10 lipca 2014

43. "...plany i marzenia..."

- To mówisz, że było fajnie - Robert pokiwał głową.
- I to bardzo.
- Kiedy Jared wraca? - spytał.
- Pojutrze albo w środę - odpowiedziałam.
- I nasza sielanka się skończy.
- No tak, ale cieszę się, że będzie w domu.
- To logiczne, bo jesteś córeczką tatusia - zaśmiał się.
- Lepiej żebyś Ty nie był synkiem mamusi,
- Jakbym był, to bym nie wyjechał z Nowego Yorku. Zważając na fakt, że jestem tam raz na rok albo wcale, to nie masz się czym martwić.
Uśmiechnęłam się delikatnie na jego słowa i wróciłam do przeglądania półki z filmami. W końcu znalazłam, to czego szukałam. Włożyłam płytę do odtwarzacza, a po chwili w domu unosiła się już piosenka The Ronettes - Be my baby.
- Dirty Dancing? Masz tyle filmów i wybrałaś właśnie ten? Zadrzesz tę płytę w końcu.
- Oj nie marudź. Chcę obejrzeć dobry film, a obecnie nic fajnego nie wyszło.
Mężczyzna westchnął cicho i nic więcej już nie powiedział.
- Jesteś zły? - usiadłam obok niego na kanapie.
- Nie. Jak chcesz obejrzeć, to obejrzymy terrorystko.
Na ostatniej scenie oczywiście zakręciła mi się łezka w oku jak zawsze.
- Też się wzruszyłem - szatyn zakrył twarz dłońmi - to taka piękna scena - zaczął cichutko łkać.
- Nabijaj się ze mnie dalej - wstałam.
- Ej, no co Ty - pociągnął mnie za rękę tak, że wylądowałam na jego kolanach.
- I co teraz?
- To o czy marzę od zeszłej soboty - pocałował mnie.
- Robert nie mamy...
- Mamy - położył mnie na plecach.
- Jesteś straszny. Zaplanowałeś to.
- Przygotowałem się na tę okoliczność po prostu - zdjął ze mnie bluzkę.
Dalej się całowaliśmy, gdy poczułam wibracje w kieszeni.
- Co do... - wyciągnęłam telefon.
- Kto to?
- Shannon - odpowiedziałam i odrzuciłam połączenie.
Robert powoli zdjął ze mnie spodnie. Zaczął całować po brzuchu i przesuwał się w górę. Zwinnym ruchem odpiął mój stanik i rzucił go na ziemię. Ten sam los podzieliły moje koronkowe majtki. Dopiero w tym momencie zauważyłam, że on był w pełni ubrany. Bez pośpiechu rozpinałam jego niebieską koszulę. Następnie zdjęłam mu podkoszulkę i zabrałam się za spodnie. Robiłam to z taką precyzją, że zaczął się śmiać.
- Kochanie jesteś mistrzem w budowaniu napięcia.
- Staram się jak mogę.
Dalszy rozwój wydarzeń zwolnił, Robert wyraźnie zrozumiał o co mi chodziło.
- Wiesz, jak zacząłem tak poważnie odczuwać, że bardzo mi się podobasz i w ogóle, to nie przypuszczałem, że rozwinie się to w taki sposób.
- Zawdzięczasz to włącznie sobie - powiedziałam.
- Do teraz zastanawiam się, co mnie podkusiło żeby Cię pocałować. To, że byliśmy sami, czy, że byłaś tak blisko.
- Pewnie oba te czynniki. Czemu mi sie przyglądasz?
- Jesteś taka śliczna i dobra w łóżku - zakryłam twarz poduszką - że aż nie wierzę czasami, że jesteś moja.
- Przestań.
- I jesteś taka słodka i urocza jak się zawstydzasz - dodał. - Już nic więcej nie mówię - pocałował mnie w głowę, a ja odważyłam się na niego spojrzeć. 
Dostrzegałam w nim idealnego chłopaka. Był czuły, opiekuńczy, troskliwy, kochany. Wiedziałam, że mogę mu w pełni zaufać i, że co by się nie działo zawsze będzie przy mnie. Pokazał mi jak bardzo mnie kocha i jak mu zależy, gdy powiedziałam mu o Franku. Jestem przekonana, że gdybym była z chłopakiem, który jest w moim wieku, to od razy by mnie zostawił, ale nie Robert. Różnica wieku, która nas dzieliła, 14 lat. Niby to dużo, ale nie przeszkadzało mi to, bo dlaczego miałoby skoro jesteśmy tak bardzo szczęśliwi. Cieszyłam się, że tata to rozumiał. Gdyby się na to nie zgodził, to nie wiem czy byłabym w stanie ciągnąć to na przekór niemu. Może byśmy spróbowali, ale z czasem pewnie by się to rozpadło. Jedynym z czynników, które wpłynęły na to, że to jest udany związek, to to, że znaliśmy się nie od dzisiaj. Nie przyjaźniliśmy się, ale widywaliśmy się codziennie, to nie potrafimy sie rozstać na dłużej niż dwa dni. To wszystko uświadamia mi jak cholerną szczęściarą jestem.
- Nad czym tak myślisz?
- Na długo odpłynęłam?
- Parę minut.
- Zdaje sobie sprawę jaką szczęściarą jestem, że mam Ciebie - łzy stanęły mi w oczach.
- Tylko nie płacz - zaznaczył.
- Przepraszam - przetarłam oczy.
- Chodź na górę - podniósł się.
Wstaliśmy z kanapy zbierając porozrzucane ubranie. Kładąc się do łóżka niedługo potem zasnęliśmy. Budząc się rano byłam w łóżku sama. Zegarek pokazywał parę minut po 9.
- Wstałaś - Robert wszedł do pokoju ze śniadaniem na tacy. - Proszę - postawił ją przede mną.
- Dziękuję - delikatnie go pocałowałam.
- Otworzę - powiedział na dźwięk usłyszanego dzwonka. Wrócił po dwóch minutach. - Do Ciebie.
- Z redakcji, pewnie materiały do artykułu - rzuciłam kopertę na stolik, ale ona przeleciała i spadła na ziemię - było tak blisko.
- Widzę, że masz dobry humor - poruszył brwiami.
- A owszem. W ogóle to może wyjdziemy gdzieś dzisiaj to znaczy teraz, zaraz.
- Easy tiger, muszę wziąć prysznic. To gdzie chcesz iść?
- Nie wiem. Chcę spędzić ten dzień tak jak normalni ludzie.
- No tak, bo Ty nie jesteś normalna.
- Ej! - rzuciłam w niego bluzką z garderoby.
- Żartowałem.
- Shannon dobrze, że jesteś - weszłam do kuchni. - My wychodzimy, więc zostajesz na placu boju.
- Tak jest szefie. O której wrócicie?
- Nie wiem. Jak będziesz wychodził, a nas nie będzie to zamknij.
- OK.
- To cześć.
- Gdzie sobie Pani życzy jechać? - chłopak otworzył drzwi od strony pasażera. - Chyba, że chce Pani sama poprowadzić.
- Mogę? - otworzyłam szerzej oczy.
- Czemu nie - podał mi kluczyki.
- Super!
Marzyłam o tym żeby zdać już ten egzamin i jeździć samej wszędzie. Poruszając się po tych krętych uliczkach mojej dzielnicy czułam się jak w niebie. Wolałam to od jazdy po mieście.
- Gdzie sie nauczyłaś jeździć?
- Tata pozwala mi czasem prowadzić - powiedziałam parkując na poboczu.
- To jakie mamy plany? - zapytał.
- Spędzić jak najlepiej się da ten dzień i niczym się nie przejmować.
- Czyli mogę to zrobić tutaj?
- Ale co... - nie zdążyłam dokończyć, bo chłopak mocno mnie pocałował.
- To - bezczelnie się uśmiechnął. Zacisnęłam usta i też się uśmiechnęłam.
- Chodź na lody - złapałam go za rękę.
- Ej no, mogłaś o tym powiedzieć wczoraj.
- Spadaj.
- Zbijam się. To się nigdy nie stanie.
- Wejdźmy tu - pociągnęłam go w stronę sklepu na którego wystawie zobaczyłam sukienkę. - I jak? - wyszłam z przymierzalni.
- Ładnie i to bardzo - uśmiechnął się.
Przeglądając się w lustrze zdałam sobie sprawę, że Robert ani przez chwilę nie marudził, gdy chciałam wejść do tego sklepu ani, gdy przymierzałam kilka innych ciuchów. I jak go tu nie kochać, pomyślałam.
- Janette - usłyszałam jego głos. Czyżbym za wcześnie zaczęłam się ciszyć.
- Tak? - odwróciłam się.
- Shannon dzwoni - podał mi telefon.
