25 listopada 2012

8. "Nie bój się, będzie dobrze naprawdę."

3 lata później...


Ta data pozostanie w mojej pamięci na długi czas. Był wtorek, 26 stycznia 2010 roku. Umówiłem się z Bam'em Margerą w knajpie w Hollywood. Rozmawialiśmy o trasie, koncertach, jego programie telewizyjnym. W pewnym momencie rozdzwoniło się moje kochane BB. Na ekranie widniał napis "numer nieznany". Odebrałem:
- Dzień dobry, mówi Dr Charles Meyer ze szpitala specjalistycznego w Kansas, czy rozmawiam z Panem Jaredem Leto? - gdy usłyszałem słowa "Kansas" i "szpital" momentalnie się przeraziłem, co nie uszło uwadze Bam'a.
- Wszystko ok? - zapytał, a ja uciszyłem go ruchem ręki.
- Tak, przy telefonie, o co chodzi?
- Bo widzi Pan, pańska córka, Janette jest w szpitalu, miała wypadek.
- Jaki wypadek? - prawie krzyknąłem.
- Proszę się nie denerwować. Sprawa polega na tym, że ona będzie miała operację...
- Proszę chwilkę zaczekać - powiedziałem do telefonu, po czym pożegnałem się z kolegą, wyszedłem na dwór i wsiadłem do samochodu - przepraszam Pan mówił coś o operacji, ale ja nie za bardzo rozumiem, w ogóle nie wiem co się stało.
- Janette była na łyżwach. Przewróciła się i na lodowisku i ktoś, kto jechał za nią przejechał jej po palcach lewej ręki.
- Co? - jak to jest możliwe, pomyślałem.
- Proszę posłuchać. Ona mówiła, że Pan jest teraz w Los Angeles, a chodzi o to, że operacja musi być wykonana teraz, bo potem może być po prostu za późno - nie mogło mi to przejść przez głowę, co mówił ten lekarz. - Moje pytanie brzmi: Czy zgadza się Pan na operację? Fakt nigdy tak nie robiliśmy, bo rodzice muszą wcześniej podpisać zgodę, ale ta sytuacja jest wyjątkowa, bo jeśli jej nie zoperujemy teraz to ona może stracić te palce, więc zgadza się Pan? Formalności załatwimy, gdy Pan tutaj dotrze - po tych słowach byłem w szoku. - Halo, jest Pan tam? - usłyszałem głos w słuchawce.
- Tak jestem. Zgadzam się na operację, ale - bałem się nawet o to zapytać - pozszywacie, przyszyjecie jej te palce żeby wszystko było dobrze?
- Oczywiście, nie wygląda to tak tragicznie, więc powinno być w porządku. O której Pan się tutaj zjawi?
- Sprawdzę lot i będę najszybciej jak to możliwe, czyli przed wieczorem.
- Dobrze, to do zobaczenia.
- Do widzenia.
Po skończonej rozmowie spojrzałem na godzinę, dochodziła 13. Odpaliłem silnik i ruszyłem w drogę do domu, dzwoniąc przy tym do Emmy żeby zarezerwowała mi bilet i odwołała wieczorny koncert w Houston.


W tym samym czasie w szpitalu...

Po ogólnym badaniu, prześwietleniu ręki, obejrzeniu jej przez ortopedę, pobraniu krwi i podłączeniu kroplówki trafiłam na zwykłą salę. Po czym przyszedł do mnie jakiś główny lekarz prosząc o numer do rodziców. Podałam numer do taty przy czym mówiąc jak się nazywa. Spojrzał na mnie:

- Ten Jared Leto? - był lekko zdziwiony. Stwierdzam, że nawet był skłonny pomyśleć, że go wkręcam.
- Tak ten - odpowiedziałam.
- A gdzie Twój tata obecnie jest?
- Powinien być jeszcze w Los Angeles.
- Dobra to ja idę dzwonić. Nie bój się będzie dobrze, naprawdę - uśmiechnął się i wyszedł.

Ja natomiast zostałam sama. Bałam się jak tata zareaguje, nie chciałam mu przy stwarzać problemów, a tu szpital. Siedziałam tak prawie godzinę, aż w końcu ponownie zjawił się lekarz.
- Twój tata zgodził się na operację - powiedział.
- Na co?! Ja nie chcę - zaprotestowałam.
- Ej, nie bój się - siadł koło mnie na łóżku - chcesz mieć wszystkie paluszki czy nie?
- No chcę, ale...
- Posłuchaj to jest konieczne. Nic nie będziesz czuła. Obudzisz się po paru godzinach i będzie po wszystkim.
Czułam, że nie mam nic do powiedzenia, skoro tata się zgodził to chyba wiedział co robi.
- No dobrze - powiedziałam zrezygnowana.

