6 października 2013

35. "One love. Two mouths. One love. One house. No shirt. No blouse. Just us. You find out."

- Chcesz się spóźnić na to zakończenie? - zapytał tata wchodząc do mojego pokoju.
- Nie. Daj mi jeszcze 5 minut.
- To samo słyszałem 10 minut temu.
- Tato, proszę Cię.
Wokalista pokręcił głową i wyszedł. Spojrzałam ostatni raz w lustro. Miałam na sobie biało-czarną sukienkę i wysokie czarne szpilki. Wszystko było tak jak trzeba, więc zeszłam na dół. Tata był ubrany bez zarzutu. Jak zwykle w swoim stylu, który mówił "mam 40 lat, ale mogę wyglądać na 27"
- Czemu tak na mnie patrzysz?
- Nie, nie nic - uśmiechnęłam się.
Na miejscu byliśmy 20 minut przed czasem, ale to dla Camil i tak za późno, bo dzwoniła już po raz siódmy.
- Odbierz to.
- A po co? Niech jej ciśnienie trochę skoczy.
- Młoda...
- Muszę iść. Dasz sobie radę?
- Tak, spokojnie.
Wysiadłam z samochodu i szybkim krokiem przez parking weszłam do szkoły. Wszyscy zgromadzeni znajdowali na placu za szkołą, gdzie wszystko było przygotowywane od paru dni. W gruncie rzeczy cieszyłam się, że to już koniec. Miałam serdecznie dość tej szkoły. Po odebraniu dyplomu i zakończeniu całej ceremonii, co trwało dość długo zaczepiła mnie Camil.
- Wieczorem jest impreza w "Sixty-nine" przyjdziesz? - zapytała.
- No nie wiem. Raczej nie.
- Dlaczego? To dla wszystkich, którzy dzisiaj odebrali dyplomy, przyjdź - próbowała mnie przekonać.
- Zastanowię się - skłamałam. Dobrze wiedziałam, że nie pójdę do tego klubu, bo zwyczajnie nie miałam na to ochoty.
- To do zobaczenia - pożegnała się.
Rozejrzałam się po wszystkich zebranych w poszukiwaniu taty. Znalazłam go oczywiście z Panią dyrektor Hudson.
- Jestem - stanęłam obok niego.
- To się zbieramy w takim razie. Do widzenia.
- Do widzenia.
Przez całą drogę do domu nie odezwałam się słowem. Z jednej strony cieszyłam się, że jest już po wszystkim, ale z drugiej miałam przed sobą studia, a właściwie to to, że z nich zrezygnowałam. Zrezygnowałam ze studiowania w Nowym Yorku, z jedynej rzeczy o jakiej marzyłam i na jakiej mi zależało. 
- Janette co się stało? - zapytał tata, a ja dopiero wtedy zorientowałam się, że stoimy przed naszym domem.
- Nie teraz - odpięłam pas.
Tata o nic więcej nie pytał. Znał mnie bardzo dobrze i wiedział, że i tak mu powiem, więc to była tylko kwestia czasu.

