28 lipca 2014

44. "Słowo skauta, którym nigdy nie byłam."

Jestem szczęśliwym człowiekiem. Dlaczego? Mam dobrze płatną pracę, którą lubię i przy której nie muszę się przemęczać. Mam faceta, który prawdopodobnie jest ideałem. Czemu prawdopodobnie? Jeszcze do końca go nie poznałam żeby być tego pewną w stu procentach. Kocham go i spędzam z nim najlepsze chwile mojego życia. Rozumie mnie jak mało kto i sprawia, że czuję się wyjątkowa. Mam przyjaciółkę, której ufam ponad wszystko i nigdy mnie nie zawiodła. Mimo, że Kim mieszka setki kilometrów stąd to i tak czuję jakby zawsze przy mnie była i mnie wspierała. Rodzice, fakt, że mam tylko jedno z nich jakoś szczególnie mi nie uwłacza. Nie czuję się gorsza, bo matka mnie zostawiła. Zwyczajnie jej nie rozumiem i chciałabym się kiedyś dowiedzieć co nią kierowało, gdy podejmowała tę decyzję. Tata, który wypełnia swoją życiową rolę w dwustu procentach jest najlepszym tatą na świecie. Stara się jak tylko może żeby pewnych rzeczy mi nie brakowało, ale niektórych wydarzeń nie jest w stanie cofnąć. Absolutnie nie mogę mu mieć za złe tego, że spędziłam sześć lat w szkołach z internatem. Rozumiałam to, bo był ze mną sam i praktycznie każda decyzja jaką podejmował w tamtym czasie wydawała się być niewłaściwa. Kocham go, bo dzięki niemu jestem człowiekiem jakim jestem. Wychował mnie w sposób w jaki najlepiej potrafił. Zawsze będę mu za to wdzięczna i nigdy o tym nie zapomnę. Moje życie w większości spędzone w Los Angeles. Dzieciństwo, które z opowiadań wydaje się być bardzo szczęśliwe. Lata spędzone w Colorado też nie należały do najgorszych chociaż tęsknota za tatą i domem była bardzo silna. Kansas i największe życiowe błędy i porażki, cóż każdy je popełnia. Można to tłumaczyć młodym wiekiem i brakiem doświadczenia, ale czy to właśnie nie na własnych błędach uczy się człowiek? Do tej pory myślenie o niektórych rzeczach sprawia lekkie ukłucie w sercu, że można było być takim naiwnym. Te wydarzenia zostaną gdzieś w podświadomości, ale z czasem pozostanie po nich tylko niesmak. Mieszkanie w dużym świecie jest ciekawe. Jestem tu prawie 18 lat, chociaż świat dowiedział się o mnie dopiero dwa lata temu. Nie mam na co narzekać, bo nie każde moje wyjście z domu zostaje uwiecznione na zdjęciach. Składając to wszystko w całość odnoszę wrażenie, że jest więcej minusów niż plusów, ale zaraz zdaję sobie sprawę, że jestem w błędzie, bo gdyby tak było, to nie byłabym szczęśliwa, a jest wręcz na odwrót.
- Kochanie - Robert ściągnął mi słuchawki, ale nadal słyszałam Closer - Kings of Leon. Spojrzałam na niego, a on tylko się roześmiał.
- Coo? - spytałam.
- Nie już nic - pocałował mnie w policzek. Kompletnie nie rozumiałam o co mu chodziło, a mówią, że to kobiety jest ciężko zrozumieć.
- Robert - weszłam za mężczyzną do domu.
- Słucham?
- Nie to ja słucham.
- Nie ważne. Zapomnij.
- No ej, nie ma tak.
- Założyliśmy się o coś  - powiedział Shannon - ale Twój chłopak nie ma jaj.
- Zamknij się - Rob przewrócił oczami.
- Zapewniam Cię, że wszystko ma na miejscu. Nie mieszajcie mnie w swoje zakłady. Trochę o nich słyszałam i żaden dobrze się nie skończył.
- To też prawda - perkusista się zaśmiał.
- Idę od Was, bo zachowujecie się trochę dziwnie.
Wyszłam z salonu i weszłam na górę.
- Co robisz? - zajrzałam tacie przez ramię.
- Pracuję - odpowiedział.
- Serio? - spytałam z ironią.
- Chcesz iść jutro ze mną i z Shannonem na koncert Muse? - powiedział z przerwami niczym dziecko specjalnej troski.
- Chętnie.
Koncert Muse, który odbył się w Staples Center ze wspaniałą set listą był niesamowitym przeżyciem. Usłyszenie na żywo Resistance, Starlight, czy Supermassive Black Hole było czymś na co czekałam od dawna. 
Parę dni później próbowałam wynegocjować u Roberta żeby u mnie został.
- I co będziemy robić? - spojrzał na mnie.
- Obejrzymy jakiś film. Nie bądź taki, zostań - ładnie się uśmiechnęłam.
- No dobra - westchnął.
Po krótkim zastanowieniu wybrałam film Erin Brockovich. Uwielbiam Julię Roberts, jest świetną aktorką, a ta produkcja jest genialna. Po połowie filmu chłopak zasnął, teraz rozumiałam czemu chciał wrócić do domu. Delikatnie go przykryłam i ściszyłam telewizor żeby go nie obudzić.
W poniedziałek zjawił się u nas Mark Mahoney, który z tego co się orientowałam robił tacie tatuaże.
- Co znowu wymyśliłeś? - zerknęłam na wokalistę.
- Zobaczysz jak skończy.
- Ale będę mogła się z Tobą pokazać na ulicy? - zaśmiałam się.
- Zależy czy ja będę chciał - odgryzł się.
- Osz Ty - zmrużyłam oczy. - To ja już pójdę - wycofałam się z kuchni.
Wchodząc do swojego pokoju doznałam olśnienia. Rano miałam wysłać Alyson tekst i kompletnie o nim zapomniałam. Włączyłam laptopa i szybko wysłałam plik. W momencie, gdy wysyłanie się skończyło laptop się wyłączył. Próbowałam go ponownie odpalić, ale nie okazał współpracy.
- Co robisz? - do pokoju wszedł Robert.
- Dobrze, że jesteś. Chodź tutaj - poklepałam miejsce na sofie.
- Słucham - usiadł obok mnie.
- Czemu się nie chce włączyć - wskazałam na laptopa.
- Pewnie zepsułaś.
- Nie zepsułam. Wysłałam maila i potem się wyłączył - wyjaśniłam.
- Nie da rady. Ja się na tym nie znam. Idź do chłopaków na dół może oni coś poradzą.
Zeszłam na dół i bardzo liczyłam, że jakoś to naprawią, bo znajdowało się tam dużo ważnych rzeczy.
- Mam do Was sprawę. Wysyłałam maila i potem laptop się wyłączył i już nie chce się włączyć, z góry uprzedzam, że nigdy nie doznał żadnych obrażeń.
- Może się przegrzał.
- Apple sie nie przegrzewa - odpowiedział drugi. - Zobaczymy czy coś da się zrobić, ale nic nie obiecujemy.
- Ok, dzięki.
- I co? - spytał Robert, gdy weszłam do pokoju.
- Mają sprawdzić czy da się coś zrobić, ale nie brzmieli zbyt optymistycznie.
- Nic nie działa wiecznie.
Następnego dnia tata wybrał się na Digital Media Panel i miał wrócić dopiero popołudniu.
- Nie za dobrze Ci? - spytałam Roberta, który leżał na moim łóżku.
- Nie, bo czegoś mi tu brakuje?
- Czego?
- Raczej kogo, Ciebie.
- Nie podlizuj się.
- Ja się nie podlizuję, chciałem być miły, ale wszystko zepsułaś.
- Przepraszam - podeszłam do niego.
- Teraz to wiesz co.
- No ej - połaskotałam go - wiesz na mnie nie można się gniewać - pocałowałam go, a on obrócił mnie na plecy.
- Kto teraz ma przewagę? - spojrzał mi w oczy.
- Ty.
- Dobra odpowiedź - znowu mnie pocałował.
- Janette... - do pokoju wszedł Shannon - oj sorry.
- Co tam? - podniosłam się.
- Przerwałem coś?
- Nie, na szczęście nie.
- Chodźcie na dół, zobaczycie coś.
