19 sierpnia 2015

50. "Czułam, że mój świat się zatrzymał, a moje poukładane życie się rozsypało."

Wychodząc rano na zajęcia czułam, że to będzie dobry dzień. Stał się jeszcze lepszy, gdy się okazało, że kończymy przed południem. Trasa pomiędzy domem, a uniwersytetem trwała niecałe dziesięć minut. Wracając tata przyjrzał mi się bacznie.
- Nie myśl sobie, nie uciekłam - uprzedziłam jego słowa.
- Skoro tak mówisz.
Zaraz po mnie zjawił się Shannon w skórze i kaskiem pod pachą.
- Nie mów, że na podjeździe stoi, to co myślę.
- Co Ty, przyjechałem rowerem - zaśmiał się widząc moją minę.
Pijąc kawę, którą wcześniej sobie zrobiłam wpadłam na pewien pomysł.
- Shannie - zaczęłam. - Dasz mi się przejechać, proszę? - Mężczyzna spojrzał na mnie i pokręcił głową.
- Jak Jared się zgodzi.
- Tato..
- Możesz, ale uważaj na siebie.
Zgarnęłam z krzesła kurtkę, dokumenty i zwróciłam się do wujka.
- Dasz mi kluczyk?
- Pójdę z Tobą - zamknął lodówkę - i wszystko Ci pokażę.
Patrząc na motor byłam oczarowana. Miał już kilka ładnych lat, a nadal wyglądał nieskazitelnie.
- Z rzeczy ważnych to kask - podał mi. - A poza tym, to nie szalej za bardzo.
- Postaram się.
Po odpaleniu Shannon uśmiechnął się pod nosem. Wiedział, że wolno jeździła nie będę. Miałam ten problem, że lubiłam szybko jeździć. Z samochodu wyściskałam wszystko, co mogłam, tu miało być podobnie. Krążyłam po krętych uliczkach Hollywood. Nie chciałam zapuszczać się daleko, bo o profesjonalnej jeździe nie miałam pojęcia. Wchodząc w kolejny zakręt za bardzo go ścięłam i straciłam całkowicie panowanie. Obudziłam się w szpitalu kompletnie nie wiedząc, co się stało. Otworzyłam powoli oczy czując przeszywający ból w każdym kawałku ciała.
- Spokojnie, niech się Pani nie rusza - usłyszałam męski głos. - Nazywam się John Carter, jestem lekarzem. Jaki mamy dzisiaj dzień?
- Środa - odpowiadam cicho.
- A data?
- Dwudziesty trzeci kwietnia.
- W porządku, a powie mi pani swoje imię i nazwisko?
- Janette Leto. Co się stało?
- Nic pani nie pamięta?
- Niewiele.
- To częsty uraz, ale potem wszystko wraca do normy. Jak się pani czuje?
- Źle.
- Zaraz podamy leki.
- Nie ma urazu odcinka szyjnego - do sali wszedł inny lekarz.
- Zdejmiemy kołnierz, dobrze? - mężczyzna spojrzał na mnie.
Rozglądając się po pomieszczeniu zaczynałam być przerażona.
- Mamy zawiadomić kogoś bliskiego? - zapytał.
- Tatę.
- Poproszę numer w takim razie. - Podyktowałam mu cyfry i już wyobrażałam sobie tatę i Shannona jak tylko to usłyszą.
- Panie doktorze, co mi jest?
- Ma pani wstrząs mózgu, pęknięte kilka żeber po lewej stronie w dodatku jakieś siniaki i zadrapanie. Nic więcej nie stwierdziliśmy, a boli coś?
- Właściwie to tak, brzuch.
- Ma pani teraz okres?
- Nie.
- Poproszę o konsultację, proszę nie wstawać.
Zaraz po wyjściu lekarza trochę się podniosłam i spojrzałam na pościel, była na niej krew, więc stąd to pytanie. Po chwili zjawiła się pielęgniarka, doprowadziła wszystko do porządku i wyszła.
- Dzień dobry, nazywam się David... Janette, co tu robisz?
- Mogłabym zapytać o to samo. Nie wiedziałam, że pracuje pan w szpitalu?
- Tylko czasami. Słyszałem, że dzieje się coś niedobrego.
- Boli bardzo.
- Mogę? - odsunął kołdrę. W odpowiedzi kiwnęłam tylko głową.
- I jak? -  w sali zjawił się doktor Carter.
- Ciężko powiedzieć. Muszę ją zabrać na górę.
- Tylko..
- Poradzimy sobie John - puścił mi oczko.