- Janette otworzysz? - usłyszałam głos wokalisty z łazienki.
- Tak - ruszyłam w stronę drzwi. - Cześć - uśmiechnęłam się do Babu, który stał w progu - wejdź.
Parę minut później zadzwonił dzwonek.
- To Jamie - powiedział Rob.
- Wychodzicie gdzieś? - zapytałam. Był sobotni wieczór czemu mieliby siedzieć w domu.
- Owszem  - odpowiedział tata. - Mogę zostawić Cię samą?
- Nie. Żartowałam - dodałam po chwili. - Idźcie. 
- Na pewno? - zapytał, gdy chłopaki już wyszli.
- No tak. Nie martw się.
- Wrócę późno.
- Domyślam się - dodałam zamykając drzwi.
Zostałam sama, więc mogłam w spokoju przemyśleć czy dobrze robię. Jak tata pozna powód dla którego nie chcę wyjechać i studiować w Nowym Yorku to mnie zabije. Ciągle mówi o tym, żeby realizować swoje marzenia, żeby dążyć do ich spełnienia, a tu jego córeczka wywija taki numer. Poświęcam coś dla czegoś. Moje przekonanie o tym, że postępuje właściwie wynosi 100%, ale tata na pewno będzie myślał inaczej. Na razie nic mu nie mówiłam, bo zacznie mnie przekonywać i znając życie mu ulegnę, ale przecież w końcu i tak będę musiała mu powiedzieć i pewnie sam będzie pytał czy się dostałam. Oj Janette, coś Ty znowu wykombinowała, przeleciało mi przez myśl.
Dni mijały mi beztrosko na nic nie robieniu. W końcu miałam wakacje i zapowiadało sie, że to będą bardzo długie wakacje. W czwartek wstałam jak zwykle bardzo wcześnie, to przyzwyczajenie mnie wykończy. Do kuchni wszedł tata. Miał na sobie czarne spodnie i czarną koszulę, a w ręce trzymał płaszcz.
- Gdzie Ty się tak z rana wybierasz? - spytałam zdziwiona.
- Umówiony jestem.
- A z kim?
- Z Obamą.
- Dobry żart - uśmiechnęłam się, lecz spoglądając na tatę nie wyglądał jakby żartował. - Ty mówisz serio! - otworzyłam buzię.
- Tak.
- To powodzenia. O której wrócisz?
- Po południu. Niedługo tutaj zaczną się wszyscy schodzić, otworzysz im?
- Chyba nie mam wyboru.
- Oni wiedzą, co mają robić, więc się nie przejmuj.
- OK. Idź, bo się jeszcze spóźnisz - pośpieszyłam go, a sama poszłam się ubrać w końcu nie będę otwierać im drzwi w piżamie.
W przeciągu godziny wszyscy się zjawili, więc mogłam w spokoju iść do siebie. Jakiś czas później usłyszałam pukanie. Otworzyłam drzwi, to był Jamie.
- Sorry, że przeszkadzam, ale . . . gdzie jest Jared? Dzwonię do niego, ale ma wyłączony telefon.
- Wyszedł rano i wróci po południu.
- Yhym, dzięki.
To spotkanie musi być jakieś ważne, że wyłączył swoje BB. Trzy godziny później wyszłam ze swojego pokoju. Wszyscy pracowali mimo, że nikt ich nie pilnował. Zeszłam na dół, ze studia dochodziła muzyka.
- To nie jest piosenka zespołu mam nadzieję? - spytałam wchodząc do środka, gdzie siedział Jamie i Babu.
- Nie - powiedział speszony brunet.
- Nie przejęła się - Rob na mnie spojrzał - włącz tę drugą.
- Nie przeszkadzajcie sobie - uśmiechnęłam się.
Tata wrócił przed wieczorem, gdy cała ekipa już się rozeszła.
- Żyjesz i nie widzę żadnych zwłok, wiec chyba dałaś sobie radę.
- Było podejrzanie dobrze, a Ty jak tam?
- W porządku.
W piątek zadzwoniła Kimberly.
- Nie dzwoniłaś z płaczem, więc wnioskuję, że dostałaś dyplom - powiedziała na wstępie.
- No mam go - odpowiedziałam.
- Co jest? Źle Ci egzaminy poszły? - od razu zauważyła, że coś jest nie tak.
- Egzaminy świetnie.
- To co nie przyjęli Cię w NY?
- Nie... to znaczy ja w ogóle nie złożyłam tam dokumentów - powiedziałam w końcu.
- Ale dlaczego? Zmieniłaś zdanie?
- Nie wyjadę teraz do Nowego Yorku, nie potrafię.
- Janette, słońce zawsze o tym marzyłaś.
- No tak. Odkąd tylko pamiętam, ale nie chcę znowu mieszkać gdzie indziej i żeby tata mieszkał gdzie indziej, a to jest drugi koniec USA.
- Rozumiem. To co planujesz? - w jej głosie dało się wyczuć troskę.
- Na razie nic. Nie mam chwilowo pomysłu. A co u Ciebie?
- Tak sobie. Siedzę sama w domu, bo rodzice jak zwykle w delegacji.
- No to rób imprezę - zaśmiałam się - i nie zapomnij mnie zaprosić. 
- To wpadaj! Nie mam nic przeciwko.
- Chciałabym. Może kiedyś przyjadę.
- Przepraszam, ale muszę kończyć, bo ktoś dzwoni do drzwi - przeklęła.
- To leć otwórz. Pogadamy innym razem, paa.
Kimberly była jedną z niewielu osób, które rozumiały podejmowane przeze mnie decyzje. Jeśli źle robiłam to wprost mi to mówiła.

- Tato?
- Tak - nie oderwał wzroku od komputera.
- Mogę jechać jutro do Megan?
- Możesz.
- I zostać tam na noc? 
- Jak jej rodzice nie mają nic przeciwko.
- I wrócić w poniedziałek? - tata podniósł głowę.
- Nie przesadzasz?
- Oj tato - jęknęłam.
- Dobra, ok. Tylko masz tam być grzeczna, bo już więcej się z nią nie spotkasz.
- Sugerujesz coś?
- Tak i bardzo dobrze wiesz co - pokiwałam głową. Wiedziałam o czym mówi.
W sobotnie popołudnie byłam już u Meg.
- Rodzice wieczorem wychodzą, więc zostaniemy same - zatarła ręce.
- A Rayan?
- Nie ma go. Wyjechał.
- Na wakacje?
- Nie, do college'u.
- A gdzie? - spytałam odruchowo.
- Chicago.
- Yhym.
- Nie było jakiegoś specjalnego zainteresowania z Twojej strony, więc stwierdził, że nic go tu nie trzyma.
- Po prostu Twój brat nie jest w moim typie, oczywiście bez urazy.
- Skończmy - przerwała naszą wymianę zdań. - Nie spotkałyśmy się tutaj żeby rozmawiać o Rayanie. 
Nie wracając już do tego tematu cały weekend spędziłyśmy na oglądaniu filmów, od komedii, przez dramaty, aż po horrory. Wróciłam w poniedziałek bardzo wcześnie. Wysiadając z taksówki przed domem spotkałam Jamiego.
- A co to za nocne podboje? - poruszył brwiami.
- Zazdrościsz? 
- Trochę.
Otworzyłam drzwi i oboje weszliśmy do środka.
- Myślałem, że wrócisz wieczorem - powiedział tata.
- Wolałam nie ryzykować. Nie Cię nie denerwować.
- Bardziej martwisz się o to żeby Tobie się nie oberwało.
- Może. Wolę zachować środki ostrożności - uśmiechnęłam się lekko.

- Ja wychodzę - tata wszedł do mojego pokoju. Zbliżał się wieczór, a on znowu będzie się gdzieś szlajał.
- Idziesz na randkę? - wlepiłam w niego spojrzenie.
- Nie. Idę z Annabelle do teatru.
- Pozdrów ją.
- Oczywiście, pa.
Zaraz po jego wyjściu wzięłam prysznic i położyłam się do łóżka. 
Dni bardzo szybko mi mijały. Nie miałam konkretnego zajęcia, więc większość czasu spędzałam na oglądaniu telewizji i leżeniu w łóżku. Gdy dostawałam propozycję wyjścia gdzieś od razu ją odrzucałam.
- Młoda masz ochotę...
- Nie mam na nic ochoty - przerwałam mu.
- Nawet na festiwal? - spytał z nutką nadziei w głosie.
- Nawet na to. Nie chce mi się.
- No to zostajesz sama.
- OK. Wnioskuję, że nie wrócisz na noc?
- To się jeszcze zobaczy. Co się dzieje? Hmm? Martwię się o Ciebie - złapał mnie za rękę.
- Nic - spuściłam głowę. - Bawcie się dobrze - rzuciłam mu ukradkowe spojrzenie.
- Włącz potem alarm, żeby nas nie okradli i wszystkiego z domu nie wynieśli - pocałował mnie w głowę. Pokiwałam tylko głową, bo do moich oczu zaczęły napływać łzy. Już sama nie wiedziałam czy dobre jest, to co robię, czy tylko niszczę sobie tym życie. Oparłam głowę o kolana i rozpłakałam się na dobre.