- A mianowicie? - spytał Rob.
- Tomo obcina włosy.
- Coo?! - wytrzeszczyłam oczy.
Zeszliśmy na dół, Tomo z nożyczkami w ręce stał przed dużym lustrem.
- Czyń honory - podał je perkusiście. Chłopaki zaczęli się wygłupiać i robić zdjęcia, a ja zapatrzona w nich nie byłam w stanie wyobrazić sobie Milicevicia w krótkich włosach. Niedługo potem zjawił się tata w towarzystwie fryzjera, który dokończył, to co zaczął Shannon.
- Czuję się jakbym Cię nie znał - powiedział tata spoglądając na gitarzystę.
- Gdzie ten mój mąż z nową fryzurą? - do salonu weszła Vicki.
Siedząc wieczorem w dziewiątkę na tarasie byliśmy niemalże jak rodzina.
- Chodź na moment - szepnął Shann.
- Co tam? - spytałam, gdy weszliśmy do środka.
- Spróbuj - podał mi szklankę z tajemniczą zawartością. Przechylając naczynie wyraźnie czułam smak wódki i soku z marakui, ale było coś jeszcze.
- Co w tym jest?
- Ale dobre, co nie?
- Bardzo dobre.
- Udam, że tego nie widziałem i nie będę tego widział - minął nas tata.
- Ale bym sobie zapalił - perkusista się rozmarzył.
- Nie waż się.
- I kto to mówi - zaśmiał się.
- Trzymaj - oddałam mu szklankę z większą połową zawartości.
- Nie, wypij.
- Nie, bo znowu tata będzie zły.
- Dzisiaj nie. Gwarantuje Ci to.
- Dobra, mam nadzieję, że nie będę tego żałowała, że Ci zaufałam - wróciłam na taras i usiadłam obok Bosanko.
- Mogłabym do Ciebie jakoś wpaść, bo mam sprawę.
- Pewnie - uśmiechnęła się.
- A jakoś tak żeby nie było Tomo?
- Jutro chłopaki mają spotkanie w Capitol Records. Druga taka okazja może się szybko nie nadarzyć - puściło mi oczko.
- Ok, to zajrzę jutro. Dzięki.
- Co tam? - spytał Robert, gdy usiadłam obok niego.
- Chcesz spróbować - podałam mu szklankę.
- Nie, wolę tego ze sobą nie mieszać. Co jest? Hmm? - przytulił mnie do siebie.
- Nic - upiłam łyk drinka.
- Czemu kłamiesz?
- Powiem Ci, ale nie dzisiaj.
Do północy wszyscy się rozeszli. Wzięłam prysznic i wskoczyłam do łóżka w którym spał już Robert. Rano w kuchni natknęłam się na tatę.
- Młoda wybierasz się z nami do Capitol Records?
- Nie, mam swoje plany. Długo tam będziecie?
- No trochę. Wiesz, że o samej kawie nie da się przeżyć.
- Nieprawda, da się - do pomieszczenia wszedł Shannon.
Chłopaki w południe pojechali, więc ja też postanowiłam się zebrać.
- Kochanie ja wychodzę - objęłam Roberta za szyję.
- Gdzie idziesz?
- Umówiłam się.
- Zdradzasz mnie?
- Cały czas - odpowiedziałam ze śmiertelną powagą. - Porozmawiamy jak wrócę - pocałowałam go w policzek.
Wyszłam przed dom i wsiadłam do wcześniej zamówionej taksówki. Po niespełna pół godzinie byłam już pod domem Bosanko.
- Hej - cmoknęła mnie w policzek - wchodź. Czego się napijesz?
- Kawy.
Dziewczyna postawiła przede mną filiżankę i usiadła w fotelu obok. Cisza stawała się coraz bardziej niezręczna, ale nie miałam pojęcia jak zacząć, a Vicki nie naciskała.
- Nie wiem jak zacząć -  w końcu się odezwałam.
- Masz jakieś problemy? Wpakowałaś się w coś czy nie układa Ci się z Robertem?
- Nie, to nic z tych. Chodzi o takiej bardziej... no wiesz kobiece sprawy.
Już od jakiegoś czasu nosiłam się z zamiarem pójścia do ginekologa, a dokładniej od rozmowy z tatą. Potrzebowałam z kimś o tym porozmawiać i z grona kobiet, które mnie otaczały wybrałam Bosanko.
- Chyba wiem o co Ci chodzi. Chcesz iść do ginekologa.
- Tak.
- Dziewczyno wyluzuj. Może Ci lepiej melisę zaparzę, a nie kawę.
- Nie, nie trzeba. Chodzi mi o to czy znasz kogoś, kto jest dobry no i w ogóle.
- Tak. Fakt faktem ja do niego nie chodzę, ale słyszałam, że jest świetny. Nawet chyba mam jego wizytówkę. Zaraz wrócę - weszła na piętro. - Trzymaj - podała mi mały, prostokątny kartonik. - Zadzwonisz, powinien Cię w miarę szybko przyjąć. Nie bój się, nie zje Cię. Jeśli chcesz to mogę iść z Tobą, ale najlepiej to weź ze sobą Roberta i przede wszystkim mu powiedz.
- No nie wiem.
- Przecież go kochasz, a on by dla Ciebie wszystko zrobił. Teraz też tak będzie tylko mu powiedz. To jest dorosły facet, więc zrozumie, nie martw się. Skończmy już o tych nieprzyjemnych rzeczach, bo mam ciasto.
Zjadłyśmy po kawałku i zajęte rozmową nawet nie zauważyłyśmy kiedy wrócił Tomo.
- To ja się będę zbierać.
- Zadzwoń i to jeszcze dzisiaj - Vicki mocno mnie przytuliła - i nie bój się, bo nic złego się nie stanie jak tam pójdziesz. - W odpowiedzi pokiwałam tylko głową i wyszłam. Wysiadając po domem wpadłam na tatę i wujka, którzy przyjechali w tym samym momencie co ja.
- Powiesz mi gdzie byłaś? - tata spojrzał na mnie pytająco.
- A muszę? Byłam u Vicki - dodałam zanim zdążył cokolwiek powiedzieć.
Weszłam do domu i zamknęłam się w swoim pokoju. Sięgnęłam do torebki po wizytówkę i powoli wykręciłam numer. Słysząc po drugiej stronie kobiecy głos lekko odetchnęłam. Szybko i sprawnie umówiłam się na wizytę, która miała być za trzy tygodnie, bo Pan doktor aktualnie jest na urlopie. Jeśli to zawsze będzie takie stresujące, to nie wiem czy długo pożyję. Do wieczora Robert nie poruszył kwestii tego, że mieliśmy porozmawiać, a ja znowu miałam ten sam problem i nie wiedziałam jak zacząć. Leżałam w łóżku i próbowałam w jakiś sensowny sposób sobie wszystko ułożyć, ale nie potrafiłam. Chwilę później chłopak wyszedł z łazienki. Zgasił światło i położył sie obok mnie. Od razu się w niego wtuliłam, a on mocno mnie objął. Nie chciałam budzić w nim niepokoju, że coś się stało, więc w końcu zaczęłam.
- Robert, bo... - zawiesiłam głos. Usiadłam żeby go lepiej widzieć. Chłopak też się podniósł i przyglądał mi się uważnie. - Umówiłam się do lekarza.
- Do jakiego lekarza?
- Do ginekologa.
- Coś z Tobą nie tak? - złapał mnie za rękę.
- Wydaje mi się, że wszystko jest dobrze, ale nie zaszkodzi sprawdzić, ale nie dlatego chcę tam iść. Wiesz jak wygląda kwestia z naszym zabezpieczaniem się i pomyślałam, że tabletki...
- Jeśli przeze mnie chcesz iść do lekarza i truć się jakimiś tabletkami tylko dlatego żebyśmy...
- Tak będzie lepiej, wierz mi.
- Ale...
- Ciii - położyłam mu palec na ustach.
- Jesteś tego pewna?
- Nie zadaj mi podchwytliwych pytań.
- No dobrze. Chodź do mnie - przytulił mnie. 
- Pójdziesz ze mną tam?
- Jeśli chcesz, to oczywiście, że tak.
- Przepraszam.
- Ale za co? - spojrzał mi prosto w oczy.
- Chyba za bardzo dramatyzuję.
- Masz do tego prawo. Jesteś młoda i przerażona tą wizytą, także nie przepraszaj, bo nie masz za co.
- Vicki miała rację - powiedziałam.
- Z czym?
- Z Tobą. Powiedziała, że zrozumiesz i żebym się nie przejmowała.
- Vic chyba za dobrze mnie zna - uśmiechnął się pod nosem.

