Wróciłem do domu i pierwsze co to usłyszałem brata.
- Młody co zrobiłeś, że dopiero teraz przyjechałeś? - prześwietlił mnie wzrokiem.
- Zawaliłem jeden egzamin i trzeba było go poprawić.
- Myśl o czymś poza Jennifer co.
- Dobra nie marudź. - Wszedłem w głąb domu. - Cześć mamo, to dla Ciebie - podałem jej prezent.
- Nie trzeba było - przytuliła mnie.
- Trzeba, Jen wybierała.
- Dziękuję - uśmiechnęła się.
Czerwiec, 1992 rok.
Zdałem egzaminy, Jennifer również. Zaczynałem czuć, że czegoś mi brakuje w tych studiach. Potrzebowałem czegoś nowego. Już nawet wiedziałem co będzie tym "czymś". Myślałem nad tym od dawna i podjąłem decyzję o zmianie kierunku, a przede wszystkim o przeniesieniu się do Nowego Yorku. Tak tylko szkoda, że w tym wszystkim nie pomyślałem o Jennifer. Musiałem z nią szybko porozmawiać.
- Cześć kochanie - podszedłem do niej i delikatnie ją pocałowałem - muszę Ci coś powiedzieć.
- Słucham - usiadła na krześle kuchennym.
- Bo . . . widzisz . . . - znowu się zaciąłem.
- Nie denerwuj się tak, powiedz wprost o co chodzi.
- Potrzebuję czegoś nowego i postanowiłem przenieść się do Nowego Yorku. Wiem, że nie zapytałem Cię o zdanie, tylko sam wszystko tak, ale . . . przepraszam - spojrzałem na nią, nie okazywała żadnych emocji.
- Oj Jared, Jared.
- Wiem... - westchnąłem cicho.
- Powiedziałeś mi i co dalej?
- Może chciałabyś się przenieść ze mną, jeśli nie to zrozumiem - spuściłem głowę.
- Jeśli uwzględniasz mnie w tym to bardzo chętnie - złapała mnie za brodę i spojrzała mi w oczy.
- Naprawdę?
- Yhym.
- Boże kocham Cię! - podniosłem ją do góry.
Kamień spadł mi z serca. Dość, że nie jest zła to jeszcze chce jechać ze mną. Ona jest niesamowita. Dwa tygodnie później po załatwieniu wszystkich spraw w Filadelfii byliśmy już w Nowym Yorku. Jen postanowiła pójść na History of Arts.
- Nie ma znaczenia czy wizualne czy nie, ważne że jest w ogóle - zaśmiała się.
- Powiedziałaś rodzicom?
- Jeszcze nie - pokręciła głową - nie ma pośpiechu kiedyś się dowiedzą.
- I wtedy mnie poćwiartują, bo jesteś tu przeze mnie.
- Skarbie nie przez Ciebie tylko ze względu na Ciebie.
Wynajęliśmy z Jen bardzo ładne mieszkanie. Byliśmy zadowoleni z naszej przeprowadzki. Po trzech tygodniach w Nowym Yorku zakochałem się w tym mieście, było genialne. Jennifer nie tracąc czasu na rozpływanie się nad miastem znalazła klub taneczny do którego chodziła na zajęcia.
- Zrób sobie znowu coś, to nie będziesz więcej tańczyć - ostrzegłem ją.
- Kontuzje są normalne przy tym. Poza tym nie zabronisz mi tego robić - pokazała mi język i wyszła.
Idąc na pierwsze zajęcia nie wiedziałem czego mam się spodziewać. Gdy po paru minutach do sali wszedł Spielberg nie wierzyłem własnym oczom.
- To są jakieś jaja.
- O nie mój chłopcze, jaja to dopiero będą - spojrzał na mnie i się zaśmiał. Chyba trochę za głośno to powiedziałem.
Spielberg opowiadał o wielu ważnych rzeczach, które są przydatne w tworzeniu filmów. Nie pominął też podzielenia się z nami paroma śmiesznymi sytuacjami.
- Ja muszę wracać do pracy, a Wy się uczcie może ktoś z Was zrobi ogólnoświatową karierę.