Jared

Wróciłem do domu w środku nocy. Zajrzałem do Janette. Dziewczyna spała w ubraniu na nierozesłanym łóżku. Widząc jej rozmazany makijaż domyśliłem się, że pewnie przepłakała cały wieczór. Zastanawiało mnie co ją tak męczy ostatnio. Była nieobecna. Próbowałem coś z niej wyciągnąć, ale wiedziałem, że nic na siłę. Przykryłem ją kocem i poszedłem do siebie.
W poniedziałek zaplanowaliśmy sobie z Annabelle, Babu i Chloe małą wycieczkę po wzgórzach. Wallis była już u mnie w domu. Chciałem z nią wcześniej trochę pogadać. Siedzieliśmy w kuchni rozmawiając o jej pracy.
- Tato - do pomieszczenia weszła Janette. - O cześć - przywitała się z blondynką. - Mogę wyjść na godzinę? Max na 2 do Megan? 
- Nie, bo wrócisz wieczorem - odparłem.
- No proszę. Jeszcze południa nie ma. Nie bądź taki.
- Idź - powiedziała Annabelle. Córka spojrzała na mnie przelotnie i wyszła.
- Ann, co Ty robisz? - spytałem łagodnie.
- Jared ile ona ma lat? - wbiła we mnie swoje niebieskie tęczówki.
- 17.
- To czemu traktujesz ją jak małą dziewczynkę? Nie rób tak. Nie możesz jej wszystkiego zabraniać. Chyba chcesz żeby miała przyjaciół. O prawdziwych trudno w tym środowisku.
- Masz racje, ale jak nie wróci do 2 godzin...
- Wróci. Przestań. 
Nie dyskutowałem już z aktorką, bo znowu mi udowodni, że ma rację.
- Jestem - do domu weszła Janette. Minęła nieco ponad godzina od jej wyjścia.
- Widzisz - Wallis lekko się uśmiechnęła.
- Oj no już - podniosłem ręce do góry.

Parę dni później w przypływie znudzenia nagraliśmy z Greenwoodem filmik. Po tym jak skończyliśmy usłyszeliśmy brawa. Na balkonie stała Janette i nie mogła pohamować śmiechu.
- To było naprawdę urocze - powiedziała. - Chcecie to puścić w świat?
- Mamy taki zamiar - odpowiedziałem.
- Jared - na taras wyszła Emma - chodź na chwilę.
- Chyba komuś się oberwie - usłyszałem głos Rob'a.
- Tylko komu - odpowiedziała mu moja córka.
- Wam obojgu zaraz się oberwie - wróciłem na taras, patrząc to na niego, to na nią.
- Oj nie złość się - odezwała się brunetka.
Kiedyś ją zamorduje i każdy sąd mnie uniewinni, pomyślałem. Tydzień później odbył się Gen44, który zgodziłem się poprowadzić. 
- Nie wiedziałam, że z Ciebie taki patriota - powiedziała Janette.
- Tylko czasem. Może jednak pójdziesz - próbowałem ją przekonać od paru dni żeby poszła i postanowiłem użyć ostatniego argumentu - będzie tam ten Twój słodziutki aktor z The Vampire Diaries.
- Damon? To znaczy Ian?! - potrząsnęła głową.
- Tak - zaśmiałem się.
- Czemu na początku o tym nie mówiłeś?
- Używałem innych argumentów, ale nieskutecznie. To pójdziesz? - pokiwała głową.
- O której to jest?
- Jutro o 19.
Janette czasami jest tak łatwo przekupić, że nawet nie zdaje sobie z tego sprawy.

Janette

Jak tata wspomniał o kampanii Gen44 od razu odmówiłam. Polityka w ogóle mnie nie interesowała i miałam ją głęboko gdzieś. Wiedziałam, że wszyscy pracujący w The Hive, Sisyphus Corporation i przy Artifacie tam będą. Nie chciałam tam iść, ale gdy tata wspomniał o Ianie momentalnie zmieniłam zdanie. Teraz trzeba było przeszukać szafę i znaleźć jakąś sukienkę.
- Jak udało Ci się ją przekonać? - zapytała Annabelle taty.
- Mam swoje sposoby - puścił mi oczko.
Właśnie przyjechaliśmy na miejsce, gdzie miało się odbyć zbieranie funduszy.
- Nie uważasz, że to nie jest odpowiednie miejsce dla Ciebie? - spytała Emma.
- Nie uważasz, że to nie jest Twoja sprawa?
- Po prostu twierdzę...
- Nikt Cię nie pyta co twierdzisz. Nie od Ciebie to zależy. Tata mnie przekonał do przyjścia tutaj, więc sobie odpuść - przechyliłam kieliszek z winem. Niby nie mogłam pić, ale nikt nie zwracał teraz na to uwagi.
- Janette - usłyszałam głos taty zza pleców - pozwól. - Odwróciłam się obok niego stał Somerhalder. - Ian, moja córka Janette - delikatnie się uśmiechnęłam. Usiedliśmy na sofie i zaczęliśmy rozmawiać, wyglądało to tak jakbyśmy się znali kilka lat. Ian był cholernie przystojnym facetem i ciężko było się skupić tylko na rozmowie. Jakieś 2 godziny później Gen44 się skończył. Pożegnałam się z aktorem i wszyscy powoli zaczęli wychodzić.
- To co, idziemy świętować urodziny Emmy - zawołał tata.
- Ja jadę do domu - powiedziałam do niego, gdy wychodziliśmy z budynku.
- Dlaczego?
- Nie mam ochoty.
- Co się stało? Pokłóciłyście się - bardziej stwierdził niż zapytał.
- Można tak powiedzieć i dlatego nie chcę. Wrócę do domu, jest już późno.
- Może jechać z Tobą? - w jego głosie wyraźnie było słychać, że się martwił. Ostatnio coś za często.
- Nie trzeba. Zaraz przyjedzie taksówka.
- Masz klucze? - spytał.
Otworzyłam torebkę w ich poszukiwaniu.
- Mam. Pieniądze też mam. Jedź.
Zaraz, gdy ekipa pojechała, przyjechała moja taksówka i wróciłam do domu.

