał mi kieliszek z winem. - Będziesz w stanie się wyciszyć do jutra?
- Myślę, że tak - delikatnie się do niego uśmiechnęłam. 
Rano obudził nas tata.
- Co wybrałaś? - spytał, gdy jadłam śniadanie.
- The Story i Hurricane... full band - uśmiechnęłam się podstępnie.
- A nauczyłaś się grać Hurricane?
- Owszem.
- No dobra, obiecałem Ci. Jedz i ubieraj się, bo zaraz jedziemy.
O 10 byliśmy w Hollywood Bowl. Na scenie stało czarne pianino.
- Zaczniemy od End Of All Days, potem Alibi, Hurricane, a i Stay.
Z pierwszym utworem nie było problemu, kolejny również był w porządku. Hurricane, które już potem ćwiczyliśmy z całym zespołem wyszło obłędnie, aż Emma, Robert i Shayla zaczęli bić brawo.
- Możesz jechać do domu - tata spojrzał na mnie. - Tylko się nie spóźnij, bo coś Ci zrobię.
- Zadbam o to - powiedział Robert.

Jared

Wysyłając Janette do domu mogliśmy z chłopakami zacząć naszą tradycyjną część soundchecku.
- Zapomniałbym. Jest piosenka, którą musimy przećwiczyć.
- Jaka? - Shannon spytał zaciekawiony.
- The Story.
- Skąd żeś to wyciągnął?
- To był warunek Janette. Podała dwie piosenki, które muszą być w setliście żeby ona wystąpiła.
- I oczywiście się zgodziłeś.
- Shannon, Ty też tego chciałeś, więc nie marudź. Lecimy z tym.
Kończąc próbę byłem w pełni usatysfakcjonowany. Na trzy godziny przed koncertem były spotkania z fanami i autografy. Janette zjawiła się o 20, czyli całą godzinę wcześniej.
- Najpierw gramy Alibi potem End Of All Days, Hurricane i Stay, pomiędzy ostatnimi będzie malutka przerwa.
- OK.
Zaczynając sam byłem trochę podekscytowany, bo w końcu pierwszy raz Janette miała z nami wystąpić. Rozpoczęliśmy od Birth, potem NOTH, S&D, This Is War, Conquistador, Do Or Die następnie Depuis Le Debut. Zaraz po występie akrobatów na scenie miało pojawić się pianino. Patrząc na córkę widziałem, że się denerwuje.
- Poradzisz sobie - stanąłem koło niej. - Masz to we krwi.
Plan był taki, że dopiero, gdy zacznie grać zapali się światło nad nią. W momencie, gdy to się stało usłyszałem jeden pisk. Zagraliśmy trzy kawałki bez przerywania ich, bo nie chciałem już jej bardziej stresować.
- Jak się bawicie? - spytałem po Hurricane. - Mamy dzisiaj wyjątkowego gościa, Janette - wskazałem na dziewczynę. Ponownie zaczęli krzyczeć i piszczeć, a ja uśmiechnąłem się pod nosem. Zagraliśmy Stay i brunetka już chciała uciec.
- Wielkie brawa dla niej!
Dziewczyna ukłoniła się i zeszła ze sceny. Po koncercie wybraliśmy się do klubu. Na ogół raczej nie piłem i unikałem alkoholu, ale postanowiłem zrobić wyjątek. Dwa dni później występowaliśmy na Red Bull Sound w KROQ. Byłem trochę chory, więc znałem ryzyko z tym związane i jakoś bardzo się nie zdziwiłem, gdy wieczorem zacząłem kasłać krwią.
- Nic mi nie jest - próbowałem przekonać córkę, ale czułem, że przekonuje też samego siebie.
- Zadzwonię po lekarza, bo już nie mogę na to patrzeć - rzuciła stanowczo i wyszła z mojej łazienki.
Andrew zjawił się niecałe pół godziny później. Zastanawiałem się czy Janette przedstawiła  sytuację w tak dramatyczny sposób, czy on uznał ją za aż tak złą. Zostając z nim sam na sam, wiedziałem, że zaraz mi dopieprzy.
- Sprawia Ci przyjemność igranie z własnym życiem? Robiłeś to podczas poprzedniej trasy i teraz znowu.
- To, że trochę boli mnie gardło nie znaczy, że będę odwoływał występy.
- Jared nie wkurwiaj mnie. Wiesz jak skończyło się to ostatnim razem i nie powinieneś ryzykować, a Ty masz to w dupie.
- Nieprawda. Po prostu - zawiesiłem głos.
- No właśnie. Masz córkę, która Cie potrzebuje, więc musisz dbać o siebie.
- To jest cios poniżej pasa. 
Mężczyzna podał mi jakieś leki i od razu poczułem się lepiej.
- Dzięki i wiem, zadbam o siebie.
- Mam taką nadzieję, bo nie mogę patrzeć na to jak ona się martwi.
Henderson miał dużo racji w tym co mówił, ale ja kochałem grać koncerty i nie mogłem sobie tego odpuścić, ale mogłem to trochę zastopować.

Janette

- Wszystko będzie dobrze. Był za bardzo osłabiony i organizm nie wytrzymał. Miej na niego oko. Jakby się coś działo, to dzwońcie - spojrzał na mnie i Roberta.
- Dziękuję.
Lekarz wyszedł, a szatyn mocno mnie przytulił. Całą noc nie spałam, ja mogłam sobie odpuścić zajęcia, ale Rob musiał iść do pracy.
- Jak się czujesz? - spytałam taty zaraz po tym jak chłopak wyszedł.
- Nawet dobrze, ale boli mnie głowa.
- Trzymaj, Andrew to dla Ciebie zostawił - podałam mu fiolkę z tabletkami.
