6 lutego 2019

55. "Nie śmiałabym odmówić dziewczynie, która o 4 nad ranem mówi, że ma ochotę seks. Nie wybaczyłbym sobie tego."

W czwartek lecę z tatą do Kanady, ponieważ ma tam zacząć przygotowania do roli Jokera w nowym filmie. Widząc go w krótkich włosach i bez brody odniosłam wrażenie, że ma co najwyżej 30 lat.
- Nie mógł zostać naturalny kolor?
- Nie, bo blond się lepiej na zielono farbuje. Nie mów nikomu, że wiesz.
- Masz moje słowo - uśmiecham się.
Następnego dnia rano udajemy do Nowego Yorku, gdzie odbywają się pokazy mody oraz różne imprezy.
Na after party po pokazie Balmain'a zaczynam się poważnie nudzić, tata zaś żywo dyskutuje z Kris Jenner, chwilę później zjawia się Kim i Kanye.
- Cześć - mężczyzna lekko się uśmiecha, w odpowiedzi kiwam głową.
- Czemu masz taką minę? - pyta wokalista, gdy się rozchodzą.
- Nie lubię ich. To najbardziej szurnięta rodzinka w całym USA - dodaje ciszej. - Jak można pokazywać całemu światu swoje prywatne życie? Nigdy tego nie zrozumiem.
- Pieniądze moje droga, chodzi tylko o pieniądze - wstaje z krzesła. - Niedługo wrócę.
- Okej - odwracam się i lewą ręką strącam kieliszek stojący obok. - Jejku przepraszam - całe szczęście, że był pusty.
- Nic się nie stało - mężczyzna posyła mi delikatny uśmiech, a ja wpatruje się w niego niczym w obrazek. Kolejny przystojniak na mojej drodze, co ja takiego zrobiłam w poprzednim życiu. Po chwili zdaje sobie sprawę, że on również na mnie patrzy.
- Przepraszam - szybko odwracam wzrok.
- Naprawdę nie trzeba. Robisz to drugi raz w przeciągu 5 minut. Lewis - przedstawia się i ściska mi dłoń. Momentalnie przypominam sobie kto to jest. Lewis Hamilton, kierowca Formuły 1.
- Janette.
- Jesteś córką Jareda?
- Znacie się?
- Trochę - tajemniczo się uśmiecha. - Chyba trochę się tu nudzisz - stwierdza. - Może skoczymy do klubu obok?
Kusząca propozycja, ale czy nie lepiej dla mnie byłoby wrócić do hotelu? Mężczyźni zawsze źle odczytują moje znaki.
- No nie każ się prosić - uśmiecha się.
- Dobrze - wkładam płaszcz i piszę wiadomość tacie, że wychodzę.
- Obiecuje trzymać ręce przy sobie  - mówi, gdy siadamy przy barze.
- Oby - rzucam mu spojrzenie spod rzęs.
Po kilku kolejkach whisky zaczyna być zbyt wylewny.
- Masz chłopaka, prawda?
- Tak.
- Tak myślałem. Kobiety raczej mi się nie opierają.
- Więc doświadczyłeś dzisiaj miłej odmiany.
- Zatańczymy? - wyciąga do mnie rękę. Nawet nie zorientowałam się kiedy zaczęła głośno grać muzyka i zebrało się pełno ludzi. Waham się dłuższą chwilę. - Szanuję to, że jesteś zajęta. Nic się nie wydarzy, chyba, że chcesz - puszcza mi oczko. Schodzę ze stołka i wszystko wokół zaczyna wirować. 
- Chyba za dużo wypiłaś - obejmuje mnie w pasie. Moja podświadomość głośno krzyczy żebym się z tego wyplątała, ale jest już za późno, bo znajdujemy się po środku parkietu.
- Chodź, odprowadzę Cię. Spacer dobrze Ci zrobi - rzuca, gdy wychodzimy przed klub. Docierając do hotelu Hamilton wypowiada słowa, których prawdopodobnie nigdy wolałabym nie usłyszeć. - Żałuję, że Cię wcześniej nie poznałem.
- Nie rób tego. Jestem szczęśliwa i chcę przy tym pozostać.
