Taksówka się zatrzymała. Wysiadłam uważnie się rozglądając.
- Trzymaj - tata dał mi klucze do domu. Weszliśmy od środka. Zostawiłam wszystko przy drzwiach i poszłam się rozejrzeć. Contemporary Dreams Estate było bardzo ładnie urządzone. Wróciłam do taty, który siedział kompletnie niewzruszony na jasnobeżowej kanapie.
- Mogę o coś spytać? - usiadłam obok.
- Dawaj - schował BlackBerry do kieszeni.
- Te wakacje mają jakieś drugie dno?
- Nie. Chciałem spędzić z Tobą trochę czasu, a poza tym nigdy nie byliśmy razem na wakacjach.
- Faktycznie - potwierdziłam.
- A jeśli chodzi o Twoje studia, to wiem, że się na nie nie wybierasz, bo wątpię byś się nie dostała. Nie wtrącam się w to jaką decyzję podjęłaś. Jesteś prawie dorosła, rób jak uważasz.
Zatkało mnie. Nie przypuszczałam, że się domyślił. Nie ciągnęliśmy dalej tego tematu, bo nie było po co. A z resztą nie po to tu przyjechaliśmy.
Zbliżał się wieczór, zjedliśmy kolację i każde z nas poszło do siebie. Była tutaj niesamowita cisza i spokój, coś czego w Los Angeles nie było od dawna. Wstałam rano i w piżamie poszłam do kuchni.
- Już wstałaś? - spytał zaskoczony tata.
- Yhym i nawet się wyspałam.
Zjadłam śniadanie i poszłam się przebrać. Założyłam strój kąpielowy i wyszłam na taras. Niebo było nieskazitelnie czyste i było strasznie gorąco. Trzeba to było dobrze wykorzystać i się porządnie opalić.
- Posmaruj się czymś, bo się spalisz i resztę tych wakacji spędzisz w szpitalu.
Obok mnie zjawił się tata.
- Tak jest szefie - zasalutowałam i weszłam do domu po krem do opalania.
Kilka pierwszych dni pobytu wyglądało dokładnie w taki sposób, pływaliśmy w basenie, opalaliśmy się, oglądaliśmy filmy. W końcu mogliśmy odpocząć. Mi to nie było aż tak bardzo potrzebne jak tacie, bo miałam wakacje i nic nie musiałam robić, a on non stop pracował. W piątek wybraliśmy się na zakupy.
- Skąd masz samochód?
- Ukradłem - założył okulary.
Po pół godzinnej przejażdżce byliśmy w centrum miasta. Zrobiliśmy zakupy i po południu wróciliśmy do domu. Wzięłam telefon i zadzwoniłam do Roberta.
- Mogę powiedzieć tacie, że jesteśmy razem? - spytałam w którymś momencie.
- Jeśli chcesz. Jak coś to Tobie się oberwie, bo mnie tam nie ma - zaśmiał się.
- To nie mówić mu?
- Powiedz. Lepiej żebyś mu powiedziała, niż nas kiedyś ma nakryć.
- Racja. A jak tam sobie radzicie?
- Jest dość zabawnie muszę przyznać. Emma jest zła na cały świat, a Shannon z Jamiem urzędują w studiu.
- To nie zazdroszczę. Ja mam spokój, ciszę, piękną pogodę.
- I pewnie całymi dniami siedzisz w stroju kąpielowym. Wiesz co, to nie fair.
- Jaki biedny i pokrzywdzony.
- A żebyś wiedziała. Muszę kończyć. Cześć.
- Pa - rozłączyłam się.
Wyłączyłam telefon i poszłam do taty.
- Co robisz? - spytałam.
- Kolację.
- Ale nie będziesz mnie karmił samą zieleniną?
- Chciałbym, no ale to nie ja o tym decyduję.
- Na szczęście.
- Młoda mam pomysł. Pójdziemy jutro w góry.
- OK. A o której?
- Rano, 8.
- Niech będzie - zgodziłam się.
Wstając o 7 zaczynałam żałować, że się zgodziłam.
- Je... - ziewnęłam - stem.
- To jedziemy.
Po chwili wsiedliśmy w samochód i podjechaliśmy bliżej miejsca, z którego można było rozpocząć wędrówkę.
- Nie idziemy na samą górę mam nadzieję.
- Aż tak fantazja mnie nie poniosła. Proszę, panie przodem - wskazał na wąską dróżkę.
- To kiedy planujecie wydać tę płytę? - zapytałam.
- Jak będzie skończona. Nie wiem ile to jeszcze potrwa. Może jak się uda to w połowie przyszłego roku - odpowiedział mi.
- I potem od razu trasa?
- W tym czasie jest dużo festiwali, więc może. Okaże się niedługo.
- A nie myślałeś o tym żeby sobie zrobić przerwę i to taką normalną pomiędzy trasą a nagrywaniem płyty?
- Nie lubię bezczynnie siedzieć. Ty nie jesteś tego świadoma, ale ja zacząłem pracę nad nowym albumem jeszcze w trakcie minionej trasy w 2011 roku. - Zatrzymałam się i odwróciłam w jego stronę. - No co? Ja jestem kreatywnym człowiekiem.
- Zdążyłam zauważyć. Bez urazy, ale obym ja taka nie była.
Z miejsca w którym się obecnie znajdowaliśmy był widok na całe miasto.
- Wow. Ładnie.
- Widzisz tam - wskazał placem na plac w oddali - jest teren Coachelli. Przyjedziemy tu jutro, no może nie dokładnie tutaj i Ci coś pokażę, a teraz wracamy.