- Idź spać, mi nic nie będzie.
- Ale...
- Naprawdę. Doceniam to, co zrobiłaś wczoraj, ale teraz idź się połóż - pocałował mnie w głowę. Byłam taka zmęczona, że gdy tylko się położyłam zaraz zasnęłam.
W czwartkowy wieczór odbyła się premiera Dallas Buyers Club w Academy of Motion Picture Arts and Sciences w Beverly Hills. Na tą okazję kupiłam kolejną sukienkę. Tym razem ciemno fioletową do samej ziemi z odkrytymi plecami.
- Jak zwykle pięknie wyglądasz - tata delikatnie się uśmiechnął.
- Cieszę się, że Ci się podoba.
Po premierze razem ze znajomymi taty wybraliśmy się na kolację do Hakkasan. Wróciliśmy późno, więc następnego dnia nie poszłam na uczelnię. Parę dni później odbyło się wręczenie nagród Hollywood Film Awards. Tata spotkał się z Robertem Downeyem Jr. i nie mogli się rozejść.
- Tak mało czasu razem spędzamy - Downey złapał tatę za rękę. - A Ty nas jeszcze poganiasz, to nie służy naszemu związkowi - mówił to z taką powagą, że momentalnie wybuchłam śmiechem, a wokalista zaraz po mnie.
- Nacieszcie się sobą, a ja idę po kolejnego drinka.
[...]
- Nie będziesz miała problemów? - spytał tata, gdy następnego dnia nie poszłam na zajęcia.
- Raczej nie.
Wiedziałam, że nie będę miała problemów, ale będę musiała sama nadrobić to wszystko. Tata pod koniec października poleciał do Portugalii, gdzie zespół miał zagrać koncert, potem Hiszpania: Madryt i Barcelona. Halloween postanowiliśmy spędzić z Robertem w domu. Ja symbolicznie przebrałam się za kota. Miałam na sobie czarne rurki i bluzkę oraz kocie uszy, które nabyłam parę dni temu w sklepie.
- Ładnie wyglądasz - mocno mnie pocałował. Nawet nie zorientowałam się kiedy wszedł do domu.
- To co oglądamy? - usiadłam na kanapie.
- A jesteś grzecznym czy niegrzecznym kotkiem?
- Raczej to drugie.
- Natknąłem się ostatnio na fajny film, tylko muszę iść po laptopa.
- A jaki tytuł?
- The Town.
- Nie kojarzę - rozłożyłam się na kanapie. 
- Nie bądź prawdziwym kotem i nie zajmuj całego miejsca - usiadł na kanapie.
- A czemu nie? - obróciłam się na plecy.
- A temu - zaczął mnie łaskotać.
- To było wredne.
- Wynagrodzę Ci w łóżku - przytulił mnie.
- No ja myślę.
Przez parę kolejnych dni Robert zachowywał się trochę dziwnie, jakby był całkiem w innym świecie.
- Co jest?
- No, bo rozmawiałem z mamą i zaprosiła mnie na Święto Dziękczynienia. Chciałabym żebyś pojechała ze mną.
- Uważasz, że to dobry pomysł?
- Myślę, że tak. Nie bój się.
- A jak się jej nie spodobam.
- To będzie jej problem. Ważne, że mi się podobasz.
- No dobrze, tylko muszę pogadać z tatą.
Zaraz po wyjściu chłopaka do pracy zadzwoniłam do taty. Pokrótce powiedziałam mu o co chodzi i czekałam na jego odpowiedź.
- Jeżeli o mnie chodzi, to nie mam nic przeciwko.
- Yhym - westchnęłam cicho.
- Chyba nie takiej odpowiedzi oczekiwałaś.
- Boję się tam jechać. My jesteśmy szczęśliwi, Ty to zaakceptowałeś, ale jego rodzice są inni. Jakby nie patrzeć mogą być niezadowoleni. 
- Kochanie, jak nie chcesz jechać, to powiedz Robertowi. On to zrozumie, ja to wiem i Ty też.
- Tylko, że ja już się wstępnie zgodziłam.
- Wiesz, że to nie jest problem.
- Boisz się w pełni to rozumiem. Wchodzisz do czyjejś rodziny. Porozmawiaj z Babu o tym jeszcze. Widzimy się w sobotę.
- Pa - po sekundzie słyszałam już tylko dźwięk rozłączonego połączenia.
Cały dzień chodziło mi to po głowie. Rob po powrocie z pracy od razu zauważył, że coś jest nie tak.
- Co się dzieje? - objął mnie ramieniem. Chciałam odpowiedzieć, ale nie miałam pojęcia jak ubrać to w słowa.
- Chodzi o ten wyjazd. Boję się i mam złe przeczucia.
- Co masz konkretnie na myśli?
- Czuję, że jej się nie spodobam.
- Przecież jesteś śliczna - pocałował mnie w policzek.
- Robert - delikatnie go szturchnęłam. - Nie będzie jej pasowała ta różnica wieku. Nie oszukujmy się Twoja mama żyje w innym świecie niż mój tata i to będzie dla niej problem.
- Niestety możesz mieć rację. Ja wiem, Tobie nie chodzi o to, że nie będzie jej się to podobało tylko o to, że nie będziemy mieć jej aprobaty.
- Chciałabym, trochę mi na tym zależy.
- Zobaczysz będzie dobrze, a jak nie to trudno. Przeżyjemy bez tego - mocniej mnie przytulił. - No już, uśmiechnij się. - Na mojej twarzy zagościł delikatny uśmiech, ale i tak wiedziałam, że to mi nie da spokoju.
W piątek o 3 byliśmy w Amsterdamie. Kolejny dzień zaczęliśmy od zwiedzania. Zjedliśmy szybkie śniadanie i zanim wszyscy wstali wyszliśmy.