Jared

Wizja teledysku do Up In The Air rodziła się z czasem. Co chwilę przychodziły nowe pomysły, które łączyłem w całość. Połączenie tego wszystkiego wydawało się być nieco szalonym pomysłem, ale gdyby był przeciętny, to byłby nudny, a tego nie chciałem. Dzisiaj był pierwszy dzień zdjęciowy i od samego rana już nie mogłem się doczekać żeby być na planie. Hangar starego lotniska na obrzeżach Los Angeles wynajęty na parę dni wydawał się idealnym miejscem na ten projekt. Będąc na miejscu po krótkiej rozmowie z Emmą okazało się, że wszystko jest gotowe i możemy zaczynać. Na początku kręciliśmy sceny ze zwierzętami: wilk, lew, zebra. Zawsze istniało ryzyko, że ktoś zostanie zjedzony mimo, że zwierzęta były w klatkach i miałem nadzieję, że to będzie Shannon.
- Jaki fajny kotek - przeszedł koło klatki z lwem.
- Dwie sekundy i po Tobie - powiedział opiekun zwierzęcia. Cicho się zaśmiałem i wróciłem do mojego kamerzysty.
Skończyliśmy wieczorem i wróciłem do domu, gdzie czekała Janette.
- I jak? - spytała.
- Dobrze. Wszystko tak jak chciałem - uśmiechnąłem się.
- Jesteś zadowolony z siebie, to dobrze wróży.
- Zjemy coś? Pizza?
- Może być - kiwnęła głową.
Zamówiłem pizzę, która miała być dostarczona za 30 minut. 
Drugi dzień na planie mijał zadziwiająco dobrze, żadnych problemów, aż w to nie wierzyłem. Trzeci dzień również trwał bez komplikacji i nawet udało mi się namówić Janette żeby przyjechała ze mną na plan, ale to pewnie dlatego, że Robert tutaj był. Jeśli chodziło o dzisiaj byłem chyba najbardziej podekscytowany, bo kręciliśmy sceny z olimpijskimi gimnastyczkami oraz color war. Dziewczyny świetnie się spisały, bo osiągnęły efekt o jaki mi chodziło. Wiedziałem, że wszystko będzie wyglądało genialnie po odpowiedniej edycji grafików.