- Dokładnie. Może bym pomyślał o nauce, a nie o tym jak uczcić rocznicę z Jennifer.
Wychodząc z uniwersytetu późnym popołudniem byłem oczarowany. To było nie do opisania. Decyzja o przeniesieniu się tutaj była bardzo dobra i nigdy nie będę jej żałował.
W piątek zerwałem się z zajęć. Był 16 października 1992. Dokładnie dwa lata temu się poznaliśmy i od tamtego czasu jesteśmy razem. Chciałem przygotować coś specjalnego. Jen miała wrócić wieczorem, bardzo mi to odpowiadało. Zabrałem się za robienie kolacji, gdy skończyłem wszystko przygotowywać dochodziła 20. W drzwiach przekręcał się klucz, Jen wróciła.
- Hej - stanąłem przed nią.
- Cześć.
- Chodź mam dla Ciebie niespodziankę - zasłoniłem jej oczy.
- Jared co Ty wyprawiasz.
Puściłem ją i wręczyłem bukiet białych róż.
- Wszystkiego najlepszego.
- Pamiętałeś - powiedziała zaskoczona.
- Ja bym nie pamiętał.
Po kolacji położyliśmy się spać. Jennifer była taka urocza, niewinna i kochana. Idealny materiał na żonę jak to powiedział Shannon. Jak na razie oboje byliśmy za młodzi żeby brać ślub. Mieliśmy po 21 lat. Nie było się do czego aż tak śpieszyć. Prowadziliśmy beztroskie życie, które opierało się na studiach i wspólnym spędzaniu czasu. Z niczym się nie śpieszyliśmy, bo na wszystko przychodzi swoja pora. Byliśmy w sobie zakochani i byliśmy szczęśliwi. Na tę chwilę chwilę nic więcej nie było nam potrzebne.
Parę dni później odwiedził nas Shannon i na moje nieszczęście przyjechał z Elliottem.
- Młody tej Twojej nie ma?
- Nie.
- To dobrze - przechylił walizkę i wysypał z niej prochy.
- Cholera Elliott, jak Ty przechodzisz z tym przez kontrolę?
- Ma się swoje sposoby - puścił mi oczko - chcesz?
- Raczej nie, dzięki.
- Uuuu a co to się stało? Dziewczyny się boisz?
- Wolałbym żeby mnie nie zostawiła przez to, że się naćpałem.
- Dobrze gadasz - Shannon poklepał mnie po plecach.
Gdy Jen wróciła do domu chłopaki byli kompletnie uwaleni.
- Widzę, że Twój brat i jego kolega przyjechali - weszła do sypialni.
- Owszem.
- I już się czegoś nawciągali.
- To też się zgadza. Jesteś zła?
- Nie, tylko niech tego więcej nie robią w naszym mieszkaniu.
- OK. Chodź tu do mnie - wskoczyła na łóżko i położył się obok.
Trzy dni po przyjeździe Elliott jak poparzony wrócił do Los Angeles.
- Co się stało? - spojrzałem na brata.
- Gliny zrobiły mu najazd na chatę.
- Dowiedzieli się?
- Chyba tak.
- Cholera. To znaczy, że mama też już wie.
- Pamiętaj - podniósł palec do góry - my nic nie wiedzieliśmy i nic nie braliśmy.
- Taa.
- Gdzie ten Wasz kolega? - zapytała Jen wychodząc z łazienki.
- Wrócił do domu. Sprawy biznesowe.
- Biznesowe powiadasz - pokiwała głową - co chcecie na śniadanie?
- Cokolwiek - odpowiedziałem nie zastanawiając się.
18 grudzień, 1992 rok.
- Mamo powtarzam Ci już po raz setny, że nie wiedzieliśmy nic o tym co robi Elliott - powiedział Shannon.
- Macie się z nim nie spotykać - powiedziała stanowczo.
- Jesteśmy dorośli, nie będziesz nam mówiła z kim mamy się widywać.
- Jared nie denerwuj mnie. Powiedziałam i koniec.
Wstałem i wyszedłem, a Shannon zaraz za mną.
- Oszalała do reszty - stwierdził, gdy wyszliśmy przed dom.
