13 stycznia 2013

18. "Zawiodłem się na Tobie. Nie tak Cię wychowałem..."

Jutro i w niedzielę graliśmy koncerty w Sydney i Brisbane. W środę Janette miała urodziny. Wizja lotu z Brisbane do Kansas, a potem powrót do Australii niezbyt mi się uśmiechały, ale miałem tylko jedno dziecko, które w dodatku miało tylko mnie.
Po sobotnim koncercie udałem się do Emmy.

- Zarezerwuj mi proszę bilet do Kansas na poniedziałek.
- Jedziesz do Janette? - spytała.
- W rzeczy samej.
- Wiesz, że dużo czasu tam nie spędzisz?
- No wiem, ale ma urodziny. Zawsze spędzaliśmy je razem. Nie mogę odpuścić tylko dlatego, że jestem na innym kontynencie, to ma zbyt duże znaczenie.
- Wiem, wiem. Nic nie mówię - uśmiechnęła się. 

Wyleciałem bardzo wcześnie rano, a na miejscu byłem dopiero późnym wieczorem. Po prostu kocham strefy czasowe. Pojechałem do hotelu i od razu położyłem się spać. Obudziłem się rano i nie wiedziałem gdzie jestem, wszystko dotarło do mnie po chwili. Wziąłem prysznic i czułem się jak nowo narodzony. Janette nie wiedziała, że miałem przyjechać. Wchodząc do szkoły, spotkałem Annette:
- Ooo Pan tutaj? - była wyraźnie zaskoczona.
- Jak widać - uśmiechnąłem się - gdzie jest Janette?
- Jest jeszcze w pokoju, jak wychodziłam to była w łazience.
- OK, dzięki wielkie.
Zapukałem do drzwi.
- Jezu Annette nie musisz pukać, czego znowu zapomniałaś? - otworzyła drzwi, była w samej bieliźnie - Tata?!
- Nie, Kurt Cobain. Weź się ubierz, bo mimo wszystko ja jestem facetem.
- Eee no tak, zaraz wrócę - weszła do łazienki.
- Kobiety - pokręciłem głową i zamknąłem drzwi. Po 10 minutach już była w pełni ubrana.
- Co Ty tu robisz? 
- No to mnie młoda przywitałaś. Nie cieszysz się, że przyjechałem?
- Bardzo się cieszę - uściskała mnie - jestem po prostu zaskoczona.
- Naprawdę się nie domyślasz po co przyleciałem? 
- Urodziny - powiedziała po dłuższej chwili namysłu.
- Myślałem już, że nie zgadniesz.
- Bo ty jesteś nieprzewidywalny, ale czekaj przecież macie teraz koncerty w Australii. Przyleciałeś z Australii tutaj, tylko dlatego że jutro mam urodziny?
- Tak. Widzę, że znasz naszą trasę koncertową - pokiwałem głową z uznaniem.
- Podejrzewam, że znam ją lepiej niż Ty - uśmiechnęła się.
- Osz Ty cholero mała.
- Na ile przyjechałeś?
- Na dwa dni. W czwartek muszę wracać, bo w piątek mamy koncert.
- No to super, a mamy jakieś plany?
- Żadnych.
- To chodź idziemy na spacer, chyba że jesteś zmęczony?
- Nie jestem.
Szliśmy sobie w ciszy do momentu, gdy Janette postanowiła zapytać czy dbam o siebie.
- Oczywiście, przecież Ci obiecałem.
- Na pewno? 
- Nie wierzysz mi? Nie wierzysz swojemu kochanemu tatusiowi? - wydąłem wargi.
- Oj tato, wierzę Ci.
- Nie ciągnijmy już tego tematu, chodź - złapałem ją za rękę i wprowadziłem do kawiarni obok, której przechodziliśmy.

