7 kwietnia 2020

58. "Mogliśmy mieć nasze "żyli długo i szczęśliwie", ale to zjebałeś."

Przez następne dni nadal toczy się postępowanie w mojej sprawie. DEA się nie odzywa, a adwokat nadal szuka pomysłu jak wyciągnąć mnie z tego bagna.
- Janette? Jesteś? - woła tata.
- Jestem - wychodzę z pokoju.
- To jest Taylor, będzie od dzisiaj Twoim ochroniarzem.
- Będzie za mną jeździł?
- Tak - odzywa się mężczyzna. - Jestem wszędzie tam gdzie Pani, mając wszystko na oku, ale jednocześnie nawet Pani się nie zorientuje, że tam jestem.
- Dobrze.
- Informuj go jak będziesz gdzieś wychodzić.
- O 14 mam spotkanie, będę się zbierać po 13.
- W porządku - ochroniarz kiwa głową.
- Gdzie jedziesz?
- Tato  mam jednak życie pomimo tej całej sytuacji - odwracam się.
O 14 w gabinecie James'a Perkinsa zacinam się i przez kilkanaście minut nie wypowiadam ani słowa. Bardzo mocno potrzebowałam kogoś, kto mnie wysłucha, więc czemu nie miałby być to mój terapeuta.
- Wie Pan, że możliwe, że widzimy się po raz ostatni? Bo ktoś chce mnie zamknąć w więzieniu na długie lata za coś czego nie zrobiłam. - Po tych słowach reszta już idzie bardzo łatwo.
- Rozumiem sytuację, ale nie poddawaj się. Walcz o swoją niewinność. Masz  20 lat, całe życie przed Tobą i masz je z  kim spędzić. Rok temu było dużo gorzej, ale sobie poradziłaś. Miałaś wsparcie Roberta, teraz go nie masz?
- Mam.
- Więc pozwól mu być przy Tobie. Wiem, że zawsze radziłaś sobie sama, ale teraz nie musisz. Daj sobie pomóc. Daj jemu tę możliwość żeby Ci pomógł.
Siedzę przez chwilę myśląc nad jego słowami, po czym wstaje.
- Dziękuję - uśmiecham się.
- Od tego jestem.
Wsiadając od samochodu dobrze wiem, gdzie powinnam jechać. Jednak w biurze nie zastaję Roba. Mam nadzieję, że jeszcze nie wyszedł.
- Cześć, gdzie Robert? - pytam Luke'a.
- U szefa, zaraz wróci. Napijesz się czegoś?
- Nie, dzięki.
- Coś się stało? - pyta szatyn.
- Nic, możemy porozmawiać?
- Zostawisz nas? - mężczyźni wymieniają spojrzenia.
- Przepraszam. Nie wiem czemu Cię odepchnęłam. Chyba chciałam poradzić sobie z  tym sama - spuszczam głowę.
- Zawsze będę dla Ciebie, ale musisz tego chcieć. Nie będę robił nic na siłę. Kocham Cię - całuje mnie w czubek głowy. - Wracamy do domu?
- Chętnie. Tylko  mamy towarzysza.
- Wiem, Jared mi mówił.
W domu okazuje się, że nie ma nic do jedzenia, więc ruszamy na zakupy.
- Zauważyłaś wcześniej, że ktoś za Tobą jeździ?
- Nie.
- Spójrz w lusterko, ten czarny Chevrolet. Jadą za nami spod domu. Myślę, że to DEA.
- Teraz będą mnie śledzić, super. Może ja jednak podjadę gdzieś i kupię trochę kokainy, wtedy mnie zamkną i będzie spokój.
Kolację zjadamy we czwórkę. Po niej wychodzę zapalić, ale tata bardzo szybko reaguje.
- Ani jednego papierosa więcej. To Ci nie pomoże.
- A co mi pomoże? - odwracam się.
- Na pewno nie to - wyciąga rękę, ale ja odsuwam swoją.
- Tato przestań. Świat mi się wali znowu, a Ty przejmujesz się tym, że palę, daj mi spokój.
- A nie możesz tego nie robić?
- Nie, bo mam ochotę rzucić wszystko i uciec.
- Będziesz miała jeszcze większe problemy.
- Nie czuję powodzenia tego wszystkiego. Justin się stara, ale...
- Gdybyś mnie słuchała - tata mi przerywa, a we mnie aż wrze.
- Słucham?! Czyli ja jestem temu wszystkiemu winna, wow - mijam go i idę do swojego pokoju. Pakuję swoje rzeczy i zbiegam po schodach.
- Co robisz? - pyta Rob.
- Jego zapytaj - wskazuje na wokalistę opierającego się o framugę drzwi tarasowych.
- Zaczekaj - łapie mnie za łokieć.
- Nie, puść.
Wsiadam do samochodu i nie za bardzo wiem, gdzie mam jechać, aż pukam do drzwi Kimberly. Dziewczyna bez słowa wpuszcza mnie do środka i podaje mi piwo.
- Nie będę Cię zmuszała żebyś mi cokolwiek powiedziała - mówi następnego dnia rano.
- Pokłóciłam się z tatą.
- Okej, to czemu jesteś u mnie, a nie u Roberta? - Wbija we mnie wzrok.
- Bo mam dość słuchania ich prób wyciągnięcia mnie z tego mimo, że nie mają takiej możliwości.
- A prawnik?
- Kombinuje cały czas. Obiecał, że mnie z tego wyciągnie, ale zbyt dużo rzeczy sobie zaprzecza.
Teraz już obojętne mi jest co się wydarzy. Spędzam kilka dni u przyjaciółki. Odbieram telefony tylko od Sterlinga, a Robowi napisałam, że wszystko u mnie dobrze. W końcu postanawiam pojechać do jego mieszkania i przeczekać aż coś się wyjaśni. Dwa tygodnie później dostaje telefon od adwokata, że rozprawa odbędzie się za 3 dni.
- A ja występuje jako? - pytam.
- Oskarżona o posiadanie kokainy, za co grozi maksymalnie 9 lat i grzywna. Dowody nie są jednoznaczne, zawsze można złożyć apelację.
- Dziękuję.
- Bądź przed 9. - Gdy się rozłącza nie dowierzam sytuacji. Zanim Robert wraca z pracy wypijam 2 butelki wina.