- Hej - uściskałam wokalistę.
- Cześć. Nie mogliście usiedzieć.
- Ona nie mogła. Ja spokojnie mogłem spać.
Wieczór spędziliśmy w hotelu. Głównym celem naszego przyjazdu do Holandii była gala MTV EMA. 
- Ta czy ta? - przykładałam na zmianę sukienki stojąc przed szatynem w samej bieliźnie.
- Ta druga - poruszył brwiami.
- A Ty na pewno nie chcesz iść?
- Szczerze? Nie mam ochoty, ale Ty baw się dobrze i bądź grzeczna, bo jak nie to nic z tego nie zostanie - złapał za moją bieliznę.
- Ej, ej uważaj sobie.
Po pięciu minutach byłam gotowa.
- Mam wszystko - zerknęłam do kopertówki. - To lecę - jednak przy drzwiach jeszcze o czymś sobie przypomniałam.
- Czego zapomniałaś? - spytał chłopak.
- Nie dałam Ci buzi - mocno go pocałowałam.
Na gali wystąpiło kilka gwiazd, między innymi Katy Perry, która kompletnie mnie oczarowała, Kings Of Leon, Eminem, The Killers. Potem przyszła pora na after party. Z Shannonem trochę się ukrywaliśmy, bo obiecaliśmy tacie, że nie będziemy pić, ale wyszło jak zawsze.
- Nawet nie chce mi się nic mówić - usłyszeliśmy głos taty.
- Bracie wyluzuj - perkusista poklepał go po plecach.
- Wracamy do hotelu.
- OK - wstałam tracąc równowagę.
Parę dni później polecieliśmy do Londynu. Nie czułam się najlepiej, więc też nie miałam ochoty żeby się stroić. Naciągnęłam na siebie czarne leginsy, t-shirt, bluzę i fioletowe air maxy i z bólem wyszłam z pokoju.
- Co jest? - spytał tata, gdy mnie tylko zobaczył.
- Źle się czuję.
Będąc w londyńskim hotelu niemalże natychmiast się położyłam biorąc wcześniej tabletkę przeciwbólową. Gdy się obudziłam było późne popołudnie. Robert siedział na sofie z laptopem na kolanach i ze słuchawkami na uszach.
- Co robisz?
- Nic konkretnego. Jak się czujesz?
- Lepiej.
- Jakbym był kobietą, to bym się chyba zabił.
- Z czasem byś się przyzwyczaił. Nie zawsze tak jest.
- Zauważyłam, ale chyba nie powinno tak być.
- No nie, ale...
- A mówiłaś o tym lekarzowi?
- Nie.
- To mu powiesz o tym na kolejnej wizycie, dobrze? Janette?
- Dobrze - spojrzałam na niego. - To urocze, że tak się o mnie martwisz.
- Jesteś dla mnie ważna i zawsze będę się martwił jak będziesz się źle czuła.
W niedzielny wieczór byliśmy już w Los Angeles i musieliśmy się zmierzyć z tym, że następnego dnia ja miałam iść na zajęcia, a Robert do pracy.
- Chyba się popołudniu nie zobaczymy.
- Dlaczego?
- Bo muszę zrobić projekt i nie będę miał czasu.
- OK.
Po wyjściu z uczelni postanowiłam pojechać do Roberta. Pewnie nawet nie miał czasu zjeść. Zadzwoniłam dzwonkiem i to, co ukazało się moim oczom przeszło najśmielsze oczekiwania. Dziewczyna w samym ręczniku z mokrymi włosami.
- Przepraszam, chyba pomyliłam mieszkania - cofnęłam się zmieszana.
- Zaczekaj! Jesteś Janette, prawda?
- Tak - odwróciłam się.
- Wejdź. - Spojrzałam na nią kompletnie nie wiedząc, o co chodzi. - Jestem Caity, siostra Roberta - powiedziała zamykając drzwi. - Daj mi chwilę ubiorę się.
Parę minut później usłyszałam dźwięk przekręcanego zamku w drzwiach.
- Caity, jest tu może Janette?
- Jestem - wstałam z kanapy.
- Pewnie, że jest - dziewczyna się uśmiechnęła - i była skłonna pomyśleć, że ją zdradzasz.
Chłopak spojrzał na mnie zaskoczony.
- Oj no, mogłeś powiedzieć, że przyjeżdża Twoja siostra. Jak przyszłam, to otworzyła mi w samym ręczniku, więc wyglądało to dość dwuznacznie.
- Przepraszam - przytulił mnie.
- Nie jestem zła. Nie będę Wam przeszkadzać - wyswobodziłam się z jego uścisku.
- Idź za nią - usłyszałam słowa dziewczyny, zamykając drzwi.
- Zaczekaj - Robert załapał mnie zanim wsiadłam do samochodu. - Jesteś na mnie zła?
- Nie. Miałeś jakieś powody, że nie powiedziałeś mi o przyjeździe Twojej siostry.
- Chciałem zrobić Ci niespodziankę, ale mnie uprzedziłaś. Nie ukrywam nic przed Tobą, poza dziećmi z poprzednich związków.
- Ej! - walnęłam go w ramię.
- No już - pocałował mnie.
- Pa  - wsiadłam do auta.
W piątek mieliśmy się wybrać na kolację, ale skończyło się na tym, że leżałam w łóżku z gorączką.
- Może zadzwonić po lekarza?
- Nie, to przejdzie.
- Oby.
Cały weekend spędziłam w domu. Rob wymusił na mnie też poniedziałek pod groźbą, że nie pójdziemy na wtorkowy koncert Justina Timberleak'a w LA. Następnego dnia musiałam się spakować i doprowadzić dom do porządku przed przyjazdem taty. Razem z Shannonem przyjechał popołudniu.