- Nie, nie wrócę wcześniej masz tam siedzieć - wypaliłam zanim perkusista zdążył cokolwiek powiedzieć.
- Kup kawę, proszę - zaśmiałam się na jego słowa.
- Dobrze.
- Co chciał?
- Kawa się skończyła - odpowiedziałam krótko. - Nie wiem na którą się zdecydować - przymierzałam na zmianę sukienki do siebie.
- Weź obie. To jak idziemy na te lody? - spytał, gdy wyszliśmy ze sklepu. W odpowiedzi pokiwałam twierdząco głową.
Po paru minutach znaleźliśmy się w lodziarni gdzieś na uboczu, w której było parę osób. Złożyliśmy zamówienie i niedługo potem zajadaliśmy się pysznymi lodami. Później poszliśmy do parku.
- Wiesz, że lecę w piątek do Nowego Yorku.
- No pamiętam - westchnęłam.
- Przeżyjesz te parę dni - przytulił mnie do siebie.
- Jeśli to będę kolejne święta z Constance, to ktoś może zginąć.
- Nie warto. Pamiętaj o tym.
- Wracamy, bo późno się zrobiło.
- Do mnie czy do Ciebie? - spytał.
- Do mnie - delikatnie się uśmiechnęłam.
- I co będziemy robić?
- Na pewno nie to o czym myślisz.
- A skąd wiesz o czym myślę? Wyprowadzę Cię z błędu kochanie, nie myślę ciągle o seksie, ale Ty wręcz przeciwnie widzę. 
- Wcale nie.
- Nie tłumacz się, nie musisz.
- A idź Ty - popchnęłam go.
- No już - pocałował mnie w policzek.
- Zostaw mnie.
- Wiesz, że jesteś przesłodka jak się złościsz.
Uśmiechnęłam się delikatnie, ale ponownie wróciłam do mojej grobowej miny. Robert wiedział, że to nic poważnego i sobie tylko żartuję, więc mnie pocałował.
- Wiesz, że za dobrze Cię znam żeby takie coś przeszło.
- Cały czas mam nadzieję, że przejdzie, nie przejdzie? - spojrzałam mu prosto w oczy.
- Nie - pokręcił przecząco głową.
Wsiedliśmy do samochodu, włączyłam radio z którego popłynęło "Are you gonna be my girl". Wchodząc do domu przed wieczorem nikogo już nie zastaliśmy. Nie miałam ochoty na żadne szaleństwa. Czułam się zmęczona. Położyłam się na łóżku zdejmując jedynie buty i kurtkę.
- Tylko nie zaśnij, bo nie łatwo jest Cię potem rozebrać - zaznaczył chłopak.
- Dobrze - sięgnęłam po pilota.
Po dwóch godzinach wiedziałam, że to jest dobra pora żeby wstać i się przebrać. Zmyłam makijaż i po kilkunastu minutach byłam z powrotem w łóżku.
- Chcesz iść spać, to wyłączę?
- Nie musisz. Nie przeszkadza mi to - przytuliłam sie do niego. Jeszcze parę minut po głowie chodził mi dźwięk telewizora, ale w końcu zasnęłam. Obudziłam się rano, które okazało się przedpołudniem, było po 11. Założyłam szlafrok i poszłam do kuchni, gdzie zastałam tatę.
- Wróciłeś - rzuciłam się na niego.
- Nie spodziewałem się, że aż tak za mną tęskniłaś - pogłaskał mnie po głowie. 
- Po prostu wolę jak jesteś w domu. Powiedz, że nigdzie w najbliższym czasie nie wyjeżdżasz?
- W ciągu nadchodzących dwóch miesięcy nie. 
- Ooo cześć - do pomieszczenia weszła Alex.
- Jak Ty się tu dostałaś. Przecież ja...
- Shannon nas wpuścił.
- Aaa ok.
- Jared, bo...
- Nie. Jeśli chodzi o pracę, to zostanie tak jak było do tej pory, to tylko trzy dni z dzisiejszym.
- Nie o to chodzi.
- Skoro to mogło poczekać do mojego powrotu, to może poczekać jeszcze dwa tygodnie. Nie mam do tego głowy, a jeśli jest to bardzo ważne, to masz tu - wskazał na mnie - swojego obecnego szefa, albo idź do Shannona. Mnie nie ma.
Dziewczyna wyszła, więc zostaliśmy sami.
- Wyglądasz na bardzo zmęczonego.
- Siedzieliśmy 18 godzin na planie. Późno skończyliśmy, prawie w ogóle nie spałem, bo wróciłem pierwszym samolotem. Jestem na nogach od jakiś 30 godzin. 
- Połóż się, co? Powinieneś odpocząć - powiedziałam z troską bacznie się mu przyglądając. - Zostań tu na chwilę, zaraz wracam.
Zeszłam na dół w poszukiwaniu Shannona. Perkusista rozmawiał o czymś z Jamiem.
- Przepraszam, że Wam przerwę. Chodź na chwilę - zerknęłam na wujka.
- Co jest? - spytał wchodząc za mną po schodach.
- Bo tata... weźmiesz go do jego sypialni?
- Pewnie - położył mi dłoń na ramieniu. Dobrze wiedział, co teraz czułam.
- No braciszku chyba troszeczkę przesadziłeś. Chodź, idziesz spać. - Tata ledwo trzymał się na nogach. - Nie martw się. Wyśpi się i wróci do normy - Shannon wrócił po paru minutach.
- Nie potrafię się nie martwić, jak widzę go w takim stanie. Wszystko dla jakiegoś pieprzonego filmu.
- Skończyli już, a Jared szybko dojdzie do siebie, spokojnie - przytulił mnie. - Siadaj, zrobię Ci kawę.
Wypiłam kawę i nadal siedziałam przy kuchennym stole.
- Hej - Robert cmoknął mnie  w policzek.
- Hej - wysiliłam się na słaby uśmiech.
- Alyson dzwoniła - powiedział.
- Yhym.
- Co się stało? - usiadł obok mnie.
- Tata wrócił - odpowiedziałam krótko. Czułam, że łzy napływają mi do oczu. Wstałam i zaczęłam wkładać naczynia do zmywarki.
- Zostaw to - chłopak mi przerwał. Obrócił mnie przodem do siebie i mocno przytulił. Po kilku minutach się uspokoiłam, więc poszłam się ubrać. Postanowiłam nie oddzwaniać do Alyson. Nie miałam głowy żeby jechać do redakcji. Zeszłam na dół i natknęłam się na Alex.
- Ooo chodź ze mną - zaprowadziła mnie do swojego miejsca pracy. Zaczęła mi coś pokazywać, ale kompletnie nie wiedziałam o co jej chodzi.
- Zaczekaj, czego Ty właściwie ode mnie chcesz?
- Co mam z tym zrobić? Jesteś szefem, Jared stwierdził, że Ty masz decydować, więc pytam.
- Alex przecież ja nie mam o tym pojęcia.
- Co Wy Leto tacy wszyscy nie ogarnięci dzisiaj.
- Zaraz wrócę. - Wpadłam na genialny pomysł żeby zawołać Jamiego. - Voila. On Ci pomoże, prawda Jam?
- Nie mów tak, bo będziesz musiała radzić sobie sama.
- Dobrze, dobrze - wycofałam się z pomieszczenia. Wiedziałam, że sami sobie świetnie poradzą.
Parę dni później tata czuł się już zdecydowanie lepiej, bo spędził cały dzień w studiu. W piątkowe popołudnie Robert miał lecieć do Nowego Yorku. Widzieliśmy się dzień wcześniej i chciałam dać mu świąteczny prezent, ale stwierdził, że jeszcze zdążę to zrobić. Zrozumiałam co miał na myśli, gdy zjawił się u mnie na trzy godziny przed wylotem.
- Nie można było załatwić tego wczoraj? - spojrzałam na niego pytająco.
- Nie, bo chciałem Cię jeszcze dzisiaj zobaczyć.
- A no chyba, że tak - uśmiechnęłam się.
- Możesz otworzyć dopiero we wtorek - dał mi prezent.
- Ok, ale Ty zrobisz to samo. Kiedy wracasz?
- Hej, jeszcze nie zdążyłem wyjechać.
- Weź zostań - zrobiłam maślane oczka.
- Chciałabym, przecież wiesz.
- Jedź już, bo się spóźnisz.
- A dostanę buziaka zanim wyjdę? - spojrzał na mnie.
- Dostaniesz - delikatnie go pocałowałam.
Chłopak wyszedł, a ja spojrzałam na prezent leżący na łóżku. Nie, nie mogę. Wsadziłam paczkę do szuflady żeby mnie zbytnio nie kusiła. Potem zabrałam się za małe porządki. Święta mieliśmy spędzić u Shannona, więc się jakoś specjalnie nie wysilałam. Wieczorem mogłam w spokoju dokończyć tekst dla Alyson.

