Jennifer wróciła do Nowego Yorku, a ja zostałem sam. Próbowałem przemówić Shannonowi do rozsądku, ale to nie przynosiło skutków. Powoli już kończyły mi się pomysły, a on ciągle brał. Chciałem mieć go na oku, więc zacząłem wieczorami wychodzić razem z nim, ale to nic nie dawało. Jego nie dało się pilnować, ma 24 lata i nie jest dzieckiem.
Na początku marca mieliśmy przerwę w kręceniu, więc pojechałem do Jen.
- Fajnie, że wróciłeś - uśmiechnęła się szeroko.
- Też się cieszę - pocałowałem ją.
- Jak tam Shannon? - zapytała z troską.
- Bez zmian. Nie potrafię mu pomóc, a mama udaje, że nic nie widzi. No co ja mam zrobić? Wysłać go na odwyk czy jak.
- To byłaby ostateczność chyba.
- Dobra, nie rozmawiajmy o tym. Chcę się Tobą nacieszyć zanim znowu wyjadę - pociągnąłem ją w stronę sypialni.
Następnego dnia razem z blondynką postanowiłem wybrać się na uczelnię. Od razu zauważył mnie dziekan.
- Panie Leto jak miło, że się Pan pojawił. Zamierza Pan tutaj wrócić?
- Za miesiąc - odpowiedziałem.
- Zdąży Pan się przygotować do egzaminów? Szkoda byłoby stracić rok.
- Tak, wiem. Postaram się.
- Mam nadzieję, że Pan sobie poradzi.
Ja też mam taką nadzieję, przemknęło mi przez myśl.
- Dziękuję.
- Nad czym tak myślisz? - Jen pomachała mi ręką przed oczami.
- Za dużo mam rzeczy na głowie. Serial, Shannon, szkoła i Ty, bo nie chciałbym żebyś czuła się zaniedbana.
- O mnie się nie martw - pogłaskała mnie po policzku.
Tydzień w Nowym Yorku minął bardzo szybko. Wróciliśmy na plan i wszyscy wzięli się za pracę. Niecały miesiąc później zdjęcia się skończyły.
- Jestem w szoku. Nigdy nie udało się skończyć niczego przed czasem, a teraz taka niespodzianka - powiedział jeden z reżyserów. - Wieczorem jest impreza, macie być na niej wszyscy.
- Możemy porozmawiać? - podszedłem do reżyserki.
- Tak, oczywiście.
- Chciałem powiedzieć, że nie będzie mnie wieczorem.
- Znowu brat?
- Też, ale muszę wracać do Nowego Yorku.
- Przekaż mu, że świetnie się spisał na planie.
- Dobrze, dziękuję.
Shannon zagrał epizodyczną rolę w serialu. Przynajmniej na chwilę zajął się czymś poza braniem narkotyków. Popołudniu pojechałem do Elliotta. Musiałem z nim pogadać, ale sam nie wiedziałem na co mam liczyć.
- Jest szef? - spytałem barmana.
- Na górze.
Elliott miał własny klub. Właśnie tutaj Shannon spędzał niemalże całe dni, mimo że otwierali dopiero wieczorem, ale jako przyjaciel szefa miał specjalne względy.
- Siema.
- Jared? Cześć, stało się coś?
- Tak. Chodzi o Shannona - westchnął głęboko.
- Siadaj. Napijesz się czegoś?
- Nie, dzięki.
- Mów.
- Wiem, że nie masz nic przeciwko temu co on robi, ale błagam miej na niego oko. Ja muszę wracać na uniwersytet.
- Dobra, ale niczego nie obiecuję. Jedź i się ucz. Powodzenia.
- Nie dziękuję, do zobaczenia.
Miałem nadzieję, że Elliott chociaż trochę przypilnuje Shannona i, że jak tu niedługo przyjadę będzie jeszcze żył. Boże o czym ja myślę.
- Myślałam, że wracasz za tydzień - powiedziała zaskoczona Jen, gdy zastała mnie w mieszkaniu.
