30 listopada 2012

9. "Przepraszam..."

Janette

Obudziłam się rano i poczułam, że ktoś trzyma moją rękę. Spojrzałam, przy moim łóżku spał tata. Ucieszyłam się, że tu jest, ale jednocześnie trochę się bałam, że będzie zły. Wyciągnęłam powoli dłoń i pogłaskałam go po głowie, a on się obudził.


Jared

Poczułam, że ktoś mnie dotyka, otworzyłem oczy, to była Janette. Przez głowę przeleciała mi myśl być złym na nią, czy cieszyć się, że operacja się udała i wszystko jest OK. Postanowiłem wybrać drugą opcję. Uśmiechnąłem się do niej, a ona chciała się podnieść.
- Leż, nie wiadomo czy możesz już wstawać - powiedziałem.
- Ale ja chciałam się z Tobą przywitać - zrobiła smutną minkę.
- Oj no, chodź tu - siadłem na łóżku i przytuliłem ją do siebie, a ona się rozpłakała.
- Kochanie nie płacz, wszystko będzie dobrze - zacząłem ją delikatnie kołysać. Robiłem tak, gdy była jeszcze mała.
- Ale to nie o to chodzi.
- A o co?
- ...
- hmm?
- Przepraszam. Mogłyśmy bardziej uważać, jeszcze narobiłam Ci problemów, bo musiałeś tutaj przyjeżdżać.
- Skarbie ja nie jestem zły. Cieszę się, że nic więcej Ci się nie stało. Nie płacz już, dobrze? - spojrzałem jej w oczy, a ona pokiwała głową - opowiesz mi potem jak doszło do tego? - spytałem, gdy do sali wchodziła pielęgniarka.
- Yhym.
Pielęgniarka podała jej leki, zrobiła zastrzyk i odpięła te wszystkie kabelki. Następnie zjawił się lekarz, który stwierdził, że wszystko jest w porządku. Janette zjadła śniadanie i zapytała:
- To jak gotowy na opowieść pełną grozy i przelewu krwi?
- Ty tak na poważnie z tą krwią?
- No tak, trochę się jej polało - skrzywiła się.
- Dawaj, może jakoś wytrzymam.
Zaczęła opowiadać, a ja byłem z niej dumny, że dała sobie sama radę i jakoś to wszystko zniosła. Gdy skończyła do sali wszedł Shannon z miśkiem.
- Wujek!
- Cześć młoda - mój brat przywitał się z Janette, po czym dał jej zabawkę - dla Ciebie.

- Dziękuję, śliczny jest.
Posiedzieliśmy razem godzinę. Postanowiłam pojechać do hotelu się przebrać, a przy okazji do szkoły załatwić żeby Janette nie musiała do niej chodzić jakiś czas.
- Skarbie zostaniesz trochę z wujkiem? Ja pojadę się przebrać i do Ciebie do szkoły co?

- Musisz?
- Nie chcesz ze mną zostać? Dobra to ja biorę miśka i wychodzę - powiedział Shannon udając obrażonego.

- Ej nie - złapała go za rękę - zostań. A po co Ty właściwie jedziesz do mojej szkoły? - spojrzała na mnie.
- Muszę ustalić z Panią Dyrektor parę spraw i zabrać Twoje rzeczy.
- Moje rzeczy? Po co?

- To nie chcesz jechać do domu, do Los Angeles? Szkoda myślałem, że jak wyjdziesz ze szpitala to wrócimy tam, ale skoro wolisz zostać w szkole...
- Nie! Ja chcę jechać do domu.
- Teraz to już nie wiem czy pojedziemy, czy zostaniesz tutaj - zacząłem się z nią droczyć.

- Ale...
- Żartowałem - uśmiechnąłem się - nie zostawię Cię tu. Wrócę za parę godzin, dobrze?
- Yhym.
Dałem jej buziaka i wyszedłem. Skierowałem się do hotelu, a potem do szkoły. Do szpitala wróciłem po 18. Janette i Shannon świetnie się bawili przez ten czas. Nawet zaliczyli opieprz od pielęgniarki, że mają się ciszej zachowywać. Po 21 Shannon powiedział, że się będzie zbierał, bo Janette wykończyła go psychicznie i fizycznie.

- Ty jedziesz z nim - wskazała palcem na mnie.
- O nie, wykluczone. Ja zostaję tutaj.

- Tato.
- Słucham Cię - złapałem ją za rękę.
- Jedź, prześpisz się w normalnym łóżku, a nie na krześle. Mi się nic tu nie stanie.
- W południe nie pozwoliłaś mi się stąd ruszyć, a teraz karzesz mi jechać do hotelu?

- Proszę Cię.
- Dobrze pojadę, ale dopiero gdy zaśniesz.

Fakt nie trzeba było długo czekać aż Janette zaśnie. Wymknąłem się po cichu z sali żeby jej tylko nie obudzić.

Janette

Ledwo co rano otworzyłam oczy, a tata już siedział przy łóżku.
- No wiesz, o to Cię nie podejrzewałam.
- Też się cieszę, że Cię widzę córeczko - uśmiechnął się.
Przed 11 przyszła pielęgniarka:

- Chodź, zmienimy Ci opatrunek.
- A tata może iść ze mną? - spytałam.
- No dobrze - powiedziała po chwili zastanowienia.
- Chodź - złapałam go za rękę.


Jared

Gdy Janette spytała czy mogę iść z nią zastanawiałem się po co ja tam jestem potrzebny. Dopiero później zdałem sobie sprawę, że oni się boi. Stanąłem za nią i położyłem jej ręce na ramionach.
- Nie bój się, to nie będzie bardzo bolało - powiedziała pielęgniarka. Pocieszenie pierwsza klasa, pomyślałem.
Mała zamknęła oczy, a ja wtedy zobaczyłem te jej biedne paluszki, które nie wyglądały zbyt dobrze. Pani pielęgniarka dość szybko uwinęła się ze zmianą opatrunku. Na koniec zrobiła jej zastrzyk przeciwbólowy. Jak wróciliśmy na salę Janette zasnęła, a ja poszedłem porozmawiać z lekarzem.