Zeszliśmy na dół, gdy słońce już zaszło. Byłam zmęczona, chodzenie po górach wiązało się z dość sporym wysiłkiem fizycznym, a ja ewidentnie nie byłam do tego przyzwyczajona. W domu opadłam na łóżku i od razu zasnęłam. Następnego dnia była powtórka z rozrywki. Weszliśmy w takie miejsce, które było oddalone o jakąś ćwierć mili od Coachelli i wszystko było pięknie widać. W niedzielę wróciliśmy dużo wcześniej do domu. Weszłam do kuchni. Wyjęłam z szafki szklankę, nawet nie zauważyłam jak mi się wyślizgnęłam i rozbiła o blat, a odłamek rozciął mi dłoń. Myślałam, że to nic, ale lało się stanowczo za dużo krwi.
- Tato!
- Słucham - odpowiedział z salonu.
- Przyjdź tutaj - wsadziłam dłoń pod kran.
- Co... Co Ci się stało? - spytał patrząc na zalany krwią blat i na mnie.
- Stłukłam szklankę.
- Przyniosę apteczkę - wrócił dosłownie po paru sekundach. - Chodź - zakręcił kran i posadził mnie przy stole.
Rozcięcie miało około 2-3 cm i nie było zbyt głębokie, ale krew się lała jakbym przecięła tętnicę.
- Boli? - przycisnął mocniej gazę.
- Trochę - skrzywiłam się.
- Idź stąd sierotko - zawiązał bandaż - ja to posprzątam.
- Dziękuję.
Wyszłam z kuchni i poszłam się przebrać. Cała koszulka i ja byłam ubrudzona krwią.
- Wszystko ok? - do pokoju wszedł tata.
- Raczej tak.
Popatrzył na mnie z politowaniem i pogłaskał po głowie.
- Chodź zrobię nam kolację.
- Pomóc Ci?
- Ty się lepiej w tej kuchni niczego nie tykaj już.
- To był wypadek - usprawiedliwiłam się.
- Niech będzie i tak. Nie rób nic tą ręką, bo będzie bardziej krew leciała i w końcu będzie trzeba jechać do szpitala.
- To w takim razie idę coś obejrzeć - zabrałam z lodówki sok i poszłam do salonu włączyć telewizor. Tata przyszedł po paru minutach.
- Trzymaj - podał mi talerz. Usiadł bokiem wlepiając we mnie spojrzenie.
- Nie patrz na mnie jak na niepełnosprawne dziecko, albo jak na kogoś kto chciał sobie zrobić krzywdę specjalnie.
- Nie denerwuj się.
Zjadłam i włączyliśmy film. Położyłam mu głowę na kolanach starając się nie zasnąć.
- Śpisz? - nachylił się nade mną.
- Nie.
- Podnieś się. Zmienię Ci ten opatrunek, bo przesiąkło. - Spojrzałam na rękę, cała gaza była we krwi. - I potem pójdziesz sobie spać - dokończył. Usiadłam opierając się o kanapę.
- Nie! - krzyknęłam widząc, że trzyma w ręce środek odkażający.
- Janette.
- Będzie bolało, nie chcę - zaprotestowałam.
- Proszę Cię nie marudź. - Oparłam głowę o jego ramię, a po sekundzie poczułam ból w dłoni. - Już, dzielna dziewczynka - pocałował mnie w policzek.
- Serca nie masz.
- Nie przesadzaj, to zaraz minie.
Pokręciłam głową i poszłam pod prysznic starając się nie zamoczyć opatrunku. Ciężko jest wszystko robić jedną ręką, ale miałam już w tym wprawę.
Jared
Niedługo po tym jak wstałem zadzwonił Shannon.
- Jak tam wakacje?
- Dobrze. Stało się coś? - spytałem.
- Dzwonię, bo mam sprawę. Byłem wczoraj u znajomego i on miał szczeniaki i wziąłem jednego. Chciałem zrobić prezent Janette i dać go jej, tylko nie wiedziałem czy się zgodzisz.
- W sumie to czemu nie. Pilnujesz go? Wiesz ile ważnych rzeczy poniewiera się w moim salonie.
- Wiem. Przegryzł kabel od wzmacniacza, ale nie denerwuj się, odkupię.
- Jak ona go będzie pilnowała tak jak Ty, to ten piesek zdemoluje mi dom. A jak sprawy?
- Wszystko w porządku. Jeszcze potrafimy sobie bez Ciebie poradzić braciszku - zaśmiał się.
- Ja kończę. Muszę mojej małej księżniczce śniadanie zrobić.
- Robisz jej śniadania? Oj bracie do serca sobie te wakacje wziąłeś.
- Miała mały wypadek, rozcięła sobie rękę i wolę żeby już nic nie robiła.
- Jak?
- Szklanka jej spadła. Shannon pilnuj tego szczeniaka, bo jak będą jakieś poważne straty, to Cię powieszę i nie muszę mówić za co.
- Tak, tak wiem. Narazie. Pozdrów ją.
- Dobrze. Cześć - rozłączyłem się.
- Hej - do kuchni weszła Janette.
- Wstałaś już - uśmiechnąłem się. - Jak tam?
- Nawet. Nie przesiąka już. Zrobisz mi kawę? - poprosiła. Pokiwałem twierdząco głową.
Janette
Zaraz po tym jak wstałam poszłam do łazienki. Doprowadziłam się do porządku i poszłam na śniadanie. Tata stwierdził, że do końca wyjazdu nie pozwoli mi nic samej robić w kuchni. Ruszając się w południe z pokoju wyszłam na taras. Tata pływał w basenie.
- Przyłączysz się?
- Raczej nie. Telefon Ci dzwoni - zerknęłam na wibrujące BlackBerry.
- Kto to? - spytał.
- Annabelle.
- Odbierz.
- Tak?
