20 października 2013

36. "Złam jej serce, to skręcę Ci kark."

Taksówka się zatrzymała. Wysiadłam uważnie się rozglądając.
- Trzymaj - tata dał mi klucze do domu. Weszliśmy od środka. Zostawiłam wszystko przy drzwiach i poszłam się rozejrzeć. Contemporary Dreams Estate było bardzo ładnie urządzone. Wróciłam do taty, który siedział kompletnie niewzruszony na jasnobeżowej kanapie.
- Mogę o coś spytać? - usiadłam obok.
- Dawaj - schował BlackBerry do kieszeni.
- Te wakacje mają jakieś drugie dno?
- Nie. Chciałem spędzić z Tobą trochę czasu, a poza tym nigdy nie byliśmy razem na wakacjach.
- Faktycznie - potwierdziłam.
- A jeśli chodzi o Twoje studia, to wiem, że się na nie nie wybierasz, bo wątpię byś się nie dostała. Nie wtrącam się w to jaką decyzję podjęłaś. Jesteś prawie dorosła, rób jak uważasz.
Zatkało mnie. Nie przypuszczałam, że się domyślił. Nie ciągnęliśmy dalej tego tematu, bo nie było po co. A z resztą nie po to tu przyjechaliśmy.
Zbliżał się wieczór, zjedliśmy kolację i każde z nas poszło do siebie. Była tutaj niesamowita cisza i spokój, coś czego w Los Angeles nie było od dawna. Wstałam rano i w piżamie poszłam do kuchni.
- Już wstałaś? - spytał zaskoczony tata.
- Yhym i nawet się wyspałam.
Zjadłam śniadanie i poszłam się przebrać. Założyłam strój kąpielowy i wyszłam na taras. Niebo było nieskazitelnie czyste i było strasznie gorąco. Trzeba to było dobrze wykorzystać i się porządnie opalić.
- Posmaruj się czymś, bo się spalisz i resztę tych wakacji spędzisz w szpitalu.
Obok mnie zjawił się tata.
- Tak jest szefie - zasalutowałam i weszłam do domu po krem do opalania.
Kilka pierwszych dni pobytu wyglądało dokładnie w taki sposób, pływaliśmy w basenie, opalaliśmy się, oglądaliśmy filmy. W końcu mogliśmy odpocząć. Mi to nie było aż tak bardzo potrzebne jak tacie, bo miałam wakacje i nic nie musiałam robić, a on non stop pracował. W piątek wybraliśmy się na zakupy.
- Skąd masz samochód?
- Ukradłem - założył okulary.
Po pół godzinnej przejażdżce byliśmy w centrum miasta. Zrobiliśmy zakupy i po południu wróciliśmy do domu. Wzięłam telefon i zadzwoniłam do Roberta.
- Mogę powiedzieć tacie, że jesteśmy razem? - spytałam w którymś momencie.
- Jeśli chcesz. Jak coś to Tobie się oberwie, bo mnie tam nie ma - zaśmiał się.
- To nie mówić mu?
- Powiedz. Lepiej żebyś mu powiedziała, niż nas kiedyś ma nakryć.
- Racja. A jak tam sobie radzicie?
- Jest dość zabawnie muszę przyznać. Emma jest zła na cały świat, a Shannon z Jamiem urzędują w studiu.
- To nie zazdroszczę. Ja mam spokój, ciszę, piękną pogodę.
- I pewnie całymi dniami siedzisz w stroju kąpielowym. Wiesz co, to nie fair.
- Jaki biedny i pokrzywdzony.
- A żebyś wiedziała. Muszę kończyć. Cześć.
- Pa - rozłączyłam się.
Wyłączyłam telefon i poszłam do taty.
- Co robisz? - spytałam.
- Kolację.
- Ale nie będziesz mnie karmił samą zieleniną?
- Chciałbym, no ale to nie ja o tym decyduję.
- Na szczęście.
- Młoda mam pomysł. Pójdziemy jutro w góry.
- OK. A o której?
- Rano, 8.
- Niech będzie - zgodziłam się.
Wstając o 7 zaczynałam żałować, że się zgodziłam.
- Je... - ziewnęłam - stem.
- To jedziemy.
Po chwili wsiedliśmy w samochód i podjechaliśmy bliżej miejsca, z którego można było rozpocząć wędrówkę.
- Nie idziemy na samą górę mam nadzieję.
- Aż tak fantazja mnie nie poniosła. Proszę, panie przodem - wskazał na wąską dróżkę.
- To kiedy planujecie wydać tę płytę? - zapytałam.
- Jak będzie skończona. Nie wiem ile to jeszcze potrwa. Może jak się uda to w połowie przyszłego roku - odpowiedział mi.
- I potem od razu trasa?
- W tym czasie jest dużo festiwali, więc może. Okaże się niedługo.
- A nie myślałeś o tym żeby sobie zrobić przerwę i to taką normalną pomiędzy trasą a nagrywaniem płyty?
- Nie lubię bezczynnie siedzieć. Ty nie jesteś tego świadoma, ale ja zacząłem pracę nad nowym albumem jeszcze w trakcie minionej trasy w 2011 roku. - Zatrzymałam się i odwróciłam w jego stronę. - No co? Ja jestem kreatywnym człowiekiem.
- Zdążyłam zauważyć. Bez urazy, ale obym ja taka nie była.
Z miejsca w którym się obecnie znajdowaliśmy był widok na całe miasto.
- Wow. Ładnie.
- Widzisz tam - wskazał placem na plac w oddali - jest teren Coachelli. Przyjedziemy tu jutro, no może nie dokładnie tutaj i Ci coś pokażę, a teraz wracamy.
Zeszliśmy na dół, gdy słońce już zaszło. Byłam zmęczona, chodzenie po górach wiązało się z dość sporym wysiłkiem fizycznym, a ja ewidentnie nie byłam do tego przyzwyczajona. W domu opadłam na łóżku i od razu zasnęłam. Następnego dnia była powtórka z rozrywki. Weszliśmy w takie miejsce, które było oddalone o jakąś ćwierć mili od Coachelli i wszystko było pięknie widać. W niedzielę wróciliśmy dużo wcześniej do domu. Weszłam do kuchni. Wyjęłam z szafki szklankę, nawet nie zauważyłam jak mi się wyślizgnęłam i rozbiła o blat, a odłamek rozciął mi dłoń. Myślałam, że to nic, ale lało się stanowczo za dużo krwi.
- Tato!
- Słucham - odpowiedział z salonu.
- Przyjdź tutaj - wsadziłam dłoń pod kran.
- Co... Co Ci się stało? - spytał patrząc na zalany krwią blat i na mnie.
- Stłukłam szklankę.
- Przyniosę apteczkę - wrócił dosłownie po paru sekundach. - Chodź - zakręcił kran i posadził mnie przy stole.
Rozcięcie miało około 2-3 cm i nie było zbyt głębokie, ale krew się lała jakbym przecięła tętnicę. 
- Boli? - przycisnął mocniej gazę.
- Trochę - skrzywiłam się.
- Idź stąd sierotko - zawiązał bandaż - ja to posprzątam.
- Dziękuję.
Wyszłam z kuchni i poszłam się przebrać. Cała koszulka i ja byłam ubrudzona krwią.
- Wszystko ok? - do pokoju wszedł tata.
- Raczej tak.
Popatrzył na mnie z politowaniem i pogłaskał po głowie.
- Chodź zrobię nam kolację.
- Pomóc Ci?
- Ty się lepiej w tej kuchni niczego nie tykaj już.
- To był wypadek - usprawiedliwiłam się.
- Niech będzie i tak. Nie rób nic tą ręką, bo będzie bardziej krew leciała i w końcu będzie trzeba jechać do szpitala.
- To w takim razie idę coś obejrzeć - zabrałam z lodówki sok i poszłam do salonu włączyć telewizor. Tata przyszedł po paru minutach.
- Trzymaj - podał mi talerz. Usiadł bokiem wlepiając we mnie spojrzenie.
- Nie patrz na mnie jak na niepełnosprawne dziecko, albo jak na kogoś kto chciał sobie zrobić krzywdę specjalnie.
- Nie denerwuj się.
Zjadłam i włączyliśmy film. Położyłam mu głowę na kolanach starając się nie zasnąć.
- Śpisz? - nachylił się nade mną.
- Nie.
- Podnieś się. Zmienię Ci ten opatrunek, bo przesiąkło. - Spojrzałam na rękę, cała gaza była we krwi. - I potem pójdziesz sobie spać - dokończył. Usiadłam opierając się o kanapę.
- Nie! - krzyknęłam widząc, że trzyma w ręce środek odkażający.
- Janette.
- Będzie bolało, nie chcę - zaprotestowałam.
- Proszę Cię nie marudź. - Oparłam głowę o jego ramię, a po sekundzie poczułam ból w dłoni. - Już, dzielna dziewczynka - pocałował mnie w policzek.
- Serca nie masz.
- Nie przesadzaj, to zaraz minie.
Pokręciłam głową i poszłam pod prysznic starając się nie zamoczyć opatrunku. Ciężko jest wszystko robić jedną ręką, ale miałam już w tym wprawę.

Jared

Niedługo po tym jak wstałem zadzwonił Shannon.
- Jak tam wakacje?
- Dobrze. Stało się coś? - spytałem.
- Dzwonię, bo mam sprawę. Byłem wczoraj u znajomego i on miał szczeniaki i wziąłem jednego. Chciałem zrobić prezent Janette i dać go jej, tylko nie wiedziałem czy się zgodzisz.
- W sumie to czemu nie. Pilnujesz go? Wiesz ile ważnych rzeczy poniewiera się w moim salonie.
- Wiem. Przegryzł kabel od wzmacniacza, ale nie denerwuj się, odkupię.
- Jak ona go będzie pilnowała tak jak Ty, to ten piesek zdemoluje mi dom. A jak sprawy?
- Wszystko w porządku. Jeszcze potrafimy sobie bez Ciebie poradzić braciszku - zaśmiał się.
- Ja kończę. Muszę mojej małej księżniczce śniadanie zrobić.
- Robisz jej śniadania? Oj bracie do serca sobie te wakacje wziąłeś.
- Miała mały wypadek, rozcięła sobie rękę i wolę żeby już nic nie robiła.
- Jak?
- Szklanka jej spadła. Shannon pilnuj tego szczeniaka, bo jak będą jakieś poważne straty, to Cię powieszę i nie muszę mówić za co.
- Tak, tak wiem. Narazie. Pozdrów ją.
- Dobrze. Cześć - rozłączyłem się. 
- Hej - do kuchni weszła Janette.
- Wstałaś już - uśmiechnąłem się. - Jak tam?
- Nawet. Nie przesiąka już. Zrobisz mi kawę? - poprosiła. Pokiwałem twierdząco głową.