- Co się stało? - pyta zmartwiony.
- W czwartek jest rozprawa.
Mężczyzna o nic więcej nie pyta, a ja nic nie mówię. W środę wieczorem jadę do domu. Tata siedzi na kanapie, ale mijam go bez słowa. Rankiem przeglądam garderobę w poszukiwaniu właściwego ubrania. Decyduje się na czarne spodnie, białą, koronkową bluzkę, marynarkę i beżowe szpilki. Prostuje włosy i delikatnie się maluję.
- Pojadę z Tobą.
- Nie zadaj sobie takiego trudu, jak mnie zamkną, to nie będziesz miał problemu.
- Janette... - w odpowiedzi tylko trzaskam drzwiami.
W sądzie jest już Sterling, Rob, Shannon i Kimberly. Podczas rozprawy zostają przedstawione wszystkie dowody przeciwko mnie oraz te, które trochę ratują moją sytuację. Justin ma bardzo dziwną minę.
- Co jest? - pytam cicho.
- W planie rozprawy był inny sędzia i prokurator.
- I?
- Ci sami sobie wystawiliby mandat za złe parkowanie.
- Yhym.
- Panno Leto - od razu się podnoszę, gdy słyszę głos sędziego. - Dowody same sobie skazują panią na więzienie - urywa. - Jednakże nagrania zaprzeczają pani winie. Przyznam szczerze, że jest to bardzo trudna sprawa, którą muszę rozstrzygnąć. Nigdy nie miała pani problemów z prawem, więc wierzę w Pani niewinność. Ku przestrodze rok w zawieszeniu, 3 miesięczny dozór policyjny i 150 tysięcy dolarów grzywny - stuka młotkiem. Czy to już?
- Wniosę apelację o to zawieszenie, to jest bezpodstawne.
- Nie trzeba - patrzę na niego. - Dziękuję, byłam przekonana, że pójdę siedzieć.
- N ie było takiej opcji nawet.
- To co lunch? - pyta Robert. W odpowiedzi tylko kiwam głową. Adwokat wyjaśnia mi na czym polega dozór policyjny. Przez najbliższe 3 miesiące, co tydzień zgłaszam się na najbliższy posterunek policji i podpisuję listę obecności, a gdy dostanę mandat, to mnie zamkną. Gdzieś w głębi czuję, że Aaron i tak jeszcze mi nie odpuści. Przez kolejne tygodnie nie wychodzę za wiele z mieszkania. Nie czuję się zbyt pewnie, a nie chce ryzykować. Gdy po ostatniej wizycie na policji wracam do domu tata nie kryje swojego zaskoczenia.
- Myślałem, że już na dobre się wyprowadziłaś.
- Jeśli Ci przeszkadzam, to mogę - zatrzymuje się w połowie schodów.
- Przepraszam. Nie chciałem tego powiedzieć, a na pewno nie to miałem na myśli.
- Właśnie to miałeś na myśli. Może i masz rację, ale nie masz prawa tego mówić, bo ja też mogłabym Ci powiedzieć parę rzeczy w złości, których na pewno nie chcesz usłyszeć - wchodzę do swojego pokoju. Jestem tak bardzo wściekła, że nie wiem co ze sobą zrobić. Wiem, że trochę sama jestem winna sytuacji z Aaronem, ale to on zachowywał się od początku jakby nic nie rozumiał. Kolejne tygodnie, miesiące wręcz przelatują mi przez palce. W głównej mierze skupiłam się na pracy i na Robie. Gdy nadszedł grudzień tata bardzo zabiegał o moją uwagę, bo zależało mu żebyśmy wspólnie spędzili święta. Nadal jestem na niego wściekła, ale chce mieć spokój. Wszystko wraca do normalności. Spędzamy czas we czwórkę, a ja zapominam, że mam wyrok w zawieszeniu. Aaron nie pojawił się już, ale prawni mówił, że policja go szuka.

- Dzwonił Rob do Ciebie może? - pytam taty.
- Nie, dlaczego?
- Umówiliśmy się o 14, a już 17, a on nie odbiera - mówię.
- Może jest w pracy?
- Miał dzisiaj wolne - słyszę dźwięk wiadomości, więc szybko podnoszę telefon. "Nasz chłopak jest świetny" - głosi sms. Gdy czytam go po raz drugi dostaję zdjęcie półnagiego, śpiącego Roberta, a obok niego jest Ashley i są w jego mieszkaniu. Potrząsam głową z niedowierzaniem. To nie może być prawda. Biorę kluczyki do samochodu i wybiegam z domu. Droga do mieszkania Roba ciągnie się w nieskończoność. Gdy docieram na miejsce drzwi są otwarte. Ashley siedzi w moim szlafroku i pije kawę.
- Oddam Ci potem.
- Nie trudź się - wchodzę do sypialni, szatyn śpi tak jak na zdjęciu, a obok łóżka leżą ubrania. Chce go obudzić i krzyczeć dopóki nie powie, że to jakiś chujowy żart, ale wiem, że tak nie jest.
- Nie planowałam Ci mówić, ale on nigdy by Ci nie powiedział - blondynka staje za mną.
Wychodząc z budynku wpadam na jakąś kobietę, która zaczyna krzyczeć, że w ogóle nie uważam. W mojej głowie szaleje tyle myśli, ale ku mojemu zaskoczeniu w ogóle nie chce mi się płakać... jeszcze. Wracam do domu okrężną drogą.
- Gdzie byłaś? Rob dzwonił - rzuca tata, gdy przekraczam próg.
- Następnym razem powiedz mu, że już nie istnieję.
Po wejściu do pokoju zaczynam pakować jego rzeczy. Nie chcę go nigdy więcej widzieć. Słyszę pukanie, a potem Greenwood wchodzi do środka. Ma przerażoną i zaniepokojoną minę.
- Porozmawiajmy - prosi.
- Nie mamy o czym - zapinam zamek walizki. - Mówiła prawdę?
- Tak, ale...
- Pamiętasz to wszystko? - pytam.
- Tak.
- Czyli nic Ci nie dosypała, po prostu ją przeleciałeś.
- Pocałowała mnie i...
