9 grudnia 2014

46. "Nie wierzę, że jesteś taką hipokrytką."

Wylatując w niedzielne popołudnie do Nowego Yorku w końcu czułem, że żyję. Nie była to jeszcze pełnowymiarowa trasa, ale mieliśmy grać koncerty, a tego wprost nie mogłem się doczekać. We wtorek byliśmy w Bostonie. Wieczorem odbył się pierwszy koncert z serii Church Of Mars. The Wilbur pękało w szwach, co było dość imponujące. Następnym miejscem był Waszyngton. Zaraz po występie polecieliśmy do Toronto. Już czułem atmosferę trasy, gdzie tego samego dnia przylatywaliśmy do jakiegoś kraju, graliśmy koncert i zaraz po nim wyjeżdżaliśmy.

Janette

Mini trasa zespołu, która była na wpół akustyczna, była dla mnie spełnieniem marzeń. Uwielbiałam jak chłopaki grali te wszystkie utwory w taki sposób. Następnego dnia po przylocie do NYC tata wybrał się z Jamiem do parku żeby zagrać kilka piosenek. Ciekawość wygrała i niedługo potem zjawiłam się tam z Robertem. Oczywiście zachowywaliśmy odpowiedni dystans, bo gdy po Coachelli nic się jednak nie wydało, woleliśmy żeby na razie tak zostało. Zanim chłopaki skończyli my się ulotniliśmy. Woleliśmy mimo wszystko spędzić trochę czasu sami.
- Kochanie telefon Ci dzwoni - powiedziałam do szatyna, który był w łazience.
- A kto to?
- Twoja mama - zerknęłam na wyświetlacz.
Chłopak wyszedł z łazienki w samym ręczniku i mokrych włosach.
- No odbierz, odbierz - lekko się uśmiechnęłam.
- Słucham.
- Cześć synku. Doszły mnie słuchy, że jesteś w Nowym Yorku, prawda to?
- Tak.
- I nie masz zamiaru odwiedzić swojej matki?
- Zaraz wyjeżdżamy.
- Jutro - wtrąciłam.
- Krótko tutaj jestem mamo, nie było czasu.
- Ty to nigdy nie masz czasu.
- Mamo daj spokój. Muszę kończyć, bo Jared przyszedł - rozłączył się.
- Dobry jesteś wiesz.
- Zawraca mi głowę. Nie mam dla niej czasu, a jak Elena jest w NY raz na dwa lata, to jest w porządku, ale ona ma męża i syna, więc nie musi, a ja to powinienem siedzieć u niej ciągle - mężczyzna pokręcił głową.
- Twój tata też tak uważa?
- Nie, tata się nie wtrąca.
- Może Twoja mama po prostu tęskni za Tobą.
- Może i tak jest, ale ja mam swoje życie i mieszkam na przeciwległym krańcu USA i to nie jest takie proste jak się jej wydaje.

W poniedziałek koło południa mieliśmy pociąg do Filadelfii.
- Mogę Cię porwać na trochę? - spytał tata, gdy wysiedliśmy na dworcu.
- Pewnie, a gdzie?
- Zobaczysz - przebiegle się uśmiechnął.
Wsieliśmy to taksówki, która zawiozła nas pod jakiś ogromny budynek.
- Co tutaj jest?
- Moja szkoła.
Weszliśmy do środka i wjechaliśmy na trzecie piętro. Mijając salę taneczną zatrzymaliśmy się.
- Tutaj poznałem Twoją mamę...
Patrząc na bruneta widziałam, że całe życie spędzone z mamą przelatuje mu przed oczami.
- Kochasz ją nadal, prawda?
- Tak, gdzieś w środku nadal żyje jeszcze to uczucie, które nas łączyło. Spędziłem z nią wyjątkowe lata mojego życia... no i mam Ciebie, a to też jej zasługa. Chodź coś Ci jeszcze pokażę - dodał po chwili.
Przeliśmy spacerem dziesięć minut w stronę jakiegoś bloku. 
- Mieszkaliśmy tutaj, na ósmym piętrze. Tak... - wokalista odebrał dzwoniący telefon. -
Koniec zwiedzania - powiedział do mnie. 

- Szkoda. Wracamy po koncercie do Nowego Yorku?
- Tak. Co zmęczyło Cię to już?
- Ty to powiedziałeś. Ja nie narzekam. Sama chciałam jechać. 
W NYC byliśmy późnym wieczorem. Weszłam do pokoju i jedyne na co miałam siłę, to zdjęcie butów i kurtki. Rano obudziłam się w ubraniu.
- Chciałem Cię rozebrać, ale to było zbyt skomplikowane - powiedział Robert, gdy spojrzałam na niego. 
Pod koniec tygodnia byliśmy już w Los Angeles. Tata zaraz po przylocie zorganizował VyRT czat video. Ja natomiast umówiłam się z Robertem, mieliśmy zjeść kolację.
- To ja wychodzę - powiedziałam do taty.
- Wrócisz na noc?
- Raczej nie - delikatnie się uśmiechnęłam.
- Rozumiem.

- Hej - przywitałam się z szatynem, gdy tylko mi otworzył.
- No cześć - pocałował mnie. - Ślicznie wyglądasz.
Po wyśmienitej kolacji jaką zrobił mężczyzna przyszła pora na film. Rob wybrał "Dziennik nimfomanki". Pijąc wino i oglądając czułam wręcz, że zaraz rozsadzi mnie od środka. Nie doczekaliśmy nawet do połowy, gdy zaczęliśmy się całować.
Obudziłam się sama w łóżku, ale przez uchylone drzwi czułam wdzierający się zapach parzonej kawy. Nałożyłam na siebie koszulę chłopaka z poprzedniego wieczoru i wyszłam z pokoju.
W domu byłam na jakieś dwie godziny przed tym jak mieliśmy lecieć na KROQ. Na festiwalu jak często ostatnio występowało wielu artystów, którym nie mogłam się oprzeć. Między innymi The Neighbourhood, Imagine Dragons, Passion Pit, Vampire Weekend. Godzinę przed występem zespołu siedzieliśmy wszyscy w garderobie rozmawiając. W pewnej chwili do środka weszła Constance.
- Pójdziemy się przejść? - spojrzałam na chłopaka. Kiwnął delikatnie głową i wyszliśmy. Nie chciałam przebywać w jej towarzystwie.
- Coś się stało? - zapytał.
Nie miałam czego przed nim ukrywać, więc pokrótce opowiedziałam mu wszystko.
- Żartujesz.
- Nie. Nie wracajmy już do tego.
Parę dni później na VyRT odbyła się premiera płyty. Wszyscy od rana pilnowali tego żeby wszystko działało jak należy. Zjawiając się na miejscu parę minut po 13 dowiedziałam się, że właśnie zaczęli. Zajęłam miejsce na widowni i przyglądałam się.
- Cześć - Robert pocałował mnie w policzek.
- Oo hej - delikatnie się uśmiechnęłam.
- Skusiłaś się jednak?
- Nie mogłam tego przegapić. Jest tu kawa?
- Przyniosę Ci.
Chłopak zniknął, a tata miał właśnie grać akustycznie City Of Angels. Po 16, gdy pierwsza część się skończyła postanowiłam wrócić do domu.
- Młoda! - Shannon za mną wybiegł.
- Co? - odwróciłam się.
- Jedziesz do domu?
- Owszem.
- A zabierzesz mnie ze sobą?
- Spoko.
Weszli do domu i perkusista od razu poszedł spać, a ja podpięłam się pod lodówkę, bo byłam trochę głodna.
Gdzie jesteście? Dostałam wiadomość od taty. Zerknęłam na zegarek było po 19.
- O cholera. Shann wstawaj - weszłam do pokoju. - Jesteśmy spóźnieni.
Niedługo będziemy. Odpisałam.
Droga w tamtą stronę trwała 30 minut, więc byłam prawie pewna, że się spóźnimy. Zobaczymy ile ten samochodzik potrafi, pomyślałam ruszając spod domu.
- Jak dostanę mandat, to Ty go płacisz - powiedziałam do perkusisty.
- Mandat mogę zapłacić, byle bym tylko nie musiał mówić Jaredowi, że zginęłaś, bo jechałaś za szybko.
- Nie pieprz głupot.
- Ok, nic nie mówiłem.
Będąc na miejscu parę minut przed czasem trochę nie dowierzałam. 
- Shannon - zatrzymałam mężczyznę przed wejściem. - Nie mówi nic tacie.
- W życiu - pocałował mnie w głowę.
- No raczyłeś się w końcu pojawić - usłyszałam głos wokalisty skierowany do starszego Leto.
- Przeciwności losu, no co zrobisz.
W momencie, gdy koncert się rozpoczynał przeszły mnie ciarki. Pierwsze dźwięki Birth były niesamowite. Gdy pod koniec koncertu tata zaprosił na scenę parę osób w związku z nocowaniem w naszym domu byłam przekonana, że żartuje, ale się myliłam.
- Ty nie mówisz poważnie.
- Ale czemu nie?
- Bo nie mieszkasz sam? Mam chyba coś do powiedzenia w tej kwestii.
- To tylko jedna noc.
- Ale to są obcy ludzie i może nie chcę żeby ktoś, kogo pierwszy raz widzę na oczy kręcił się po całym domu? Sam mówiłeś, że tylko tutaj możesz mieć trochę prywatności, a co teraz robisz?
- Janette, przecież...
- Nie mam siły już o tym rozmawiać. Wychodzę.
- Gdzie Ty idziesz? Jest prawie północ.
- Jadę do Roberta. Nie będę z nimi siedzieć.
- Zostań.
- Nie. Dlaczego nie rozumiesz o co mi chodzi? Ukrywałeś mnie przez tyle lat żebym miała spokój. Ja od roku ukrywam swój związek żeby mieć spokój, a Ty teraz... może Constance miała rację. Było mnie oddać mógłbyś robić, co byś tylko chciał - wyszłam. Po 10 minutach byłam już u chłopaka. Usiadłam na kanapie i czułam, że łzy napływają mi do oczu.
- Co jest? - szatyn kucnął przede mną. - Pokłóciliście się?
- Trochę, ale nie o to chodzi.
- A o co? Hmm?
- Powiedziałam o jedno zdanie za dużo.
- Nie martw się tym. Jared i tak czuje się bardziej winny, bo nie spytał Cię o zdanie. Wyjaśnicie sobie jutro wszystko i będzie dobrze, zobaczysz - uśmiechnął się.
Rano obudził mnie Robert, którego ręka wsuwała się pod moją bieliznę.
- Co robi...
- Ciii - zamknął mi usta pocałunkiem.
Budząc się powtórnie o 14 nie wierzyłam, że aż tyle przespaliśmy. Wzięłam prysznic i zrobiłam sobie kawę. Trzeba było się zabrać za jakiś obiad. Szykując mięso z ryżem i warzywami poczułam jak mężczyzna obejmuje mnie w pasie.
- A co to się stało, że moja dziewczyna, która nie lubi gotować, robi obiad?
- Tak mnie jakoś naszło - uśmiechnęłam się.
- Czyżbyś czuła się zobowiązana, bo naszej wspólnej nocy?
- Nie wyobrażaj sobie za dużo - pocałowałam go.
Zjedliśmy obiad i postanowiłam wrócić do domu. Musiałam zmierzyć się z tym, co powiedziałam wczoraj.
- Że też nie mogłam ugryźć się w język - mruknęłam wchodząc do domu, w którym jak się okazało nikogo nie było. Usiadłam w salonie, czekając aż tata wróci. Gdy parę minut po 20 usłyszałam jak samochód parkuje na podjeździe czułam, że zaczynam się trochę denerwować.
- Janette?
- Jestem - weszłam do kuchni.
- Kiedy wróciłaś? - spytał.
- Niedawno. Przepraszam. Nie chciałam. Nie powinnam byłam tego mówić.
- Naprawdę pomyślałaś, że byłoby lepiej gdyby Cię tu nie było?
- Nie. Po prostu byłam zła, że nie zapytałeś mnie o zdanie.
- Wiem, źle zrobiłem. To ja powinienem Ciebie przeprosić - przytulił mnie. - Martwiłem się wczoraj jak wyszłaś. Bałem się, że coś Ci się stanie.
- Jestem cała i zdrowa i chyba pójdę się położyć. Dobranoc - pocałowałam go w policzek. 