Janette

Zaraz po tym jak wstałam poszłam do łazienki. Doprowadziłam się do porządku i poszłam na śniadanie. Tata stwierdził, że do końca wyjazdu nie pozwoli mi nic samej robić w kuchni. Ruszając się w południe z pokoju wyszłam na taras. Tata pływał w basenie.
- Przyłączysz się?
- Raczej nie. Telefon Ci dzwoni - zerknęłam na wibrujące BlackBerry.
- Kto to? - spytał.
- Annabelle.
- Odbierz.
- Tak?
- O Janette, a gdzie Jared?
- Siedzi w basenie - odpowiedziałam.
- Jak znajdzie chwilę to niech do mnie zadzwoni.
- Dobrze przekażę. 
- Bawcie się dobrze.
- Jak zawsze - zaśmiałam się. 
- Co chciała? - tata spojrzał na mnie wyczekująco.
- Prosiła żebyś zadzwonił - położyłam telefon z powrotem na leżaku, a sama usiadłam na drugim i otworzyłam laptopa. Miałam setkę nieprzeczytanych maili, czyli zajęcie na pół dnia.
- Może pójdziemy wieczorem na imprezę? Mam tu takiego znajomego.
- Idź sam.
- Zostawię Cię samą i sobie coś zrobisz. Nie - pokręcił głową.
- Dobra o której? - westchnęłam głęboko zrezygnowana.
- O 19.
Założyłam czarną, zwiewną, krótką sukienkę, sandałki i wyszłam z pokoju.
- Mogę tak iść? - spytałam retorycznie.
- Pewnie.
Zamknęłam drzwi i wsiedliśmy do samochodu.
- Czemu on robi imprezy w środku tygodnia? - spytałam jednocześnie przeskakując stacje w radiu.
- Gdzie jesteśmy? - zatrzymał się na światłach.
- W Palm Springs - odpowiedziałam zdezorientowana.
- To też, a poza tym? - zapaliło się zielone.
- Na wakacjach?
- Bingo! - krzyknął - on też i stąd impreza.
- Aha.
Wjechaliśmy na podjazd. Dom był ogromny.
- To jego?
- Owszem. Chodź - złapał mnie za rękę i weszliśmy do środka.
- Jared fajnie, że jesteś - powiedział gospodarz - i dobrze, że ją zabrałeś - spojrzał na mnie. Tylko nie wiem po co - dodałam w myślach.
Opuściłam panów i wyszłam na zewnątrz. Spędziłam niemalże cztery godziny myśląc w jaki sposób powiedzieć tacie o mnie i Robercie.
- Tu jesteś. Szukałem Cię - tata usiadł obok. - Chcesz jechać do domu?
- Bardzo chętnie.
Pożegnaliśmy się i po kilkunastu minutach byliśmy w domu.
- Idziesz spać? - pokiwałam w odpowiedzi głową. - Poczekaj zmienię Ci ten opatrunek, bo masz go od wczoraj. - Usiadłam na kanapie, tata wrócił po chwili z apteczką.
- Będzie ślad? - spytałam.
- Raczej tak, ale to wewnętrzna strona i do tego lewa dłoń, więc wiesz - uśmiechnął się. - Gotowe, marsz do łóżka. 
- Dziękuję, dobranoc - ruszyłam do siebie

Wstając następnego dnia przed południem zauważyłam, że jestem sama. Ubrałam się, zrobiłam sobie kawę i wyszłam na taras. Siadłam w cieniu rozkoszując się piękną pogodą, ciszą oraz kofeiną. Niestety mój błogi spokój przerwał telefon.
- Słucham - odebrałam.
- O jaki bojowy nastrój - zaśmiała się Kim. - Co robisz?
- A nic w sumie.
Rozmawiałyśmy ze sobą ponad godzinę.
- Zapytam, może się zgodzi.
- No byłoby super - powiedziała dziewczyna.
- To paa. Zadzwonię jak coś - rozłączyłam się.
- Na co miałbym się zgodzić? - usłyszałam głos taty i przeżyłam mały zawał.
- Wystraszyłeś mnie - położyłam sobie dłoń na klatce piersiowej.
- Nie chciałem. O co chodzi?
- Kim i Danielle chciały przyjechać do mnie na parę dni.
- Kiedy?
- Nie ustalałyśmy jakiegoś konkretnego terminu.
- Niech przyjeżdżają jak chcą, co mi tam - puścił mi oczko. - Idę zrobić obiad.
Wieczorem postanowiłam porozmawiać z tatą. Siedział na tarasie i bawił się telefonem.
- Możemy porozmawiać? - czułam, że serce podchodzi mi do gardła.
- Pewnie - odłożył BB. - O co chodzi? - wyrwał mnie z zamyślenia. Nie wiedziałam czy to była dobra decyzja, żeby mu powiedzieć i czy robić to teraz, ale chyba już nie miałam odwrotu.
- Bo widzisz... ja i Robert... jesteśmy razem - wydusiłam. 
- Wiem.
- Co?! Skąd? - wytrzeszczyłam oczy.
- Oj młoda.
- Robert Ci powiedział?
- Nie. Po prostu... to słychać, szczególnie w nocy - spuściłam głowę, bo czułam jak robię się czerwona. - Zdążyłem zauważyć, że znika w czasie, gdy jest u nas w domu i widzę jak na siebie patrzycie.
- Czemu nic nie mówiłeś? - zapytałam bawiąc się bransoletką.
- Nie chciałem się w to wtrącać, bo wydaje mi się, że wiecie co robicie. No i wiedziałem, że sama mi powiesz - lekko się uśmiechnął. - A co Ty myślałaś?
- Byliśmy przekonani, że będziesz zły i że to się źle dla nas skończy.
- Porozmawiamy o tym jak wrócimy do Los Angeles, bo chciałbym żeby Robert też przy tym był. Nie bój się - usiadł obok mnie i objął ramieniem.
- Po prostu wiem, że się na to nie zgodzisz.
- Nie doceniasz mnie. Jakbym się na to nie godził, to bym to przerwał zaraz, gdy się tego domyśliłem. Jeśli Wy tego chcecie i jeśli opieracie to na czymś poza seksem, to nie mam nic przeciwko. Masz dopiero 17 lat, nie chcę żebyś potem tego żałowała, bo drugi raz nie dasz sobie z tym rady - pogłaskał mnie po głowie. - Chodź do środka. - Usiadłam na kanapie, a on gdzieś zniknął.
- Trzymaj - podał mi łyżeczkę. W ręce trzymał opakowanie z lodami. Jedliśmy w zupełnej ciszy, ale w końcu ją przerwał.
- Kochasz go?
- To tak krótko trwa, sama nie wiem. 
- Ale chyba dobrze jest Wam razem, co? - poruszył brwiami, a ja pokręciłam z uśmiechem głową.
- Ty jesteś niemożliwy.
- Wiem. Nie myśl nad tym. Wiesz, jestem dumny z Ciebie, że jesteś taka, że przychodzisz i mi mówisz o wszystkim, nawet jeśli to są złe rzeczy.
- Wolę żebyś się dowiedział tego ode mnie niż od kogoś, a poza tym czy tego chcę czy nie jesteś moim tatą - zaśmiałam się - i wiem, że powinieneś wiedzieć niektóre rzeczy, a zważywszy na środowisko w jakim żyjemy tym bardziej.
- Młoda zapamiętam to.
- Nawet gdybym mogła wybierać, mieć pełną rodzinę i tatę, który pracuje po kilka godzin dziennie od poniedziałku do piątku, to i tak wybrałabym to co mam teraz - pocałowałam go w policzek.
- Chodź tu - wyciągnął ręce w moją stronę i mnie przytulił. - Idę spać i Tobie też radzę.
- Zaraz idę, dobranoc.

- Idziemy na spacer.
- Nie chce mi się - jęknęłam.
- Młoda jest sobota, jutro wyjeżdżamy.
- Jak to? Nie, ja nie chcę.
- W poniedziałek? - pokręciłam głową - we wtorek najpóźniej.
- Skoro musimy - skrzywiłam się.
- A teraz chodź - wyciągnął rękę w moją stronę.
- Ty masz na sobie krótkie spodenki - otworzyłam buzię ze zdziwienia.
- Jest gorąco.
- Spostrzegawczy jesteś - wyszłam na ulicę. Przeliśmy kilkaset metrów, okolica była cicha i spokojna. Poczułam wibracje w kieszeni.
- To Babu? - spytał tata.
- Tak.
- To odbierz.
- Cześć - powiedziałam wesoło.
- Hej. Kiedy wracacie?
- W wtorek.
- A nie jutro? - w jego głosie dało wyczuć się zawód.
- Tak miało być, ale mam dar przekonywania.
- Nie wątpię. Tęsknię za Tobą wiesz.
- Ja też. Musze kończyć, widzimy się za trzy dni.
- Do zobaczenia.
- Zakochałaś się - stwierdził tata, gdy do niego dołączyłam. Szedł parę kroków przede mną.
- Skąd ten wniosek?
- To widać i słychać. Nie wiedziałem, że Greenwood ma taki wpływ na kobiety, a szczególnie na moją córkę.
- Miał dobre argumenty - uśmiechnęłam się pod nosem przypominając sobie nasz pierwszy raz.
- Domyślam się - poruszył znacząco brwiami.
- Dobra, już. Przeszliśmy z 2 mile, co dalej?
- To - wskazał na wypożyczalnię rowerów. 
- Ej, to miał być spacer, a Ty mnie zabierasz na wycieczkę rowerową - jęknęłam. Dobrze, że mój strój nadawał się do takiej jazdy, bo inaczej to nic by z tego nie było.
- Bo nie pozwolę się Wam spotykać.
- To jest szantaż - zatrzymałam się.
- Nie kochanie, to jest argument - uśmiechnął się.
- Gdzie jedziemy? - wsiadłam na rower.
- Przed siebie.
- Jakie konkrety, nie poznaje Cię - zaśmiałam się.
Wróciliśmy do domu, gdy już się ściemniało. Położyłam się na kanapie ściągając wcześniej buty. Nagle moja głowa wylądowała na kolanach taty. 
- Mała nie zasypiaj mi tu - usłyszałam.
- Nie śpię.
- Wiesz, nie chce mi się tam wracać. Jak sobie myślę ile pracy jest nad płytą i do tego jeszcze Artifact, który ma za dwa miesiące premierę. Za dużo tego jest.
- No bo Ty nie potrafisz robić jednej rzeczy, tylko musisz mieć wszystko jednocześnie.
- Też prawda.