- I nie umiałeś jej odepchnąć? Człowieku, co jest z Tobą nie tak?! Jesteśmy razem tak długo, dużo razem przeszliśmy, wiesz o mnie wszystko. Zaufałam Ci i dałam co tylko mogłam, a Ty mnie zdradzasz bez mrugnięcia okiem.
- Janette...
- Nie, wszystko zniszczyłeś. Zmarnowałeś 4 lata mojego życia. Jak mogłeś mi coś takiego zrobić. Rzygać mi się chce jak na Ciebie patrzę. Wyjdź, nie chcę Cię więcej widzieć.
- Porozmawiamy jak się uspokoisz.
- Nie, nigdy więcej nie będziemy rozmawiać! - krzyczę. - Zabierz swoje rzeczy i się wynoś - wskazuje na walizkę.
- Co tu się dzieje? - do pokoju wchodzi wokalista.
- Wiesz jak jest - Rob rozkłada ręce w geście bezradności. - Kobiety - kręci głową.
- Chyba nie myślisz, że mu nic nie powiesz.
- Daj mi najpierw wytłumaczyć.
- Twój najlepszy przyjaciel, któremu powierzyłeś mnie i ufałeś przeleciał dzisiaj swoją byłą, gdy nie odbierał.
Czuję, że moja skorupka pęka i dociera do mnie, to co naprawdę się wydarzyło. Gdy docieram pod dom Shannona mija kilka minut zanim otwiera. Ma zaspaną twarz i jest w samych bokserkach, ale szybko dochodzi do siebie, gdy mnie widzi i od razu przytula. Oddycham głęboko żeby się uspokoić.
- Robert zdradził mnie z Ashley.
- Co?! - Shann reaguje tak samo jak tata. - Skąd masz takie informacje?
- Wysłała mi ich zdjęcie z łóżka, a on potwierdził.
- Zabije go.
- Dlaczego mi się to wszystko przytrafia? Naprawdę myślałam, że będziemy razem szczęśliwi.
- Nie za bardzo wiem co mam Ci powiedzieć - podaje mi piwo.
Rozmawiamy z perkusistą do rana, mój telefon dzwoni cały czas, ale nie chce z nikim rozmawiać.
- Zrobiłem naleśniki - mężczyzna budzi mnie z lekkim uśmiechem.
- Nie musiałeś.
- Tyle mogłem zrobić poza okłamaniem Jareda i tego zdradzieckiego chuja.
- Dziękuję, ale wezmę najpierw prysznic.
Stoję pod nim zbyt długo i płaczę zbyt mocno.
- Możesz u mnie zostać - mówi Shannon.
- O 14 mam zebranie w redakcji, muszę się przebrać.
- Dobrze, ale jak coś to dzwoń.
- Dziękuję - ściskam go i czuję, że pękam, więc szybko się odsuwam. Pod domem stoi tylko samochód taty.
- Gdzie byłaś? Nic Ci nie jest?
- Nie.
- Porozmawiasz ze mną?
- Co on Ci nakłamał, że chcesz żebym to usłyszała? A no właśnie - dodaje, gdy zapada cisza. - Przepraszam, ale nie mam czasu - zakładam obcisłe jeansy, białą koszulę, delikatnie się maluję i wychodzę. Nie wiem o czym jest zebranie i jestem tam tylko duchem co nie umyka uwadze Alyson.
- Wszystko w porządku? - pyta z wyczuwalną troską w głosie.
- Nie, myślę, że w najbliższym czasie nie będę zbytnio zdolna do pracy.
- Nie ma problemu. Zajmij się sobą - całuje mnie w policzek.
W domu nikogo nie ma, zabieram z barku 4 butelki wina i zamykam się w pokoju. Nim otwieram pierwszą postanawiam usunąć wszystkie oznaczenia i nasze zdjęcia z mojego IG. Nie udaje mi się nie płakać, gdy widzę jak nasze życie uciekło mi przez palce. Po trzeciej lampce zasypiam i budzę się o 7. Na dole poza tatą zastaje również mojego ex.
- Dasz mi się chociaż przeprosić?
- Po co? Dałam Ci 4 lata mojego życia, może nie były jakieś super zajebiste, ale nigdy nawet mi przez myśl nie przeszło żeby Cię zdradzić.
- Wiem, ale...
- Dość już usłyszałam, daj mi spokój.
Robię sobie kawę i wracam do pokoju. Wysyłam Shannonowi sms z prośbą żeby przyjechał i siadam na balkonie. Przed oczami przelatują mi nasze lepsze i gorsze momenty. Kochałam tego człowieka nad życie, aż powiedział, że naprawdę się ze sobą przespali. 
- Nie pozwalam Ci płakać - starszy Leto siada koło mnie. - Nie masz po kim.
- Jestem taka zagubiona. Był zawsze obok mnie, a teraz czuję pustkę.
- Masz mnie, a poza tym nie zapominaj, że wielu chciało się z Tobą spotykać, teraz tylko wybierz - Shann puszcza mi oczko, a ja się lekko uśmiecham.
- Pojutrze jest impreza organizowana przez Zedd'a, może pójdziesz z nami - pyta.
Nakładam ostrzejszy makijaż niż zwykle, taki jaki zawsze lubiłam. Zakładam czarną sukienkę  i czarne szpilki. Moje odbicie w ogóle nie oddaje mojego samopoczucia. Na miejscu jest chyba cały półświatek muzyczny. Docieramy do najbardziej prestiżowego klubu. Na dwóch salach jest bardzo dużo ludzi. Jednak to ignoruje i siadam przy barze, zamawiam drinka, a potem kolejne trzy.
- Jack'a bez lodu, a dla Pani to samo, co wcześniej - słyszę męski głos tuż obok.
- Dziękuję, ale nie trzeba.
- Jeśli nie chcesz, to nie pij - zapada cisza po czym słyszę pytanie. - Wszystko w porządku?
Momentalnie dostaje gęsiej skórki i czuje, że łzy napływają mi do oczu.
- Przepraszam, nie pytałem - mówi szybko. Spoglądam na niego i od razu poznaję, że to Brendon Urie z Panic! At The Disco.
- Brendon - przedstawia się.
- Janette - lekko się uśmiecham. Czy to możliwe, że moja nastoletnia miłość właśnie stawia mi drinka. 