- Może jednak pójdziesz z nami? - spytał tata. Wybierał się z Babu i Anastasią pochodzić po wzgórzach.
- Nie chcę.
- Ze względu na Anastasię? 
- Ja nic do niej nie mam i nie chodzi o nią. Po prostu mi się nie chce - skwitowałam.
- Ostatnio ciągle nic Ci się nie chce albo nie masz ochoty. Źle to wygląda.
- Po takim roku szkolnym mam zwyczajnie dość. Jestem zmęczona.
- Dobra już Cię nie męczę - cmoknął mnie w policzek.
Była piękna pogoda, więc mogłam rozkoszować się nią rozkładając się na tarasie. Odkładając telefon przed oczami mignęła mi dzisiejsza data. Był pierwszy dzień lipca, czyli minął miesiąc od zakończenia, a ja nadal nic nie powiedziałam tacie. W gruncie rzeczy pod koniec minionego miesiąca powinien przyjść list, gdzie się dostałam, ale nic nie przyszło, bo nigdzie nie złożyłam dokumentów. Siedząc tak i rozmyślając nie zorientowałam się nawet kiedy wrócili. Modelka niedługo potem pojechała do siebie, a my zasiedliśmy przed telewizorem.
- Wiecie co, ja muszę wyjść - powiedział tata. Przed chwilą dzwoniło jego BB. - Rob zostajesz tu? - chłopak spojrzał na mnie niepewnie.
- Nie patrz tak na mnie - zaśmiałam się. - Ja Cię nie wyganiam. Jeśli chcesz, to możesz zostać.
- Wrócę późno.
- Domyślam się - mruknęłam. 
Siedzieliśmy dalej z Robertem oglądając jakiś program muzyczny. W pewnym momencie mężczyzna przysunął się bliżej i mnie pocałował.
- Co Ty robisz? - spytałam odsuwając go delikatnie od siebie.
- Przepraszam, nie powinienem - wstał i wyszedł na zewnątrz.
Trwałam tak przez moment w kompletnym osłupieniu. Po chwili jednak ruszyłam się i poszłam do niego.
- Robert? - chłopak stał przy basenie. - Ja...
- To nie powinno mieć miejsca - przerwał mi.
- Nic się nie stało - powiedziałam. Odwrócił się w moją stronę z lekkim uśmiechem na twarzy. - Jestem zaskoczona po prostu - dodałam szybko.
- Nie jesteś zła? - spytał.
- Nie - na moje usta wkradł się cień uśmiechu.
- To mogę dokończyć? - podszedł do mnie i znowu mnie pocałował. Robił to coraz pewniej i zachłanniej. Weszliśmy do środka i położyliśmy się na kanapie. Robert wsunął ręce pod moją sukienkę.
- Nie, nie tutaj - zatrzymałam go. Wstałam i pociągnęłam w stronę mojego pokoju. Gdy znaleźliśmy się w środku zdjął ze mnie ubranie i wylądowaliśmy na łóżku. Rozpinałam powoli jego koszulę, ale moje myśli nie dawały mi spokoju. Co ja robiłam w ogóle. Od związku z Frankiem unikałam kontaktu z płcią przeciwną, ale Robert tak na mnie zadziałał, że nie potrafiłam mu odmówić. Przestałam się zastanawiać, gdy poczułam, że mnie obserwuje.
- Nad czym tak myślisz?
- Przepraszam.
- Jeśli nie jesteś tego pewna, to możemy to przerwać.
- Teraz? Nie ma takiej opcji. - Zaśmiał się na moje słowa i mnie pocałował. 
Po chwili byłam już pozbawiona mojej czarnej bielizny, a on spodni.
- Tylko żebyś potem tego nie żałowała.
- Jestem przekonana, że nie będę . . .
Po wszystkim leżeliśmy wtuleni w siebie. Nawet przez moment nie żałowałam tego co się wydarzyło przed chwilą, a co najważniejsze miałam ochotę na więcej.
- Myślałem, że śpisz - przejechał palcami po moich plecach, a mnie przeszedł dreszcz.
- Nie śpię - oparłam się na łokciu i spojrzałam na niego.
- Mogę o coś zapytać, jak Ci się podobało? - czułam jak robię się czerwona, więc ukryłam twarz w poduszce. - Nie wstydź się - pocałował mnie w głowę - nie ma czego.
- Może lepiej się ubierzemy i zejdziemy na dół, bo jednak wolałabym żeby tata nas tu nie nakrył.
- Masz rację. Chcę jeszcze pożyć.
Usiedliśmy na kanapie włączając film. Nim zdążyłam się zorientować zrobiło się bardzo późno.
- Nie żebym Cię wyganiała, ale może jedź już. Jeszcze zacznie coś podejrzewać.
- Będziemy się ukrywać? 
- Na razie chyba tak będzie lepiej - odpowiedziałam.
- To jadę - delikatnie mnie pocałował.
Włączyłam alarm i poszłam do łazienki. Wyszłam spod prysznica i uśmiechnęłam się do siebie. Chyba mi odbiło, przecież tata zabije nas oboje. Obudziłam się rano w dobrym humorze. Wyszłam z pokoju w koszulce nocnej i poszłam do kuchni.
- O której Babu pojechał? - spytał tata.
- Wieczorem, a o której Ty wróciłeś? - wyjęłam kubek z szafki.
- W nocy. Idę, bo Emma czeka na dole.
Nagle poczułam czyjeś ręce na mojej tali. Odwróciłam się to był oczywiście Robert.
- Cześć - mocno mnie pocałował.
- Jeszcze ktoś zobaczy.
- Ja mam rączki tutaj - puścił mnie.
- Chcesz kawy?
- Wolałbym coś innego. - Spojrzałam na niego kątem oka i pokręciłam głową.
- Proszę - postawiłam przed nim kubek. - Przyjdź do mnie później - szepnęłam mu do ucha i wyszłam. Weszłam do pokoju i oparłam się o drzwi. Odetchnęłam głęboko i upiłam łyk kawy. Wyciągnęłam z szafy czarną spódniczkę i biały top. Włączyłam laptopa, czas płynął wtedy znacznie szybciej. Drzwi się otworzyły, bez patrzenia wiedziałam, że to Robert.
- Trochę długo kazałeś na siebie czekać - spojrzałam na godzinę, było po 18.
- Musiałem skończyć pracę. Wynagrodzę Ci to - kucnął przy łóżku, więc miałam go na wysokości moich oczu.
- Zamknij drzwi na klucz.
- Już to zrobiłem - uśmiechnął się. Wszedł na łóżko i zaczął mnie rozbierać . . .
- Ja się zbieram - powiedział mężczyzna wstając z łóżka i przykrywając mnie kołdrą.
- Musisz? - wydęłam wargi.
- Wierz mi tak będzie lepiej - musnął mnie w policzek. Chwilę później zasnęłam.
Czułam, że ktoś bawi się moimi włosami. Otworzyłam powoli oczy. Na łóżku siedział Rob.
- Wstawaj śpiochu już 11.
- Czyli wcześnie - uśmiechnęłam się. - Co tu robisz?
- Obserwuję i widzę, że nawet Ci się wczoraj ubrać nie chciało.
- Oj tam - podniosłam się i go pocałowałam.
- Chciałabym tu zostać, ale muszę iść, bo zaraz ktoś się zorientuje, że mnie nie ma.
- Rozumiem.