Kolejnego dnia Shannon usilnie próbował wyciągnąć mnie na zakupy, na które nie miałam ochoty, bo było pochmurno i zimno.
- Co tam powiesz?
- A co chcesz wiedzieć? - po raz kolejny zanurzyłam łyżkę w moim musli z jogurtem i owocami. - No mów, co chcesz.
- To aż takie oczywiste, że coś chcę?
- Tak, bo się czaisz.
- Lara ma za miesiąc urodziny i nie wiem co jej kupić.
- Ciężka sprawa, ale czy ja czasem nie mówiłam, że nie pojadę z Tobą więcej na zakupy?
- Janette proszę.
- Kup jej jakąś biżuterie czy bieliznę i będzie ok.
- Jedź ze mną.
- Odpada.
- Dobra, to idę opowiedzieć wszystkim na dole, jak byłaś mała i biegałaś nago po mieszkaniu. Myślę, że Babu najbardziej to zainteresuje - wstał od stołu.
- Nie! Czekaj. - Perkusista się zatrzymał.
- Zgadzam się. Pomogę Ci.
- Jesteś najlepsza.
- Tylko więcej mnie nie szantażuj - zaznaczyłam.
Popołudniu Robert postanowił zabrać mnie na spacer.
- Dostanę buzi? - zapytał, gdy wyszliśmy przed dom.
- Nie. Chyba, że mnie złapiesz - zaczęłam biec. Ganialiśmy się po ulicy, śmiejąc się. W końcu szatyn mnie złapał i mocno pocałował.

Jared

Stojąc w oknie i widząc jak Janette z Robertem się wygłupiają uśmiechnąłem się pod nosem. Chwilę później obok mnie pojawił się Shann.
- Popatrz na nich, są tacy szczęśliwi - powiedziałem.
- Młoda dawno taka nie była.
- To prawda. Myślisz, że dobrą decyzję podjąłem pozwalając im się spotykać?
- Zaczęli bez Twojej zgody, więc wiesz. Patrząc na nich, to był strzał w dziesiątkę. Im wzajemnie nie przeszkadza ta różnica wieku, to i nikomu innemu nie ma prawa.
- Masz rację. 
- Chciałbyś żeby wzięli kiedyś ślub? 
- Nie miałbym nic przeciwko. Ze spokojem mógłbym oddać mu jej rękę, gdyby o to poprosił. Sprawił, że ona się zmieniła. W końcu żyje pełnią życia.
- I to pod każdym względem - perkusista poruszył brwiami.
- Wyobrażasz sobie taki związek bez seksu, bo ja nie.
- Zdziwiło mnie to na początku, że Ci nie przeszkadza, że sypiają ze sobą.
- Bo Robert...
- Ty mu tak cholernie ufasz.
- Znam go 11 lat, czemu miałbym mu nie ufać.
- Nie chciałbym być na jego miejscu, jakby im nie wyszło.
- Ja też bym nie chciał - usiadłem na kanapie. - Ciekawe co by Jennifer powiedziała na ich związek.
- Nie rozmawiałeś z nią?
- Nie odzywa się ostatnio, a zazwyczaj to ona dzwoni.
- Dla mnie to jest dziwne - brat usiadł obok mnie. - Zostawiła małą, a teraz się nią interesuje.
- Ja się cieszę, że mimo wszystko wykazuje to zainteresowanie. Ona chciałaby jakoś to naprawić, ale nie umie, a ja nie chcę się w to mieszać.
- Janette tego nie zaakceptuje.
- Ale jeśli przyjdzie taki moment, że mnie już nie będzie, to zostanie jej Jen, która praktycznie rzecz biorąc jest jej matką.
- Pamiętasz jak srałeś w gacie, gdy pojawili się tu Simonsowie. Gdyby chcieli, to mogliby ubiegać się o jakieś prawa, a z tego co widzę, to Ty chciałbyś żeby Jennifer nawiązała kontakt z Janette.
- Wiem jak to wygląda, ale tak chciałbym.
- Mam nadzieję, że nie namawiasz jej do tego.
- Nie. Ona sama musi podjąć tę decyzję, jeśli by chciała.
- Zmieniając temat. Rozmawiałem z mamą. Pytała czy nadal nie chcesz z nią rozmawiać.
- Po tym co powiedziała nie chcę ani z nią rozmawiać, ani jej widzieć. Shannon jak ona mogła powiedzieć coś takiego? Zrozumiałbym, gdyby była zła na Jen, ale nie na Janette, bo ona nie jest niczemu winna. Wiesz, że ona jest dla mnie wszystkim. Kocham ją najbardziej na świecie i zawsze będę za nią nawet gdybym miał do końca życia nie rozmawiać z matką. Pamiętasz moją rozmowę z nią, gdy pojawiła się na KROQ.
"- Co tu robisz?
- Sam mnie zaprosiłeś na ten koncert jakiś czas temu.
- Rzeczywiście.
- Zostawię Was - gitarzysta wyszedł.
- Chyba nie powinnam była przyjeżdżać.
- Szkoda, że nie wpadałaś na to wcześniej.
- Jared...
- Nie. Posłuchaj mnie, bo drugi raz tego nie powtórzę. Nie wtrącaj się w życie Janette. W jej związek z Robertem, ani w nic co jej dotyczy. To nie jest Twoja sprawa skoro jej nie akceptujesz, a ja nie wyobrażam sobie tak żyć.
- A Ty nic nie powiesz? - kobieta spojrzała na swojego starszego syna. 
- Mamo, Jared ma rację. Dobrze o tym wiesz.
- Jesteście tacy podobni do ojca.
- Nie mów mi, że jestem podobny do ojca. Ja w przeciwieństwie do niego nie zostawiam swojego dziecka. Nie wierzę, że jesteś taką hipokrytką. Chciałaś żebym oddał Janette, a czemu Ty nas nie oddałaś? - zapytałem. - Byłaś młodsza ode mnie i zostałaś sama z dwójką dzieci. - Constance wbiła wzrok w podłogę. - Właśnie tak myślałem - wyszedłem z garderoby."
- Wiesz czego oczekiwałem, gdy się tam pojawiła, że przeprosi za to, co powiedziała, ale widzę, że nie ma tego w planach, także nie mam o czym z nią rozmawiać. Przykro mi z tego powodu - wstałem z kanapy.
- Jared...
- Nie chcę już o tym rozmawiać. Obie są dla mnie bardzo ważne, ale w tej sytuacji liczy się tylko Janette.
Niedługo po tym jak brat wyszedł poszedłem się spakować. Następnego dnia bladym świtem mieliśmy lecieć do Londynu. Kolejnego dnia po przylocie razem z Janette i Robertem poszliśmy na kolację.
- Jakoś tak rodzinnie się zrobiło - powiedział Shannon.
- Rodzinnie to się zrobi jak Janette pozna moich rodziców - powiedział Babu.
Dziewczyna przerwała jedzenie i sięgnęła po szklankę z wodą. Upiła łyk i powiedziała:
- Jak mnie postawisz przed faktem dokonanym, to Cię zabiję.
- Teściowej się boisz? - zapytał perkusista. - One nie są aż takie strasznie, chociaż nie miałem z żadną do czynienia. - Na te słowa wszyscy się roześmialiśmy.

Janette

Po powrocie do hotelu sprawa z rodzicami Roberta nie dawała mi spokoju.
- Nad czym tak myślisz?
- A co jeśli ona mnie nie zaakceptuje?
- Kto?
- Twoja mama.
- Daj spokój. Shannon walnął głupi tekst i teraz będziesz o tym myśleć.
- Nie spodoba jej się to, bo jestem za młoda.
- Nie musi jej się to podobać. Ważne, że Ty mi się podobasz. Kocham Cię i dobrze nam razem, więc na tym zostańmy. Dobrze? - złapał mnie za brodę.
- Yhym - lekko się uśmiechnęłam.
Następny dzień w całości mieliśmy dla siebie, więc wyciągnęłam chłopaka na miasto żeby pozwiedzać. Nie był do końca zadowolony, ale stwierdził, że dla mnie może się poświęcić. Będąc w takich miejscach jak White Tower, Big Ben czy Pałac Buckingham, a kończąc na moście Tower Bridge, który był jednym z symboli Londynu.
- Zjadłabym coś.
- Mówisz? 
- Nie nabijaj się.
- Przepraszam. Chodź - złapał mnie za rękę. Po chwili byliśmy w jednej z restauracji. Było tak niepoprawnie przytulnie, że zostałam oczarowana w 3 sekundy.

W środę razem z tatą i Shannonem poszliśmy na Esquire Summer Party. Długo zastanawiałam się, co na siebie włożyć, ale widząc ubiór taty, wiedziałam, że jest dobrze. Udając grzeczną córeczkę, która nie pije alkoholu postanowiłam go nie pić, no może nie do końca.
- Popilnuj - wskazałam na szklankę i poszłam do łazienki.
- Sprytna jesteś - powiedział Robert, gdy wróciłam.
- Próbowałeś?
- Skusiłem się.
- Jakby tata...
- Co ja? - znikąd pojawił się wokalista.
- Nie, nic - niewinnie się uśmiechnęłam.
- Wykombinowałaś coś, wiem to.
- Wydaje Ci się.
- Możemy już iść - powiedział Shannon. - Ooo Janette daj się napić - perkusista przechylił szklankę. gdyby nie obecność taty pewnie wybuchłabym głośnym śmiechem.
- To idziemy? - wstałam.
- Po kim Ty masz to krętactwo?
- Nie wiem.
Rano ledwie zdążyłam wejść do łazienki, a już zaczął dzwonić mój telefon.
- Słucham - powiedziałam, nie patrząc na wyświetlacz.
- No cześć kocie.
- Kim, cześć. Co tam?
- Dzwonię, żeby... zaprosić Cię na moje urodziny!
- Wow. Super, dziękuję.
- Tylko bez wykręcania, masz przyjechać.
- Postaram się, bo będziemy wtedy w Europie.
- Nie obudziłam Cię mam nadzieję?
- Nie.
- A jak tam ten Twój książę?
- Świetnie.
Rozmawiając z Kimberly jeszcze dobre 30 minut zdążyłam jej opowiedzieć dwa miesiące mojego życia.
- Czy Ty się gdzieś wybierasz? - spytał Robert, gdy skończyłam rozmawiać.
- Kimberly zaprosiła nas na swoje urodziny.
- A moja obecność jest tam obowiązkowa? - spojrzał na mnie.
- A nie chcesz jechać?
- Zważając na przedział wiekowy, to nie. Co ja będę tam robił. Z reszta jak pojedziemy tam razem, to nie zostaniesz tam dłużej. Nie chodzi o to, że jej nie lubię, czy Twoich znajomych tylko...
- Rozumiem - uśmiechnęłam się.
- I nie jesteś zła?
- Nie. Jestem tylko ciekawa czy tata się zgodzi?
Zaraz po śniadaniu zaczepiłam wokalistę.
- Możemy porozmawiać?
- Pewnie, wchodź - otworzył drzwi do swojego pokoju. - Co tam?
- Dzwoniła Kim i zaprosiła mnie na swoje urodziny i będę mogła jechać?
- A kiedy to jest?
- W następny wtorek.
- O ile wiem będziemy wtedy nadal w Europie, a ona mieszka w Dakocie o ile się nie mylę.
- Zgadza się.
- Jeżeli Robert jedzie z Tobą, to mogę się zgodzić. Nie jedzie? - spytał widząc moją minę.
- Nie.
- Nie wiem czy mogę samą Cię puścić.
- Ale dlaczego nie?
- Boję się o Ciebie. Nie złość się. Nie chcę żeby coś Ci się stało.
- Będę na siebie uważać, obiecuję.
- No dobrze. Powiem Emmie żeby zarezerwowała Ci bilet.
- Dziękuję - pocałowałam go w policzek.
Byłam trochę zdziwiona, że tak łatwo udało mi się go przekonać, ale może w końcu doszedł do wniosku, że nie jestem już małą dziewczynką.
- Wnioskuję, że Jared się zgodził - powiedział szatyn, gdy weszłam uśmiechnięta do pokoju.
- Owszem.
- A kiedy wrócisz?
- Nie wiem, chciałabym jeszcze wstąpić do LA.
Następnego dnia byliśmy już w Berlinie.
- Robert - pocałowałam w policzek śpiącego chłopaka.
- Jeszcze 10 minut.
- Wstawaj już prawie 10.
- Nie chcę.
- Kochanie - w tym samym momencie, gdy to powiedziałam, Rob zerwał się i zaczął mnie łaskotać.
- Sama tego chciałaś.
- Przestań! Proszę.
- A co będę z tego miał?
- Zobaczysz Bramę Brandenburską.
- Znowu chcesz iść zwiedzać?
- Yhym. - Mężczyzna westchnął i położył się obok mnie. - Nie masz ochoty?
- Wolałbym zostać w hotelu, ale samej Cię nie puszczę, więc nie mam wyjścia.
- Wiesz, że Cię kocham - przytuliłam się do niego.
- No wiem, wiem - objął mnie ramieniem.