- Nie chciałem Ci przeszkadzać. Widzę, że bardzo coś przeżywasz, więc chciałem zapytać czy czegoś potrzebujesz. - Zamykam na chwilę oczy i po moim policzku spływa łza, lecz Brendon szybko ją ściera. Czuję dotyk jego ręki i zapach perfum, który zawraca mi w głowie. 
- Chyba nie powinnam Cię obarczać takimi sprawami.
- Chętnie posłucham - przekonuje mnie.
- Mój wieloletni chłopak parę dni temu zdradził mnie ze swoją byłą, tak po prostu.
- Auć.
- Taka moja historia.
- Przykro mi, ale może dasz się zaprosić na drugą salę. - Z drugiej sali dobiega muzyka, więc chce zatańczyć. Nie jestem pewna czy mam na to ochotę, ale przypominają mi się słowa Shannona i się zgadzam. Pierwsza piosenka jest energiczna, Brendon trochę dużo mną obraca przez co kręci mi się głowie. Na szczęście i nieszczęście piosenka zmienia się na wolną i brunet mnie obejmuje i przytula do siebie. Jednak, gdy się kończy odsuwam się.
- Dziękuję. - Brendon lekko się uśmiecha, a ja szukam Shannona. - Jadę do domu - mówię do perkusisty.
- Jechać z Tobą?
- Nie trzeba, zadzwonię po taksówkę - wychodzę na zewnątrz, jest chłodniej niż się spodziewałam, więc zarzucam kurtkę.
- Uciekasz?
- Planowałam. 
- To może dasz się odwieźć? - Już prawie protestuję, gdy dociera do mnie że jestem singlem i nie muszę. - Chodź - dotyka mojego ramienia - zaparkowałem niedaleko. Widok czarnego mustanga jest dla mnie zaskoczeniem. - Proszę - otwiera mi drzwi.
- Mogę? - sięgam do guzika z ogrzewaniem.
- Pewnie. Nie jesteś artystką, prawda?
- Nie, prawdopodobnie znasz 30STM, jestem córką Jareda. To tutaj - wskazuje na budynek po prawej stronie. - Dziękuję za dzisiaj.
- Nie ma za co.
Wysiadam z samochodu i podchodzę do furtki.
- Janette? Może dałabyś się gdzieś zaprosić jutro? Może do kina?
- Chętnie - uśmiecham się.
- To do zobaczenia - wsiada do samochodu. Wchodzę do domu i opieram się o drzwi. To się nie dzieje. Pierwszy raz od tygodnia zasypiam od razu. Na Instagramie mam wiadomość od Brendona, że będzie o 20. Bardzo długo zastanawiam się w co się ubrać aż decyduje się na klasyka i ramoneskę. Jestem gotowa pół godziny przed czasem. Robię sobie jeszcze szybko kawę.
- Wychodzisz? - pyta tata.
- tak.
- Pogodziliście się z Robertem?
- Nie, a czemu mielibyśmy?
- No, bo...
- Nigdy w życiu mu nie wybaczę. Popełniłabym najgorszy błąd w życiu. Nie usprawiedliwiaj go, ani mnie nie namawiaj, bo to Ci się nie uda, a teraz wybacz, ale jestem umówiona.
Brendon czeka oparty o samochód. Ubrany cały na czarno wygląda idealnie przez co zawieszam się na chwilę.
- Naprawdę go zjesz? - pytam, gdy odbiera od kasjerki największy popcorn.
- Podzielę się z Tobą - puszcza mi oczko.
Brunet wybrał komedię, która dopiero weszła do kin 'Dirty Grandpa'. Gdy podczas sięgania po popcorn nasze palce się stykają dostaje gęsiej skórki.
- Głodna?
- Trochę.
- Znam fajne miejsce. 
Po 15 minutach jazdy znajdujemy się w starym, klasycznym barze z hamburgerami. Przez resztę wieczoru, nie możemy się nagadać, aż kelnerka oświadcza, że zamykają, jest północ. Nie za bardzo mam ochotę wysiadać, gdy zatrzymuje się pod domem.
- Nie myśl tyle - łapie mnie za ramiona i opiera o samochód. - Jeśli będziesz chciała to wszystko się ułoży.
- Dobrze się przy Tobie czuję.
- Wiem - próbuję się nie uśmiechać, ale szczerzy się jak dziecko. - Dasz mi swój numer żebym mógł znowu Cię gdzieś zaprosić? - wyciąga telefon. Szybko wpisuję numer i mu podaje.
- Będę czekać - całuje go w policzek i wbiegam przez furtkę.
- A co ze mną? - woła.
- Następnym razem - wchodzę do domu i ściągam buty.
- Gdzie byłaś? - tata opiera się o ścianę w kuchni, jest już w piżamie, więc na pewno na mnie czekał.
- W kinie.
- A z kim?
- Jestem dorosła, nie będę Ci się tłumaczyć,
- Robert tu był.
- I? Co mnie to obchodzi? Jeśli chcesz się z nim przyjaźnić po tym wszystkim, to Twoja sprawa. - Wiem, że tata długo nie odpuści tematu z Robertem, ale ja nigdy w życiu już z nim nie będę.
Następnego dnia przed południem wybieram się na zakupy. Zdecydowanie potrzebuję kilku nowych rzeczy. Dzwonię też do Kim, która od razu się zgadza.
- Co?! Jak to się rozstaliście - krzyczy.
- Zdradził mnie.
- Żartujesz? Słodki, uroczy Rob Cię zdradził? Z kim?
- Ze swoją byłą. Pocałowała go, a on zamiast ją odepchnąć, to wsadził jej... - przerywam widząc idącego chodnikiem Brendona po drugiej stronie ulicy.
- Nie kończ. - Jednak widzę, że już chyba okej.
- Minęły 2 tygodnie. Przez pierwszy tydzień nie umiałam sobie poradzić, a potem...poznałam kogoś. - Kim milczy, więc szybko na nią zerkam.
- Zmieniłaś się, w pozytywnym sensie. Lata temu ryczałabyś miesiącami.
- Jest świadomy tego, że mnie stracił, na zawsze. Nie pozwolę sobie na coś takiego. Już nie.
- A ten nowy? Kto to jest? Ktoś znany, prawda?