- Pamiętaj, co mama Roberta powie, to zawsze będzie miała rację.
- Shannon daj jej spokój.
- W sumie to już mi nie zależy.
- Mogę Ci dać małą radę? - tata spojrzał na mnie. - Wiem jaka jesteś, ale jeśli zdarzy się tak, że będzie jakaś konkretna różnica zdań pomiędzy Tobą i mamą Roberta, to udaj, że nie słyszałaś albo po prostu wyjdź.
- Niczego nie obiecuję.
- Wyświadczysz przysługę tylko sobie, pamiętaj.
- Czuję jakbyście mnie wyprawiali na wojnę.
- Bo tak jest. Chcesz odebrać matce jedynego syna, to będzie swego rodzaju walka.
- Ty ją Jared zacząłeś ściągając Greenwood'a tutaj.
- Chcecie coś do picia? - wstałam z kanapy. Nie mogłam ich dłużej słuchać.
- Młoda zrób mi kawę.
- OK - odkrzyknęłam do Shannona.

W czwartek przed 14 byliśmy już u Roberta.
- Wujek - do szatyna podbiegł chłopczyk z jasnymi włosami.
- Siemasz łobuzie.
- Cześć - Caity się przywitała.
- To jest ta nowa ciocia? - malec spojrzał na siostrę Rob'a.
- Tak.
- Cześć - podał mi rękę. - Jestem Casper, przywiozłaś mi jakiś prezent? - roześmiałam się na jego słowa.
- Nie wolno tak mówić - do chłopca podeszła szatynka z długimi prostymi włosami. - Jestem Elena - przedstawiła się ciepło uśmiechając.
- Janette.
- Gdzie Nick?
- Poszedł po drewno do kominka.
- Chodź - Robert złapał mnie za rękę i wprowadził wgłąb domu. - Cześć mamo. Poznaj, to moja dziewczyna, Janette.
- Dzień dobry.
Kobieta uśmiechnęła się lustrując mnie dokładnie wzrokiem.
- Obiad będzie za godzinę. Zabierz dziewczynę na górę.
Wchodząc do pokoju Roberta trochę się zawiodłam. Na środku stało duże łóżko, obok były drzwi na balkon, szafa, komoda, telewizor, biurko i łazienka.
- Liczyłam, że zastanę tu pokój 17-latka.
- Od paru lat tak wygląda. Otwórz szafę - powiedział.
Środek mebla był wyklejony plakatami stanowych drużyn koszykarskich.
- I to rozumiem - uśmiechnęłam się.
Przebraliśmy się i zeszliśmy na dół. W tym samym momencie przyjechał Charles - tata Roberta.
- A już myślałem, że do końca życia będzie sam - mężczyzna spojrzał na mnie.
- Zapraszam do stołu.
Wszystko przebiegało w idealnej atmosferze do momentu aż Susan postanowiła przeprowadzić wywiad.
- Janette czym się zajmujesz na co dzień? 
- Studiuję i pracuję.
- Udaje Ci się to pogodzić?
- Na pełen etat tylko studiuję, pracą zajmuję się, gdy nie jestem zajęta uczelnią.
- Albo mną - dodał Robert.
Kobieta dalej już nie drążyła, ale czułam, że to jeszcze nie koniec. Wieczorem siedzieliśmy z Robertem przy kominku i piliśmy gorącą czekoladę.
- Przerwiemy Wam ten romantyczny wieczór - siostry Roberta usiadły obok.
- Ile jesteście razem? - spytała Elena.
- Rok i cztery miesiące - odpowiedziałam.
- I dopiero teraz ją przywiozłeś? - spojrzała z wyrzutem na brata.
- Sam musiałem się najpierw nacieszyć.
- Twój tata nie miał nic przeciwko Waszemu związkowi? - Caity spojrzała na mnie.
- Nie, chyba był nawet zadowolony.
- Bo wiedział, że będziesz w dobrych rękach - Robert poruszył brwiami.
- Z pewnością.
- Jesteście tacy uroczy razem - Elena nas uściskała.
- Nie będziemy Wam już przeszkadzać - dodała Caity. 
- Kochanie, bo... - zaczął szatyn, gdy zostaliśmy sami. - Chyba powinienem powiedzieć mamie, że Jared jest Twoim tatą. Ona zacznie sama tworzyć sobie jakąś historie i potem będzie ciężko.
- Jak chcesz, ja się dostosuje, tylko nie zostawiaj mnie z nią samej.
- Nie bój się - pocałował mnie i jego ręce wsunęły się pod moją sukienkę.
- Nie tutaj, oszalałeś.
- Z miłości do Ciebie - uśmiechnął się i podniósł się pociągając mnie za sobą do góry. Po chwili byliśmy już w jego pokoju.
Budząc się następnego dnia wzięliśmy szybki prysznic, ubraliśmy się i zeszliśmy na śniadanie.
- To co sobie moja księżniczka życzy?
- Poproszę kawę, z resztą zdaję się na Ciebie.
Zjedliśmy, a potem usiedliśmy w salonie oglądając film, w tym samym momencie dołączyła do nas Susan.
- Dzieci ile Wy razem jesteście?
- Ponad rok.
- Uohh.
- Muszę Ci coś sprostować. Pamiętasz mojego szefa?
- Tak Jared, ten aktor, mają zespół z bratem.
- Zgadza się. Janette jest jego córką.
- Naprawdę? - kobieta spojrzała na mnie. Niepewnie kiwnęłam głową. - Ale przecież ona, to znaczy Ty, przepraszam. Masz 18 lat.
- Tak.