W połowie tygodnia powróciły koncerty: Impact Festiwal w Polsce, potem Zitadelle Spandau w Berlinie i Rock Am Ring, który był absolutnie niesamowity. Ogromna ilość artystów, których uwielbiałam w jednym miejscu. Następnego dnia był koncert The Killers. Nie mogłam sobie tego odpuścić, więc wróciliśmy z Robertem do hotelu w środku nocy.
- Jak tam było wczoraj? - spytał tata przy śniadaniu.
- Super - odpowiedziałam odrywając się na chwilę od mojej filiżanki z kawą. - Tak bardzo chce mi się spać.
- A mówiłem wczoraj chodź, to nie, jeszcze chwila - Babu się zaśmiał.
- A idź Ty, nie lubię Cię - pokazałam mu język.
Przedrzeźnialiśmy się do momentu, gdy przyszła Emma.
- Masz samolot jutro o 13 - spojrzała na mnie.
- Dzięki - uśmiechnęłam się.
- Może nie jedź - zaproponował mężczyzna, gdy się pakowałam.
- Trochę za późno na to.
Wieczór spędziliśmy na Rock Im Park, gdzie grał zespół. Robert ani na chwilę mnie nie puścił. Oj chyba ktoś tu będzie za mną tęsknił. Na lotnisko pojechaliśmy wszyscy razem, bo zespół miał lecieć do Moskwy.
- Tylko grzeczna tam bądź, rozumiemy się? - tata mnie uściskał.
- Tak - kiwnęłam głową.
- Uśmiechnij się, niedługo wrócę - usiadłam koło Roberta. Chłopak przekrzywił głowę i na mnie spojrzał. Delikatnie go pocałowałam - muszę iść - powiedziałam. 
Przechodząc przez odprawę serce mi się trochę ścisnęło. Nigdy sie na dłużej nie rozstawaliśmy, więc rozumiałam dlaczego to takie trudne.
- 05:12 witamy państwa w Aberdeen - powiedział kapitan po wylądowaniu na lotnisku. Co za cudowna godzina, przeleciało mi przez myśl. Przekroczyłam halę przylotów i ktoś się na mnie rzucił.
- Jak dobrze Cię widzieć - powiedziała Flowers.
- Ja też się cieszę. Co tu robisz?
- No przecież musiałam po Ciebie przyjechać.
- Dzień dobry - po chwili zjawił się tata dziewczyny, który zabrał moje rzeczy.
Dom Kimberly nieco różnił się z zewnątrz od pozostałych. Ogrodzony ze wszystkich stron, no ale skoro jej rodziców prawie ciągle nie było. W środku natomiast nowoczesność z nutką przytulności.
- Chcesz się położyć? - zapytała dziewczyna, gdy przekroczyłyśmy próg.
- Nie, wystarczy mi kawa.
Siedziałyśmy w kuchni rozmawiając, aż zeszła mama Kim.
- Janette, prawda?
- Tak - lekko się uśmiechnęłam.
- Miło mi Cię poznać, jestem Michelle i w żadnym razie nie mów mi na pani.
- Dobrze.
- Zrobię Wam śniadanie - otworzyła lodówkę.
Po niedługim czasie zajadałyśmy się przepysznymi naleśnikami.
- Rzadko gotuję, ale podobno mi wychodzi - skromnie się uśmiechnęła.
Michelle była w wieku zbliżonym do taty. Blond włosy za ramiona, zielone oczy, zgrabna figura. Tata Kim - Roger miał mniej więcej 45 lat. Było gdzie nie gdzie widać siwe włosy. Jednej rzeczy w tym wszystkim nie rozumiałam. Flowers nie przedstawiła ich w zbyt korzystnym świetle, a na mnie zrobili świetne wrażenie. Musiałam z nią o tym porozmawiać. Popołudniu zjawiła się Danielle. We trzy mogłyśmy siedzieć i plotkować godzinami. Wieczorem siedząc z piwem na tarasie dziewczyny zaczęły mnie męczyć o Roberta.
- Czemu przystojniak nie przyjechał? - Howard wbiła we mnie wzrok.
- Trochę nie jego przedział wiekowy.
- Nie chcę się wtrącać, bo za bardzo mi zależy żebyś była szczęśliwa - Kim weszła na taras - ale skoro Twoi znajomi są za młodzi, to jego będą za starzy, jak zamierzacie gdzieś wyjść razem?
- Nie mieliśmy jeszcze takiej okazji. Wiem jak to wygląda, ale co mam powiedzieć. Tak jest w sumie lepiej, mamy spokój. Rzadko wychodzimy, ale to mi akurat nie przeszkadza - uśmiechnęłam się pod nosem.
- Ten uśmiech oznacza, że czas w domu sam na sam też można dobrze zagospodarować - Danielle się roześmiała.
- Co on ma w sobie takiego, że tak rozkochał Cię w sobie?
- Musiałabyś go poznać. Po tym czasie jak jesteśmy razem, nie wyobrażam sobie żeby nam nie wyszło i żebyśmy nie byli razem. Za bardzo się zżyliśmy.
- Z całego serca Wam życzymy, żeby Wam się udało - Dan mnie uściskała, a zaraz po niej Kim.
W łóżku byłam przed 22. Wielogodzinny lot zrobił swoje. Rano obudził mnie telefon od Rob'a.
- Obudziłem Cię, prawda?
- Tak, ale nie szkodzi. Cieszę się, że dzwonisz - podniosłam sie do pozycji siedzącej.
- Jak tam?
- Dobrze, chociaż bez ciebie, to jakoś mi dziwnie.
- Już za mną tęsknisz? - zaśmiał się.
- Chyba trochę zaczynam.
- No to wracaj szybko.
- Janette - do pokoju wparowała Kim - ojć przepraszam.
- Kochanie to już Ci nie przeszkadzam.
- Odezwę się do Ciebie później albo jutro.
- Nie szalej tam za bardzo.
- Dobrze, pa. Kocham Cię.
- Ja Ciebie też.
Naciągnęłam szlafrok i poszłam do pokoju Flowers.
- Która? - spytała wskazując na dwie sukienki.
- Myślimy, że ta będzie najlepsza - Danielle dała jej nasz prezent.
- Wow jest śliczna, dziękuję - uściskała nas. - Zjedzmy coś i trzeba się powoli szykować.
Byłyśmy gotowe na styk. Ubierając się żałowałam, że Roberta tu nie ma.
Wchodząc do klubu impreza już trwała. Nie trzeba było ich rozkręcać. Wypiłyśmy po szocie i poszłyśmy się bawić. Kim niestety odpłynęła w połowie. Wróciłyśmy po 3 i zapakowałyśmy dziewczynę do łóżka dusząc się przy tym ze śmiechu. Gdy się obudziłam była 10. Na stole w kuchni znalazłam kartkę, że Michelle i Roger są w pracy. Czyli cała chata nasza. Niedługo potem zjawiła się Howard.
- Nasz imprezowiczka śpi?
- Zdziwiłabym się gdyby już wstała - podałam jej kubek z kawą.
Nasza jubilatka wstała po 13 z ogromnym kacem. Nie mogłyśmy powstrzymać śmiechu, gdy zeszła na dół.
- Tylko powiedzcie, że nie zrobiłam nic głupiego wczoraj.
- Nie, ale pamiętaj, że pewnych alkoholi się ze sobą nie miesza.
- Tak, tak. 
Po kilkudziesięciu minutach wróciła do nas świeża i czyściutka i w ciut lepszym humorze. Usiadła na kanapie i zaczęła rozpakowywać prezenty. Z jednego pudełka wyciągnęła wibrator, a z drugiego prezerwatywy.
- Kurde, co Ty masz za znajomych? - spojrzałam na nią.
- Wiem, są trochę dziwni.
- I nie wiedzą, że te dwie rzeczy wzajemnie się wykluczają - Dan się zaśmiała.
Następnego dnia Howard musiała wracać do domu, więc zostałyśmy same, a jako, że w poniedziałek Kim miała być w szkole, to postanowiłam w weekend polecieć do Los Angeles. Zostawiłam walizkę i wróciłam się do skrzynki po pocztę. Jeden z listów był do mnie. Rozerwałam kopertę, zaproszenie na firmowy bankiet, który miał się odbyć w poniedziałek. Skoro już tu jestem, to mogę na niego pójść. 
- Cześć - Alyson mnie uściskała. - Myślałam, że Cię nie ma w LA.
- Przyjechałam na chwilę.
- A mogłabyś jutro wpaść do redakcji?
- Myślę, że tak - delikatnie się uśmiechnęłam.
Z imprezy wyszłam przed północą. Nie miałam ochoty dłużej tam siedzieć, a najważniejsze było, że się pojawiłam.
Do redakcji pojechałam przed południem i ku mojemu zaskoczeniu w gabinecie naczelnej zastałam Aarona.
- Nie ma Alyson? - spytałam.
- Zaraz wróci.
- Yhym - weszłam do środka i usiadłam na szarej sofie.
- Ooo jesteś - Shepherd otworzyła drzwi. - To dla Ciebie - podała mi teczkę z biurka.
- To wszystko? - wstałam.
- Tak.
- To cześć.
Zanim zdążyłam wsiąść do windy dogonił mnie Whitmore.
- Co słychać? - blondyn się uśmiechnął.
- Wszystko dobrze, a u Ciebie?
- Też. Może skoczymy na lunch? Ja stawiam.
- Raczej nie, dzięki.
- Czemu? Nie daj się prosić.
- No dobra. - Od lunchu jeszcze nikt nie umarł, ale mimo wszystko czułam, że będę tego mocno żałować. Jadąc za mężczyzną znaleźliśmy się w jednej z droższych knajp w Hollywood. No to pięknie, przeleciało mi przez myśl. Zjedliśmy i wiedziałam, że muszę czym prędzej stamtąd iść.
- Wiesz co, ja muszę już lecieć.
- Czemu? Zostań - złapał mnie za rękę.
- Nie mogę - wstałam od stolika.
- Poczekaj, odprowadzę Cię.
Idąc do samochodu Aaron nieco ucichł. Nim wsiadłam chłopak mnie pocałował.
- Co Ty robisz?! - odepchnęłam go.
- Myślałem...
- To źle myślałeś! - Wsiadłam do samochodu i ruszyłam z piskiem opon. - Cholera! Wiedziałam, że tak będzie - głośno przeklęłam.
Podjeżdżając po dom głośno odetchnęłam. Przecież nic się nie stało. Wieczorem Kimberly uświadomiła mi w jak dużym błędzie jestem.
- Co Ty wyprawiasz? - zapytała.
- Ale o czym mówisz?
- Wysłałam Ci link.
Sięgnęłam po laptopa i otworzyłam stronę. Był to jeden z portali plotkarskich. "Janette Leto (18) córka znanego aktora i wokalisty 30 Seconds To Mars spotyka się z dziennikarzem Los Angeles Times Aaronem Whitmorem (29). Para była dzisiaj widziana w jednej z hollywoodzkich restauracji. Nie szczędzili sobie czułości..." Nie miałam ochoty dalej czytać tego artykułu. Po chwili znowu zadzwonił mój telefon.
- I co mi powiesz?
- Tak Kim, widziałam się z nim dzisiaj, ale to nie jest tak, że gram na dwa fronty. Zaprosił mnie na lunch, tyle.
- Oby Robert pomyślał tak samo.
- Przepraszam, muszę kończyć - nie miałam ochoty słuchać jej kazania, więc najprościej było uciąć rozmowę.
Jak chłopak to zobaczy, to nie będzie miło. W końcu następnego dnia miałam lecieć do Szwecji. Wysiadając z samolotu na lotnisku w Sztokholmie bałam się.