- W porządku - odpowiada. - Przekaż swojemu facetowi, że jest szczęściarzem - całuje mnie w policzek i odchodzi. Oszołomiona nic nie odpowiadam. Odźwierny z grobową miną otwiera mi drzwi. Szybkim krokiem kieruje się do windy. Biorę długi prysznic i wymazuje dzisiejszy wieczór z pamięci.
- Gdzie wczoraj byłaś? - pyta tata na śniadaniu.
- Poszłam na drinka. Widzę, że chcesz wyrazić dezaprobatę, ale traktuj mnie jak dorosłego człowieka.
- Z kim? - wbija we mnie spojrzenie.
- W Lewisem - odpowiadam. - Nie martw się nie zapomniałam, że ktoś na mnie czeka w Los Angeles. Nie daję mężczyznom zbędnej nadziei.
- No mam taką nadzieję, sięga po filiżankę z zieloną herbatą. 
Nie ciągniemy już dalej tego tematu, więc uważam go za skończony jednak męczy mnie myśl czy powiedzieć Robertowi, ale tak naprawdę nie mam o czym mu wspominać.
- Nie męczy Cię to? - pytam w drodze na kolejny pokaz.
- A Ciebie? - odbija piłeczkę.
- Będę szczera, ale nie wykorzystaj tego przeciw mnie. Uwielbiam te wszystkie imprezy filmowe, na które mnie zabierasz. Panuje tam specyficzny klimat, dzięki czemu są wyjątkowe. A pokazy mody to bajka normalnie. Teraz zaczniesz drążyć temat, jeśli chodzi o wybieg. Czytałam trochę i moje wymiary nadają się na modelkę Victoria's Secret, a ja nie chcę paradować w samej bieliźnie. Wymiary dziewczyn z pokazów Versace, Diora czy Chanel to anoreksja i jeśli miałabym brać w tym udział, to trzeba by było zrzucić parę kilo, a ja podobam się sobie. Wszystko jest tak powinno być i niech tak zostanie.
- Jesteś mądrą dziewczynką, wiesz?
- Wiem - kiwam głową.
Po dwudniowym pobycie w Paryżu wracam do Los Angeles. Tata w związku z natłokiem spraw zostaje na miejscu.
- Tęskniłem za Tobą - Robert przytula mnie, gdy tylko pojawiam się w hali przylotów.
- To tylko parę dni.
- Cała wieczność - odbiera moją walizkę.
- Poczekaj, muszę sobie kupić coś do jedzenia - po chwili wracam z kawą i kanapką. - Tobie też wzięłam - macham papierową torebką.
- Kawę wezmę, a kanapkę zjedz - całuje mnie w policzek.
- Mam dla Ciebie niespodziankę - mówi Rob w piątkowy wieczór.
- Jaką?
- Przebierz się w coś ciemnego i weź bluzę w kapturem.
- Wychodzimy? Jest 22.
- No i w tym rzecz - uśmiecha się.
Przebranie się zajmuje mi chwilę.
- Jak jesteś gotowa, to jedziemy - wstaje z sofy.
- Gdzie?
- Dam sobie rękę uciąć, że będziesz zachwycona.
- Wierzę Ci na słowo.
- Obiecaj, że nikomu o tym nie powiesz - parkuje samochód w jakimś ciemnym zaułku.
- W porządku.
Przechodząc kilka uliczek zbliżamy się do miejsca, gdzie robi się dość głośno.
- Siema TJ - Robert wita się z mężczyzną.
- W końcu tu dotarłeś i widzę, że nie jesteś sam - zerka na mnie. - Jestem TJ, mogę Ci zaufać?
- Oczywiście, Janette. To jest to, co myślę? - pytam.
- Tak, samo to, że tu jesteś jest karalne.
- Nieźle - szturchnęłam Roba. - Wiesz, że spełniłeś może marzenie? - dodaje ciszej.
- Domyślam się. Nie odchodź nigdzie żeby nic Ci się nie stało.
- Masz jak w banku - mocno go całuję.
Przez kilkanaście kolejnych minut wypytuje TJ'a o wszystko.
- Myślisz, że mogłabym...
- Myślę, że nie - odpowiada mimo, że nie słyszał do końca mojego pytania.