Następnego dnia zabrałem Janette z internatu nikomu o tym nie mówiąc, pojechaliśmy do hotelu. Nawet nie zauważyłem kiedy, a zrobiło się już popołudnie.
- Tatoo.
- Słucham - siadłem na łóżku, na którym leżała Janette.
- Kiedy będę mogła zamieszkać w domu na stałe? - zaskoczyła mnie tym.
- Niedługo.
- Serio? - nie kryła swojego zadowolenia.
- Tak - Janette uświadomiła mnie w tym, że miałem niedużo czasu. Trzeba się w końcu za to wziąć. 
Wieczorem odwiozłem ją do szkoły.
- Kiedy znowu się zobaczymy? - zadawała to pytanie zawsze, gdy wyjeżdżałem.
- Szczerze, nie mam zielonego pojęcia. Nie wiem kiedy mamy jakąś dłuższą przerwę w trasie.
- Yhym. Wiem, że powtórzę to już po raz któryś, ale uważaj na siebie proszę.
- Jak zawsze, a teraz zmykaj już, bo jest późno.
- Idę już - wyściskała mnie.
- Dobranoc.

***

Po trzech koncertach w Australii i dwóch w Azji wreszcie jestem w domu. Zaczynam mieć dość. Z jednej strony to jest świetne, daje nam ogromną frajdę i satysfakcje, ale poza występem na scenie cała reszta nas wykańcza. Byłem w domu, więc postanowiłem zająć się pokojem młodej. W poniedziałek rano zjawiła się ekipa remontowa, trzech mężczyzn. Pokazałem im pomieszczenia, które mają "poprawić", była to sypialnia, łazienka i garderoba, która była zawalona różnymi rzeczami.
- Panowie ile Wam to zajmie?
- Powinniśmy skoczyć przed weekendem - spojrzałem na nich jak na wariatów - Pan tak nie patrzy, wymiana parkietu, malowanie, łazienka to potrwa.
- No dobrze, tylko mam prośbę, róbcie to jak najciszej się da.
- Spoko szefie nie ma sprawy.
Zostawiłem ich i poszedłem do Shannona, który siedział sobie z piwem przed telewizorem.
- Ale żeś się napalił z tym remontem - powiedział, upijając kolejny łyk.
- Nareszcie się za to wziąłem.
- Powiesz mi coś, czemu akurat teraz, to robisz hmm? - spojrzał na mnie wyczekująco. 
- Bo chce żeby Janette tu zamieszkała na dobre, jak skończy szkołę w maju.
- Aaa to taka sprawa - pokiwał głową.
- Ale nie mów jej o tym, ona jeszcze nie wie i niech tak na razie zostanie.
- Spoko.
- Kończ to piwo i idziemy wynieść te wszystkie graty z garderoby.
- To ma być przerwa w trasie? Sprzątanie domu? - spytał z wyrzutem.
- Też Cię kocham braciszku.
- Weź idź już stąd.

Praca ekipie remontowej poszła bardzo dobrze i w piątek po południu skończyli. Brakowało jeszcze tylko mebli. Nie chciałem nic wybierać sam, więc musiałem poczekać i ściągnąć Janette żeby sama sobie urządziła wszystko.
Będąc w domu odpoczywaliśmy, przynajmniej się staraliśmy. Wiedzieliśmy, że w trasie odpocząć się nie da, a kwiecień zapowiadał się intensywnie.
Była godzina 13:18. Leżałem w łóżeczku i oglądałem telewizję. Do pokoju weszła Emma i zaczęła nawijać, że "to", że "tamto".
- Czy ja wyglądam jakbym garnął się do pracy?
- Niekoniecznie, ale jak trzeba.
- Nie. Błąd kochana nie trzeba. Odpuść sobie. Pojutrze lecimy do Brazylii i potrzebuję odpocząć - czy ona kiedykolwiek zrobi sobie wolne na dłużej. Kocham jej zaangażowanie i to, że zawsze dba o wszystko, bez niej byłoby ciężko, ale nie przesadzajmy, są jakieś granice.
W czwartek po południu byliśmy w Sao Paulo. Koncert miał się odbyć dopiero w niedzielę, ale postanowiliśmy tam polecieć trochę wcześniej. Po koncertach w Ameryce Południowej wróciliśmy do USA na koncerty w San Jose, Los Angeles, Colorado. Przed ostatnim Shannon się rozchorował i został w domu. Rozważaliśmy nawet odwołanie koncertu, ale w końcu go zagraliśmy. Dziwnie mi było na scenie bez niego, ale lekarze stanowczo zabronili mu latać samolotem. Oczywiście nie umknęło to Janette.
- Zatruł się czymś. Tak to jest, gdy się je co popadnie.
- Ale żeś się przejął - odpowiedziała.
- Oczywiście, że się przejąłem, ale będzie żył. Nic mu nie jest. Jutro przylatuje do Chicago na koncert, a potem ma występ z Antoin'em.
- Skoro tak.
- Nie przejmuj się tak.
- A Ty się nie przejmowałeś jak wylądowałam w szpitalu.
- To co innego.
- I tak z Tobą nie wygram. Muszę kończyć.
- Ja też, bo idziemy z Tomislavem na wywiad.
- Pozdrów go, paa.