Mężczyzna wyszedł, a ja powędrowałam do łazienki żeby wziąć prysznic i się w końcu ubrać.
- Fajnie się śpi do południa, prawda? - powiedział tata, gdy tylko zobaczył mnie na horyzoncie.
- Przyjemnie.
Następnego dnia mieliśmy jechać do Malibu z okazji 4 lipca.
- Ty jesteś gotowa już - stwierdził tata, gdy weszłam do salonu. Może być i "już", ale siedziałam w garderobie ponad 2 godziny żeby wybrać ten strój, przeleciało mi przez myśl.
- Tak. Żebyś potem nie narzekał, że musisz na mnie czekać - pokazałam mu język.
- Zadzwonię do chłopaków i zapytam czy są gotowi.
- Chłopaki, czyli kto?
- Babu i Jamie - usłyszałam w odpowiedzi.
To może być całkiem udany wyjazd, pomyślałam. W południe wyjechaliśmy z domu.
- Jeździłaś kiedykolwiek samochodem?
- Raz. A czemu? - spytałam zaciekawiona.
- Chodź tu - obeszłam samochód dookoła - wsiadaj - otworzył drzwi od strony kierowcy.
- Jesteś pewien?
- Tylko błagam nie zabij nikogo, bo ja ponoszę za to odpowiedzialność - pogroził mi i usiadł na miejscu pasażera. 
Już chciałam przekręcić kluczyk, ale mnie powstrzymał.
- Co?
- Po pierwsze to pasy.
Zapięłam pas, wcisnęłam sprzęgło i przekręciłam kluczyk, samochód odpalił. Zwolniłam ręczny i wrzuciłam bieg. Tata patrzył zdziwiony na to co robię.
- Coś nie tak?
- Gdzie Ty się tego nauczyłaś?
- Tajemnica - nacisnęłam lekko gaz i wyjechałam na drogę. - Mogę jechać?
- A jedź.
- Z góry uprzedzam, że nie znam znaków.
- Trudno.
30 minut później staliśmy pod mieszkaniem Jamiego.
- Mam dość - odpięłam pas i wysiadłam.
- Ja dalej poprowadzę. Dobrze było - pocałował mnie w głowę.
Zabraliśmy Jamiego i pojechaliśmy po Roberta. W Malibu byliśmy po 14. Czekała tam już Chloe, MarieLou, Alexandra i Annabelle. Przywitałam się z każdą po kolei i zadzwonił mój telefon.
- Tak?
- Co się nie odzywasz nic? - usłyszałam na samym początku.
- Danielle... jak zwykle niezadowolona - zaśmiałam się.
Szłam po plaży rozmawiając z koleżanką, ale też starałam sie nie zgubić reszty. Widząc idącego w moją stronę Jamiego uśmiechnęłam się lekko. Nie wiedząc co planuje szłam spokojnie przed siebie. Chłopak wziął mnie na ręce i wszedł do wody, bo nie miał butów.
- Oddzwonię później - powiedziałam do dziewczyny. - Chyba sobie jaja robisz - powiedziałam ze śmiertelną powagą do Jamiego.
- No weź będzie śmiesznie.
- Zależy dla kogo. 
Dziewczyny razem z tatą i Robertem obserwowały całą sytuację.
- Postaw mnie z powrotem na ziemi - poprosiłam. Szaleńczy wzrok chłopaka miał inne plany.
- Jest zimno. Będzie chora jaką ją wrzucisz do tej wody i Jared Cię zabije - z odsieczą przyszedł mi Rob.
- W sumie racja - postawił mnie na piasku.
- Dziękuję - spojrzałam nieśmiało na Roberta.
- Nie ma za co - rozejrzał się i pocałował mnie w policzek.
Do domu wynajętego przez tatę na te kilka dni dotarliśmy w środku nocy.
- Ładnie tu - stanęłam na wprost dużych drzwi prowadzących na taras.
- Wiem. Idź spać, jest późno.
- Dobranoc.
Wzięłam torebkę i poszłam do pokoju. Z okien rozpościerał się widok na ocean, do tego idealna cisza, coś niesamowitego. Budząc się rano jak przynajmniej mi się wydawało, ale moje rano okazało się południem słyszałam głosy dochodzące z dołu. Schodząc ze schodów zauważyłam Shannona. 
- Co Ty tu robisz? - zapytałam.
- Stęskniłem się za Wami.
- Poczekaj, bo Ci uwierzę. Co Wy planujecie? - spojrzałam na niego i na tatę oraz na rozłożony sprzęt.
- Będziemy nagrywać.
Yhym, czyli tak będzie to wyglądać, no ale czego ja się spodziewałam. Zjadłam śniadanie, wypiłam kawę i myślałam jak tu sobie zaplanować resztę dnia. Do głowy wpadł mi pewien pomysł.
- Co robisz? - spytałam Roberta.
- Nic takiego.
- To chodź ze mną.
- Gdzie? - spytał zaciekawiony.
- Na spacer, no chodź - ładnie się uśmiechnęłam.
W końcu wstał i wolnym krokiem ruszyliśmy w stronę plaży.
- Chodź tutaj - chłopak pociągnął mnie  w stronę skał. Usiadł na jednej i posadził mnie sobie na kolanach. Zadrżałam, zrobiło się zimno, a ja miałam na sobie cienką sukienkę. - Masz - zdjął bluzę.
- Nie chcę.
- To wracamy w takim razie - chciał wstać.
- Nie. Musisz postawić na swoim co? - sięgnęłam po ubranie.
- Tak - mocno mnie objął.
Siedzieliśmy tam dobre parę godzin. Pogoda się poprawiła, ale robiło się ciemno.
- Wracamy?
- Yhym. Nawet im nie powiedziałam, że wychodzę. No co? Zajęci byli, nie chciałam im przeszkadzać. - Rob pokręcił głową. 
Wchodząc do domu nawet nikt nie zwrócił na nas uwagi.
- Mówiłam, że są zajęci - skwitowałam i poszłam do siebie. Długo nie mogłam zasnąć i jak się okazało nie tylko ja.
- A jak ktoś usłyszy? - spytałam Roberta, którego ręce znajdowały się już pod moją koszulką nocną.
- Prędzej czy później i tak się dowiedzą.
- Ale - chciałam coś jeszcze powiedzieć, ale mężczyzna zamknął mi usta pocałunkiem...
Za każdym razem było inaczej, a ja z każdym razem chciałam więcej.
- Jest chyba 4 powinienem wrócić do siebie.
- Nie zgadzam się - przytuliłam się do niego.
Po jakimś czasie zasnęłam, gdy się obudziłam byłam sama. Zeszłam na dół, było po 9. W kuchni siedział już Greenwood.
- Nie wiesz, że nie ładnie jest zostawiać kobietę samą w środku nocy.
- Nie miałaś nic przeciwko jak się zakradłem w środku nocy - bezczelnie się uśmiechnął.
- OK wygrałeś - poddałam się.
- I co dostanę jakąś nagrodę?
- Za co? - do pomieszczenia wszedł tata.
- A takie tam - otworzyłam lodówkę i wyjęłam z niej mleko.
- Nie panikuj tak - Robert położył mi ręce na ramionach.
- Przepraszam, po prostu się speszyłam - spuściłam głowę.
- Nie zakładaj z góry, że jak się dowie to nas poćwiartuje. Znasz go przecież.
- No tak, ale w tej kwestii może się zachować inaczej.
- Nie bój się - przytulił mnie.