- Szybciej skończyliśmy. Chodź tu - posadziłem ją sobie na kolanach.
- Weź już nie wyjeżdżaj nigdzie.
- Tego nie mogę ci obiecać.
- Ej! - walnęła mnie w ramię.
- Coś wymyślimy - pocałowałem ją.
Nie marnując czasu wziąłem się porządnie za naukę. Z upływem dni udało mi się zdać kolejne egzaminy. W końcu odebraliśmy dyplomy. Jedna rzecz z głowy.
- Jared, a może byśmy tak . . .
- Hmmm? - spojrzałem na nią.
- Pomyślałam, że moglibyśmy się przeprowadzić do Los Angeles. No bo Shannon i te Twoje filmy, seriale. Byłoby dużo łatwiej.
- Nie mogę wymagać od Ciebie żebyś wyprowadziła się na drugi koniec kraju z daleka od rodziców.
- A Ty się wyprowadziłeś. Uwolnienie się od nich dobrze mi zrobi.
- Jesteś tego pewna? - zapytałem po raz kolejny.
- Tak. Na 100%. Chcę się przeprowadzić dla nas, proszę - spojrzała mi prosto w oczy.
- Dobrze.
Nie byłem do końca przekonany, że to jest dobry pomysł, ale argument żeby zrobić to dla naszego związku zadecydował o przeprowadzce. W przeciągu paru dni pozałatwialiśmy wszystkie sprawy i spokojnie mogliśmy się wyprowadzić. We wtorek mieliśmy mieć samolot, więc w poniedziałek postanowiliśmy pożegnać się z naszym mieszkaniem.
- Rozumiem, że to wtedy mama zaszła w ciążę? - Janette uniosła lekko brwi.
- Tak. Raczej tak - młoda pokręciła głowa i się uśmiechnęła.
- Opowiadaj dalej.
Przez parę pierwszych dni mieszkaliśmy u mamy, ale bardzo szybko znaleźliśmy idealne mieszkanie i się wyprowadziliśmy.
- Mamo, a gdzie jest Shannon?
- Wyprowadził się.
- Jak to się wyprowadził?! - krzyknąłem.
- Normalnie.
- A kiedy?
- Dwa miesiące temu.
- Gdzie? - czułem, że coraz bardziej się denerwuję.
- Nie wiem. Wynajął mieszkanie. Stwierdził, że ma 24 lata i chce się usamodzielnić.
- Chyba brać do woli, a nie usamodzielnić - powiedziałem nieco ciszej.
Wyobrażając sobie jak mój brat się usamodzielnia przeszedł mnie dreszcz.
Wprowadziliśmy się z Jennifer do nowego mieszkania i stwierdziliśmy, że trzeba je odmalować. Wziąłem się za to od razu. Po 2 albo 3 dniach Jen zaczęła wymiotować. Myśleliśmy, że to od tej farby albo, że się czymś zatruła.
- Jestem - weszła do mieszkania.
- Co powiedział lekarz? - Spojrzałem na nią, miała zaczerwione oczy. - Ej słońce, co się stało? - przytuliłem ją mocno.
- Jared . . . ja . . . ja jestem w ciąży.
Otworzyłem buzię ze zdziwienia.
- Poważnie mówisz? - pokiwała głową. - Czemu płakałaś?
- Bo nie wiedziałam jak zareagujesz.
- Cieszę się.
- Naprawdę? - spytała zaskoczona.
- Tak. A Ty nie? - przyjrzałem się jej uważnie.
- Ja też tylko . . . nieważne.
Wziąłem ją na ręce i obróciłem się wokół własnej osi.
- Postaw mnie, bo znowu zrobi mi się niedobrze - ostrzegła mnie.
- No tak, przepraszam.
- Wariat - skwitowała.
- Przepraszam, że ci przerwę, ale jak babcia zareagowała na to, że będziecie mieć dziecko?
- Szukasz powodu, dlaczego się tak zachowuje wobec Ciebie?
- Yhym.