- To co pojedziesz ze mną? - zapytał tata. Wybierał się do Shannona, u którego była Constance, która miała dzisiaj urodziny.
- Wierz mi, nie chcesz żebym tam jechała. Tak będzie lepiej. Wolę zostać w domu.
- Długo będziesz do niej żywić urazę?
- Ja do niej? To ona ma problem i nikt nie wie o co jej chodzi. Nie będę udawała kochanej wnuczki, jeśli ona ma mnie gdzieś, no proszę Cię. Nie wymagaj ode mnie rzeczy niemożliwych. Niech ona zmieni swoje nastawienie, to wtedy może będziemy kochającą się rodziną, bo jak narazie, to sam wiesz jak jest - dokończyłam.
- Dobra. Pa.
- Roxy! - zwołałam. Po paru sekundach usłyszałam jak pies wbiega na górę. - Co robimy? - w odpowiedzi usłyszałam tylko szczeknięcie. Początkowo myślałam o spacerze, ale w końcu z niego zrezygnowałam na rzecz miski popcornu i telewizora. Tata wrócił przed wieczorem.
- Miałem Cię o coś zapytać - usiadł obok na kanapie.
- Hmm? 
- Jak wróciłem, to krążyła tu plotka o jakiejś ciąży. Wiesz o co chodzi, a raczej o kogo?
- O mnie. - Na jego twarzy malowało się już lekkie przerażenie. - Spokojnie, daj mi dokończyć. Wtedy jak zemdlałam i wymiotowałam, to... Po prostu dziwnie to wyglądało, ja dziwnie się czułam i Robert kupił test. Zrobiłam go, ale wynik był negatywny.
- Już myślałem, że...
- Też tak przez chwilę myśleliśmy. Na szczęście to się nie stało.
- Chciałbym o coś spytać, ale boję się usłyszeć odpowiedź.
- Wiem o co ci chodzi.
- Zabezpieczacie się tak zawsze, zawsze?
- Nie.
- Dlaczego? Przecież wiecie czym to grozi, a wydaje mi się, że nie chcesz mieć dziecka w wieku 18 lat, bo masz jakieś plany i marzenia, które chcesz zrealizować.
- Tobie się udało.
- Tak udało mi się. Szkoda tylko, że Twoim kosztem. Wydawało mi się, że jesteście bardziej odpowiedzialni.
- To nie tak - zaprzeczyłam.
- A jak? Skoro ja się dowiaduje takich rzeczy. Chyba będę musiał pogadać z Robertem.
- Nie. Proszę Cię nie rób tego. On nie może się dowiedzieć, że taka rozmowa miała miejsce.
- Dobrze, ale w takim razie Ty sama musisz coś z tym zrobić. Jeśli tak trudno jest Wam pamiętać o takim zabezpieczeniu, to idź do lekarza. Zaczniesz brać tabletki antykoncepcyjne i nie będziecie musieli się o nic martwić.
- Chyba zwariowałeś. Nie pójdę.
- Wiem, że to jest jedna z tych rzeczy, które odwleka się do granic możliwości, bo Was to przeraża, ale...
- Nie produkuj się, bo i tak nie pójdę.
- Dlaczego?
- Po prostu to nie jest konieczne. Jeśli nadejdzie taki moment, to pójdę, ale teraz na pewno nie - spuściłam głowę.
- Rozumiem. Nie będę Cię już namawiał - położył mi rękę na plecach. - Przepraszam zepsułem Ci humor - pocałował mnie w policzek.
- Nic się nie stało, no bo cholera masz rację, ale wiesz jak wtedy jest nie myśli się o takich rzeczach.
- To prawda, ale jest Twoim tatą i muszę zachowywać pozory - zaśmiał się.
- A idź kurde.
- Co oglądałaś?
- The Hangover Part II. Obejrzałabym coś jeszcze, jakieś pomysły? 
- Pirates of the Caribbean ostatnia część?
- Yhym - pokiwałam zadowolona głową.
- Shannon mnie truł cały dzień, że Cię nie przywiozłem.
- Wytłumaczyłeś mu dlaczego?
- Starałem się - zgasił światło.
Po filmie od razu położyłam się spać.
Budząc się we wtorek rano czułam atmosferę świąt, a już tym bardziej, gdy wyszłam z pokoju. W domu unosił się zapach pieczonych pierników. To co zobaczyłam w kuchni przerosło moje najśmielsze oczekiwania. Na blacie stały dwie blachy udekorowanych ciastek, a tata właśnie kończył trzecią.
- Ja jeszcze śnię czy mam zwidy? - odezwałam się.
- Nie masz - uśmiechnął się.
Włączyłam ekspres i usiadłam przy stole. Z włączonego wcześniej radia zaczynało lecieć "Last Christmas". Tata zaczął sobie cicho podśpiewywać. 
- No spróbuj.
Sięgnęłam po piernika oblanego białym lukrem. Spróbowałam i byłam w szoku.
- I ???
- Powiedz mi jak?
- Mam rozumieć, że dobre.
- Bardzo - ugryzłam drugiego. - Więc?
- Przepis babci Ruby - poruszył brwiami. - W południe musimy się zbierać.
- Jest po 9 dopiero. Od dawna tu siedzisz?
- Nie.
Zjadłam jeszcze parę, wypiłam kawę i poszłam się ubrać. Przegrzebywałam szafę aż w końcu znalazłam to czego szukałam, czyli moją, kremową, koronkową sukienkę. Do tego jasno beżowe szpilki i marynarka.
- Może tak być? - weszłam do pokoju taty.
- No pewnie.
- Czy przesadziłam?
- Ślicznie wyglądasz.
Wróciłam do pokoju i sięgnęłam po telefon, sms od Roberta "Otwieramy?". Szybko odpisałam i sięgnęłam do szafki w której schowany był prezent. Zerwałam papier i powoli otworzyłam pudełko. W środku znajdowało się przesłodkie etui na telefon w kształcie pandy. Rozbroiło mnie to, że miało łapki i nóżki. Poza tym były tam trzy płyty. Dwie to albumy Florence z autografami i jeden M83. Robert trafił w 10-tkę, no ale nie było się czemu dziwić, dobrze mnie znał.
- Tak? - odebrałam dzwoniący telefon.
- Jesteś kochana, wiesz o tym?
- Wiem - uśmiechnęłam się pod nosem.
Bilety na mecz Lakers'ów z Boston Celtics były trudne do zdobycia na dwa miesiące przed meczem zważywszy na fakt, że był to mecz finałowy, ale nie ma rzeczy niemożliwych. 
- Młoda musimy jechać - powiedział tata.
- Już idę. Muszę kończyć. Jak szybko nie wrócisz to urwę tej pandzie głowę.