- Tak, ale nie chcę jeszcze nic mówić. Dopiero parę razy się spotkaliśmy, ale w życiu nie przyszłoby mi do głowy, że to akurat on stanie na mojej drodze.
- Musisz ją kupić - mówi przyjaciółka, gdy przymierzam sukienkę. - Może wyjdziemy do klubu wieczorem? Napijemy się - porusza brwiami.
- Możemy.
Gdy wracam do domu tata oświadcza, że wyjeżdża na kilka dni do Nowego Yorku.
- Spoko, poradzę sobie.
Do klubu zawozi nas Liam.
- Dzwońcie jak coś - całuje Kim w policzek.
Wewnątrz jest pełno ludzi, mimo że jest początek tygodnia. Cztery drinki później bawimy się zdecydowanie za dobrze.
- Nigdy w życiu bym nie pomyślała, że będę w tym samym miejscu, co nasza nastoletnia miłość ze szkoły.
- O kim mówisz?
- O wokaliście z Panic! - cała krew odpływa mi z głowy, gdy to mówi. - Jezu, jeszcze tu idzie. - Przymykam oczy i zaciskam usta żeby się nie śmiać.
- Po 2 sekundach wiedziałem, że to TY - Urie całuje mnie w policzek, a Kim szeroko otwiera oczy.
- Moja przyjaciółka, Kimberly - dziewczyna tylko kiwa głową.
- Wiem, że jesteście tu razem, ale muszę ją porwać na parkiet - mówi do niej, gdy słyszę pierwsze dźwięki 'Bailando'. Odchodząc słyszę tylko jak Kim mówi, że mnie zabije i kręci z niedowierzaniem głową. Dopiero dzisiaj mogę zwrócić uwagę na to jak Brendon dobrze tańczy i że podśpiewuje w trakcie.
- Mogę przestać albo chociaż spróbować.
- Nie, absolutnie nie.
Obejmuje mnie mocniej w pasie i dwukrotnie obraca, a na koniec delikatnie całuje, jestem zbyt oszołomiona żeby go zatrzymać, a poza tym chyba nie chcę żeby przestał.
- Może przyłączycie się do nas, jeśli macie ochotę - spogląda na mnie tak, że nogi mi się uginają.
- Zapytam - schodzę z parkietu.
- Musisz mi natychmiast wszystko opowiedzieć.
- Może jutro, Brendon pyta czy do nich dołączymy.
- Jest mi obojętne z kim będziemy pić - mówi.
- A z kim przyszedłeś? - pytam.
- Z Dillonem. To mogę Cię już przedstawić jako moją dziewczynę? - przygryzam wargę i kiwam głową. Boję się tak szybko wchodzić w nowy związek, ale czuję się przy nim tak dobrze, że nie umiem tego opisać.
- No stary, gdzie żeś zaginął - Dillon urywa napotykając mój wzrok.
- Pozwól, że Ci przedstawię, Janette moja dziewczyna i jej przyjaciółka Kimberly. - Mężczyzna składa dłonie i patrzy w górę.
- Boże w końcu wysłuchałeś moich próśb i zesłałeś mu idealną kobietę - śmieje się.
- Dzięki, zawsze mogę na Ciebie liczyć.
- Siadajmy. Weszliśmy, rozejrzał się po klubie, zawiesił się i powiedział, że za chwilę wróci, a tu proszę - mówi Francis.
Resztę wieczoru bawimy się równo aż jestem pijana jak nigdy wcześniej.
- Zamówię taksówkę i wrócimy do domu.
Odstawiamy Kim, ale potem budzę się w swoim łóżku, a Brendon leży obok mnie. Siadam na łóżku i próbuję wszystko poskładać, ale ostatnie co pamiętam to Kim wypadająca z taksówki i śmiejący się Liam.
- Hej - słyszę za plecami.
- Hej - siadam bokiem, ale nadal jestem skołowana i skrępowana.
- Co się dzieje? - pyta.
- Czy my?
- Zaufaj mi pamiętałabyś to - puszcza mi oczko. Mam na sobie tylko bieliznę, z resztą tak jak on. - Zasnęłaś i nie mogłem Cię obudzić, a jak zobaczyłem, że masz klucze, to zaprowadziłem Cię do domu. Ciężko było odnaleźć Twój pokój, ale mi się udało, a potem bałem się zostawić Cię samą.
- Dziękuję.
- Nie ma za co, wystarczy kawa.
- Tylko wezmę szybki prysznic - gdy się wycieram dociera do mnie, że nie wzięłam ubrań. W pokoju nie ma Brendon, więc próbuję szybko przemknąć do garderoby, ale mnie zauważa.
- Zaczekaj, podoba mi się to - woła.
Szybko się ubieram  i idę do kuchni.
- Jesteś taka piękna - słyszę, gdy wychodzę.
- Dziękuję, zrobię kawę. Weź prysznic jak chcesz. Ręczniki są w szafce.
Nastawiam ekspres i robię tosty.
- Głodny?
- Nie - sięga po kubek. - Ale możesz mnie oprowadzić.
Pokazuje mu cały dom z wyjątkiem sypialni taty. Kończymy na dole w salonie.
- A Ty grasz, śpiewasz? - pyta.
- Amm - wzdycham. - Umiem grać i rzekomo śpiewać.
- Na czym grasz? 
- Umiem na pianinie i na gitarze, trochę na perkusji.
- To zaśpiewasz coś?
- Nie - kręcę głową.
- Ze mną - siada przy pianinie. - Może jakąś piosenkę Panic!?
- Nine in the afternoon skoro już tu siedzisz. - Po pierwszej zwrotce przerywam.
- Czuję się jakbym miał konkurencję - sadza mnie sobie na kolanach.
- Nie przesadzaj.
- Chciałbym Ci coś powiedzieć - spogląda mi w oczy. - Nie chcę żebyś czuła, że za bardzo naciskam albo, że to się dzieje zbyt szybko. Możemy zwolnić, ale chcę żebyś wiedziała, że mogę  dać Ci to na co zasługujesz. Będziesz szczęśliwa, ale musisz mi pozwolić na to. Wpuść mnie tutaj - dotyka palcem mojej piersi.
- Bałam się, ale wpuściłam Cię. Od początku, gdy wtedy z Tobą zatańczyłam czuję się jakbym nigdy nie miała żadnych problemów.
