Nie miałem ochoty iść na zajęcia, szczególnie po takim miłym poranku. Coraz więcej dni tak wyglądało, a ja z każdym kolejnym przyłapywałem się na tym, że nie wyobrażam sobie życia bez niej.
Wraz z początkiem kwietnia Jennifer zaczęła się przygotowywać do występu, który odbywał się za niecałe dwa miesiące. Chodziłem na jej próby. Kochałem patrzyć jak tańczy, jak uwalnia swoje emocje poprzez taniec. Była w tym niesamowita.
- Chodź tutaj po partnerujesz mi - powiedziała na jednej z prób.
- Zwariowałaś? Ja nie umiem tańczyć, a do tego to ma w sobie elementy baletu.
- Jared nie marudź - skarciła mnie. Wstałem niechętnie z ławki i do niej podszedłem. - Chcę żebyś tylko mnie tu trzymał - położyła moją prawą dłoń sobie w pasie.
- A mogę tu? - zjechałem na jej biodro.
- Nie możesz - zaśmiała się.
Po godzinie miałem dość. W końcu wylądowaliśmy na parkiecie całując się.
- Co Państwo tu robią? - jakaś starsza Pani otworzyła drzwi.
- Ćwiczymy - powiedziała Jennifer, po czym się podniosła i zrobiła piruet.
- Widzi Pani - wskazałem na dziewczynę. Kobieta tylko pokręciła głową i wyszła.
- Dobra chodźmy stąd - zakomunikowała. Podniosłem się z podłogi i wyszliśmy z uczelni.
Po sześciu tygodniach intensywnych treningów Jen nadciągnęła sobie bark. Leżała na kanapie i w końcu odpoczywała.
- Kochanie jesteś głodna?
- Trochę - odpowiedziała mi z uśmiechem.
- Może zostaniesz u mnie, co? - postawiłem na stoliku przed nią talerz.
- Zostanę pod warunkiem, że pojedziesz do mojego mieszkania i przywieziesz mi trochę rzeczy.
- Nie ma sprawy - pocałowałem ją w głowę.
Jennifer musiała przez tydzień leżeć. Bałem się, gdy wychodziłem do szkoły i zostawiałem ją samą na kilka godzin, ale kategorycznie zabroniła mi zostać w domu.
- Jak się czujesz? - spytałem po powrocie.
- Bywało lepiej. Mam prośbę - podała mi tubkę z maścią - posmarujesz mi bark.
- Pewnie daj - dziewczyna ściągnęła bluzkę - torturujesz mnie.
- Nie chciałam - usiadłem za nią na oparciu kanapy. Opuściłem ramiączko jej stanika i pocałowałem ją w ramię. Na jej ciele pojawiła się gęsia skórka.
- Nie bój się - szepnąłem jej do ucha.
- Ja się nie boję, tylko... no wiesz.
- Wiem, wiem. Daj tą bluzkę.
- Dziękuję.
Po tygodniu leżenia i odpoczynku Jennifer postanowiła się gdzieś wybrać.
- Przepraszam Cię bardzo, gdzie Ty idziesz?
- Na próbę.
- Jak to na próbę? Kochanie nie powinnaś się forsować.
- Nie idę ćwiczyć. Chcę zobaczyć tylko. Dzisiaj cała grupa ma zajęcia. Wrócę niedługo, nie martw się - posłała mi buziaka i wyszła. Wróciła po 2 godzinach.
- Co mi chcesz powiedzieć? - spojrzałem na nią.
- Chcę wziąć udział w tym przedstawieniu.
- Ale . . .
- Jared zrozum, że ja muszę. Strasznie mi na tym zależy.
- Ja to rozumiem - ująłem jej dłonie w swoje - boję się po prostu, że zrobisz sobie krzywdę.
- Chcę tylko parę razy przećwiczyć układ sama i raz albo dwa z grupą. No Jared proszę.
- Niech Ci będzie - nie miałem serca jej zabronić.
Chodziłem z Jennifer na próby. Musiałem jej pilnować żeby się nie przemęczała. Widziałem, że ją boli, ale nie potrafiła odpuścić. W pewnym momencie usiadła na parkiecie i się rozpłakała.