Robert

Budząc się w środę rano włączyłem do razu laptopa. Bez Janette ciężko było zabić wolny czas, ale na szczęście dziewczyna koło południa miała już być koło mnie. Buszując po stronach moim oczom ukazał się tytuł "Janette Leto ma chłopaka! Dziewczyna była wczoraj widziana z dziennikarzem Los Angeles Times. Myśleli, że zostaną nie zauważeni, bo bez skrępowania się całowali...". Czytając całość trochę nie dowierzałem. Janette by tego nie zrobiła, ale zdjęcia były potwierdzeniem tekstu. Czułem, że ciśnienie mi się podnosi, więc poszedłem wziąć zimny prysznic. Zszedłem na śniadanie, mój cały dobry humor związany z jej powrotem prysł w przeciągu dwóch sekund.
- Robert! - usłyszałem wołanie Shayli, gdy wchodziłem do pokoju.
- Tak? - odwróciłem się.
- Pamiętaj, że takie portale zawsze wszystko koloryzują. Kochasz ją, nie pozwól żeby jakiś głupi artykuł, to zepsuł. Nie pytaj skąd wiem. Pilnujemy z Emmą takich rzeczy.
- A jeśli...
- Ona zaraz tu będzie, nie zastanawiaj się - delikatnie sie uśmiechnęła.
- Dzięki.
Wszedłem do środka i usiadłem na łóżku. Kilkanaście minut później zjawiła się Janette.
- Cześć - powiedziała niepewnie.
- Hej.
- Widziałeś ten artykuł, prawda?
- Trudno było go nie zauważyć, jak wszędzie o tym piszą.
- Pozwolisz mi wytłumaczyć? - spytała.
- Czekam na to szczerze mówiąc. Usiądź koło mnie i się nie bój - dziewczyna usiadła w bezpiecznej odległości i zaczęła.
- Byłam wczoraj w redakcji no i on też tam był. Jak wychodziłam, to zaprosił mnie na lunch, a ja głupia się zgodziłam. Wiem, że nie powinnam była iść. Zjedliśmy i chciałam wracać do domu, ale on sobie ubzdurał, że odprowadzi mnie do samochodu i ... - zawiesiła głos. Trochę się bałem co dalej powie. - Wiem, że jesteś na mnie zły, ale ja nic nie zrobiłam - w jej oczach stanęły łzy.
- A co on zrobił?
- Pocałował mnie. - Poczułem, że znowu ciśnienie mi się podnosi, ale tym razem nie chodziło o Janette, tylko o tego gościa. - Przepraszam, gdybym tam nie poszła, to nic by się nie stało - brunetka się rozpłakała. Patrzyłem na nią wahając się co zrobić. To nie była jej wina.
- Chodź do mnie - posadziłem ją na swoich kolanach i przytuliłem. - Nie płacz.
- Co teraz będzie? - zapytała, gdy sie trochę uspokoiła. - To koniec, prawda?
- Tak łatwo ze mnie rezygnujesz? - złapałem ją za brodę żeby na mnie spojrzała.
- Nie, no ale...
- Beż żadnych ale. Nie rozstaniemy się, nie zrobiłaś nic złego. Za bardzo Cie kocham żeby się z Tobą rozstać, o coś takiego. Obiecaj mi, że więcej się z nim nie spotkasz.
- Obiecuje - wtuliła się we mnie. - Myślałam, że gorzej to zniesiesz.
- Mogło tak być, ale po co mamy się kłócić. Stęskniłem się za Tobą i zaplanowałem już dzisiejszy dzień w związku z Twoim powrotem.
- Naprawdę?
- Yhym - pocałowałem ją. - Jak spotkam tego całego Aarona, to dostanie w zęby.
- Zazdrosny jesteś?
- Pewnie, bo jesteś tylko i wyłącznie moja - położyłem ją na łóżku i powoli zacząłem rozbierać...
Brunetka słodko spała, więc postanowiłem przesunąć nasz romantyczny wieczór na wcześniejszą godzinę. Przejeżdżając po raz kolejny różą po plecach dziewczyny, ta w końcu się obudziła.
- Fajnie się spało?
- Tak. Czemu jesteś ubrany?
- Bo ja nie spałem. Truskaweczkę? -sięgnąłem za siebie, a potem włożyłem ją do ust dziewczynie.
- Źle mi z tym, że to się stało. Mogłam to przewidzieć. Mam wyrzuty sumienia.
- On Ciebie pocałował, czy Ty jego?
- On mnie.
- To przestań. Przypomnij sobie nas na początku. To ja Ciebie pocałowałem, a potem... Mam nadzieję, że nie był aż taki przekonywujący jak ja i nie zaciągnął Cię do łóżka?
- Nie, a jakby się tak stało, to co? - zapytała.
- Chyba byśmy musieli się pożegnać, bo na to, że Cię pocałował nie miałaś wpływu, ale gdyby chciał się z Tobą przespać, to mogłabyś już zareagować. Kochanie wszystko w porządku, naprawdę. Tylko uważaj na niego, bo jak dla mnie, to on trochę podejrzany jest.
- Dobrze.
- Ubierz się, bo widzę, że Ci zimno i się rozchorujesz i Jared mnie powiesi, że Cię nie przypilnowałem.
Dziewczyna założyła na siebie bieliznę, leginsy, luźny sweter i wskoczyła z powrotem na łóżko.
- Co jest w zestawie do tych truskawek, czekolady i szampana?
- Film - uśmiechnąłem się pod nosem.
- Jaki?
- A to już zależy od Ciebie. Jaka liczba 1, 2, czy 3?
- 2 - odpowiedziała.
- Miałaś do wyboru Avengers, One Day i The Human Centipede.
- Jak wybrałam ostatnie, to wychodzę.
- Wybrałaś Avengers - Janette odetchnęła z ulgą słysząc to. - My nie możemy się na dłużej rozstawać, bo nie mogę się potem pozbierać - położyłem się obok niej.
- W pełni się z tym zgadzam. A w ogóle, to gdzie są chłopaki?
- W Londynie. Mają dzisiaj wieczorem występ i Zane'a Lowe'a czy jakoś tak.

Janette

- Czyli tylko my tu jesteśmy?
- Nie, jest jeszcze Shayla.
Po filmie mężczyzna zniknął w łazience i nie było go już dobrą chwilę.
- Co Ty tam robisz? - zapytałam.
- Zobaczysz. - W tym samym momencie ktoś zapukał. W drzwiach stała McGhee.
- Żyjesz - uśmiechnęła się na mój widok. - A Robert?
- Jest w łazience. Nie pozabijaliśmy się, spokojnie.
- To dobrze, bo trochę się martwiłam.
- Jestem - szatyn wyszedł z łazienki.
- No w końcu.
- To już Wam nie przeszkadzam. Pamiętajcie, że rano lecimy do Kopenhagi.
Wchodząc do łazienki zaniemówiłam. Robert przygotował kąpiel ze wszystkim, co tylko się dało.
- Nie zasłużyłam na to.
- Zasłużyłaś, wiem, co mówię - pocałował mnie w policzek.
Następnego dnia przed południem byliśmy w hotelu w Danii, gdzie był już zespół.
- Jared mi napisał żebym Wam powiedziała, że za 20 minut wychodzicie. Macie się spotkać na dole. Powodzenia - powiedziała wysiadając z windy.
- Cały tata, już zaplanował nam dzień. 
Z tatą i wujkiem spotkaliśmy się parę minut później.
- Hej - uściskałam wokalistę.
- Cześć - Shannon pocałował mnie w policzek.
Po dłuższej przejażdżce znaleźliśmy się w miejscowej przystani.
- Będziesz miał jakieś problemy przez ten artykuł? - spytałam.
- Nie. Dziennikarze trochę mnie pomęczą, było parę telefonów rano, nic wielkiego.
- Przepraszam.
- Nic się nie stało. Ty będziesz miała gorzej, ale zanim wrócisz do Los Angeles, to ta sprawa już ucichnie. A jak Robert?
- Dobrze, wytłumaczyłam mu wszystko. 
- Na pewno? Bo mówisz to bez przekonania.
- Źle mi z tym, że to się stało. Można było tego uniknąć, ale jestem głupia i naiwna.
- Nie przesadzaj. Przejdzie Ci - pocałował mnie w głowę. - Już Cię nigdzie samej nie puszczam.
- Młoda o co chodzi z tym dziennikarzem z Times'a?
- Bo to jest zawsze Wasza wina, w sensie facetów.
- Czemu nasza? - perkusista spojrzał na mnie zdezorientowany.
- Bo jeśli czegoś chcecie, to po prostu to bierzecie. Robert jak się zaczął nasz związek? - spojrzałam na chłopaka.
- Mam powiedzieć? - uśmiechnął się.
- Nic ich nie zdziwi.
- Ja się domyślam - powiedział wokalista.
- A ja nie mam pojęcia - Shann oparł się o burtę łodzi.
- Zaciągnąłem Janette do łóżka - szatyn delikatnie się zarumienił, co wyglądało prze słodko.
- Do kanapy - zaznaczyłam. - W łóżku skończyliśmy dzięki mnie.
- Widzisz - tata szturchnął wujka - to jest siła argumentu. Tak sie teraz młodzi bawią. Nie trzeba tygodniami umawiać się na randki, tylko od razu do łóżka i hulaj dusza piekła nie ma ani prezerwatyw - na jego słowa wszyscy głośno się roześmialiśmy.
- Tylko Ty wybierałeś te trudno dostępne. Ja się nie męczyłem.
- Bo Ty nie miałeś nikogo na stałe.
- A Ty miałeś i co Ci z tego przyszło? - spytał starszy Leto, ale zaczął tego od razu żałować.
- Mam śliczną córkę, to mi wystarcza - tata jak zwykle fenomenalnie wybrnął z sytuacji.
- Wy to chyba do końca życia będziecie sami.
- Z kobietami, to trzeba się męczyć tylko - skwitował Shannon. - Zacznie narzekać, że przez parę miesięcy jesteś non stop w trasie i nie masz dla niej czasu.
- Dokładnie. Co byś zrobiła jakby Robert był z nami w trasie, bo bym mu zaproponował kręcenie teledysku? Teraz możesz tu być, ale potem chodziłabyś do szkoły, a Wy nie potraficie bez siebie paru dni wytrzymać. Mogłem tak zrobić, ale wiedziałem, że się nie zgodzisz.
- Tego nie wiesz - Greenwood się uśmiechnął. - Chociaż Janette lepiej jest nie zostawiać samej, bo ktoś się nawinie i potem są problemy.
- Przecież mówiłeś...
- I podtrzymuje, to co powiedziałem - pocałował mnie. 

Miłość do Roberta czasami mnie przerastała. Nie wyobrażałam sobie związku z kimś innym. Obdarzyłam go bezgranicznym zaufaniem, a to było jedną z podstaw relacji damsko-męskich. Nie odnalazłabym się u boku kogoś innego. Szatyn stał się częścią mojego życia i miałam nadzieję, że zostanie tak na zawsze.



_________________________________________________________________
Witam.
To spóźniony prezent mikołajkowy ode mnie dla Was :)
Przepraszam, że kazałam czekać aż 3 miesiące na ten rozdział, ale tak naprawdę, to nie miałam na to większego wpływu.
Rozdział jest jaki jest, nie jestem z niego do końca zadowolona, ale brak czasu nie pozwolił mnie nanieść takich poprawek jakich bym chciała.
Co do kolejnego, to nie jestem w stanie nic obiecać, bo po pierwsze jest nieskończony, a po drugie wątpię bym miała czas żeby to zrobić. 
Mówię to z bólem, ale obawiam się, że w najbliższym czasie, nie będę mogła dodać nic nowego, bo jak to mówią są rzeczy ważne i ważniejsze. Blog jest dla mnie ważny, ale na ten moment szkoła i nauka jest ważniejsza. Praktycznie zawsze poświęcałam naukę dla tego opowiadania, teraz musi być odwrotnie. Absolutnie nie kończę, ani nie zawieszam tego bloga, jest jeszcze dużo wątków, które chciałabym opisać... i tak naprawdę dwa, trzy rozdziały i ta kolorowa i słodka historia diametralnie by się zmieniła, ale musicie na to poczekać. Mam nadzieję, że wytrwacie :)
Komentujcie, może zmobilizuje mnie do dodania nowego rozdziału niebawem, pozdrawiam xoxo.


11 września 2014

45. "Gdybyś ją wtedy oddał wszystko byłoby dużo prostsze."