Wysiadając we wtorkowe południe z taksówki przed domem czułam, że robi mi się słabo.
- Co jest? Źle wyglądasz.
- Nie, nic. Tylko jak sobie pomyślę ile w środku jest ludzi i jak głośno tam jest, to mnie trafia coś. 
- Wytrzymaj jeszcze trochę.
Weszliśmy do środka, na tarasie nikogo nie było.
- Cześć - rzuciła Alex.
Było południe, w domu było za cicho jak na mój gust. Ze studia wyszedł Shannon i Jamie. 
- Wróciliście - perkusista mnie uściskał i gdzieś zniknął.
- Gdzie są wszyscy? - spytał tata.
- Pracują. Emma się na nich wyżywa. Chłopaki chcieli rzucić to w cholerę, ale postanowili poczekać na Ciebie. Pogadaj z nią - powiedział Jamie.
- Zamknij oczy - poprosił perkusista. - Mam dla Ciebie prezent, odwróć się i możesz otworzyć oczy. - Spojrzałam na niego, na rękach trzymał małego szczeniaka.
- Serio? - wzięłam pieska na ręce.
- Jared się zgodził. Mam go w końcu z głowy. Pilnuj go, bo ma manię gryzienia kabli.
- Mówiłeś, że przegryzł tylko jeden.
- Wtedy był tu dzień, a teraz jest ponad tydzień.
- Shannon zabije Cię. Miałeś go pilnować do cholery jasnej.
- Tato nie złość się - powiedziałam łagodnie.
- OK, nie będę psuł tych kilkunastu dni spokoju. Idę poszukać Emmy.

Jared

Wszedłem powoli po schodach na górę w poszukiwaniu asystentki.
- Shy, gdzie Emma? - Blondynka wskazała na przymknięte drzwi.
Ludbrook siedziała przy laptopie i nawet nie zauważyła kiedy wszedłem. 
- Cześć.
- Ooo, dobrze że jesteś.
- Też tak myślę. Co Ty wyprawiasz?
- Oni...
- To, że my się pokłóciliśmy nie daje Ci prawa żeby wyżywać się na moich pracownikach.
- Przepraszam, ja...
- Nie przepraszaj mnie. Idź ich przeproś. Tu nie będzie takiej niezdrowej atmosfery.
- Dobrze.
Niespełna trzy godziny później kazałem wszystkim iść do domu. Mimo, że zawsze pracowali do wieczora, dzisiaj bym ich dłużej nie zniósł.
- Greenwood Ty zostań. Mamy do pogadania.
- Ale przeżyję tę rozmowę?
- Jeszcze się nad tym zastanawiam. Janette! - zawołałem córkę, która była na górze.
- Słucham?
- Zejdź tu. Siadać i słuchać mnie uważnie - powiedziałem patrząc na nich. - Domyśliłem się tego, że jesteście razem już jakiś czas temu.
- I nie masz nic przeciwko? - spytał Babu.
- Moglibyśmy o tym podyskutować. Wiem, że to znaczy wnioskuję, że opieracie ten związek na czymś poza seksem. Jeśli tak nie jest, to nie będziecie się spotykać. To nie czas, ani nie wiek - spojrzałem na córkę.
- Tylko Tobie wolno mieć partnerki na parę dni i opierać to tylko na seksie? 
- Tak - uśmiechnąłem się. - Zabezpieczacie się?
- Tato!
- Macie się zabezpieczać. Jesteś za młoda żeby mieć dzieci.
- Wiem o tym - Janette spojrzała na mnie złowrogo.
- Nie denerwuj się. Po prostu wiem, że o tym nie myślicie i nie zapieraj się - dziewczyna odetchnęła głęboko. - Zostawisz nas samych na chwilę? 
- Ale nie zrobisz mu nic? - spytała.
- Nie wiem.
Młoda niechętnie zostawiła nas samych i poszła na górę.
- Posłuchaj, to jest trochę niezręczne, bo się przyjaźnimy i to od dawna, a Ty teraz sypiasz z moją córką. Niby mam na to wpływ i mogę to przerwać, ale ona się w Tobie zakochała i z wzajemnością z tego co widzę i nie chcę tego niszczyć. Nie skrzywdź jej, za dużo już wycierpiała. Złam jej serce, to skręcę Ci kark - dodałem.
- Jared nie pchał bym się w to wszystko z Janette, jeśli chciałbym się z nią tylko przespać, w końcu to Twoja córka. Nie mam w planach jej skrzywdzić, bo mnie zabijesz.
- Dobrze mówisz. Chodź tu - uściskałem go. 

Janette

Zostawiłam tatę i Roberta samych. W sumie to trochę się bałam, bo tata nie miał nic przeciwko, ale nigdy nie wiadomo co mu do głowy strzeli. Drzwi się otworzyły i wszedł Robert.
- Jesteś - delikatnie się uśmiechnęłam.
- Bałaś się, że zginę? 
- Mniej więcej.
- Tęskniłem za Tobą - mocno mnie pocałował. 
- Ja za Tobą też - odwzajemniłam pocałunek. - A bardzo tęskniłeś? 
Chcesz zobaczyć jak bardzo? - wsunął palce w moją bieliznę. 
- Yhym - zagryzłam dolną wargę i pozwoliłam mu działać...
Leżeliśmy już ubrani na łóżku, gdy ktoś zapukał.
- Chodźcie zrobiłem kolację - powiedział tata.
Zjedliśmy i chłopak postanowił pojechać do siebie.
- Zostań - powiedziałam, gdy wyszliśmy przed dom.
- Nie, wolę nie nadużywać cierpliwości Jareda.
- No jak chcesz.
- Dostanę buzi zanim pojadę?
- No nie wiem - pokręciłam głową. Zanim zdążyłam się zorientować przycisnął mnie do samochodu i pocałował. Oblizałam wargi.
- Nie rób tak.
- Jak? - powtórzyłam czynność.
- Właśnie tak.
- Przepraszam.
- Znowu to zrobiłaś.
- Próbuję Cię przekonać żebyś został.
- Kochanie nie mogę.
- Ale kiedyś zostaniesz? - objęłam go za szyję. 
- Jak Jared się z tym oswoi.
- No dobrze.
- Widzimy się jutro - pocałował mnie w policzek i wsiadł do samochodu, a ja wróciłam do domu. 
- Młoda co z nim? - wskazał na szczeniaka śpiącego na kanapie.
- Z nią, to suczka.
- Co?
- Shannon mi tak powiedział.
- Zabije go, no zamorduje. 
- Gdzie będzie spała? - spytałam.
- Na pewno nie w domu i na pewno nie w nocy. Po moim trupie. Sieje za duże zniszczenie. 
- Dobranoc Roxy - pogłaskałam pieska po głowie.
- Roxy, ładnie.
- Idę spać - wzięłam ze stolika telefon i weszłam na górę.
Siedząc w wannie myślałam nad tym, że tata wie o mnie i Robercie. Zaskoczyła mnie jego reakcja. Spodziewałam się krzyków, a on przyjął to ze stoickim spokojem i do tego wiedział o tym wcześniej.
- Bam zostaw tego psa w spokoju - usłyszałam głos taty.
- Co Ty robisz z moim psem? - spytałam.
- Nic - postawił zwierzę na podłodze, a ono uciekło w popłochu. - Fajnie było na wakacjach? - zmienił temat.
- Super, poza małym uszczerbkiem na zdrowiu wszystko świetnie.
- Jared! - Margera lekko podniósł głos.
- Zaraz.
- Przeszkodziłam Wam w czymś?
- Nie - uśmiechnął się.
- Chodź już - tata zerknął na przyjaciela.
- OK. Narazie mała.
- Cześć.
Nalałam sobie soku i wróciłam do pokoju w którym zastałam Roberta leżącego na moim łóżku.
- Co tu robisz?
- Czekam na Ciebie. Jest 13, jestem tu od ponad trzech godzin, ale Ty sobie śpisz.
- Wolno mi - pokazałam mu język.
- Jared wyszedł?
- Tak. - Wciąż zachowywałam bezpieczną odległość.
- Przyjdziesz do mnie w końcu?
- Nie - zrobiłam krok w tył.
- Ej!
- Poczekaj, muszę do łazienki.
Wychodząc z pomieszczenia chłopaka już nie było.
- Cholera, 2 minut nie mógł poczekać.
- Mogę nawet godzinę jeśli potrzebujesz - oplótł mnie dłońmi w pasie. - Podoba mi się ta koszulka.
- Dlaczego?
- Bo tak ładnie wszystko przez nią prześwituje. - Poczułam jego oddech na szyi. 