Kobieta była w niemałym szoku, który niemalże od razu zastąpiła krytyka naszego związku.
- Dzieli Was 14 lat, uważacie, że to dobry pomysł żeby się spotykać?
- Nie jesteśmy razem od wczoraj - szatyn złapał mnie za rękę. - Jesteśmy szczęśliwi, bardzo szczęśliwi.
- Widzę, że już podjęliście decyzje, więc nie powinnam się wtrącać.
- Mamo podjąłem tą decyzje, gdy zrozumiałam, że córka Jareda nie jest już małą dziewczynką i strasznie mi się podoba. Nie kwestionuj tego, nie pozwalam Ci. Nie po tym jak rozwiodłaś się z tatą. - Kobieta wstała i wyszła.
- Robert, proszę spójrz na mnie.
- Ja... tak bardzo Cię kocham, nie pozwolę jej tego zniszczyć. Nie potrafi zrozumieć, trudno. Mam 32 lata i będę robił, to co ja uważam za dobre, a mi na Tobie bardzo zależy. - Słuchając go w moich oczach pojawiły się łzy. - Tylko mi nie płacz - zastrzegł.
- To ze szczęścia - uśmiechnęłam się. - Mówiłeś, że nie masz im za złe tego, że się rozwiedli - powiedziałam, gdy siedzieliśmy już w jego pokoju.
- Nie mam, byliśmy dorośli i tego nie odczuliśmy. Każdy żył już praktycznie swoim życiem, a tata przy ważniejszych okazjach zawsze jest z nami.
- To o co chodzi? Przepraszam, może nie powinnam - wycofałam się.
- Nie przepraszaj. Mama... ona ma manię kwestionowania decyzji. Musi być tak jak ona chce. Dlatego Elena mieszka w Kanadzie, dlatego ja się wyprowadziłem. W ogóle się nie zastanawiałem, gdy Jared to zaproponował. Miałem już dość. Teraz znowu to się zaczyna, bo coś jej się nie podoba, bo nie spytałem jej o zdanie.
- Może po prostu zależy jej na Tobie.
- Nie. Spójrz jak Jared troszczy się o Ciebie, jemu zależy, a ona... nie potrafi przeboleć, że rozstałem się z moją byłą dziewczyną, córką jej przyjaciółki. 
- Aha.
- Razem już zaplanowały wszystko, a ja nie kochałem jej aż tak żeby spędzić z nią resztę życia. Ona nie umie tego zrozumieć. Chciała zaplanować życie każdego z nas, a my się zbuntowaliśmy. 
- Nie martw się tym.
- Zależało Ci na tym żeby zaakceptowała nasz związek.
- Tak, ale z tego co widzę, to się nie stanie, trudno. Może kiedyś ją do siebie przekonam.
- Za dużo Ci powiedziałem, teraz będziesz o tym myśleć. Chyba, że czymś Cię zajmę - pocałował mnie.
- Spróbuj - oddałam pocałunek.
Leżąc w łóżku wpadłam na pewien pomysł.
- Może spotkałbyś się z tymi swoimi kolegami.
- Ty jeszcze o nich pamiętasz?
- Pewnie, że tak. Weź zadzwoń.
- No dobra - sięgnął po telefon. - Cześć David... to super, o 12? Do zobaczenia.
- I?
- Umówiliśmy się jutro o 12.
- A reszta?
- Da im znać.
- Widzisz - poruszyłam brwiami.
- Ile ja się z nimi nie widziałem.
- Nadrobisz.

Robert

Wychodząc przed południem z domu bałem się zostawiać Janette.
- Caity będzie tu cały czas.
- Spokojnie, poradzę sobie - pocałowała mnie.
Przed wejściem do pub'u spotkałem David'a.
- Kopę lat stary.
- Zeszło trochę.
W środku był już Jake i Valley. Po kilku minutach zjawił się Michael.
- Sorki za spóźnienie - usiadł przy stoliku. Popatrzyliśmy z chłopakami na siebie i się roześmialiśmy.
- Jak zawsze spóźniony Mike, jak za starych czasów.
Zamówiliśmy po piwie i po kole zaczęliśmy o sobie opowiadać.
- Od najstarszego - Michael się wyszczerzył. 
- No to ja mam żonę i córkę - powiedział Jake.
- Ja mam żonę i dwójkę dzieci. Robert weź no nas zaskocz.
- Chciałbyś. Nie mam żony ani dzieci.
- No gościu.
- Ale mam dziewczynę.
- To już coś.
- Ja mam świeżo narodzonego syna i żonę - Valley się uśmiechnął.
- Ja mam narzeczoną. W przyszłym roku bierzemy ślub - Michael poruszył brwiami.
- O ile będzie z Tobą do tego czasu - Jake go szturchnął.
Posiedzieliśmy jeszcze trochę i rozdzwoniły się telefony.
- Mam propozycję, może spotkamy się wieczorem z żonami, narzeczonymi i dziewczynami. Zabrałeś swoją oczywiście? - Jake spojrzał na mnie.
- Tak.
- To narazie.
Wracając do domu zastanawiałem się czy zastanę mamę i Janette całe, bo od dziewczyny miałem parę nieodebranych połączeń. Wewnątrz była nadzwyczajna cisza. Wchodząc po schodach natknąłem się na siostrę.
- Gdzie Janette?
- U Ciebie.
- A mama?
- Wyszła. Wszystko ok?
- Chciałbym żeby tak było - otworzyłem drzwi do swojego pokoju. 
- Ooo jesteś - brunetka się uśmiechnęła. - Jak było?
- Fajnie. Wychodzimy wieczorem.
- A gdzie się umówiliście?
- W klubie.