- Kiedy wyjdzie ze szpitala?
- Jutro, ale będzie musiała brać jeszcze przez tydzień antybiotyki.
- No dobrze, a może latać samolotem?
- Gdzie Pan chce ją zabrać, ona powinna odpocząć.
- Pan mnie źle zrozumiał. Ja i Janette mieszkamy w Los Angeles, ona chodzi tutaj tylko do szkoły. Chcę ją zabrać do domu.

- Aaa przepraszam, nie wiedziałem.
- Nie szkodzi, a czy te szwy i gips mogą zdjąć lekarze w Los Angeles?
- Tak, nie ma najmniejszego problemu. 

- Dziękuję bardzo.Z gabinetu lekarskiego poszedłem od razu do Janette żeby jej powiedzieć, że jutro wieczorem będziemy już w domu.




________________________________________________________
Wiem, że krótko nie krzyczcie i nie bijcie za to.

Dodaję rozdział dzisiaj, bo szykuje mi się ciężki weekend.


Zaświtał mi w głowie pewien pomysł. Mogłabym dodawać dwa rozdziały tygodniowo i tu pojawia się moje pytanie czy chcecie czy nie, byłabym wdzięczna za odpowiedź :) Wiem, że kilku osobom pomysł się podoba, nie wiem jak reszta.


Żaneta..

25 listopada 2012

8. "Nie bój się, będzie dobrze naprawdę."

3 lata później...


Ta data pozostanie w mojej pamięci na długi czas. Był wtorek, 26 stycznia 2010 roku. Umówiłem się z Bam'em Margerą w knajpie w Hollywood. Rozmawialiśmy o trasie, koncertach, jego programie telewizyjnym. W pewnym momencie rozdzwoniło się moje kochane BB. Na ekranie widniał napis "numer nieznany". Odebrałem:
- Dzień dobry, mówi Dr Charles Meyer ze szpitala specjalistycznego w Kansas, czy rozmawiam z Panem Jaredem Leto? - gdy usłyszałem słowa "Kansas" i "szpital" momentalnie się przeraziłem, co nie uszło uwadze Bam'a.
- Wszystko ok? - zapytał, a ja uciszyłem go ruchem ręki.
- Tak, przy telefonie, o co chodzi?
- Bo widzi Pan, pańska córka, Janette jest w szpitalu, miała wypadek.
- Jaki wypadek? - prawie krzyknąłem.
- Proszę się nie denerwować. Sprawa polega na tym, że ona będzie miała operację...
- Proszę chwilkę zaczekać - powiedziałem do telefonu, po czym pożegnałem się z kolegą, wyszedłem na dwór i wsiadłem do samochodu - przepraszam Pan mówił coś o operacji, ale ja nie za bardzo rozumiem, w ogóle nie wiem co się stało.
- Janette była na łyżwach. Przewróciła się i na lodowisku i ktoś, kto jechał za nią przejechał jej po palcach lewej ręki.
- Co? - jak to jest możliwe, pomyślałem.
- Proszę posłuchać. Ona mówiła, że Pan jest teraz w Los Angeles, a chodzi o to, że operacja musi być wykonana teraz, bo potem może być po prostu za późno - nie mogło mi to przejść przez głowę, co mówił ten lekarz. - Moje pytanie brzmi: Czy zgadza się Pan na operację? Fakt nigdy tak nie robiliśmy, bo rodzice muszą wcześniej podpisać zgodę, ale ta sytuacja jest wyjątkowa, bo jeśli jej nie zoperujemy teraz to ona może stracić te palce, więc zgadza się Pan? Formalności załatwimy, gdy Pan tutaj dotrze - po tych słowach byłem w szoku. - Halo, jest Pan tam? - usłyszałem głos w słuchawce.
- Tak jestem. Zgadzam się na operację, ale - bałem się nawet o to zapytać - pozszywacie, przyszyjecie jej te palce żeby wszystko było dobrze?
- Oczywiście, nie wygląda to tak tragicznie, więc powinno być w porządku. O której Pan się tutaj zjawi?
- Sprawdzę lot i będę najszybciej jak to możliwe, czyli przed wieczorem.
- Dobrze, to do zobaczenia.
- Do widzenia.
Po skończonej rozmowie spojrzałem na godzinę, dochodziła 13. Odpaliłem silnik i ruszyłem w drogę do domu, dzwoniąc przy tym do Emmy żeby zarezerwowała mi bilet i odwołała wieczorny koncert w Houston.


W tym samym czasie w szpitalu...

Po ogólnym badaniu, prześwietleniu ręki, obejrzeniu jej przez ortopedę, pobraniu krwi i podłączeniu kroplówki trafiłam na zwykłą salę. Po czym przyszedł do mnie jakiś główny lekarz prosząc o numer do rodziców. Podałam numer do taty przy czym mówiąc jak się nazywa. Spojrzał na mnie:

- Ten Jared Leto? - był lekko zdziwiony. Stwierdzam, że nawet był skłonny pomyśleć, że go wkręcam.
- Tak ten - odpowiedziałam.
- A gdzie Twój tata obecnie jest?
- Powinien być jeszcze w Los Angeles.
- Dobra to ja idę dzwonić. Nie bój się będzie dobrze, naprawdę - uśmiechnął się i wyszedł.

Ja natomiast zostałam sama. Bałam się jak tata zareaguje, nie chciałam mu przy stwarzać problemów, a tu szpital. Siedziałam tak prawie godzinę, aż w końcu ponownie zjawił się lekarz.
- Twój tata zgodził się na operację - powiedział.
- Na co?! Ja nie chcę - zaprotestowałam.
- Ej, nie bój się - siadł koło mnie na łóżku - chcesz mieć wszystkie paluszki czy nie?
- No chcę, ale...
- Posłuchaj to jest konieczne. Nic nie będziesz czuła. Obudzisz się po paru godzinach i będzie po wszystkim.
Czułam, że nie mam nic do powiedzenia, skoro tata się zgodził to chyba wiedział co robi.
- No dobrze - powiedziałam zrezygnowana.