- Nie przestanę spotykać się z Elliottem, bo ona tego chce.
Byłem pewien, że nie będę robił tego co mama uważa za stosowne. Lubiłem Elliotta, był naszym najlepszym kumplem. Nie wciągnął nas w nałóg. Jak chcieliśmy to braliśmy i on nie miał na to żadnego wpływu. Zawsze można było na niego liczyć, a to że był dilerem no cóż, nie miało to jakiegoś większego wpływu.
Święta nie minęły w najlepszej atmosferze. My byliśmy źli na mamę, a ona na nas. Nie szczędząc czasu zaraz po swoich urodzinach wróciłem do Nowego Yorku. Jennifer była bardzo zaskoczona, gdy zastała mnie w mieszkaniu.
- Kiedy wróciłeś?
- W niedzielę.
- Siedzisz tu tydzień już? Co się stało?
- Pokłóciłem się z mamą o Elliotta.
- O Elliotta? -
- Ona nie potrafi zrozumieć, że to, że on sprzedaje narkotyki nie ma żadnego wpływu na mnie. Cenię go jako przyjaciela, bo zaraz po przeprowadzce do Los Angeles wpadłem w niezłe szambo i to właśnie on mnie z niego wyciągnął mimo, że mnie nie znał. Diluje to diluje jego życie. Jak czasem coś od niego wezmę to nic mi się nie stanie.
- A z jakich kłopotów Cię wyciągnął, jeśli mogę spytać?
- Zadałem się z nieodpowiednimi ludźmi. Nie chciałem dla nich pracować i mnie pobili, a on akurat wtedy przejeżdżał tamtędy i mnie uratował. Zapłacił im sporo kasy żeby dali mi spokój. I wiesz co jest najlepsze, że nie chce zwrotu tych pieniędzy, nie chce nic w zamian. Powiedział tylko, że kiedyś na pewno przyjdzie pora żebym mu się odwdzięczył.
- Teraz wszystko rozumiem. Czemu do mnie nie zadzwoniłeś, że tu jesteś? - zmieniła temat - przyjechałabym wcześniej.
- Nie chciałem Cię wyciągać z domu.
- Powiedziałam rodzicom o zmianie szkoły.
- Dopiero teraz? - zapytałem zdziwiony.
- Wcześniej nie wiedziałam jak, a poza tym głupio tak przez telefon.
- I jak zareagowali?
- Dobrze. Tata na początku trochę marudził, ale stwierdził, że skoro tak mi odpowiada, to niech tak będzie.
- A mama?
- Nie powiem Ci, bo będziesz się śmiał.
- Powiedz.
- Nie.
- Proszę - stanąłem za nią i ją objąłem.
- Powiedziała, że muszę Cię bardzo kochać skoro pojechałam z Tobą i powiedziała, że woli nie wiedzieć jak skończy się nasz związek.
- Nie rozumiem.
- Chodziło jej o dzieci. Kazała nam się zabezpieczać - powiedziała lekko zawstydzona.
- Jak Ty się ślicznie rumienisz.
- Ej - schowała twarz w mojej bluzie.
- Oj, no już - pocałowałem ją w policzek. - Może zrobimy sobie kolację?
- Czemu nie - uśmiechnęła się.
- To chodź - pociągnąłem ją w stronę kuchni.
Po kolacji poszliśmy na spacer. Był początek stycznia, w Nowym Yorku było pełno śniegu. Całe miasto było obwieszone kolorowymi światełkami. Kochałem taką atmosferę. Mijaliśmy na ulicach setki ludzi mimo, że było już późno. Kupiliśmy sobie gorącą czekoladę i wróciliśmy do mieszkania. Rano obudziłem się z bólem głowy i w mokrym podkoszulku. Przebrałem się i poszedłem do Jen, która od samego rana urzędowała przed telewizorem.
- Co Ty gorący jesteś?
- Raczej napalony - przekrzywiła głowę jak mały kociak spoglądając na mnie tymi swoimi niebieskimi oczkami - no co? - uśmiechnąłem się.
- Nie napalony tylko rozpalony. Masz gorączkę - dotknęła mojej głowy.
- Nie jest... - zacząłem kasłać - no dobra może jestem chory.