- Nie! Zostaw! - zaśmiałam się na jego słowa.
- No dobra. Odezwę się potem o ile przeżyje ten obiad.
Sięgnęłam po torebkę, nałożyłam etui na iPhone'a i wyszłam z pokoju.
- Jestem - stanęłam obok taty.
U Shannona byliśmy 20 minut później.
- Cześć - perkusista podniósł mnie do góry.
- Też się cieszę, że Cię widzę.
- Dzień dobry - Constance nas uściskała - wchodźcie.
- O co chodzi? - szepnęłam do starszego Leto.
- Jared wynegocjował zawieszenie broni... obustronne - dodał.
- O naprawdę? - pokiwałam głową. - Niech będzie.
- O czym tak szepczecie? - tata stanął przed nami.
- No wiesz - kiwnęłam głową w stronę kuchni, gdzie znajdowała się babcia.
- Zapomniałem Ci powiedzieć.
- Nie szkodzi. W takim razie idę grać dobrą wnuczkę - poruszyłam brwiami i weszłam do kuchni. - Pomóc Ci w czymś?
- Nakryjesz do stołu? Tu jest wszystko - wskazała na blat.
Nakryłam i wróciłam do kobiety. Obok mikrofalówki stała sałatka. Oczywiście musiałam spróbować.
- Nie podjadaj. Jak skończyłaś, to idź do chłopaków. Was to trzeba tylko pilnować.
- Dobra idę - podniosłam ręce do góry.
- Ciebie też wygoniła - zaśmiał się Shannon, gdy siadłam koło niego.
- Taa, ale swoją drogą dobra sałatka. - Tata wybuchł śmiechem.
- No co?
- Nic.
- Skąd to masz? - perkusista wskazał na etui.
- Dostałam.
- Też takie chcę!
- Powiedz Robertowi może Ci kupi - sięgnęłam po pilota i zaczęłam zmieniać kanały.
- Cofnij - wróciłam jedną stację to tyłu na prośbę Shannona.
- Kevin. Myślę, że to jest film, który obejrzymy.
- Nie znudził się Wam jeszcze? Szczególnie Tobie brat.
- Nie.
Zjedliśmy obiad i ponownie zasiedliśmy przed telewizorem. Z Shannonem piliśmy kawę, pozostała dwójka herbatę. Poczułam wibracje. Sięgnęłam po telefon, lecz nie było to mój, a Shannona. Dzwoniła Lara.
- Shann - podałam mu urządzenie.
- Przepraszam na chwilę - perkusista wyszedł. Wrócił po paru minutach z uśmiechem błąkającym się po twarzy.
- Stęskniła się? - szepnęłam mu na ucho.
- To też.
Nim się zorientowaliśmy zrobiło się późno.
- Wracacie do domu? - Shannon spojrzał na tatę.
- Tak, raczej tak i chyba będziemy się już zbierać, bo Janette zaraz zaśnie. Wstawaj - złapał mnie za rękę.
- Już - założyłam buty. - Pa - uściskałam wujka i babcię.
- Młody widzimy się jutro - perkusista poruszył brwiami.
- Taa. Cześć.
- Jak zimno - pisnęłam wychodząc na dwór.
- Było się ubrać.
W domu byliśmy przed 23. Przypomniałam sobie, że miałam zadzwonić do Roberta. Widząc, która jest godzina i pamiętając o strefie czasowej postanowiłam sobie odpuścić, bo pewnie już spał. Wzięłam prysznic i położyłam się do łóżka. Rano w kuchni zastałam Shannona.
- Co to za pudełko? - wskazałam na pakunek leżący na stole.
- A jak myślisz?
- W tym pudełku może być absolutnie wszystko ale pewnie to tort.
- Brawo! Nie przypuszczałem, że zgadniesz.
- Tata jeszcze nie wstał?
- No własnie nie, ale... - strzeliły drzwi.
- Błąd, już wstał.
Perkusista odpakował tort i zapalił świeczki.
- Wszystkiego najlepszego! - krzyknęliśmy, gdy tata wszedł do kuchni.
- Dziękuje - przytulił nas.
- Starczy tego dobrego. Zbierać się - Shannon nas pospieszył.
- Gdzie? - spytałam kończąc swoje latte.
- Zabieramy Cię ze sobą - powiedział tata. - Idziemy świętować.
- Robicie imprezę w południe?
- Nie, to później. Ubieraj się.
- Już.
Po pół godzinie byłam gotowa.
- Dowiem się gdzie jedziemy?
- Zobaczysz - perkusista tajemniczo się uśmiechnął. Już mi się to nie podobało, bo wiedziałam czym to zwiastuje.
- Wysiadka - mężczyzna zaparkował. Wysiadłam z samochodu, ale budynek z zewnątrz nic mi nie mówił. Weszliśmy do środka i stanęłam jak wryta.
- Robicie sobie ze mnie jaja? - spytałam. Chłopaki postanowili świętować na lodowisku.
- Będzie fajnie zobaczysz - tata podszedł do mnie.
- Wtedy też miało być fajnie, a skończyło się w szpitalu, operacją i rehabilitacją. Nie, dziękuję.
- Nie bój się. Będę cię pilnował.
- A nie mogę zostać tutaj? Poczekam na Was - tata pokręcił przecząco głową.
- Proszę - Shannon podał mi łyżwy. Widząc, że jestem na straconej pozycji założyłam je. Panowie bez problemu już sobie jeździli.
- Gotowa? - tata podjechał do bandy.
- Nie. - Przecież dwa razy nie można mieć tego samego pecha.
Weszłam na lodowisko i zapominając o moim strachu zaczęłam jeździć. Po łyżwach przyszła pora na gorącą czekoladę.
- Dzielna byłaś - tata pocałował mnie  w policzek.
- Czemu mi nie powiedzieliście co planujecie?
- Bo byś z nami nie przyjechała. Chcieliśmy Ci uświadomić, że nie masz się czego bać. Takie rzeczy się zdarzają, ale nie można z nich rezygnować tylko dlatego, że raz coś się zdarzyło. Gdyby tak było, to już dawno musiałbym przestać śpiewać. Wiesz ile razy się wywaliłem na scenie, do tego połamane palce, złamany nos. Stało się, trudno gramy dalej.
- No ok, może masz rację. 
- Jared ma zawsze rację.
- Wy tak poważnie z tą imprezą? - zmieniłam temat.
- Zgadza się.
Gdy wróciliśmy do domu zaczęłam przegrzebywać garderobę żeby znaleźć sukienkę. W końcu znalazłam coś odpowiedniego i zaczęłam się przygotowywać. W klubie było jakieś 50 osób.