Jared

- Już ponad trzy godziny jej nie ma - spojrzałem na brata.
- Może zapuściła się gdzieś dalej albo pojechała do Roberta.
- Tak? - odebrałem dzwoniące BlackBerry.
- Nazywam się John Carter, jestem lekarzem w Cedars-Sinai. Pańska córka jest u nas, miała wypadek. - Usiadłem na kanapie słysząc to, znowu to samo. - Mógłby pan przyjechać?
- Postaram się być jak najszybciej, dziękuję.
- Do zobaczenia. 
- Co się stało? - spytał Shannon.
- Janette miała wypadek... jest w szpitalu - dodałam po chwili. Siedziałem jak słup soli. Brat ciągle coś mówił, ale nie słyszałem jego słów.
- Kurwa mać! - siarczyście przeklął wyrywając mnie tym samym z amoku.
- Musze jechać do szpitala - podniosłem się.
- Przepraszam.
- To jest właśnie powód, że jej na nic nie pozwalam, chociaż teraz już rzadko pyta mnie o zgodę. Nie chce żeby coś jej się stało.
- Rozumiem.
Gdy pielęgniarka zaprowadziła mnie na salę w której leżała Janette było tam akurat dwóch lekarzy.
- Pan Leto? - jeden podszedł do mnie. - To ja do pana dzwoniłem, John Carter. Proszę ze mną.
- Co się tak właściwie stało?
- Policja nie wie za dużo, a pańska córka nic nie pamięta. Ma kilka urazów, nie są bardzo poważne, ale na pewno zostanie w szpitalu kilka dni i czekam jeszcze na wynik konsultacji.
- Mogę iść do niej?
- Oczywiście.
Widząc Janette podpiętą do wszystkich monitorów wiedziałem, że jest poważnie. Dziewczyna, gdy tylko mnie zobaczyła rozpłakała się.
- Ciii, wszystko będzie dobrze.
- Dasz mi telefon, zadzwonię do Roberta.
Zostawiłem ją dając jej trochę prywatności. 

Janette

- Cześć Jared, co tam?
- Hej, tu Janette - powiedziałam cicho.
- Co się stało? - spytał automatycznie. 
- Jestem w szpitalu w Cedars. Przyjedź, proszę.
- Oczywiście, że przyjadę, ale...
- Powiem Ci wszystko na miejscu.
- Dobrze.
- Gotowa? - zapytał dr Finke.
- Nie mam wyboru chyba.
- Zabieram Janette na badanie - zwrócił się do taty.
- A nie mogę iść? - zapytałam, gdy salowi odblokowali łóżko.
- Nie ma opcji. Ci wszyscy chirurdzy by mnie zlinczowali. Z resztą zobaczysz, że jak wstaniesz, to będzie Ci się kręcić w głowie. Zrobię Ci USG, powinno wyjaśnić sprawę - powiedział, gdy znajdowaliśmy w jego gabinecie. Leżąc na kozetce, czułam że wszystko boli mnie dwa razy bardziej.
- Już kończę, spokojnie.
- Wie pan coś już?
- Tak - spojrzał na mnie niepewnie. - Usiądź - zaprowadził mnie do biurka. - Kiedy miałaś ostatnią miesiączkę?
- W lutym jakoś, nie pamiętam dokładnie.
- No właśnie, a jest koniec kwietnia. Nie zauważyłaś żadnych zmian? Nie wydarzyło się coś niepokojącego ostatnimi czasy? - wbił we mnie swoje czujne spojrzenie.
- Kręciło mi się w głowie trochę, a poza tym, to nic sobie nie przypominam.
- Mam złe, nawet bardzo złe wiadomości.
- Niech pan w końcu powie.
- Byłaś w ciąży.
- Co?
- Byłaś w ciąży - powtórzył powoli.
- Ale jak to byłam? - spojrzałam na niego zdezorientowana.