- W takim razie przychodzę po Ciebie za pół godziny - znowu się do mnie uśmiechnął.
Jak powiedział, tak też się stało. Przyszedł za pół godziny z pielęgniarką. Brałam właśnie telefon do ręki, gdy poczułam wibracje, sms od taty "Kochanie nie bój się. Nie martw się nic, będę tam wieczorem. Trzymaj się, kocham Cię. Tata." Po przeczytaniu tego łzy zaczęły mi lecieć po policzku, ale odpisałam "Przepraszam za to... narobiłam Ci tylko kłopotu. Też Cię kocham. Janette." Wysłałam i poszliśmy na salę operacyjną, na której zostałam pozbawiona wszystkiego co miałam przy sobie i na sobie. Zostałam poddana narkozie, miałam obudzić się dopiero jutro rano.


Ten sam czas Los Angeles...


Wpadłem do domu, gdzie czekała już na mnie Emma. Była 13:30 operacja Janette się jeszcze nie zaczęła, więc wysłałem jej sms i natychmiast dostałem wiadomość zwrotną. Po jej przeczytaniu moje oczy się zaszkliły. Z osłupienia wyrwała mnie moja asystentka.

- Jared... Jared!
- Tak. Już słucham Cię.
- Lot jest o 16:20, więc się pakuj, bo nie zdążysz.
Ruszyłem do pokoju, a ona szła za mną.
- A koncert? - zapytałem.

- Odwołałam. Było bardzo ciężko, bo on jest dziś a nie na przykład za trzy dni, ale dałam radę. Pytali dlaczego i czy odbędzie się w innym terminie.
- Co powiedziałaś? - zadałem jej kolejne pytanie, wkładając rzeczy do walizki.
- Powód: sprawy zdrowotno-rodzinne. Zrozumieli, a z przełożeniem to powiedziałam, że się skontaktujemy, bo sami jeszcze nic nie wiemy.
- Ok, dobrze.
- A i jeszcze napisałam takie oświadczenie na waszą stronę. Chłopaki mieli to dodać. Dobrze by było gdybyś Ty też coś zamieścił u siebie. Tomo i Shannon mieli to zrobić. O właśnie Shannon się uparł, że jedzie z Tobą, bo nie zostawi Cię samego z tym, a Janette to przecież jego bratanica.
- No dobra jak chce to niech jedzie. A te oświadczenia napiszę, ale dopiero w samolocie, bo teraz nie zdążę. A ktoś zna prawdę poza nami?
- Nie. Mówiłam, że sprawy rodzinne. Nie okłamuję ich, ale też nie mówię im całej prawdy.
- Dziękuję Ci za to wszystko - uściskałem ją.

- Nie ma sprawy. Bierz Shannona i jedźmy. Zawiozę Was na lotnisko, bo się w końcu spóźnicie.
Jechaliśmy, gdy zdałem sobie sprawę, że tak naprawdę nie miałem pojęcia kiedy wrócę.

- Emma, przełóż albo odwołaj spotkania i całą resztę z dnia jutrzejszego i czwartku, a dalej to dam Ci znać.
- Zrobi się.
Dojechaliśmy na lotnisko. Pożegnaliśmy się z Emmą. Poprosiła jeszcze żebyśmy dali jej znać co z Janette. Gdy już wsiadłem do samolotu ukryłem twarz w dłoniach. Moja mała Janette ma operację, a ja siedzę w samolocie, to niewiarygodne - pomyślałem. Shannon poklepał mnie po plecach.
- Trzymasz się?
- No jakoś nie bardzo. Żeby tylko wszystko poszło dobrze.
- Myśl pozytywnie. Będziemy na miejscu za jakieś trzygodziny.
- Taa... Będę myślał pozytywnie jak ją zobaczę nie wcześniej.


W szpitalu byliśmy przed 20. Janette była już na normalnej sali. Chciałem do niej iść, ale najpierw musiałem podpisać dokumenty. Dr Meyer powiedział, że operacja się udała. Nie chciałem wdawać się z nim w jakąś zbędną rozmowę i jak najszybciej poszedłem na salę, gdzie leżała Janette. Pomieszczenie było nieduże, ale pojedyncze. Spojrzałem na łóżko, leżała tam taka bezbronna. Miała gips na lewej ręce, na prawej kroplówkę i coś co mierzyło jej tętno. Poza tym jeszcze jakieś kabelki, które były wyciągnięte górą jej ubrania i podłączone do urządzenia, które pikało. Jak tak na nią patrzyłem, to się rozpłakałem jak dziecko. Pielęgniarka wcześniej powiedziała, że Janette obudzi się dopiero rano. Podszedłem do niej, pogłaskałam ją po głowie i pocałowałem w czoło. Usiadłem przy łóżku nie mogąc oderwać od niej wzroku. Do dali nagle wszedł Shannon:
- Ten lekarz, jakiś główny w każdym bądź razie, powiedział że możesz tu zostać na noc - powiedział do mnie po czym spojrzał na Janette i wyrwało mu się "Matko Boska", posłał mi przepraszające spojrzenie - tutaj niedaleko jest hotel, nie ześwirujesz tu sam? - spytał z troską, czułem że się o mnie martwi.

- Spokojnie postaram się.
- To ja w takim razie wpadnę rano - pocałował Janette w policzek i wyszedł. Zerknąłem na BB, była już 22. Wziąłem rękę Janette w swoje, oparłem głowę o łóżko i zasnąłem, patrząc na jej spokojną, śpiącą buzię. 




_______________________________________________________________

Przeskoczyłam trochę w czasie, mam nadzieję, że się nie gniewacie :)
Chciałam tylko zaznaczyć, że historia z wypadkiem i operacją jest prawdziwa, miałam to szczęście i mi się to przydarzyło.

Nie mogłam się doczekać aż dodam ten rozdział, bo jest bliżej do tego ku czemu zmierzam.


Ciężko mi się go przepisywało, bo zmieniałam sporo szczegółów, ale jest.

Żaneta.


PS F. wiem, że to miało się pojawić wczoraj, ale nie dałam rady ;/ <3

18 listopada 2012

7. "Zbieraj swój książęcy tyłek..."