Gdy wracamy do domu jestem podekscytowana jak nigdy w życiu. Odkąd pamiętam chciałam zobaczyć jak to wygląda i w końcu się udało.
- Tylko nie mów Jaredowi, że Cię tam zabrałem. Zabiłby mnie gdyby się dowiedział - prosi szatyn.
- Nie powiem. Dziękuję za dzisiaj, to było niesamowite. Skąd znasz TJ'a?
- Pamiętasz jak Ci opowiadałem, że mnie aresztowali? Spędziliśmy noc w tej samej celi. Trochę mu pomogłem. Potem przypadkiem spotkałem go na mieście. Chciał żebym zajrzał, więc byłem tam parę razy.
- Nie wiemy czy powinnam, ale to chyba dobra znajomość?
- Nie narzekam - mężczyzna dwuznacznie się uśmiecha.
- Idziemy spać?
- Emocje opadły?
- Już tak i jestem zmęczona.
Po szybkim prysznicu zasypiam wtulona w Roberta niczym mała dziewczynka.
- Sporo czasu potrzebujesz żeby się wyspać - mężczyzna śmieje się, gdy otwieram oczy.
- A która jest godzina?
- Prawie 12 - odkładała telefon. - Też chciałbym spać 10 godzin.
- Niech zgadnę, budzisz się po 8.
- Dokładnie. Mój organizm się przyzwyczaił. Wstawaj, zrobię śniadanie.
- Nie chcę. Zostańmy w łóżku, proszę.
- Żeby zostać w łóżku to trzeba mieć dobry powód - kładzie się na mnie i rozsuwa kolanem nogi.
- A co jeśli nie chcę? - kładę mu ręce na ramionach.
- To wstajemy.
- Wiesz, że to podlega pod szantaż?
- A leżenie cały dzień w łóżku pod lenistwo. To jak? - wsuwa mi rękę pod koszulkę nocną.
- Nie zostawiasz mi wyboru. Musimy tu zostać - szeroko się uśmiecham.
- W ogóle nie dziwi mnie Twoja odpowiedź - całuje mnie.
- Zaczekaj - przerywam w pewnym momencie.
- Co się stało?
- Skończyły mi się tabletki. Wczoraj wzięłam ostatnią.
- Miałaś okres?
- Powiedzmy - odpowiadam skrępowana.
- Czemu nie poszłaś do lekarza?
- Zapomniałam.
- Skarbie, musisz o tym pamiętać. 
- Wiem - wzdycham.
- W takim razie - sięga do szafki po prawej stronie łóżka. - Jakieś specjalne życzenia?
- Raczej nie. 
- Okej.
- Mogę?
- Czyń honory - uśmiecha się tak, że zawstydziłby nawet kobietą z ogromnym doświadczeniem.
- Tylko... ja nigdy tego nie robiłam.
- Pokaże Ci co i jak. Nie wstydź się. To nic złego, że tego nie wiesz - całuje mnie w policzek. - Chodź do mnie - mężczyzna przyciąga mnie do siebie. Uwielbiam to, że o tak wielu rzeczach nie masz pojęcia i brak Ci doświadczenia.
- Żałuję, że nie byłeś moim pierwszym chłopakiem.
- Kochanie to było dawno i nie trzeba do tego wracać. Zapomnij o tym - całuje mnie.
W poniedziałek rano udaję się do Dr Finke.
- Mam do pana dwie sprawy.
- Aż dwie? Przez telefon mówiłaś o jednej.
- Jest jeszcze coś, a jeśli chodzi o pigułki, to mogę je normalnie brać?
- Tak, tylko przez kilka najbliższych dni używajcie dodatkowego zabezpieczenia.
- Dobrze - potakuję.
- A ta druga sprawa? - spogląda na mnie.
Długo nad tym myślałam i postanowiłam wybrać się do terapeuty. Wiedziałam, że to już za długo trwa i w końcu dobrze się nie skończy.
- Jak leżałam w szpitalu mówił Pan, że zna kogoś, kto mógłby mi pomóc.
- Zdecydowaliście...
- Ja zdecydowałam. Robert nic nie wie.
- Myślę, że powinniście pójść razem. To dotyczy Was obojga.