- O Janette, a gdzie Jared?
- Siedzi w basenie - odpowiedziałam.
- Jak znajdzie chwilę to niech do mnie zadzwoni.
- Dobrze przekażę.
- Bawcie się dobrze.
- Jak zawsze - zaśmiałam się.
- Co chciała? - tata spojrzał na mnie wyczekująco.
- Prosiła żebyś zadzwonił - położyłam telefon z powrotem na leżaku, a sama usiadłam na drugim i otworzyłam laptopa. Miałam setkę nieprzeczytanych maili, czyli zajęcie na pół dnia.
- Może pójdziemy wieczorem na imprezę? Mam tu takiego znajomego.
- Idź sam.
- Zostawię Cię samą i sobie coś zrobisz. Nie - pokręcił głową.
- Dobra o której? - westchnęłam głęboko zrezygnowana.
- O 19.
Założyłam czarną, zwiewną, krótką sukienkę, sandałki i wyszłam z pokoju.
- Mogę tak iść? - spytałam retorycznie.
- Pewnie.
Zamknęłam drzwi i wsiedliśmy do samochodu.
- Czemu on robi imprezy w środku tygodnia? - spytałam jednocześnie przeskakując stacje w radiu.
- Gdzie jesteśmy? - zatrzymał się na światłach.
- W Palm Springs - odpowiedziałam zdezorientowana.
- To też, a poza tym? - zapaliło się zielone.
- Na wakacjach?
- Bingo! - krzyknął - on też i stąd impreza.
- Aha.
Wjechaliśmy na podjazd. Dom był ogromny.
- To jego?
- Owszem. Chodź - złapał mnie za rękę i weszliśmy do środka.
- Jared fajnie, że jesteś - powiedział gospodarz - i dobrze, że ją zabrałeś - spojrzał na mnie. Tylko nie wiem po co - dodałam w myślach.
Opuściłam panów i wyszłam na zewnątrz. Spędziłam niemalże cztery godziny myśląc w jaki sposób powiedzieć tacie o mnie i Robercie.
- Tu jesteś. Szukałem Cię - tata usiadł obok. - Chcesz jechać do domu?
- Bardzo chętnie.
Pożegnaliśmy się i po kilkunastu minutach byliśmy w domu.
- Idziesz spać? - pokiwałam w odpowiedzi głową. - Poczekaj zmienię Ci ten opatrunek, bo masz go od wczoraj. - Usiadłam na kanapie, tata wrócił po chwili z apteczką.
- Będzie ślad? - spytałam.
- Raczej tak, ale to wewnętrzna strona i do tego lewa dłoń, więc wiesz - uśmiechnął się. - Gotowe, marsz do łóżka.
- Dziękuję, dobranoc - ruszyłam do siebie
Wstając następnego dnia przed południem zauważyłam, że jestem sama. Ubrałam się, zrobiłam sobie kawę i wyszłam na taras. Siadłam w cieniu rozkoszując się piękną pogodą, ciszą oraz kofeiną. Niestety mój błogi spokój przerwał telefon.
- Słucham - odebrałam.
- O jaki bojowy nastrój - zaśmiała się Kim. - Co robisz?
- A nic w sumie.
Rozmawiałyśmy ze sobą ponad godzinę.
- Zapytam, może się zgodzi.
- No byłoby super - powiedziała dziewczyna.
- To paa. Zadzwonię jak coś - rozłączyłam się.
- Na co miałbym się zgodzić? - usłyszałam głos taty i przeżyłam mały zawał.
- Wystraszyłeś mnie - położyłam sobie dłoń na klatce piersiowej.
- Nie chciałem. O co chodzi?
- Kim i Danielle chciały przyjechać do mnie na parę dni.
- Kiedy?
- Nie ustalałyśmy jakiegoś konkretnego terminu.
- Niech przyjeżdżają jak chcą, co mi tam - puścił mi oczko. - Idę zrobić obiad.
Wieczorem postanowiłam porozmawiać z tatą. Siedział na tarasie i bawił się telefonem.
- Możemy porozmawiać? - czułam, że serce podchodzi mi do gardła.
- Pewnie - odłożył BB. - O co chodzi? - wyrwał mnie z zamyślenia. Nie wiedziałam czy to była dobra decyzja, żeby mu powiedzieć i czy robić to teraz, ale chyba już nie miałam odwrotu.
- Bo widzisz... ja i Robert... jesteśmy razem - wydusiłam.
- Wiem.
- Co?! Skąd? - wytrzeszczyłam oczy.
- Oj młoda.
- Robert Ci powiedział?
- Nie. Po prostu... to słychać, szczególnie w nocy - spuściłam głowę, bo czułam jak robię się czerwona. - Zdążyłem zauważyć, że znika w czasie, gdy jest u nas w domu i widzę jak na siebie patrzycie.
- Czemu nic nie mówiłeś? - zapytałam bawiąc się bransoletką.
- Nie chciałem się w to wtrącać, bo wydaje mi się, że wiecie co robicie. No i wiedziałem, że sama mi powiesz - lekko się uśmiechnął. - A co Ty myślałaś?
- Byliśmy przekonani, że będziesz zły i że to się źle dla nas skończy.
- Porozmawiamy o tym jak wrócimy do Los Angeles, bo chciałbym żeby Robert też przy tym był. Nie bój się - usiadł obok mnie i objął ramieniem.
- Po prostu wiem, że się na to nie zgodzisz.
- Nie doceniasz mnie. Jakbym się na to nie godził, to bym to przerwał zaraz, gdy się tego domyśliłem. Jeśli Wy tego chcecie i jeśli opieracie to na czymś poza seksem, to nie mam nic przeciwko. Masz dopiero 17 lat, nie chcę żebyś potem tego żałowała, bo drugi raz nie dasz sobie z tym rady - pogłaskał mnie po głowie. - Chodź do środka. - Usiadłam na kanapie, a on gdzieś zniknął.