- Co taki zadowolony jesteś? - spytałam taty, który wszedł do domu cały w skowronkach.
- Bo w końcu płyta jest w wytwórni, a miałem już tego trochę dość.
- Oj, nie tylko Ty. Czyli nasz stół do bilarda może już wrócić na swoje miejsce?
- No może, a czemu Ci tak na nim zależy? - przyjrzał mi się.
- Założyłam się o coś z Shannonem.
- O co się założyłaś z moim mądrym bratem?
- A takie tam - puściłam mu oczko. - Mogę Ci w czwartek zabrać Roberta na trochę?
- Jeśli jest Ci potrzebny, to nie ma problemu.
- Dzięki.
- A co kombinujesz?
- Nic takiego.
- Mała czemu Ty ciągle coś przede mną ukrywasz? Nie ufasz mi?
- Nie podchodź mnie tak. Oczywiście, że Ci ufam, ale są rzeczy o których nie potrafię Ci ot tak powiedzieć, bo jesteś facetem i nie umiem.
- Czyli zamykamy się w kręgu tych kobiecych spraw? - Kiwnęłam w odpowiedzi twierdząco głową.
- Będę miała 18 lat za 4 dni, nie musisz o wszystkim wiedzieć.
- Tak, ale wolałabym mimo wszystko. Teraz zachowujesz się jak mała dziewczynka, a nie dorosły człowiek. Skoro już rozmawiamy i jesteśmy przy tym temacie, to może mi powiesz. Wiem, że jest Ci ciężko no, ale - złapał mnie za rękę.
- Mam w czwartek wizytę u ginekologa i chciałam żeby Robert tam ze mną poszedł, bo sama tam oszaleje.
- Czyżby chodziło o naszą rozmowę?
- Tak. Miałeś rację, ale musiałam do tego dorosnąć.
- A czego Ty się tak boisz?
- W sumie to sama nie wiem. Będę się musiała przed nim rozebrać i tak dalej.
- Chciałabym Cię jakoś wesprzeć, ale nie mam pojęcia jak.
- Poradzę sobie, jestem już duża, ale możesz mnie przytulić. - Wokalista mocno mnie uściskał. Chwilę potem rozdzwonił się mój telefon. Sięgnęłam do torebki i musiałam wszystko z niej wysypać żeby go znaleźć. Po krótkiej rozmowie z Alyson napotkałam spojrzenie taty.
- Kiedy odebrałaś prawo jazdy?
- W zeszłym tygodniu. Idę do siebie.
Weszłam do pokoju i sięgnęłam po laptopa. Wygodnie ułożyłam się na łóżku i weszłam na Twittera. Wstając w czwartek rano byłam już jakby mniej zestresowana, ale marzyłam żeby być już po. Byłam gotowa wcześniej niż przypuszczałam, więc postanowiłam wypić jeszcze kawę. Niedługo później zjawił się Robert.
- Jedziemy? - spytał.
- Nie - pokręciłam głową.
- Nie bój się - delikatnie mnie pocałował i pociągnął do góry.
Po 25 minutach byliśmy na miejscu. Udaliśmy się na wskazane przez recepcjonistkę piętro i usiedliśmy. Nieco później zjawiła się pielęgniarka.
- Pani Janette Leto?
- Tak.
- Proszę wypełnić - podała mi formularz. Pytania nie były jakoś bardzo skomplikowane, ale było ich dość sporo. Niedługo po tym jak skończyłam kobieta zjawiła się ponownie. - Zapraszam za mną - wprowadziła mnie do gabinetu. - Proszę sie przebrać, pan doktor zaraz przyjdzie. 
Przebrałam się i czekałam aż się zjawi. Gdy tylko wszedł do środka mój stres całkowicie zniknął. Uśmiechnięty od ucha do ucha. 
- Dzień dobry, nazywam się David Finke. Janette jak mniemam - spojrzał w kartę i na mnie.
- Zgadza się - kiwnęłam lekko głową. 
- Co Cię sprowadza? - Pokrótce opowiedziałam mu z czym do niego przyszłam. Potem przyszła pora na badanie. - Nie było chyba aż tak strasznie? - spytał, gdy siedziałam już ubrana w fotelu na przeciwko jego biurka.
- No nie - lekko odetchnęłam. 
- Pierwsza wizyta nie jest wcale taka zła jak o niej mówią.
- Skąd Pan...
- Domyśliłem się, przerażenie miałaś wypisane w oczach. Wszystko jest w porządku, jeśli chodzi o Twoje zdrowie, tu masz receptę i obyśmy się zbyt szybko ponownie nie widzieli.
- No mam taką nadzieję - uśmiechnęłam się i wyszłam.
- I jak? - Robert odłożył magazyn.
- Dobrze, nawet bardzo. Wyjdźmy już stąd. Głodna trochę jestem.
- Możemy jechać do mnie, to Ci coś ugotuję.
- Ok.
- Wszystko w porządku tak ogólnie? - zapytał, gdy byliśmy w połowie drogi.
- W jak najlepszym.
Wchodząc do mieszkania chłopaka jak zwykle przywitał mnie nienaganny porządek. Kiedy on sprzątał jak całe dnie był u mnie?
- Jakieś specjalnie życzenia?
- Raczej nie - usiadłam na kanapie i włączyłam telewizor.
Zjedliśmy i oglądaliśmy jakiś film do momentu, gdy zadzwonił mój telefon.
- Tak? - odebrałam.
- Jak tam? - spytał tata.
- Wszystko dobrze. Miałbyś coś przeciwko żebym została u Roberta dzisiaj?
- Nie, nie ma problemu. To w takim razie nie przeszkadzam.
- Pa - rozłączyłam się.
- Mam propozycje - powiedział szatyn, gdy koło niego usiadłam.
- Zamieniam się w słuch.
- Weźmiemy teraz długą, gorącą kąpiel i pójdziemy spać. 
- Podoba mi się. Dziękuję Ci za dzisiaj, że tam ze mną poszedłeś.
- Przestań, nie ma o czym mówić.
- Czemu Ty taki jesteś?
- Wyjątkowy? - poruszył brwiami.
- Między innymi - uśmiechnęłam się. 
- Kocham Cię i muszę być przy Tobie, wtedy gdy mnie potrzebujesz. No co byłby ze mnie za facet, gdybym z Tobą nie poszedł. Nie patrz tak na mnie, ideały się zdarzają - zaśmiał się. 
Leżąc przed 21 w łóżku oczy mi się już powoli zamykały.
- A mówiłaś, że nie zaśniesz o tej godzinie - chłopak położył sie koło mnie.
- Ja dużo rzeczy mówię - przytuliłam się do niego. - Ładnie pachniesz.
Wchodząc w piątkowe popołudnie do domu nikogo nie zastaliśmy, bo tata poleciał na przylądek Canaveral żeby wysłać singiel w kosmos.

Jared

Na ponad dwa miesiące przed urodzinami Janette zastanawiałem się jaki prezent jej zrobić. Musiało to być coś wyjątkowego, bo w końcu, to były jej 18 urodziny. Każda rzecz jaka przychodziła mi do głowy wydawała się nieodpowiednia. Pewnego dnia przejeżdżając przez miasto minąłem salon BMW.
- A może... - zawróciłem. 
Janette umiała jeździć, a kwestia prawa jazdy nie stała na przeszkodzie, bo dziewczyna miała je niedługo robić. W dodatku wiedziałem, że podobają jej się samochody tej marki, więc to wydawał się być strzał w dziesiątkę. Sam nie za bardzo to ogarniałem, więc zadzwoniłem do Shannona.
- Jesteś mi potrzebny, przyjedziesz?
- Gdzie jesteś? - spytał.
- Zaraz wyślę Ci adres.
Brat zjawił się po pół godzinie.
- Wyjaśnij mi proszę co tu robimy.
- Kupujemy samochód.
- A ja myślałem, że słonia - powiedział perkusista. - Nie wiedziałem, że Ci się takie podobają - obszedł jeden z samochodów.
- Sprostuję Ci wszystko, bo zaraz mnie krew zaleje. Kupuję samochód dla Janette na urodziny. Chcę żebyś mi pomógł, bo pracowałeś kiedyś przy samochodach.
- No to było tak od razu - zaświeciły mu się oczy.
- Tylko pamiętaj, że to ma być samochód dla Janette.
- Wezmę to pod uwagę. 
Shannon pooglądał samochody, a potem zaczął rozmawiać z pracownikiem salonu.
- Jared - usłyszałem po godzinie.
- Idę.
- Idealny, co nie? - wskazał na ekran laptopa.
- Ładny - skwitowałem.
- Weźmiemy go - powiedział brat.
- Nie ma go obecnie w Los Angeles...
- Nie śpieszy nam się.
- Za tydzień?
- Ok.
- No to brat zaszalałeś - powiedział perkusista, gdy wyszliśmy.
- Mam pewność, że będzie zadowolona.
Tydzień później pojawiliśmy się w salonie żeby odebrać auto.
- Mogę zrobić jazdę próbną? - wypalił Shann.
- Tak.
- Jak go rozwalisz, to Cię zatłukę.
- Bez obaw, nie takimi samochodami się jeździło - puścił mi oczko.
Shannon pojechał, a ja dopełniałem ostanie formalności.
- I jak? - spytałem, gdy wrócił.
- Chodzi jak szatan. Mam pytanie... - zwrócił się do pracownika salonu. Chwilę później zjawił się z ogromną czerwoną kokardą. 
- Na co Ci to?
- W końcu to ma być prezent, tak?
- Nie było pytania. Przetrzymasz go przez ten tydzień u siebie? - zapytałem, gdy wyszliśmy przed budynek.
- Nie ma problemu.
- Tylko wiesz - podniosłem palec do góry.
- Wiem, wiem - machnął ręką.

Z NASA wróciłem w piątkową noc. Wcześniej dałem znać Shannonowi żeby rano przyprowadził samochód. Stawił się o 8 i mocował się ze wstążką.
- Daj mi to i potrzymaj - podałem mu kubek z herbatą.
- Jak Ty zdolny jesteś - uśmiechnął się. - Janette śpi?
- Tak. Załatwiłeś wszystko na tę imprezę?
- Z problemami, ale tak.