- Nie płacz. Wstawaj, wrócimy do domu.
Bardzo emocjonalnie do tego podchodziła, ale nie było się czemu dziwić w końcu kochała to robić. Nadszedł dzień przedstawienia.
- Powodzenia - pocałowałem ją.
- Nie dziękuję - weszła na scenę, a ja poszedłem na widownię.
Po występie z resztą bardzo udanym pojechaliśmy do mojego mieszkania.
- Jestem zmęczona. Pójdę się położyć.
Martwiłem się o nią. Na przedstawieniu dała z siebie wszystko, co w jej stanie było błędem. Obudziłem się rano, a Jen zastałem w łazience. Siedziała na wannie i płakała.
- Ej, co się stało?
- Boli.
- Chodź do mnie - przytuliłem ją lekko - ubierzemy się i pojedziemy do szpitala.
- Nie - zaprotestowała.
- Zdecydowałaś o udziale w przedstawieniu, a teraz pozwól, że ja zdecyduję o Twoim zdrowiu - pokiwała głową.
- Znowu Pani - lekarz spojrzał na nią i pokręcił głową - zapraszam. Doprawiła się Pani - spojrzał na zdjęcie z prześwietlenia - Warto było?
- Tak - odpowiedziała stanowczo.
- Zostanie Pani parę dni w szpitalu - powiedział doktor.
- Muszę?
- Niestety tak. Pielęgniarka zaprowadzi Państwa na salę.
Jen się przebrała w szpitalną koszulę i położyła na łóżku.
- Zapomniałam Ci o czymś powiedzieć - złapała mnie za rękę. Co ona znowu wymyśliła, pomyślałem - Jutro po południu przyjeżdżają moi rodzice - dokończyła po długiej przerwie - Pojedziesz po nich na dworzec, bo oni nigdy tu nie byli? - uśmiechnęła się słodko.
- Chyba nie mam wyjścia co. Ładnie mnie załatwiłaś.
- Przepraszam. Muszę do nich zadzwonić i ich uprzedzić - sięgnęła po telefon. - Cześć mamuś, bo widzisz jest taka sprawa . . .
Wyszedłem na korytarz. Wolałem uniknąć spotkania z "teściami", a tu poznam ich szybciej niż myślałem i to jeszcze w sytuacji, gdy Jen jest w szpitalu.
Następnego dnia dziewczyna wszystko mi tłumaczyła.
- Moi rodzice Christine i Peter Simons - podała mi zdjęcie - powinieneś ich rozpoznać.
- Mam taką nadzieję.
- Jay nie denerwuj się. Oni Cię polubią. Poza tym odpowiadałam mamie o tobie. Bardzo się ucieszyła, że mam chłopaka - przez moment poczułem się pewniej - dasz radę. Jedź już, bo się spóźnisz.
- OK, narazie. Może ich tu potem przywiozę, jak dożyję tego momentu.
Jadąc na dworzec czułem rosnące napięcie. Bałem się, ale sam do końca nie wiedziałem czego. Wchodząc do budynku zobaczyłem dwójkę ludzi po 40-stce. To byli oni.
- Leto niczego się nie boją - powiedziałem do siebie, przypominając sobie słowa brata.
- Dzień dobry. Państwo Simons prawda? - podszedłem do nich.
- Tak.
- Jestem Jared.
- Pan jest chłopakiem naszej córki? - kobieta spojrzała na mnie.
- Zgadza się.
- Peter - mężczyzna pewnie i stanowczo uścisnął mi dłoń.
- Cieszę sie, że mogę Cię w końcu poznać - uścisnęła mnie mocno, co trochę mnie zdziwiło.
Zawiozłem rodziców Jennifer do mieszkania jej i jej współlokatorki Zeny. Po tym jak się odświeżyli pojechaliśmy do szpitala.
- Mamo! Tato! - pisnęła uradowana dziewczyna.
- Czy Ty dziecko nigdy nie możesz się obyć bez kontuzji? - Peter spojrzał na nią surowo.
- Widocznie tak musi być, ale występ był świetny. Jared może to potwierdzić.
- Oj tak - pokiwałem głową.