- Trzymaj - podał mi łyżeczkę. W ręce trzymał opakowanie z lodami. Jedliśmy w zupełnej ciszy, ale w końcu ją przerwał.
- Kochasz go?
- To tak krótko trwa, sama nie wiem.
- Ale chyba dobrze jest Wam razem, co? - poruszył brwiami, a ja pokręciłam z uśmiechem głową.
- Ty jesteś niemożliwy.
- Wiem. Nie myśl nad tym. Wiesz, jestem dumny z Ciebie, że jesteś taka, że przychodzisz i mi mówisz o wszystkim, nawet jeśli to są złe rzeczy.
- Wolę żebyś się dowiedział tego ode mnie niż od kogoś, a poza tym czy tego chcę czy nie jesteś moim tatą - zaśmiałam się - i wiem, że powinieneś wiedzieć niektóre rzeczy, a zważywszy na środowisko w jakim żyjemy tym bardziej.
- Młoda zapamiętam to.
- Nawet gdybym mogła wybierać, mieć pełną rodzinę i tatę, który pracuje po kilka godzin dziennie od poniedziałku do piątku, to i tak wybrałabym to co mam teraz - pocałowałam go w policzek.
- Chodź tu - wyciągnął ręce w moją stronę i mnie przytulił. - Idę spać i Tobie też radzę.
- Zaraz idę, dobranoc.
- Idziemy na spacer.
- Nie chce mi się - jęknęłam.
- Młoda jest sobota, jutro wyjeżdżamy.
- Jak to? Nie, ja nie chcę.
- W poniedziałek? - pokręciłam głową - we wtorek najpóźniej.
- Skoro musimy - skrzywiłam się.
- A teraz chodź - wyciągnął rękę w moją stronę.
- Ty masz na sobie krótkie spodenki - otworzyłam buzię ze zdziwienia.
- Jest gorąco.
- Spostrzegawczy jesteś - wyszłam na ulicę. Przeliśmy kilkaset metrów, okolica była cicha i spokojna. Poczułam wibracje w kieszeni.
- To Babu? - spytał tata.
- Tak.
- To odbierz.
- Cześć - powiedziałam wesoło.
- Hej. Kiedy wracacie?
- W wtorek.
- A nie jutro? - w jego głosie dało wyczuć się zawód.
- Tak miało być, ale mam dar przekonywania.
- Nie wątpię. Tęsknię za Tobą wiesz.
- Ja też. Musze kończyć, widzimy się za trzy dni.
- Do zobaczenia.
- Zakochałaś się - stwierdził tata, gdy do niego dołączyłam. Szedł parę kroków przede mną.
- Skąd ten wniosek?
- To widać i słychać. Nie wiedziałem, że Greenwood ma taki wpływ na kobiety, a szczególnie na moją córkę.
- Miał dobre argumenty - uśmiechnęłam się pod nosem przypominając sobie nasz pierwszy raz.
- Domyślam się - poruszył znacząco brwiami.
- Dobra, już. Przeszliśmy z 2 mile, co dalej?
- To - wskazał na wypożyczalnię rowerów.
- Ej, to miał być spacer, a Ty mnie zabierasz na wycieczkę rowerową - jęknęłam. Dobrze, że mój strój nadawał się do takiej jazdy, bo inaczej to nic by z tego nie było.
- Bo nie pozwolę się Wam spotykać.
- To jest szantaż - zatrzymałam się.
- Nie kochanie, to jest argument - uśmiechnął się.
- Gdzie jedziemy? - wsiadłam na rower.
- Przed siebie.
- Jakie konkrety, nie poznaje Cię - zaśmiałam się.
Wróciliśmy do domu, gdy już się ściemniało. Położyłam się na kanapie ściągając wcześniej buty. Nagle moja głowa wylądowała na kolanach taty.
- Mała nie zasypiaj mi tu - usłyszałam.
- Nie śpię.
- Wiesz, nie chce mi się tam wracać. Jak sobie myślę ile pracy jest nad płytą i do tego jeszcze Artifact, który ma za dwa miesiące premierę. Za dużo tego jest.
- No bo Ty nie potrafisz robić jednej rzeczy, tylko musisz mieć wszystko jednocześnie.
- Też prawda.
Wysiadając we wtorkowe południe z taksówki przed domem czułam, że robi mi się słabo.
- Co jest? Źle wyglądasz.
- Nie, nic. Tylko jak sobie pomyślę ile w środku jest ludzi i jak głośno tam jest, to mnie trafia coś.
- Wytrzymaj jeszcze trochę.
Weszliśmy do środka, na tarasie nikogo nie było.
- Cześć - rzuciła Alex.
Było południe, w domu było za cicho jak na mój gust. Ze studia wyszedł Shannon i Jamie.
- Wróciliście - perkusista mnie uściskał i gdzieś zniknął.
- Gdzie są wszyscy? - spytał tata.
- Pracują. Emma się na nich wyżywa. Chłopaki chcieli rzucić to w cholerę, ale postanowili poczekać na Ciebie. Pogadaj z nią - powiedział Jamie.
- Zamknij oczy - poprosił perkusista. - Mam dla Ciebie prezent, odwróć się i możesz otworzyć oczy. - Spojrzałam na niego, na rękach trzymał małego szczeniaka.
- Serio? - wzięłam pieska na ręce.
- Jared się zgodził. Mam go w końcu z głowy. Pilnuj go, bo ma manię gryzienia kabli.
- Mówiłeś, że przegryzł tylko jeden.