- Czyli idziemy tańczyć - zeskoczyła z łóżka i zaczęła się poruszać w ten wyjątkowy sposób.
- Nie przerywaj - jęknąłem.
- Reszta wieczorem.
[...]
- Może być? - stanęła przede mną w sukience.
- Pewnie. Będą mi zazdrościć.
Na miejscu był tylko David.
- Moja żona Sarah, a to jest własnie Robert i ...
- Janette - powiedziała dziewczyna.
Przywitaliśmy się i usiedliśmy. Następnie dołączył Michael z Olivią, zaraz za nim Jake z Caitlyn, a na końcu Valley i Annie.
- Przynieść Ci coś? - spojrzałem na Janette.
- To co zawsze.
Wszyscy wypili po drinku i poszliśmy tańczyć.
- Mike Cię rozpoznał - szepnąłem dziewczynie do ucha.
- I co?
- Śmiał się, że wiem od kogo podbijać.
- Już sobie tak nie schlebiaj.
- Nie śmiałbym.
Po minucie siedzieliśmy wszyscy przy stoliku i wznosiliśmy czwarty toast tequilą. 
- Mike mówił, że Twoja dziewczyna jest córką jakiegoś znanego aktora, ale nie zrozumiałem o co mu chodzi. - Valley usiadł koło mnie.
- Pracowałem u niego. Jared Leto.
- Ty, kojarzę gościa. Jak ją poderwałeś?
- Mam swoje sposoby - puściłem mu oczko.

Janette

Siedząc koło Roberta dobrze słyszałam jego rozmowę z Valley'em.
- Hmm? - chłopak rzucił mi pytające spojrzenie.
- Nic. Myślisz, że mogę wypić jeszcze jednego drinka?
- Pewnie, że możesz tylko żebyś nie spędziła nocy przy muszli klozetowej.
- W sumie masz rację.
- Wpadnijcie do nas jutro wieczorem - Caitlyn pocałowała mnie w policzek.
- Ok, dzięki.
Niecałe pół godziny później byliśmy w domu. Zdjęłam buty i powoli zaczęłam wchodzić po schodach. Zatrzymałam się w połowie, bo kręciło mi się w głowie.
- Ładnie zaszalałaś - szatyn objął mnie w pasie.
- Która godzina? - spytałam chłopaka otwierając oczy.
- Prawie 12.
- Uuu. Nie pamiętam żebym się rozbierała - spojrzałam pod kołdrę.
- Bo nie zdążyłaś i znowu mi przypadł ten przyjemny obowiązek - położył mi dłoń na brzuchu.
- Idę pod prysznic - wstałam z łóżka i wbiegłam do łazienki.
- I tak mi nie uciekniesz! - zawołał.
Popołudniu Elena z Nickiem i synem wracali do Kanady.
- Ciocia, kiedy znowu się zobaczymy? - spytał Casper.
- Nie pytaj cioci, tylko wujka - poradziła mu mama.
- Zobaczymy łobuzie, a lubisz ciocię? - malec w odpowiedzi kiwnął głową.
- Mama mówiła, że jest bardzo ładna.
- Dzięki synu. Uciekamy. Miło było Cię poznać. Liczę, że to coś poważnego - pogroziła Robertowi palcem.
- Tak jest.
- Dbaj o nią - uściskała go.
- Cały czas to robię.
- Narazie - Nick wyszedł za żoną i synem.
- Wiesz, że Caitlyn nas wczoraj zaprosiła.
- No słyszałem, ale wolałbym zostać z Tobą w domu.
- A co byśmy robili? - spytałam.
- Na pewno byśmy się nie nudzili.
- To jest bardzo kusząca propozycja, ale myślę, że jednak wybierzemy się do Jake'a - wymsknęłam się z jego uścisku.
- Będziesz jeszcze tego żałować.
Będąc wieczorem u przyjaciela Roberta czułam się jakbym znała ich od dawna.
- Długo jesteście razem? - zapytała kobieta.
- Ponad rok - odpowiedziałam.
- To co Ty się za nieletnie bierzesz - Jake skarcił szatyna.
- Oj tam. Do niczego jej nie zmuszałem.
- To akurat prawda - uśmiechnęłam się.
- To kiedy ślub?
- Raczej nieprędko.
- A już liczyłam, że trochę poszalejemy - spojrzała tęsknie na męża.
- My będziemy lecieć - Rob wstał i niebezpiecznie się zachwiał.
- Nie zatrzymujemy. Dzięki, że przyjechaliście.
Kolejnego dnia mieliśmy się spotkać z tatą, bo miał wręczenie nagród w NYC.
- Co taki wczorajszy jesteś? - spojrzał na Babu.
- Byliśmy u znajomych.
- Ok, rozumiem. Młoda pójdziesz dzisiaj ze mną na Gotham Awards?
- Chętnie.
- Robert, jeśli...
- Nie chcę - tata roześmiał się słysząc go.
- Ty też tak masz, że jeszcze nie zacznie, a on mówi, że nie chce?
- Ja jeszcze nie zacznę, a on mówi, że chce.
[...]
- Na pewno nie chcesz iść? - spytałam chłopaka, gdy byłam już gotowa.
- Nie.
- A dasz mi klucze?
- Są na dole. Trzymaj - wyjął zestaw z kieszeni kurtki.
- Dzięki, pa - pocałowałam go.
- Bądź grzeczna.
- Będę.
Po wręczeniu nagród odbyła się kolacja w Michael's Restaurant. 
- Chcesz coś? - zapytał wokalista?
- A co mogę chcieć?
- Wszystko.
- Mojito. 
Wychodząc z knajpy było po drugiej.
- Nie wiem czy mama Roberta wpuści Cię do domu o tej porze.