Od dnia kiedy zawiozłem Janette do szkoły nie miałem na nic czasu. Tyle się dzieje, 31 sierpnia The Kill wygrało w kategorii najlepsze teledysk, w plebiscycie zorganizowanym przez MTV2. Jeszcze w między czasie odbyła się premiera filmu "Samotne Serca". Shannon non-stop się ze mnie zbijał, kiedy promowaliśmy film.
- Co tam u Salmy? - spytał kiedyś, gdy wróciłem z jakiegoś spotkania.
- Świetnie - odpowiedziałem.
- Mam nadzieję, że nie postępujesz z nią, tak jak Raymond w filmie.
- Nie, ale mogę postąpić z Tobą tak jak z tym gościem, którego Ray zastrzelił - odgryzłem się.
- Ej, bracie nie złość się tak, sorry.
Po tamtym incydencie Shann dał mi spokój do czasu, gdy postanowiłem sprawdzić prezent Janette.
- Ale po co Ty jej kupiłeś ten telefon? - spytał mnie Shannon, kiedy wróciłem ze sklepu.
- No a czemu by nie? Wszystkie dzieci z Hollywood mają telefony w wieku 6 lat, a ona ma 11, więc nie przesadzaj. Poza tym będzie mogła do mnie dzwonić w każdej chwili, gdy tylko będzie czegoś chciała.
- Odbije się to na Tobie za parę lat, zobaczysz.
- Dobra, odczep się. To moja sprawa.
- Jak chcesz - powiedział brat i wyszedł.
Wysłałem młodej prezent pocztą, a za parę dni dostałem telefon.
- Dziękuję - usłyszałem, kiedy odebrałem.

- Dobrze, że Ci się podoba.
- Ale wiesz, teraz będę do Ciebie ciągle dzwonić i pisać.
- No ja mam nadzieję.

- Przepraszam, ale muszę iść na lekcję. Kocham Cię, pa.
-Ja Ciebie też, pa.
Parę dni później była gala magazynu Fangoria, gdzie dostałem tytuł "Księcia Ciemności". Chłopaki byli ze mnie dumni.
- No bracie powiem Ci żeś zaszalał. Tomo teraz nasz wokalista jest księciem - tym razem Shann zwrócił się do gitarzysty.
- Nasz mroczny książę, tylko Jared mniej kredki używaj - odrzekł Tomo po czym we trójkę zaczęliśmy się śmiać. Nagle do pokoju wpadła Emma i spojrzała na mnie:

- To, że masz tytuł to nie znaczy, że masz zapominać o swoich obowiązkach! Zbieraj swój książęcy tyłek i jedź na wywiad, który masz za 25 minut i jak zwykle się spóźnisz.
- Cholera, zapomniałem.
- Zauważyłam - skwitowała.

- A wy się nie śmiejcie, tylko weźcie się do jakiejś roboty, a nie całe dnie siedzicie przed telewizorem - teraz oberwało się reszcie.

***


W październiku zaczęliśmy trasę koncertową "Welcome to the Universe" organizowaną przez MTV2. Przed którymś z koncertów zadzwoniła Janette:
- Co robisz, nie przeszkadzam?

- Nie Kochanie skądże - czułem, że była smutna i dobrze wiedziałem dlaczego.
- Kiedy do mnie przyjedziesz? - spytała.
Wiedziałem, że to szybko nie nastąpi. Nie byłem końca pewien kiedy mamy koncert w Denver, dzięki Bogu weszła Emma, która mnie uświadomiła w tej informacji.
- Za 3 tygodnie - powiedziałem do telefonu - wytrzymasz tyle? 
- Chyba tak.
Rozmowę przerwał mi Shannon:
- Zbieraj się niedługo zaczynamy.
- Słoneczko, muszę kończyć, zaraz zaczynamy.
- Rozumiem.
- A Ty nie powinnaś już spać, jest późno?
- Niby tak, ale...

- Żadnych 'ale' tylko do łóżka.
- Dobrze.
- No to buziaki kolorowych snów.
Siedziałem nadal z telefonem w ręce i myślałem, aż tu:
- Chodź żesz do jasnej cholery, nie będą na nas czekać.
- Chyba nie mają wyjścia - powiedziałem, po czym założyłem kurtkę i wyszliśmy na scenę.

***

Obudziłem się dość wcześnie. Miałem misję. Obiecałem Janette, że w końcu do niej przyjadę. Ubrałem się i ruszyłem. Byłem pewien, że będzie inaczej niż wtedy, gdy ją tam zostawiałem. Mała bardzo tęskniła. Jadąc tam, miałem przeczucie, że jest coś nie tak. Bardzo się nie myliłem. Nie zdążyłem jeszcze dobrze wejść do budynku, a już przywitała mnie Pani dyrektor.

- Dzień dobry.
- Okaże się czy dobry. Janette mówiła, że Pan przyjedzie. Mogę prosić na chwilę do siebie.
- Oczywiście, stało się coś?
- Poniekąd.
Weszliśmy do jej gabinetu i usiedliśmy.
- Widzi Pan, Janette od ponad miesiąca przestała się uczyć. Nie mówię, że wcale, ale jest gorzej niż w zeszłym roku, a nawet we wrześniu. Ciężko jest się od niej czegoś dowiedzieć, ale domyślam się, że chodzi o Pana i pańskie niezbyt częste wizyty.

- Proszę Panią gdybym mógł, to bym tutaj przyjeżdżał co tydzień, z wielką chęcią, ale to niestety nie jest wykonalne - zaczynałem mieć deja vu, już kiedyś z nią o tym rozmawiałem.
- Ja Pana rozumiem. Widzę i słyszę, że dużo się dzieje w zespole. Proszę z nią porozmawiać. Ma Pan z nią bardzo dobry kontakt, słucha Pana mimo, że jest Pan setki kilometrów stąd.
- Spróbuję jej to wytłumaczyć. 
- Jest u siebie. Jak się nie uda, to niech Pan ją lepiej zabierze do domu.
Zapukałem do pokoju i delikatnie otworzyłem drzwi. Siedziała na łóżku i nawet mnie nie zauważyła. 
- Szukam takiej jednej dziewczynki, która strasznie się za mną stęskniła - powiedziałem.
- Tata! - krzyknęła. Kochałem jej okrzyki radości za każdym razem, gdy do niej przyjeżdżałem.
- Ty masz czerwone włosy - szerzej otworzyła oczy.