- Przy wypadku musiało dojść do poronienia.
- Ale... - dopiero teraz dotarło do mnie co powiedział. - Przecież biorę pigułki. Myślałam, że nie ma nic bardziej skutecznego.
- Bo nie ma. Tylko trzeba pamiętać o regularności ich zażywania i alkoholu. Może przełożymy tę rozmowę? - zaproponował.
- Nie. Potem to przestanie mieć znaczenie, a chciałabym chyba wszystko wiedzieć.
- To był mniej więcej siódmy tydzień. Nie miałaś typowych objawów, bo one nie zawsze się pojawiają. Wracając do tego, co mówiłem wcześniej, to może kiedyś zapomniałaś wziąć lub zmieszałaś z alkoholem i jej działanie było osłabione. 
- To nie może być prawda - pokręciłam z niedowierzaniem głową. Czułam się jakby ktoś sobie ze mnie żartował.
- Zrobimy jeszcze badanie krwi. Wiem, że jesteś w szoku, bo nie wiedziałaś, ale... nie płacz - usiadł w fotelu obok.
- Może pan się myli.
- Wierz mi, chciałbym. Połóż się, wrócimy na dół.
- Nie chcę.
- Potem Cię przeniosę, ale teraz musisz tam wrócić - westchnął zrezygnowany.
Wracając na salę tata zasypał pytaniami lekarza.
- Ja nie wiem czy mogę - lekarz przeniósł swój wzrok na mnie. W odpowiedzi kiwnęłam tylko twierdząco głową.
W trakcie ich rozmowy się wyłączyłam. Czułam, że mój świat się zatrzymał, a moje poukładane życie się rozsypało.
- Skarbie - tata kucnął przede mną.
- Nie mów nic, proszę. Nie wiem... co ja powiem Robertowi, przecież to było też jego dziecko.
- Wiesz, że Robert musi wiedzieć.
- O czym muszę wiedzieć? - mężczyzna wszedł do sali, a mi serce podeszło do gardła.
- Powiedz mu, ja zaczekam na zewnątrz - pocałował mnie w czubek głowy.
- Co się stało? - szatyn usiadł na krześle przede mną. - Dlaczego w ogóle tu jesteś?
- Chciałam się przejechać motorem Shannona no i znalazłam się tutaj, ale jest jeszcze coś, coś ważnego, ale kompletnie nie wiem jak to zrobić. Ja... nie złość się, bo nie wiedziałam o tym.
- Ale o czym kochanie? - złapał mnie za rękę.
- Byłam w ciąży - powiedziałam ze spuszczoną głową.
- Co byłaś? Ale jak to byłaś? - złapał mnie za brodę zmuszając do spojrzenia na niego. Na jego twarzy malowało się zaskoczenie. Miałam wrażenie, że nie usłyszał czasu przeszłego w moim zdaniu.
- Byłam w ciąży, ale o tym nie wiedziałam i ten wypadek... straciłam to dziecko - do oczu napłynęły mi łzy.
- Ciii - chłopak mnie przytulił.
- Przepraszam, gdybym wiedziała...
- Nie mów już nic.
Przez szybę zobaczyłam dwóch policjantów rozmawiającym z doktorem Finke i Carterem. Parę minut później, gdy się uspokoiłam chirurg poszedł w swoją stronę, a do sali wszedł doktor David.
- Nie wiedziałem, że policja potrafi być taka upierdliwa. Mogę Cię już przenieść na górę.
Zaledwie chwilę później znalazłam się na oddziale ginekologiczno-położniczym.
- Będziesz tu miała spokój - lekarz wprowadził mnie do izolatki. - Zaraz dostaniesz leki i lepiej się poczujesz.
- Może pojadę do domu i przywiozę Ci Twoje rzeczy? - zaproponował tata, gdy zostaliśmy we trójkę.
- Tylko...
- Wiem - pocałował mnie w głowę. - Niedługo wrócę.
- Nie wierzę, że to wszystko dzieje się naprawdę - pokręciłam głową.
- Chciałbym Wam zająć chwilę - do sal wszedł dr Finke. - Jest coś ważnego o czym chciałbym porozmawiać.
- Wnioskuję, że to nic dobrego - powiedziałam. Po podanych lekach czułam się znacznie lepiej i byłam spokojniejsza. Miałam dziwne wrażenie, że to nie były tylko środki przeciwbólowe. 