- Spokojnie zabezpieczyłam się, mam klucze.
- Zawsze się zabezpieczasz?
- Tato!
- No co? Przecież nic złego nie powiedziałem.
- Nie dotyczy Cię to, więc o to nie pytaj.
- Jak zajdziesz w ciążę, to będzie mnie dotyczyć. Nie złość się na mnie.
- Ja wiem, że się troszczysz i martwisz, zachowujesz jak mama, ale mnie to krępuje. Doceniam to, ale nie poruszaj więcej tego tematu, proszę.
- Dobrze, przepraszam - pocałował mnie w głowę.
[...]
- O której wróciłaś? - spytał Robert, gdy się obudziłam.
- O trzeciej.
- No to ładnie.
- Ale byłam grzeczna.
- No mam nadzieję - przykrył mnie kołdrą.
Dzień przed wylotem do Los Angeles wybraliśmy się na spacer po Nowym Yorku. Uwielbiałam to miejsce w czasie świąt. Spacerując dotarliśmy pod Rockefeller Center i momentalnie przypomniała mi się scena z Home Alone.
- Pójdziemy na łyżwy? - spięłam się na te słowa.
- Nie chcę - powiedziałam cicho.
- Nie bój się. Ja wiem, że ostatnio, to nie skończyło się zbyt dobrze.
- Byłam z tatą i Shannonem w zeszłym roku.
- No widzisz. Będzie fajnie.
- Nie puszczaj mnie - zaznaczyłam wchodząc na lodowisko.
- Dobrze.
Po dwóch godzinach praktycznie zapomniałam, że się bałam.
- Dzielna dziewczynka. 
- Wracamy?
- Zmarzłaś?
- Trochę.
- To wracamy.
Po powrocie czekała na mnie długa, gorąca kąpiel.
- Przyłączysz się do mnie? 
- Bardzo chętnie.
- Nie potrafisz mi odmówić, co?
- Nie, bo leżysz w wannie i się tak kokieteryjnie uśmiechasz, że nawet sobie nie wyobrażasz na co mam ochotę.
- Troszkę się domyślam.
- A w dodatku wczoraj mi uciekałaś. Wystraszyłaś się czy mi się wydaje? - spytał chłopak kładąc się za mną w wannie.
- Widać?
- No nie znam Cię od wczoraj, więc widać. Wiesz, że nigdy nie zrobiłbym czegoś czego byś nie chciała.
- Wiem.
- Nad czym myślisz? - szepnął mi wprost do ucha.
- Nic takiego.
- Chodzi o nas, prawda?
- Tak. To nic złego. Tylko sobie uświadamiam pewne rzeczy.
- Powiesz mi, co sobie uświadomiłaś? - przejechał gąbką od szyi do miednicy.
- W skrócie mogę Ci powiedzieć, że nie wyobrażam sobie życia bez Ciebie.
- Aż tak?
- Nie nabijaj się. Wiesz, że to dla mnie dużo znaczy.
- Zdaje sobie z tego sprawę kochanie. Wielokrotnie zastanawiałem się czy dobrze zrobiłem, że wtedy się ze sobą przespaliśmy, bo jesteś taka młoda i mogłabyś mieć chłopaka w swoim wieku, ale zakochałem się w Tobie, bo jesteś wspaniałą kobietą, a w dodatku przywiązałaś się do mnie i to wszystko tworzy taką piękną całość. Jest jeszcze coś. Kiedyś Ty nadal będziesz piękną dziewczyną po 20-ce, a ja będę po 40-ce. 
- Mógłbyś być nawet po 60-ce. Wiesz, że to mi wcale nie przeszkadza. Widzisz dałam Ci wszystko, co Ci mogłam dać i obdarzyłam Cię 200% zaufania, bo wiesz o mnie wszystko i to, że jesteś sporo starszy nie ma większego znaczenia... byle byś tylko za 30 lat był w takiej kondycji fizycznej jak teraz i będzie super.
- Czyli tylko o to chodzi - stwierdził wycierając się ręcznikiem.
- Nie - rzuciłam w niego swoim i wbiegłam do pokoju chowając się pod kołdrą.
- A mówiłem, że będziesz tego żałować - rzucił się na łóżko...
Budząc się rano byłam niewyspana i wszystko mnie bolało.
- Chyba troszeczkę przesadziłem - wskazał na siniaka na moim ramieniu.
- Ja chyba też, bo masz ślady paznokci na plecach - skrzywiłam się. - Masz tu środek odkażający? - Mężczyzna wyciągnął niewielką buteleczkę z szafki. - Trochę zapiecze - sięgnęłam po wacik i namoczyłam go w płynie.
- Obiecuje, że więcej nie będziemy się tak bawić - przytulił mnie do siebie.
- Było fajnie, ale jestem padnięta.
- Prześpimy się w samolocie.
Ubraliśmy się i zeszliśmy na śniadanie. Po 22 byliśmy już w domu. Jedyna rzecz o jakiej marzyłam do łóżko.
W poniedziałek w połowie zajęć postanowiłyśmy z Kim pojechać do niej. Siedziałam tam do wieczora, bo Robert był w pracy. Kolejnego dnia po zajęciach pojechałam do redakcji. Razem z Alyson układałyśmy świąteczny numer magazynu. O dziwo Shepherd zaakceptowała wszystkie moje sugestie.
- Bardzo sobie cenię Twoją pracę.
- Dziękuję.
Wróciłam do domu po 20, Roberta nie było. Parę minut później napisał mi, że jest jeszcze w pracy i się nie zobaczymy. Następnego dnia w południe miałam umówioną wizytę u doktora Finke.