Janette

- Pojedziesz ze mną? - poprosił tata.
- I co ja tam będę robić?
- Nie będzie się nudzić to na pewno. No chodź, Robert tam jest.
- Używasz tego jako argumentu? - zapytałam.
- Oczywiście, że tak.
W końcu się zgodziłam z nim pojechać. Może zobaczę coś ciekawego, bo nie chciał zdradzić żadnych szczegółów. Na miejscu byłam absolutnie pod wrażeniem wszystkiego.
- A kogo tu przyniosło - powiedział Robert, gdy tylko mnie zobaczył. Objął mnie i przytulił do siebie. - Chodź - pociągnął mnie w stronę garderoby.
- Ty to chyba powinieneś pracować - powiedziałam wchodząc do pomieszczenia.
- No powinienem, ale wiesz - uśmiechnął się. Pocałowałam go i w tym momencie weszła jest z gimnastyczek. Poczułam się trochę zażenowana, jakby ktoś przyłapał mnie na czymś, czego nie powinnam robić.
- Przepraszam - powiedziała. 
- Pójdę już - Robert spojrzał na mnie. W odpowiedzi skinęłam, tylko nieznacznie głową. 
- My - odezwałam się patrząc na Marooney.
- Nie moja sprawa. Nie dotyczy mnie to, chociaż jesteście razem, prawda?
- Tak.
- To widać i nie chodzi mi o to, że się całowaliście. Widziałam Was wcześniej jesteście uroczy, zazdroszczę - przebrała się.
- Czego?
- Dziennikarze śledzą pewnie prawie każdy Twój ruch ze względu na tatę, a Ty i tak żyjesz sobie w szczęśliwym związku o którym nikt nie wie. Ja jak tylko z kimś wyjdę, to jest milion spekulacji.
- Nie umiesz się ukrywać.
- Mam już dość ukrywania się - założyła torbę na ramię.
- Uciekasz już?
- Tak. Wszystko jest tak jak chciał Jared, więc będę się zbierać. A tak w ogóle to McKayla - podała mi dłoń.
- Janette - uścisnęłam ją.
- Cześć i nie martw się nic nikomu nie powiem - wyszła.
Wyszłam na halę , gdzie mieli akurat kręcić color war. Wiedziałam, że to będzie niesamowicie wyglądać. Skończyli wszystko nagrywać bardzo późnym wieczorem bowiem było już po 23. Wszyscy występujący w teledysku już się rozjechali, więc na planie poza tatą, Shannonem, Tomo, mną, Emmą, Shaylą, Robertem i Jamiem była ekipa, która zbierała sprzęt.
- Tato będzie Ci potrzebny ten kolorowy proszek?
- Teoretycznie to nie, a czemu?
- Mogę go wykorzystać?
- Na kim? - przyjrzał mi się uważnie.
- Przejrzałeś mnie - skrzywiłam się. - Ktoś musi dostać za swoje.
- Wiesz, że możesz tego nie przeżyć - ostrzegł.
- Jak coś to na pogrzeb kup malinowe różne - chwyciłam woreczek z kolorowym proszkiem i ruszyłam w stronę Shannona, Tomo, Jamiego i Roberta. Zachodząc perkusistę od tyłu trochę się bałam, bo w odwecie mógł zrobić coś nieobliczalnego, ale trudno. Spoglądając na chłopaków Milicevic zamarł, a Schefman już zaczął się śmiać, Rob pokręcił głową żebym tego nie robiła, a ja w tym samym momencie przechyliłam opakowanie. Wszyscy zaczęli się śmiać, a Shannon zaczął się wydzierać.
- Kto to kurwa zrobił i czemu kurwa to miało być takie śmieszne? - odwrócił się w moją stronę. - Młoda mam nadzieję, że szybko biegasz - rzucił się na mnie. Na szczęście przewidując to odsunęłam się dość daleko, by zdążyć uciec. Schowałam się za tatą trzymając się jego bluzy.
- Jared odejdź, bo i Tobie się oberwie.
- Należało Ci sie za to wszystko - powiedziałam - a to i tak był niewinny żarcik w porównaniu z Twoimi. 
- Młoda - warknął.
- Shannon wyluzuj. Nic strasznego się nie stało - tata stanął w mojej obronie.
Perkusista obrzucił nas lodowatym spojrzeniem i poszedł się umyć.
- 1:0 dla mnie.
- Zaraz będzie 2:1 dla niego, bo naprawdę się wkurzył. Radziłbym wziąć Roberta i jechać do domu zanim zdąży wrócić.
- Może masz rację. To narazie - cmoknęłam go w policzek. - Kochanie chodź - podeszłam do Roberta. - Zaraz wróci zły niedźwiedź i mnie zabije. Lepiej się ulotnić. Cześć - pożegnałam się z chłopakami i wyszliśmy przed hangar. 
- Mocne to było - powiedział Babu, gdy jechaliśmy samochodem.
- Zasłużył sobie - odpowiedziałam pogłaśniając lekko radio. Byłam zmęczona, a nie chciałam zasnąć w samochodzie. - Wejdziesz? To znaczy zostaniesz? - spytałam, gdy samochód się zatrzymał.
- Jeśli chcesz - zgasił silnik. Weszliśmy do środka i jedyne o czym marzyłam to prysznic i spać.
Budząc się w niedzielę wiedziałam, że na pewno nie jest rano, ale raczej koło południa.
- Która godzina? - spytałam Roberta, który w pełni ubrany siedział na sofie.
- Po 11.
- Co robisz?
- Zgrywam Ci wszystko na przenośny dysk, bo chłopaki powiedzieli, że już długo nie podziała i lepiej żebyś sobie to zgrała, bo ten laptop nie ma trzeciego życia.
- Wspominali coś, ale nie miałam czasu - przeciągnęłam się.
- Może byś już wstała, hmm?
- Osz Ty złośliwcu - zerwałam się z łóżka. Oplotłam jego szyję rękami i zobaczyłam, że przegląda moje zdjęcia z Kansas. - Mogę wiedzieć co Ty robisz?
- Przepraszam. Wciągnąłem się. To jest ładne - wskazał na fotkę moją z Kim.
- Pamiętam to, to były wspaniałe czasy - uśmiechnęłam się na myśl o przyjaciółce.
- Ubierz się, zjedz coś i idziemy się przejść.
- Tak jest! - pocałowałam go w policzek.
- Nad czym tak myślisz? - spytał Robert.
- Nic takiego - wymusiłam delikatny uśmiech.
Mężczyzna nie drążył, bo wiedział, że nic nie powiem, a mi na samą myśl o Kansas zaraz po Kim przyszedł do głowy Frank i serce mi się ścisnęło. Czemu los postawił go na mojej drodze? Po co musiałam zostać tak brutalnie uświadomiona? Nie wymarzę tego z pamięci, bo to niemożliwe, ale po latach to już przestanie tak silnie oddziaływać, a może i uda mi się o tym zapomnieć skoro mam takiego wspaniałego faceta jakim jest Robert. Przestałam myśleć o tym wszystkim i się zatrzymałam. Chłopak odwrócił się z pytającym spojrzeniem.
- Dziękuję, że tu jesteś.
- Zawsze będę - przytulił mnie.
- Wracamy? - Kiwnął w odpowiedzi głową.
W domu nikogo nie zastaliśmy, więc dobrze, że wzięłam klucze. Parę dni później Shannon wybaczył mi mój haniebny występek i postanowił dać mi lekcję gry na perkusji z racji, że pojutrze miała zniknąć z naszego salonu. 
- Masz - podał mi słuchawki. - Może na początek coś prostego - włączył stary numer Beatlesów. - Trzymasz luźno, ale bez przesady - złapał mnie za ręce w których trzymałam pałeczki. Niby coś wychodziło, ale to nie było to.
- Próbujesz ją nauczyć grać na perkusji? - spytał tata.
- Próbuję to jest właściwe określenie. Młoda gitara ok, pianino ok, ze śpiewem pewnie też ok, ale perkusji się nie tykaj - powiedział Shann.
To, że nigdy nie miałam perkusji pod ręką nie znaczyło, że nie umiałam na niej grać. Stała w szkole w Kansas, to wystarczyło. Sięgnęłam po laptopa i zmieniłam na "Fallen" z pierwszej płyty zespołu. Na tym uczyłam się grać i znałam to na pamięć. Kończąc panowie mieli nieco zdziwione miny.
- Masz rację Shannon, nie powinnam tykać się perkusji - oddałam mu pałeczki.
- Ale jak?
- Ale co? - uśmiechnęłam się. Starszy Leto miał tak zdziwioną minę jakby zobaczył ducha.
- Twoja córka jest wszech uzdolniona.
- I nie chce tego wykorzystać. 
- Na pianinie i perkusji się nauczyłam, gitara przyszła sama, a śpiewać nigdy nie próbowałam. Muzyka jest fajna, ale to chyba nie dla mnie - zerknęłam na tatę.
- Ja Cię do niczego nie namawiam. Zrobisz ze swoim życiem, co będziesz chciała, ale pamiętaj, że masz wiele ścieżek do wyboru i błagam nie zamknij się w tym dziennikarstwie, bo tego nie przeżyję.
- Wcale jej do niczego nie namawiasz - zauważył Shannon.
- Wiesz o czym mówię? 
- Wiem - odpowiedziałam patrząc na niego.