- Wtedy był tu dzień, a teraz jest ponad tydzień.
- Shannon zabije Cię. Miałeś go pilnować do cholery jasnej.
- Tato nie złość się - powiedziałam łagodnie.
- OK, nie będę psuł tych kilkunastu dni spokoju. Idę poszukać Emmy.
Jared
Wszedłem powoli po schodach na górę w poszukiwaniu asystentki.
- Shy, gdzie Emma? - Blondynka wskazała na przymknięte drzwi.
Ludbrook siedziała przy laptopie i nawet nie zauważyła kiedy wszedłem.
- Cześć.
- Ooo, dobrze że jesteś.
- Też tak myślę. Co Ty wyprawiasz?
- Oni...
- To, że my się pokłóciliśmy nie daje Ci prawa żeby wyżywać się na moich pracownikach.
- Przepraszam, ja...
- Nie przepraszaj mnie. Idź ich przeproś. Tu nie będzie takiej niezdrowej atmosfery.
- Dobrze.
Niespełna trzy godziny później kazałem wszystkim iść do domu. Mimo, że zawsze pracowali do wieczora, dzisiaj bym ich dłużej nie zniósł.
- Greenwood Ty zostań. Mamy do pogadania.
- Ale przeżyję tę rozmowę?
- Jeszcze się nad tym zastanawiam. Janette! - zawołałem córkę, która była na górze.
- Słucham?
- Zejdź tu. Siadać i słuchać mnie uważnie - powiedziałem patrząc na nich. - Domyśliłem się tego, że jesteście razem już jakiś czas temu.
- I nie masz nic przeciwko? - spytał Babu.
- Moglibyśmy o tym podyskutować. Wiem, że to znaczy wnioskuję, że opieracie ten związek na czymś poza seksem. Jeśli tak nie jest, to nie będziecie się spotykać. To nie czas, ani nie wiek - spojrzałem na córkę.
- Tylko Tobie wolno mieć partnerki na parę dni i opierać to tylko na seksie?
- Tak - uśmiechnąłem się. - Zabezpieczacie się?
- Tato!
- Macie się zabezpieczać. Jesteś za młoda żeby mieć dzieci.
- Wiem o tym - Janette spojrzała na mnie złowrogo.
- Nie denerwuj się. Po prostu wiem, że o tym nie myślicie i nie zapieraj się - dziewczyna odetchnęła głęboko. - Zostawisz nas samych na chwilę?
- Ale nie zrobisz mu nic? - spytała.
- Nie wiem.
Młoda niechętnie zostawiła nas samych i poszła na górę.
- Posłuchaj, to jest trochę niezręczne, bo się przyjaźnimy i to od dawna, a Ty teraz sypiasz z moją córką. Niby mam na to wpływ i mogę to przerwać, ale ona się w Tobie zakochała i z wzajemnością z tego co widzę i nie chcę tego niszczyć. Nie skrzywdź jej, za dużo już wycierpiała. Złam jej serce, to skręcę Ci kark - dodałem.
- Jared nie pchał bym się w to wszystko z Janette, jeśli chciałbym się z nią tylko przespać, w końcu to Twoja córka. Nie mam w planach jej skrzywdzić, bo mnie zabijesz.
- Dobrze mówisz. Chodź tu - uściskałem go.
Janette
Zostawiłam tatę i Roberta samych. W sumie to trochę się bałam, bo tata nie miał nic przeciwko, ale nigdy nie wiadomo co mu do głowy strzeli. Drzwi się otworzyły i wszedł Robert.
- Jesteś - delikatnie się uśmiechnęłam.
- Bałaś się, że zginę?
- Mniej więcej.
- Tęskniłem za Tobą - mocno mnie pocałował.
- Ja za Tobą też - odwzajemniłam pocałunek. - A bardzo tęskniłeś?
- Chcesz zobaczyć jak bardzo? - wsunął palce w moją bieliznę.
- Yhym - zagryzłam dolną wargę i pozwoliłam mu działać...
Leżeliśmy już ubrani na łóżku, gdy ktoś zapukał.
- Chodźcie zrobiłem kolację - powiedział tata.
Zjedliśmy i chłopak postanowił pojechać do siebie.
- Zostań - powiedziałam, gdy wyszliśmy przed dom.
- Nie, wolę nie nadużywać cierpliwości Jareda.
- No jak chcesz.
- Dostanę buzi zanim pojadę?
- No nie wiem - pokręciłam głową. Zanim zdążyłam się zorientować przycisnął mnie do samochodu i pocałował. Oblizałam wargi.
- Nie rób tak.
- Jak? - powtórzyłam czynność.
- Właśnie tak.
- Przepraszam.
- Znowu to zrobiłaś.
- Próbuję Cię przekonać żebyś został.
- Kochanie nie mogę.
- Ale kiedyś zostaniesz? - objęłam go za szyję.
- Jak Jared się z tym oswoi.
- No dobrze.
- Widzimy się jutro - pocałował mnie w policzek i wsiadł do samochodu, a ja wróciłam do domu.
- Młoda co z nim? - wskazał na szczeniaka śpiącego na kanapie.
- Z nią, to suczka.
- Co?
- Shannon mi tak powiedział.
- Zabije go, no zamorduje.
- Gdzie będzie spała? - spytałam.
- Na pewno nie w domu i na pewno nie w nocy. Po moim trupie. Sieje za duże zniszczenie.
- Dobranoc Roxy - pogłaskałam pieska po głowie.
- Roxy, ładnie.
- Idę spać - wzięłam ze stolika telefon i weszłam na górę.
Siedząc w wannie myślałam nad tym, że tata wie o mnie i Robercie. Zaskoczyła mnie jego reakcja. Spodziewałam się krzyków, a on przyjął to ze stoickim spokojem i do tego wiedział o tym wcześniej.