- Chodź, chciałabym Ci kogoś przedstawić - Shannon pociągnął mnie w stronę baru. - to jest Lara, a to moja bratanica, Janette.
Delikatnie się uściskałyśmy. Porozmawiałyśmy chwilę. Lara była modelką. Poznali się z Shannonem przypadkiem i coś zaiskrzyło.
Wśród zgromadzonych gości między innymi znajdowali się Terry Richardson, Annabelle Wallis, Ted Stryker, Robert Delaney, Jamie, Chloe i wiele innych osób. Zamówiłam drinka i zawiesiłam wzrok na zgromadzonych. Szukałam taty, ale gdzieś zniknął.
- Tylko nie pij za dużo - usiadł na stołku obok pojawiając się niczym duch.
- Przestraszyłeś mnie.
- Nie chciałem.
- Jared! - na tatę rzuciła się jakaś blondynka.
- Też miło Cię widzieć. Przepraszam - zerknął na mnie i odszedł z nią na bok. Wypiłam jeszcze jednego i poszłam poszukać Shannona. Było późno, a ja powoli zaczynałam się źle czuć i nie była to wina alkoholu. Perkusista rozmawiał z grupką ludzi.
- Przepraszam, muszę go porwać na momencik - uśmiechnęłam się.
- Nie ma sprawy.
- Co jest? - przyjrzał mi się uważnie.
- Tatę wcięło i wolę nie wiedzieć gdzie obecnie jest i co robi, a trochę źle się czuję i chcę wrócić do domu.
- Czym?
- Taksówką - odpowiedziałam.
- O nie. Ja piłem, ale zapytam Lary. Zostań tu.
- Nietrz... - nie zdążyłam dokończyć, bo perkusista już poszedł.
- Cześć - Stryker się ze mną przywitał.
- O hej - uśmiechnęłam się. 
- Ona też piła - powiedział Shannon podchodząc do nas.
- To nic. Poradzę sobie.
- O co chodzi? - zapytał Ted.
- Bo Janette chce wrócić sama do domu taksówką.
- Ja też zaraz jadę, to mogę ją podrzucić, tylko chciałem się pożegnać z Twoim bratem, ale on jak zwykle zniknął.
- On już tak ma - perkusista się zaśmiał.
- Dobra, to narazie.
- Powiedz tacie, że wróciłam do domu - pocałowałam go w policzek.
Zabrałam płaszcz, torebkę i wsiedliśmy do samochodu.
- Jeszcze raz dziękuję.
- Nie ma sprawy. Trzymaj się - odjechał.
Weszłam do domu zamykając za sobą drzwi. Rozebrałam się i wskoczyłam do łóżka. Miałam nadzieję, że do rana mi przejdzie. 
- Hej - powiedziałam wchodząc do kuchni.
- Jak się czujesz? - spytał tata.
- Nie za dobrze. Boli mnie głowa i w ogóle jakoś tak - usiadłam przy stole.
- Masz gorączkę - dotknął mojej głowy. - Wracaj do łóżka, zrobię Ci śniadanie.
No to pięknie przeleciało mi przez myśl. Tylko tego brakowało żebym była chora.
- Proszę - tata postawił na łóżku tacę. - Zjedz, a ja zadzwonię do Andrew.
- Po co?
- Bo jesteś chora i to Ci samo nie przejdzie, więc nie marudź - wyszedł z mojego pokoju.
Zjadłam śniadanie i poszłam wziąć prysznic. Przez chwilę nawet lepiej się poczułam.
- Przyjedzie za dwie godziny.
- Nie może się obejść bez tego? - spytałam.
- Nie. Chodź tutaj - poklepał miejsce na łóżku. położyłam się obok niego kładąc mu głowę na ramieniu. - Wiesz, że czuję jak rozpalona jesteś.
- Wydaje Ci się - przymknęłam oczy i zasnęłam. Obudziłam się po 20 minutach i tak ciągle.
- Pójdę otworzyć - pocałował mnie w czubek głowy.
- Coś za często się widujemy - doktor Henderson wszedł do mojego pokoju.
- Niestety.
- To ja Was zostawię - tata wyszedł z pomieszczenia.
- Słucham, co się dzieje?
Opisałam mu wszystkie moje objawy.
- Zdejmij bluzkę, zbadam Cię.
- I jak? - ubrałam się.
- Nie jest najgorzej, a dokładnie mówiąc płuca w porządku, tylko masz bardzo wysoką temperaturę, a co za tym idzie wszystko cię boli. Dam Ci antybiotyk i leki na obniżenie gorączki. Masz dużo pić i leżeć w łóżku, rozumiemy się?
- Tak, a jaka jest szansa, że do poniedziałku wyzdrowieję?
- Duża. Jeżeli poza tą temperaturą nie pojawią się inne objawy, to powinno przejść. Jak nie będziesz się dobrze czuła w poniedziałek, to nie ruszaj się z domu.
- Dobrze.
- Uważaj na siebie i obyśmy się zbyt szybko nie widzieli.
Pan Andrew wyszedł, a ja czułam, że moje oczy się zamykają i powoli zasypiam.
- Robert dzwonił - powiedział tata, gdy weszłam do kuchni - i pozwoliłem sobie odebrać.
- Co mówił?
- Nic, chciał z Tobą rozmawiać. Troszeczkę się zmartwił jak mu powiedziałem, że jesteś chora. Prosił żebyś do niego zadzwoniła jak będziesz mogła, a i tu masz leki, trzymaj- podał mi fiolki z tabletkami.
- Jak często mam to brać?
- 3 razy dziennie.
- Ok, to wracam do siebie.
- Może coś zjesz?
- Nie jestem głodna.
Wróciłam do pokoju i wchodząc pod kołdrę sięgnęłam po telefon. Robert odebrał po drugim sygnale.
- Halo.
- Hej.
- Cześć kochanie. Jak tam? Jak się czujesz?
- Bywało lepiej.
- Biedactwo.
- A żebyś wiedział. Nie pamiętam kiedy ostatnio się tak źle czułam. Przepraszam, że wczoraj nie zadzwoniłam, ale było już późno i..
- Nic się nie stało. Jak minął dzień z Connie?
- Było dobrze. Tata z nią wcześniej rozmawiał.
- Wiesz co może ja już nie będę Cię męczył, powinnaś odpoczywać.
- Proszę Cię, przespałam cały dzień.
- No tak, ale wiesz.
- Dobra, dobra.
- Janette
- Hmm?
- Kocham Cię.
- Ja Ciebie też.
Rozłączyliśmy się i włączyłam telewizor, przecież nie można spać cały dzień. Przelatując po kanałach trafiłam na serial Gossip Girl. To był jeden z tych odcinków, których nie widziałam. W piątek czułam się trochę lepiej, ale nadal źle. Nie widziałam w zbyt kolorowych barwach siebie na imprezie sylwestrowej u Tomo i Vicki.