- No mam, ale tylko troszeczkę. To do teledysku - powiedziałem.
- Podobają mi się się, są super.
- No to fajnie, mi też - wyszczerzyłem się, ale mina Janette się zmieniła, przestała się uśmiechać. - Kochanie, co się dzieje? Powiedz mi - wziąłem ją na kolana, a ona się we mnie wtuliła tak samo jak wtedy, kiedy miała 5 lat, ale nadal nic nie mówiła - Pani dyrektor powiedziała, że się nie uczysz, dlaczego co? - zacząłem ją kołysać. Widziałem, że się boi, tylko nie wiedziałem czemu.
- Ja już nie chcę tu być. Chcę wrócić do domu. Być z Tobą i wujkiem - ostatnie słowa powiedziała przez łzy. No to mam problem i to poważny.
- Proszę Cię tato. Ja nie będę przeszkadzać - dodała.
- Nie płacz - zacząłem ją głaskać po głowie. Po chwili, gdy się już uspokoiła zacząłem:
- Kochanie Moje Śliczne wiesz, że bardzo bym chciał żebyś była w domu, ale to jest niemożliwe - podniosła głowę, a ja wytarłem jej zapłakane oczy - nie możesz być ze mną i wujkiem Shannonem w trasie. Ciągle jeździmy po kraju, a Ty chodzisz do szkoły - wiem, że nie to chciała usłyszeć, ale co ja mogłem zrobić. Jared możesz więcej niż Ci się wydaje, tylko nie chcesz. Nie wiesz jaka decyzja jest właściwa. - Podpowiedział mi cichy głosik. Moja mama miała chyba rację, albo dziecko, albo zespół. Nie jest łatwo połączyć te dwie rzeczy, ale ja chciałem mieć je obie. Teraz Janette przez to cierpiała, co ja mam zrobić - zastanawiałem się.
- Ale ja już nie chcę tu być - powtórzyła.
- Posłuchaj mnie, za nieco ponad miesiąc są Święta. Przyjedziesz na dłużej do domu, a potem będę Cię częściej odwiedzał, może tak być? - patrzyła na mnie niepewnie, ale odniosłem wrażenie, że ją chyba przekonałem.

- W przyszłym roku od września już będziesz chodzić do innej szkoły.
- A gdzie? - zapytała.
- Nie wiem, poszukamy czegoś fajnego. To jak wytrzymasz tu do końca maja?
- Skoro muszę - odpowiedziała smutno.
- Nie smuć się, bo jest mi przykro - przytuliłem ją mocno.

- Ja chcę na lody - powiedziała w pewnym momencie.
- Nie, bo potem będziesz chora. Jeśli już to jakieś ciastka z kremem.
- Dobrze.
Mała poszła się ubrać, a ja zadzwoniłem do Emmy żeby znalazła jakąś kawiarnie, w której nikt mnie nie rozpozna i która nie będzie na drugim końcu miasta. Odpowiedź dostałem szybciej niż oczekiwałem. Tempo pracy mojej asystentki było nieziemsko szybkie.
Po dniu spędzonym w mieście musieliśmy w końcu wrócić do internatu. Wolałem nie robić sobie problemów. Pożegnałem się z Janette bez większych problemów. W końcu za miesiąc i tak miałem po nią przyjechać, żeby ja zabrać do domu na Gwiazdkę.

***

Dzisiaj odbyła się premiera teledysku
From Yesterday, który kręciliśmy w Chinach. Video spodobało się ludziom. Bardzo cieszyłem się z tego powodu. Po premierze czas już nam szybko mijał. Ani się obejrzałem, jak musiałem jechać po Janette do Colorado. Wszedłem do budynku i od razu udałem się do jej pokoju. Ta mała spryciara była już od rana spakowana i na mnie czekała.
- Widzę, że nie możesz się już doczekać, aż wrócisz do domu.
- I to nawet nie wiesz jak bardzo - odpowiedziała.

Nasza trasa koncertowa skończyła się 12 grudnia, tydzień temu, czyli teraz już mogłem spokojnie siedzieć sobie w domowym zaciszu z dzieckiem, jak to mówił Shannon.
Czas do Świąt i w trakcie nich mijał bardzo dobrze i spokojnie. Nic szczególnego się nie wydarzyło do czasu, gdy na 3 dni przed Nowym Rokiem mój braciszek postanowił się popisać swoimi umiejętnościami kulinarnymi. On szalał przy kuchni, gdy ja z Janette siedzieliśmy i patrzyliśmy co wyczynia.
- Kurwa! - krzyknął.

- Nie wyrażaj się przy dziecku, bo Cię trzepnę - odpowiedziałem.
- Oparzyłem się - powiedział perkusista wkładając dłoń pod wodę.
- Oj bracie mówiłem Ci żebyś dał sobie spokój. To, że umiesz "walić" w gary, to nie znaczy, że umiesz w nich gotować - zaśmiałem się.

Po tych słowach dostałem ostrzegawcze spojrzenie od Shannona, który się na mnie wkurzył. Zabrałem małą z kuchni i poszliśmy do jej pokoju. Było późno i była śpiąca, ale nie na tyle żeby obeszło się bez bajki.
- Skarbie Ty już jesteś za duża, żebym opowiadał Ci bajki.

- Tato, proszę.
- Oj, no dobra - w niektórych kwestiach nie potrafiłem jej odmówić.
Położyłem się koło niej i zacząłem wymyślać jakąś historyjkę. Janette dość szybko zasnęła. Patrzyłem na nią i myślałem, Jennifer czemu Ciebie tu nie ma. Jej potrzebna jest matka. Jakbyś tu była to wszystko wyglądałoby inaczej. Czemu akurat nam się to przydarzyło, ale trudno dam sobie radę sam.
- Jakoś muszę dać sobie radę - powiedziałem po cichu i zasnąłem.