Janette

Budząc się po 9 od razu sięgnęłam po telefon, gdzie czekało na mnie już parę wiadomości z życzeniami urodzinowymi. Odpisałam i poszłam do łazienki. Potem się ubrałam i zawędrowałam do kuchni, gdzie siedział tata i wujek. Chwilę później zjawił się Robert.
- Hej - pocałował mnie w policzek.
Wypiłam kawę, zjadłam tosta i wtedy usłyszałam głos taty:
- Jak skończyłaś, to pozwól - zawiązał mi oczy.
- Ej, co Ty robisz?
- Cicho, wstań - gdzieś mnie prowadził, ale nie miałam pojęcia dokąd. - Gotowa?
- Ale na co? - spytałam, a on zdjął mi opaskę. Zamarłam na widok tego, co zobaczyłam.
- Wszystkiego najlepszego - powiedział tata.
- Naprawdę? - nie dowierzałam w to co widzę.
- Trzymaj - podał mi kluczyki.
- Mogę się przejechać?
- Pewnie.
Wsiadłam do samochodu i go odpaliłam. Ruszając z podjazdu czułam się jak w niebie. Wracając po kilkunastu minutach nadal nie mogłam wyjść z szoku. Wysiadłam i dokładnie się przyjrzałam, był przepiękny. Wchodząc do środka usłyszałam pytanie Shannona.
- Jeździ jak szatan, co nie?
- Żeby tylko. Jezu dziękuję - uściskałam ich.
- Mi jeszcze nie masz za co - powiedział Robert.
- A będę mieć?
- Zobaczymy.
Niedługo potem zadzwonił dzwonek.
- Młoda otwórz.
- Ok.
Idąc w stronę drzwi kompletnie się nie spodziewałam tego, co tam zastałam.
- Happy Birthday - usłyszałam otwierając drzwi. Była to Kimberly i Danielle. - To dla Ciebie - Dani podała mi balony.
- Jak słodko, wchodźcie. Znowu zrobiłyście mi niespodziankę, to już druga dzisiaj.
- Ładna fura stoi przed domem, czyja?
- Moja. Dostałam dzisiaj.
- No to pięknie. Mamy jeszcze coś dla Ciebie - Kim otworzyła walizkę i podała mi prezent.
- Aż się boję otworzyć. 
Owym prezentem była torebka z najnowszej kolekcji Louisa Vuittona.
- Dziękuję.
- Wiedziałam, że Ci się spodoba.
- Dzień dobry - powiedziały równocześnie dziewczyny.
- Cześć - odpowiedział tata.
- Chodźcie, zaprowadzę Was do pokoju.
Około 14 z pogawędki z dziewczynami wyrwał mnie Shannon.
- Gdzie Ty mnie prowadzisz? - szliśmy po schodach na górę.
- Do Twojego pokoju.
Weszliśmy do środka. Na łóżku leżał pokrowiec, a na nim złoto-czarna koperta.
- Co to jest? 
- Część mojego prezentu. Radziłbym zacząć się szykować - puścił mi oczko i wyszedł.
Sięgnęłam po kopertę. Było to zaproszenie na moją imprezę urodzinową. Rozsunęłam pokrowiec i ujrzałam przepiękną sukienkę. Jeżeli Shannon sam ją wybrał, to należały mu się ogromne gratulacje.
- Proszę - odpowiedziałam na pukanie. Do pokoju weszły dziewczyny.
- Ładne zdjęcia - Kim rozejrzała się po pomieszczeniu. Na ścianie wisiały dwie fotografie. Na obu byłam razem z Robertem. Na jednym było widać tylko jak się trzymamy za ręce, na drugim zaś chłopak mnie obejmował, w tle było zachodzące słońce. - Czekaj, czekaj to Ty jesteś na tych zdjęciach, a ten chłopak? Kto to jest? - Uśmiechnęłam się pod nosem na jej pytania, bo nie miała pojęcia, że mam kogoś.
- To jest Robert i jest moim chłopakiem - wypaliłam.
- Coo?! Czemu ja nic o tym nie wiem, jeśli to trwa dłużej niż dwa miesiące, to się do Ciebie nie odzywam.
- Nie dramatyzuj - Danielle ją skarciła.
- Poznacie go dzisiaj.
- No ja myślę. Muszę go przetestować żeby Cię nie skrzywdził.
- Nie martw się, nie skrzywdzi mnie. Z resztą sama się przekonasz.
Wzięłam szybki prysznic i zabrałam się za przygotowania. Założyłam sukienkę, ale oczywiście sama sobie nie mogłam zasunąć zamka.
- Tato - weszłam  do jego pokoju.
- Tak?
- Mógłbyś - stanęłam tyłem.
- Już. Co Ty się denerwujesz?
- Trochę. Nie lubię tak, jak nie wiem co jest zaplanowane.
- Będzie super, zobaczysz.
Wróciłam do pokoju i założyłam buty. 10 minut później zadzwonił dzwonek. W drzwiach stał Robert. Byłam wręcz oczarowana jego wyglądem. Chłopak mocno mnie pocałował.
- Przecudnie wyglądasz.
- Dziękuje - odpowiedziałam.
- Czemu tak na mnie patrzysz?
- Bo kolejny raz mnie zatkało. Kim widziała nasze zdjęcia w moim pokoju i musiałam im powiedzieć.
- W końcu je poznam - zamknął drzwi za sobą. - Mam coś dla Ciebie - oplótł mnie dłońmi w pasie i podał większe kwadratowe pudełeczko. W środku znajdował się wisiorek.
- Zapniesz mi - odgarnęłam włosy.
- To jeszcze nie wszystko - uśmiechnął się. Wyciągnął z wewnętrznej kieszeni marynarki kopertę, którą aż bałam się otworzyć. 
- Co to?
- Bilety.
- Na co?
- Otwórz.
Były to dwa bilety na tegoroczny Ultra Music Festival.
- Nie wierzę. Kocham Cię - powtórnie go pocałowałam.
Godzinę później mieliśmy się zbierać do wyjścia, wtedy też przyszła pora przedstawić Roberta dziewczynom.
- To jest właśnie Robert, a to Kimberly i Danielle - wskazałam na nie.
- Miło mi Was poznać, dużo o Was słyszałem.
- A my o Tobie za to nie - powiedziała Howard.
Robert na mnie spojrzał tymi swoimi niebieskimi oczami, a ja poczułam, że kolana się pode mną uginają.
- Nadal chcesz go testować? - usłyszałam szept Dani do Kim.
- Cicho bądź - powiedziała przez zaciśnięte zęby.
- Pójdę po torebkę i będziemy jechać.
- Na co Ci ta torebka? - spytał szatyn.
- Muszę gdzieś telefon schować.
- Daj - wyciągnął rękę i włożył przedmiot do kieszeni marynarki.
Po chwili siedzieliśmy już w samochodzie. Na miejscu byliśmy pół godziny później, gdzie był już perkusista i wszystkiego pilnował. Po kolei witałam się z gośćmi wśród których znajdowała się Annabelle, Tomo i Vicki, Hayden, bracia Jonas, Megan i wiele innych osób.
- Hey - Panettiere mnie uściskała. - Wszystkiego najlepszego kochana.
- Dziękuję. Cieszę się, że tu jesteś.
Pogawędziłam przez chwilę z blondynką i poszłam do reszty gości.
- Jak tam? - spytał Shannon.
- Świetnie. Dziękuję Ci za to - pocałowałam go w policzek.
- Jeszcze nie dziękuj, to nie wszystko - puścił mi oczko.
- Zwariuję przez Was dzisiaj. Tyle tego wszystkiego, że już się gubię.
- Spodoba Ci się, gwarantuję.

Robert

Siedziałem przy barze czekając na Janette, gdy w pewnym momencie dołączyła do mnie Kimberly.
- Mogę?
- Pewnie, siadaj.
- Wiem, że może nie powinnam przeprowadzać z Tobą tej rozmowy, ale za dużo się napatrzyłam jak Janette płacze. Kochasz ją? - spytała.
- Tak.
- Jakie masz wobec niej plany? Wiem, że...
- Nie jesteśmy jakoś długo razem, ale znam ją od dawna, a co do planów to... ona dopiero skończyła 18 lat, tu się nie da nic planować. Może powiem inaczej - spojrzałem na dziewczynę. - Chcę z nią być już na zawsze, o ile ona nie postanowi inaczej.
- Długo razem jesteście?
- Osiem miesięcy - dopiłem drinka. - Nie martw się, nie skrzywdzę jej, za bardzo ją kocham. - Kim uśmiechnęła się na moje słowa. 
- Mogę mieć ostatnie pytanie? - Kiwnąłem twierdząco głową. - Ile masz lat?
- A na ile wyglądam?
- 27.
- Pomyliłaś się tylko o pięć. Niedługo będę miał 32.
- Wow.
- O czym rozmawiacie? - Janette podeszła do nas.
- Sprawdzam czy się nadaje - Kim odpowiedziała bez wahania.
- I co zdał? Zdałeś? - spojrzała na mnie.
- W 100% - powiedziała Flowers. - Jesteście tacy idealni, że nie wiem co powiedzieć.
- Ojj - brunetka ją uściskała. 
Chwilę potem zostaliśmy sami.
- Zdałem - poruszyłem brwiami.
- Musiałeś zdać - pocałowała mnie.

Janette

- Mogę prosić o chwilę uwagi - na scenie stał Shannon. - Janette pozwól tutaj.
Wstałam z krzesełka barowego i poszłam do niego. Perkusista od razu podał mi mikrofon, co za przebiegły człowiek.
- Bardzo dziękuję, że jesteście tutaj wszyscy...
- Wystarczy - zabrał mi mikrofon i wszyscy się roześmiali. - Panie i Panowie chciałabym zaprosić na występ... - dopiero w tym momencie zobaczyłam, że na scenie jest sprzęt - The Killers! - Po dwóch sekundach na scenie znaleźli się wszyscy muzycy. Schodząc na bok nie wierzyłam, że to się dzieje naprawdę. Zespół zaczął od Mr. Brightside, Somebody Told Me, a skończyli na Shot at the Night.
- Dzisiaj jest wyjątkowy dzień, bo pewna dziewczyna obchodzi 18 urodziny, Janette. - Podeszłam do niego - Myślę, że powinniśmy jej zaśpiewać Happy Birthday. - Zaczęli śpiewać i pojawił się tort. - Wszystkiego najlepszego! - Brandon mnie uściskał.
Dalej już nic niespodziewanego się nie wydarzyło. Do domu wróciliśmy nad ranem. Marzyłam tylko o tym żeby pójść spać, ale Robert miał inne plany. Zaczął mnie powoli rozbierać i całować, czyli wiedziałam, że szybko spać nie pójdę.
- To może ja pojadę do siebie. Spędzisz sobie dzień z dziewczynami - zapytał rano.
- Dziękuję. 
Jadłyśmy śniadanie rozmawiając.
- Gdzie poznałaś Roberta? - spytała Kim.
- Przyjaźni się z tatą. Znam go od jakiś 10 lat.
- Serio?
- Gdy zaczęłam dorastać zaczął na mnie inaczej patrzeć no i masz.
- A nie przeszkadza Ci ta różnica wieku? 14 lat to sporo.
- Wiesz, że nie. Nie robiło to na mnie od początku jakiegoś specjalnego wrażenia. Widzisz nie wiem czy chłopak w moim wieku zrozumiałby, to przez co przeszłam. W dodatku Robert nie jest nikim sławnym i w pełni mu ufam.
- Sypiacie ze sobą, prawda? - wypaliła Danielle.
- Owszem - delikatnie się uśmiechnęłam.
- I? - Flowers mnie szturchnęła.
- Szczegółów nie zdradzam, ale jest bardzo dobrze.
- No musi być, skoro się zarumieniłaś.
- To co robimy dzisiaj? - zmieniłam temat.
- Ja to bym skoczyła na jakieś zakupy - Kim się rozmarzyła.
- Dobra, to zbieramy się w takim razie - wstałam z kanapy na tarasie. - Tato - weszłam do jego pokoju.
- Co tam?
- My jedziemy na zakupy. Mogę jechać samochodem?
- Jest Twój. Pewnie, że możesz, tylko nie szalej za bardzo.
- Dobrze, to narazie.
Jakąś godzinę później już buszowałyśmy po sklepach.
- Kiedy mnie opuszczacie?
- Jutro.
- Znowu minie rok zanim się spotkamy - powiedziałam.
- Ty to już lepiej nic nie mów - Kimberly mnie skarciła. - Skończyłaś szkołę, zarabiasz, niczym się nie martwisz, a najgorsze jeszcze przed nami - zerknęła na Danielle.
- Nie marudź - Howard ją uciszyła. - Ona tak w kółko - pokręciła głową.
- Oj dziewczyny. Wracamy do domu? - Kiwnęły zgodnie głowami.
W domu nikogo nie zastałyśmy, ale w lodówce znalazłyśmy tort, który aż się prosił żeby go zjeść. Następnego dnia o 9 miałyśmy wyjechać na lotnisko.
- Dasz sobie radę sama? - tata spojrzał na mnie.
- A chcesz jechać ze mną?
- Mogę.
- To zapraszam.
Niby mogłam jechać sama, ale nigdy tak daleko nie byłam, a to godzina w jedną stronę.
- Nie zróbcie za szybko jakiejś małej Janette albo Roberta, ok? - powiedziała Kim, gdy się z nią żegnałam.
- Będę pamiętać.
- Teraz to dowaliłaś - Howard na nią spojrzała. - Trzymaj się i pozdrów przystojniaka - pocałowała mnie w policzek.
- Przekażę.
- Do widzenia - zwróciły się do taty.
- Cześć.
W drodze powrotnej odwiedziliśmy Starbucksa.
- Wiesz, że za szybko jeździsz.
- Wiem. Tylko mi nie mów, że Ty jeździsz przepisowo, bo Ci nie uwierzę.
- No nie, ale Ty dopiero zaczęłaś. Jak Cię zatrzyma policja to zobaczysz. 
- Dobra, nie stresuj się - sięgnęłam po telefon.
- Nawet się nie waż - ostrzegł.
- Zadzwoń do Roberta i zapytaj czy jest u nas czy u siebie, proszę - uśmiechnęłam się.
Tata szybko wykonał telefon.
- Jest u siebie.
- Ok.
Odwiozłam tatę i pojechałam do chłopaka.
- O moja hot 18-stka - otworzył mi drzwi.
Parę dni później odbyło się Cooking with Tomo, natomiast w poniedziałek razem z tatą, Emmą i Shaylą polecieliśmy do Austin na SXSW Festival. Tata udzielał wywiadów, dziewczyny wszystko nadzorowały, a ja chodziłam na występy różnych artystów. W środę o 16:30 odbył się pokaz Artifactu, potem było after party organizowane przez firmę Samsung. Tydzień później chłopaki pojechali do NASA żeby oficjalnie wydać singiel. Stamtąd polecieli do Nowego yorku, a potem do Londynu. W sobotę wybrałam się z Robertem pochodzić po wzgórzach.
- Pilnuj jej żeby sobie nic nie zrobiła - powiedział tata do Babu.
- Daj łapkę - Robert spojrzał na mnie, gdy wyszliśmy z domu. - Teraz mogę Cię pilnować.
- Może mnie zakuj w kajdanki.
- To wieczorem - puścił mi oczko.
- Możemy tam zejść? - wskazałam na ścieżkę niżej.
- Nie.
Nie słuchając chłopaka zaczęłam powoli schodzić w dół.
- Chodź tu, bo coś Ci się stanie i Jared mnie zabije.
- Nic mi się nie... - nie zdążyłam dokończyć, bo się poślizgnęłam.
- Janette! Nic Ci nie jest? - szatyn zjawił się przy mnie z prędkością światła.
- Chyba nie, chociaż - obróciłam rękę. Od łokcia do nadgarstka miałam startą skórę i powoli zaczynała się lać krew.
- Co ja mówiłem - Robert spojrzał na mnie.
- Oj no, przepraszam.
- Daj no tę rękę - ściągnął swoją koszulę i obwiązał nią przedramię. 
Pół godziny później byliśmy w domu.
- Co Ci się stało? - spytał tata. - Miałeś jej pilnować - spojrzał na Roberta.
- To nie jego wina, daj spokój.
- Chodź - poprowadził mnie w stronę łazienki. Usiadłam na wannie i dopiero wtedy zobaczyłam, że cała się trzęsę. - Hej, uspokój się - wokalista pocałował mnie w czubek głowy. Zrobił mi opatrunek i wyszedł.
- Wiem, że gdybym Cię posłuchała, to nic by się nie stało, ale zawsze robię wszystko po swojemu. Zrobisz mi kawę? - weszłam do kuchni. Chłopak w odpowiedzi kiwnął głową.
- Boli? - wskazał na rękę.
- Trochę. Pójdę się położyć.
Przebrałam się i wskoczyłam do łóżka. Już prawie spałam, gdy do pokoju wszedł Robert. Pocałował mnie w policzek i poszedł do łazienki. 
Tydzień później tata poleciał do Australii w celu promowania płyty.