- Ale?
- Pojedziesz w końcu w trasę, a ja będę bardzo tęsknić. 
- Poradzimy sobie z tym. Jeśli to jest jedyne Twoje zmartwienie, to daj spokój. Jared wie o nas?
- Nie jest na to gotowy. On nadal myśli, że pogodzę się z Robertem. Powiem mu, ale potrzebuje czasu.
- W porządku, nie naciskam.
Resztę dnia spędzamy rozmawiając, a ja w międzyczasie robię spaghetti.
- W dodatku dobrze gotujesz - Brendon wyciera usta serwetką. - Będzie wyzwaniem sprostać Twoim oczekiwaniom.
- Moim oczekiwaniom? - patrzę na niego. - Chcę tylko być szczęśliwa, kochana i...
- Nie powinienem tego deklarować, ale tak będzie. Dam Ci to wszystko - całuje mnie.
- Czemu Dillon są wczoraj śmiał jak mu powiedziałeś, że jestem Twoją dziewczyną?
- Bo od kilku lat nie byłem z nikim albo spotkałem się z nikim albo spotkałem się z dziewczyną raz lub dwa i wiedziałem, że to nie to.
- A mogę zapytać czemu do mnie wtedy podszedłeś?
- Bo wyglądałaś tak idealnie przy barze, ale ktoś mnie zawołał i minęła chyba godzina, ale wróciłem i nadal tam byłaś. Na początku chciałem od razu z Tobą zatańczyć, ale jak Cię wysłuchałem i widziałem jaka smutna jesteś nie chciałem wprowadzać Cię w zakłopotanie. Po tym wieczorze, gdy byłaś wkurzona, płakałaś, uśmiechałaś się jak tańczyliśmy i śmiałaś w samochodzie chciałem więcej. Czułem, że się nie zgodzisz, ale...
- Shannon powiedział mi żebym nie oglądała się za siebie, bo nic na mnie nie czeka, a w życiu się nie spodziewałam, że akurat Ty pojawisz się na mojej drodze.
- Dlaczego?
- No bo...
- Jestem Twoją fanką. Słyszałem jak Kim mówiła Dillonowi, że byłyście na kilku koncertach. Nie wstydź się tego. Panic! to bardzo dobry zespół.
- Z bardzo skromnym wokalistą - uśmiecham się.
- To co wiesz o mnie wszystko.
- Mniej więcej. Ja nigdy się tego nie spodziewałam, że Ty, że my...
- Rozumiem, ale mi to nie przeszkadza. To czy ja mogę o coś zapytać?
- Słucham.
- Internet zbyt wiele o Tobie nie mówi, ale chcę zapytać o Twoją mamę żeby nie zrobić czegoś, co sprawi Ci przykrość.
- Myślisz, że nie żyje. Żyje, ma się świetnie. Zostawiła nas, gdy miałam pół roku. Tata wtedy zaczynał swoją przygodę z aktorstwem i go w większości nie było w domu, a ona też chciała się realizować. Udało jej się. Podobno odniosła wiele sukcesów.
- Nie chciałaś się z nią nigdy spotkać? - zaskakuje mnie tym pytaniem. Nigdy o tym myślałam.
- Nie wiem - potrząsam głową. - Skończmy już.
- Okej - kładzie mi dłoń na kolanie i przyciąga bliżej. - Pojadę do domu, późno się zrobiło.
- Odwiozę Cię - oferuje.
- Z chęcią zobaczę jak prowadzisz. Spodziewałem się raczej jakiegoś małego, słodkiego samochodziku.
- To nie dla mnie - wsiadam.
Brendon jak na pasażera przystało objął rolę Dj'a, chociaż raczej był ciekawy co mam w schowku. - Tego szukałem - śmieje się i wpina pendrive'a z napisem P!ATD.
- Gdzie mam jechać?
- Będę Ci mówił - do jego domu docieramy najbardziej okrężną drogą, ale tak naprawdę mieszka jakieś 15-20 minut ode mnie. - Wejdziesz na chwilę? Chcę Ci coś dać.
- Na chwilę. -  Mężczyzna prowadzi mnie do studia.
 Za parę dni wychodzi nowa płyta, będzie mi miło poznać opinię największej fanki.
- Czekałam na nią - chce go pocałować w policzek, ale przesuwa się i trafiam wprost w jego usta. Pocałunek trwa długo, zbyt długo, gdy Brendon wsuwa palce w moje włosy odsuwam się. - Nie, proszę Cię  - opieram się dłońmi o jego klatkę piersiową.
- Przepraszam, ale tak na mnie działasz, że nie mogę się powstrzymać.
- Ty na mnie też.
- Będziesz to odciągać w nieskończoność?
- Będę próbować, ale to przegrana sprawa - mówię szczerze.
 - Nie będę miał czasu jutro i w czwartek, ale zabiorę Cię gdzieś w piątek, będę pisał.
- Do zobaczenia.
Płytę włączam w odtwarzaczu w domu. Jest idealna. Nie wytrzymuje i dzwonię do Brendona.
- Coś się stało?
- Nie, tak... znaczy przesłuchałam płytę. Nie mam słów, które by wyraziły moje uczucia teraz.
- Cieszę się.
- To tyle, nie przeszkadzam już.
- Ledwo zdążyłem wziąć prysznic, dobranoc?
- Nie, przesłucham jeszcze raz - słyszę, że się śmieje.
- Odpocznij trochę. Będziesz znała ją lepiej niż ja.
- Już tak mam.
-Przesłuchuje ją ponownie i się kładę. Następnego dnia przed południem jadę do Kim.
- No halo kobieto, czemu nie odpisałaś?
- Brendon był u mnie. Spał u mnie i spędziliśmy cały dzień razem.
- Spał?
- Tak, spał. Czy ja mogę już iść z nim do łóżka? - Chowam twarz w dłoniach.
- Powiedz mi proszę, że nie chodzi o to, że jesteś jego fanką itd.
- Jak go poznałam, to nawet o tym nie myślałam, czuję się przy nim jak gdyby nigdy nic złego nie wydarzyło się w moim życiu. Wszystko jest odcięte i gdy mnie dotyka, to mam ciarki na całym ciele i brakuje mi tchu.