- Mama się ucieszyła.
Dwa tygodnie później wpadliśmy do niej obiad.
- Mamo chcemy Ci coś powiedzieć: zostaniesz babcią.
- Jesteś w ciąży? - zerknęła na Jen.
- Tak. 4 tydzień.
- Gratuluję - uściskała nas.
Myślałem, że mama będzie zła, ale dobrze, że się myliłem. Potem przyszła pora powiadomić rodziców dziewczyny.
- Hej mamo. Jest tam tata gdzieś?
- Jest.
- To zawołaj go i słuchajcie uważnie.
- Poczekaj, idę po niego.
- A może lepiej im nie mówić? - wyłączyła głośnik.
- Teraz to już za późno. Najwyżej mnie zabiją - zaśmiałem się.
- Jesteśmy - odezwały się głosy po drugiej stronie.
- Zostaniecie dziadkami - w tym momencie zapanowała cisza.
- Mam nadzieję, że to nie jest głupi żart? - zapytał mężczyzna.
- No coś Ty.
- No to ładnie.
- Oj tato nie przesadzaj.
- Jest tam ten Twój Jared gdzieś? - pokręciłem przecząco głową.
- Nie ma go. A chcesz z nim porozmawiać czy go poćwiartować? - zapytała śmiejąc się.
- Muszę się jeszcze nad tym zastanowić.
- Gratulujemy córeczko - po drugiej stronie odezwała się Pani Christine.
- Dziękuję mamo. Muszę kończyć.
- Uważaj na siebie.
- Dobrze, paa.
- Mówiłem, że Twój tata będzie chciał mnie zabić.
- On nie mówił tego na poważnie, nie bój się.
- Mam nadzieję, bo chciałabym dożyć narodzin naszego dziecka.
Pod koniec lipca wpadł do nas Shannon.
- Gdzie Ty się do cholery podziewasz?!
- No młody też się cieszę, że Cię widzę - wszedł do mieszkania. - Cześć Jen. Gołąbki gratuluję Wam. Mama mi powiedziała.
- Dzięki.
- Napijesz się czegoś?
- Chętnie. Co Was skłoniło żeby się tu przeprowadzić?
- Moje aktorstwo przede wszystkim no i to, że nie chciałem żeby Jen siedziała sama - powiedziałem pomijając jeden fakt.
- Ale to był mój pomysł - odezwała się dziewczyna.
Shannon został z nami na obiedzie.
- Bratowa mogę go zabrać na wieczór i na noc?
- Jeśli chce, to czemu nie - uśmiechnęła się.
- Zbieraj się - spojrzał na mnie. - Korzystaj póki możesz, bo jak się dziecko urodzi, to już nie będziesz miał wolnego.
- Zostaniesz sama?
- Tak. Nic mi nie będzie. Idźcie - dała mi buziaka.
Gdy tylko wyszliśmy z mieszkania brat wyciągnął fajki.
- Mówiłeś Elliottowi? - zapytał.
- Nie.
- A masz zamiar?
- Raczej nie.
- Jak wolisz - weszliśmy do klubu.
- Widzę, że udało ci się go wyciągnąć - powiedział zadowolony kumpel - chodźcie.
- Weszliśmy na górę i zaczęło się to czego najbardziej się obawiałem.
- Co chcecie?
- Ja dziękuję - powiedziałem.
- Oj Jared nie wkurwiaj ludzi pracujących - zawsze tak mówił, gdy był już porządnie nawalony. - Proszę - uformował długi, biały pasek. Czemu ja się zgodziłem wyjść z Shannonem. Cały wieczór i noc tak wyglądały. Teraz już wiedziałem czemu mój brat był w takim stanie. To po części była zasługa Elliotta. Do domu wróciłem przed południem.
- Shannon mówił, że zabiera Cię na wieczór i na noc. Nie wspominał nic o poranku - zatrzymała swoje spojrzenie - braliście coś, prawda? Tylko nie kłam - zaznaczyła.