- W takim razie przychodzę po Ciebie za pół godziny - znowu się do mnie uśmiechnął.
Jak powiedział, tak też się stało. Przyszedł za pół godziny z pielęgniarką. Brałam właśnie telefon do ręki, gdy poczułam wibracje, sms od taty "Kochanie nie bój się. Nie martw się nic, będę tam wieczorem. Trzymaj się, kocham Cię. Tata." Po przeczytaniu tego łzy zaczęły mi lecieć po policzku, ale odpisałam "Przepraszam za to... narobiłam Ci tylko kłopotu. Też Cię kocham. Janette." Wysłałam i poszliśmy na salę operacyjną, na której zostałam pozbawiona wszystkiego co miałam przy sobie i na sobie. Zostałam poddana narkozie, miałam obudzić się dopiero jutro rano.


Ten sam czas Los Angeles...


Wpadłem do domu, gdzie czekała już na mnie Emma. Była 13:30 operacja Janette się jeszcze nie zaczęła, więc wysłałem jej sms i natychmiast dostałem wiadomość zwrotną. Po jej przeczytaniu moje oczy się zaszkliły. Z osłupienia wyrwała mnie moja asystentka.

- Jared... Jared!
- Tak. Już słucham Cię.
- Lot jest o 16:20, więc się pakuj, bo nie zdążysz.
Ruszyłem do pokoju, a ona szła za mną.
- A koncert? - zapytałem.

- Odwołałam. Było bardzo ciężko, bo on jest dziś a nie na przykład za trzy dni, ale dałam radę. Pytali dlaczego i czy odbędzie się w innym terminie.
- Co powiedziałaś? - zadałem jej kolejne pytanie, wkładając rzeczy do walizki.
- Powód: sprawy zdrowotno-rodzinne. Zrozumieli, a z przełożeniem to powiedziałam, że się skontaktujemy, bo sami jeszcze nic nie wiemy.
- Ok, dobrze.
- A i jeszcze napisałam takie oświadczenie na waszą stronę. Chłopaki mieli to dodać. Dobrze by było gdybyś Ty też coś zamieścił u siebie. Tomo i Shannon mieli to zrobić. O właśnie Shannon się uparł, że jedzie z Tobą, bo nie zostawi Cię samego z tym, a Janette to przecież jego bratanica.
- No dobra jak chce to niech jedzie. A te oświadczenia napiszę, ale dopiero w samolocie, bo teraz nie zdążę. A ktoś zna prawdę poza nami?
- Nie. Mówiłam, że sprawy rodzinne. Nie okłamuję ich, ale też nie mówię im całej prawdy.
- Dziękuję Ci za to wszystko - uściskałem ją.

- Nie ma sprawy. Bierz Shannona i jedźmy. Zawiozę Was na lotnisko, bo się w końcu spóźnicie.
Jechaliśmy, gdy zdałem sobie sprawę, że tak naprawdę nie miałem pojęcia kiedy wrócę.

- Emma, przełóż albo odwołaj spotkania i całą resztę z dnia jutrzejszego i czwartku, a dalej to dam Ci znać.
- Zrobi się.
Dojechaliśmy na lotnisko. Pożegnaliśmy się z Emmą. Poprosiła jeszcze żebyśmy dali jej znać co z Janette. Gdy już wsiadłem do samolotu ukryłem twarz w dłoniach. Moja mała Janette ma operację, a ja siedzę w samolocie, to niewiarygodne - pomyślałem. Shannon poklepał mnie po plecach.
- Trzymasz się?
- No jakoś nie bardzo. Żeby tylko wszystko poszło dobrze.
- Myśl pozytywnie. Będziemy na miejscu za jakieś trzygodziny.
- Taa... Będę myślał pozytywnie jak ją zobaczę nie wcześniej.