- Pójdę otworzyć - wstałam z kanapy.
- Dzień dobry - przywitała mnie Constance. Spojrzałam na zegarek nie było jeszcze 10. Czy ona nie ma co robić, przeleciało mi przez głowę.
- Wejdź - przesunęłam się.
- Jest Jared, prawda?
- Tak.

Jared

Gdy Janette poszła otworzyć miałem nadzieję, że to Emma z dokumentami, ale była to mama.
- Cześć - pocałowała mnie w policzek.
- Co tu robisz? - spytałem.
- A tak wpadłam.
Zrobiłem jej herbatę i usiedliśmy w salonie. Niedługo potem zjawił się Robert, przywitał sie z Janette całując ją. Wzrok i mina Constance mówiły same za siebie. Wiedziałem już jak się skończy jej wizyta.
- Czy oni... - spytała, gdy para wyszła.
- Tak - odpowiedziałem powoli.
- Chyba sobie żartujesz?!
- Mamo nie tutaj - wyprowadziłem ją na taras.
- Przecież on jest po 30-tce, a ona ledwie 18 lat skończyła.
- I co z tego? Większość moich dziewczyn jest 15 lat młodsza ode mnie.
- Ale Ty jesteś dorosłym facetem, a ona jest Twoją córką, co ludzie powiedzą? Wyobrażasz sobie co będą pisać o tym?
- Dopóki się nie dowiedzą, to nie będą pisać.
- Jak Ty się mogłeś na to zgodzić? Czy Ty myślisz w ogóle? A jeśli oni ze sobą sypiają? Co jeśli zajdzie w ciążę?
- Wtedy będę prze szczęśliwy, bo znam Roberta nie od dziś. Ona nie mogła lepiej trafić. - Wolałem jej nie uświadamiać, że sypiają ze sobą, bo wpadłaby w szał.
- Ty słyszysz siebie?
- Błagam skończ. To moja córka i ja ją wychowuje.
- Będziesz jeszcze żałował tego wszystkiego, ale będzie już za późno. Gdybyś ją wtedy oddał wszystko byłoby dużo prostsze. - Stanąłem jak wryty na jej słowa.
- Co Ty powiedziałaś? Powtórz.
- Cały czas liczyłam, że jeśli nie będę Ci pomagać, to ja oddasz, bo ciężko Ci będzie poradzić sobie z małym dzieckiem, ale Ty się uparłeś. Shannon Ci pomógł i ją zatrzymałeś.
- Czy Ty naprawdę myślałaś, że ją oddam, bo mi nie będziesz pomagać? Czy Ty zwariowałaś?! Jak w ogóle mogłaś tak pomyśleć! Przecież - wziąłem głęboki oddech - lubiłaś Jennifer i cieszyłaś na to, że zostaniesz babcią.
- Bo byłam przekonana, że Ty będziesz robił karierę, a Jennifer będzie się zajmowała dzieckiem, a nie, że zostawi Cię z 6-cio miesięcznym niemowlakiem. To dziecko Ci wszystko zepsuło.
- Zamknij się - powiedziałem ostro. - Janette nic nie zepsuła. Nie osiągnąłbym nic więcej, gdyby jej nie było.
- Nie wiesz tego.
- Ty też nie, więc skończ. Pogódź się z tym, że Janette będzie zawsze dla mnie najważniejsza. Nie będziesz miała więcej wnuków, jest tylko i wyłącznie ona. Tak już zostanie.
- Co tu się dzieje? - na zewnątrz wyszedł Shannon.
- Wiesz co mi nasza mama oświadczyła? Że byłoby lepiej gdybym oddał Janette do domu dziecka. - Perkusista zrobił wielkie oczy na moje słowa, ale nic nie powiedział. - Po jaką cholerę tu przyjechałaś? Żeby się kłócić? Znowu? Nie mam ochoty na Ciebie patrzeć. Wyjdź z mojego domu.
Kobieta obrzuciła nas wzrokiem i weszła do środka. Chyba zdała sobie sprawę, że znacznie przesadziła. Czułem, że robi mi się słabo, więc usiadłem na schodach. 
- Wszystko ok? Jesteś biały jak ściana.
- Nie wierzę w to, co ona powiedziała. Przecież... jak...
- Uspokój się.

Janette

Słysząc rozmowę taty z babcią podeszłam do balkonu, ale tak żeby mnie nie widzieli.
- Cały czas liczyłam, że jeśli nie będę Ci pomagać, to ją oddasz... - słysząc to zatkało mnie.
Dalej wyłapywałam tylko pojedyncze słowa z ich rozmowy. Słysząc, że Shannon się do nich przyłączył poszłam do siebie. Więc o to jej chodziło przez te wszystkie lata. Jakoś bardzo mnie to nie zszokowało, bo po Constance mogłam się spodziewać absolutnie wszystkiego. Ocknęłam się z moich rozmyślań i weszłam do garderoby. Wypadałoby się spakować przed wyjazdem na Coachellę. Wkładałam kolejno rzeczy do walizki, ale w pewnym momencie się zatrzymałam. Nie mogłam uwierzyć w to, co powiedziała Constance.
- Co robisz? -  do środka wszedł Robert.
- Pakuję się, bo wiesz jak potem jest.
- Czyli ja też powinienem.
- Dobrze by było. Nie mogę się już doczekać piątkowego wieczoru. 
- Widzę właśnie. Mam się jakoś specjalnie przygotować na ten wyjazd? - spytał.
- Co masz na myśli?
- Niezliczoną ilość prezerwatyw - uśmiechnął się.
- Nie musisz. Już nie są nam potrzebne - odwróciłam się.
- Idę na dół, bo Jared chciał jakiś czat robić - delikatnie mnie pocałował. - I nie zawstydzaj się tak ciągle. Chociaż możesz, bo słodka wtedy jesteś - dodał i wyszedł.
W czwartkowe popołudnie polecieliśmy do Palm Springs. Tata oczywiście nie ruszał się ostatnio bez grafika, który edytował teledysk do Up In The Air, więc gdy tylko byliśmy na miejscu rozłożył swój sprzęt i zaczął pracować.
- My się pójdziemy przejść - powiedziałam do taty wskazując na siebie i chłopaka, który obejmował mnie w pasie.
- Ok.
Wychodząc z domku przed 20 mieliśmy nadzieję niedługo wrócić.
- Palm Springs będzie chyba moim ulubionym miejscem na świecie.
- Chciałabyś tu mieszkać?
- Nie, ale co roku musiałabym tu przyjeżdżać. Tu jest coś takiego... - zawiesiłam się.
- No ja tu jestem - szatyn się roześmiał.
- Pamiętasz jak byliśmy tu rok temu?
- Pamiętam. Tak mi się wtedy już podobałaś, że spać spokojnie nie mogłem.
- Biedactwo - pogłaskałam go po policzku.
- Wracamy? Bo coś mnie głowa boli.
- Yhym.
Po powrocie Robert od razu położył się do łóżka. Ja wyszłam na taras zgarniając po drodze piwo z lodówki.

- Gdzie Babu? - koło mnie stanął tata.
- Poszedł spać. Jak Wam idzie?
- Pod górę, jak całe życie zresztą.
- Następny pokrzywdzony.
- Młoda, bo wtedy jak Constance u nas była...
- Słyszałam Waszą rozmowę, ale nie chce do tego wracać - przechyliłam butelkę. Nie odważyłam się na niego spojrzeć, bo czułam, że mogę się rozpłakać. 
- Szkoda, że to usłyszałaś.
- Nie tłumacz się, bo nie masz z czego. Wiem jak jest - pocałowałam go w policzek. - Dobranoc. 