- Bam zostaw tego psa w spokoju - usłyszałam głos taty.
- Co Ty robisz z moim psem? - spytałam.
- Nic - postawił zwierzę na podłodze, a ono uciekło w popłochu. - Fajnie było na wakacjach? - zmienił temat.
- Super, poza małym uszczerbkiem na zdrowiu wszystko świetnie.
- Jared! - Margera lekko podniósł głos.
- Zaraz.
- Przeszkodziłam Wam w czymś?
- Nie - uśmiechnął się.
- Chodź już - tata zerknął na przyjaciela.
- OK. Narazie mała.
- Cześć.
Nalałam sobie soku i wróciłam do pokoju w którym zastałam Roberta leżącego na moim łóżku.
- Co tu robisz?
- Czekam na Ciebie. Jest 13, jestem tu od ponad trzech godzin, ale Ty sobie śpisz.
- Wolno mi - pokazałam mu język.
- Jared wyszedł?
- Tak. - Wciąż zachowywałam bezpieczną odległość.
- Przyjdziesz do mnie w końcu?
- Nie - zrobiłam krok w tył.
- Ej!
- Poczekaj, muszę do łazienki.
Wychodząc z pomieszczenia chłopaka już nie było.
- Cholera, 2 minut nie mógł poczekać.
- Mogę nawet godzinę jeśli potrzebujesz - oplótł mnie dłońmi w pasie. - Podoba mi się ta koszulka.
- Dlaczego?
- Bo tak ładnie wszystko przez nią prześwituje. - Poczułam jego oddech na szyi.
- Robert.
- Hmm?
- Nie zamknęłam drzwi.
- Trudno - obrócił mnie przodem do siebie.
Moje ręce powędrowały w stronę guzików jego koszuli.
- Ciebie zawsze łatwiej jest rozebrać - uśmiechnął się ściągając przy tym moją piżamę zostawiając na mnie tylko majtki.
- Bo rzadko noszę całe komplety bielizny, więc masz szczęście, ale to się niedługo zmieni - rozpięłam mu spodnie.
- Czyżby? - położył mnie na łóżku.
- Jestem o tym przekonana.
- A ja myślę, że zaraz zmienisz zdanie - zacisnął dłonie na moich piersiach.
- Nie wydaje mi się - mówiłam głęboko oddychając.
- Mam inne zdanie - zjechał głową między moje nogi.
- Musisz mnie przekonać, że skorzystam na tym.
- Pewna jesteś? - przesunął językiem po mojej kobiecości.
- Yhym - nic więcej nie byłam w stanie powiedzieć.
Zacisnęłam paznokcie na pościeli. Zanim zdążyłam wydać jakikolwiek dźwięk Robert zamknął mi usta pocałunkiem.
- Nadal chcesz coś zmieniać? - położył się obok mnie.
- Tak - wsunęłam dłoń pod jego bokserki - na 100%...
Otworzyłam oczy i sięgnęłam po telefon. Była 17, oj oberwie się nam. Mężczyzna spał w najlepsze trzymając rękę na mojej talii. Uwolniłam się z jego uścisku i poszłam się ubrać. Weszłam do kuchni i spotkałam tatę. Popatrzył na mnie i pokręcił głową.
- No co?
- Już dobrze wiesz co - próbował być zły, ale mu nie wychodziło. - Gdzie Babu?
- Śpi. - Tata zasłonił oczy i się roześmiał.
- Nie wytrzymam z Wami.
- Tak wyszło - próbowałam jakoś to usprawiedliwić.
- Czuję, że tak będzie wychodziło codziennie.
- To jest prawdopodobne.
- Janette. Janette. Janette...
- Obudzić go?
- Nie. Lepiej zrób kolację i wtedy możesz go obudzić.
- OK - pokiwałam głową.
Nim skończyłam chłopak już wstał.
- Wykończysz mnie jak zawsze tak będzie - oparł się o ścianę.
- Przepraszam. Mam za dużo energii.
- Serio? - spytał z ironią. - Ja za stary jestem na takie rzeczy. Zawsze tak będzie? - w jego głosie wyczułam nutkę ciekawości.
- Zobaczymy. Źle guziczek sobie zapiąłeś - wskazałam na koszule. Powstrzymywałam się żeby się nie roześmiać, bo cała ta sytuacja mocno mnie rozbawiła.
- Ty jesteś niemożliwa. Nie wytrzymam z Tobą. Odchodzę.
- Nie zgadzam się! - zaprotestowałam mocno go całując.
- Chcesz mnie przy sobie zatrzymać takim jednym marnym całuskiem?
- Wiecie co - do kuchni wszedł tata - było zabawnie jak myśleliście, że nic nie wiem i się ukrywaliście, ale teraz, gdy już się nie ukrywacie jest jeszcze lepiej.
- Jared przepraszam za dzisiaj...
- Nie ma o czym mówić - machnął ręką. - Czemu tak na mnie patrzycie?
- Co Ci się stało? Gdzie byłeś z Bamem i co on Ci zrobił?
- Nic. Po prostu widzę, że nie będę miał na to wpływu, a co ważniejsze nie chcę go mieć, ale następnym razem Rob nie zapominaj, że nadal dla mnie pracujesz.
- Oczywiście.
- Mogę o coś spytać? - zerknęłam na tatę.
- Słucham.
- Kiedy się zorientowałeś, że my... no wiesz.
- Jak byliśmy w Malibu, wtedy byłem o tym przekonany na 100%.
- Nie umiemy się ukrywać - powiedziałam do Roberta.