Dwudziestego lutego był mecz Lakersów z Boston Celtics, na który Robert dostał ode mnie bilety. Chłopak próbował mnie przekonać żebym z nim poszła, ale odmówiłam. W końcu zabrał ze sobą Jamiego. Tata gdzieś wyszedł wieczorem, więc miałam cały dom dla siebie. To, że byłam sama nie oznaczało szalonej imprezy, a spokojnie nadrobienie ostatnich trzech odcinków czwartego sezonu The Vampire Diaries. Po obejrzeniu serialu wzięłam długą kąpiel. Wychodząc z łazienki była prawie 1, Robert pewnie pojechał do siebie, a tata jak zwykle zaginął w akcji. Włączyłam alarm i poszłam spać. W czwartek przed południem pojechałam do redakcji.
- Szybko przyjechałaś - Shepherd spojrzała na mnie, gdy weszłam do jej gabinetu.
- Starałam się jak mogłam.
Zaraz po mnie zjawiła się Bel. Nie była zbyt zadowolona moim widokiem.
- Przynieś nam dwie kawy proszę i te dokumenty o których mówiłam - Alyson zwróciła się do sekretarki. - Zadzwoniłam do Ciebie, bo mam coś dla Ciebie - podała mi srebrną kopertę. - To zaproszenie na jutrzejszą imprezę branżową. Z trudem wynegocjowałam możliwość żebyś tam poszła i zależy mi żebyś tam była, więc proszę nie odmawiaj. Powinnaś poznać parę osób.
- Powinnam? - zapytałam. - Chyba mnie przeceniasz. Nie wybiegam tak daleko w przyszłość i nie wiem co będę robić, więc...
- Więc możesz pójść na ten bankiet. To Cię nie zobowiązuje do pracy w redakcji do końca życia.
- Ok niech będzie - powiedziałam w tym samym momencie w którym do pomieszczenia weszła Bel z kawą.
Z redakcji wyszłam późnym popołudniem. Wchodząc do domu minęłam się z tatą, który wychodził.
- Gdzie idziesz?
- Na imprezkę - uśmiechnął się.
- W takim razie nie wnikam.
Napiłam się wody i zeszłam na dół. Na kanapie siedział Jamie i Robert.
- Co chłopaki Lakersi wczoraj wygrali? - poruszyłam brwiami. Mimo, że była prawie 18, to wyglądali jakby niedawno skończyli świętować.
- No wygrali, wygrali - westchnął Schefman.
- Biedne dzieci - pogłaskałam obu po głowie.- Fajnie było? - spojrzałam na chłopaka.
- Bardzo, dziękuję - pocałował mnie w policzek. 
- Ja będę się zbierał - Jam wstał z kanapy. - Cześć Wam.
- Narazie - odpowiedziałam. - Brałeś coś czy Ci przynieść?
- Już mi przeszło, ale poszedłbym spać.
- No to się połóż. Taty nie ma, nie martw się.
- A położysz się ze mną? - delikatnie się uśmiechnął.
- Położę - pokręciłam głową. Rob zamknął laptopa i poszliśmy na górę.