- Brawo kochanie. Wracaj do łóżka i to migiem.
- A dołączysz do mnie?
- Nie. Jeszcze się zarażę i to wtedy się nami zajmie. Idź, ja zaraz przyjdę - pocałowała mnie. Wróciłem do łóżka zakładając po drodze bluzę - proszę herbatka.
- Dziękuję. Może będę chory cały czas, bo tak miło jak się mną zajmujesz.
- Chciałbyś. Nie ma tak, masz szybko wyzdrowieć.
Leżałem przytulony do Jennifer i nawet nie wiedziałem kiedy zasnąłem, ale gdy się obudziłem była 17.
- Aż tyle spałem? - spojrzałem na zegarek.
- Yhym, ale chyba lepiej się czujesz.
- Troszeczkę.
- Jesteś głodny?
- Nie - pokręciłem głową.
- Musisz jeść. Wiem, że Ci się nie chce, ale coś zjesz - powędrowała do kuchni.
- I weź tu dyskutuj z kobietą.
- Słyszałam.
Zjadłem 1/3 tego co przygotowała.
- Jared
- Więcej nie dam rady.
- Nie powiesz mi, że jesteś najedzony.
- Jestem.
- Jak nie będziesz miał sił, to nie wyzdrowiejesz, a chory na uczelnie nie pójdziesz.
- Mówisz jak moja mama - jęknąłem - jak będę głodny to zjem.
- Nie chcesz to nie - myślałem, że odpuściła, ale ona zwyczajnie się obraziła.
Po tygodniu choroby i moim prawie nic nie jedzeniu Jennifer przestała być na mnie zła, bo jadłem za troje.
- Wreszcie wyglądasz jak człowiek.
- Też Cię kocham. Idę, paa - dałem jej buziaka i wyszedłem.
____________________________________________________________
Przepisywałam ten rozdział 4 dni i szczerze mam go dość. Będę chyba częściej dodawała rozdziały, bo chcę szybko skończyć tę historię i wrócić do teraźniejszości.
Nie wiem skąd wziął się pomysł żeby wkręcić tu Steven'a Spielberg'a, naprawdę nie mam zielonego pojęcia xD.
Miłej lektury, pozdrawiam Janette.
cieszę się, że postanowiłaś częściej dodawać rozdziały. Strasznie jestem ciekawa jak potoczy się dalsza historia Jareda i Jennifer oraz jak na to zareaguje Janette :)
OdpowiedzUsuńWitaj ! :)
OdpowiedzUsuńRozdział wydaje mi się taki... inny,tak jak to nie ty byś go pisała.
Oczywiście nie mówię że jest źle czy coś ale po prostu mam wrażenie że jakościowo jest tak jakby słabszy.Wybacz mi jeśli jakoś cię uraziłam,nie było to moim zamiarem.
A co do samej treści,to przeczuwam że Eliot całkiem nie długo zgłosi się do Jareda po spłacenie długu wobec niego.
Kurczę nie umiem skleić porządnego zdania dzisiaj.Wybacz ale jak nabiorę sił do napisania czegokolwiek to na pewno jeszcze coś po sobie tu zostawię.
Tym czasem pozdrawiam i weny życzę :)
Wiem o czym mówisz i w pełni rozumiem, bo mogło mi coś nie wyjść także spokojnie :)
UsuńJeśli chodzi o Elliotta to on akurat się nie będzie z tym śpieszył, więc muszę Cię rozczarować.
Nie dziękuję, przyda się :)
w końcu nadrobiłam 3 rozdziały :) 6 czerwca wyjechałam i nie miałam za bardzo kompa.... ale do rzeczy ;) rozdział bardzo fajny, trzymasz w napięciu kobieto! jeju, też jestem ciekawa jak to się wszystko skończy :) tylko jedna rzecz mnie zastanawia, dlaczego nie wspomniałaś nic o urodzinach Jareda, są przecież na święta,no ale to tylko taki mały pryszcz ;P pozdrawiam Alice_30MARS
OdpowiedzUsuńPewne rzeczy już po prostu pomijam, właściwie to wiele rzeczy pomijam, bo chcę w końcu przejść do sedna :)
Usuń