Janette

Co robi przeciętny uczeń w USA po szkole? Idzie na jakieś zajęcia dodatkowe, lub siedzi przed laptopem. Ja nie byłam przeciętnym uczniem. Leżałam na łóżku słuchając głośno muzyki. Ktoś wyłączył odtwarzacz, w pokoju były trzy dziewczyny, z którymi chodziłam na historię. 
- Siema, bo mamy propozycję - odezwała się jedna z nich.
- Słucham - usiadłam na łóżku.
- Mamy plan żeby wybrać się w poniedziałek na koncert, chcesz jechać z nami?
- A czyj?
- 30 Seconds To Mars.
- Eee no nie wiem - musiałam jakoś wybrnąć z tej sytuacji.
- Mamy jeden dodatkowy bilet. Wiemy, że lubisz ten zespół i to bardzo. Zawsze oglądasz jakieś gale na których występują - a z dwoma mieszkam nawet, przeleciało mi przez głowę - więc odmowy nie przyjmujemy.
- Gdzie jest ten koncert?
- W St. Louis, dzisiaj grają w Detroit, a jutro w Champaign - bardzo dobrze wiedziałam, gdzie grają, ale się nie odzywałam.
- Nie puszczą nas - zaczęłam marudzić.
- Już wszystko wymyśliłyśmy. Jutro jedziemy pociągiem. Szykuj się! - wyszły. Tata mnie zabije jak się o tym dowie. Nie miałam żadnej wymówki, a wprost nie mogłam powiedzieć, to się źle skończy.
To miał być mój drugi koncert zespołu, a pierwszy oglądany z perspektywy widowni. Bałam się jednej rzeczy, jeśli ktoś mnie rozpozna z członków zespołu, to jestem skończona. Nie pchałam się zbytnio do przodu, tak było bezpieczniej. To co tata wyczynia na scenie, jestem pełna podziwu. To jest magiczne jak wszyscy się bawią razem i śpiewają, że nie słychać jego tylko ich. Tworzą jedną wielką rodzinę - Echelon. Teraz to rozumiałam. Po koncercie wróciłyśmy do Kansas. Ku naszemu zaskoczeniu nikt na nas nie czekał żeby nas opieprzyć. Rano obudziła mnie Annette. Opowiedziała mi, że dyrektorka była strasznie zła i dzisiaj rano miała dzwonić do rodziców.
- A wie, gdzie pojechałyśmy?
- Tylko, że na koncert, ale nie wie na czyj.
- To dobrze. Jak zadzwoni do taty, to wiesz co będzie się działo - podrapałam się po głowie i wzięłam telefon do ręki.