Jared

- Idę! - otworzyłem drzwi. - Robert?
- No cześć.
- Czy Ty czasem nie miałeś wrócić w poniedziałek?
- No miałem.
- Wchodź. Janette niedawno zasnęła.
- Jak się czuje?
- Jest lepiej niż dwa dni temu, ale nadal jej nie przeszło. Nie podejrzewałem Cię o to.
- O co? - szatyn na mnie spojrzał.
- O to, że wcześniej wrócisz ze względu na nią.
- Widzisz jaki ma na mnie wpływ - poruszył brwiami.
- I pewnie nie wie, że postanowiłeś wcześniej przyjechać.
- Zgadza się.
- Owinęła sobie Ciebie wokół palca - zaśmiałem się. - A jeszcze nawet 18 lat nie ma.
- Nie. Nie podpuszczaj mnie - ostrzegł.
- Przepraszam. 
- Po prostu mi na niej zależy.
- To widać, ale to dobrze. Napijesz się czegoś?
- Kawy.
- Zazdroszczę Wam - spojrzałem na przyjaciela. - Jesteście tacy szczęśliwi.
- Oby tak było zawsze.
- Robert tylko...
- Wiem - mężczyzna mi przerwał. - Wszystko wiem Jared. Nie martw się.
- Co tu robisz? - obaj spojrzeliśmy w kierunku drzwi.
- No i widzisz jak mnie wita - chłopak pokręcił z dezaprobatą głową.
- Oj no, przepraszam - cmoknęła go w policzek. - Miałeś wrócić w poniedziałek.
- Ale wróciłem wcześniej, bo moja dziewczyna się rozchorowała.
- Ej! Ja też chcę - brunetka wskazała na kubek z kawą.
- Nie ma takiej opcji - odpowiedziałem po chwili.
- Ale dlaczego? - spojrzała na mnie zdezorientowana.
- Bo antybiotyków nie wolno mieszać z kofeiną. Jeśli mi nie wierzysz, to poczytaj w internecie.
- Dobra niech Ci będzie - westchnęła.
- Możesz wypić soczek - postawiłem przed nią szklankę.
- Dobrze chociaż, że to mogę. Pójdę się położyć. Przyjdziesz potem do mnie? - zerknęła na Roberta.
- Jak wypiję. Przeszło jej cokolwiek? - spytał Greenwood, gdy dziewczyna wyszła.
- Jest niewiele lepiej niż wczoraj. Wystraszyła mnie. Myślałem, że się przeziębiła. Jak Andrew przyjechał, to mi powiedział, że w takich przypadkach, to się od razu jedzie do szpitala, tylko wiesz jaka jest Janette.
- Zdążyłem już zauważyć - lekko się uśmiechnął.
- I?
- No i co mam Ci powiedzieć. Do jej charakteru da się przyzwyczaić. Mimo, że niby na zewnątrz jest taka twarda, to są tylko pozory i trzeba uważać żeby jej nie skrzywdzić.
- Wiesz w co Ty się pakujesz? - spytałem poważnie.
- Wiem i wpakowałem się w to już dawno temu.
- Rob ona dużo przeszła i to zawsze będzie do niej wracało.
- Nie martw się - wstawił kubek do zlewu.
- Domyślasz się, że to nie będzie łatwe.
- To od początku nie było łatwe, bo to Twoja córka. Wierzę w to, że wszystko się z czasem ułoży. Najważniejsze żeby była szczęśliwa. - Uśmiechnąłem się na jego słowa. Wiedziałem, że mu zależy na Janette, a to było najistotniejsze.
- Idź do niej, bo się pewnie już doczekać nie może - poklepałem go po plecach.

Janette

Weszłam do pokoju i od razu wskoczyłam do łóżka. Robiło mi się zimno, czyli pewnie znowu miałam gorączkę. Włączyłam telewizor i czekałam na Roberta, który zjawił się dopiero po kilkudziesięciu minutach.
- Chodź do mnie - wyciągnęłam rękę. Chłopak położył sie obok i mocno mnie przytulił. - Dziękuję, że przyjechałeś, mimo że nie musiałeś.
- Oczywiście, że musiałem. Caity się ze mnie śmiała, że paru dni nie mogę bez Ciebie wytrzymać.
- A Twoja mam wie o mnie? - spytałam.
- Nie. Uśmiałem się, bo podczas kolacji poruszyła ten temat. Pytała mnie czy mam dziewczynę, a ja że nie mam, bo do niczego mi się nie śpieszy. Była jak to ona niezadowolona i powiedziała, że już najwyższa pora  żebym znalazł sobie kogoś na stałe i pomyślał na poważnie o życiu, a ja mam Ciebie i myślę poważnie o życiu i mam swoje plany, ale ona nie musi o tym wiedzieć.
- Wtajemniczysz mnie w te plany?
- Tak, ale nie teraz - wstał  z łóżka.
- Gdzie idziesz? - jęknęłam nieusatysfakcjonowana.
- Zaraz wrócę - wszedł do łazienki. Wrócił z ręcznikiem zmoczonym wodą i położył mi go na głowie. - Idź spać, ja tu cały czas będę - pocałował mnie. Niedługo potem zasnęłam.
Stan mojego zdrowia w przeciągu następnych dwóch dni poprawił się, ale nie byłam pewna czy na tyle żeby iść wieczorem na imprezę.
- I co postanowiłaś? - do pokoju wszedł Robert.
- Myślę, że możemy iść.
- To ja Cię zostawię i pojadę się przebrać.
- OK.
Po dwóch godzinach spędzonych w łazience, wzięciu prysznica i zrobieniu wszystkich kosmetycznych spraw stanęłam w garderobie zastanawiając się co na siebie założyć. Nie miałam ochoty żeby się jakoś specjalnie stroić. Wybrałam czarną obcisłą sukienkę do tego czarne szpilki, biżuteria i byłam gotowa. Godzinę przed wyjściem zjawił się Robert.
- Fiu, fiu, fiu ja Pana znam? - spytałam zaczepnie.
- Lepiej niż myślisz - pocałował mnie.
Będąc u Vicki i Tomo parę minut po czasie na szczęście nie byliśmy ostatni. 