- Ale Cię wzięło. Jezus Maria wpadłaś po uszy - śmieje się. - Nie pisali o jego potyczkach miłosnych, więc nie chce Cię tylko zaliczyć, jeśli jesteś gotowa na nowy związek i to na związek w 100% to zrób to. Naprawdę Was ciągnie do siebie.
- Nie spodziewałam się, że tak szybko uda mi się wejść w nowy związek. Chciałam być mądrzejsza.
- To już musisz pomyśleć sama, nie będę Ci mówić, co masz robić, mimo że już powiedziałam...
Wracając do domu robię zakupy. Na podjeździe zastaje auto Roberta. Siedzi w kuchni i pije kawę.
- Co tu robisz?
- Jared prosił żebym popilnował domu, to zajrzałem.
- Mieszkam tu, nie musisz.
- Porozmawiamy?
- Chcesz mi opowiedzieć jak bzykałeś Ashley? Nie, dzięki.
- Janette...
- Przestań, błagam. Nie będziemy już razem. Jestem znudzona powtarzaniem tego. Mogliśmy mieć nasze "żyli długo i szczęśliwie", ale to zjebałeś. Nie jestem w stanie Ci tego wybaczyć, bo znaczyłoby to, że nie szanuje samej siebie, więc przestań i nie słuchaj Jareda, bo to nic Ci nie da i jemu też nie, a teraz proszę wyjdź.
Piętnaście minut później dostaje telefon od taty.
- Czego nie rozumiesz w tym, że nigdy do niego nie wrócę? Mówię niezrozumiale czy innym językiem?
- A gdybyście mieli dziecko? - Nie wierzę, że użył tego argumentu.
- To bym go zabiła gołymi rękami. Nie chcę go tu więcej widzieć - rozłączam się.
Jestem tak bardzo zła znowu, że chodzę z pokoju do pokoju. Postanawiam się przebrać i iść pobiegać. Włączam Ipoda z najnowszą muzyką i ruszam. Mam dość tego żeby tata mówił mi co mam robić. Gdybym miała jakieś lepsze źródło utrzymania, to od razu bym się wyprowadziła. Może powinnam zatrudnić agenta, który  pomógłby mi zrobić karierę. Ostatnie 500 metrów do domu pokonuję pieszo. Na podjeździe czeka Brendon.
- Dzwoniłem - macha telefonem.
- Zostawiłam w domu - tłumaczę. - Coś się stało? - pytam, jednak mężczyzna przygląda się mojemu strojowi, krótki top i obcisłe legginsy.
- Nie. Pomyślałem, że podjadę skoro nie odbierasz. Widzę, że masz chęć mordu w oczach, więc może pojadę - śmieje się.
- Nie na Tobie, ale możesz oberwać za niewinność - uprzedzam.
Idąc pod prysznic szybko zerkam na telefon. Mam kilka nieodebranych od taty i jedno od Shannona. Oddzwaniam do perkusisty, gdy się rozbieram.
- Co tam?
- Jared mnie dręczył. Chciałem tylko wiedzieć czy wszystko dobrze.
- Tak, jest dobrze, byłoby świetnie jakby tata przestał mnie na nowo swatać z Robertem.
- Porozmawiam z nim.
- Dziękuję. Przepraszam, ale jestem zajęta.
Gdy wracam do salonu chłopak przegląda filmy.
- Obejrzymy coś?
- Jeśli wybrałeś - próbuje się uśmiechnąć.
- Chodź - klepie miejsce obok siebie. - Co się stało? - obejmuje mnie.
- Mam dość tego szarpania się z nimi obydwoma. A tata nawet nie wie, że my jesteśmy razem.
- Dlaczego?
- Bo... - zastanawiam się chwilę. - Mój były to przyjaciel mojego taty i on nie może sobie poradzić, że my się rozstaliśmy.
- Ale wie co zrobił?
- Tak, ale jak widać odbiera to inaczej niż ja.
- Może powinien mnie poznać, nie jestem taki zły, prawda? - unosi mi brodę i zmusza żebym spojrzała mu w oczy.
- Prawda - całuje go. 
- Wiedziałem - oddaje mój pocałunek i kładzie mnie na kanapie. Wsuwa mi jedną rękę pod bluzę, a drugą wplata we włosy. Z trudem się mu opieram.
- Zrobię coś do jedzenia - wyrywam mu się. Kręci głową i się uśmiecha.
Po kolacji i filmie Urie jedzie do domu, a po jego wyjściu pojawia się Shannon.
- Opowiesz mi tą historię z wokalistą Panic! - uśmiecha się tajemniczo.
- Pamiętasz jak mnie wtedy wyciągnąłeś z domu? Wtedy się poznaliśmy i się spotykamy, tyle.
- Nie powiem, że nie jestem zaskoczony.
- Też byłam na początku, ale teraz czuję, że żyję i chcę tego, chcę z nim być nawet jeśli komuś się to nie spodoba. 
- Jared wraca w piątek wieczorem.
- Nie będzie mnie. Brendon mnie zabiera gdzieś na weekend.
- Chcę żebyś była szczęśliwa, a to chyba dobry chłopak.
- Nie mów tacie. Dopóki nie wyperswaduje mu, że nie wrócę do Roba nie chcę żebyś wiedział.
- Nie ma problemu.
Po wyjściu perkusisty od razu kładę się spać. Rano pakuję ubrania. Za bardzo nie wiem co zabrać, ale biorę ubrania na każdą pogodę i stój kąpielowy, zabieram też trochę kosmetyków. W końcu mam pokaźnych rozmiarów walizkę.
- Gotowa? Z tymi rzeczami to nawet na miesiąc chyba.
- Nie powiedziałeś mi gdzie jedziemy.
- Spodoba Ci się, zaufaj mi.
Gdy Brendon skręca na wybrzeże, wiem, że jedziemy do Malibu. Zatrzymujemy się pod białym ogrodzeniem i jasnobeżowym domem, wygląda przepięknie. 
- Chodź najpierw Cię oprowadzę.
Mijam przedpokój i idę prosto do salonu. Duże szklane drzwi z widokiem na ocean i duży taras. Biała, przestronna kuchnia połączona z jadalnią. Sypialnia również z widokiem i tarasem oraz dużą łazienką dla 2 osób.