______________________________________________________
Witam! Zbierałam się z dodaniem rozdziału od piątku, ale byłam trochę zajęta i dopiero dzisiaj udało mi się doprowadzić to do końca :)

Rozdział najdłuższy z obecnych, więc niektórzy się ucieszą :D

Cóż więcej mogę powiedzieć, wiem że akcja toczy się dość szybko, a nawet bardzo szybko, ale takie życie.

Miłego czytania, Żaneta.

Czytam = Komentuję.

8 listopada 2012

6. "To nasz nowy dom . . ."

Była sobota, 15 lipiec jakoś koło południa. Siedziałam na łóżku i oglądałam telewizję. Do pokoju weszła Lizzy: 
- Ktoś do Ciebie - powiedziała i otworzyła szerzej drzwi, a w moich oczach stanęły łzy.
- Tata! - krzyknęłam i pobiegłam do niego. Podniósł mnie do góry.
- Boże, Janette jak Ty urosłaś - w odpowiedzi się uśmiechnęłam.
- Tęskniłam za Tobą. Myślałam, że już wcale nie przyjedziesz.
- Słoneczko przecież Ci obiecałem, że przyjadę i jestem. Tylko, że... a z resztą to jest nieistotne teraz - przerwał w połowie zdania, a ja nie chciałam pytać o co chodzi.

Jared

Miałem wyrzuty sumienia, że tak długo u niej nie byłem 4,5 miesiąca to za długi okres czasu. Jestem okropny, pomyślałem. Mimo, że jej to wytłumaczyłem, to tak się nie robi. To nadal dziecko, ma tylko 11 lat, nie rozumie tego do końca. Patrzyła na mnie tymi swoimi niesamowitymi niebieskimi oczami, takie same miała jej matka.
- O czym myślisz? - spytała w końcu.
- O niczym ważnym. A Ty tak na mnie nie patrz, tylko się pakuj, jedziemy do domu - uśmiechnąłem się.
Mała tego nie wiedziała, ale zmieniliśmy miejsce zamieszkania. Stary dom był za mały. Swego czasu mieszkałem tam z Cameron. Teraz postanowiliśmy sprzedać tamten i kupić coś nowego. Płyta pokryła się platyną, więc postanowiliśmy zaszaleć z tej okazji z Shanem i za pieniądze, które dostaliśmy kupiliśmy willę w Hollywood Hills, bo jakżeby inaczej. Chociaż określenie willa w stosunku do tego co kupiliśmy jest złe, bo to zwyczajny dom. Mamy go dopiero od 2 tygodni i oczywiście prawie w ogóle nie jest urządzony, poza kuchnią, ale tylko częściowo. Do tego w każdym pokoju stało łóżko i jakaś pojedyncza szafka, bo nie było nawet do czego ubrań wypakować. Goło i wesoło, jak to powiedział Tomo. Tylko białe ściany, chociaż we wtorek lub w środę powinni przywieźć część mebli i sprzętu, który zamówiliśmy.
- Jestem spakowana - powiedziała Janette. Ja byłem taki zamyślony, że nawet nie zauważyłem, że już skończyła i stała przede mną ubrana i gotowa do wyjścia.
- No to chodźmy - powiedziałem - zabrałaś wszystko? - wolałem się upewnić, że nic nie zostawiła.
- Chyba tak.

- Pożegnaj się z Lizzy i w drogę.
W Los Angeles byliśmy około 17. Zjechaliśmy z głównej drogi i skręciliśmy w boczną uliczkę. Zatrzymaliśmy się na podjeździe, kiedy Janette zapytała:
- Gdzie jesteśmy? - wysiadła powoli z samochodu. Otworzyłem przed nią furtkę i powiedziałem:
- To nasz nowy dom Kochanie. Kupiliśmy go niedawno z wujkiem Shannonem. Podoba Ci się?

- Tak - powiedziała niepewnie - jaki fajny basen - krzyknęła. Spojrzałem a ona już zbiegła po schodach i stała na dole.
- Jak myślisz przyzwyczai się? - zapytałem brata.
- Basen jej podoba. Do mieszkania w internacie się przyzwyczaiła to tutaj też tak będzie. Nie zamartwiaj się tak.
Weszliśmy do środka, postawiłem walizki koło drzwi.

- Jaki on jest duży i pusty - powiedziała Janette.
- Ale jest lodówka - odrzekł Shannon. Po czym wybuchnęliśmy śmiechem.
Zaprowadziłem małą do jej pokoju. Widziałem, że jej się podoba mimo, że nic w nim nie było.

- Tato, bo przywiozłeś mnie tutaj, a przecież wy dalej jedziecie w trasę, a ja? - spytała. Jej wyraz twarzy zmienił się. Przestała się uśmiechać, była trochę smutna. Posadziłem ją na parapecie i zacząłem:
- Skarbie, na razie zostajemy tutaj do piątku. W sobotę mamy koncert w Salt Lake City, ale wracamy w niedzielę. Nie bój się. My będąc tu, będziemy mieć różne wywiady i spotkania, wtedy będziesz z Emmą, dobrze?
- Tak, lubię ją. Jest fajna.

- Tylko fajna? - do pokoju weszła Emma.
- Nie, nie tylko - zeskoczyła z parapetu, uściskała ją i dała jej buziaka.
- Jared - dziewczyna zwróciła się do mnie - dzwonił Fred, miał jakąś sprawę. Ma zadzwonić za chwilę - odezwała się jej komórka - o to on, masz - dała mi telefon. Wyszedłem z pomieszczenia i odebrałem.

We wtorek przyjechały meble, więc dom zaczynał być w coraz większym stopniu umeblowany i był telewizor, z czego wszyscy najbardziej się cieszyli, a szczególnie mała, która się nudziła. Ze starego domu zabraliśmy sporo rzeczy. Wszystko zostało władowane do garażu, co było bardzo złym pomysłem, bo teraz to mogło już tam zostać na zawsze.