- Jednak wyzdrowiałaś - Bosanko się ze mną przywitała.
- Nie do końca, ale żal mi było sobie odpuścić.
- Tomo! - uściskałam mocno gitarzystę.
Przywitaliśmy się z gospodarzami i weszliśmy w głąb domu.
- Jak będziesz się źle czuła, to powiedz, to Cię odwiozę - usłyszałam głoś taty. W odpowiedzi kiwnęłam lekko głową i usiadłam koło Shannona na kanapie.
- O młoda, jak tam?
- Już lepiej.
- Dobrze, że jesteś. Potrzebowałem kompana na dzisiejszy wieczór - poruszył znacząco brwiami.
- Nie licz na mnie. Nadal biorę leki i mi nie wolno - skrzywiłam się.
- W takim razie broń boże nie namawiam, bo Jared by mnie powiesił. Szczególnie, że go przestraszyłaś z tą chorobą.
- Nie planowałam tego, ale trochę na tym zyskałam, bo Robert wcześniej wrócił.
- Co? O co chodzi? Słyszałem swoje imię - chłopak usiadł obok mnie.
- Nic. Janette zdaje mi relacje z Waszych łóżkowych wojaży - powiedział z pełną powagą, lecz widząc zszokowaną minę Rob'a głośno się roześmiał. - Wyluzuj, żartowałem. Ona nigdy nic nie chce powiedzieć.
- No, bo ja w takie sprawy nie wnikam, jeśli chodzi o Ciebie.
- I dobrze robisz. Pewnych rzeczy wolisz nie wiedzieć - perkusista wstał.
- Muszę do łazienki - wstałam z kanapy.
- Mam iść z Tobą?
- Chciałbyś.
- Pewnie, że bym chciał - bezczelnie się uśmiechnął.
- Porozmawiamy o tym jak wrócimy do domu - sięgnęłam po torebkę.
- Wtedy to już nie będzie o czym rozmawiać.
- Nie rozumiem.
- Zrozumiesz jak będziemy w domu.
Rzuciłam jeszcze ostatnie spojrzenie chłopakowi i poszłam do łazienki. Wychodząc z pomieszczenia zagapiłam się w kogoś weszłam.
- Przepraszam.
- Nic się nie stało - usłyszałam dobrze znany mi głos byłego klawiszowca zespołu.
- Braxton!
- Też się cieszę, że Cię widzę - uściskał mnie.
- Nie wiedziałam, że będziesz.
- Tomo z Shannonem do ostatniej chwili błagali mnie żebym przyjechał w końcu im uległem.
- Znowu będziecie się rozpijać jak zawsze - powiedziałam.
- Taki nawyk z trasy koncertowej. A w ogóle to co tam?
- Nie narzekam - odpowiedziałam krótko. - A u ciebie? - chłopak zaczął opowiadać co ostatnio się u niego działo. Skończyło się na tym, że rozmawialiśmy ze sobą prawie godzinę. Po skończonej rozmowie szybko odszukałam Roberta. Widząc go, podeszłam i objęłam go w pasie. 
- Jesteś już - odwrócił się w moją stronę.
- Przepraszam, dawno się z nim nie widziałam.
- Nic się nie stało, nie jestem zły - pocałował mnie w głowę.
- A zazdrosny?
- A mam powody?
- Nie - odpowiedziałam szybko. - Nie było pytania.
- Kochanie - złapał mnie za rękę i przytrzymał.
- Tak? - powoli się odwróciłam.
- Spójrz na mnie. - Pokręciłam przecząco głową. - Stało się coś?
- Nie. Ja . . .  oj no, tak tylko spytałam - spojrzałam na niego niepewnie. 
- Ale Ty wariatka jesteś.
- Ale i tak mnie kochasz, mam nadzieję.
- Pewnie, że tak i zawsze będę.
Chwilę później wyszliśmy do ogrodu żeby zobaczyć fajerwerki. Po wypiciu szampana wróciliśmy do środka.
- Wracamy do domu? - usłyszałam głos Roberta.
- Chętnie, tylko powiem tacie.
Wokalista akurat prowadził konwersację z jakąś uroczą blondynką.
- Przepraszam, porwę go na chwilę - odciągnęłam go na bok. - Jedziemy z Robertem do domu.
- Odwieźć Was?
- Zostań. Wpadłeś jej w oko - uśmiechnęłam się. - Baw się dobrze - pocałowałam go w policzek i razem z Babu wyszliśmy. Wsiedliśmy do taksówki i mężczyzna podał swój adres. Po 30 minutach byliśmy już w jego mieszkaniu. Wyjęłam z lodówki wodę nalewając ją do szklanki usłyszałam dobrze znaną mi piosenkę The Ronettes z Dirty Dancing. Nie zorientowałam się, gdy chłopak do mnie podszedł i objął przyciskając mnie tym samym do siebie. Dobrze pamiętałam scenę z filmu, gdzie leci ten utwór. To, środek nocy i palące się tylko jedno małe światło potęgowały wszystkie uczucia i budziły nowe. Odwróciłam się w jego stronę. Widząc w półmroku jego twarz delikatnie go pocałowałam. Przesuwał dłońmi po moim ciele znajdując w końcu suwak od sukienki, która po paru sekundach znalazła się na podłodze. Ten sam los podzieliła jego koszula. Małymi kroczkami przesuwaliśmy się w stronę sypialni. W końcu wylądowaliśmy na łóżku. Robert pozbawił mnie bielizny, a ja rozpinałam jego spodnie. 
- Wiesz co?
- Hmm?
- Czekałem na to od ponad tygodnia.
- Aż tak - uśmiechnęłam się.
Wiedziałam ile Robert wypił i nie było to mało, a racjonalne myślenie nie sprzyja facetom w takim stanie, ale widząc, że sięga po prezerwatywę byłam w szoku. Tak rzadko o tym pamiętaliśmy, a tu taka niespodzianka. 
- Kocham Cię i to bardzo - pocałowałam go.
- Ja Ciebie też, ale teraz już - położył mi palec na ustach...