Jared

Po koncercie do garderoby przyszedł Braxton. Patrzył na mnie tym swoim wzrokiem.
- No mów o co chodzi.
- Janette była na koncercie? - spytał.
- Moja Janette? Przecież ona jest w Kansas, to niemożliwe.
- Widziałem ją, jeszcze pamiętam jak wygląda. To była ona, wierz mi takich kobiet się nie zapomina - puścił mi oczko i wyszedł. Nie chciałem do niej dzwonić, bo było późno, ale za to rano zaszczycił mnie telefon od Pani dyrektor.
- Słucham - powiedziałem zaspanym głosem.
- Przepraszam, że Pana obudziłam. Wiem, że 8 to może zbyt wcześnie, ale Pańska córka robi co chce. Wczoraj razem ze swoimi trzema koleżankami wybrały się na jakiś koncert i wróciły bardzo późno w nocy. Tak być nie może. Żadnej zgody, zero szacunku. - Janette. Koncert. Wczoraj. Braxton miał rację, Janette była na naszym koncercie. Wiedziałem jak to może się skończyć, więc postanowiłem spróbować, uratować je, a szczególnie Janette, ale jeszcze się z nią rozprawię o to.
- Dzwoniłem do Pani parę dni temu wiele razy, ale Pani nie odbierała, więc zostawiłem wiadomość sekretarce, nie przekazała nic?
- Nie, o czym Pan mówi? - połknęła haczyk.
- Dziewczyny były wczoraj na koncercie zespołu. Zostały zabrane spod szkoły, a potem pod nią odwiezione. Wszystko było zaplanowane. Myślałem, że Pani wie - Jared ładnie kłamiesz, przeleciało mi przez myśl.
- Pierwsze słyszę, ale skoro tak to już nie będę dzwoniła do rodziców pozostałych dziewczyn. Przepraszam za telefon.
- Nic się nie stało, do widzenia - Janette co ty wyprawiasz do cholery.
Zszedłem na śniadanie do hotelowej restauracji. Przy stole siedział już Olita.
- Ej Brax miałeś rację z Janette.
- A nie mówiłem. Skąd teraz taka pewność?
- Dzwonili ze szkoły, okłamałem ich mówiąc, że to było ustalone wcześniej i mi uwierzyli, ale jak spotkam Janette za trzy tygodnie, to nie wiem co jej zrobię. 
- Brat co taki zdenerwowany jesteś?
- Janette była wczoraj na naszym koncercie - odpowiedziałem.
- Co Ty gadasz? Sprytna dziewczyna, ale skąd wiesz?
- Braxton ją widział, a do tego Mansfield dzisiaj dzwoniła, ale ją okłamałem. Ona nie jest sprytna tylko głupia. Jak można jechać z Kansas City do Saint Louis na koncert nie mówiąc o tym nikomu, a jakby jej się coś stało.
- Czuję, że nie będzie miała łatwo, jak wróci do domu - powiedział Shann.
- Zrobię jej piekło. Szlag mnie trafia normalnie - wstałem od stołu.
- Już się nie denerwuj tak. Spokojnie.

- Idę się przewietrzyć.
- Za dwie godziny mamy samolot - usłyszałem Emmę.

- Wrócę niedługo.
Wyszedłem z hotelu i udałem się na długi spacer. Zacząłem się zastanawiać jaki błąd popełniłem w jej wychowaniu, że robi takie rzeczy. "Szkoła z internatem nie była dobrym pomysłem, tym bardziej że spędziła tam prawie 6 lat" podświadomość dała mi o sobie znać. Nie jestem przecież złym ojcem, starałem się zapewnić jej wszystko żeby tylko była szczęśliwa. Matki nie mogłem jej zwrócić, to było niemożliwe. Wychowywać samemu dziecko, które dorasta. Najbliższe lata mogą być bardzo ciekawe. Oj Janette, co Ty wyprawiasz najlepszego...


Janette

Byłam przygotowana na najgorsze, a tu nic się nie działo. Poszłam do dziewczyn, powiedziały że nie dzwoniła do ich rodziców, więc do mnie pewnie też nie, czyli mogłam spać spokojnie.
Parę dni później zadzwonił tata, mieli mieć akurat koncert w Orlando. Chciał żebym za dwa tygodnie, w poniedziałek przyjechała do domu na parę dni.