- Wysłuchajcie mnie, to bardzo ważne - zrobił małą przerwę i znowu zaczął mówić. - Nie doszło do całkowitego poronienia i w związku z tym będzie trzeba wykonać zabieg łyżeczkowania macicy. - Słysząc to ścisnęłam mocno dłoń Roberta. - Wiem, że to brzmi strasznie, ale trwa maksymalnie trzydzieści minut i w tej sytuacji jest koniecznie.
- Nie, ja nie chcę.
- Rozumiem, że się boisz...
- A jeśli się nie zgodzę?
- Kochanie - usłyszałam głos szatyna.
- Chcę tylko wiedzieć - uspokoiłam go.
- Najczęstszym powikłaniem jest infekcja lub zakażenie. Bardzo szybko się rozwija i potem jest już za późno na cokolwiek.
- Czyli? 
- Czyli już będzie raczej niemożliwe żebyś miała dzieci.
- To w sumie nie mam dużego wyboru - spuściłam głowę.
- Tylko... nie chcę Was straszyć, szczególnie Ciebie, ale muszę Ci o tym powiedzieć. To jest zabieg przeprowadzany w znieczuleniu ogólnym, to po pierwsze, a po drugie jak każdy niesie za sobą jakieś ryzyko. Nigdy mi się nie zdarzyło żeby pojawiły się komplikacje podczas zabiegu. Nie wolno mi namawiać pacjentek na operację, ale chciałbym żebyś podpisała zgodę - wskazał na pierwszą kartkę. - Dam Ci trochę czasu żebyś mogła się spokojnie zastanowić.
- Będzie bolało?
- Nie. Będziesz spała, a jak się obudzisz będzie po wszystkim.
- A jeśli się nie uda? - pytam łamiącym się głosem.
- Nie biorę takiej opcji pod uwagę i Ty też nie powinnaś.
- W takim razie - złożyłam podpis w wyznaczonym miejscu i podałam mu dokumenty. - Niech pan nie pyta czy jestem tego pewna, bo nie jestem.
- Rozumiem, zostawię Was samych.
Po wyjściu lekarza rozpłakałam się.
- Skarbie - Robert mnie przytulił. - Jeśli nie chcesz...
- Chcę, ale się boję, bo chciałabym mieć kiedyś dzieci z Tobą o ile nadal ze sobą będziemy.
- A czemu mielibyśmy nie być razem? - pyta odgarniając mi włosy z twarzy.
- No po tym wszystkim.
- Nawet nie waż się tak myśleć. Nic się między nami nie zmieniło. Będziemy mieć jeszcze dzieci. To widocznie nie było nam pisane, a w dodatku przecież nie chcieliśmy mieć teraz dziecka, więc...
- Może lepiej, że tak się stało - dokończyłam za niego.
Wiedziałam, że myślenie jakim się kierujemy jest niewłaściwe, ale chyba oboje potrzebowaliśmy sobie to w jakiś sposób tłumaczyć żeby nie oszaleć.
- Spróbuj zasnąć - pocałował mnie w skroń. - Ja cały czas tu będę.
Gdy się obudziłam byłam sama w sali, a na zegarze dochodziła 8. Ściągnęłam z palca urządzenie, które mierzyło mój puls i powoli próbowałam wstać z łóżka. W tym samym momencie do pomieszczenia wszedł Rob.
- Dlaczego wstajesz?
- Muszę do łazienki - zsunęłam się z łóżka i zakręciło mi się w głowie.
- Powinnaś leżeć - delikatnie objął mnie w pasie i zaprowadził do toalety.
- Zostawisz mnie samą?
- A jak upadniesz? Sikaj i nie marudź. - Odetchnęłam i zignorowałam jego obecność. Nie miałam siły się z nim kłócić. Gdy wyszliśmy w sali czekał już tata i dr David.
- Jak się czujesz? - zapytał ten drugi.
- Źle.
- Połóż się zrobię Ci USG.
- Mogę o coś spytać? - spojrzałam na lekarza w trakcie badania.
- Oczywiście.
- Jakie jest prawdopodobieństwo, że coś może się nie udać?
- Jeśli taki zabieg wykonuje się bez pośpiechu i jest się ostrożnym, to nie złego nie może się stać - wytarł mi brzuch i przykrył. - Zaufaj mi, wszystko będzie dobrze. Prześpij się, zabieg jest w południe.
Będąc już podpiętą do całej aparatury i z szeroko rozstawionymi nogami moja podświadomość krzyczała, że nie powinnam tego robić, a mnie ogarnęła panika.
- Panie doktorze - usiadłam w fotelu.
- Tak?
- Ja nie chcę.
- Hej, co się dzieje?
- To był zły pomysł, a jak coś pójdzie nie tak - do oczu napłynęły mi łzy.
- Wszystko będzie w porządku - złapał mnie za rękę. - Zaraz wrócę.