____________________________________________________________

Witam. Dwa i pół miesiąca chyba w takiej odległości nie zdarzyło mi się dodawać rozdziałów, ale kiedyś musi być ten pierwszy raz. Mam nadzieję, że dotrwaliście. 
Co do rozdziału, rozpoczyna się filmem Dirty Dancing, a kończy soundtrackiem z niego. Nie planowałam tego i obiecuję, że to już się nie będzie powtarzać, chociaż ubóstwiam ten film.
Każdy nawet najmniejszy komentarz jest na wagę złota, więc nie bójcie się napisać paru słów :)
Pozdrawiam. 


6 komentarzy:

  1. Doczekałam się po dluuuuuuugiej przerwie XD Rozdział fantastyczny, długi i..... no i mam nadzieję że Robert nie zostanie tak szybko ojcem jak Jay. czekam na następny rozdział, który mam nadzieję nie pojawi się za 2,5 miesiąca tylko szybciej.... Życzę WENY!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, dziękuję :) Robert jest aktualnie parę lat starszy niż Jared kiedy Janette przyszła na świat. Myślę, że będą pojawiały się w miarę regularnie.
      Nie dziękuję, przyda mi się.

      Usuń
  2. Uwielbiam Twoje opowiadanie!!!! Piszesz z taką lekkością, wszystko trafia do czytelnika. Całość jest czytelnia, przejrzysta! Żadnych błędów ortograficznych itp. No jestem zachwycona!
    Uwielbiam watek o miłości Janette i Babu. Idealnie do siebie pasują.
    No i Jared w roli kochającego tatusia. Jestem pod wrażeniem.
    Masz ogromny talent i cieszę się, że mogę czytać Twoje opowiadanie :):)
    Mam nadzieje, że na nowy rozdział nie będziesz kazała tyle czasu czekać!! :):)

    'Dusza

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jezu dziękuję! <3 Takie komentarze są niesamowicie budujące.
      Nie, to taki jednorazowy wybryk.
      Jeszcze raz dziękuję :)

      Usuń
  3. Uwielbiam Roberta i Janette! Brakuje mi u trochę Jareda, Shannona wiesz o czym mówię :) Babu był taki słodki, że przyjechał, bo była chora, chcę takiego chłopaka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też ich kocham, dlatego tak ich dużo :) Wiem, wiem spróbuję coś z tym zrobić.

      Usuń