- Ale szkoła, ona się kończy pod koniec maja.
- Dasz sobie radę. Młoda to dość istotne jest.
- No dobrze.
- Wrócisz sama, czy jechać po Ciebie?
- Poradzę sobie.
Co jest takie ważne, że trzy tygodnie przed wystawieniem ocen muszę wrócić do domu, a może jednak tata wie o koncercie, ale gdyby tak było, to coś by powiedział pewnie.


Jared

Zależało mi na tym żeby ściągnąć Janette na początku maja, bo chciałem żeby sama sobie wszystko urządziła. Po tym roku szkolnym miała zamieszkać w domu na dobre, tylko jeszcze o tym nie wiedziała. Po tej akcji z koncertem to nawet rozważałem żeby tam została, ale chyba bym tego nie wytrzymał.
Po koncertach w Kanadzie i Portland, w końcu wróciliśmy do Los Angeles. Jakieś dwie godziny po naszym powrocie zjawiła się Janette.

- W sumie to dziwię się sobie, że pozwoliłem Ci przyjechać samej.
- Ma wprawę - powiedział Shannon. Zauważyłem, że młoda się przestraszyła.
- O czym mówisz? - spyta lekko drżącym głosem.
- Nie pamiętasz? W zeszłym roku to było chyba po gali MTV wróciliśmy do domu, a Ty już tu byłaś, Jared kojarzysz?
- Przypominam sobie, do tej pory nie wiem jak się tu dostałaś.
- Tajemnica. Chciałeś żebym przyjechała właśnie teraz, gdy mam tyle nauki, po co?
- Chodź na górę.

- To ja Wam nie przeszkadzam - Shannon poszedł do siebie.
Janette otworzyła drzwi do pokoju.

- Co tu się stało? - otworzyła szeroko oczy.
- Obiecałem Ci, że go w końcu wykończę. Chciałem żebyś sama wszystko sobie wybrała.
- W końcu - uśmiechnęła się triumfalnie - ale widzę, że kolory na ścianach i tapetę wybrałeś sam.
- Tak wyszło, tylko mi nie mów, że Ci się nie podoba.
- Jestem w szoku, bo to jest dokładnie tak jak chciałam aby było. 
- A Shannon marudził mi z tym kolorem - wskazałem na ścianę za nią.
- Akurat to jest genialne. Co to za kolor, malinowy, fuksja, albo ten Twój cyklamenowy róż - uśmiechnęła się pod nosem.
- Młoda nie drażnij mnie.

- Nie miałam zamiaru - rzuciła mi niewinny uśmiech.
- Wiem, że moment nie jest najlepszy, ale lepszego już nie będzie.
- Rozumiem. Błagam powiedz, że nie jedziemy dzisiaj po nic?

- Raczej nie.
- To dobrze, bo nie mam siły. Ej, ale tu było łóżko, co z nim zrobiłeś? Gdzie ja teraz będę spała?
- Łóżka nie ma, a będziesz spała u mnie. 

Zasnęliśmy bardzo szybko, ja byłem zmęczona, ona też. W pierwszej chwili gdy ją dzisiaj zobaczyłem miałem ochotę na nią nakrzyczeć, ale postanowiłem z tym poczekać.
Następnego dnia rano przy śniadaniu, do kuchni wszedł rozradowany Shannon.

- To o której jedziemy na te zakupy? - spytał.
- Jedziesz z nami? - Janette zakrztusiła się sokiem.
- Owszem. Kocham zakupy, a szczególnie takie.

- Bo możesz wszystko testować i bawić się czym popadnie - powiedziałem.
- Oszaleje tam - jęknęła.
Przed południem byliśmy już w sklepie z wyposażeniem. Od komody przez szafki nocne, po sofę, fotele, stolik, biurko i tak dalej.
- A garderoba? - zapytała Janette kręcąc się w fotelu.

- Jaki kolor szaf?
- Brązowy ciemny.
- Jeszcze jedna rzecz i się zwijamy, bo jest 16 i jestem strasznie głodny.
- Jaka?