Robert

Siedzieliśmy z Jaredem przed gabinetem zabiegowym, gdy wyszedł z niego lekarz.
- Mogę pana prosić? - spojrzał na mnie.
- Stało się coś? - zapytałem.
- Pańska dziewczyna jest przerażona. Ja nie umiem nad nią zapanować, a dopóki się nie uspokoi nie możemy zacząć.
- Rozumiem.
- Proszę założyć - podał mi fartuch.
- Skarbie - usiadłem na krześle obok dziewczyny. - Nie bój się, wszystko będzie dobrze. - Zanim się uspokoiła minęło kilka jeśli nie kilkanaście minut. Wychodząc pocałowałem ją w głowę.
- Wszystko w porządku? - spytał Jared, jak tylko wyszedłem.
- Powiedzmy, że tak. Chodź ze mną na dół.
- Po co?
- Muszę odreagować.
Wychodząc ze szpitala od razu poszedłem na parking do swojego samochodu. Wyciągnąłem ze schowka paczkę papierosów i jednego zapaliłem.
- Od kiedy palisz? - Leto spojrzał na mnie.
- Od wczoraj. Muszę się w jakiś sposób wyciszać. Nie mogę pokazać Janette, że przerosła mnie ta sytuacja. Jak widzę w jakim ona jest stanie, to wiem, że muszę być silny za nas oboje.
- Nie musisz tego robić. To było wasze dziecko i...
- Ja wiem, ale inaczej sobie z tym nie poradzę. Znasz bardzo dobrze swoją córkę i nie wiem czy zgodzisz się zemną, ale ona też sobie nie poradzi z tym. Dla mnie na tą chwilę to za dużo, a co dopiero dla niej. Wczoraj zgodziła się na ten zabieg, a przed chwilą wyglądała jakby ktoś ją zmusił.
- Masz rację, jest wrażliwa. Kurwa mać! Czemu ja zawsze jej ustępuje. Gdybym jej nie pozwolił, to siedziałaby w domu i nic by się nie stało.
- Pewnie tak. Widzisz najgorsze jest to, że my nie chcieliśmy mieć teraz dzieci.
- Ja z Jennifer też tego nie planowałem, ale stało się i wierz mi, to była najlepsza rzecz jaka przydarzyła mi się w życiu. Gdyby nie to, że byłem wtedy młody, nie byłem sławny i się zakochałem teraz nie miałbym dzieci. Nie wyobrażam sobie mieć teraz kolejnego dziecka z resztą to nie jest w tym momencie istotne. Wracajmy, może już skończyli.
Gdy wróciliśmy Janette była już w swojej sali i spała. Spokój, jaki miała wypisany na twarzy w żaden sposób nie był zbliżony do tego w jakim stanie była przed zabiegiem.
- Udało się? - usłyszałem jej ciche pytanie.
- Tak, zawołam lekarza.

Janette

- Jak się czujesz? - zapytał dr Finke.
- Chyba dobrze.
- Wszystko jest w porządku. Nie było żadnych komplikacji. Niczym się nie martw i gdyby coś się działo to mów - pokrzepiająco się uśmiechnął.
- Dziękuję - powiedziałam cicho.
- Przestań, nie ma za co. Odpoczywaj i żadnego wstawania z łóżka. Powinnaś coś zjeść.
- Dobrze.
- Jesteś głodna? - zapytał tata po wyjściu lekarza.
- Trochę.
- Na co masz ochotę?
- Na naleśniki - odpowiadam bez zastanowienia, na co obaj się uśmiechają. - No co?
- Nic. Niedługo wrócę - wokalista pocałował mnie w czubek głowy.
[...]
- Spróbuj zasnąć - Robert złapał mnie za rękę i lekko ją pocałował.
- A położysz się koło mnie?
- Nie mogę. Będziemy mieć problemy.
- Proszę.
- Nie rób już takiej miny, położę się - ściągnął buty.
Przytulając się do szatyna poczułam przeszywający ból w klatce piersiowej, ale to nie miało znaczenia. Bliskość mężczyzny sprawiła, że od razu się uspokoiłam i zasnęłam. Budząc się już nie było go obok, siedział na krzesełku przy łóżku.
- Czemu uciekłeś?
- Wykorzystałem moment, że puściłaś moją koszulę - uśmiechnął się.
- Dzień dobry - do sali wszedł dr David, był ubrany w garnitur.
- No dzień dobry.
- Tak naprawdę nie powinno mnie tutaj być, ale musiałem sprawdzić - zerknął w kartę. - Mam nadzieję, że się wyspałaś, bo pielęgniarki doniosły mi co nieco - obrzucił nas spojrzeniem.
- Tak, dziękuję.
- Mógłbym przeprosić pana na chwilę? - powiedział do Roberta.
- Tak - szatyn wstał i wyszedł.
- Wszystko w  porządku? - pyta lekarz.
- Już nigdy nie będzie w porządku - dodałam ciszej.
- Może... w szpitalu jest psycholog, porozmawiaj z nim. Tak nie można.
- Nie chcę.
- Nie odrzucaj pomocy. Rozumiem, że jest Ci ciężko, ale nie zamykaj się z tym w czterech ścianach, Janette proszę Cię.
- Dlaczego wszyscy się starają żebym poczuła się lepiej tata, Robert, pan. Zawsze radziłam sobie ze wszystkim , teraz też muszę.
- Ale to dla Ciebie za dużo. Masz zaledwie 19 lat. Wiem, że w Twoim świecie wszystko jest bardziej skomplikowane, bo ktoś niepowołany może się dowiedzieć o tym wypadku, ale to nic nie da.
- Ma pan rację, ale nie chcę. Mogę o coś spytać?
- Słucham - spojrzał na mnie wyczekująco.
- Bo... nie wiedziałam o tej ciąży i zdarzało mi się pić dużo alkoholu, czy... byłoby zdrowe gdyby się urodziło? - powiedziałam w końcu.

- Nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Zazwyczaj dzieje się tak, że jeśli matka pije alkohol, to dziecko też go pije. Alkohol pity w pierwszych tygodniach wywołuje największe szkody.
- Rozumiem - mówię tak cicho, że jest to ledwie słyszalne.
- Nie powinienem z tobą tak wcześniej rozmawiać. Jeśli będziesz potrzebowała pomocy, to po nią przyjdziesz. Nie mogę Cię do niczego zmuszać.
- Potrzebuje sama oswoić się z myślą, że byłam w ciąży, a już nie jestem. Kiedy będę mogła wrócić do domu?
- Nie chcę nic obiecywać, bo nie wiem. Po samym zabiegu już wczoraj wieczorem mogłaś być w domu, ale masz wstrząśnienie mózgu i pęknięte kilka żeber, więc musisz zostać na obserwacji. Wytrzymaj - ścisnął moją dłoń. - Widzimy się w poniedziałek.
- Do widzenia.
Po wyjściu lekarza do sali wszedł tata i Rob.
- To ja jadę kochanie, bądź grzeczna - szatyn delikatnie mnie pocałował. - Źle się czujesz? - pyta widząc moją minę.
- Trochę, ale to przejdzie. Chciałabym wrócić do domu.
- Jeszcze parę dni - pocałował mnie w głowę.

Jared

W międzyczasie gdy Robert żegnał się z Janette sięgnąłem pod dzwoniący telefon.
- Słucham - odebrałem po wyjściu z sali.
- Co z nią? - usłyszałem głos Jennifer.
- Ma wstrząs mózgu i pęknięte kilka żeber.
- Tak strasznie się o nią bałam.
- Jen nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo bym chciał żebyś tu teraz była.
- Jared co się dzieje?
- Przepraszam, ale nie mogę - rozłączyłem się.
Gdy wróciłem Rob'a już nie było, a młoda spała. Nie było nawet cienia smutku na jej twarzy. Wyglądała na taką bezbronną i delikatną, czemu to musiało się wydarzyć. Bałem się, że się nie pozbiera, bo jest zbyt wrażliwa. Miliony myśli przelatywały mi przez głowę, gdy znowu zadzwoniło BlackBerry.
- Tak Em?
- Odwołać jutrzejsze spotkanie? - zapytała.
- To już kolejne, tak odwołaj. Nie dam rady, ani nie mam głowy.
- Dobrze.
- Dziękuję.
- Nie ma sprawy. Mogę coś jeszcze zrobić?
- Nie, to wszystko.
Nie byłem w stanie myśleć o sprawach zespołu ani o niczym innym. Wiedziałem, że Janette mnie potrzebuje i musiałem być przy niej, co by się nie działo. Nie mogłem powtórzyć błędów, które robiłem kiedyś.

Janette

Skrzywiłam się, gdy lekarz po raz kolejny nacisnął na mój brzuch.
- Pozwoli mi się pani zbadać?
- Chyba nie mam wyjścia - lekko się uśmiechnęłam.
Dr Finke nie było, więc byłam zdana na innego lekarza, który miał akurat dyżur.
- Coś jest nie tak, prawda? - spytałam gdy doktor skończył badanie.
- Ma pani niewielki stan zapalny, kiedy zaczęło boleć?
- Dzisiaj rano.
- Dobrze, że powiedziała pani od razu, gdyby to się zaostrzyło, to mogłoby być źle. Zaraz dostanie pani leki i proszę leżeć w łóżku.
- Dziękuje.
- I co? - spytał Robert, gdy wróciłam do pokoju szpitalnego. Opisałam mu wszystko i usiadłam na łóżku.
- Jestem tym zmęczona.
- Już niedługo - wziął mnie na kolana i zaczął bujać się w fotelu. W jego ramionach mimo tych wszystkich wydarzeń czułam się bezpiecznie i miałam wrażenie, że kiedyś to się ułoży i będzie dobrze. Obudziłam się leżąc już w łóżku i z podpiętą kroplówką. Było późne popołudnie, a Rob oglądał telewizje.
- Co to za film?
- Just Friends, obudziłem Cię?
- Nie - kręcę głową.
- Jesteś głodna?
- Raczej nie.
- Musisz jeść.
- Robert proszę, nie jestem głodna. - Mężczyzna zrobił zrezygnowaną minę słysząc moje słowa. - Zjem potem, nie złość się.
- Ja się martwię, nie jestem zły.
- Po prostu jedzenie jest ostatnią rzeczą o jakiej myślę.
- Zauważyłem, przepraszam.
- Nie musisz, rozumiem. - Wymieniamy długie spojrzenie i głęboko wzdycha. Wiedziałam, że musimy porozmawiać, ale nie byłam na to gotowa i jeszcze nie umiałam o tym rozmawiać.
W niedzielę rano zjawił się tata z Shannonem.
- Hej malutka - perkusista delikatnie mnie uściskał i pocałował w czoło. Tata patrzył na mnie niepewnie czekając na moją reakcję.
- Robert mówił, że nie chcesz jeść, więc postanowiłem temu zaradzić - postawił na stoliku mojego ulubionego kurczaka po chińsku.
- Chyba Ci się uda - uśmiechnęłam się czując piękny zapach.