- Braliśmy - usiadłem przy stole i oparłem głowę o blat.
- Jared . . .
- Wiem - uciąłem.
- Chcesz kawy? - pokiwałem twierdząco głową.
- Dziękuję - postawiła przede mną kubek.
Kilkanaście dni później sytuacja się powtórzyła i Jen już nie była taka łagodna.
- Pozwalałam Ci na to, gdy byliśmy sami, ale teraz się na to nie zgadzam. Będziemy mieć dziecko Jared. Takie rzeczy nie mogą mieć miejsca. Zastanów się co robisz, bo ja nie będę tego tolerować.
- Dobrze.
Żyłem w takiej fazie, gdzie myślałem jedno, mówiłem drugie, a robiłem trzecie. Chcąc, nie chcąc miesiąc później sytuacja znowu się powtórzyła. Wróciłem do domu na lekkim haju i do tego w środku nocy budząc przy tym dziewczynę.
- Ty nie jesteś poważny - spojrzała na mnie.
- Skarbie.
- Idź spać. Porozmawiamy jak będziesz w stanie.
- Ale...
- Jared idź spać powiedziałam.
Obudziłem się w samo południe z okropnym bólem głowy. Wstałem i poszedłem do łazienki w poszukiwaniu tabletek. Ból minął, gdy zażyłem ich kilka, ale i tak czułem się fatalnie.
- Chciałaś wczoraj porozmawiać - usiadłem obok Jen.
- Pamiętasz - oj była wkurzona. - Posłuchaj mnie uważnie. Nie będzie takk. Raz, drugi, trzeci, to nie przejdzie. Nie jesteśmy już sami w tym związku i powinieneś się liczyć z pewnymi rzeczami. Zdecyduj się, albo narkotyki, albo ja i dziecko. Dłużej tak nie będzie.
- Co masz na myśli?
- Masz zdecydować czego chcesz. Radzę dobrze się zastanów - wstała i wyszła.
Brawo Jared, spierdoliłeś po całości. Siedziałem przez 2 godziny i myślałem. Wiedziałem czego chcę. Kochałem Jennifer i nie chciałem jej stracić, a do tego była w ciąży, więs strata byłaby podwójna. Miałem też na uwadze to jak kończą się spotkania z Elliottem. Drzwi do mieszkania się otworzyły, Jen wróciła.
- I co zdecydowałeś? - oparła się o ścianę. Nie wiedziałem co powiedzieć i od czego zacząć.
- Przepraszam - podszedłem do niej. - Przysięgam, że to więcej się nie powtórzy. Kocham Ciebie i to maleństwo. Nie chcę Was stracić. Nie gniewaj się na mnie - poczułem, że moje oczy robią się wilgotne, tylko się nie rozpłacz, pomyślałem.
- Wiesz co się stanie, jeśli to się powtórzy.
- Wiem. Zostaniesz ze mną? - podniosłem głowę i spojrzałem jej w oczy.
- Zostanę - pocałowała mnie.
________________________________________________________________
Przepisałam ten rozdział w rekordowym tempie, bo chciałam żeby był dodany jeszcze w lipcu i chyba mi się to uda. Fakt, że miał pojawić się w weekend, ale byłam trochę zajęta i nie dałam rady.
Na Jennifer odbiło się to, że kiedyś pozwalała Jaredowi bezkarnie brać. Jednak Jared się opamiętał i wszystko będzie ok.
Jesteśmy już blisko końca, bo Jen jest w ciąży (blisko końca tej historii opowiadanej przez Jay'a Janette) :)
Wczoraj napisałam ostatni rozdział i już niebawem wrócimy do tego co było przed tym. Ja osobiście bardzo się cieszę, bo trochę zmęczyło mnie pisanie tego co było kiedyś.
To chyba tyle, mam nadzieję, że nie ma błędów.
Pozdrawiam :)
fajnie ze opisujesz ich znajomosc ale wole czytac co sie dzieje w terazniejszosci xss
OdpowiedzUsuńTo już niedługo :)
Usuń