- Łóżko.
- Ale to trzeba najpierw przetestować - powiedział brat.
- Sam sobie testuj, ja nie zamierzam - rzuciła dziewczyna, wstając.
Po godzinie w końcu udało nam się coś wybrać, a młoda miała wyraźną ochotę zamordować Shannona.

- Jeszcze raz powiesz coś o testowaniu tego łóżka, to już nigdy do domu nie przyjadę bez względu na wszystko - rzuciła wkurzona.
- Shannon skończ już.
- Przecież ja żartowałem, nie denerwuj się tak - objął ją. Spojrzałem na nią miała łzy w oczach. Zaintrygowało mnie to, dlaczego głupie gadanie mojego brata wywołało u niej taką reakcje. Musiałem się tego dowiedzieć, tylko trzeba było to zrobić w delikatny sposób.

- Spokojnie, przecież nic się nie stało - przytuliłem ją do siebie. Zamknęła oczy i pokiwała głową - dobra idziemy coś zjeść - złapałem ją za rękę.
Zaparkowałem przed knajpką.
- Od kiedy jemy w centrum miasta z Janette? Szykuje się jakiś przełom? - spytał perkusista.
- Może - puściłem mu oczko.

Wysiedliśmy z samochodu i weszliśmy do środka. Janette była nieobecna.
- Wszystko w porządku?
- Tak - wysiliła się na słaby uśmiech.

W czwartek rano przyjechały meble. Część ustawiła ekipa, która je przywiozła, resztą mieliśmy się zająć sami.

- Ja nie wiem czy Wy sobie poradzicie z ustawieniem tego łóżka - powiedziała Janette.
- Nie wierzy w nas! My jej pokażemy jeszcze. Shannon bierz to z tamtej strony.

- Krzywdy sobie nie zróbcie.
Ustawiliśmy łóżko pod ścianą.

- Kurwa jakie to ciężkie - wysapał brat.
- Nie wyrażaj się - trzepnąłem go w ramię.
- Ona nie ma już 10 lat, nie trzeba uważać - spojrzał na Janette.
- Z resztą dam sobie radę sama, możecie iść odpocząć. Dziękuję - pocałowała każdego z nas w policzek.
Zeszliśmy na dół i rozłożyliśmy się na kanapie.
- Rozmawiałeś z nią?
- O czym?
- No o tym koncercie - ściszył głos.
- Nie.
- A masz zamiar?
- Pewnie, że mam i to jeszcze zanim wyjedzie. A swoją drogą dobra zagrywka, to jak powiedziałeś, że ma wprawę.
- Nie byłem przekonany do tego, że mogłaby coś takiego zrobić, ale jak zobaczyłem jaka przerażona była, gdy to powiedziałem. Dopiero wtedy zrozumiałem, że to prawda.
- Wiesz co nie jestem na nią zły, przynajmniej w dosłownym znaczeniu tego słowa. Jestem zawiedziony, myślałem że ma więcej rozumu.
- Nie bądź zbyt surowy dla niej. Fakt głupio zrobiła, ale my też robiliśmy głupie rzeczy w jej wieku. Jest jeszcze dzieckiem, może nie zdaje sobie sprawy jak to mogło się skończyć.
- Bronisz jej? - spojrzałem na niego z ukosa.
- Po części tak. Wiem, że jesteś na nią zły, ale też cieszysz się w głębi serca, że nic jej się nie stało - Shannon miał racje - mam rację prawda?
- Masz, ale to i tak nie zmienia faktu, że sobie z nią porozmawiam. 

- Ha! Wiedziałem.

3 dni później...

Było niedzielne popołudnie. Janette do Kansas miała wrócić dopiero jutro. Poszedłem do jej pokoju. Stała na balkonie, oparta o barierkę.
- Nie chciałbyś mi czegoś powiedzieć? - stanąłem koło niej.

- Raczej nie - była zdziwiona tym pytaniem.
- Może powiesz mi, gdzie byłaś 18 kwietnia, co? - spuściła wzrok.

- A gdzie miałbym być, byłam w Kansas w szkole - ewidentnie nie umiała kłamać.
- Janette wiem, że byłaś na koncercie. Braxton Cie widział i dyrektorka do mnie dzwoniła.