- Robert.
- Hmm?
- Nie zamknęłam drzwi.
- Trudno - obrócił mnie przodem do siebie.
Moje ręce powędrowały w stronę guzików jego koszuli.
- Ciebie zawsze łatwiej jest rozebrać - uśmiechnął się ściągając przy tym moją piżamę zostawiając na mnie tylko majtki.
- Bo rzadko noszę całe komplety bielizny, więc masz szczęście, ale to się niedługo zmieni - rozpięłam mu spodnie.
- Czyżby? - położył mnie na łóżku.
- Jestem o tym przekonana.
- A ja myślę, że zaraz zmienisz zdanie - zacisnął dłonie na moich piersiach.
- Nie wydaje mi się - mówiłam głęboko oddychając.
- Mam inne zdanie - zjechał głową między moje nogi.
- Musisz mnie przekonać, że skorzystam na tym.
- Pewna jesteś? - przesunął językiem po mojej kobiecości.
- Yhym - nic więcej nie byłam w stanie powiedzieć.
Zacisnęłam paznokcie na pościeli. Zanim zdążyłam wydać jakikolwiek dźwięk Robert zamknął mi usta pocałunkiem.
- Nadal chcesz coś zmieniać? - położył się obok mnie.
- Tak - wsunęłam dłoń pod jego bokserki - na 100%...
Otworzyłam oczy i sięgnęłam po telefon. Była 17, oj oberwie się nam. Mężczyzna spał w najlepsze trzymając rękę na mojej talii. Uwolniłam się z jego uścisku i poszłam się ubrać. Weszłam do kuchni i spotkałam tatę. Popatrzył na mnie i pokręcił głową.
- No co?
- Już dobrze wiesz co - próbował być zły, ale mu nie wychodziło. - Gdzie Babu?
- Śpi. - Tata zasłonił oczy i się roześmiał.
- Nie wytrzymam z Wami.
- Tak wyszło - próbowałam jakoś to usprawiedliwić.
- Czuję, że tak będzie wychodziło codziennie.
- To jest prawdopodobne.
- Janette. Janette. Janette...
- Obudzić go?
- Nie. Lepiej zrób kolację i wtedy możesz go obudzić.
- OK - pokiwałam głową.
Nim skończyłam chłopak już wstał.
- Wykończysz mnie jak zawsze tak będzie - oparł się o ścianę.
- Przepraszam. Mam za dużo energii.
- Serio? - spytał z ironią. - Ja za stary jestem na takie rzeczy. Zawsze tak będzie? - w jego głosie wyczułam nutkę ciekawości.
- Zobaczymy. Źle guziczek sobie zapiąłeś - wskazałam na koszule. Powstrzymywałam się żeby się nie roześmiać, bo cała ta sytuacja mocno mnie rozbawiła.
- Ty jesteś niemożliwa. Nie wytrzymam z Tobą. Odchodzę.
- Nie zgadzam się! - zaprotestowałam mocno go całując.
- Chcesz mnie przy sobie zatrzymać takim jednym marnym całuskiem?
- Wiecie co - do kuchni wszedł tata - było zabawnie jak myśleliście, że nic nie wiem i się ukrywaliście, ale teraz, gdy już się nie ukrywacie jest jeszcze lepiej.
- Jared przepraszam za dzisiaj...
- Nie ma o czym mówić - machnął ręką. - Czemu tak na mnie patrzycie?
- Co Ci się stało? Gdzie byłeś z Bamem i co on Ci zrobił?
- Nic. Po prostu widzę, że nie będę miał na to wpływu, a co ważniejsze nie chcę go mieć, ale następnym razem Rob nie zapominaj, że nadal dla mnie pracujesz. 
- Oczywiście.
- Mogę o coś spytać? - zerknęłam na tatę.
- Słucham.
- Kiedy się zorientowałeś, że my... no wiesz.
- Jak byliśmy w Malibu, wtedy byłem o tym przekonany na 100%.
- Nie umiemy się ukrywać - powiedziałam do Roberta.
- Wy nie umiecie być cicho, przez to się domyśliłem. - Spuściłam głowę, bo czułam, że się czerwienię. - Po kim Ty taka wstydliwa jesteś, to nie wiem - złapał mnie za podbródek i zmusił do spojrzenia na niego.
- Na pewno nie po Tobie - lekko się uśmiechnęłam.
Tata poszedł do siebie, a my zostaliśmy sami. Wstałam i zaczęłam sprzątać ze stołu.
- Chodź do mnie - złapał mnie za rękę i posadził sobie na kolanach.
- Tata wybiera się pojutrze na Hard Summer.
- Wiem. Chciał żebym z nim poszedł, ale nie chce mi się.
- Mi też o tym wspominał.
- I co wybierasz się?
- Nie - pokręciłam przecząco głową.
- To co zostajemy sami? - poruszył brwiami.
- Yhym.

- Mówicie, że chcecie zostać tutaj sami - powiedział tata.
- Zgadza się.
- Ale będziecie grzeczni?
- Postaramy się - odpowiedział Robert.
- Z kim jedziesz na ten festiwal?
- Z Jamiem i Shannonem.
- Jestem! - zawołał perkusista.
Odsunęłam się trochę od chłopaka, bo Shannon o niczym nie wiedział.
- A oni co? Nie jadą? - spytał wskazując na nas.
- Nie. Chodź - tata złapał go za ramię i wyszli.
- Będzie zadawał pytania. Jestem tego pewna.
- Ja też.

Jared

- Przecież mówiłeś, że mieli jechać - powiedział brat, gdy wsiedliśmy do jego samochodu.
- Ale nie jadą. Zmienili zdanie.
- Tak w ogóle to czemu Babu został u Ciebie w domu?
- Jezus Maria Shannon! Jaki Ty upierdliwy jesteś, to nie masz pojęcia. Janette i Robert są razem.
- Co?! - zahamował z piskiem opon.
- Chcesz nas zabić?
- Powtórz. Jak to Janette i Robert są razem? 
- Normalnie. Możemy jechać?
- Nie. Masz na myśli, że są w związku? I co może jeszcze uprawiają seks?
- Są w związku i uprawiają seks.
- I Ty jej na to pozwoliłeś? Pojebało Cię?
- Shannon uspokój się co. Z moją psychiką od dawna jest coś nie tak, a co do nich, znamy obaj Rob'a tak długo. Ja mu w pełni ufam. Jeśli Janette chce mieć chłopaka i może to być akurat on, to niech tak zostanie. 
- OK - ruszył - ale...
- Skończ. Shann proszę, ja im tylu pytań nie zadawałem, co Ty mi. 
- Dobra już nic nie mówię.
Shannon momentami był tak wkurzającym człowiekiem, że miałem chęć go utopić.
- Tylko gęba na kłódkę, bo nikt o tym nie wie.
- Ma się rozumieć.

Janette

- Jakie mamy plany?
- Chcę Cię upić i wykorzystać.
- Możesz to zrobić i bez tego - oparłam się o kanapę.
- Jak wolisz.
- Wibruje Ci coś w kieszeni - powiedziałam między pocałunkami.
- Poczekaj - położył mi palec na ustach.
- Kto to? - spytałam.
- Moja siostra. No cześć co tam? Zadzwonię do Ciebie jutro, ok? Teraz jestem nieco zajęty. Narazie. To na czym skończyliśmy? - rzucił telefon na fotel i ponownie zaczął mnie całować.
- Tak, chyba na tym.
W końcu i tak wylądowaliśmy w moim łóżku.
- A ta Twoja siostra ile ma lat?
- Caity? 27. Jest jeszcze Elena, 35.
- Ooo i gdzie mieszkają?
- Caity w Nowym Yorku z mamą, a Elena z mężem i synkiem w Kanadzie.
- Ma syna? - podniosłam głowę.
- Ma 8 lat i ma na imię Casper.
- A Twój tata? Może nie powinnam pytać, przepraszam. 
- Nic się nie stało. Rodzice się rozwiedli 9 lat temu. Nikt na tym nie ucierpiał, a im lepiej jest osobno.
- Yhym.
- Tata też mieszka w Nowym Yorku.
- Tylko Ty się wyłamałeś i Elena - zaśmiałam się. 
- Elena wyprowadziła sie zaraz po ślubie z mężem, a ja jestem tu przez Jared albo dzięki Jaredowi.
- Mnie to bardzo cieszy, że tu jesteś.
- Nie wątpię - zaczął mnie łaskotać.
- Poddaje się, przestań. Włączymy jakiś film?
- A co proponujesz?
- The Hangover Part II.
- Niech będzie. - Wstałam nakładając na siebie bieliznę. 
- Patrzysz na mnie takim wzrokiem jakby... sama nie wiem.
- Lubię Cię obserwować, a jak chodzisz w samej bieliźnie to tym bardziej. 
Włączyłam telewizor i wskoczyłam na łóżko. Oglądając czułam, że zasypiam.
- Robert - zamruczałam.
- Ciii śpij - pocałował mnie  w głowę.
Budząc się rano mężczyzny już nie było. Założyłam szlafrok i poszłam do kuchni i ku mojemu zaskoczeniu zastałam tam mojego uciekiniera.
- Szczerze to myślałam, że się zmyłeś.
- Coś Ty. Proszę - podał mi kubek z kawą.
- Śniadanie też mi zrobisz? - usiadłam na krześle i podkurczyłam nogi.
- A co byś chciała? - zapytał.
- Ja żartowałam.
- Ale ja nie, więc?
- Cokolwiek, bo nie wiem czy coś jest w lodówce.
- Cześć - do kuchni wszedł tata.
- O hej. Jak było?
- Fajnie. Muszę Wam coś powiedzieć. Shannon wie o Was. Zadawał za dużo pytań i mu powiedziałem.
- Przeżyjemy to. Poza ty z czasem i tak wszyscy, którzy znajdują się na co dzień w domu dowiedzą się. Jedziecie dzisiaj też na ten festiwal?
- Tak, a czemu?
- Nic. Tak tylko pytam - przechyliłam kubek z kawą.
Był późny wieczór, taty dawno już nie było. Siedzieliśmy z Robertem na tarasie i piliśmy wino.
- Pewnie byś chciała żebym został dzisiaj też u Ciebie.
- Ja? Skąd? - wzruszyłam ramionami - ale nie mam nic przeciwko temu - dodałam.
- Skoro nie masz nic przeciwko, to zostanę.

- Rob, a kiedy Ty przyjeżdżasz do pracy wcześniej ode mnie? - do domu weszła Emma.
Robert siedział w pełni ubrany i pił kawę, a ja w piżamie robiłam śniadanie, więc blondynka niczego nie podejrzewała.
- Jared chciał żebym wcześniej przyjechał - skłamał. 
- Mmm ok - zeszła na dół.
- Nieładnie tak kłamać - odwróciłam się z szerokim uśmiechem na ustach.
- Iść powiedzieć jej prawdę?
- Nie waż się. Nie lubię jej. Wkurza mnie. Chce rządzić moim życiem jakby miała do tego jakieś prawo, a ona tylko pracuje dla taty.
- Nie nakręcaj się, proszę Cię - wstał i mnie objął. - Mówiłaś o tym Jardowi?
- Nie, to znaczy wie, że kiedyś się pokłóciłyśmy. Nie chcę robić zamieszania, pracują ze sobą od dawna, to źle wpłynie na to wszystko.
- I tak już jest nie za dobrze. Wolisz Ty się z nią męczyć?
- Na razie tak.
- Hej Wam - do pomieszczenia wszedł Jamie.
- Cześć.
- Nie przerywajcie sobie - uśmiechnął się.
Spojrzeliśmy na siebie, byłam oparta o kuchenny blat, a Robert obejmował mnie w pasie. Zrozumieliśmy co widział Jamie i co sobie pomyślał.
- No to pięknie.
- Nie przeżywaj i tak by się dowiedział - pocałował mnie w policzek. - Idę na dół, a Ty się ubierz.
- A co zazdrosny jesteś?
- Nie igraj ze mną - pogroził mi palcem.
- Mogę najpierw zjeść?
- Nie... no dobra.
Pokręciłam głową i wzięłam sie za konsumpcje moje śniadania, a później poszłam się ubrać.


_________________________________________________________________
No i mamy 36! :)
Kolejna niespodzianka czyli reakcja Jareda. Wy przewidywaliście to raczej w czarnych barwach, a ja wręcz przeciwnie :) Jestem strasznie ciekawa co o tym myślicie.
Śmieszy mnie ta sytuacja z tym pieskiem, którego Janette dostała od Shanna, bo ja nieco ponad rok temu, gdy to wymyśliłam następnego dnia sama dostałam szczeniaka.