- Tato, moglibyśmy iść się przejść ? - spytała wchodząc do mnie do pokoju.
- Mam spotkanie.
- Ale, ja z Emmą? - Zastanowiłem się, jakby poszły razem, to nikt by się nie zorientował. Wiedziałem jednak jakie mogą być skutki.
- Zostań w domu przez 3 godziny, jak wrócę to gdzieś Cię zabiorę, dobrze?

- A gdzie?
- Niespodzianka - uśmiechnąłem się.
- To poczekam, tylko wróć szybko.
- Tak szybko jak to tylko będzie możliwe.
Pojechaliśmy z chłopakami na wywiad połączony z małym akustycznym występem w radiu. Wróciłem do domu o 17. Mała oglądała akurat jakąś bajkę w telewizji.
- Gotowa?
- Tak - odpowiedziała.
- O nie, nie, nie. Moja Droga Ty nie jesteś gotowa, idź się przebierz.

- Gdzie ją zabierasz? - spytała asystentka.
- Chcę jej coś pokazać.

- Tylko uważaj.
- Nie martw się Emmuś - nienawidziła kiedy tak do niej mówiłem. - Jesteś już - uśmiechnąłem się do małej.
Gdzie by się nie ruszyła zawsze miała ze sobą tego samego misia, którego jej kupiłem, gdy zaczynała szkołę.
- Nie za duża jesteś żeby wszędzie go zabierać? - wziąłem pluszaka do ręki.
- Nie - pokazała mi język.
Droga trwała kilkanaście minut. Zatrzymaliśmy się na wzgórzu Los Angeles skąd było widać całe miasto.

- Ładnie tutaj jest - powiedziała.
- Jest jeszcze lepiej nocą, kiedy świecą się światła. Pokażę Ci kiedyś jak będziesz starsza.
Byliśmy tam prawie 2 godziny. Zrobiło się zimno, więc wróciliśmy do domu.

***

Czas mijał dość szybko. Byliśmy parę dni w domu, a potem jechaliśmy na koncert i tak w kółko. Do końca wakacji zostały nam tylko dwa koncerty i festiwal w Chile. To oznaczało, że będę mógł spędzić więcej czasu z córką. Od września zaczyna się zamęt. Jedziemy do Chin nagrać sceny do From Yesterday. Mieliśmy to zrobić w wakacje, ale to przełożyłem żeby być z Janette. Oczywiście musiałem im wcisnąć jakąś gadkę o tym, dlaczego nie jedziemy nagrywać podczas wakacji tylko później. Prawdy powiedzieć nie mogłem. W końcu usłyszałem, że to moja sprawa i żebym potem nie miał pretensji. Ciężko jest wszystkim pojąć, dlaczego ze wszystkim tak kombinuję i przekładam. Kiedyś dowiedzą się prawdy, ale jeszcze nie teraz.



_____________________________________________________
Nie musieliście zbyt długo czekać mam nadzieję :)
przepisywanie tego rozdziału szło mi bardzo opornie, ale w końcu jest.

Co do następnych nie mogę nic obiecać kiedy się pojawią, bo będę miała istny sajgon w szkole ;/ ale postaram się dodać.

Widziałam w komentarzach pod poprzednim rozdziałem, że oczekujecie opisu zajmowania się Janette przez Emmę. Takiego opisu nie miałam w planach, więc go nie ma, mam nadzieję, że nikogo przez to nie zawiodłam.

Pozdrawiam Ż.

2 listopada 2012

5. "Ale czy to znaczy, że się zgadzasz?"

Wstałem w niedzielę wczesnym rankiem i zobaczyłem na szafce koło łóżka rozpiskę trasy koncertowej. Spojrzałem na miasto gdzie dzisiaj mamy grać koncert i nie mogłem uwierzyć:
- Serio? - krzyknąłem.

- Co jest? Czemu się wydzierasz? - do mojej sypialni wszedł Shannon.
- Wiesz w jakim mieście gramy dzisiaj koncert?
- W Denver - odpowiedział.

- W jakim stanie leży Denver?
- W Colorado.
W tamtej chwili już obaj wiedzieliśmy co będę jutro robił.
- Jestem idiotą, czemu ja tego wcześniej nie zauważyłem, przecież sam to wszystko ustalałem, całą trasę, miasta, daty.

- Tego nie wiem. Za dużo rzeczy masz na głowie.
- Ktoś musi się tym zajmować - uśmiechnąłem się.
Mimo, że powiedziałem Janette, że nie będziemy się widzieć dłużej niż dwa miesiące, a teraz jak ją odwiedzę to będzie miłe zaskoczenie dla niej, tylko czy nie będzie cierpiała znowu jak będę stamtąd wyjeżdżał. Chyba nie, pomyślałem. Dzieci na ogół się cieszą jak rodzice je odwiedzają. Młoda też będzie zadowolona.

- Jared! Chodź już, ile na Ciebie można czekać. Samochód już stoi.
- Idę - powiedziałem schodząc po schodach.

- Nie śpisz od 7, jest 11 a Ty nigdy nie możesz się wyrobić - Shannon w dalszym ciągu nawijał.
- Nie marudź. Jedźmy - powiedziałem.
Po drodze zabraliśmy Emmę, Tomo i Matta. Jechaliśmy prosto do Denver już nie zatrzymując się. Na miejscu byliśmy po 15, czyli dość późno, więc pojechaliśmy od razu na miejsce żeby zrobić próbę. Dalej wszystko szło już dobrze. Koncert był udany. Po wejściu do pokoju od razu padłem na łóżko, dochodziła 1. Byłem niesamowicie zmęczony, ale wiedziałem, że następny dzień będzie bardzo piękny.

- Cześć Słońce! - krzyknąłem, gdy tylko ujrzałem małą.
- Tata! - podbiegła do mnie. 