W niedzielę tata postanowił urządzić imprezę. Po wynajętym domu i ogrodzie kręciło się z 30 osób.
- Co Ty taka nieobecna jesteś? Zakochałaś się czy jak? - zaśmiała się Annabelle.
- Ja? No coś Ty - zaprzeczyłam. Blondynka pokiwała z uśmiechem głową i wyszła na taras.
Mimo, że to wszystko z Robertem zaczęło się parę dni temu, to czułam coś do niego. Poza pożądaniem było coś jeszcze, ale nie wiem czy można to było już nazwać miłością.
- Nad czym tak myślisz? - spytał Shannon.
- A takie tam.
- Masz - podał mi szklankę, w której po zapachu wyczułam alkohol.
- Shann ja nie mogę. Tata mnie zabije, przecież wiesz, że nie wolno mi pić.
- Nie masz się upić, tylko wypić to co Ci tu nalałem nic poza tym. Za zdrowie starego, dobrego wujka Shanny'ego.
- Aż taki stary nie jesteś - stuknęliśmy się szklankami i wypiłam zawartość swojej.
- Shannon chodź na chwilę - do kuchni wszedł tata. - Co robicie?
- My? Nic - uśmiechnęłam się i postawiłam szklankę za sobą na blacie. Wokalista zmrużył oczy przyglądając nam się uważnie.
- Idziesz czy nie? - wujek stanął przed nim.
- Idę, idę.
W poniedziałek wróciliśmy do Los Angeles i zespół zaczął intensywną pracę nad nowym materiałem. 
- Mogę na chwilę? - drzwi mojego pokoju się uchyliły i stanął w nich tata.
- Tak.
- Chcę Ci coś powiedzieć. Jedziemy za tydzień na wakacje - oznajmił.
- Co? Gdzie?
- Niespodzianka.
- Powiedz - poprosiłam.
- Nie. Więcej powiem Ci później.
Wizja wakacji bardzo mnie ucieszyła, bo w zasadzie to nigdy nie byliśmy nigdzie razem. To były pierwsze wakacje dokąd świat się dowiedział o moim istnieniu, więc może dlatego. Zawsze albo trasa albo coś równie ważnego. Zastanowiło mnie przez chwilę jak tata wygospodarował sobie wolny czas żeby zabrać mnie na wakacje i ile czasu potem poświęci żeby to wszystko nadrobić. 