Jared

- Nadal nie wiem czy to dobry pomysł - powiedziałem do brata, gdy wchodziliśmy do szpitala.
- Czemu?
- Bo... - urwałem.
Wysiadając z windy na oddziale ginekologicznym widziałem pytające spojrzenie Shannona.
- Chyba Ci się coś pomyliło.
- Nie.
- Jared, o co chodzi? - pyta zdezorientowany.
- Nie mogę Ci powiedzieć, nie myśl o tym.
Gdy weszliśmy do sali zastanawiałem się jak zareaguje Janette.
- Przepraszam na chwilę - wyciągnąłem telefon. Po paru minutach rozmowy z mamą wróciłem do sali. Otwierając drzwi usłyszałem rozmowę córki z moim bratem.
- Czemu jesteś akurat na tym oddziale?
- To tata Ci nie powiedział?
- Nie. 
- Możesz mu powiedzieć, bo ja nie potrafię, przepraszam - powiedziała dziewczyna, gdy miała mnie  w zasięgu swojego wzroku.
- Chodź - kiwnąłem do brata.
- Co tu się do cholery dzieje? - syknął, gdy byliśmy na korytarzu.
- Wyluzuj - położyłem mu rękę na ramieniu. - Janette była w ciąży.
- Co znaczy była?
- Ten wypadek... straciła to dziecko.
- O ja pierdolę - złapał się za głowę.
- Zachowaj to dla siebie, proszę.
- Dobra, ale czekaj, bo czegoś nie rozumiem. Nic nie mówiłeś, że jest w ciąży.
- Ona nie wiedziała, że jest w ciąży. Dowiedziała się o tym po fakcie.
- Trzyma się jakoś?
- No właśnie nie. Jeszcze musiała mieć zabieg i jest w kompletnej rozsypce.
- A Robert?
- On... - zawiesiłem głos. - Nie chce pokazać Janette w jakim jest stanie.
- Nie wierzę w to, co do mnie powiedziałeś. Kiedy ją wypuszczą?
- Nie wiem. Wczoraj coś było nie tak, więc zobaczymy.
- A Ty?
- Ja? Ja jak widzę Janette w takim stanie, to już chyba byłoby lepiej żeby mieli to dziecko teraz.
- Dzień dobry - usłyszałem za plecami męski głos.
- Dzień dobry.
- Mogę prosić, aby panowie tutaj zostali?
- Tak - kiwnąłem głową.