- Porozmawiam z nim.
- Obiecujesz, że zadzwonisz? - podaje mi wizytówkę.
- Tak sądzę. Niedługo może być za późno.
- Nie myśl, że jeśli pójdziecie do psychologa, to będzie coś złego.
- Teraz już mi to obojętne. Chcę tylko żeby pomógł. Pójdę już - szybko wstaję z krzesła czując jak łzy napływają mi do oczu.
Po wizycie miałam jechać na zajęcia, lecz wróciłam prosto do domu. Zaraz po wejściu zadzwoniłam do Roba.
- Hej.
- Cześć, co tam?
- O której kończysz? - pytam.
- Jak zawsze o 16.
- Yhym.
- Stało się coś?
- Nie, do zobaczenia później - szybko się rozłączam.
Co prawda potrzebuję szatyna tu i teraz, ale nie mogę wymagać żeby rzucił wszystko i przyjechał. Z bezradności znowu zaczynam płakać.
- Janette? - słyszę z holu wołanie Roba.
- Co tu robisz? - wstaję z kanapy i wycieram oczy.
- Przyjechałem, bo mnie wystraszyłaś. Co się stało?
- Nic, tylko... - łamie się głos.
- Kochanie - chłopak mnie przytula.
- Nic się nie stało. Muszę z Tobą porozmawiać tylko nie wiem jak to zrobić.
- Najpierw się uspokój i powoli powiedz o co chodzi - prowadzi mnie do kanapy.
- Bardzo długo nad tym myślałam i nie umiem poradzić sobie z tym sama. Jak jeszcze byłam w szpitalu to Dr Finke oferował mi pomoc i dzisiaj dał mi numer do tego specjalisty. Chcesz iść ze mną? Wiem, że podjęłam tą decyzję bez Twojej zgody...
- I bardzo dobrze zrobiłaś. Oczywiście, że z Tobą pójdę. Zadzwonisz czy ja mam to zrobić?
- Zadzwonię - sięgam po telefon i wizytówkę.
- Andrew Perkins, słucham...
- Dzień dobry, ja chciałabym... nie wiem jak to ująć.
- Chce Pani przyjść na spotkanie - podpowiada.
- Zgadza się, z chłopakiem.
- Dobrze, mam w środę wolne popołudnie. Pasowałoby Państwu?
- Tak, dziękuję bardzo.
- Mógłbym prosić imię i nazwisko?
- Janette Leto.
- Zapisałem. W takim razie do zobaczenia.
- Do widzenia.
- Bolało? - pyta szatyn z uśmiechem, gdy kończę rozmawiać.
- Nie.
- Kiedy nas umówiłaś?
- W środę o 17.
- No to super. Zostanę tu już z Tobą, nie będę wracał do pracy.
- Nie musisz.
- Muszę, przecież widzę. Nie zostawię Cię teraz samej. Bardziej jestem potrzebny Tobie niż w firmie.
- Dziękuję - całuje go.
Następne dwa dni spędzam w nerwach.
- Uspokój się - Robert łapie mnie za rękę, gdy jedziemy na umówione spotkanie.
- Nie lubię jak obcy ludzie zbyt dużo wiedzą o moim życiu. O tej ciąży rozmawiam tylko z Tobą, Kim, która zadaje ogródkowe pytania, a tata na szczęście się odciął.
- Skoro Twój lekarz go polecił, to wiedział, co robi - wysiada z samochodu - chodź - otwiera mi drzwi.
- Dobrze robimy, że tu jesteśmy?
- Tak, nie martw się.
Spędzamy chwilę w poczekalni, po czym wychodzi do nas mężczyzna. Wysoki, dobrze zbudowany blondyn w garniturze. Stawiam, że ma około 40 lat.
- Zapraszam - wskazuje na pomieszczenie. - Jestem Andrew. 
- Janette.
- Robert.
- Pozwolicie, że będę się do Was zwracał po imieniu, to nam znacznie ułatwi, Wy też to róbcie. Janette zaczniesz? - spogląda na mnie. Przypuszczam, że mija kilka minut zanim wypowiadam pierwsze słowa, ale nikt mnie nie pospiesza. 