Jared

Myślałem nad tym od dawna i postanowiłem zabrać Janette ma wakacje. Należy jej się coś, bo zdała egzaminy z bardzo dobrymi wynikami mimo, że w domu nie było zbyt dobrych warunków do nauki, no i mi przyda się trochę wolnego. W studiu siedział Tomo, Shannon i Jamie, trzeba było ich powiadomić o swoich planach.
- Muszę Wam coś powiedzieć.
- Co żeś znowu wykombinował? - brat prześwietlił mnie spojrzeniem.
- Nic takiego. Wyjeżdżam w niedzielę.
- Gdzie? - Shann zadawał za dużo pytań.
- Na wakacje.
- Z kim? - perkusiście zaświeciły się oczy.
- Z Janette. Na dwa tygodnie. Także zostajecie sami.
- Damy sobie radę - odrzekł Jamie.
Wiedziałem, że chłopaki sobie poradzą, a jak przestaną to będą dzwonić. Musiałem jeszcze, to znaczy nic nie musiałem, tylko powinienem powiedzieć Emmie o swoich planach.
- Chodź na chwilę - powiedziałem do blondynki, która była wyraźnie zajęta pracą.
Wyszliśmy na taras żeby nikt nam nie przeszkadzał.
- Wyjeżdżam w niedzielę na wakacje z Janette na dwa tygodnie.
- Co?
- No to - odpowiedziałem zdawkowo. 
- Od kiedy jeździsz na wakacje w połowie roku i do tego wtedy, kiedy masz niegotowy materiał na płytę? - spytała.
- Od teraz. To chyba moja sprawa kiedy planuję odpocząć.
- Oczywiście.
- Zajmiesz się tu wszystkim? Mogę na Ciebie liczyć?
- Pracujemy ze sobą kilka lat, czy kiedykolwiek Cię zawiodłam? - spojrzała na mnie.
- Nie.
- No właśnie, więc możesz.
- A i mam prośbę, nie kłóć się z Janette.
- Nie pokłóciłyśmy się.
- Co by to nie było, nie chcę żeby się powtórzyło - wszedłem z powrotem do domu.

- Możesz mi chociaż powiedzieć na ile jedziemy? - spytała Janette.
Zostały trzy dni do wyjazdu łącznie z dzisiejszym, a ona nadal nic nie wiedziała.
- Na dwa tygodnie. Spakuj raczej letnie rzeczy i strój kąpielowy.
- Nie możesz mi po prostu powiedzieć gdzie jedziemy? - rzuciła mi błagalne spojrzenie.
- Nie.
- Nie cierpię Cię - powiedziała obrażona.
- A w niedzielę będziesz skakać z radości.

Janette

Kolejna próba dowiedzenia się gdzie jedziemy spełzła prawie na niczym, bo dowiedziałam się na ile jedziemy. Weszłam do garderoby, wyciągnęłam walizkę i zaczęłam wrzucać po kolei ubrania.
- To też bierzesz? - spytał Robert trzymając w ręce moją koronkową bieliznę.
- Owszem - podeszłam do niego i chciałam mu ją zabrać, ale schował ją za siebie. - Oddaj.
- Jak dostanę buzi - rozbrajająco się uśmiechnął, a ja mu uległam. Wplótł dłonie w moje włosy, a chwilę później posadził mnie na komodzie i zaczął rozbierać.
- Chciałeś tylko buzi - zaśmiałam się, gdy zdjął ze mnie bieliznę.
- Zmieniłem zdanie . . . 
- Jak wytrzymamy bez siebie dwa tygodnie?
- Może nie jedź - poruszył brwiami.
- To raczej nie wchodzi w grę. Ej, bo ja miałam się pakować, a Ty mi tu zawracasz głowę takimi rzeczami.
- To jest lepsze niż pakowanie. 
- Nie zaprzeczę, ale idź już.
Robert wyszedł, a ja położyłam się na łóżku zamykając oczy, nawet nie zorientowałam się kiedy zasnęłam.

- Wstawaj.
- Jest niedziela 8 rano, po co?
- Wyjeżdżamy dzisiaj - przypomniał mi.
- Już wstaję - niechętnie się podniosłam. Prawie całą noc nie spałam, bo spędziłam ją z Robertem i nie próżnowaliśmy, a on pojechał dopiero o 6. Weszłam do łazienki i szybko doprowadziłam się do porządku. Zjadłam śniadanie zastanawiając się czy zdążę jeszcze wypić kawę.
- Za ile przyjedzie taksówka? - spytałam.
- Za 20 minut - słysząc odpowiedź włączyłam ekspres i głośno ziewnęłam.
- Przepraszam.