- Skoro wiesz, to po co pytasz?
- Nie przeginaj już lepiej. Czemu Wy w ogóle bez niczyjej zgody pojechałyście na koncert i to jeszcze do innego miasta?
- Przyszły do mnie mówiąc, że mają bilety na Wasz występ i że mam jechać z nimi, bo wiedzą, że lubię Waszą muzykę. Co miałam im powiedzieć, że nie pojadę, bo jesteś moim tatą? No chyba nie.
- Nie mogłaś stanowczo odmówić?
- Łatwo Ci powiedzieć, bo Ty nigdy nie byłeś w takiej sytuacji. Postawiły mnie przed faktem dokonanym, wszystko miały już ustalone. Nie wiedziałam co mam robić.
- Więc się zgodziłaś. A gdyby coś Ci się stało? Dlaczego o tym nie pomyślałaś. Uważałem Cię za odpowiedzialną dziewczynę, która wie co robi, ale widzę że się myliłem. Jeszcze uratowałem Was, jak Mansfield do mnie dzwoniła. 
- Dziękuje.
- Zrobiłem to tylko dlatego, że nie chciałem Ci szukać nowej szkoły. Zawiodłem się na Tobie. Nie tak Cię wychowałem - ostatnie słowa ledwo co przecisnęły mi się przez gardło. Spojrzałem na nią miała łzy w oczach. Nie mogłem dłużej tam wytrzymać i wyszedłem z pokoju zostawiając ją samą. Wziąłem gitarę i zacząłem grać,to zawsze mnie uspokajało.

Rano przy śniadaniu Janette bała się na mnie spojrzeć. Było mi jej szkoda, ale nie mogłam się złamać. 
- Za godzinę wyjeżdżamy, spakowałaś się?
- Tak - odpowiedziała beznamiętnie. 
Do kuchni wszedł Shannon, spojrzał na mnie, na nią, powtórzył tą czynność kilka razy, gdy wyszła spytał:
- Widzę, że z nią rozmawiałeś.
- Wczoraj.
- Nie przesadziłeś czasem trochę? - nalał sobie kawy.
- Może, nie wiem. Mogła pomyśleć wcześniej.
- Jared prosiłem Cię.
- Nie nakrzyczałem na nią. To była bardzo spokojna i dosadna rozmowa.
- Tak myślałem. Widzisz jak ona to przeżywa.
- Ślepy nie jestem.
- Jared...

- Tak, wiem. Nie martw się.
Przez całą drogę na lotnisko żadne z nas nie odezwało się słowem. Na miejscu okazało się, że są opóźnienia i trzeba trochę poczekać.
- Muszę do łazienki, zaraz wrócę - powiedziała Janette.
Wróciła po paru minutach. Miała zaczerwienione oczy, płakała.

- Posłuchaj mnie - ująłem jej twarz w dłonie - myślisz pewnie, że jestem na Ciebie strasznie zły, rozczarowałem się trochę po prostu. Nie pomyślałaś o tym, że mogłoby Ci się coś stać. Skarbie ja mam tylko Ciebie i Kocham Cię ponad wszystko. Wiem, że nie wiedziałaś co masz zrobić, ale to i tak nie zmienia faktu . . . nie płacz już, proszę.
- Przepraszam, wiem że to było głupie - przytuliłem ją do siebie. Mogłem zostawić tą sprawę i już jej nie poruszać, ale nie mogłem patrzeć na to. Pewnie płakałaby ciągle przez najbliższe parę dni, a tego nie chciałem.
"Pasażerowie lotu numer 235 do Kansas, proszeni są do stanowiska odpraw", rozbrzmiał głos na hali.

- Młoda bądź już grzeczna i nie rób żadnych głupich rzeczy tam, dobrze? 
- Już nie będę. 
Pożegnaliśmy się i Janette wsiadła do samolotu. Jeszcze raz taka akcja, to się wykończę normalnie. Wracałem do domu z nadzieją, że młoda już mi nie wykręci żadnego numeru.