- W zeszłym roku miałam wypadek na motorze. Będąc w szpitalu okazało się, że byłam w ciąży. Niestety wcześniej się o tym nie zorientowałam i poroniłam. Z tym wszystkim wiązał się tygodniowy pobyt w szpitalu. W sumie, to nie wiem co miałabym więcej powiedzieć.
- Rozumiem, że nie planowaliście tego dziecka?
- Nie - odpowiada Rob.
- Nie rozmawialiście  nikim w szpitalu o tym?
- Nie chcieliśmy, to znaczy ja nie chciałam - poprawiam się.
- Dlaczego?
- Na początku to strasznie bolało i nie chciałam nikogo słuchać. Ze sobą rozmawialiśmy o tym jakieś 3-4 miesiące później.
- Kiedy to się wydarzyło?
- W kwietniu.
- Co czuliście na początku, gdy się dowiedzieliście?
- Byłam w szoku i nie mogłam zrozumieć, potem została już tylko pustka.
- Jak Janette mi powiedziała w ogóle to do mnie nie dotarło. Dopiero potem uświadomiłem sobie wszystko.
- Co Was najbardziej boli w tym?
- Że nie byłam świadoma tej ciąży.
- Robert? - Perkins patrzy na szatyna dłuższą chwilę.
- To, że ona tak bardzo cierpi z tego powodu. Ja nie leżałem w szpitalu, nie przechodziłem zabiegu, tylko ją wspierałem i byłem tam dla niej. Straciliśmy coś, co było dla nas kompletną niespodzianką i - zawiesza głos. - Szkoda, że tak się stało, ale nie cofniemy czasu - słysząc to dobrze wiem, o co chodzi.
Gdy wychodzimy zdarzyło się już ściemnić. Ulżyło mi trochę, ale mam też pytanie do mężczyzny, które nie daje mi spokoju. Siedząc na kanapie z kieliszkiem wina w ręce nie wytrzymuje.
- Chciałeś tego dziecka? - Wyraz twarzy szatyna od razu się zmienia, czyli trafiłam w sedno.
- Daj spokój - pociąga łyk piwa z butelki.
- Robert...
- Jeśli byłoby to w innych okolicznościach to chciałabym, zadowolona?!
- Nie krzycz na mnie, chcę porozmawiać.
- O czym tu rozmawiać? Byłaś w ciąży, nie wiedziałaś, miałaś wypadek, nie jesteś w ciąży. Krótka historia.
- Skoro chciałeś mieć od razu dzieci, to... dobra, nieważne - wstaje z kanapy.
- Zaczekaj - łapie mnie za rękę.
- Na co mam czekać? Jeśli masz na mnie krzyczeć, to dziękuję bardzo, nie tak to sobie wyobrażałam.
- Ja też nie. Usiądź. - Siadam ponownie obok niego. - Gdy się z Tobą związałem miałaś 17 lat i wiedziałem, że nie będziemy mieć od razu dzieci. Po jakimś czasie zauważyłem, że wszystko musi być po kolei i to mi nie przeszkadza. Zakochałem się w Tobie licząc się z tym wszystkim. Mogliśmy mieć dziecko, ten fakt zdążył się rozpłynąć zanim się z tym oswoiłem.
- Gdybym wtedy się zorientowała...
- Ja za nic Cię nie obwiniam. Stało się, trudno. Jeśli będziemy ciągle do tego wracać, to nic nie da.
- Wiem - wzdycham.
- Jesteś zła o to, że mój tata wie o tym?
- Nie. Dobrze, że mu powiedziałeś.
- Powinnaś się położyć - pociąga mnie w górę. - Śpij skarbie, ja muszę trochę popracować.
Następnego dnia dzwoni Kimberly.
- Macie jakieś plany na sobotę?
- Nie.
- To wpadniecie do nas na kolację?
- Zapytam Roberta i oddzwonię, ok?
- Spoko, byłaś dzisiaj na zajęciach? - pyta.
- Nie, nie złożyło się, że tak powiem.
- Wszystko w porządku?
- Bywało lepiej.
- Może przyjadę? - proponuje.
- Dziękuję, ale chcę zostać sama.
- Daj znać jak coś.