Co do Roberta, bo widziałam, że były jakieś wątpliwości pod poprzednim rozdziałem. On nie jest bratem chłopaków, a na pewno nie w moim opowiadaniu. Szerszy opis jego jako bohatera pojawi się niedługo :)
Pozdrawiam.

6 października 2013

35. "One love. Two mouths. One love. One house. No shirt. No blouse. Just us. You find out."

- Chcesz się spóźnić na to zakończenie? - zapytał tata wchodząc do mojego pokoju.
- Nie. Daj mi jeszcze 5 minut.
- To samo słyszałem 10 minut temu.
- Tato, proszę Cię.
Wokalista pokręcił głową i wyszedł. Spojrzałam ostatni raz w lustro. Miałam na sobie biało-czarną sukienkę i wysokie czarne szpilki. Wszystko było tak jak trzeba, więc zeszłam na dół. Tata był ubrany bez zarzutu. Jak zwykle w swoim stylu, który mówił "mam 40 lat, ale mogę wyglądać na 27"
- Czemu tak na mnie patrzysz?
- Nie, nie nic - uśmiechnęłam się.
Na miejscu byliśmy 20 minut przed czasem, ale to dla Camil i tak za późno, bo dzwoniła już po raz siódmy.
- Odbierz to.
- A po co? Niech jej ciśnienie trochę skoczy.
- Młoda...
- Muszę iść. Dasz sobie radę?
- Tak, spokojnie.
Wysiadłam z samochodu i szybkim krokiem przez parking weszłam do szkoły. Wszyscy zgromadzeni znajdowali na placu za szkołą, gdzie wszystko było przygotowywane od paru dni. W gruncie rzeczy cieszyłam się, że to już koniec. Miałam serdecznie dość tej szkoły. Po odebraniu dyplomu i zakończeniu całej ceremonii, co trwało dość długo zaczepiła mnie Camil.
- Wieczorem jest impreza w "Sixty-nine" przyjdziesz? - zapytała.
- No nie wiem. Raczej nie.
- Dlaczego? To dla wszystkich, którzy dzisiaj odebrali dyplomy, przyjdź - próbowała mnie przekonać.
- Zastanowię się - skłamałam. Dobrze wiedziałam, że nie pójdę do tego klubu, bo zwyczajnie nie miałam na to ochoty.
- To do zobaczenia - pożegnała się.
Rozejrzałam się po wszystkich zebranych w poszukiwaniu taty. Znalazłam go oczywiście z Panią dyrektor Hudson.
- Jestem - stanęłam obok niego.
- To się zbieramy w takim razie. Do widzenia.
- Do widzenia.
Przez całą drogę do domu nie odezwałam się słowem. Z jednej strony cieszyłam się, że jest już po wszystkim, ale z drugiej miałam przed sobą studia, a właściwie to to, że z nich zrezygnowałam. Zrezygnowałam ze studiowania w Nowym Yorku, z jedynej rzeczy o jakiej marzyłam i na jakiej mi zależało. 
- Janette co się stało? - zapytał tata, a ja dopiero wtedy zorientowałam się, że stoimy przed naszym domem.
- Nie teraz - odpięłam pas.
Tata o nic więcej nie pytał. Znał mnie bardzo dobrze i wiedział, że i tak mu powiem, więc to była tylko kwestia czasu.

- Janette otworzysz? - usłyszałam głos wokalisty z łazienki.
- Tak - ruszyłam w stronę drzwi. - Cześć - uśmiechnęłam się do Babu, który stał w progu - wejdź.
Parę minut później zadzwonił dzwonek.
- To Jamie - powiedział Rob.
- Wychodzicie gdzieś? - zapytałam. Był sobotni wieczór czemu mieliby siedzieć w domu.
- Owszem  - odpowiedział tata. - Mogę zostawić Cię samą?
- Nie. Żartowałam - dodałam po chwili. - Idźcie. 
- Na pewno? - zapytał, gdy chłopaki już wyszli.
- No tak. Nie martw się.
- Wrócę późno.
- Domyślam się - dodałam zamykając drzwi.
Zostałam sama, więc mogłam w spokoju przemyśleć czy dobrze robię. Jak tata pozna powód dla którego nie chcę wyjechać i studiować w Nowym Yorku to mnie zabije. Ciągle mówi o tym, żeby realizować swoje marzenia, żeby dążyć do ich spełnienia, a tu jego córeczka wywija taki numer. Poświęcam coś dla czegoś. Moje przekonanie o tym, że postępuje właściwie wynosi 100%, ale tata na pewno będzie myślał inaczej. Na razie nic mu nie mówiłam, bo zacznie mnie przekonywać i znając życie mu ulegnę, ale przecież w końcu i tak będę musiała mu powiedzieć i pewnie sam będzie pytał czy się dostałam. Oj Janette, coś Ty znowu wykombinowała, przeleciało mi przez myśl.
Dni mijały mi beztrosko na nic nie robieniu. W końcu miałam wakacje i zapowiadało sie, że to będą bardzo długie wakacje. W czwartek wstałam jak zwykle bardzo wcześnie, to przyzwyczajenie mnie wykończy. Do kuchni wszedł tata. Miał na sobie czarne spodnie i czarną koszulę, a w ręce trzymał płaszcz.
- Gdzie Ty się tak z rana wybierasz? - spytałam zdziwiona.
- Umówiony jestem.
- A z kim?
- Z Obamą.
- Dobry żart - uśmiechnęłam się, lecz spoglądając na tatę nie wyglądał jakby żartował. - Ty mówisz serio! - otworzyłam buzię.
- Tak.
- To powodzenia. O której wrócisz?
- Po południu. Niedługo tutaj zaczną się wszyscy schodzić, otworzysz im?
- Chyba nie mam wyboru.
- Oni wiedzą, co mają robić, więc się nie przejmuj.
- OK. Idź, bo się jeszcze spóźnisz - pośpieszyłam go, a sama poszłam się ubrać w końcu nie będę otwierać im drzwi w piżamie.
W przeciągu godziny wszyscy się zjawili, więc mogłam w spokoju iść do siebie. Jakiś czas później usłyszałam pukanie. Otworzyłam drzwi, to był Jamie.
- Sorry, że przeszkadzam, ale . . . gdzie jest Jared? Dzwonię do niego, ale ma wyłączony telefon.
- Wyszedł rano i wróci po południu.
- Yhym, dzięki.
To spotkanie musi być jakieś ważne, że wyłączył swoje BB. Trzy godziny później wyszłam ze swojego pokoju. Wszyscy pracowali mimo, że nikt ich nie pilnował. Zeszłam na dół, ze studia dochodziła muzyka.
- To nie jest piosenka zespołu mam nadzieję? - spytałam wchodząc do środka, gdzie siedział Jamie i Babu.
- Nie - powiedział speszony brunet.
- Nie przejęła się - Rob na mnie spojrzał - włącz tę drugą.
- Nie przeszkadzajcie sobie - uśmiechnęłam się.
Tata wrócił przed wieczorem, gdy cała ekipa już się rozeszła.
- Żyjesz i nie widzę żadnych zwłok, wiec chyba dałaś sobie radę.
- Było podejrzanie dobrze, a Ty jak tam?
- W porządku.
W piątek zadzwoniła Kimberly.
- Nie dzwoniłaś z płaczem, więc wnioskuję, że dostałaś dyplom - powiedziała na wstępie.
- No mam go - odpowiedziałam.
- Co jest? Źle Ci egzaminy poszły? - od razu zauważyła, że coś jest nie tak.
- Egzaminy świetnie.
- To co nie przyjęli Cię w NY?
- Nie... to znaczy ja w ogóle nie złożyłam tam dokumentów - powiedziałam w końcu.
- Ale dlaczego? Zmieniłaś zdanie?
- Nie wyjadę teraz do Nowego Yorku, nie potrafię.
- Janette, słońce zawsze o tym marzyłaś.
- No tak. Odkąd tylko pamiętam, ale nie chcę znowu mieszkać gdzie indziej i żeby tata mieszkał gdzie indziej, a to jest drugi koniec USA.
- Rozumiem. To co planujesz? - w jej głosie dało się wyczuć troskę.
- Na razie nic. Nie mam chwilowo pomysłu. A co u Ciebie?
- Tak sobie. Siedzę sama w domu, bo rodzice jak zwykle w delegacji.
- No to rób imprezę - zaśmiałam się - i nie zapomnij mnie zaprosić. 
- To wpadaj! Nie mam nic przeciwko.
- Chciałabym. Może kiedyś przyjadę.
- Przepraszam, ale muszę kończyć, bo ktoś dzwoni do drzwi - przeklęła.
- To leć otwórz. Pogadamy innym razem, paa.
Kimberly była jedną z niewielu osób, które rozumiały podejmowane przeze mnie decyzje. Jeśli źle robiłam to wprost mi to mówiła.

- Tato?
- Tak - nie oderwał wzroku od komputera.
- Mogę jechać jutro do Megan?
- Możesz.
- I zostać tam na noc? 
- Jak jej rodzice nie mają nic przeciwko.
- I wrócić w poniedziałek? - tata podniósł głowę.
- Nie przesadzasz?
- Oj tato - jęknęłam.
- Dobra, ok. Tylko masz tam być grzeczna, bo już więcej się z nią nie spotkasz.
- Sugerujesz coś?
- Tak i bardzo dobrze wiesz co - pokiwałam głową. Wiedziałam o czym mówi.
W sobotnie popołudnie byłam już u Meg.
- Rodzice wieczorem wychodzą, więc zostaniemy same - zatarła ręce.
- A Rayan?
- Nie ma go. Wyjechał.
- Na wakacje?
- Nie, do college'u.
- A gdzie? - spytałam odruchowo.
- Chicago.
- Yhym.
- Nie było jakiegoś specjalnego zainteresowania z Twojej strony, więc stwierdził, że nic go tu nie trzyma.
- Po prostu Twój brat nie jest w moim typie, oczywiście bez urazy.
- Skończmy - przerwała naszą wymianę zdań. - Nie spotkałyśmy się tutaj żeby rozmawiać o Rayanie. 
Nie wracając już do tego tematu cały weekend spędziłyśmy na oglądaniu filmów, od komedii, przez dramaty, aż po horrory. Wróciłam w poniedziałek bardzo wcześnie. Wysiadając z taksówki przed domem spotkałam Jamiego.
- A co to za nocne podboje? - poruszył brwiami.
- Zazdrościsz? 
- Trochę.
Otworzyłam drzwi i oboje weszliśmy do środka.
- Myślałem, że wrócisz wieczorem - powiedział tata.
- Wolałam nie ryzykować. Nie Cię nie denerwować.
- Bardziej martwisz się o to żeby Tobie się nie oberwało.
- Może. Wolę zachować środki ostrożności - uśmiechnęłam się lekko.