- Co Ty w nocy robiłaś?
- Spałam, no co mogłam robić.
- Jakbyś spała, to byś była wyspana - puścił mi oczko.
Przeszedł mnie dreszcz. Tata nie mógł wiedzieć, no bo niby jak. Fakt robiliśmy to z Robertem w domu, w dodatku, gdy był tata, ale jego pokój był po drugiej stronie domu, a zawsze staraliśmy się być cicho. Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk gotowej kawy. Równo o czasie przyjechał samochód i tak jak myślałam zawiózł nas na lotnisko.
- Masz paszport?
- Nie wspominałeś, że gdzieś lecimy - postanowiłam się z nim podrażnić.
- Nawet nie żartuj.
- Trzymaj - wyciągnęłam dokument z torebki i mu podałam. - Mogę? - sięgnęłam ręką po bilety, które miał w kieszeni.
- Możesz.
Spojrzałam na miejsce docelowe lotu.
- Palm Springs? - moje oczy zrobiły się większe.
- Chyba dobrze zdecydowałem - powiedział niepewnie.
- Strzeliłeś w 10-tkę! - pocałowałam go w policzek.

________________________________________________________________
Witam.
Przepraszam, rozdział miał się pojawić tydzień temu, ale przepisywanie go zajęło mi tyle czasu, że sama jestem w ogromnym szoku. Poza tym nie mam zbyt wiele wolnego czasu, więc niestety wygląda to jak wygląda. Nie gniewajcie się :)

Co do treści, to ogólnie jestem zadowolona. Ten rozdział jest świetnym przykładem na to, że nie potrafię pisać opisów. Dialog, za dialogiem strasznie to wygląda i bardzo mi się to nie podoba, ale pracuję nad tym. 
W rozdziale strasznie dużo się dzieje. Jedna rzecz na którą czekałam odkąd tylko założyłam tego bloga to właśnie Janette i Robert *________* Na 1000000% jesteście zaskoczeni takim obrotem spraw, bo wiem, że nikt się tego nie spodziewał, bo nie było ku temu żadnych przesłanek. Nie wiem czy będzie zadowoleni, bo niektórzy chcieli aby była z Braxtonem, a inni z Rayanem. Jestem cholernie ciekawa co o tym myślicie. Co będzie dalej między J&R przekonacie się niedługo :)
Jeśli pojawią się jakieś błędy, to przepraszam, ale nie mam siły już tego kolejny raz poprawiać.

Tytuł rozdziału pochodzi z piosenki Sweater Weather - The Neighbourhood.

9 komentarzy:

  1. Z ręką na sercu przyznaję się że nie spodziewałam się tego ! Zaskoczyłaś mnie,ale oczywiście pozytywnie.
    Już się nie mogę doczekać tego co zrobi Jay jak się dowie o nich :)

    W dalszym ciągu nie mogę rozszyfrować o co chodzi Emmie ,ale mam takie wrażenie jakoby ona była najzwyczajniej zazdrosna.Miejmy nadzieje że mam to wkrótce wyjaśnisz.

    Kurczę wciąż nie mogę wyjść z podziwu że Janette ''wdała się w romans'' z Robem.
    Czekam na następny i przepraszam że tak krótko ale mój mózg dziś nie pracuje :)Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jego reakcja na to wszystko będzie dość ciekawa, że tak powiem ;)
      Sytuacja z Emmą niebawem się wyjaśni.
      Samo mnie to zaskoczyło w sumie, ale to był taki impuls. Spodobało mi się to i postanowiłam tak zostawić :)
      Nic nie szkodzi :)

      Usuń
  2. Jannette i Babu? To raczej nie jest legalne skoro Robert jest przyrodnim bratem (mają tego samego ojca) Shannona i Jareda :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tony L. Bryant ma dwóch synów z Constance Metrejon, która później związała się z Carlem Leto (stąd też nazwisko braci). Tony później związał się z Iną Greenwood z którą ma syna Roberta.

      Chyba, że to jakiś inny Robert Greenwood to ok. :D

      Usuń
    2. Że tak powiem tutaj wszystko jest legalnie ;p
      Może nie mam takich informacji jak koleżanka, ale z tych które ja posiadam wynika, że Robert nie jest ich bratem, a nawet jeśli jest, to to tylko opowiadanie i w nim oni nie są rodziną, także spokojnie :)

      Usuń
  3. Szkoda, że nie złożyła papierów na uczelnie. Ale już wie co to znaczy mieszkać samej ;x.Nie spodziewałabym się tego po niej co wyrabia i to jeszcze nie z chłopakiem a znajomym.. . Jared nie będzie szczęśliwy z tego powodu.. czuję że na wakacjach rozmowa od serca będzie między nimi : ).
    Życzę weny i pozdrawiam <33

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zrobiła nic złego przecież :) Jared i jego reakcja, to zagadka :D
      Nie dziękuję <3

      Usuń
  4. O.O ooooł, no to się narobiło! A tego to się nie spodziewałam, serialnie. Tylko, to brat (przyrodni, ale zawsze) Jareda. Oj, coś czuję, że jak Jarek się dowie to Janette będzie jednak chciała jechać do NYC, byle dalej od wkurzonego taty. Jestem bardzo ciekawa co ty tu przygotujesz :) szczególnie, że to wydarzyło się tak szybko :) Eh, przypomniał mi się żart Wojewódzkiego, że dzisiaj, gdy wszystko kręci się wokół seksu, nie pyta się dziewczyny czy jest pełnoletnia, ale czy ma skończone 14 lat xd Emma, Emma... tu też czuję, że będzie ciekawie, bo coś za dużo sobie pozwala. Poza tym podoba mi się relacja Janette z Annabelle ;)
    Pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko się wyjaśni i to bardzo szybko :) Wiem, to był szatański pomysł, ale cholernie mi się spodobał :D
      Emma ciut "gwiazdorzy", ale Jared sprowadzi ją na ziemię.
      Pozdrawiam :)

      Usuń