W szpitalu byliśmy przed 20. Janette była już na normalnej sali. Chciałem do niej iść, ale najpierw musiałem podpisać dokumenty. Dr Meyer powiedział, że operacja się udała. Nie chciałem wdawać się z nim w jakąś zbędną rozmowę i jak najszybciej poszedłem na salę, gdzie leżała Janette. Pomieszczenie było nieduże, ale pojedyncze. Spojrzałem na łóżko, leżała tam taka bezbronna. Miała gips na lewej ręce, na prawej kroplówkę i coś co mierzyło jej tętno. Poza tym jeszcze jakieś kabelki, które były wyciągnięte górą jej ubrania i podłączone do urządzenia, które pikało. Jak tak na nią patrzyłem, to się rozpłakałem jak dziecko. Pielęgniarka wcześniej powiedziała, że Janette obudzi się dopiero rano. Podszedłem do niej, pogłaskałam ją po głowie i pocałowałem w czoło. Usiadłem przy łóżku nie mogąc oderwać od niej wzroku. Do dali nagle wszedł Shannon:
- Ten lekarz, jakiś główny w każdym bądź razie, powiedział że możesz tu zostać na noc - powiedział do mnie po czym spojrzał na Janette i wyrwało mu się "Matko Boska", posłał mi przepraszające spojrzenie - tutaj niedaleko jest hotel, nie ześwirujesz tu sam? - spytał z troską, czułem że się o mnie martwi.

- Spokojnie postaram się.
- To ja w takim razie wpadnę rano - pocałował Janette w policzek i wyszedł. Zerknąłem na BB, była już 22. Wziąłem rękę Janette w swoje, oparłem głowę o łóżko i zasnąłem, patrząc na jej spokojną, śpiącą buzię. 




_______________________________________________________________

Przeskoczyłam trochę w czasie, mam nadzieję, że się nie gniewacie :)
Chciałam tylko zaznaczyć, że historia z wypadkiem i operacją jest prawdziwa, miałam to szczęście i mi się to przydarzyło.

Nie mogłam się doczekać aż dodam ten rozdział, bo jest bliżej do tego ku czemu zmierzam.


Ciężko mi się go przepisywało, bo zmieniałam sporo szczegółów, ale jest.

Żaneta.


PS F. wiem, że to miało się pojawić wczoraj, ale nie dałam rady ;/ <3

9 komentarzy:

  1. Trzy lata to trochę dużo jak na przeskok w czasie ale oczywiście że się nie gniewamy.Jeżeli to ma ci pomóc dość do tego co nam chcesz pokazać to jak najbardziej jestem za.
    Och mnie też się coś kiedyś takiego zdarzyło na lodowisku ale u mnie na szczęście skończyło się na rozciętych palcach a nie uciętych jak w przypadku Janette.
    Widać że J. troszczy się o córkę,no i oczywiście Shanny jak na troskliwego wujaszka przystało też się martwi.
    Czekam na następny1 Powodzenia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uciętych w przypadku Janette i moim, przykre doświadczenie.
      Nie dziękuję!

      Usuń
  2. Gdy przeczytałam że Janette miała wypadek to naprawdę się wystraszyłam, nie wiem co by było, gdyby stało jej sie coś poważniejszego :( i wgl jakby Jared na to zareagował... Na szczęście wszystko dobrze sie skończyło ;D Ciesze się że aż tyle się dzieje ;) jest ten mały dreszczyk emocji ;D Ciekawa jestem co będzie dalej :d
    PS. Wybaczam :) Warto było czekać ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślałam nad poważniejszymi obrażeniami, ale wolałam nie.
      Dreszczyk jest good :D
      <3

      Usuń
  3. hej! no czytało się naprawdę nieźle bo wciągało ;D ten dreszczyk, a wypadek no straaaszny :P sama jeżdżę na łyżwach bo kocham ale zawsze jak wchodzę na lód to mam 2 myśli: byle nie wybić zębów i nie obciąć sobie palców :) 2010? :) fajnie, bo lata '09-'11 były genialne!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę z tego powodu :)
      Ja weszłam tylko raz na lodowisko, skończyło się to fatalnie i więcej już nie pójdę.
      Tak 2010. Zgodzę się, te lata były niesamowite :D

      Usuń
  4. Ja tam się gniewam tylko za to, że rozdział jest krótki i jak już wspominałam: będzie lanie ;)
    Przeczytałam o tym wypadku i niemalże umarłam, bo myslałam, że ona tam umiera czy coś... No ale wypadek na łyżwach też spoko. Do teraz palce mnie bolą i ciągle je pocieram... I pewnie za każdym razem jak będę wchodziła na lodowisko, będę myślała o tym, więc... Dziękuję ;p
    Nie no, ogólnie rozdział bardzo mi się podobał i czekam na kolejny... No i DŁUŻSZY! ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie bij, poprawię się :)
      Nie ma za co, polecam się na przyszłość :) Ja patrzę na swoje i będę miała "pamiątkę" do końca życia, więc.
      Dłuższy będzie, ale to nie będzie następny rozdział :P

      Usuń
  5. Kocham Cię, mój mały pisarzu. <3

    OdpowiedzUsuń