- Ja wychodzę - tata wszedł do mojego pokoju. Zbliżał się wieczór, a on znowu będzie się gdzieś szlajał.
- Idziesz na randkę? - wlepiłam w niego spojrzenie.
- Nie. Idę z Annabelle do teatru.
- Pozdrów ją.
- Oczywiście, pa.
Zaraz po jego wyjściu wzięłam prysznic i położyłam się do łóżka. 
Dni bardzo szybko mi mijały. Nie miałam konkretnego zajęcia, więc większość czasu spędzałam na oglądaniu telewizji i leżeniu w łóżku. Gdy dostawałam propozycję wyjścia gdzieś od razu ją odrzucałam.
- Młoda masz ochotę...
- Nie mam na nic ochoty - przerwałam mu.
- Nawet na festiwal? - spytał z nutką nadziei w głosie.
- Nawet na to. Nie chce mi się.
- No to zostajesz sama.
- OK. Wnioskuję, że nie wrócisz na noc?
- To się jeszcze zobaczy. Co się dzieje? Hmm? Martwię się o Ciebie - złapał mnie za rękę.
- Nic - spuściłam głowę. - Bawcie się dobrze - rzuciłam mu ukradkowe spojrzenie.
- Włącz potem alarm, żeby nas nie okradli i wszystkiego z domu nie wynieśli - pocałował mnie w głowę. Pokiwałam tylko głową, bo do moich oczu zaczęły napływać łzy. Już sama nie wiedziałam czy dobre jest, to co robię, czy tylko niszczę sobie tym życie. Oparłam głowę o kolana i rozpłakałam się na dobre.

Jared

Wróciłem do domu w środku nocy. Zajrzałem do Janette. Dziewczyna spała w ubraniu na nierozesłanym łóżku. Widząc jej rozmazany makijaż domyśliłem się, że pewnie przepłakała cały wieczór. Zastanawiało mnie co ją tak męczy ostatnio. Była nieobecna. Próbowałem coś z niej wyciągnąć, ale wiedziałem, że nic na siłę. Przykryłem ją kocem i poszedłem do siebie.
W poniedziałek zaplanowaliśmy sobie z Annabelle, Babu i Chloe małą wycieczkę po wzgórzach. Wallis była już u mnie w domu. Chciałem z nią wcześniej trochę pogadać. Siedzieliśmy w kuchni rozmawiając o jej pracy.
- Tato - do pomieszczenia weszła Janette. - O cześć - przywitała się z blondynką. - Mogę wyjść na godzinę? Max na 2 do Megan? 
- Nie, bo wrócisz wieczorem - odparłem.
- No proszę. Jeszcze południa nie ma. Nie bądź taki.
- Idź - powiedziała Annabelle. Córka spojrzała na mnie przelotnie i wyszła.
- Ann, co Ty robisz? - spytałem łagodnie.
- Jared ile ona ma lat? - wbiła we mnie swoje niebieskie tęczówki.
- 17.
- To czemu traktujesz ją jak małą dziewczynkę? Nie rób tak. Nie możesz jej wszystkiego zabraniać. Chyba chcesz żeby miała przyjaciół. O prawdziwych trudno w tym środowisku.
- Masz racje, ale jak nie wróci do 2 godzin...
- Wróci. Przestań. 
Nie dyskutowałem już z aktorką, bo znowu mi udowodni, że ma rację.
- Jestem - do domu weszła Janette. Minęła nieco ponad godzina od jej wyjścia.
- Widzisz - Wallis lekko się uśmiechnęła.
- Oj no już - podniosłem ręce do góry.

Parę dni później w przypływie znudzenia nagraliśmy z Greenwoodem filmik. Po tym jak skończyliśmy usłyszeliśmy brawa. Na balkonie stała Janette i nie mogła pohamować śmiechu.
- To było naprawdę urocze - powiedziała. - Chcecie to puścić w świat?
- Mamy taki zamiar - odpowiedziałem.
- Jared - na taras wyszła Emma - chodź na chwilę.
- Chyba komuś się oberwie - usłyszałem głos Rob'a.
- Tylko komu - odpowiedziała mu moja córka.
- Wam obojgu zaraz się oberwie - wróciłem na taras, patrząc to na niego, to na nią.
- Oj nie złość się - odezwała się brunetka.
Kiedyś ją zamorduje i każdy sąd mnie uniewinni, pomyślałem. Tydzień później odbył się Gen44, który zgodziłem się poprowadzić. 
- Nie wiedziałam, że z Ciebie taki patriota - powiedziała Janette.
- Tylko czasem. Może jednak pójdziesz - próbowałem ją przekonać od paru dni żeby poszła i postanowiłem użyć ostatniego argumentu - będzie tam ten Twój słodziutki aktor z The Vampire Diaries.
- Damon? To znaczy Ian?! - potrząsnęła głową.
- Tak - zaśmiałem się.
- Czemu na początku o tym nie mówiłeś?
- Używałem innych argumentów, ale nieskutecznie. To pójdziesz? - pokiwała głową.
- O której to jest?
- Jutro o 19.
Janette czasami jest tak łatwo przekupić, że nawet nie zdaje sobie z tego sprawy.

Janette

Jak tata wspomniał o kampanii Gen44 od razu odmówiłam. Polityka w ogóle mnie nie interesowała i miałam ją głęboko gdzieś. Wiedziałam, że wszyscy pracujący w The Hive, Sisyphus Corporation i przy Artifacie tam będą. Nie chciałam tam iść, ale gdy tata wspomniał o Ianie momentalnie zmieniłam zdanie. Teraz trzeba było przeszukać szafę i znaleźć jakąś sukienkę.
- Jak udało Ci się ją przekonać? - zapytała Annabelle taty.
- Mam swoje sposoby - puścił mi oczko.
Właśnie przyjechaliśmy na miejsce, gdzie miało się odbyć zbieranie funduszy.
- Nie uważasz, że to nie jest odpowiednie miejsce dla Ciebie? - spytała Emma.
- Nie uważasz, że to nie jest Twoja sprawa?
- Po prostu twierdzę...
- Nikt Cię nie pyta co twierdzisz. Nie od Ciebie to zależy. Tata mnie przekonał do przyjścia tutaj, więc sobie odpuść - przechyliłam kieliszek z winem. Niby nie mogłam pić, ale nikt nie zwracał teraz na to uwagi.
- Janette - usłyszałam głos taty zza pleców - pozwól. - Odwróciłam się obok niego stał Somerhalder. - Ian, moja córka Janette - delikatnie się uśmiechnęłam. Usiedliśmy na sofie i zaczęliśmy rozmawiać, wyglądało to tak jakbyśmy się znali kilka lat. Ian był cholernie przystojnym facetem i ciężko było się skupić tylko na rozmowie. Jakieś 2 godziny później Gen44 się skończył. Pożegnałam się z aktorem i wszyscy powoli zaczęli wychodzić.
- To co, idziemy świętować urodziny Emmy - zawołał tata.
- Ja jadę do domu - powiedziałam do niego, gdy wychodziliśmy z budynku.
- Dlaczego?
- Nie mam ochoty.
- Co się stało? Pokłóciłyście się - bardziej stwierdził niż zapytał.
- Można tak powiedzieć i dlatego nie chcę. Wrócę do domu, jest już późno.
- Może jechać z Tobą? - w jego głosie wyraźnie było słychać, że się martwił. Ostatnio coś za często.
- Nie trzeba. Zaraz przyjedzie taksówka.
- Masz klucze? - spytał.
Otworzyłam torebkę w ich poszukiwaniu.
- Mam. Pieniądze też mam. Jedź.
Zaraz, gdy ekipa pojechała, przyjechała moja taksówka i wróciłam do domu.