Janette

- Dzień dobry - do sali wszedł lekarz.
- Dzień dobry.
- Jak się pani czuje? Tylko szczerze - dodał widząc moje wahanie.
- Lepiej niż wczoraj, ale mimo wszystko jakoś tak nie za dobrze.
- Zrobimy parę badań i może trochę za dużo tych odwiedzin? - zapytał.
- Nie. Panie doktorze?
- Tak?
- Powinnam się martwić?
- Nie - pokręcił głową. - Rozmawiałem z Davidem, to znaczy z dr Finke. On jest przewrażliwiony, mi również się udzieliło, więc wolę zrobić badania żeby mieć pewność także spokojnie - uśmiechnął się i wyszedł.
- Wszystko ok? - spytał tata.
- Zobaczymy. Shannon?
- Słucham.
- Przyniesiesz mi kawę?
- A możesz?
- Tak.
- To zaraz wracam w takim razie.
- Jak zareagował? - spytałam taty.
- Był w szoku. Powiedz, mogę coś zrobić żebyś poczuła się lepiej?
- Chyba nie jesteś w stanie, ale dziękuję - uśmiecham się.
- Wiem, że nie chcesz o tym rozmawiać, ale musisz być silna. Wszystko się ułoży.
- Obyś miał rację.
- Proszę bardzo - perkusista podał mi kubek z kawą.
- Dziękuję i przepraszam za motocykl. Nie mam pojęcia co się stało.
- Nie pamiętasz nic?- Jechałam i gdy minęłam kolejny zakręt coś się stało, a potem obudziłam się w szpitalu.
- Policja bada tą sprawę, ale nie mogę ich słuchać - powiedział tata. - W końcu będą chcieli z Tobą porozmawiać, ale teraz ten Twój lekarz im zabronił.
- To jest ten sam lekarz do którego chodzę normalnie.
- Teraz rozumiem - kiwa głową.
Niedługo potem pojawił się szpitalny obiad, którego nawet nie tknęłam, a potem zasnęłam.
W poniedziałek rano zjawił się dr Finke.
- Jak się czujesz? - spojrzał na mnie.
- Dobrze.
- Nie boli Cię nic?
- Trochę.
- Ciągle czy czasami?
- Ciągle. Nie wypuści mnie pan do domu, prawda?
- Dzisiaj raczej nie. W weekend nie było najlepiej, więc wolałabym żebyś tu jeszcze została.
- Skoro tak pan uważa.
- Nie chcę ryzykować i Ty też nie powinnaś. Powiem siostrze żeby podłączyła kroplówkę, to przestanie boleć.
- Potrzebujesz czegoś? - Robert usiadł na łóżku.
- Nie, wystarczy, że tu jesteś. - W odpowiedzi szatyn mocno mnie pocałował.
- Przeproszę pana na chwilę - pielęgniarka spojrzała na niego. Wstał, a ona podłączyła leki.
- A Ty masz wolne? - spytałam chłopaka.
- Teoretycznie, ale nie zaprzątaj sobie tym głowy.
Następnego dnia obudziłam się wcześnie cały czas myśląc o powrocie do domu.
- Wszystko wygląda w porządku - powiedział lekarz po badaniu i przeglądając najświeższe wyniki.
- Wyjdę dzisiaj? - spytałam z nadzieję.
- Myślę, że tak, ale będziesz musiała na siebie bardzo uważać, dobrze?
- Yhym - kiwam energicznie głową. - Pan wie, że ja sobie z tym nie poradzę - mój nastrój zmienia się w przeciągu sekundy.
- Poznałem Cię trochę. Jesteś bardzo wrażliwa, za dużo o tym myślisz i uważam, że powinnaś z kimś o tym porozmawiać.
- Ma pan rację, tylko... nie chcę słuchać kogoś, kto nie ma o tym pojęcia, a w  dodatku jeszcze nie jestem gotowa żeby o tym rozmawiać.
- Rozumiem. Jak będziesz gotowa, to daj znać. Znam kogoś, kto może Ci pomóc.
- Dobrze, dziękuję - spoglądam na niego nieśmiało.
- Jak pielęgniarka wyciągnie igłę, to możesz się przebrać.
Po konsultacji z ortopedą i neurologiem z których wynikało, że mam na siebie uważać i wszystkie objawy traktować poważnie, a jeśliby się nasilały, to mam jechać do szpitala, a najlepiej by było gdybym do momentu zagojenia się pękniętych żeber leżała w łóżku, czyli dwa miesiące. Po wizytach lekarzy i pielęgniarki mogłam się przebrać, ale to nie było takie łatwe jak myślałam.
- Pomóc Ci? - spytał Robert.
- Chętnie, bo sobie nie radzę.
Gdy byłam już gotowa przyszedł dr Finke.
- Pamiętasz o wszystkim, co mówiłem i o zaleceniach?
- Tak.
- Tu jest wypis, leki czekają na dole. Nie zapominaj o nich.
- Dziękuję panu za wszystko.
- Daj spokój. Nagiąłem tylko parę szpitalnych zasad. Uważaj na sienie.
- Już ja o to zadbam - dodał Babu.
- Do widzenia - lekko się uśmiecham.
Wychodząc przed szpital głęboko oddycham świeżym powietrzem.
- To co wracamy do domu? - mężczyzna łapie moją dłoń. Twierdząco kiwam głową i ruszamy w stronę parkingu.



__________________________________________________________
Cześć wszystkim!
Nawet nie Wiecie jak długo żeby dodać ten rozdział. Ciągle pisaliście, że jest spokojnie i nic się nie dzieje, więc teraz zacznie się dziać.
Jak ja to mówię, to jest rozdział - rewolucja, czyli dużo się zmieni.
Liczę, że się Wam spodoba mimo ciągle zmieniającego się punktu widzenia. Chciałam wszystko przekazać, więc dlatego to tak wygląda.
Zapytacie skąd ten pomysł i jak na to wpadłam, a ja szczerze mówiąc tego nie planowałam, przyszło samo :) (z resztą jak większość moich pomysłów).
Czekam z niecierpliwością na Wasze komentarze i opnie, zostawcie po sobie chociaż parę słów, bo jestem ciekawa czy Wam się podoba.
Co do kolejnego rozdziału, to myślę, że pojawi się z początkiem września.
Pozdrawiam.