- Idę dzisiaj wieczorem na imprezę branżową - powiedziałam do chłopaka, gdy jedliśmy śniadanie.
- Będą tam jacyś mężczyźni?
- Pewnie tak - odpowiedziałam zdając sobie sprawę, że to było podchwytliwe pytanie.
- Nigdzie nie idziesz.
- Nie przesadzaj. Nie ufasz mi?
- Nooo - zawiesił głos.
- Nie takiej odpowiedzi się spodziewałam.
- Oczywiście, że Ci ufam, ale im nie ufam. 
- Będę grzeczna obiecuję. Słowo skauta, którym nigdy nie byłam.
- Jesteś straszna.
- Przecież wiesz, że żartuję - dotknęłam jego ręki, ale od razu ją cofnął. Wstał i wstawił naczynia do zlewu. Czyżbym tym małym, niewinnym żarcikiem przesadziła? Czarka się przelała?
- Teraz to ja żartowałem - chłopak mnie pocałował. - Wystraszyłaś się.
- No i kto tu teraz jest straszny? - spytałam.
- Dobra rozejm, bo zaraz coś z tego wyniknie i będzie niemiło.
Chłopak zszedł na dół, a ja wróciłam do pokoju i weszłam do garderoby. Przydałaby się jakaś ładna, trochę elegancka i niezbyt seksowna sukienka, ale czy ja coś takiego posiadam? Przeleciało mi przez myśl. Przegrzebując szafę w końcu znalazłam coś idealnego. Odpowiednie dodatki i wszystko będzie świetnie wyglądało.
- Doszły mnie słuchy, że gdzieś się wybierasz - do pomieszczenia wszedł tata.
- Zgadza się - odpowiedziałam.
- Młoda 18 za tydzień, a narazie nie szalej.
- Zapomniałam, przepraszam.
- Nic się nie stało. Jak już chodzisz na te imprezy to pamiętaj, że to też jest show-biznes i o prywatnych sprawach się nie mówi.
- Wiem. Mogę o coś spytać, ludzie interesują się Jennifer?
- Dziennikarze pytali na początku, teraz też się czasem zdarzy, a osoby mojego pokroju nie wnikają w takie rzeczy. Widziałem na różnych portalach spekulacje co do niej, ale gdy nawet w Twoim akcie urodzenia jej nie ma, to ciężko się czegokolwiek dowiedzieć.
- Czemu ona tak zrobiła?
- Kochanie nie wiem. Sam sobie zadaję to pytania. Wiem, że niedługo potem wróciła do tańca, dużo występowała, ale jej kariera szybko się skończyła, ale i tak łatwiej mi ją zrozumieć niż moją matkę. Wiem, że nie jesteś jej w stanie wybaczyć tego, że jej przy Tobie nie było, gdy najbardziej jej potrzebowałaś, ale... może warto byłoby dać jej drugą szansę. Przepraszam nie powinienem - przerwał.
- Czemu mi o tym mówisz? Pamiętam ją tyle co ze zdjęć i z tego co mi opowiadasz, 18 lat jej nie widziałam.
- Może bardziej w tym momencie myślę o sobie niż o Tobie, ale tylko z nią byłem w 100% szczęśliwy i nie martwiłem się jutrem. Związek z nią był najlepszą i najpiękniejszą rzeczą jaka mnie spotkała w życiu. Mimo, że nie jesteśmy już razem, to jestem prze szczęśliwy, że jesteś owocem naszej miłości. Nie będę Cię okłamywał, nie planowaliśmy z Jen dzieci, wpadliśmy, ale to była najcudowniejsza wpadka w moim życiu - oczy taty lekko się zaświeciły. - Nie wyobrażam sobie żeby Ciebie tutaj nie było. Jestem cholernie dumny z siebie i z Jennifer, że się nam tak udałaś i, że Cię z Shannonem wychowaliśmy na wspaniałą dziewczynę. - Podeszłam do mężczyzny i go mocno uściskałam. Z kolejnymi słowami jakie wypowiadał w moich oczach pojawiały się łzy. - Gdyby coś mi się kiedyś stało, to wiedz, że Jennifer Cię kocha, ale za dużo lat minęło i nie wie jak naprawić swój błąd.
- Nie mów mi takich rzeczy, nic Ci się nie stanie. Nawet się nie waż zostawiać mnie samej, ja sobie...
- Poradzisz sobie. Tak Cię wychowałem żebyś sobie poradziła, bo różnie może być w życiu.
- Proszę Cię przestań.
- Już nic więcej nie mówię - delikatnie się uśmiechnął. - Zacznij się szykować, bo przecież nie wypada się spóźnić - poruszył brwiami i przejechał kciukami po moich policzkach ścierając tym samym łzy. Pocałował mnie w głowę i wyszedł. Wzięłam głęboki oddech siadając na łóżku. Tata mógł mieć rację, może zasłużyła na drugą szansę, ale nie wiedziałam czy chcę w to wchodzić. Tęsknie za nią mimo, że po części jej nienawidzę, ale jest moją matką. Otrząsnęłam się i poszłam pod prysznic, robiło się późno.
- Jak tam? - spytał Robert, gdy malowałam paznokcie. Siedziałam w szlafroku na łóżku. Miałam już zrobiony makijaż, zostały jeszcze włosy.
- Dobrze - spojrzałam na niego. - Zrobisz mi kawę? - uśmiechnęłam się.
- No nie wiem. Idziesz sobie na jakąś imprezę, gdzie będą mężczyźni. Pewnie będziesz wyglądała jak milion dolarów i do tego zostawiasz mnie samego, więc sam nie wiem.
- Wynagrodzę Ci to jakoś - puściłam mu oczko.
- Będziesz się musiała dobrze postarać.
- Oj żebyś się nie zdziwił - powiedziałam bardziej do siebie niż do mężczyzny, bo już wyszedł.
Parę minut po 19 zjawiła się taksówka.
- To ja lecę - pocałowałam chłopaka. - Może lepiej na mnie nie czekaj, bo nie wiem o której wrócę - dodałam. - Kocham Cię. 