- Nie ma sprawy, na razie.
Po skończonej rozmowie wygrzebuje się z łóżka ubieram się i zabieram za sprzątanie, to całkowicie rozładuje moją frustrację. Do powrotu szatyna udaje mi się ogarnąć cały dom i zrobić obiad.
- Hej - mężczyzna całuje mnie w policzek na przywitanie. Odpowiadam mu delikatnym uśmiechem.
- Kim zaprosiła nas w sobotę na kolację, chcesz pójść? - pytam.
- A Ty chcesz? - odbija piłeczkę.
- Szczerze?
- Oczywiście, co to za pytanie w ogóle.
- Nie mam ochoty nigdzie wychodzić.
- Taki wieczór dobrze by Ci zrobił? - Tego się nie spodziewałam. - Przecież jest Twoją przyjaciółką.
- Wiem, ale nie chcę nigdzie iść.
- Myślałem, że ulży Ci po spotkaniu z tym całym terapeutą, psychologiem czy kim on tam jest.
- Z jednej strony tak, bo rzucił na to wszystko całkiem nowe światło, ale z drugiej mam kolejną rzecz, którą muszę ukrywać.
- Przestań, nie chcę tego słuchać. Zaczynasz przesadzać z tym wszystkim.
- Nie rozumiem czemu się złościsz - wzruszam ramionami.
- Bo - urywa. - Może jednak nie będę zaczynał tematu, bo nie chcę się z Tobą kłócić.
- Przecież ja też nie chcę - kładę mu dłoń na policzku. - O co chodzi?
- Próbujesz tak wszystko ukryć przed światem, a to przysparza Ci tylko problemów.
- Ja tylko chcę żeby moje życie było moim życiem, a nie pożywką dla mediów. Nie zaprzeczę podoba mi się jak pojawiają się zdjęcia z tych wszystkich gal na, które chodzę z zespołem lub tylko z tatą, to jest fajne. A nie chcę oglądać naszych zdjęć i setek teorii o tym co robimy i tak dalej. Chcę zachować to dla siebie, zależy mi na nas, a brukowce wszystko zniszczą, wiem to. Rozumiem, że to ciężkie.
- Nie wiedziałem, że tak do tego podchodzisz, przepraszam - całuje mnie w głowę.
- Widzisz, związek ze mną to wyzwanie.
- Ty od początku byłaś wyzwaniem. Ułatwiłaś mi trochę na początku, ale nie mogłem przestać zakradać się do Twojego serca, bo jak to mówią kobiety trzeba zdobywać całe życie - porusza brwiami.
Patrząc na szatyna zaczęłam się zastanawiać kiedy tak daleko zabrnęliśmy z tym naszym związkiem. Jesteśmy ze sobą prawie trzy lata i mamy kilka doświadczeń życiowych za sobą.
Nadchodzący weekend spędzamy w mieszkaniu Roba. W niedzielne popołudnie z wizytą przychodzi Olivia.
- Cześć, nie przeszkadzam? - pyta, gdy jej otwieram.
- Nie, wejdź - wpuszczam ją.
- Pomyślałam, że trochę poplotkujemy.
- Brandon w domu? - pyta ją Babu.
- Tak.
- To Wy tu zostańcie, a ja idę.
- Okej - mówię niepewnie.
- Brandon Was wczoraj widział, więc pomyślałam, że zajrzę - wyjaśnia.
- Kawy?
- Chętnie.
Kobieta opowiada o swoim małżeństwie, pracy. Potem próbuje dyskretnie wyciągnąć coś ze mnie, ale ja nauczyłam się jak udzielać wymijających odpowiedzi. Kochana ze mną nie jest tak łatwo jak z Robertem, przelatuje mi przez myśl.
- Już ta godzina? - mówi zdziwiona.
- Zagadałyśmy się.
- Lecę zrobić chłopakom obiad. Na razie - całuje mnie w policzek.
- Hej.
Chwilę później wraca szatyn.
- Moja piękna - daje mi buziaka, a ja wyczuwam alkohol.
- Piłeś - stwierdzam.
- Tylko troszeczkę - niewinnie się uśmiecha.
- Jesteś głodny?