_________________________________________________________
Chciałam się odnieść do poprzedniego rozdziału, wiem że nie był zbyt dobry, ale każdy ma słabsze chwile ;)

A co do tego, mogę to spokojnie powiedzieć, że mi się podoba. Nie ma turbo przyspieszenia
, chociaż są małe przeskoki. 
Liczę, że się Wam spodoba :)
Wiem, że chcielibyście żeby kilka spraw się wyjaśniło, ale troszeczkę cierpliwości. 

Pozdrawiam.

10 komentarzy:

  1. Rozdział długi i fajniutki jak dla mnie...BOMBA!! ;D Pierwszy raz widze, żeby Jared był tak wkurzony i zły na Janette :O podoba mi się rola Jareda jako ojca :D ale moim zdaniem Jared z jednej strony przesadza, ma racje co do zachowania sie Janette bo troche przeholowała, ale z drugiej strony nic jej sie nie stało.. dobrze, że Shannon z nim porozmawiał to później w rozmowie z Janette Jared był troszke opanowany :)
    Ciesze się ze w końcu Janette będzie miała swój koncik w domu-pokój :)
    Czekam na kolejny rozdział :)
    Pozdrawiam Faustii :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Był wkurzony, bo miał o co. Ale to jest ojciec, ma inne podejście do tego. Opanowany... Shannon mu trochę uświadomił, że Janette jest teoretycznie nadal dzieckiem, więc trzeba trochę łagodniej do tego podejść :).
      F. <3

      Usuń
  2. super rozdział!!! miło się czytało, dużo opisów, no i te teksty i szczegóły, jak np. "- Weź idź już stąd." albo Shann pijący łoczywiście ...kawę! xD długo musieliśmy czekać, ale było warto, czekam na następny! :) pozdrawiam, Alice_30MARS

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło, że się podobało :)
      Shannon chyba nic innego poza kawą nie pije :D

      Usuń
  3. Ciekawe o co chodzi z tym łóżkiem gdy Shannon sobie żartował z Jannete ? Mam nadzieję, że niebawem się dowiemy!Ogólnie rozdział był super!Czekam na następny:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ooo, jaki długaśny <3
    Ej no, widzę poprawę dialogów, jestem dumna, szczerze! :D Idzie Ci coraz lepiej! *-*
    Jestem ciekawa o co chodziło z tym łóżkiem? Ona ma jakieś złe wspomnienia - zgwałcili ją! *just saying*. Rozpatrywałam też ciążę, ale czasami robisz przyśpieszenia i chyba to niemożliwe bo musiałaby już mieć spory brzuszek :D Tak, wiem, pogięło mnie, ale kurde, ja to odkryję co z tym łóżkiem jest nie tak!
    Podoba mi się ten pomysł z koncertem, że nie mogła odmówić. Lubię tak czytać jak młoda dostaje opiernicz i Jared się o nia martwi, to jest takie asdfghjkl *-* Genialnie Ci to wychodzi, serio :D
    Pisaj kolejny, pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To miłe :) Pracuję na tym, że nie były takie mdłe.
      A może ma, tylko nikt o tym nie wspomniał :D
      Ale z łóżkiem wszystko jest w porządku, sprawne, ładne i w ogóle :P
      Wczuwam się przy tych akcjach bardzo.
      Dzięki <3

      Usuń
  5. naprawdę widać,że idzie ci coraz lepiej to pisanie :)Rozdział mimo wszystko pozytywny i podobał mi się:)Fajnie, że masz pomysły wciąż na nowe akcje :)chociaż myślę, że gdybyś zrobiła z Janette trochę bardziej rozpieszczoną nastolatkę i sprawiającą większe problemy, mogło by być na serio intrygująco. Bo niby dlaczego Leto ma mieć zawsze ze wszystkim z górki? Pozdrawiam! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajnie to słyszeć :)
      Pożyjemy, zobaczymy :D Może uda się coś ciekawego wymyślić.
      Dlatego, że to Leto ;p

      Usuń