Po czterech dniach pobytu w szpitalu Jen została wypuszczona do domu. Musiała leżeć dwa tygodnie. Była w swoim mieszkaniu. Jej rodzice chyba nie znieśliby tego, że od jakiegoś czasu mieszkała u mnie, więc zachowywaliśmy pozory. Siedząc trzeci dzień z kolei do późna u Jennifer, do pokoju wszedł jej tata.
- Nie przeszkadzam Wam? - spytał.
- Skądże.
- Jared jeśli chcesz, to możesz zostać tu. My nie mamy nic przeciwko w razie czego - puścił mi oczko i wyszedł.
- W takim razie rozbieraj się i wchodź tu do mnie - dziewczyna spojrzała na mnie zalotnie.
- Całkiem? - stanąłem przed nią w samych bokserkach. W przeciągu sekundy zarumieniła się i zakryła twarz rękami. - To było urocze - powiedziałem wchodząc na łóżko.
- Jared?
- Hmmm?
- Bo widzisz jest taka sprawa. Zena się wyprowadziła, a nie chcę szukać nowej współlokatorki, więc mogłabym już tu nie mieszkać, tylko . . .
- Tylko co?
- Moglibyśmy zamieszkać razem, jeśli chcesz oczywiście.
- Jestem jak najbardziej za - pocałowałem ją.
Rano obudziła mnie Pani Christine, która zrobiła nam śniadanie.
- Nie musiała Pani - powiedziałem nieco zakłopotany.
- Ale chciałam. Nic wielkiego naprawdę - zamknęła drzwi.
- Kochanie obudź się.
- Nieeee. Jared jeszcze trochę.
- Twoja mama zrobiła nam śniadanie.
- Śniadanie - podniosła się.
Państwo Simons po południu mieli pociąg do Atlanty.
- Opiekuj się nią - mama Jen pocałowała mnie w policzek.
- Obiecuję.
- Fajny z Ciebie chłopak, nie spraw żebym myślała inaczej - Peter pogroził mi palcem i uścisnął.
- Do widzenia. Miłej podróży.
- Jesteśmy sami? - zapytała.
- Tak - pociągnęła mnie za bluzę i zaczęła całować.
- Ej koleżanko, masz na siebie uważać.
- Oj tam.
- Dobra jednak miałeś rację - powiedziała po paru minutach.
- No widzisz. Leż grzecznie.
Tydzień później zabrałem Jennifer do siebie i przewiozłem wszystkie jej rzeczy. Rozmawiając parę dni później z Shannonem uświadomiłem go o tym fakcie.
- Oj Młody . . . może czas w końcu powiedzieć mamie, że masz dziewczynę?
- Zrobię to, ale jeszcze nie teraz. Musiałaby ja poznać, a ja nie mogę jechać teraz do Los Angeles.
- To jak Ty nie masz czasu, to może ja wpadnę do Ciebie. Nie masz nic przeciwko?
- Zapraszam.
- W końcu poznam tą Twoją piękność.
- Skarbie, nie masz nic przeciwko, że mój brat nas odwiedzi w przyszłym tygodniu? - zapytałem dziewczyny.
- Nie mam - uśmiechnęła się.
Półtora tygodnia przyjechał Shannon.
- Cześć braciszku - uściskałem go mocno - To jest właśnie Jennifer - wskazałem na blondynkę.
- To Ty zawróciłaś mojemu bratu w głowie. Shannon - podał jej rękę.
- Jared dużo o Tobie opowiadał - poruszyła brwiami.
- Oby same dobre rzeczy - uśmiechnął się lekko.
Mój brat był wyraźnie oczarowany Jennifer.
- Skąd Ty ją wytrzasnąłeś? Jest perfekcyjna. Śliczna, wygadana, mądra, zabawna, ma idealną figurę. Kurwa Jared zazdroszczę Ci.
- Dziękuję - zaśmiałem się.
- Wierz mi mama z pewnością ją polubi, tylko musi ją poznać. Z takimi dziewczynami jak ona bierze się ślub, zakłada rodzinę i prowadzi się szczęśliwe życie - przerwaliśmy rozmowę, bo do mieszkania weszła Jen.
- Chłopaki robicie obiad - powiedziała z przebiegłym uśmieszkiem na twarzy.