- Tylko Ciebie - wsuwa mi ręce pod koszulkę.
- Nie - kręcę głową.
- Chodź, spodoba Ci się - ciągnie mnie do sypialni.
Gdy się budzę w pokoju jest ciemno. Patrzę na okno, no tak jest środek nocy. Zegarek wskazuje 3:23, czemu się obudziłam? Rozglądam się i zauważam, że szatyna nie ma obok, zastaję go w kuchni. 
- Obudziłem Cię? Musiałem się napić wody. Wracaj do łóżka, bo zmarzniesz - gdy wypowiada te słowa zdaję sobie sprawę, że stoję przed nim nago, a on zdążył nałożyć bokserki, szlag. - Chyba, że masz ochotę na drugą rundę? - śmieje się. Już mam się odwrócić i wyjść, gdy nieświadomie wypowiadam słowa:
- Ale tutaj.
- W kuchni na blacie? - unosi zaskoczony brew, a ja potakuję. Sekundę później namiętnie się całujemy i zapominamy o otaczającym nas świecie.
- Idziesz ze mną wziąć prysznic? - pyta, gdy dochodzę do siebie.
- Nie, idę się położyć - zeskakuje z blatu.
Po powrocie do łóżka od razu zasypiam.
- Czemu nie wybiłeś mi tego z głowy? - pije czarną kawę z cukrem licząc, że choć trochę postawi mnie na nogi po nocnych wybrykach.
- Nie śmiałabym odmówić dziewczynie, która o 4 nad ranem mówi, że ma ochotę seks. Nie wybaczyłbym sobie tego. Kończ i jedziemy - rzuca.
- No już - wstawiam kubek do zlewu.
- Przyjechać po Ciebie? - pyta zatrzymując się na parkingu przed budynkiem UCLA.
- Nie trzeba. Kim mnie podrzuci - chcę dać mu buziaka, ale robi się z tego długi, gorący pocałunek.
- To pa - szeroko się uśmiecha.
- Jesteś niemożliwy - wysiadam.
- I za to mnie kochasz - woła.
- To akurat prawda.
- A co to, masz osobistego szofera? - słyszę głos Flowers wchodząc do budynku.
- Wyjątkowa sytuacja. O której kończysz?
- O 11.
- Podrzucisz mnie do domu? - robię maślane oczy.
- Też tak kończysz?
- Nie, ale mogę.
Punkt 11 wychodzę z uczelni szukając na parkingu białego mercedesa dziewczyny.
- Zapraszam - mówi widząc mnie.
- Dawno nie miałam tak dobrego poniedziałku.
- No widzę, od rana uśmiech nie schodzi Ci z twarzy, a w dodatku wyglądasz na zmęczoną. Upojna noc?
- Bardzo - delikatnie się uśmiecham.
- Zarumieniłaś się! - piszczy stając na Fredonia Drive.
- Zgaś, napijemy się kawy - proponuje.
- Oczywiście. Chcę poznać szczegóły dzisiejszej nocy - klaszcze w dłonie. Niemożliwa dziewczyna.
Robię nam kawę i sałatkę owocową, od rana nic nie jadłam.
- A więc? - pyta, gdy wchodzę na taras. - No dalej. Ufasz mi, a ja nigdy nie wyznałam nikomu Twoich tajemnic.
W końcu się przełamuję i wszystko jej opowiadam.
- Dobrze się Wam układa?
- Tak. Nawet jak zaczynamy się sprzeczać, to kończymy na tym, że nie możemy bez siebie żyć.
Flowers na szczęście nigdzie się nie spieszy, a ja cieszę się, że mam z kim spędzić popołudnie.
- No dziewczyny ładnie się bawicie - mówi Robert. Wita się ze mną, a potem z Kim.
- Jesteś głodny? - pytam.
- Tak, ale poradzę sobie.
- Przyjdź do nas potem.
Gdy chłopak wraca, długowłosej zbiera się na wyznania.
- Opowiadała Ci co wyczyniała w Kansas? - patrzy na szatyna.
- Nie - kręci głową.
- Pewnie Twój tata nawet o tym nie wie.
- Jak dyrektorka nie wiedziała, że to ja, to skąd on miałby wiedzieć.