- Może jednak pójdziesz z nami? - spytał tata. Wybierał się z Babu i Anastasią pochodzić po wzgórzach.
- Nie chcę.
- Ze względu na Anastasię? 
- Ja nic do niej nie mam i nie chodzi o nią. Po prostu mi się nie chce - skwitowałam.
- Ostatnio ciągle nic Ci się nie chce albo nie masz ochoty. Źle to wygląda.
- Po takim roku szkolnym mam zwyczajnie dość. Jestem zmęczona.
- Dobra już Cię nie męczę - cmoknął mnie w policzek.
Była piękna pogoda, więc mogłam rozkoszować się nią rozkładając się na tarasie. Odkładając telefon przed oczami mignęła mi dzisiejsza data. Był pierwszy dzień lipca, czyli minął miesiąc od zakończenia, a ja nadal nic nie powiedziałam tacie. W gruncie rzeczy pod koniec minionego miesiąca powinien przyjść list, gdzie się dostałam, ale nic nie przyszło, bo nigdzie nie złożyłam dokumentów. Siedząc tak i rozmyślając nie zorientowałam się nawet kiedy wrócili. Modelka niedługo potem pojechała do siebie, a my zasiedliśmy przed telewizorem.
- Wiecie co, ja muszę wyjść - powiedział tata. Przed chwilą dzwoniło jego BB. - Rob zostajesz tu? - chłopak spojrzał na mnie niepewnie.
- Nie patrz tak na mnie - zaśmiałam się. - Ja Cię nie wyganiam. Jeśli chcesz, to możesz zostać.
- Wrócę późno.
- Domyślam się - mruknęłam. 
Siedzieliśmy dalej z Robertem oglądając jakiś program muzyczny. W pewnym momencie mężczyzna przysunął się bliżej i mnie pocałował.
- Co Ty robisz? - spytałam odsuwając go delikatnie od siebie.
- Przepraszam, nie powinienem - wstał i wyszedł na zewnątrz.
Trwałam tak przez moment w kompletnym osłupieniu. Po chwili jednak ruszyłam się i poszłam do niego.
- Robert? - chłopak stał przy basenie. - Ja...
- To nie powinno mieć miejsca - przerwał mi.
- Nic się nie stało - powiedziałam. Odwrócił się w moją stronę z lekkim uśmiechem na twarzy. - Jestem zaskoczona po prostu - dodałam szybko.
- Nie jesteś zła? - spytał.
- Nie - na moje usta wkradł się cień uśmiechu.
- To mogę dokończyć? - podszedł do mnie i znowu mnie pocałował. Robił to coraz pewniej i zachłanniej. Weszliśmy do środka i położyliśmy się na kanapie. Robert wsunął ręce pod moją sukienkę.
- Nie, nie tutaj - zatrzymałam go. Wstałam i pociągnęłam w stronę mojego pokoju. Gdy znaleźliśmy się w środku zdjął ze mnie ubranie i wylądowaliśmy na łóżku. Rozpinałam powoli jego koszulę, ale moje myśli nie dawały mi spokoju. Co ja robiłam w ogóle. Od związku z Frankiem unikałam kontaktu z płcią przeciwną, ale Robert tak na mnie zadziałał, że nie potrafiłam mu odmówić. Przestałam się zastanawiać, gdy poczułam, że mnie obserwuje.
- Nad czym tak myślisz?
- Przepraszam.
- Jeśli nie jesteś tego pewna, to możemy to przerwać.
- Teraz? Nie ma takiej opcji. - Zaśmiał się na moje słowa i mnie pocałował. 
Po chwili byłam już pozbawiona mojej czarnej bielizny, a on spodni.
- Tylko żebyś potem tego nie żałowała.
- Jestem przekonana, że nie będę . . .
Po wszystkim leżeliśmy wtuleni w siebie. Nawet przez moment nie żałowałam tego co się wydarzyło przed chwilą, a co najważniejsze miałam ochotę na więcej.
- Myślałem, że śpisz - przejechał palcami po moich plecach, a mnie przeszedł dreszcz.
- Nie śpię - oparłam się na łokciu i spojrzałam na niego.
- Mogę o coś zapytać, jak Ci się podobało? - czułam jak robię się czerwona, więc ukryłam twarz w poduszce. - Nie wstydź się - pocałował mnie w głowę - nie ma czego.
- Może lepiej się ubierzemy i zejdziemy na dół, bo jednak wolałabym żeby tata nas tu nie nakrył.
- Masz rację. Chcę jeszcze pożyć.
Usiedliśmy na kanapie włączając film. Nim zdążyłam się zorientować zrobiło się bardzo późno.
- Nie żebym Cię wyganiała, ale może jedź już. Jeszcze zacznie coś podejrzewać.
- Będziemy się ukrywać? 
- Na razie chyba tak będzie lepiej - odpowiedziałam.
- To jadę - delikatnie mnie pocałował.
Włączyłam alarm i poszłam do łazienki. Wyszłam spod prysznica i uśmiechnęłam się do siebie. Chyba mi odbiło, przecież tata zabije nas oboje. Obudziłam się rano w dobrym humorze. Wyszłam z pokoju w koszulce nocnej i poszłam do kuchni.
- O której Babu pojechał? - spytał tata.
- Wieczorem, a o której Ty wróciłeś? - wyjęłam kubek z szafki.
- W nocy. Idę, bo Emma czeka na dole.
Nagle poczułam czyjeś ręce na mojej tali. Odwróciłam się to był oczywiście Robert.
- Cześć - mocno mnie pocałował.
- Jeszcze ktoś zobaczy.
- Ja mam rączki tutaj - puścił mnie.
- Chcesz kawy?
- Wolałbym coś innego. - Spojrzałam na niego kątem oka i pokręciłam głową.
- Proszę - postawiłam przed nim kubek. - Przyjdź do mnie później - szepnęłam mu do ucha i wyszłam. Weszłam do pokoju i oparłam się o drzwi. Odetchnęłam głęboko i upiłam łyk kawy. Wyciągnęłam z szafy czarną spódniczkę i biały top. Włączyłam laptopa, czas płynął wtedy znacznie szybciej. Drzwi się otworzyły, bez patrzenia wiedziałam, że to Robert.
- Trochę długo kazałeś na siebie czekać - spojrzałam na godzinę, było po 18.
- Musiałem skończyć pracę. Wynagrodzę Ci to - kucnął przy łóżku, więc miałam go na wysokości moich oczu.
- Zamknij drzwi na klucz.
- Już to zrobiłem - uśmiechnął się. Wszedł na łóżko i zaczął mnie rozbierać . . .
- Ja się zbieram - powiedział mężczyzna wstając z łóżka i przykrywając mnie kołdrą.
- Musisz? - wydęłam wargi.
- Wierz mi tak będzie lepiej - musnął mnie w policzek. Chwilę później zasnęłam.
Czułam, że ktoś bawi się moimi włosami. Otworzyłam powoli oczy. Na łóżku siedział Rob.
- Wstawaj śpiochu już 11.
- Czyli wcześnie - uśmiechnęłam się. - Co tu robisz?
- Obserwuję i widzę, że nawet Ci się wczoraj ubrać nie chciało.
- Oj tam - podniosłam się i go pocałowałam.
- Chciałabym tu zostać, ale muszę iść, bo zaraz ktoś się zorientuje, że mnie nie ma.
- Rozumiem.
Mężczyzna wyszedł, a ja powędrowałam do łazienki żeby wziąć prysznic i się w końcu ubrać.
- Fajnie się śpi do południa, prawda? - powiedział tata, gdy tylko zobaczył mnie na horyzoncie.
- Przyjemnie.
Następnego dnia mieliśmy jechać do Malibu z okazji 4 lipca.
- Ty jesteś gotowa już - stwierdził tata, gdy weszłam do salonu. Może być i "już", ale siedziałam w garderobie ponad 2 godziny żeby wybrać ten strój, przeleciało mi przez myśl.
- Tak. Żebyś potem nie narzekał, że musisz na mnie czekać - pokazałam mu język.
- Zadzwonię do chłopaków i zapytam czy są gotowi.
- Chłopaki, czyli kto?
- Babu i Jamie - usłyszałam w odpowiedzi.
To może być całkiem udany wyjazd, pomyślałam. W południe wyjechaliśmy z domu.
- Jeździłaś kiedykolwiek samochodem?
- Raz. A czemu? - spytałam zaciekawiona.
- Chodź tu - obeszłam samochód dookoła - wsiadaj - otworzył drzwi od strony kierowcy.
- Jesteś pewien?
- Tylko błagam nie zabij nikogo, bo ja ponoszę za to odpowiedzialność - pogroził mi i usiadł na miejscu pasażera. 
Już chciałam przekręcić kluczyk, ale mnie powstrzymał.
- Co?
- Po pierwsze to pasy.
Zapięłam pas, wcisnęłam sprzęgło i przekręciłam kluczyk, samochód odpalił. Zwolniłam ręczny i wrzuciłam bieg. Tata patrzył zdziwiony na to co robię.
- Coś nie tak?
- Gdzie Ty się tego nauczyłaś?
- Tajemnica - nacisnęłam lekko gaz i wyjechałam na drogę. - Mogę jechać?
- A jedź.
- Z góry uprzedzam, że nie znam znaków.
- Trudno.
30 minut później staliśmy pod mieszkaniem Jamiego.
- Mam dość - odpięłam pas i wysiadłam.
- Ja dalej poprowadzę. Dobrze było - pocałował mnie w głowę.
Zabraliśmy Jamiego i pojechaliśmy po Roberta. W Malibu byliśmy po 14. Czekała tam już Chloe, MarieLou, Alexandra i Annabelle. Przywitałam się z każdą po kolei i zadzwonił mój telefon.
- Tak?
- Co się nie odzywasz nic? - usłyszałam na samym początku.
- Danielle... jak zwykle niezadowolona - zaśmiałam się.
Szłam po plaży rozmawiając z koleżanką, ale też starałam sie nie zgubić reszty. Widząc idącego w moją stronę Jamiego uśmiechnęłam się lekko. Nie wiedząc co planuje szłam spokojnie przed siebie. Chłopak wziął mnie na ręce i wszedł do wody, bo nie miał butów.
- Oddzwonię później - powiedziałam do dziewczyny. - Chyba sobie jaja robisz - powiedziałam ze śmiertelną powagą do Jamiego.
- No weź będzie śmiesznie.
- Zależy dla kogo. 
Dziewczyny razem z tatą i Robertem obserwowały całą sytuację.
- Postaw mnie z powrotem na ziemi - poprosiłam. Szaleńczy wzrok chłopaka miał inne plany.
- Jest zimno. Będzie chora jaką ją wrzucisz do tej wody i Jared Cię zabije - z odsieczą przyszedł mi Rob.
- W sumie racja - postawił mnie na piasku.
- Dziękuję - spojrzałam nieśmiało na Roberta.
- Nie ma za co - rozejrzał się i pocałował mnie w policzek.
Do domu wynajętego przez tatę na te kilka dni dotarliśmy w środku nocy.
- Ładnie tu - stanęłam na wprost dużych drzwi prowadzących na taras.
- Wiem. Idź spać, jest późno.
- Dobranoc.
Wzięłam torebkę i poszłam do pokoju. Z okien rozpościerał się widok na ocean, do tego idealna cisza, coś niesamowitego. Budząc się rano jak przynajmniej mi się wydawało, ale moje rano okazało się południem słyszałam głosy dochodzące z dołu. Schodząc ze schodów zauważyłam Shannona. 
- Co Ty tu robisz? - zapytałam.
- Stęskniłem się za Wami.
- Poczekaj, bo Ci uwierzę. Co Wy planujecie? - spojrzałam na niego i na tatę oraz na rozłożony sprzęt.
- Będziemy nagrywać.
Yhym, czyli tak będzie to wyglądać, no ale czego ja się spodziewałam. Zjadłam śniadanie, wypiłam kawę i myślałam jak tu sobie zaplanować resztę dnia. Do głowy wpadł mi pewien pomysł.
- Co robisz? - spytałam Roberta.
- Nic takiego.
- To chodź ze mną.
- Gdzie? - spytał zaciekawiony.
- Na spacer, no chodź - ładnie się uśmiechnęłam.
W końcu wstał i wolnym krokiem ruszyliśmy w stronę plaży.
- Chodź tutaj - chłopak pociągnął mnie  w stronę skał. Usiadł na jednej i posadził mnie sobie na kolanach. Zadrżałam, zrobiło się zimno, a ja miałam na sobie cienką sukienkę. - Masz - zdjął bluzę.
- Nie chcę.
- To wracamy w takim razie - chciał wstać.
- Nie. Musisz postawić na swoim co? - sięgnęłam po ubranie.
- Tak - mocno mnie objął.
Siedzieliśmy tam dobre parę godzin. Pogoda się poprawiła, ale robiło się ciemno.
- Wracamy?
- Yhym. Nawet im nie powiedziałam, że wychodzę. No co? Zajęci byli, nie chciałam im przeszkadzać. - Rob pokręcił głową. 
Wchodząc do domu nawet nikt nie zwrócił na nas uwagi.
- Mówiłam, że są zajęci - skwitowałam i poszłam do siebie. Długo nie mogłam zasnąć i jak się okazało nie tylko ja.
- A jak ktoś usłyszy? - spytałam Roberta, którego ręce znajdowały się już pod moją koszulką nocną.
- Prędzej czy później i tak się dowiedzą.
- Ale - chciałam coś jeszcze powiedzieć, ale mężczyzna zamknął mi usta pocałunkiem...
Za każdym razem było inaczej, a ja z każdym razem chciałam więcej.
- Jest chyba 4 powinienem wrócić do siebie.
- Nie zgadzam się - przytuliłam się do niego.
Po jakimś czasie zasnęłam, gdy się obudziłam byłam sama. Zeszłam na dół, było po 9. W kuchni siedział już Greenwood.
- Nie wiesz, że nie ładnie jest zostawiać kobietę samą w środku nocy.
- Nie miałaś nic przeciwko jak się zakradłem w środku nocy - bezczelnie się uśmiechnął.
- OK wygrałeś - poddałam się.
- I co dostanę jakąś nagrodę?
- Za co? - do pomieszczenia wszedł tata.
- A takie tam - otworzyłam lodówkę i wyjęłam z niej mleko.
- Nie panikuj tak - Robert położył mi ręce na ramionach.
- Przepraszam, po prostu się speszyłam - spuściłam głowę.
- Nie zakładaj z góry, że jak się dowie to nas poćwiartuje. Znasz go przecież.
- No tak, ale w tej kwestii może się zachować inaczej.
- Nie bój się - przytulił mnie.