- Wchodź, wchodź. Siadaj - delikatnie się uśmiechnął. - Co się dzieje? Hmm? - spytał, jednak nie uzyskał odpowiedzi, bo zjadły mnie nerwy. - Nie bój się, nie masz czego.
- Ale ja się nie boję.
- To w takim razie się nie wstydź. Przyszłaś, bo zapewne coś się dzieje.
- Zgadza się - powoli zaczęłam opisywać swój problem. Od momentu, gdy ostatni raz kochaliśmy się z Robertem czułam się fatalnie. Nie mówiłam mu o tym, bo nie chciałam żeby się obwiniał.
- Od kiedy Cię boli?
- Od soboty?
- Brałaś coś?
- Tabletki przeciwbólowe, ale nic nie dają, bo to wraca.
- Bo likwidują tylko ból, ale nie to co sobie zrobiłaś. Rozbierz się, ja zaraz przyjdę.
Zjawił się po chwili i zanim zaczął zmierzył mi temperaturę.
- Źle to widzę, bo masz gorączkę.
Gdy skończył badanie jego mina nie zwiastowała nic dobrego.
- Jest bardzo źle? - spytałam.
- Ubierz się, bo zmarzniesz i będzie jeszcze gorzej. Tam porozmawiamy.
Siadając z powrotem na przeciwko jego biurka zaczynałam się bać.
- Nie jest bardzo źle, ale chciałabym żebyś poszła do szpitala. 
- Nie chcę - czułam, ze głos zaczyna mi się łamać.
- Spokojnie. Wypij to - postawił przede mną fiolkę z lekami i kubek herbaty. - Nie mogę Cię zmusić, ale to byłaby najlepsza opcja.
Siedziałam ze wzrokiem wbitym w podłogę i nie wiedziałam co robić.
- Będzie tak - lekarz przerwał ciszę, która trwała kilka minut. - Dam Ci leki, będziesz leżała w łóżku żeby się nie przeziębić, dobra? - kiwnęłam twierdząco głową.
- Źle robię, że nie chcę iść do szpitala?
- Ja to rozumiem. Zobaczymy jak będzie to wyglądać. Nie martw się. Przyjdziesz do mnie - sięgnął po kalendarz - za tydzień w czwartek, ok? A i absolutnie żadnego seksu.
- Dobrze, dziękuję.
- I porozmawiaj z chłopakiem - dodał zanim wyszłam.
- Spróbuję, do widzenia. 
Wróciłam do domu i zabrałam się za przygotowanie obiadu. Zanim skończyłam wrócił szatyn.
- Hej - objął mnie w pasie i przytulił do siebie.
- Cześć - cmoknęłam go w policzek. - Siadaj, już wszystko gotowe.
- Co to za leki? - zapytał. Zdałam sobie sprawę, że zostawiłam wszystko na stole. - Byłaś dzisiaj u ginekologa?
- Yhym.
- Czemu nic nie mówiłaś?
- Bo... - zamilkłam.
- Bo? - mężczyzna ponownie objął mnie w pasie i przytulił do siebie. - Pamiętasz, że mieliśmy nie mieć przed sobą żadnych tajemnic.
- Nie chciałam tego przed Tobą ukryć. Miałam Ci powiedzieć tylko wieczorem.
- A powiesz mi teraz? - pocałował mnie w szyję. Niepewnie zaczęłam wszystko mówić chłopakowi.
- Czemu nie mówiłaś od razu, że źle się czujesz?
- Myślałam, że przejdzie, ale było coraz gorzej.
- Co lekarz powiedział?
- Mam siedzieć w domu i leżeć w łóżku.
- I co jeszcze?
- Chciał żebym poszła do szpitala, ale się nie zgodziłam.
- Czemu?
- Bo się bałam.
- Kochanie...
- Nie mówi już nic - wtuliłam się w niego.
- Zjesz ten obiad i się położysz.
Nie protestując zgodziłam się na jego propozycję. Zaraz po tym jak się położyłam, zasnęłam. Budząc się następnego dnia przed południem usłyszałam muzykę dobiegającą z dołu. W salonie był Robert.
- Czemu nie jesteś w pracy?
- Wziąłem sobie wolne.
- Nie musiałeś, nic mi nie jest.
- Ładnie wyglądasz, ale to moja wina, że jesteś chora. Popracuję dzisiaj w domu, nic się nie stanie. Wracaj do łóżka, zrobię Ci śniadanie - pocałował mnie w policzek.
Gdy wyszedł uśmiechnęłam się pod nosem. On tu teraz rządził, więc lepiej nie protestować. 



________________________________________________________________
Witam.
Zacznę może od tego, w nie wierzę, że udało skupić mi się na czymś innym i dotrzymałam słowa danego samej sobie. Minęło pół roku, ale nie zapomniałam o Was, ani o blogu :)
Jestem ogromnie podbudowana tym, że cierpliwie czekaliście i że nie mogliście się doczekać. Jestem pod wrażeniem, dziękuję za to ♥
Co do  rozdziału, to jest trochę chaotyczny. Zauważyłam to, gdy go przepisywałam. Zmian byłoby zbyt wiele do zrobienia, a nie chciałam już przeciągać. Nie jestem sobie w stanie przypomnieć kiedy go pisałam i nie jestem usatysfakcjonowana, ale mam nadzieję, że mi wybaczycie.
Dużo się w nim dzieje, Janette występuje z zespołem i poznaje rodzinę Roberta. Jego matka nie jest zachwycona, ale jak widać ma mało do powiedzenia. 
Jest parę zaskakujących rzeczy w nadchodzących rozdziałach, które są już napisane :) Myślę, że 48 pojawi się za 3 tygodnie, może ciut wcześniej.
Jeszcze raz dziękuję za wytrwałość.

Pozdrawiam xoxo.