- Zdradzicie jakieś szczegóły? - Rob wpatruje się we mnie. - A w ogóle jak się poznałyście?
- Zaczęłyśmy naukę tam w tym samym momencie. Chodziłyśmy razem na historię, literaturę amerykańską i...
- Na hiszpański - mówię. - Zaprzyjaźniłyśmy się, bo na egzaminie z historii rozwiązałam za nią test - śmieje się.
- Skubana była taka dobra. Umiała wszystko.
- Lubiłam czytać i nadal lubię. Po co miałam kuć na historię, wystarczyło raz przeczytać podręcznik. Nauka tam nie była trudna. Tylko trzeba było słuchać nauczycieli, oni robili to z pasją. Do tej pory pamiętam słowa Beecher'a o wojnie secesyjnej i Lutrze, bo mówił o tym z zaangażowaniem.
- Raz na historii w 10 klasie, Janette całe zajęcia pisała smsy, po czym na parę minut przed końcem poprosił ją żeby powtórzyła chcociaż jedno zdanie, które powiedział, a ona...
- Zrobiło mi się głupio - przerywam Kim.
- Co zrobiłaś? - szatan wwierca we mnie swój wzrok.
- Zapytała go czy może powiedzieć własnymi słowami.
Automatycznie przypomina mi się ta scena.
"- A mogłabym własnymi słowami? - pytam.
- Oczywiście.
Przez najbliższe 5 minut mówię o Henryku VIII, jego sześciu żonach, dzieciach, konfliktach, o tym, że chciał złamać kościół, a na koniec wspominam o reformach jakie wprowadził. Profesor patrzy na mnie, po czym spuszcza głowę i się uśmiecha.
- Wiecie co? Wiem, że mnie nie słuchacie. Rysujecie po zeszytach, książkach, piszecie smsy - urywa. - Janette robiła to przez całą godzinę i dałbym sobie obie ręce uciąć, że nic nie wie, a ona w 5 minut powiedziała to o czym ja mówiłem przez 50, gratuluję - patrzy na mnie.
Zaraz po tym dzwoni dzwonek. Czekam aż wszyscy wyjdą i podchodzę do jego biurka.
- Mogłabym Panu zająć chwilkę?
- Pewnie - patrzy na mnie.
- Chciałam Pana bardzo przeprosić. 
- Wiesz, nie jestem zły, tylko zdumiony. Powiedz mi jak?
- Lubię Pana zajęcia, o każdej porze mogłabym powtórzyć pański wykład.
- Miło mi to słyszeć. Zmykaj na lekcje, a i przypomnij Flowers o eseju, bo w końcu jej tego nie zaliczę - woła.
- Dobrze."
- Nie przypomniała mi o eseju tylko sama go napisała.
- Bo nie lubiłaś historii - zauważam.
- Co jeszcze tam wyprawiałyście? - pyta zaciekawiony mężczyzna.
- Tradycją jest, że dzieciom przychodzącym do najmłodszych klas robi się głupie żarty, smarowanie klamek pastą do zębów, robaki w pokoju.
- No i absolutne mistrzostwo - dziewczyna porusza brwiami.
- Zużyte podpaski przyklejone w całej szkole - mówimy w tym samym momencie i stukamy się piwem.
- Nie rozumiem - szatyn kręci głową.
- Były polane keczupem, rozkleiłyśmy je w całym budynku, jakieś 500 sztuk.
- Pojadę już - całuje mnie w policzek. - Trzymajcie się.
- Pa - ściskam ją.
- Chodź do mnie - wyciąga ręce. Po chwili siedzę już na jego kolanach - moja malutka.
- Pójdziemy spać, bo nadal jestem zmęczona po tych nocnych wojażach.
- Dziękuję, że przy mnie jesteś - szepczę.
- Będę przy Tobie trwał bez końca - bierze mnie na ręce i zanosi do sypialni.

_________________________________________________________________
Witam moich czytelników :)
Wiem, że długo mnie nie było. Powodów jest sporo, ale nie będę się o nich rozpisywać. Postaram się dodawać bardziej regularnie rozdziały. Materiał na kilka najbliższych jest gotowy, więc nie będzie problemu.
Buziaki, Janette