Na miejscu byłam zaledwie parę minut przed czasem. Był piątek i na mieście straszne korki. Zostawiłam płaszcz, weszłam do środka i od razu zostałam wciągnięta przez Alyson w grono jakiś ludzi, których pierwszy raz widziałam na oczy. Po dłuższej chwili niezauważalnie ulotniłam się od towarzystwa i poszłam do baru.
- Co podać? - barman zatrzymał na mnie wzrok.
- Mojito.
- Widzę, że znasz się na dobrych rzeczach - wskazał na drinka siedzący obok blondyn. - Jestem Aaron.
- Janette.
- Pracujesz w Fashion Magazine? - spytał.
- Zgadza się.
- Od dawna?
- Od października.
- No to Al chyba bardzo Cię lubi skoro Cię tu zabrała.
- Chyba - zaśmiałam się.
- Oo widzę, że już poznałaś Aarona - koło mnie zjawiła się Shepherd. - Porwę Cię na chwilę. Zaraz do Ciebie wróci - spojrzała na blondyna.
- Alyson! - mężczyzna rozmiarów małego wieloryba uściskał naczelną. - Twoja podwładna?
- Tak. Eddy - Janette.
Mężczyzna objął nas w pasie i przysunął do siebie. Nie byłoby w tym nic złego gdyby jego ręka nie zaczęła się zsuwać w dół. Jeszcze moment i dostanie w twarz, przeleciało mi przez myśl.
- Eddy zabieram Ci ją - Aaron zabrał jego rękę i wyszliśmy na balkon.
- Dziękuję. Nie wiem ja Ci się odwdzięczę.
- Coś wymyślę - uśmiechnął się.
- A Ty gdzie pracujesz? - spytałam.
- Times.
- No to teraz mi zaimponowałeś.
Rozmawiając z chłopakiem nawet nie wiedziałam kiedy zrobiło się tak późno. W między czasie zdążyłam wypić jeszcze dwa drinki. Zerknęłam na zegarek, było grubo po 2.
- Będę już lecieć, późno się zrobiło.
- Odprowadzę Cię.
Zabrałam płaszcz i wyszliśmy przed budynek.
- Do zobaczenia - pocałował mnie w policzek, a ja znieruchomiałam czując zapach jego perfum.
- Cześć - wsiadłam do taksówki.
Wchodząc do domu sięgnęłam do torebki po klucze. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Z salonu było słychać czyjąś rozmowę.
- Annabelle? - blondynka się odwróciła.
- Ty ją tak wypuściłeś na tą imprezę? - spojrzała na tatę i mnie uściskała.
- A co się będę. Jak było? - spytał.
- Powiedzmy, że w porządku.
- Poznałaś kogoś fajnego? - Wallis zerknęła na mnie.
- No... - zawiesiłam głos.
- Oj dziewczyno - pokręciła głową.
- Zmieniając temat, to chyba za wcześnie wróciłam - blondynka spuściła głowę.
- Młoda bez takich.
- Żartuję przecież, o jeden drink za dużo. Dobranoc.
Odkręciłam kran w łazience, który napełniał wannę i poszłam się rozebrać. Długa kąpiel, to było coś czego aktualnie potrzebowałam, ewentualnie jeszcze jedno mojito. Widok Wallis rano w kuchni zbytnio mnie nie zaskoczył.
- Czemu nic nie powiedziałaś?
- Ale o czym? - usiadłam z kubkiem przy stole.
- O tym, że chodzisz z naszym słodkim Robercikiem. - Uśmiechnęłam się na jej słowa.
- Ja Ci nie powiedziałam, ale ktoś zrobił to za mnie.
- Jared mi wczoraj powiedział. Jak jest?
- Super. Mogłabym godzinami o tym opowiadać.
- Ile jesteście razem? - upiła łyk herbaty.
- Prawie osiem miesięcy.
- Tyle czasu i nic nie powiedzieć - pokręciła głową.
- Utrzymujemy to w tajemnicy, mało kto o tym wie.
- Cześć - do domu wszedł Robert.
- O wilku mowa - aktorka się zaśmiała.
- Czy my nie byliśmy...
- Byliśmy, ale Jared mnie potrzebuje - przerwał mi.
- Yhym.
- Idę, bo jak ma się świat zawalić - pocałował mnie.
- Mówił już Wam ktoś, że idealnie do siebie pasujecie?
- Jesteś pierwsza.
Chłopak zszedł na dół i znowu zostałyśmy same.
- Na długo zostajesz?
- U Was czy ogólnie?
- A to są dwie różne odpowiedzi? - odwróciłam się z uśmiechem.
- Liczę, że jak najdłużej - odpowiedziała wymijająco.
Wolałam już o nic nie pytać Annabelle, bo wszystko kierowałoby się w stronę jej i taty, a nie chciałam jakoś specjalnie jej stresować. Może od taty uda mi się coś kiedyś wyciągnąć albo sam mi powie. Jeśli już miałby się z kimś wiązać, to Wallis wydawała się być idealną kandydatką. Nie była ani za młoda z mojego punktu widzenia ani za stara z punktu widzenia taty. Miała fajny charakter, mogłam z nią bez problemu pogadać. Była czymś pomiędzy starszą siostrą, a mamą. Czy do siebie pasowali? Moim zdaniem tak. Na pewno więcej ich łączyło niż dzieliło. Różnica wieku, która pomiędzy nimi była, nie była jakąś wielką przeszkodą. Mnie i Roberta dzieło 14 lat, a jednak i tak wszystko było idealnie. Te lata umocniły nas w naszym związku, bo nikt by mnie bardziej nie rozumiał niż on i prawdopodobnie nikt nie starałby się tak bardzo żebym była szczęśliwa. Wierzyłam, że nasz związek przetrwa wszystko, no może poza zdradą. Do tego byłam do niego przyzwyczajona. Do tego, że jest niemalże zawsze przy mnie, że potrafi przyjechać z drugiego końca kraju, bo jestem chora. Do tego, że zawsze czuję się przy nim bezpieczna, a ponad to, że mnie kocha.