- No to nie gwarantuję, że coś zjemy - zaśmiał się Shannon.
- Wymyślicie coś razem, a ja idę wziąć prysznic.
- Jak się z nią nie ożenisz, to ja to zrobię - wstał z kanapy i poszedł do kuchni. Wziął sobie do serca, to co dziewczyna powiedziała o obiedzie. Dołączyłem do niego i po niecałej godzinie zrobiliśmy coś do jedzenia. Wieczorem wybraliśmy się kina. Czas spędzony z Shannonem mijał świetnie, ale on niestety musiał wracać do Los Angeles.
- Elliott chce do Ciebie przyjechać - powiedział w drodze na lotnisko.
- A po chuj? Tzn. po co?
- Nie wiem - wzruszył ramionami.
- Shannon on nie może tu przyjechać. Tym bardziej teraz, gdy mieszkam z Jennifer. Jeszcze przywiezie pewnie ze sobą towar. Nie kurwa, nie ma mowy.
- Nie denerwuj się. Powiedziałem mu, że nie masz czasu, żeby Ci nie zawracał głowy teraz. Wcisnę mu jakiś kit. Nie martw się.
- Jak on tu przyjedzie, to mój związek z Jennifer się skończy. Wiesz jaki on jest.
- Aż za dobrze.
Byłem zły i nie wiedziałem co miałbym zrobić jeśli Elliott by się tu pojawił i nie posłuchał mojego brata.
- No Jared uważaj na siebie i pilnuj tej dziewczyny jak oka w głowie, to skarb naprawdę.
- Przysięgam. Zależy mi na niej.
- To akurat widać - uśmiechnął się. - Idę, bo mi zwieje ten samolot.
- Trzymaj się - uściskaliśmy się.
Zostawiłem brata na lotnisku i wróciłem do domu. Patrzyłem na dziewczynę dłuższą chwilę, aż w końcu zapytała.
- Co?
- Kocham Cię, wiesz? - na jej twarz wkradł się ten słodki uśmiech zawstydzenia.
- Ja Ciebie też - pocałowała mnie.
____________________________________________________________
Oto i jest 27 rozdział.
Z jaką częstotliwością byście chcieli aby pojawiały się nowe rozdziały. Jeden na tydzień, czy na dwa?
Ode mnie chyba tyle. Życzę miłej lektury :)
Pewnie że jeden na tydzień. narazie nawet fajnie sieę zapowiada zobaczymy co bedzie dalej:). troche krótki ale mam nazieje ze nastepny bedzie szybciej. Pozdrawan:)
OdpowiedzUsuńDalej będzie hmm... ciekawie :)
UsuńBędzie niedługo, a co do długości to raczej nic się nie zmieni.
Również pozdrawiam.
(:
OdpowiedzUsuńAch zakochany Letoś to jest to !<3
OdpowiedzUsuńShanny już jak widać zapoznał się ze szwagierką i wydał opinię teraz tylko zdanie mamuśki Leto,które przeczuwam nie będzie już tak pozytywne Shannona.Możliwe że to tylko moje przeczucia.
Mam wrażenie że przyjazd Eliota(o ile do tego dojdzie)całkiem namiesza w ich życiu.
Oczywiście że chcielibyśmy żeby rozdziały były dodawane raz w tygodniu ale decyzja tylko i wyłącznie należy do ciebie.Tak na dobrą sprawę teraz dodajesz rozdziały raz na miesiąc co ja oczywiście rozumiem bo sama mam bardzo mało czasu na przyjemności i szczerzę wątpie że dasz rade dodawać raz na tydzień a tak jak będzie na dwa tygodnie to spokojnie sobie napiszesz,bez pośpiechu i presji że termin cię goni.Rozumiesz o co mi chodzi? Tak jak już mówiłam decyzja należy do ciebie a ja tylko wyraziłam swoją opinie.Życzę ogromnej weny.Pozdrawiam :)
Zdanie Constance o Jennifer będzie zaskoczeniem tak mi się wydaje i kompletnie się pogubicie, ale wszystko się z czasem wyjaśni :)
UsuńTeraz tak dodawałam ze względu na szkołę, bo przepisywanie pochłaniało mi trochę czasu. Mam zapas, więc myślę, że uda mi się jeden na tydzień lub na dwa. Tak, tak rozumiem :)
Nie dziękuję!