- Jak tam humorki? - spytał Jamie przy śniadaniu.
- Wyśmienicie - podniosłam kubek z kawą.
- Ironia?
- Skądże.
Chwilę później dołączył do nas Robert. Widząc chłopaka ubranego na czarno kompletnie się zawiesiłam. Dopiero, gdy usiadł koło mnie i pocałował w policzek doszłam do siebie.
- Aż mi się gorąco zrobiło - zaczęłam się wachlować serwetką. Chłopaki zaczęli się śmiać, a ja cały czas patrzyłam na szatyna.
- Tylko oddychaj - powiedział Schefman.
- Spadaj.
Zjedliśmy i o 12 wyjechaliśmy. Pierwszym koncertem, którego nie mogłam się doczekać był The Neighbourhood. Jessie absolutnie mnie oczarował i gdyby nie Robert, to z chęcią wdałabym się z nim w jakiś mały romans. Nie zabrakło moich ulubionych kawałków, czyli Afraid, Flow, A Little Death czy WDYWFM?. Przed 17 na głównej scenie występował METRIC z charyzmatyczną wokalistką Emily Haines. Kompletnie mnie oczarowała. Wiedziałam, że to nie będzie ostatni ich koncert na jaki pójdę. 
- Jesteś taki przystojny, że każda się na Ciebie patrzy - powiedziałam do Roberta, który stał obok mnie.
Zważając na ogrom tego festiwalu, liczbę ludzi i aparatów postanowiliśmy trzymać dystans, ale wiedziałam, że nie wytrzymamy.
- Zazdrosna jesteś?
- No pewnie, że tak, a w dodatku nie mogę się do Ciebie przytulić ani nic.
- Oj tam - mocno mnie pocałował. - Lepiej Ci?
- Zdecydowanie - szeroko się uśmiechnęłam
- Zostajemy tu?
- Chyba tak.
Obejrzeliśmy koncert Passion Pit i poszliśmy do strefy VIP, gdzie zastaliśmy tatę i Jamiego.
- Jak tam misiaczki?
- Dobrze - uśmiechnęłam się do Roberta i zajęliśmy miejsce na kanapie.
- Chcesz coś? - spytał chłopak. Kiwnęłam delikatnie głową. Po chwili wrócił z moim ulubionym mojito.
- Dziękuję.
- A on nie ma żadnych obiekcji? - wskazał na Jareda.
- Ma wyrzuty sumienia.
- Rozumiem. Tylko chciałbym żebyś była w stanie, więc wiesz.
- Będę pamiętać, chociaż nie chce mi się nic.
- Zapomnij, już się przygotowałem.
- Zaczynam się bać.
- Może powinnaś - przekrzywił swoją szklankę.
Nie lubiłam takiego Roberta, bo nie wiedziałam czego mam się spodziewać, ale z drugiej strony cholernie mnie intrygował. 
- Idziecie z nami na Blur? - tata spojrzał na nas.
- Tak - wstałam. - Chodź książę - wyciągnęłam rękę do chłopaka.
- Nie chce mi się.
- A potem będzie Ci się chciało?
- Potem, to co innego - uśmiechnął się.
W domu byliśmy przed 2. Weszłam do łazienki, Robert chyba zapomniał, to może nawet lepiej, bo byłam zmęczona. Wychodząc z pomieszczenia po 20 minutach nie mogłam uwierzyć, w to co widzę. W całym pokoju były zapalone świece.
- Zaimponowałeś mi.
- Widzę właśnie.
- Kiedy Ty zdążyłeś to zrobić?
- Jak byłaś w łazience.
- Tylko bez jakiś takich dziwnych tych, ok?
- Ok. Nie bój się. Jeśli coś będzie nie tak, to powiedz - pocałował mnie w szyję. Jego ręce z mojego brzucha przesunęły się na zapięcie stanika...
Obudziłam się wtulona w chłopaka i przez moment nie mogłam sobie przypomnieć, co działo się minionej nocy. Dopiero po chwili wszystko do mnie dotarło. W tym samym momencie usłyszałam ciche pukanie. Podniosłam głowę do góry.
- Przepraszam, ale jest już późno.
- Która jest?
- 11.
- Dzięki. Zaraz go obudzę. Kochanie... - Chłopak powoli otworzył oczy. - Musimy wstać, bo już późno jest.
- Tak mnie wymęczyłaś, że nie mam siły się podnieść.
- Już nie mów, kto tu kogo wymęczył - usiadłam na łóżku. - Idziesz ze mną pod prysznic?
- Pewnie, że idę - zerwał się. - Gdzież bym śmiał odrzucić taką propozycję.
Z domu wyjechaliśmy po 13, bo zeszło nam z Robertem żeby doprowadzić się do porządku. Sobotnią Coachellę rozpoczęliśmy koncertem Biffy Clyro. Absolutnie niesamowita muzyka i panowie bez koszulek, na takie koncert mogłam chodzić. Później przyszła pora na zespół, który był moim ostatnim odkryciem, a mianowicie MONA. Nick i jego wokal były czymś, z czym dawno się nie spotkałam. Miał taką manierę w głosie, że gdy zaczynał robiło mi się gorąco. Następnie trochę rapu i 2Chainz. Po tym występie mieliśmy dłuższą przerwę, bo nic jakoś specjalnie nas nie interesowało. Spacerowaliśmy po terenie festiwalu trzymając się za ręce. Co będzie, to będzie. Po 22 na scenie MOJAVE występował Franz Ferdinand. Na zakończenie poszliśmy zobaczyć Knife Party. Od pewnego czasu byłam fanką electro, house i różnych takich. Panowie skończyli o 1. Zaraz potem udaliśmy się w poszukiwaniu taty i Reeda. Znajdując ich z trzema dziewczynami nawet specjalnie mnie to nie zdziwiło, ale jedna z nich grała w teledysku do Hurricane
- Jesteście już - wokalista na nas spojrzał. - To jest Alice, a to Cecile - wskazał na dziewczyny siedzące obok Jamiego.
- Cześć.
Usiedliśmy na kanapie. Wiedziałam, że szybko stąd dzisiaj nie wyjdziemy.
- No to pięknie - powiedziałam półgłosem do Roberta.
- Może przyniosę Ci drinka i trochę wyluzujesz? - wstał i poszedł do baru.
Po godzinie tata nam oświadczył, że możemy wziąć samochód i jechać do domu, a oni sobie poradzą.
- Jesteś pewien?
- Tak, jedźcie, bo jesteś zmęczona - pocałował mnie w policzek.
W drodze do domu zasnęłam. Obudziłam się, gdy Robert zatrzymał się na podjeździe.
- Jesteśmy.
- Marzę o tym żeby iść już spać - sięgnęłam do torebki po klucze, ale ich nie znalazłam. - Robert nie mam kluczy.
- Bo ja je mam, spokojnie.
Wzięłam szybki prysznic i po 20 minutach leżałam już w łóżku. Zasnęłam jak małe dziecko. Przed 9 w salonie zastałam Eric'a, który pracował nad edycją video.
- Cześć - rzuciłam.
- Cześć - odpowiedział nie spoglądając na mnie.
Zrobiłam sobie kawę, wychodząc z kuchni wpadłam na Natalie, dziewczyna występowała w Hurricane. Lekko się uśmiechnęła i mnie minęła. Była w samej bieliźnie. Mogłam się jej spodziewać tutaj zważywszy na wczorajszy wieczór. Pewnie z nią chłopaki wrócili w nocy. Weszłam do pokoju patrząc na chłopaka, który nadal leżał w łóżku.
- Co się stało? - spytał.
- Ta dziewczyna tu jest. Chciałam coś powiedzieć, ale chyba nie powinnam. To nie moje życie, nie wtrącam się - położyłam się obok niego na łóżku. Włączyliśmy telewizor i tak spędziliśmy kolejne dwie godziny. Idąc na śniadanie brunetki już nie było.

- Ładnie wyglądasz - chłopak pocałował mnie w policzek.
Przemierzaliśmy teren festiwalu zmierzając do głównej sceny na koncert The Gaslight Anthem. Następnie The Lumineers, idealne brzmienie na niedzielne popołudnie. Wieczorem przyszła pora na Hardwell'a i trochę elektronicznej muzyki. W międzyczasie wypiłam dwa piwa i moja równowaga była lekko zachwiana. Po 22 rozpoczął się koncert Red Hot Chili Peppers, który był ostatni na naszej liście, więc zostało nam już tylko after party. Dzisiaj był jeden z tych dni, gdzie miałam ochotę zaszaleć i to też postanowiłam zrobić. Wyciągnięcie Roberta na parkiet przyszło z trudem, ale szatyn w końcu mi uległ.
- Ty to masz dar przekonywania - uśmiechnął się.
- Wiem.
Tak dobrze się bawiłam, że tata postanowił mi tego nie psuć, więc opuściliśmy Coachellę dopiero po 4. W poniedziałek nie chcąc marnować ostatniego dnia wstałam wcześnie rano i zaległam koło basenu. Dwie godziny później zjawił się Robert. 
- Daj - zabrał mi balsam do opalania. - Widzę, że nie marnujesz czasu.
- Szkoda tego miejsca żeby spać, ale nie rozpinaj mi tego - złapałam strój z przodu żeby nie spadł. - Chłopaki są w domu.
- Nie ma, wyszli.
- A Eric?
- Kim Ty się przejmujesz.
- Ja wiem, że dla Ciebie, to nie ma znaczenia, ale ja wolałabym nie świecić biustem przed obcymi ludźmi.
- Ależ oczywiście, że ma znaczenie. Jesteś moją dziewczyną i pewne części Twojego ciała tylko ja mogę oglądać. Jadłaś coś?
- Nie.
Szatyn po kilkunastu minutach zrobił śniadanie, które zjedliśmy przy basenie.
- Nie chcę stąd wyjeżdżać. 
- Ale mieszkać też tutaj nie chcesz - zauważył.
- Jesteśmy tu teoretycznie rzecz biorąc piąty dzień. W zeszłym roku po dwóch tygodniach wakacji byłam usatysfakcjonowana.
- A kto by nie był.
Późnym wieczorem tego samego dnia byliśmy już w domu.
- Nie mówiłem Ci wcześniej, ale wyjeżdżam w sobotę - powiedział tata.
- Gdzie i po co?
- Do Europy promować płytę.
- Ok, a rozważyłeś moją prośbę?
- Nie wiem czy to jest dobry pomysł. Będzie się dużo działo. Będziesz zła, że nie mam dla Ciebie czasu. Tak, wiem, że Rob też miałby jechać - powiedział widząc, że ja chciałam to zrobić.
- Ale dlaczego nie? - posmutniałam.
- Kochanie zastanowię się nad tym jeszcze. Dam Ci znać jak wrócę, dobrze? - Kiwnęłam twierdząco głową.

Jared

Całą czwartkową noc spędziłem z Mattem i Ericiem nad edycją teledysku. Ostatnie poprawki były strasznie męczące. Następnego dnia w Studio Universal odbyła się premiera video do Up In The Air. Efekt był zachwycający. Kolejnego dnia wieczorem byłem już we Włoszech w Milanie. Jedyna rzecz jaka teraz mnie czekała, to promocja płyty i teledysku. Na liście był jeszcze Mediolan, Berlin, Paryż, Londyn. Po półtorej tygodniowej nieobecności wróciłem do Los Angeles. Była 5, więc analogiczne było, że Janette spała. Wchodząc do domu i słysząc telewizor nieco się zdziwiłem. Wszedłem do pokoju córki, dziewczyna spała, a urządzenie było włączone. Sięgnąłem po pilota i nacisnąłem czerwony przycisk. Przykryłem ją i wyszedłem. Nie było sensu się kłaść, a spać specjalnie mi się nie chciało, bo zdrzemnąłem się w samolocie. Włączyłem laptopa, trzeba było sprawdzić czy przed wyjazdem nie ma czegoś do załatwienia. Siedząc tak nawet nie zauważyłem, kiedy zrobił się ranek.
- Kiedy wróciłeś? - usłyszałem pytanie brunetki.
- O 5. Przemyślałem Twoją prośbę - dodałem po chwili. - Możesz jechać.
- Naprawdę? - wyjrzała z kuchni.
- Tak - uśmiechnąłem się spoglądając na nią.
- Super! Dziękuję - przytuliła mnie.
- Gdzie Babu? - spytałem.
- U siebie.
- Pokłóciliście się.
- Nie, tylko Megan wczoraj tu była i nas zostawił.
- A przyjedzie tu dzisiaj, bo mam do niego sprawę.
- Ma być po 11.
- Dzięki.
Robert zjawił się parę minut po 11. Zaraz po tym jak przywitał sie z dziewczyną porwałem go do siebie.
- Co tam?
- Wiesz, że jesteś teraz trochę bezrobotny.
- No wiem.
- Zaproponowałbym Ci pracę z nami w trasie jak ostatnio, bo mam plany, co do paru teledysków, ale ze względu na Janette nie mogę tego zrobić. Ty będziesz w trasie, a ona sama tutaj. Nikomu to nie odpowiada.
- To prawda.
- Podzwoniłem trochę i mój znajomy ma dla Ciebie idealną pracę tutaj w Los Angeles. To taka niezbyt duża, ale świetnie prosperująca firma. Trochę komputerów, grafiki, reklamy. Myślę, że Ci się spodoba.

- Nie musisz szukać mi pracy, ja sobie poradzę.
- Cicho bądź jak starszy mówi. Czułem się do tego zobowiązany.
- Dzięki wielkie stary - uściskał mnie.
- Nie ma za co. W związku z tym, że Janette strasznie chciała jechać w trasę, to zaczniesz dopiero we wrześniu.
- Ok.
Załatwienie pracy dla Roberta było czymś co musiałem zrobić. Był już niemalże członkiem rodziny i jeśli dalej tak pójdzie, to pewnie nim zostanie. Wiedziałem, że sam tez by sobie poradził, ale czego się nie robi dla przyjaciół, a w sumie powinienem powiedzieć dla zięcia, ale może na razie się jeszcze od tego wstrzymam, chociaż nic nie wskazuje żeby miało być inaczej.


________________________________________________________________

Witam. Chciałam dodać ten rozdział już dawno temu, ale brak czasu. Przepisywałam go chyba najdłużej ze wszystkich. Co do treści, może trochę za dużo się dzieje. Wiem, że chcielibyście trochę więcej akcji i napięcia, ale musicie jeszcze troszeczkę wytrzymać :)
Dla fanatyków motoryzacji powiem, że samochód to BMW M5 2012 Frozen Black.
Komentujcie, chciałabym wiedzieć czy się Wam podoba :)
Co do kolejnego rozdziału, to nie obiecuję kiedy się pojawi, liczę, że niedługo.
Pozdrawiam xx