- Wiem, że mówiłem ostatnio co innego, że nie będziemy się widzieć, ale wczoraj graliśmy tutaj koncert i postanowiłem do Ciebie przyjechać.
Dni, które spędzałem z córką w internacie były wyjątkowe. Zawsze patrzyłem na nią jak w obrazek. Musiałem się nią nacieszyć na zaś. W końcu nie miałem czasu żeby tam jeździć przynajmniej raz na tydzień, ale dlatego też tam była, bo ja nie miałem czasu. Pożegnanie  z Janette było inne niż zwykle. Zero stresu, łez. Tak jakbym wychodził z domu na dwie godziny, a ona miałaby przez ten czas zostać z Shannonem. Im mniej emocji, tym człowiek mniej cierpi, a dzieci przeżywają takie rzeczy podwójnie. Po powrocie do hotelu musiałem zdać relację bratu i przeprosić Emmę, której nie uprzedziłem o swoich planach, ale ona się przyzwyczaiła do tego, że robię co chcę i tak jest dobrze.

***

Dalsze koncerty pochłaniały sporo czasu, a zwłaszcza jazda między poszczególnymi stanami, ale postanowiliśmy oszczędzać. Bóg jeden wiedział po co, ale my przy tym mieliśmy niezły ubaw. Byliśmy w Saint Petersburg'u, później w Nowym Yorku, lot do Kanady i występ w Toronto, dalej Chicago, Saint Louis, Glasgow, Baltimore. Traciliśmy już rachubę. Jazda sprawiała nam dużo frajdy. Raz zaczęliśmy się rzucać wszystkim co było pod ręką i kierowcy oberwało się piłką do baseballa. Pamiętam to bardzo dobrze. Nagle samochód się zatrzymał, usłyszeliśmy delikatne "przepraszam", a potem z grubej rury:

- Jak się nie uspokoicie to dalej będziecie jechać sami!
- Przepraszamy - powiedział Shannon próbując opanować śmiech, czego niestety nie udało się zrobić Matt'owi, który zaczął się śmiać jeszcze głośniej.
Kierowca zmierzył nas groźnym spojrzeniem, po czym ruszył, ale dało się jeszcze usłyszeć "Jak dzieci. cholera jasna jakby po 5 lat mieli". Nasz kierowca był starszym facetem, więc musieliśmy uszanować to, że czasem coś mu nie pasuje. Byliśmy poważni, gdy wymagała tego sytuacja, a tak to staraliśmy się dobrze bawić co czasem obracało się przeciwko nam. Będąc na różnych festiwalach z innymi zespołami, zawsze robiliśmy sobie nawzajem żarty. Zawsze najśmieszniej było z chłopakami z Linkin Park i My Chemical Romance, gdy coś się działo, to wszyscy wiedzieli, że to nasza wspólna robota.

Nadeszły wakacje, a to oznaczało że mała skończyła szkołę i siedzi tam i się nudzi, a ja nie miałem jak po nią jechać, a nawet jakbym ją stamtąd zabrał to nie miałbym co z nią zrobić, bo przecież nie wziąłbym jej w trasę. Latem było sporo dużych festiwali w których braliśmy udział. 14 lipca mieliśmy kolejny koncert w Denver i postanowiłem, że wtedy zabiorę Janette z internatu, tylko zastanawiałem się z kim ją zostawić. Ze sobą jej nie wezmę, bo się wyda a tego nie chcę. Sama zostać nie mogła, moja mama...  no cóż pomińmy ten temat. Opiekunka mogłaby się wygadać. Musiałem szybko coś wymyślić, bo zostały dwa tygodnie. Z rozważań wyrwał mnie Shannon:
- Nad czym tak rozmyślasz?

- Postanowiłem, że za dwa tygodnie zabieram małą ze szkoły. Tylko nie mam z kim jej zostawić, a ze sobą jej zabrać nie mogę.
- No fakt, to nie będzie łatwe.
- Wiesz, że mało jest osób, którym mogę zaufać w tej sprawie, a do tego wszystkie zajęte. - W tamtym momencie do pokoju weszła Emma i już wiedziałem kto zajmie się Janette. Shannon myślał o tym samym co ja. Była nam potrzebna w trasie, ale damy sobie radę bez niej.

- Emma, mam do Ciebie taką malutką sprawę - powiedziałem do dziewczyny.
- Nie taką małą, w końcu jedenastoletnią - Shannon zaczął się śmiać, ale Emma nie załapała jego aluzji.
- Bo jak wiesz - kontynuowałem - Janette jest w tym internacie i obiecałem jej, że ją stamtąd zabiorę w lipcu lub sierpniu, a że za dwa tygodnie gramy tam koncert w Colorado, to chciałbym ją już zabrać.
- Ok, nie widzę problemu - powiedziała, ale nadal nie wiedziała do czego zmierzam. 1/3 sukcesu za mną, pomyślałem.
- Ufam Ci i chciałbym żebyś zajęła się Janette - wypaliłem. Na początku patrzyła na mnie jak na wariata, ale potem zrozumiała, że mówię poważnie.

- Przecież ja muszę wszystkiego dopilnować. Poza tym zatrudniłeś mnie jako swoją asystentkę, a nie jako opiekunkę do dziecka.
- Wiem, ale jesteś jedyną osobą, która może się nią zająć. Proszę Cię - zrobiłem maślane oczka.

- Wy sobie sami rady nie dacie.
- Ale czy to znaczy, że się zgadasz? - spytałem z nadzieją.
- No chyba nie mam wyjścia - uśmiechnęła się.
- Dziękuję ci, jesteś kochana - uściskałem ją.
- Dobra, dobra ale w takim razie jesteś teraz, to znaczy od 14 zdany na samego siebie, bo ja mam dziecko.

Wtedy dotarło do mnie o czym mówi i wytrzeszczyłem oczy.
- Nie bój się. Żartowałam. Będę Ci o wszystkim przypominała przez telefon. Samego Cię z tym wszystkim nie zostawię - powiedziała i wskazała na notatnik, który był wypchany po brzegi i było w nim zapisane milion spotkań.
- Kamień z serca, dzięki.
Sukces osiągnięty, pomyślałem i udałem się na próbę.



____________________________________________________


Wiem, że kazałam Wam trochę czekać na nowy rozdział, ale jakoś tak wyszło. Za dużo się dzieje teraz u mnie, ale postaram się żeby następne pojawiały się mniej więcej co tydzień :) 


Czytam = Komentuję.

Żaneta.