- Wy nie umiecie być cicho, przez to się domyśliłem. - Spuściłam głowę, bo czułam, że się czerwienię. - Po kim Ty taka wstydliwa jesteś, to nie wiem - złapał mnie za podbródek i zmusił do spojrzenia na niego.
- Na pewno nie po Tobie - lekko się uśmiechnęłam.
Tata poszedł do siebie, a my zostaliśmy sami. Wstałam i zaczęłam sprzątać ze stołu.
- Chodź do mnie - złapał mnie za rękę i posadził sobie na kolanach.
- Tata wybiera się pojutrze na Hard Summer.
- Wiem. Chciał żebym z nim poszedł, ale nie chce mi się.
- Mi też o tym wspominał.
- I co wybierasz się?
- Nie - pokręciłam przecząco głową.
- To co zostajemy sami? - poruszył brwiami.
- Yhym.
- Mówicie, że chcecie zostać tutaj sami - powiedział tata.
- Zgadza się.
- Ale będziecie grzeczni?
- Postaramy się - odpowiedział Robert.
- Z kim jedziesz na ten festiwal?
- Z Jamiem i Shannonem.
- Jestem! - zawołał perkusista.
Odsunęłam się trochę od chłopaka, bo Shannon o niczym nie wiedział.
- A oni co? Nie jadą? - spytał wskazując na nas.
- Nie. Chodź - tata złapał go za ramię i wyszli.
- Będzie zadawał pytania. Jestem tego pewna.
- Ja też.
Jared
- Przecież mówiłeś, że mieli jechać - powiedział brat, gdy wsiedliśmy do jego samochodu.
- Ale nie jadą. Zmienili zdanie.
- Tak w ogóle to czemu Babu został u Ciebie w domu?
- Jezus Maria Shannon! Jaki Ty upierdliwy jesteś, to nie masz pojęcia. Janette i Robert są razem.
- Co?! - zahamował z piskiem opon.
- Chcesz nas zabić?
- Powtórz. Jak to Janette i Robert są razem?
- Normalnie. Możemy jechać?
- Nie. Masz na myśli, że są w związku? I co może jeszcze uprawiają seks?
- Są w związku i uprawiają seks.
- I Ty jej na to pozwoliłeś? Pojebało Cię?
- Shannon uspokój się co. Z moją psychiką od dawna jest coś nie tak, a co do nich, znamy obaj Rob'a tak długo. Ja mu w pełni ufam. Jeśli Janette chce mieć chłopaka i może to być akurat on, to niech tak zostanie.
- OK - ruszył - ale...
- Skończ. Shann proszę, ja im tylu pytań nie zadawałem, co Ty mi.
- Dobra już nic nie mówię.
Shannon momentami był tak wkurzającym człowiekiem, że miałem chęć go utopić.
- Tylko gęba na kłódkę, bo nikt o tym nie wie.
- Ma się rozumieć.
Janette
- Jakie mamy plany?
- Chcę Cię upić i wykorzystać.
- Możesz to zrobić i bez tego - oparłam się o kanapę.
- Jak wolisz.
- Wibruje Ci coś w kieszeni - powiedziałam między pocałunkami.
- Poczekaj - położył mi palec na ustach.
- Kto to? - spytałam.
- Moja siostra. No cześć co tam? Zadzwonię do Ciebie jutro, ok? Teraz jestem nieco zajęty. Narazie. To na czym skończyliśmy? - rzucił telefon na fotel i ponownie zaczął mnie całować.
- Tak, chyba na tym.
W końcu i tak wylądowaliśmy w moim łóżku.
- A ta Twoja siostra ile ma lat?
- Caity? 27. Jest jeszcze Elena, 35.
- Ooo i gdzie mieszkają?
- Caity w Nowym Yorku z mamą, a Elena z mężem i synkiem w Kanadzie.
- Ma syna? - podniosłam głowę.
- Ma 8 lat i ma na imię Casper.
- A Twój tata? Może nie powinnam pytać, przepraszam.
- Nic się nie stało. Rodzice się rozwiedli 9 lat temu. Nikt na tym nie ucierpiał, a im lepiej jest osobno.
- Yhym.
- Tata też mieszka w Nowym Yorku.
- Tylko Ty się wyłamałeś i Elena - zaśmiałam się.
- Elena wyprowadziła sie zaraz po ślubie z mężem, a ja jestem tu przez Jared albo dzięki Jaredowi.
- Mnie to bardzo cieszy, że tu jesteś.
- Nie wątpię - zaczął mnie łaskotać.
- Poddaje się, przestań. Włączymy jakiś film?
- A co proponujesz?
- The Hangover Part II.
- Niech będzie. - Wstałam nakładając na siebie bieliznę.
- Patrzysz na mnie takim wzrokiem jakby... sama nie wiem.
- Lubię Cię obserwować, a jak chodzisz w samej bieliźnie to tym bardziej.
Włączyłam telewizor i wskoczyłam na łóżko. Oglądając czułam, że zasypiam.
- Robert - zamruczałam.
- Ciii śpij - pocałował mnie w głowę.
Budząc się rano mężczyzny już nie było. Założyłam szlafrok i poszłam do kuchni i ku mojemu zaskoczeniu zastałam tam mojego uciekiniera.
- Szczerze to myślałam, że się zmyłeś.
- Coś Ty. Proszę - podał mi kubek z kawą.
- Śniadanie też mi zrobisz? - usiadłam na krześle i podkurczyłam nogi.
- A co byś chciała? - zapytał.
- Ja żartowałam.
- Ale ja nie, więc?
- Cokolwiek, bo nie wiem czy coś jest w lodówce.
- Cześć - do kuchni wszedł tata.
- O hej. Jak było?