hej :) no no, to się nam Letosek zakochał ;) Fajnie, że na razie opisujesz wszystko od początku, bo wszyscy ciekawi. Podobał mi sie ten rozdział, szybko się go czytało i czuć było akcję ;) Kurcze, nie mogę, co się tam wydarzy, że Jay zostanie z dzieciątkiem sam! :) No i oczywiście watek Elliota xd Czy dużo namiesza Letosiowi w życiu? Przeczuwam, że chyba tak. A co do Jeniffer... ona jest baletnicą? Hm, a one są bardzo "zbzikowane" na pukcie swojej perfekcji w tańcu ( nie wiem czy oglądałaś czarnego łabędzia? czy możemy liczyć na jakąś dramaturgię? O.O ) Jednym słowem pisz, póki masz czas i wenę :D a my chętnie poczytamy.
OdpowiedzUsuńTrzymaj się.
Do tego aż Jay zostanie sam jeszcze trochę. Elliot... nie odbierałabym go aż tak negatywnie. Fakt chłopak nie jest ideałem, ale jest w porządku. Nie, nie, nie. Nie odbieraj tego tak, Jennifer nie jest baletnicą. Ona tańczy po prostu. Piszcząc wpadł mi ten pomysł do głowy i go tu wkręciłam :)
UsuńDziękuję za komentarz :)
Wiiitam :D
OdpowiedzUsuńMam na początku pytanko - oni to zrobili czy oni tego nie zrobili? Bo ona tak do niego "rozbierz się" i całowała go i w ogóle i ja się w końcu pogubiłam! xD
Jedna rzecz rzuciła mi się w oczy - nie pisz w dialogach skrótami, chyba, że ktoś wymawia "tzn" jako tzn, a nie jako to znaczy xD
A co do treści - podobają mi się strasznie takie rozdziały z przeszłości, i like it, haha. :D Jennifer to ideał <3 Jak mniemam to jest matka Janette... ale czy to znaczy, że zbliżamy się do końca opowiadania? :o Albo wręcz przeciwnie - może akcja jeszcze bardziej ruszy? Jestem ciekawa co tam dla nas przygotowałaś! <3
Elliott mnie w jakiś sposób zaciekawił, ale wiem jedno... nie lubię go, jak on rozwali związek Jared+Jennifer to go osobiście znajdę i zabiję. Tak, serio! xD
Shanni był słodziutki, lubię jak rozmawia z bratem <3 w ogóle twoje dialogi, asdfghjkl <3 Ale tęsknię trochę za Janette, ciekawi mnie jej reakcja na to wszystko. Wyczuwam zdziwienie, kiedy historia Jareda dobiegnie końca... jestem ciekawa w jakich okolicznościach oni się rozstali, bo tutaj wydają się być strasznie idealni, jakby byli dla siebie stworzeni! Już ich shippuję! <3
Pozdrawiam, weny życzę i czasu oraz chęci na przepisywanie!! ;)
Nie, nie przespali się ze sobą. Wiem, że trochę zamieszałam, ale lubię mieszać, bo wtedy nigdy nie wiadomo o co chodzi :)
UsuńCieszę się, że się podoba <3 Tak Jennifer jest matką Janette.
Nie zbliżamy się do końca. To jest taka retrospekcja i po niej dalej będą normalne rozdziały, bez obaw. Oj no dużo przygotowałam, ale czasem jak o tym myślę to mogłoby się ciągnąć w nieskończoność, bo mam dużo pomysłów :D Ja Elliotta kocham wręcz. Jest takim złym chłopcem i sprowadza Jareda i Shannona na złą drogę, ale jednocześnie jest ich najlepszym przyjacielem i o tym nie wolno zapominać :D
*___* Nie powiem jak zareaguje Janette, ale będzie miała bardzo mieszane uczucia, tyle mogę powiedzieć :) To miało tak wyglądać, że są idealną parą i w ogóle, że ich związek jest idealny, a potem BOOM.
Wena się przyda, chęć do przepisywania też, dziękuję ♥