_________________________________________________________________

Tym razem nie kazałam długo na siebie czekać. Liczę, że rozdział Wam się spodoba :D Nie pytajcie o Jennifer ani o Aarona, bo nic nie powiem. Co do następnego, to nie wiem kiedy się pojawi, bo jest jeszcze nie skończony, a u mnie trochę krucho z czasem. Pozdrawiam nowych czytelników, bardzo miło jest widzieć, że ktoś czyta i komentuje :)

7 komentarzy:

  1. Genialne. Niesamowite. Arcydzieło. Ale to już chyba wiesz :)) naprawdę uwielbiam Twoje fanfiction *-*
    Mam nadzieję, że ze związku Dziada i Annabelle coś wyjdzie. Mogłoby być wtedy ciekawie ;)
    Dobrze, że Janette i Babu się układa. Mam nadzieję, że będzie tak jak najdłużej :)
    Jedyne na co mogę w tym rozdziale narzekać to brak akcji. Takiego dreszczyku emocji, ale i bez tego czyta się naprawdę świetnie :)

    'Dusza

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poczułam się mega dowartościowana, dziękuję <3
      Wiem, trochę mało się dzieje, ale nie lubię wymyślać czegoś na siłę. Pewnie byłoby ciekawiej, bo tak to robi się trochę nudno, ale wolę iść według swojego planu, który kryje trochę niespodzianek, także cierpliwości :)
      Dziękuję za komentarz.

      Usuń
  2. I jeszcze mam prośbę. Mogłabyś wyłączyć weryfikację? Naprawdę męczy mnie ciągłe wpisywanie numerków, bo oczywiście za pierwszym razem nigdy mi się nie udaje

    'Dusza

    OdpowiedzUsuń
  3. Robert jest absolutnie idealnym chłopakiem, tylko pozazdrościć :D
    Rozmowa Jareda z Janette o Jennifer, muszę przyznać, że się wzruszyłam. Wolę nie spekulować, co do tego, ale mam nadzieję, że tak tego nie zostawisz. No i Annabelle, to też mnie mocno intryguje :)
    Czekam na nowy, pzdr ;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na wszystko przyjdzie pora w tym opowiadaniu :) Nie można mieć wszystkiego od razu. Mnie Annabelle też intryguje, bo sama nie jestem pewna, co do jej losów tutaj.
      Również pozdrawiam.

      Usuń