- Fajnie. Muszę Wam coś powiedzieć. Shannon wie o Was. Zadawał za dużo pytań i mu powiedziałem.
- Przeżyjemy to. Poza ty z czasem i tak wszyscy, którzy znajdują się na co dzień w domu dowiedzą się. Jedziecie dzisiaj też na ten festiwal?
- Tak, a czemu?
- Nic. Tak tylko pytam - przechyliłam kubek z kawą.
Był późny wieczór, taty dawno już nie było. Siedzieliśmy z Robertem na tarasie i piliśmy wino.
- Pewnie byś chciała żebym został dzisiaj też u Ciebie.
- Ja? Skąd? - wzruszyłam ramionami - ale nie mam nic przeciwko temu - dodałam.
- Skoro nie masz nic przeciwko, to zostanę.
- Rob, a kiedy Ty przyjeżdżasz do pracy wcześniej ode mnie? - do domu weszła Emma.
Robert siedział w pełni ubrany i pił kawę, a ja w piżamie robiłam śniadanie, więc blondynka niczego nie podejrzewała.
- Jared chciał żebym wcześniej przyjechał - skłamał.
- Mmm ok - zeszła na dół.
- Nieładnie tak kłamać - odwróciłam się z szerokim uśmiechem na ustach.
- Iść powiedzieć jej prawdę?
- Nie waż się. Nie lubię jej. Wkurza mnie. Chce rządzić moim życiem jakby miała do tego jakieś prawo, a ona tylko pracuje dla taty.
- Nie nakręcaj się, proszę Cię - wstał i mnie objął. - Mówiłaś o tym Jardowi?
- Nie, to znaczy wie, że kiedyś się pokłóciłyśmy. Nie chcę robić zamieszania, pracują ze sobą od dawna, to źle wpłynie na to wszystko.
- I tak już jest nie za dobrze. Wolisz Ty się z nią męczyć?
- Na razie tak.
- Hej Wam - do pomieszczenia wszedł Jamie.
- Cześć.
- Nie przerywajcie sobie - uśmiechnął się.
Spojrzeliśmy na siebie, byłam oparta o kuchenny blat, a Robert obejmował mnie w pasie. Zrozumieliśmy co widział Jamie i co sobie pomyślał.
- No to pięknie.
- Nie przeżywaj i tak by się dowiedział - pocałował mnie w policzek. - Idę na dół, a Ty się ubierz.
- A co zazdrosny jesteś?
- Nie igraj ze mną - pogroził mi palcem.
- Mogę najpierw zjeść?
- Nie... no dobra.
Pokręciłam głową i wzięłam sie za konsumpcje moje śniadania, a później poszłam się ubrać.
_________________________________________________________________
No i mamy 36! :)
Kolejna niespodzianka czyli reakcja Jareda. Wy przewidywaliście to raczej w czarnych barwach, a ja wręcz przeciwnie :) Jestem strasznie ciekawa co o tym myślicie.
Śmieszy mnie ta sytuacja z tym pieskiem, którego Janette dostała od Shanna, bo ja nieco ponad rok temu, gdy to wymyśliłam następnego dnia sama dostałam szczeniaka.
Co do Roberta, bo widziałam, że były jakieś wątpliwości pod poprzednim rozdziałem. On nie jest bratem chłopaków, a na pewno nie w moim opowiadaniu. Szerszy opis jego jako bohatera pojawi się niedługo :)
Pozdrawiam.
Hm, no tak, reakcja Jareda była tak inna, w końcu który rodzic gdy domyśla się że jego nastoletnia córka sypia z dużo starszym chłopakiem mówi: wiem, że uprawiacie seks, ale myślę, że jest coś więcej między wami. W każdy razie ja jakoś nie odnalazłam się w tym rozdziale i jakoś nie dokońca mnie wciagnął. Miałam wrażenie, ze troche ucieka ci treść, bo po przeczytaniu mam w głowie coś takiego: gadanie bohaterów od rzeczy, idą gdzieś, wracają, robią coś, kończą, tam między czynnościami nic się nie dzieje. Zaczynasz, urywasz. Nie odbierz tego jakoś źle, ale nie można pisać cały czas dialogami, bo to w odbiorze odbiera całości trochę wartości.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Wiem o czym mówisz. Chyba za bardzo skupiłam się na rzeczach, które chcę zawrzeć w rozdziale. Są konkretne sytuacje, ale za mało opisów. Dziękuję za uwagę, postaram się nad tym popracować.
UsuńWitaj ! Nie mam weny do skomentowania tego rozdziału.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam go nawet kilka razy i nie wiem co powiedzieć.Niby jest wszystko dobrze ale czegoś brakuje.
Wiem że Jay to bardzo tolerancyjny rodzic,no ale on zareagował a to jakby to było coś normalnego.Nawet troszeczkę się nie wściekł.
Mam takie nie odparte wrażenie że w związki Janette i Roberta jest coś nie tak.Coś mi tam nie pasuje.Ten jego telefon od siostry może tak naprawdę nie był od niej tylko od innej kochanki. Nie wiem może przesadzam ale tego dowiem się w następnych rozdziałach.Pozdrawiam :)
Nie dziwię się, bo jest on dość "specyficzny".
UsuńGdyby się wściekł, wydarł na nich itp, to byłoby bardzo typowe, a nie chciałam żeby tak było, bo piszę to na swój sposób :)
Widzę, że brakuje Wam jakiś konkretnych akcji tutaj, pomyślę nad tym :)
dziwnie sie czytało ten rozdział. dziwna reakcja na wieść o chłópaku i to że o jego znajomy. nie wiem co napisac jeszcze. Czekam na nastepną
OdpowiedzUsuńNo może być i tak :) To jest Jared tego nie ogarniesz ;D
Usuń