- Zmieścimy się tutaj?
- Zależy ile masz kosmetyków - wbijam mu palec w żebra.
- Na dole jest jacuzzi, jeśli będziesz miała ochotę to ja wszystko przygotuję. Na plażę trochę za zimno niestety.
- Może zrobię najpierw coś do jedzenia?
- To najpierw musimy zrobić zakupy, bo tu prawie nic nie ma.
- Dobrze.
- To przyniosę bagaże i możemy jechać.
Nie robimy dużych zakupów, kupujemy rzeczy tylko na kilka dni, aż brunet wkłada do koszyka kilka win.
- Nie zepsują się, a i tak myślę, że je wypijemy - całuje mnie w policzek.
Po powrocie robię bardzo wczesny obiad. Urie otwiera wino i włącza telewizor.
- Zostaw, cokolwiek tam robisz - woła. - Jesteś moim gościem.
- Chciałam włożyć naczynia do zmywarki, już idę.
- Cieszę się, że jesteś.
- Idź, odpal to jacuzzi. - Brendon tylko unosi brwi i odstawia kieliszek.
- Daj mi chwilę, muszę napuścić wodę.
- To się przebiorę. - Wchodzę na górę, w głównej sypialni zastaję tylko swoją walizkę. Zaskakuje mnie brak walizki mężczyzny, stoi w drugiej sypialni. Waham się chwilę co zrobić, ale biorę ją i rozpakowuje obie. Mam nadzieję, że nie będzie się złościł, że dotykałam jego rzeczy. Wchodzę do łazienki i zakładam strój kąpielowy.
- Widziałaś może? - milknie, gdy mnie widzi. 
- Tak? Co potrzebujesz?
- Szukam swojej walizki.
- Pozwoliłam ją sobie rozpakować tutaj w sypialni. 
- Jesteś pewna? Nie chce...
- Brendon ja ją tu rozpakowałam. Jestem tego pewna i to bardziej niż myślisz. Rozbieraj się, to znaczy przebieraj - sięgam po szlafrok. Chłopak mnie nie zawodzi i schodzi na dół w samych bokserkach, ale ma też wino.
- Proszę - podaje mi kieliszek. 
Siedzimy w jacuzzi dość długo, aż marszczy mi się skóra na rękach. Po wyjściu okazuje się, że już się ściemniło. Idę pierwsza pod prysznic i znowu nie zabieram ze sobą żadnych ubrań. Brunet leży na łóżku i ogląda telewizję.
- Możesz iść już - mówię do niego.
- Chętnie popatrzę.
- Ty czasami jak coś powiesz - kręcę głową.
- Po prostu mi się podobasz, tak strasznie mi się podobasz -  podchodzi do mnie. - Nie jestem w stanie Ci się oprzeć. Wiem, że chciałaś poczekać, ale ja nie mogę. To znaczy mogę, ale nie unikniesz tego. Wiem, że to wszystko zaczęło się dosłownie wczoraj, ale ...
- Ciii - całuje go. - Już nic nie mów.
Nie muszę słyszeć więcej, bo on dobrze wie co czuję i czego się boję i gdzieś głęboko w sobie mam to przekonanie, że będę z nim szczęśliwa, że mnie nie skrzywdzi, że będzie tym jedynym. Budzą mnie promienie słońca i wzrok Brendona utkwiony we mnie.
- Czekałem aż wstaniesz żeby zrobić śniadanie. Na co masz ochotę?
- Cokolwiek zrobisz, ale na słodko.
- Pewnie, co tylko zechcesz.
Zjadamy śniadanie  i idziemy na spacer po plaży.
- Weź - daje mi swoją bluzę. - Zmarzniesz w tym - wskazuje na moją kurtkę.
Wieczorem idziemy na kolację. W końcu udaje mi się zrelaksować i odpocząć, że aż nie chcę stamtąd wyjeżdżać. 
- Musimy jutro wracać? - opieram się na łokciu. - Masz coś ważnego?
- Nie, wszystko może poczekać, skoro moja dziewczyna chce jeszcze zostać. A co się dzieje? - patrzy na mnie zmartwiony.
- Nic, po prostu tutaj w końcu mam spokój, nikt nie zawraca mi głowy.
- Możemy zostać dłużej, ale ukrywanie się przed Jaredem nic nie da.
- Wiem. Ja nie chcę się przed nim ukrywać, czy też nas ukrywać, ale chce mieć parę dni spokoju - przytulam się do niego.
- Czyli już wcześniej to wiedziałaś, dlatego masz tyle rzeczy. Nie martw się. Wszystko się ułoży, jak będzie potrzeba to ja sam z nim porozmawiam. Nawet jeśli mu się to nie spodoba, to ja sobie Ciebie nie odpuszczę. Zależy mi na Tobie, chcę być z Tobą, nikt mi tego nie zabroni.
Zostajemy w Malibu jeszcze cztery dni, odpoczywam i nie myślę już o tym co się wydarzy jak tata się dowie. Nie zamierzam go też o tym informować. Wszystko się jakoś ułoży samo.  Wiem, że jestem we właściwym miejscu i tym razem na pewno z właściwą osobą.




______________________________________________________________
Ten rozdział, to co się tutaj wydarzyło, czyli Janette i Robert. Nigdy nie chciałam tak kończyć tej historii, ale nie miałam już na to pomysłu, tam był tylko happy end, a ja jako, że bardzo lubię pisać tego bloga, chociaż coraz mniej osób go czyta postanowiłam namieszać. Janette i Brendon, układam zupełnie na nowo tą historię i pamiętajcie, że to fikcja, opieram się często na realnych wydarzeniach, ale ten blog to fikcja.
Czekam na Wasz odzew, buziaki J.

1 komentarz:

  1. Ach ten Jared, nie rozumiem go. Nie powinien tak traktować Janette, tym bardziej, że moim zdaniem dużo wycierpiała z jego winy.
    Czekałam na zwrot akcji, ale Robert... daleko to zaszło i dobrze, że Janette mu nie wybaczyła, tym bardziej, że poznała Brendona. Coś czuję, że nowa historia nam się szykuje tutaj :)
    Czuć powiew świeżości w tym opowiadaniu, super się czyta.
    xoxo
    K.

    OdpowiedzUsuń