W niedzielę tata postanowił urządzić imprezę. Po wynajętym domu i ogrodzie kręciło się z 30 osób.
- Co Ty taka nieobecna jesteś? Zakochałaś się czy jak? - zaśmiała się Annabelle.
- Ja? No coś Ty - zaprzeczyłam. Blondynka pokiwała z uśmiechem głową i wyszła na taras.
Mimo, że to wszystko z Robertem zaczęło się parę dni temu, to czułam coś do niego. Poza pożądaniem było coś jeszcze, ale nie wiem czy można to było już nazwać miłością.
- Nad czym tak myślisz? - spytał Shannon.
- A takie tam.
- Masz - podał mi szklankę, w której po zapachu wyczułam alkohol.
- Shann ja nie mogę. Tata mnie zabije, przecież wiesz, że nie wolno mi pić.
- Nie masz się upić, tylko wypić to co Ci tu nalałem nic poza tym. Za zdrowie starego, dobrego wujka Shanny'ego.
- Aż taki stary nie jesteś - stuknęliśmy się szklankami i wypiłam zawartość swojej.
- Shannon chodź na chwilę - do kuchni wszedł tata. - Co robicie?
- My? Nic - uśmiechnęłam się i postawiłam szklankę za sobą na blacie. Wokalista zmrużył oczy przyglądając nam się uważnie.
- Idziesz czy nie? - wujek stanął przed nim.
- Idę, idę.
W poniedziałek wróciliśmy do Los Angeles i zespół zaczął intensywną pracę nad nowym materiałem. 
- Mogę na chwilę? - drzwi mojego pokoju się uchyliły i stanął w nich tata.
- Tak.
- Chcę Ci coś powiedzieć. Jedziemy za tydzień na wakacje - oznajmił.
- Co? Gdzie?
- Niespodzianka.
- Powiedz - poprosiłam.
- Nie. Więcej powiem Ci później.
Wizja wakacji bardzo mnie ucieszyła, bo w zasadzie to nigdy nie byliśmy nigdzie razem. To były pierwsze wakacje dokąd świat się dowiedział o moim istnieniu, więc może dlatego. Zawsze albo trasa albo coś równie ważnego. Zastanowiło mnie przez chwilę jak tata wygospodarował sobie wolny czas żeby zabrać mnie na wakacje i ile czasu potem poświęci żeby to wszystko nadrobić. 

Jared

Myślałem nad tym od dawna i postanowiłem zabrać Janette ma wakacje. Należy jej się coś, bo zdała egzaminy z bardzo dobrymi wynikami mimo, że w domu nie było zbyt dobrych warunków do nauki, no i mi przyda się trochę wolnego. W studiu siedział Tomo, Shannon i Jamie, trzeba było ich powiadomić o swoich planach.
- Muszę Wam coś powiedzieć.
- Co żeś znowu wykombinował? - brat prześwietlił mnie spojrzeniem.
- Nic takiego. Wyjeżdżam w niedzielę.
- Gdzie? - Shann zadawał za dużo pytań.
- Na wakacje.
- Z kim? - perkusiście zaświeciły się oczy.
- Z Janette. Na dwa tygodnie. Także zostajecie sami.
- Damy sobie radę - odrzekł Jamie.
Wiedziałem, że chłopaki sobie poradzą, a jak przestaną to będą dzwonić. Musiałem jeszcze, to znaczy nic nie musiałem, tylko powinienem powiedzieć Emmie o swoich planach.
- Chodź na chwilę - powiedziałem do blondynki, która była wyraźnie zajęta pracą.
Wyszliśmy na taras żeby nikt nam nie przeszkadzał.
- Wyjeżdżam w niedzielę na wakacje z Janette na dwa tygodnie.
- Co?
- No to - odpowiedziałem zdawkowo. 
- Od kiedy jeździsz na wakacje w połowie roku i do tego wtedy, kiedy masz niegotowy materiał na płytę? - spytała.
- Od teraz. To chyba moja sprawa kiedy planuję odpocząć.
- Oczywiście.
- Zajmiesz się tu wszystkim? Mogę na Ciebie liczyć?
- Pracujemy ze sobą kilka lat, czy kiedykolwiek Cię zawiodłam? - spojrzała na mnie.
- Nie.
- No właśnie, więc możesz.
- A i mam prośbę, nie kłóć się z Janette.
- Nie pokłóciłyśmy się.
- Co by to nie było, nie chcę żeby się powtórzyło - wszedłem z powrotem do domu.

- Możesz mi chociaż powiedzieć na ile jedziemy? - spytała Janette.
Zostały trzy dni do wyjazdu łącznie z dzisiejszym, a ona nadal nic nie wiedziała.
- Na dwa tygodnie. Spakuj raczej letnie rzeczy i strój kąpielowy.
- Nie możesz mi po prostu powiedzieć gdzie jedziemy? - rzuciła mi błagalne spojrzenie.
- Nie.
- Nie cierpię Cię - powiedziała obrażona.
- A w niedzielę będziesz skakać z radości.

Janette

Kolejna próba dowiedzenia się gdzie jedziemy spełzła prawie na niczym, bo dowiedziałam się na ile jedziemy. Weszłam do garderoby, wyciągnęłam walizkę i zaczęłam wrzucać po kolei ubrania.
- To też bierzesz? - spytał Robert trzymając w ręce moją koronkową bieliznę.
- Owszem - podeszłam do niego i chciałam mu ją zabrać, ale schował ją za siebie. - Oddaj.
- Jak dostanę buzi - rozbrajająco się uśmiechnął, a ja mu uległam. Wplótł dłonie w moje włosy, a chwilę później posadził mnie na komodzie i zaczął rozbierać.
- Chciałeś tylko buzi - zaśmiałam się, gdy zdjął ze mnie bieliznę.
- Zmieniłem zdanie . . . 
- Jak wytrzymamy bez siebie dwa tygodnie?
- Może nie jedź - poruszył brwiami.
- To raczej nie wchodzi w grę. Ej, bo ja miałam się pakować, a Ty mi tu zawracasz głowę takimi rzeczami.
- To jest lepsze niż pakowanie. 
- Nie zaprzeczę, ale idź już.
Robert wyszedł, a ja położyłam się na łóżku zamykając oczy, nawet nie zorientowałam się kiedy zasnęłam.

- Wstawaj.
- Jest niedziela 8 rano, po co?
- Wyjeżdżamy dzisiaj - przypomniał mi.
- Już wstaję - niechętnie się podniosłam. Prawie całą noc nie spałam, bo spędziłam ją z Robertem i nie próżnowaliśmy, a on pojechał dopiero o 6. Weszłam do łazienki i szybko doprowadziłam się do porządku. Zjadłam śniadanie zastanawiając się czy zdążę jeszcze wypić kawę.
- Za ile przyjedzie taksówka? - spytałam.
- Za 20 minut - słysząc odpowiedź włączyłam ekspres i głośno ziewnęłam.
- Przepraszam.

- Co Ty w nocy robiłaś?
- Spałam, no co mogłam robić.
- Jakbyś spała, to byś była wyspana - puścił mi oczko.
Przeszedł mnie dreszcz. Tata nie mógł wiedzieć, no bo niby jak. Fakt robiliśmy to z Robertem w domu, w dodatku, gdy był tata, ale jego pokój był po drugiej stronie domu, a zawsze staraliśmy się być cicho. Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk gotowej kawy. Równo o czasie przyjechał samochód i tak jak myślałam zawiózł nas na lotnisko.
- Masz paszport?
- Nie wspominałeś, że gdzieś lecimy - postanowiłam się z nim podrażnić.
- Nawet nie żartuj.
- Trzymaj - wyciągnęłam dokument z torebki i mu podałam. - Mogę? - sięgnęłam ręką po bilety, które miał w kieszeni.
- Możesz.
Spojrzałam na miejsce docelowe lotu.
- Palm Springs? - moje oczy zrobiły się większe.
- Chyba dobrze zdecydowałem - powiedział niepewnie.
- Strzeliłeś w 10-tkę! - pocałowałam go w policzek.

________________________________________________________________
Witam.
Przepraszam, rozdział miał się pojawić tydzień temu, ale przepisywanie go zajęło mi tyle czasu, że sama jestem w ogromnym szoku. Poza tym nie mam zbyt wiele wolnego czasu, więc niestety wygląda to jak wygląda. Nie gniewajcie się :)

Co do treści, to ogólnie jestem zadowolona. Ten rozdział jest świetnym przykładem na to, że nie potrafię pisać opisów. Dialog, za dialogiem strasznie to wygląda i bardzo mi się to nie podoba, ale pracuję nad tym. 
W rozdziale strasznie dużo się dzieje. Jedna rzecz na którą czekałam odkąd tylko założyłam tego bloga to właśnie Janette i Robert *________* Na 1000000% jesteście zaskoczeni takim obrotem spraw, bo wiem, że nikt się tego nie spodziewał, bo nie było ku temu żadnych przesłanek. Nie wiem czy będzie zadowoleni, bo niektórzy chcieli aby była z Braxtonem, a inni z Rayanem. Jestem cholernie ciekawa co o tym myślicie. Co będzie dalej między J&R przekonacie się niedługo :)
Jeśli pojawią się jakieś błędy, to przepraszam, ale nie mam siły już tego kolejny raz poprawiać.

Tytuł rozdziału pochodzi z piosenki Sweater Weather - The Neighbourhood.